Godziż się po chrześcijańsku grzebać kogoś, co samowolnie szuka zbawienia?
Co się tam o to pytasz; bierz się lepiej żywo do kopania. Fizyk był przy niej i zakwalifikował ją do chrześcijańskiego pogrzebu.
Jak to być może? Nie utopiła się przecie bez przyczynienia się własnego.
Powiadam ci, że tak zeznano.
Musiało być przyczynienie się, a to punkt właśnie stanowi. Kiedy się topię, w takim razie popełniam czyn, a czyn się popełnia trojako: działając, wykonywając i uskuteczniając. Tak więc widzisz, że się ona utopiła z umysłu.
Ależ, pozwól...
Gadaj zdrów. Tu płynie woda, dajmy na to, a tu stoi człowiek, dajmy na to: jeżeli człowiek pójdzie do wody i utopi się, rad nierad, to już ci nie zaprzeczy temu, że poszedł; ale jeżeli woda przyjdzie do niego i zatopi go, to co innego; wtedy nie można powiedzieć, że on się utopił. Wierzaj mi, kumie, że kto sam nie jest winien swojej śmierci, ten sam sobie życia nie skraca.
Czy prawo tak mówi?
Ma się rozumieć prawo fizyczne.
Chcesz wiedzieć prawdę? Gdyby to nie była dygnitarska córka, nie byłaby po chrześcijańsku chowana.
Trafiłeś w sedno. Czy to sprawiedliwie, że panowie dygnitarze większą na tym świecie mają zachętę do topienia się i wieszania niż ich współbracia w Chrystusie? Podaj mi rydel. Nie ma dawniejszych dygnitarzy niż ogrodnicy, górnicy i grabarze, bo oni idą w prostej linii od ojca Adama.
Czy Adam był dygnitarzem?
A jakże? on pierwszy przecie krzyż nosił.
Ejże, ejże! nie nosił żadnego.
Czyś waść poganin? Także Pismo rozumiesz? Pismo powiada, że Adam ziemię kopał: kopiąc, musiał ci się schylać, a jakże by się mógł schylić nie mając krzyża? Zadam ci jeszcze jedno pytanie, a jeżeli mi sprytnie nie odpowiesz, to cię nazwę...
No, no.
Co to za rzemieślnik, co trwalej buduje niż murarz, cieśla i majster okrętowy?
Szubienicznik, bo jego budowla przetrzyma tysiąc lokatorów.
Podoba mi się twój dowcip. W istocie, szubienica wyświadcza przysługi, ale komu? oto tym, co się źle zasługują; a ponieważ ty się źle zasługujesz Bogu, twierdząc, że szubienica jest trwalsza niż kościół, powinna ci więc szubienica wyświadczyć swoją przysługę. Ale wróćmy do rzeczy.
Któż buduje trwalej niż murarz, cieśla i majster okrętowy?
O to właśnie idzie.
Zaraz ci powiem.
Słucham.
Do licha, nie mogę jakoś.
Nie łam sobie już nad tym mózgownicy; osła batem nie popędzisz; a kiedy cię kto o to jeszcze raz zapyta, to mu powiedz: grabarz. Domy jego roboty przetrwają do dnia sądu. Idź do szynku i przynieś mi półkwaterek gorzałki.
Za młodu — o, gdyby ten wiek mógł powrócić!Miłostki mym były żywiołem;Pokochać, odkochać, uścisnąć, porzucićTo u mnie zwyczajnym szło kołem.
Czy ten człowiek nie zna natury swego rzemiosła? Śpiewa przy kopaniu grobu.
Przyzwyczajenie wyrobiło w nim ten rodzaj swobody.
Tak to bywa we wszystkim; im mniej się do czego rękę przykłada, tym delikatniejsze jej czucie.
Lecz starość nie radość napadłszy znienackaZwaliła mię swoim obuchem;Znikł kuraż i rezon, i mina junacka:Ni śladu, żem kiedyś był zuchem.
Ta czaszka miała także język i mogła śpiewać. Patrz, jak nią poniewiera ten hultaj; pomiata nią, jak gdyby była szczęką Kaina, pierwszego mordercy. Może to czaszka jakiego dyplomaty, co to chciał podejść Pana Boga, a teraz ją podszedł ten osioł. No nie?
Być może.
Albo jakiego dworaka, który mógł mówić: dzień dobry, jaśnie wielmożny panie; jakże zdrowie waszej ekscelencji? Albo jakiego zausznika, który chwalił konia swego mecenasa, aby go od niego wyłudzić? Jak myślisz?
Mogłoby to być, mości książę.
Taka to kolej rzeczy. A teraz, gdy stracił szczękę, musi służyć pani Gliście i cierpieć szturchańce zakrystiańskiej łopaty. Co za radykalna przemiana! Szkoda, że jej nie możemy oglądać. Czyliż utrzymanie tych kości na to tylko tyle kosztowało, aby z czasem grano w nie jak w kręgle? Ból czuję w moich na tę myśl.
Łoże w ziemi i wór zgrzebnyNa pokrycie kości;Oto cały sprzęt potrzebnyDla tutejszych gości.
Masz i drugą. Nie jestże to czasem czerep adwokata? Gdzież się podziały jego kruczki i wykręty, jego ewentualności, jego kazualności i matactwa? Jak może znieść, aby go ten grubianin bił w ciemię swoją plugawą motyką, i nie wystąpić przeciw niemu z akcją o czynną obelgę? Hm! hm! A może też to był swojego czasu jaki wielki posesjonat, który skupował dobra drogą licytacji, subhastacji, komplanacji, transakcji i cesji? Na toż mu się zdała czysta masa nieruchomości, aby sam, stawszy się nieruchomością, obróci się w masę błota? Nie zdołaliż ci, co mu pisali ewicje, ewinkować mu większej przestrzeni, tylko taką jaką wzdłuż i wszerz pokryje para fascykułów? Kontrakty kupna jego majątków zaledwie by się w takim obrębie zmieściły; a samże ich dziedzic nie ma mieć więcej miejsca? Hę?
Ani o włos więcej, mości książę.
Nie jestże pergamin ze skór baranich?
Nie inaczej, i z cielęcych także.
Barany i cielęta z tych, co w nim bezpieczeństwa szukają! Muszę pomówić z tym człowiekiem. Czyj to grób, przyjacielu?
Mój.
śpiewaOto cały sprzęt potrzebnyDla tutejszych gości.
Twój, nie przeczę, bo w nim siedzisz.
Waspan w nim nie siedzisz, toteż on nie waspana; co do mnie, nie siedzę w nim, a jednak jest moim.
Twoim więc jest, bo w nim stoisz.
Nie stoję w nim; stoję tam pod kościołem.
Cóż to za jegomość ma leżeć w tym grobie?
Żaden jegomość.
A więc kobieta.
Kobieta też nie.
Więc któż tu będzie pochowany?
Ktoś, kto był kobietą, ale wieczne jej odpoczywanie, bo umarła.
Cięty hultaj! Trzeba nam ważyć słowa, inaczej igraszka ich wystrychnie nas na dudków. Zaprawdę, mój Horacy, świat się stał tak dowcipny, od trzech lat to uważam, że chłop swoim wielkim palcem u nogi nagniotków nabawia dworaka następując mu na pięty. O jak dawna jesteś grabarzem?
Dniem, w którym zacząłem tę profesję, był właśnie ten dzień roku spomiędzy wszystkich innych, w którym nieboszczyk nasz król Hamlet pobił Fortynbrasa.
Jakże to dawno?
Nie wiesz, waspan? Każdy smyk u nas wie o tym. Było to tego dnia, kiedy młody Hamlet przyszedł na świat; ten sam, co to zwariował i został wysłany do Anglii.
Czy tak? A dlaczegóż on został wysłany do Anglii?
Dlatego właśnie, że zwariował. Ma on tam rozum odzyskać; ale chociażby go nie odzyskał, nie będzie tam o to kłopotu.
Dlaczego?
Bo tam tego nie dostrzegą nawet; tam wszyscy wariaci, tak jak on.
Skutkiem czego on zwariował?
Skutkiem pewnej przyczyny.
Jakiej przyczyny?
Skutkiem utraty rozumu.
Gdzieżby to być mogło?
Gdzie? Tu w Danii, której ziemię kopię od lat trzydziestu.
Jak długo może kto leżeć w ziemi, nim zgnije?
Jeżeli nie zgnił przed śmiercią (co się w tych czasach zdarza, mamy bowiem ciała, które pod tym względem nie czekają, aż się je w ziemię włoży), to może przeleżeć jakie osiem albo dziewięć lat. Grabarz przeleży lat dziesięć.
Dlaczego ten jeden więcej niż drudzy?
Bo mu jego rzemiosło tak wygarbowało skórę, że kawał czasu może wodę wstrzymać: a woda, panie, jest straszliwą naszych grzesznych ciał niszczycielką. Oto czaszka, która od dwudziestu trzech lat leży w ziemi.
Czyjąż ona była?
Sławnego wartogłowa. Czyją, na przykład, jak myślicie?
Nie domyślam się wcale.
Zaraza na niego! Przypominam sobie, jak mi wylał na głowę całą butlę reńskiego. Ta czaszka, proszę pana, była własnością Yoryka, królewskiego błazna.
Jego?
Jego samego.
Pozwól, niech się jej przyjrzę. Biedny Yoryku! Znałem go, mój Horacy; był to człowiek niewyczerpany w żartach, niezrównanej fantazji, mało tysiąc razy piastował mię na ręku, a teraz — jakże mię jego widok odraża i aż w gardle ściska! Tu wisiały owe wargi, które nie wiem jak często całowałem. Gdzież są teraz twoje drwinki, twoje wyskoki, twoje śpiewki, twoje koncepty, przy których cały stół trząsł się od śmiechu? Nicże z nich nie pozostało na wyszydzenie swych własnych, tak teraz wyszczerzonych zębów? Idźże teraz do gotowalni modnej damy i powiedz jej, że chociażby się na cal grubo malowała, przecież się takiej fizjognomii doczeka. Pobudź ją przez to do śmiechu. Proszę cię, mój Horacy, powiedz mi jedną rzecz.
Co, mój książę?
Czy myślisz, że Aleksander Wielki tak samo w ziemi wygląda?
Zupełnie tak.
I tak samo pachniał? Brr!
odrzuca czaszkęZupełnie tak, mości książę.
Jak nikczemna dola może się stać naszym udziałem! Nie mogłażby wyobraźnia, idąc w trop za szlachetnym prochem Aleksandra, znaleźć go na ostatku zatykającego dziurę w beczce?
Tak brać rzeczy, byłoby to brać je za ściśle.
Bynajmniej; można by go tam przeprowadzić, rozumując z umiarem i z wszelkim prawdopodobieństwem, przykład w taki sposób: Aleksander umarł, Aleksander został pogrzebiony, Aleksander w proch się obrócił, proch jest ziemią, z ziemi robimy kit i dlaczegóż byśmy tym kitem, w który on się zamienił, nie mogli zalepić beczki piwa?