(O miłości. Cienie. Opat Albert.)
Rozumowanie skończył mistrz uczony,
I bystro na mnie patrzał, czy rad byłem;
Ja nowym jeszcze pragnieniem drażniony,
Milczałem zewnątrz, a wewnątrz mówiłem:
«Może go zbytkiem zapytań morduję».
Lecz ten prawdziwy ojciec, gdy chęć całą
Odkrył, co serce z bojaźni skrywało,
Mówiąc sam, skłonił przemówić doń śmiało.
«Mistrzu, twym światłem do tyla się krzepi
Wzrok mój, że jasno myśl twych słów pojmuję,
Proszę, mój ojcze, w jaśniejszej przeźroczy
Pokaż tę miłość, do której przyczyny
Odnosisz wszelkie dobre i złe czyny».
«Zwróć ku mnie» mówił «przenikliwe oczy.
Twego rozumu, a ujrzysz błąd lepiej
Tych, co chcą drugich prowadzić, choć ślepi.
Serce, stworzone z skłonnością kochania,
W czym upodoba, za tym się ugania
W chwili, gdy czuje pociąg podobania.
Pojęcie wasze, co w lot wszystko łowi,
Schwycony przedmiot przedstawia duchowi:
W nim takim blaskiem ten przedmiot pozłaca,
Że wprost ku niemu dusza się obraca:
I gdy się wznosi doń z żywą skłonnością,
Jest przyrodzoną ta skłonność miłością,
Która przez rozkosz z wami się tak splata.
I jako płomię, co w powietrze wzlata,
Spełniając ślepą swej natury wolę,
Gdzie się przepala dłużej w swym żywiole,
Tak nakłoniona poddaje się dusza
Żądzy, ten bodziec duchowy porusza
Serce człowieka nieustannym biciem,
Nim rzecz kochana stanie się użyciem.
Widzisz, jak prawdzie błąd kłamstwo zadaje,
Twierdząc, co dłużej zbijać niepotrzebna,
Że każda miłość jest w sobie chwalebna.
Treść jej, być może, dobrą mu się zdaje;
Że wosk jest dobry, czyś przyznać gotowy,
Że dobrym każdy jest odcisk woskowy?»
«Jasno mi rozum przy świetle twej mowy»,
Odpowiedziałem «wytłumaczył miłość,
Lecz sam uwięznął w zwątpienia zawiłość.
Bo jeśli miłość w nas ostrzem swych grotów
Ugadza z łuku zewnętrznych przedmiotów,
Żadnej zasługi dusza mieć nie może,
Czy idzie prosto, czy schodzi w rozdroże».
Mistrz: «Ile zdolna rozumu potęga,
Punkt ten objaśnię, dalej on nie sięga,
Czekaj, aż dojdziesz sam do Beatrycy,
Bo wiara klucz ma od tej tajemnicy.
Każdy duch z treści swojej niewcielony,
Różny od ciała, jednak z nim złączony,
Zamknięty w sobie ma własność szczególną,
Której nam uczuć i dowieść nie wolno:
Lecz się objawia przez skutki i czyny
Jak przez zielony liść życie rośliny.
Człowiek nic nie wie, skąd się w nim lgnie miłość,
Jaka pociągów pierwszych jest pochyłość,
Które podobnie są w nas jako w pszczole,
Dla miodobrania latającej w pole.
Ta pierwsza wola, co skłonność prowadzi,
Ni do pochwały jest, ni do zganienia.
Więc gdyby wszystko zlać w tę arcywolę,
Macie wrodzony przymiot, który radzi,
Który stać winien w progu przyzwolenia.
Rozum jest gruntem, skąd dla was wypływa
Powód zasługi, zasługa prawdziwa,
Podług jak waszej panując krewkości,
Uprawnia dobre albo złe skłonności.
Mędrcy zgłębiając treść rzeczy aż do dna,
Przyznali, że jest ta wolność przyrodna,
I jako owoc swoich myśli kwiatu,
Księgę morału zostawili światu.
Przypuśćmy, miłość, co iskrą z was błyska,
Że z konieczności wynika ogniska,
Lecz w was jest władza, co ją, gdzie chce, kłoni.
Szlachetny przymiot, który Beatryce
Zwie wolną wolą; jej ci tajemnicę
Ona rozwiąże, z tobą mówiąc o niej».
Księżyc jak w północ, wznosząc się powoli,
Coraz nam rzadsze pokazywał gwiazdy,
Idąc przez obłok to ciemny, to biały,
Jak pieczęć w ogniu czerwienił się cały.
Księżyc przebiegał tor słonecznej jazdy
W chwili, gdy widział Rzym już zachodzące
Między Sardynią a Korsyką słońce.
Ten, przez którego gródek Pietoli,
Więcej od miasta Mantuanów słynny,
Ciężar z mych myśli zdjął mistrz dobroczynny.
W rzeczy wywodach przeglądając jaśnie,
Byłem jak człowiek marzący, gdy zaśnie:
Lecz z tej senności zbudziły mię duchy,
Bieżąc za nami gwałtownymi ruchy.
Jak niegdyś Asop widziała w Achai
Bezładny pochód szalejącej zgrai,
Kiedy Tebanie z pochodniami w nocy
Idąc, Bachusa wzywali pomocy;
Równie w tym kręgu szybkimi krokami
Biegli, swym biegiem wiatr czyniąc za nami,
Ci, których gnała miłość dobrej woli.
Gdy nas tłum duchów na końcu okoli,
Dwa pierwsze duchy wołały ze łzami:
«Szybko na górę pobiegła Maryja.
Cezar pod grodem marsylskim nie leżał,
Szybko namioty obozowe zwija,
Jak błysk piorunu do Hiszpanów bieżał».
Drugie wołały: «Miłość czas tak ceni,
Nie traćmy czasu przez brak jej płomieni,
Żarliwość w dobrym łaskę zazieleni».
— «O duchy, których żarliwość gorąca
Dziś wynagradza może w roztargnieniu
Waszą ostygłą chęć w dobrze czynieniu,
Oto żyjący, wierzcie, was nie zwodzę,
Chce na tę górę wejść przed wschodem słońca.
Najbliższe przejście wskażcie nam po drodze».
Tak mówił wódz mój, a jeden z gromady
Duch odpowiedział: «Idźcie w nasze ślady.
My śpieszym nie chcąc nic stracić na czasie,
Przebacz, że wola nas wstrzymać nie może,
Gdy ci nasz pośpiech niegrzecznością zda się.
Byłem opatem w zenońskim klasztorze,
A Rusobrody panował w tej dobie,
Z bólem łagodne jego królowanie
Rozpamiętują dzisiaj w Mediolanie.
O! już ten stoi jedną nogą w grobie,
Który zapłacze, że w miejsce pasterza,
Synowi zwierzchność klasztoru powierza,
Który miał ciała budowę kaleką,
A rozum jeszcze więcej wykrzywiony,
A był ze złego związku urodzony».
Czy na tym zmilkła ucięta rozmowa,
Nie wiem, bo duch był ode mnie daleko:
Rad zatrzymałem w pamięci te słowa.
On, moja tarcza, moc w każdej potrzebie,
Przemówił do mnie: «Obróć się tam twarzą,
Patrz, jak dwa duchy idąc koło ciebie,
Bodą lenistwo słowami i gwarzą:
Lud, co przez morze suchą przeszedł nogą,
Ciężko lenistwem zgrzeszywszy przed Panem,
Nie złożył swoich kości nad Jordanem.
Ci się niemęską znikczemnili trwogą,
Co Eneasza w pół drogi odbiegli,
Gdy sycylijski piękny ląd postrzegli».
Kiedy sprzed oczu zniknęły te cienie,
Jedna za drugą biegły myśli czynne,
A z tych się snuły nowe myśli inne;
I tak wirując nieustannym kołem,
Nieznacznie w senne zlały się marzenie,
Aż rad zamknąłem oczy i usnąłem.