tłum. Julian Korsak

Pieśń XXXIII

(Beatrycze i inne niewiasty powstają, Beatrycze prorokuje ocalenie Kościoła i przywrócenie ładu bożego. Eunoe i zanurzenie się w niej. Zakończenie.)

Deus, venerunt gentes: na przemianę,
Zmieniając w kolej chór swój z każdą zwrotką,
To trzy, to cztery głosy nimf dobrane,
Płacząc, poczęły psalmodyję słodką.
A Beatrycze, wzdychając, jej słucha,
Współczuciem łez ich zmieniona i drżąca;
Rzekłbyś, Maryja pod krzyżem stojąca,
Niewiele więcej była od niej blada.
Lecz gdy spostrzegła, że mówić wypada,
Powstała prosta, z żarliwości ducha
Zaczerwieniona jak ogień, mówiła:
«Siostry, maluczko już mnie tu widzicie,
Maluczko zasię, a znów mnie ujrzycie».
Wszystkie sióstr siedm przed się postawiła,
Damę, mnie, mędrca, który został z nami,
Za sobą, tylko znak dając gestami.
Tak szła i prawie za dziesiątym krokiem,
Gdy oczy moje przebiła swym okiem,
Rzekła spokojna: «Chodź sam bliżej, śmiało,
A stań tak do mnie zwrócony w połowie,
Abyś mógł słyszeć, gdy do cię przemówię».
Gdym stanął przy niej, jak mi stać przystało,
«Bracie,» mówiła, «tak idąc, dlaczego
Nie śmiesz mi zadać pytania jakiego?»
Jak ten, co nie śmie wyjść z pewnych obrębów
Przyzwoitości przed swoim zwierzchnikiem,
Mówiąc, nie może przez pokory zbytek,
Żywego słowa wyrwać spoza zębów,
Począłem jąkać nieśmiałym językiem;
«Pani, znasz lepiej sama mój pożytek».
A ona: «Wstydem nie czerwień twej twarzy,
Abyś nie mówił jak człowiek, gdy marzy.
Wiedz, że spód wozu strzaskany przez smoka
I był, i nie jest zarazem dla oka,
Lecz żeby grzesznik nie roił, jak roi,
Że bożą zemstę potrawą ukoi.
Orzeł, co tyle ronił piór, nie będzie
Zawsze bezdzietny! Choć wóz w ślepym błędzie
Złudzony piór tych ozdobą zwodniczą,
Stał się potworą, a potem zdobyczą.
Bo widzę jasno przyszłość tajemniczą,
Pomimo przeszkód, co się nagromadzą,
Już idą gwiazdy, które czas sprowadzą,
Gdy wszetecznicę i jej spółgrzesznika
Liczba, co pięćset, pięć, dziesięć zamyka,
Zesłana z nieba, jak proch marny zniszczy.
Może ta wróżba jak Sfinks lub Temida,
Niezrozumiałą i ciemną się wyda,
Bo miesza rozum światłem, co zbyt błyszczy:
Lecz wam rozwiążą węzeł tej zagadki
Najady, które wcielą się w wypadki,
Plaga ich trzody ocali i zboża.
Zapisz i odnieś żyjącym te słowa,
Których dni kresem jest deska grobowa:
Przeze mnie bowiem mówi prawda boża.
Pomnij, spisując wiernie te wyrazy,
Nie zakryć drzewa, które wobec ciebie
Już znieważonym było po dwa razy.
Kto bądź je łamie, a z liści obnaża,
Bluźnierstwem czynu ten Boga obraża,
Bo On to drzewo stworzył świętym w niebie
Na swój użytek. Przeto pierwsza dusza
Za grzech, co z niego zjeść owoc pokusza,
W mękach i żądzy przez lat pięć tysięcy
Oczekiwała Tego najgoręcej,
Który ukarał jej płoche łaknienie
Na sobie samym przez śmierć i cierpienie.
Duch twój śpi, jeśli zrozumieć niezdolny,
Że dla przyczyny to drzewo szczególnej
Tak jest wyniosłe, a wierzch swój zieloną,
Coraz to szerszą rozwija koroną.
Jeżeli duch twój jak w Elsy strumieniu
Nie okamieniał w daremnym myśleniu:
Jeśliś nie splamił szperaniem twej głowy
Ducha, jak Pyram krwią owoc morwowy,
Wtenczas zrozumiesz z pożytkiem dla siebie
Myśl rządów Boga na ziemi i w niebie
W zakazie, jakim to drzewo otoczył.
Lecz gdy grzech rozum do tyla zamroczył,
Że ciebie razi słów mych światłość nowa;
Chcę, abyś w sercu wszystkie moje słowa
Jeśli nie spisał, to choć odmalował:
Jak pielgrzym kij swój, z którym pielgrzymował,
Ubrany w palmy na pamiątkę chowa».
A ja: «Jak odcisk na wosku pieczęci,
Pieczęć twa w mojej zostanie pamięci:
Lecz za co wznosisz lot słów tak wysoko,
Że najbystrzejsze nie dojrzy ich oko?»
—«Abyś» mówiła «poznał, w jakiej szkole
Styrałeś myśli po próżnym mozole,
I abyś jasno widział w świetle nowem,
Ile nauka jej zgodna z mym słowem,
I że od bożych dróg droga człowieka
Jest tak jak ziemia od nieba daleka».
— «Nie przypominam,» jej odpowiedziałem,
«Czym się oderwał od cię sercem całem,
Nic nie wyrzuca głos mego sumienia».
— «Twoja niepamięć przestaje być grzechem;
Przypomnij sobie,» mówiła z uśmiechem,
«Wszakżeś niedawno pił z Lety strumienia.
A jak po dymie poznajemy płomie,
To zapomnienie dowodzi widomie,
Że twoja wola ze ślepych popędów
Mogła popełnić wiele innych błędów.
Odtąd me słowa pokażą się nago,
Abyś je tępą mógł pojąć uwagą».
Świetniejsze w blasku i wolniej idące
Już przez południk przechodziło słońce,
Który się zmienia podług ruchu ziemi.
Gdy siedem niewiast wstrzymały swe iście,
Jako podróżna w drodze karawana,
Nową przeszkodą nagle zatrzymana;
Doszedłem kresu, gdzie cień rzuca mroki,
Jakie przez czarne gałęzie a liście
Zielone, wiatrem kołysane jodła
Rzuca na chłodne alpejskie potoki.
Jakby szedł Eufrat i Tygrys przed niemi
Z jednej krynicy, tak mi się wydało,
I jeden z drugim z wolna się rozdziela,
Jak gdy przyjaciel żegna przyjaciela.
«O światło!» rzekłem, «człowieczeństwa chwało,
Jaka to woda, co z jednego źródła
Płynąc, na dwa się ramiona rozwiodła?»
Ona: «Matyldy proś, niechaj ci powie».
A piękna dama w ten głos się ozowie,
Jak chcący z siebie zrzucić winę całą;
«Nie zapomniałam o tym jemu kazać,
Słów mych zdrój Lety nie mógł w nim wymazać».
A Beatrycze: «Snadź większe staranie,
Które tak często nam pamięć porywa,
Robi, że pomrok duch jego zakrywa.
Że jego okiem widzieć nie jest w stanie.
Lecz patrz, Eunoe tu płynie po łące,
W nim jego siły orzeźwij mdlejące».
A jako piękna i łagodna dusza,
Co się z pomocą nie ociąga długo,
Robiąc swawolę drugiej woli sługą;
Tak piękna dama wnet ruszyła kroku
I mnie prowadząc z sobą do potoku,
Łagodnie rzekła: «Idź» do Stacyjusza.
Gdybym mógł w większej jak teraz przestrzeni
Popuścić pióro, wierz, mój czytelniku,
Pochwał tej wody spisałbym bez liku,
Słodszej od wszystkich i rzek, i strumieni;
Lecz gdym zapisał karty przeznaczone
Na tę pieśń drugą, a sztuki wędzidło
Lot mój hamuje, więc opuszczam skrzydło.
Wyszedłem z wody, przez jej treści zdrowe
Tak odnowiony jak rośliny nowe,
W gałązkach, w liściach nowych odnowione;
Gdy nie tu jeszcze koniec mojej jazdy,
Czysty i gotów wylecieć pod gwiazdy.