W październiku zapadł termin weksli; du Tillet odnowił je uprzejmie, ale na dwa miesiące, pomnożone eskontem i nową pożyczką. Pewien zwycięstwa, Raul czerpał w worku, nie myśląc o przyszłości. Pani de Vandenesse miała wrócić za kilka dni, o miesiąc wcześniej niż zwykle, sprowadzona szalonym pragnieniem widzenia Natana; nie chciał tedy kłopotów pieniężnych w chwili, gdy znów zaczynało się dlań życie walki. Korespondencja, w której pióro zawsze jest śmielsze od słowa, w której przystrojona kwiatami myśl wszystkiego sięga i wszystko może powiedzieć, doprowadziła hrabinę do najwyższego stopnia egzaltacji; widziała w Raulu jednego z najświetniejszych geniuszów epoki, szlachetne i zapoznane serce bez skazy i godne ubóstwienia; widziała go ściągającego rychło śmielszą rękę na różdżkę władzy. Niebawem słowo jego, tak piękne w miłości, zagrzmi z trybuny. Maria żyła już tylko tym życiem, zamkniętym niby klamrami globusu, w których środku znajduje się świat. Niewrażliwa na spokojne słodycze małżeństwa, istniała wzruszeniami tego zawrotnego życia, dawkowanymi umiejętnym i rozkochanym piórem; całowała te listy pisane pośród szczytnych walk myśli, odkradane godzinom wytężonej pracy i czuła całą ich cenę. Była pewną, że jest jedyną miłością i że ma za rywalki, jeno ambicję i sławę. W ten sposób, w swojej samotni, żyła całą pełnią sił, czuła się szczęśliwa, iż tak dobrze wybrała: Natan był aniołem. Na szczęście wyjazd hrabiny na wieś i zapory, jakie istniały między nią a Raulem, ukręciły głowę plotkom wścibskiego świata. W ostatnich dniach października Maria i Raul podjęli tedy swoje przechadzki w Lasku; aż do chwili, w której salony się otworzą, mogli się widywać jedynie tam. Raul mógł nieco swobodniej kosztować czystych, niezrównanych rozkoszy swego idealnego życia i kryć je przed Floryną: pracował nieco mniej, dziennik wszedł już na regularniejsze tory, każdy redaktor znał swoje obowiązki. Zaczął mimo woli czynić porównania, które, bez uszczerbku dla hrabiny, wypadły wszystkie na korzyść aktorki. Zmiażdżony na nowo wysiłkami, na jakie skazywała go miłość dla kobiety z wielkiego świata, absorbująca wraz serce jego i głowę, Raul znalazł nadludzkie siły aby istnieć naraz na trzech teatrach: świata, dziennika i kulis. W chwili gdy Floryna, która była mu wdzięczna za wszystko, która dzieliła niemal pracę jego i niepokoje, ukazywała się i znikała w porę, sypiąc mu garściami rzeczywiste szczęście, bez frazesów, bez akompaniamentu wyrzutów, hrabina, o nienasyconych oczach, o czystym łonie, zapoznawała te olbrzymie prace i wysiłki czynione często, aby ją widzieć na chwilę. Miast dążyć do panowania, Floryna pozwalała się brać, opuszczać, brać na nowo, z gibkością kota, który spada na cztery łapy i wstrząsa uszkami. Ta łatwość obyczajów zgadza się doskonale z potrzebami człowieka myśli; każdy artysta byłby z niej korzystał, jak to czynił Natan, nie porzucając pościgu za tym pięknym idealnym uczuciem, i za tą wspaniałą namiętnością, która czarowała instynkty poety, jego ukryte kulty, próżnostki społeczne. Przekonany o katastrofie, jaka byłaby następstwem niedyskrecji, powiadał sobie: „Hrabina ani Flora nie dowiedzą się o niczym!” Były tak daleko jedna od drugiej! Z początkiem zimy Raul znów ukazał się w świecie na szczycie blasku: stał się niemal osobistością. Rastignac, który postradał tekę usunięty z powodu śmierci de Marsaya, wspierał się na Raulu i wspierał jego swymi pochwałami. Wówczas pani de Vandenesse zapragnęła dowiedzieć się, czy jej mąż zmienił zdanie co do Natana. Po upływie roku zagadnęła znowu o niego, w mniemaniu że zyskała prawo do wspaniałego odwetu, tak miłego sercu każdej kobiety, nawet najszlachetniejszej, najmniej ziemskiej; można bowiem iść o zakład, że anioły, kupiąc się koło Świętego świętych, podlegają jeszcze walkom miłości własnej. — Brakowało mu jeszcze tego, aby się stał zabawką w ręku intrygantów — odparł hrabia. Feliks, któremu doświadczenie światowca i polityka pozwalały widzieć jasno, przeniknął położenie Raula. Wytłumaczył spokojnie żonie, że zamach Fiesehiego miał za rezultat to, iż skupił ludzi obojętnych dokoła interesów zagrożonych w osobie Ludwika Filipa. Dzienniki bez wyraźnie zdecydowanej barwy stracą w tych warunkach abonentów, ponieważ dziennikarstwo uprości się wraz z polityką. Jeżeli Natan postawił swą fortunę na kartę dziennika, padnie wkrótce. Ten rzut oka, tak prosty, tak jasny, mimo iż udzielony w intencji oświetlenia obojętnej kwestii przez człowieka, który umiał obliczać widoki każdej partii, przeraził panią de Vandenesse: — Interesuje cię tedy ta figura? — zapytał Feliks żony. — Ot, jak człowiek, którego dowcip mnie bawi, którego rozmowa mnie zajmuje. Odpowiedź tę rzuciła tak naturalnym tonem, iż hrabia nie domyślił się niczego. Nazajutrz, o czwartej, u pani d'Espard, Maria i Raul mieli ściszonym głosem długą rozmowę. Hrabina wyraziła obawy, które Raul rozproszył, szczęśliwy iż może podkopać szyderstwem małżeńską wielkość Feliksa. Natanowi też leżał odwet na sercu. Odmalował hrabiego jako umysł małej miary, wstecznika, który chce sądzić rewolucję lipcową skalą Restauracji, który wzdraga się widzieć tryumf klasy średniej, nowe siły społeczeństwa, przemijające lub trwałe, ale rzeczywiste. Pojęcie wielkich panów stało się już niemożliwe, nadchodziło królestwo prawdziwych wyższości. Zamiast wziąć pod rozwagę pośrednie i bezinteresowne przestrogi wytrawnego i obojętnego w danej kwestii polityka, Raul wdrapał się na szczudła i udrapował się w purpurę powodzenia. Któraż kobieta nie uwierzy raczej kochankowi niż mężowi? Pani de Vandenesse, upewniona, zaczęła tedy to życie stłumionych podrażnień, drobnych ukradkowych radości, tajemnych uścisków ręki, jakimi żyła poprzedniej zimy. Ta gra pociąga w końcu kobietę poza zamierzone granice, o ile mężczyzna, którego kocha, ma nieco determinacji i zniecierpliwi się przeszkodami. Szczęściem dla niej, Raul, ostudzany przez Florynę, nie był niebezpieczny. Zresztą pochłonęły go interesa, które nie pozwoliły mu korzystać ze swego szczęścia. Mimo to nagły cios, jaki groziłby Natanowi, wznowione przeszkody, zniecierpliwienie, mogły popchnąć hrabinę w przepaść. Raul przejrzał to usposobienie Marii; wśród tego, pod koniec grudnia, du Tillet zażądał spłaty weksli. Bogaty bankier, który powiadał, iż jest w kłopotach, poradził Raulowi, aby pożyczył tę sumę na dwa tygodnie u lichwiarza, niejakiego Gigonnet, dwudziestopięcioprocentowej opatrzności młodych ludzi w potrzebie. Za kilka dni dziennik będzie miał znaczny wpływ z odnowionej prenumeraty, kasa się napełni wszystkie trudności się ułożą. Zresztą, dlaczego Natan nie miałby napisać sztuki? Przez ambicję, Natan chciał spłacić dług za wszelką cenę. Du Tillet dał Raulowi list do lichwiarza, w myśl którego Gigonnet wyliczył potrzebną sumę na weksle z terminem dwudziestodniowym. Zamiast szukać przyczyn podobnej łatwości kredytu, Raul żałował że nie zażądał więcej. W ten sposób zachowują się ludzie wybitni potęgą myśli; w poważnych faktach życia widzą jedynie przedmiot do żartu! Można by rzec, iż chowają wszystkie zdolności duchowe na swe dzieła, i, z obawy uszczuplenia ich, nie posługują się nimi w sprawach osobistych. Raul opowiedział układ z lichwiarzem Blondetowi i Florynie; odmalował im całego Gigonneta, jego pokoik, schodki, astmatyczny dzwonek z wiszącą sarnią nóżką, zużytą słomiankę, wygasły kominek zarówno jak spojrzenie; uśmiali się wspólnie z tego nowego *wuja*; i nie zastanawiali się ani nad du Tilletem, rzekomo w kłopotach pieniężnych, ani nad lichwiarzem, tak łatwo rozwiązującym sakiewkę. Ot, kaprysy! — Wziął tylko piętnaście ad sta — rzekł Blondet — powinieneś mu był podziękować. Przy dwudziestu pięciu od sta przestajemy się kłaniać tym panom; lichwa zaczyna się od pięćdziesięciu od sta: za tę taryfę pogardza się nimi. — Co? pogardza! — rzekła Floryna. — Gdzież jest przyjaciel, który by pożyczył na tę stopę, nie przybierając min dobroczyńcy? — Ma słuszność, szczęśliwy jestem, że już nic nie jestem winien du Tilletowi. Czym się tłumaczy ten brak przenikliwości w osobistych sprawach u ludzi przyzwyczajonych wszystko przenikać? Być może duch nie może być na wszystkich punktach doskonały; być może artyści zanadto żyją w chwili obecnej, aby studiować przyszłość; być może zanadto dobrze spostrzegają śmiesznostki, aby dojrzeć pułapkę, i sądzą, iż nikt by nie śmiał z nich zadrwić. Przyszłość nie dała na siebie czekać. W trzy tygodnie potem weksle zaprotestowano; ale Floryna poczyniła starania w trybunale handlowym i uzyskała dwadzieścia pięć dni czasu na zapłatę. Raul ogarnął swoje położenie, zażądał rachunków: wynikało z nich, że wpływy dziennika pokrywają zaledwie w dwóch trzecich koszta i że abonament słabnie. Wielki człowiek stał się niespokojny i ponury, ale tylko dla Floryny, której się zwierzył. Floryna poradziła mu, aby wziął zaliczkę na przyszłe sztuki teatralne, sprzedając je ryczałtem i zrzekając się tantiemy. Tym sposobem uzyskał Natan dwadzieścia tysięcy i spłacił dług do czterdziestu tysięcy. 10 lutego dwadzieścia pięć dni dobiegło końca. Du Tillet, który nie chciał Natana na konkurenta w okręgu wyborczym, gdzie miał sam stawać, zostawiając Massolowi inny okręg oddany rządowi, polecił Gigonnetowi, aby ścigał Raula w najostrzejszy sposób. Człowiek przywalony długami nie może forsować swej kandydatury. Dom karny w Clichy mógł pochłonąć przyszłego ministra. Floryna sama znajdowała się w nieustannej styczności z komornikami z przyczyny osobistych długów; w przesileniu tym, jako jedyny środek pozostawało jej tylko owo *Ja!* Medei, meble bowiem były zajęte. Ambitny pisarz słyszał ze wszystkich stron trzask walenia się w świeżym gmachu, wzniesionym bez fundamentów. Zaledwie już mając dość sił, aby podtrzymać tak rozległe przedsięwzięcie, czuł się niezdolnym podjąć je na nowo; miał tedy zginąć pod ruinami swej fantazji. Miłość hrabiny dawała mu jeszcze jakieś przebłyski życia; ożywiał swą maskę, ale wewnątrz nadzieja zamarła. Nie podejrzewał du Tilleta, widział jedynie lichwiarza. Rastignac, Blondet, Lousteau, Vernou, Finot, Massol strzegli się pilnie oświecić tego człowieka, który się okazał tak niebezpiecznie żywotnym. Rastignac, pragnący wrócić do władzy, wspierał po cichu grę Nucingena i du Tilleta. Inni doświadczali nieskończonych rozkoszy, patrząc na agonię jednego z kamratów, który zuchwale pokusił się zostać ich władcą. Żaden nie byłby pisnął słówka Florynie; przeciwnie, chwalono przed nią Raula. „Natan ma barki zdolne udźwignąć świat, da sobie radę, wszystko pójdzie cudownie”. — Wczoraj zyskaliśmy dwóch abonentów — mówił Blondet z poważną miną — Raul będzie posłem. Skoro budżet przejdzie, ukaże się dekret rozwiązania Izby. Natan, ścigany, nie mógł już liczyć na lichwę, Floryna, zafantowana, mogła już liczyć jedynie na traf namiętności zbudzonej w jakim dudku, który nigdy nie zjawia się w porę. Przyjaciele Natana byli to wszystko ludzie bez pieniędzy i kredytu. Dekret uwięzienia zabijał jego nadzieje jako męża politycznego. Na domiar nieszczęść, zabrnął w olbrzymie prace zapłacone z góry; nie widział dna w otchłani nędzy, w którą się miał stoczyć. W obliczu tych klęsk odwaga opuściła go. Czy hrabina de Vandennesse zostanie mu wierna, czy też ucieknie odeń daleko? Kobiety wciąga zazwyczaj w tę przepaść jedynie pełna miłość, ich zaś uczucie nie skuło wzajem z sobą tajemniczymi więzami szczęścia. Ale, gdyby nawet hrabina podążyła za nim za granicę, zostałaby bez majątku, ogołocona i biedna, i byłaby tylko jednym ciężarem więcej. Dusza pośledniej miary, człowiek żyjący jedynie ambicją, jak Natan, musiał widzieć i ujrzał w istocie w samobójstwie miecz zdolny przeciąć te gordyjskie węzły. Myśl, iż ma upaść w obliczu tego świata, w który się wcisnął, nad którym chciał zapanować, iż ma zostawić tam hrabinę tryumfującą i stać się z powrotem zabłoconym piechurem, była mu nie do zniesienia. Szaleństwo tańczyło i podzwaniało ironicznymi dzwoneczkami u wrót urojonego pałacu zamieszkałego przez poetę. Doszedłszy do tego krańca, Natan oczekiwał przypadku, chcąc się zabić aż w ostatecznej konieczności. W ciągu ostatnich dni, wypełnionych gotowaniem wyroku, ogłoszeniem nakazu osobistego pojmania, Raul obnosił wszędzie, pomimo woli, ów chłodno posępny wyraz, jaki człowiek umiejący obserwować mógł zauważyć u ludzi skazanych na samobójstwo lub obmyślających je. Grobowe myśli, jakimi się pieszczą, stroją ich czoło w szare i mgliste pomrocza; uśmiech ich ma coś złowrogiego, ruchy są uroczyste. Nieszczęśnicy chcą, zdawałoby się, wyssać do ostatka złocący się owoc życia; spojrzenia ich sondują przy każdej sposobności głąb serca, słyszą w powietrzu dzwon pogrzebowy, przy niczym nie mogą skupić uwagi. Jednego wieczora, w salonach lady Dudley, Maria spostrzegła te przerażające objawy: Raul został sam na kanapce w buduarze, podczas gdy wszyscy rozmawiali w salonie. Hrabina stanęła w drzwiach, on nie podniósł głowy, nie usłyszał ani oddechu Marii, ani szelestu jedwabnej sukni: patrzał na kwiat w dywanie, z oczami martwymi, otępiałymi bólem: wolał raczej umrzeć niż abdykować. Nie każdemu dany jest piedestał Św. Heleny. Zresztą samobójstwo srożyło się wówczas w Paryżu; czyż nie musi być ono ostatnim słowem społeczeństwa niedowiarków! W tej chwili właśnie Raul postanowił umrzeć. Zwątpienie mierzy się miarą powziętych nadziei, dla Raula nie było tedy innego wyjścia jak grób. — Co tobie? — rzekła Maria biegnąc ku miemu. — Nic — odparł. Istnieje, między kochankami, sposób wymówienia owego *nic*, który oznacza coś wręcz przeciwnego. Maria ruszyła ramionami. — Dziecko z ciebie! — rzekła. — Zdarzyło ci się jakie nieszczęście? — Nie mnie — rzekł. — Zresztą i tak dowiesz się o tym zbyt wcześnie, Mario — dodał tkliwie. — O czym myślałeś, kiedym weszła? — spytała tonem słodkiego rozkazu. — Chcesz wiedzieć prawdę? Skłoniła głową. — Myślałem o tobie, powiadałem sobie, iż, na moim miejscu, niejeden mężczyzna chciałby być kochanym bez zastrzeżeń: kochasz mnie tak, nieprawdaż? — Tak — rzekła. — I — ciągnął Raul, ujmując ją wpół i przyciągając ku sobie, aby ją pocałować w czoło bez względu na niebezpieczeństwo — zostawiam cię czystą i bez wyrzutów. Mogę cię wciągnąć w przepaść, i oto pozostajesz na brzegu w całej chwale, bez zmazy. Jednakże jedna myśl mnie gnębi… — Jaka? — Będziesz mną gardzić. Uśmiechnęła się dumnie. — Tak, nie uwierzysz nigdy w świętość mojej miłości; a zresztą, będą mnie zohydzać, wiem o tym. Kobiety są zdolne pojąć, iż, z głębi naszego śmietnika, podnosimy oczy ku niebu, aby tam ubóstwiać bez podziału jakąś Marię. Mieszają do tej świętej miłości mizerne kwestie; nie rozumieją, że ludzie wysokiej inteligencji i szerokiej poezji mogą wyzwolić duszę z użycia, aby ją zachować dla jakiegoś ubóstwianego ołtarza. A jednak, Mario, kult ideału bardziej jest żarliwy u nas, niż u was: znajdujemy go w kobiecie, która nawet go u nas nie szuka. — Po co ten felieton? — rzekła drwiąco jak kobieta pewna siebie. — Opuszczam Francję; dlaczego i jak, dowiesz się jutro z listu, który ci przyniesie mój służący. Żegnaj, Mario. Raul wyszedł, przygarnąwszy hrabinę do piersi w straszliwym uścisku i zostawił ją otępiałą z bólu. — Co tobie, droga? — rzekła margrabina d'Espard wchodząc — cóż ci takiego powiedział p. Natan? Pożegnał nas z wielce melodramatyczną miną. Jesteś może zanadto rozsądna, albo zanadto nierozsądna. Hrabina ujęła pod ramię hrabinę d'Espard, aby wrócić do salonu, który opuściła w kilka chwil później. — Idzie może na pierwszą schadzkę — rzekła lady Dudley do margrabiny. — Przekonam się — odparła pani d'Espard wychodząc i każąc jechać za powozem hrabiny. Ale pojazd pani de Vandenesse skierował się ku przedmieściu św. Honoriusza. Kiedy pani d'Espard skręcała do siebie, ujrzała, żr hrabina Feliksowa jedzie dalej w stronę ulicy de Rocher. Maria położyła się, nie mogła jednak usnąć. Spędziła noc na czytaniu jakiejś podróży do bieguna, nie rozumiejąc ani słowa. O wpół do dziewiątej rano otrzymała od Raula list i otwarła go spiesznie. List zaczynał się od tych klasycznych słów: „Ukochana moja; kiedy ten papier znajdzie się w twych rękach, mnie już nie będzie…” Nie dokończyła, zmięła papier nerwowym skurczem, zadzwoniła na pannę służącą, narzuciła spiesznie peniuar, obuła pierwsze z brzegu trzewiki, zawinęła się w szal, wzdęła kapelusz; następnie wyszła, polecając pannie służącej, aby powiedziała hrabiemu, że udała się do siostry, pani du Tillet. — Gdzie zostawiłeś pana? — spytała służącego Raula. — W redakcji. — Chodźmy tam — rzekła. Ku wielkiemu zdziwieniu całego domu wyszła pieszo, przed dziewiątą rano, miotana wyraźnym szaleństwem. Szczęściem dla niej, panna służąca poszła powiedzieć hrabiemu, że pani otrzymała od pani du Tillet list, który wstrząsnął nią niesłychanie, i że pobiegła do siostry w towarzystwie oddawcy. Vandenesse czekał, aż żona wróci i udzieli wyjaśnień. Hrabina wsiadła do dorożki i pomknęła do redakcji. O tej godzinie rozległe apartamenty zajmowane przez dziennik w starym domostwie przy ul. Feydeau były opustoszałe; znajdował się w nich jedynie służący redakcyjny, bardzo zdziwiony widokiem młodej i ładnej kobiety, pomykającej wpółprzytomnie i pytającej o p. Natana. — Z pewnością jest u panny Floryny — odparł, biorąc hrabinę za rywalkę, która chce zrobić scenę zazdrości. — Gdzie pracuje tutaj? — W gabinecie, od którego klucz nosi przy sobie. — Chcę tam wejść. Służący zaprowadził ją pod drzwi ciemnego pokoiku wychodzącego na dziedziniec. Hrabina, otworzywszy okno przyległego pokoju, mogła widzieć przez okno gabinetu, co się dzieje wewnątrz: Natan rzęził, wpółleżąc na swoim fotelu naczelnego redaktora. — Wysadź drzwi i milcz! opłacę twoje milczenie — rzekła. — Nie widzisz, że p. Natan kona? Służący pobiegł do drukarni po sztabę żelazną, którą zdołał otworzyć drzwi. Raul truł się jak zwykła szwaczka przy pomocy piecyka do węgli. Skończył właśnie list do Blondeta, w którym prosił go, aby upozorował jego samobójstwo nagłym udarem mózgowym. Hrabina przybyła na czas; kazała przenieść Raula do dorożki, i, nie wiedząc, gdzie go ratować, zajechała do hotelu, wzięła pokój i posłała po lekarza. W ciągu kilku godzin Raul znalazł się poza niebezpieczeństwem, ale hrabina nie opuściła jego wezgłowia, zanim nie uzyskała generalnej spowiedzi. Skoro złamany wielki człowiek wylał w jej serce owe straszliwe elegie bólu, wróciła do domu, wydana na pastwę wszystkich mąk, wszystkich myśli, które, poprzedniego dnia, oblegały czoło Natana. — Znajdę sposób na wszystko — rzekła, aby wlać weń życie. — I cóż, co się stało siostrze? — spytał Feliks, widząc żonę z powrotem. Wydajesz mi się bardzo zmieniona. — To straszna historia, co do której trzeba mi zachować najgłębszą tajemnicę — odparła, odzyskując dość siły, aby udać spokój. Aby być samą i oddać się spokojnie myślom, hrabina pojechała wieczór do *Włochów*, następnie udała się wylać serce na sercu pani du Tillet, opowiadając jej straszliwą ranną scenę, prosząc o radę i pomoc. Ani jedna, ani druga nie mogła wiedzieć wówczas, że to du Tillet rozpalił ogień w owym pospolitym piecyku, którego widok tak przeraził hrabinę Feliksową de Vandenesse. — Ma tylko mnie na świecie — rzekła Maria do siostry — i ja go nie opuszczę. To słowo zawiera tajemnicę wszystkich kobiet: są heroiczne wówczas, kiedy mają pewność, iż są wszystkim dla wielkiego i nieskalanego człowieka. Du Tillet słyszał mniej lub więcej wiarygodne pogłoski o miłości bratowej dla Raula; ale należał do tych, którzy przeczyli tym wieściom, lub uważali je za niepodobne do pogodzenia ze stosunkiem Raula i Floryny. Aktorka wypędziłaby hrabinę lub odwrotnie. Ale, kiedy, wróciwszy do domu, ujrzał szwagierkę, której twarz zwiastowała mu już w teatrze gwałtowne wstrząśnienie, odgadł, iż Raul zwierzył się hrabinie ze swoich utrapień: zatem hrabina kochała go, zatem przyszła prosić Marii-Eugenii o sumę, jaką był winien staremu Gigonnet. Pani du Tillet, która nie znała tajemnic tej przenikliwości, z pozoru nadnaturalnej, okazała takie zdumienie, iż podejrzenia du Tilleta zmieniły się w pewność. Bankier sądził, iż pochwycił w rękę nici tajemnic Natana. Nikt nie wiedział, iż nieszczęśnik znajduje się w łóżku przy ulicy du Mail, w umeblowanym pokoju, pod nazwiskiem służącego redakcyjnego, któremu hrabina przyrzekła pięćset franków, jeśli dochowa sekretu. Jakoż Franciszek Quillet sumiennie opowiedział odźwiernej, iż Natan zasłabł wskutek nadmiernie wytężonej pracy. Du Tillet nie zdziwił się, iż nie widzi Natana. Było naturalnym, iż dziennikarz ukrywa się, wobec wydanego już dekretu uwięzienia. Skoro szpicle przyszli zasięgnąć wiadomości, dowiedzieli się, iż rankiem dama jakaś zjawiła się, aby uprowadzić naczelnego redaktora. Upłynęły dwa dni, nim odkryli numer dorożki, wzięli na spytki woźnicę, rozpoznali, przetrząsnęli hotel, w którym przychodził do życia biedny dłużnik. Tak więc roztropne kroki poczynione przez Marię zyskały Natanowi trzydniową zwłokę. Obie siostry spędziły okrutną noc. Podobna katastrofa rzuca jaskrawy odblask na całe życie: oświetla jego czeluści, zaułki bardziej niż szczyty, które dotąd zaprzątały spojrzenia. Wstrząśnięta straszliwym obrazem młodego człowieka umierającego w fotelu, w obliczu swego dziennika, spisującego po rzymsku ostatnie myśli, poczciwa pani du Tillet nie miała innej troski, prócz tej, aby mu przyjść z pomocą, aby wrócić życie tej duszy, przez którą żyła jej siostra. Jest w naturze naszego umysłu widzieć skutki, zanim się zanalizuje przyczyny. Eugenia umocniła się w powziętym zamiarze, mianowicie aby zwrócić się do baronowej Delfiny de Nucingen, u której miała być na obiedzie; nie wątpiła o powodzeniu. Wspaniałomyślna, jak wszystkie osoby, których nie ścisnęły jeszcze polerowane stalowe tryby nowożytnego społeczeństwa, pani du Tillet postanowiła wziąć wszystko na siebie.