tłum. Stanisław Wyrzykowski

O powstaniu żółwców

To, kochanie ty moje, inna powiastka z odległych i niezmiernie prastarych czasów. W samym środku tych czasów istniał kolczysty-zadzierzysty jeż, a żył on na ławicach burzliwej Amazonki, żywiąc się skorupiastymi ślimakami i tym podobnymi rzeczami. Miał on przyjaciela, cnego-nierączego żółwia, który żył na ławicach burzliwej Amazonki, żywiąc się zieloną sałatą i temu podobnymi rzeczami. I wszystko było w porządku. Jak ci się zdaje?

Jednak równocześnie w tych samych odległych i niezmiernie starodawnych czasach istniał także nakrapiany jaguar i żył również na ławicach burzliwej Amazonki, jadł zaś wszystko, co mu wpadło w łapy. Gdy nie upolował płowego zwierza lub jakiejś małpeczki, jadał chrząszcze i żaby. Kiedy zaś nie mógł złowić chrząszczy ni żab, szedł do swej mamy, jaguarzycy, a ona pouczała go, jak jada się jeże i żółwie.

Powtarzała mu nieustannie, wymachując ogonem:

— Mój synu, gdy znajdziesz jeża, wrzuć go do wody, żeby się rozwinął, zaś żółwia musisz wyłuskać łapą z jego skorupy.

No i wszystko było w porządku, kochanie ty moje.

Pewnej pięknej nocy na ławicach burzliwej Amazonki nakrapiany jaguar znalazł kolczystego-zadzierzystego jeża i cnego-nierączego żółwia, którzy siedzieli pod pniem powalonego drzewa. Nie zdążyli uciec, więc kolczysty-zadzierzysty zwinął się w kłębek, ponieważ był jeżem, zaś cny-nierączy wciągnął głowę i nogi jak najgłębiej do wnętrza skorupy, ponieważ był żółwiem.

No i wszystko było w porządku, kochanie ty moje. Jak ci się zdaje?

— Poczekajcie no — rzekł nakrapiany jaguar — ponieważ to rzecz bardzo ważna. Moja mama powiedziała mi, że gdy znajdę jeża, powinienem go wrzucić do wody, żeby się rozwinął, kiedy zaś znajdę żółwia, powinienem wyłuskać go ze skorupy łapą. Otóż który z was jest jeżem, a który żółwiem, gdyż klnę się na moje cętki, że nie wiem.

— Czyś pewien tego, co twoja mama ci powiedziała? — zapytał kolczysty-zadzierzysty jeż. — Czyś zupełnie pewien? A może ci powiedziała, że jeżeli chcesz rozwinąć żółwia, to powinieneś go wyłuskać łopatką z wody, jeżeli zaś chcesz wydobyć jeża, to powinieneś go wrzucić do skorupy?

— Czyś pewien tego, co twoja mama ci powiedziała? — odezwał się cny-nierączy żółw. — A może ci powiedziała, że gdy spławisz jeża, to powinieneś go wrzucić do swej łapy, zaś gdy znajdziesz żółwia, to powinieneś go łuskać, aż się rozwinie?

— Nie zdaje mi się, żeby tak było — odparł nakrapiany jaguar, czując się z lekka zakłopotany. — Proszę cię, powtórz to jeszcze raz, ale wyraźniej.

— Zaczerpnąwszy wody łapą, powinieneś ją rozwinąć jeżem — rzekł kolczysty-zadzierzysty. — Zapamiętaj to sobie, ponieważ to jest ważne.

— Jednakże — nadmienił żółw — biorąc łapą swój pokarm, powinieneś go wrzucić do żółwia łopatką. Czyż tego nie możesz zrozumieć?

— Aż cętki mi cierpną od tego waszego gadania — przemówił nakrapiany jaguar. — Zresztą nie potrzebuję wcale waszych rad. Chciałbym tylko wiedzieć, który z was jest jeżem, a który żółwiem.

— Tego nie mogę ci powiedzieć — odezwał się kolczysty-zadzierzysty. — Ale możesz mnie wyłuskać z mojej skorupy, jeśli masz ochotę.

— Aha! — rzekł nakrapiany jaguar. — Teraz wiem, że jesteś żółwiem. Tobie się zdaje, że nie zechcę? Otóż zechcę!

Nakrapiany jaguar śmignął swą poduszkowatą łapą właśnie w chwili, kiedy kolczysty-zadzierzysty się skręcał, no i w poduszkowatą łapę jaguara nabiło się kolców. Co gorzej, jeż odrzucał jaguara coraz dalej w krzaki i chaszcze, gdzie było tak ciemno, że nie mógł go znaleźć. Włożył więc jaguar swą poduszkowatą łapę do pyska, skutkiem czego kolce zaczęły mu dolegać jeszcze dotkliwiej. Gdy jednak odzyskał mowę, rzekł:

— Teraz wiem, że to wcale nie był żółw. — I poskrobał się w głowę swą niepokłutą łapą. — Jednak w jaki sposób się dowiem, czy ten drugi jest żółwiem?

— Ależ ja nim jestem — rzekł cny-nierączy. — Twoja mama miała zupełną słuszność. Powiedziała ci, że powinieneś wyłuskać mnie z mojej skorupy łapą. Zaczynajże!

— Przed chwilą twierdziłeś, że nie tak ona mówiła — rzekł nakrapiany jaguar, wysysając kolce z swej poduszkowatej łapy. — Mówiłeś, że powiedziała coś zupełnie innego.

— No, jeżeli nawet przypuścimy, że ty powiadasz, jakobym ja powiedział, że ona powiedziała coś zupełnie innego, to jednak w moim przekonaniu nie stanowi to żadnej różnicy; albowiem jeżeli ona powiedziała, co ty powiadasz, że ja powiadam, iż ona powiedziała, jest to zupełnie to samo, jak gdybym powiedział, że ona powiedziała to, co powiedziała. Z drugiej strony, jeżeli mniemasz, że ona powiedziała, iż powinieneś mnie rozwijać łopatką zamiast wyłuskiwać mnie w krople łapą za pomocą skorupy, to ja na to nic poradzić nie mogę. Nieprawdaż?

— Ależ ty powiedziałeś, że powinienem cię wyłuskiwać z twej skorupy łapą — odezwał się nakrapiany jaguar.

— Jeżeli znów się zastanowisz, przekonasz się, że nie powiedziałem niczego podobnego. Powiedziałem, że twoja mama powiedziała, żeś powinien mnie wyłuskiwać z mej skorupy — odparł cny-nierączy.

— A co by się stało, gdybym to uczynił? — zagadnął jaguar, wietrząc nadzwyczaj przezornie.

— Nie wiem, gdyż dotychczas nikt mnie nie wyłuskiwał z mojej skorupy. To tylko powiem ci szczerze, że jeżeli chcesz zobaczyć, jak odpływam, to wrzuć mnie do wody.

— Nie wierzę temu — odpowiedział nakrapiany jaguar. — Pomieszałeś tak wszystko, co mio moja mama powiedziała, z tym, o co pytałeś, czy jestem pewny, że nie powiedziała, iż już nie wiem, gdzie moja głowa, a gdzie mój nakrapiany ogon. Teraz zaś powiadasz coś, co jestem w stanie zrozumieć, i od tego jeszcze więcej mąci się mi w głowie. Moja mama powiedziała mi, że jednego z was dwu powinienem wrzucić do wody, a ponieważ ty zdajesz się obawiać, żebym cię wrzucił, dlatego mniemam, iż nie chciałbyś być wrzucony. Skacz więc w burzliwą Amazonkę, a śpiesz się!

— Ostrzegam, że twoja mama nie będzie z tego zadowolona. Nie mów jej, że ja tobie nie powiedziałem — rzekł cny-nierączy.

— Jeśli piśniesz jeszcze jedno słowo o tym, co moja mama powiedziała... — ryknął jaguar, ale nie zdążył jeszcze skończyć zdania, gdy cny-nierączy dał już spokojnie nura w burzliwą Amazonkę i długi czas płynął pod wodą, aż w końcu wylądował na ławicy, gdzie kolczysty-zadzierzysty już go oczekiwał.

— Z wielką biedą ledwo umknęliśmy — rzekł kolczysty-zadzierzysty. — Nie podoba się mi ten nakrapiany jaguar. Czy powiedziałeś mu, czym jesteś?

— Powiedziałem mu rzetelnie, że jestem rzetelnym żółwiem, ale nie chciał wierzyć i kazał mi skoczyć do rzeki, ażeby się przekonać, czy to ja jestem. No owszem, że to ja byłem, a on jest zdumiony. Teraz poszedł, żeby powiedzieć o tym swej mamie. Posłuchajmy, co mówi!

I rzeczywiście mogli słyszeć nakrapianego jaguara, który wśród drzew i krzewów rosnących nad burzliwą Amazonką ryczał dopóty, aż mama jego nadeszła.

Obrazek ten przedstawia całkowitą historię jaguara, jeża, żółwia i żółwca — wszystko w kupie. Żółw jest pośrodku i ćwiczy się w łamańcach, skutkiem czego części skorupy porozluźniały się na jego grzbiecie. Stoi on na jeżu, który czeka na lekcję pływania. Jeż ten jest jeżem japońskim, ponieważ swego własnego jeża nie mogłem znaleźć w ogrodzie, gdy chciałem go narysować. (Było to za dnia, więc poszedł spać pod georginiami). Plamisty jaguar zagląda z góry, a ma poduszkowatą łapę starannie obwiązaną przez matkę, pokłuł się bowiem, wyłuskując jeża. Zdumiewa się, widząc, co żółw czyni, a łapa go pobolewa. Ryjkowaty twór z małymi oczkami, przez który plamisty jaguar chciałby przeleźć, to żółwiec, w którego zamienili się jeż i żółw, gdy ukończyli swe ćwiczenia w łamańcach i w pływaniu. Jest to obrazek czarodziejski i dlatego nie narysowałem wąsów jaguarowi. Przy tym był on jeszcze tak młody, że nie miał wąsów. Mama jego nazywała go pieszczotliwie Brzdącem.

jaguara, jeż, żółw i żółwiec

— Synu, mój synu! — powtarzała jego matka, za każdym słowem wymachując wdzięcznie ogonem. — Co uczyniłeś, czego nie powinieneś był uczynić?

— Próbowałem wyłuskać coś, co powiadało, że powinno być wyłuskane ze swej skorupy moją łapą i łapa moja pełna jest ko-o-lców!

— Synu, mój synu! — powtarzała jego matka, za każdym słowem wymachując wdzięcznie ogonem. — Z kolców w twej poduszkowatej łapie widzę, że to musiał być jeż. Powinieneś był wrzucić go do wody.

— Uczyniłem to z drugim stworzeniem. Powiedziało, że jest żółwiem, lecz ja mu nie wierzyłem, chociaż było to prawdą. Dał więc nura w burzliwą Amazonkę i nie pokazał się już więcej, a ja nie mam nic do jedzenia i myślę, że byłoby lepiej poszukać mieszkania gdzie indziej. Za mądre to wszystko nad burzliwą Amazonką dla mnie, biedaka.

— Synu, mój synu! — powtarzała jego matka, za każdym słowem wymachując wdzięcznie ogonem. — Teraz posłuchaj mnie i zapamiętaj, co powiem. Jeż zwija się w kłębek, a jego kolce kłują wszystko, co się nawinie. Po tym możesz poznać jeża.

— Nie podoba mi się ta starsza pani ani odrobinę — rzekł kolczysty-zadzierzysty, który krył się w cieniu wielkiego liścia. — Ciekaw jestem, skąd ona to wie?

— Żółw nie może się kurczyć — mówiła dalej mama jaguarzyca, za każdym słowem wymachując wdzięcznie ogonem. — Wciąga tylko głowę i nogi do skorupy. Po tym możesz poznać żółwia.

— Nie podoba się mi ta starsza pani ani trochę — rzekł cny-nierączy żółw. — Nawet nakrapiany jaguar nie zdoła zapomnieć tych wskazówek. Jaka to szkoda, że ty nie umiesz pływać, kolczysty-zadzierzysty!

— Nie mów do mnie! — odparł kolczysty-zadzierzysty. — Właśnie myślałem o tym, o ile byłoby to lepiej, gdybyś umiał się zwijać. Paskudna sprawa! Posłuchajmy nakrapianego jaguara!

Nakrapiany jaguar siedział na ławicy burzliwej Amazonki i wysysając kolce ze swej łapy, mruczał do siebie:

Żółw w pływaniu bardzo żwawy,
Lecz w łamańcach nieruchawy.
Jeż w łamańcach bardzo żwawy,
Lecz w pływaniu nie ma wprawy.

— Nie zapomni on tego przez bardzo długi czas — rzekł kolczysty-zadzierzysty. — Potrzymaj mi brodę, mój ty cny-nierączy. Chciałbym spróbować, jak to się pływa. Może się przydać.

— Znakomicie! — zawołał cny-nierączy i podtrzymywał brodę kolczystemu-zadzierzystemu, gdy tenże pluskał się w toni burzliwej Amazonki.

— Będzie z ciebie jeszcze świetny pływak — rzekł mu cny-nierączy. — A teraz gdybyś rozluźnił mi nieco mój pancerz na grzbiecie, spróbowałbym, czy nie uda mi się zwinąć w kłębek. Może się przydać.

Kolczysty-zadzierzysty pomógł rozluźnić pancerz na grzbiecie żółwia, który, siląc się i wyciągając, zdołał się skulić malusieńką odrobinę.

— Znakomicie! — odezwał się kolczysty-zadzierzysty. — Ale na razie dosyć, bo aż poczerniałeś na twarzy. Pozwól, że jeszcze raz buchnę się do wody, bo chciałbym spróbować tego pływania na bok, o którym powiadasz, że takie łatwe.

Ćwiczył się więc kolczysty-zadzierzysty, a cny-nierączy towarzyszył mu wpław.

— Znakomicie! — zawołał cny-nierączy. — Nieco więcej ćwiczenia, a będziesz pływał jak sam wieloryb. A teraz, jeżeli raczysz rozluźnić mi o dwie dziurki dalej rzemienie mego pancerza z przodu i z tyłu, spróbuję tego pysznego przegięcia, o którym mówisz, że takie łatwe. To dopiero nakrapiany jaguar osłupieje!

— Znakomicie! — oświadczył kolczysty-zadzierzysty, ociekając wodą z burzliwej Amazonki. — Powiadam ci, że nie odróżnię cię rychło od własnej rodziny. Aha, chciałeś, żebym rozluźnił o dwie dziurki dalej. Nieco więcej dobitności, jeśli łaska, a nie chrząkaj tak, bo nakrapiany jaguar może nas usłyszeć. Gdy skończysz, spróbuję jeszcze dać tego długiego nura, o którym powiadasz, że taki łatwy. To dopiero nakrapiany jaguar osłupieje!

Nurkował więc kolczysty-zadzierzysty, a cny-nierączy mu towarzyszył.

— Znakomicie! — przemówił cny-nierączy. — Tylko się staraj zatrzymywać oddech nieco dłużej, a będziesz mógł zamieszkać na samym dnie burzliwej Amazonki. A teraz z kolei ja spróbuję założyć tylne nogi za uszy, co twoim zdaniem jest niesłychanie wygodne. To dopiero nakrapiany jaguar osłupieje!

— Znakomicie! — pochwalił kolczysty-zadzierzysty. — Ale skutkiem tego przesunęły ci się płyty pancerza na grzbiecie. Zachodzą teraz na siebie zamiast leżeć jedna obok drugiej.

— Och, to następstwo ćwiczeń — odrzekł cny-nierączy. — Ja także zauważyłem, że twoje kolce poczynają się zlewać razem i że stajesz się obecnie coraz podobniejszy do szyszki, a mniej do kasztana jak dawniej.

— Naprawdę? — zdziwił się kolczysty-zadzierzysty. — Zapewne od tego moknięcia w wodzie. To dopiero nakrapiany jaguar osłupieje!

I ćwiczyli się dalej, pomagając sobie wzajemnie, do białego dnia. Kiedy zaś słońce stanęło wysoko na niebie, wypoczęli i osuszyli się. Następnie zauważyli, iż obaj wyglądają zupełnie inaczej niż poprzednio.

— Kolczysty-zadzierzysty — odezwał się żółw po śniadaniu — nie jestem już tym, czym byłem wczoraj, ale sądzę, że mogę jeszcze zabawić nakrapianego jaguara.

— Właśnie o tym samym i ja także myślałem — rzekł kolczysty-zadzierzysty. — Sądzę, że łuski są wspaniałym ulepszeniem w stosunku do kolców — nie mówiąc już o umiejętności pływania. To dopiero nakrapiany jaguar osłupieje! Chodź! Poszukamy go!

I rzeczywiście znaleźli wnet nakrapianego jaguara, który wciąż jeszcze ssał swą poduszkowatą łapę, skaleczoną ubiegłej nocy. Był tak zdumiony, iż raz po razie przewalił się trzykrotnie na swój nakrapiany ogon.

— Dzień dobry! — powitał go kolczysty-zadzierzysty. — Jak się miewa dziś twoja luba i łaskawa mama?

— Dziękuję, ma się zupełnie dobrze — odpowiedział nakrapiany jaguar. — Ale proszę mi wybaczyć, że właśnie w tej chwili nie mogę sobie przypomnieć twojego imienia.

— To nieładnie z twej strony — przemówił kolczysty-zadzierzysty — bowiem wczoraj o tej samej porze próbowałeś wyłuskać mnie z mojej skorupy swą łapą.

— Ależ ty nie miałeś skorupy. To były tylko kolce — odparł nakrapiany jaguar. — Przekonałem się na własnej skórze. Spójrz tylko na moją łapę!

— A mnie kazałeś rzucić się do burzliwej Amazonki, abym utonął — odezwał się cny-nierączy. — Dlaczegóż jesteś dziś taki niegrzeczny i zapominalski?

— Czy nie przypominasz sobie, co ci twoja mama powiedziała? — zagadnął kolczysty-zadzierzysty.

Żółw w pływaniu bardzo żwawy,
Lecz w łamańcach nieruchawy.
Jeż w łamańcach bardzo żwawy,
Lecz w pływaniu nie ma wprawy.

Potem obaj skłębili się i zaczęli tarzać się dokoła nakrapianego jaguara, aż zawirowały mu oczy w głowie niby koła u wozu.

Poszedł więc poszukać swej matki.

— Mamo — przemówił — są dziś w lasach dwa nowe zwierzęta. Jedno z nich, o którym mówiłaś, że nie umie pływać, pływa, zaś drugie, o którym mówiłaś, że nie umie się zwijać w kłębek, zwija się w kłębek. Poza tym, jak mi się zdaje, podzieliły się między sobą kolcami, gdyż oba są całkiem łuszczaste, zamiast żeby jedno było gładkie, a drugie bardzo kolczaste. Wreszcie taczają się one nieustannie w kółko, a dla mnie jest to nieprzyjemne.

— Synu, mój synu! — odparła mama jaguarzyca, za każdym słowem wymachując wdzięcznie ogonem. — Jeż jest jeżem i nie może być niczym innym jak tylko jeżem; zaś żółw jest żółwiem i również niczym innym być nie może.

— Ależ to nie jest ani jeż, ani żółw. To coś z jednego i z drugiego, a ja nie umiem dać mu właściwej nazwy.

— Głupstwo! — odpowiedziała mama jaguarzyca. — Wszystko ma swe właściwe miano. Tymczasem nazwałabym to zwierzę „żółwcem”, zanim nie zdołałabym dać mu właściwej nazwy. I pozostawiłabym je w spokoju.

I rzeczywiście nakrapiany jaguar uczynił, co mu polecono, zaś w szczególności pozostawił je w spokoju. To jednak jest ciekawe, kochanie ty moje, że od tego czasu po dziś dzień na ławicach burzliwej Amazonki nikt nic nie wie o kolczystym-zadzierzystym ani o cnym-nierączym, natomiast wszyscy wiedzą o żółwcach. Istnieją owszem jeże i żółwie w innych miejscach (jak na przykład w moim ogrodzie), jednak istotnie starożytny i mądry gatunek, co ma łuski zachodzące na siebie jak łuski szyszek i co żył na ławicach burzliwej Amazonki w odległych i niezmiernie prastarych czasach, bywa nazywany zawsze żółwcami, ponieważ był taki mądry.

No i wszystko jest w porządku, kochanie ty moje. Jak ci się zdaje?