Krzysztof Kamil Baczyński [Dymy, wysokie sztandary…] Dymy, wysokie sztandary. Deszczu srebrna gałąź kwitnie powoli i krople coraz to bardziej jak łzy. Ona smukleje u grobów, deszczem owija ciało i nie wie, czy żyje jeszcze, czy już odchodzi. Dym duszny na pół z kwiatami, a kwiaty rude jak liście, wybucha. Płomień pochłania. Smutek jakże ogromny. Jak ciężkie statki na dno spływają ciała i domy, puste domy bez ludzi. A ludzie mieszkają w ziemi, świat przenoszą głęboko. Zdaje się, żyją tam matki jak grona ciężarne i dzieci, które za niemi, zduszone, zeszły w ziemię, bo ziemia tu jeszcze żywa dzwoni blaszkami liści, kwiatami gam. A żywi snują się nisko, groby, płomyki niżej, razem jak zioła jesienne, ostatni, już ostatni, nie wiedzą, czy glina tak miękka, że stopy pochłania, gdy liże, czy taka przestrzeń już gęsta, że wchodzą powoli w śmierć po szarych schodach powietrza. O co uderza pierś, kiedy w szumieniu cmentarza spotyka łodyg ruch, umarli to są, czy oni tak przemieniają się w puch? A ona coraz to niżej, to z dymem pełza stopiona. Ogromne płachty powietrza lepkie na postać się kładą, to w nich się żywi odcisną, to jak pod maską bladą ruszy się kształt niewidzialny, jak twarz bolesna drgnie. Oto już widzi: jak smugi wody cienkie wiją się z ziemi powoli. Ona gałęzią stóp ledwo ziemię utrzyma; jak gwiazdę błękitną rękę wyciąga ku nim, a oni jak ciężkie kłęby snu sączą się, łączą i wznoszą pod szary deszczu dach i słyszy śpiew podobny twarzom widzianym w snach, głęboki, jak ziemia daleki, drżący jak trwogi nić długa i srebrna, to znowu płaski jak wodny liść. Duchy ziemi: Olch szerokich kaptury się chwieją, nitka wody drąży jak kornik, warstwy czasu podobne nadziejom, odwalonym bryłom historii. Grudnie czarne jak grudy i rude, jesienie rozdęte jak żagiel, tu odmierzaj powoli, świdrem łez, a tu uderz, znajdziesz serca jak strzechy nagie. Więcej tutaj miłości się starło, niż udźwignie koleb ziemskich dźwigar, miłość taka, co jak orkan za gardło, od niej krew jak ptak śmigła — zastyga. * Stygnął śpiew w dłoniach, z trzepotem skrzydłem pluskał. W palców jej siatkę wiotką, w bolesny niebieski dotyk szmer szary opadł z dymów ciągnących wolno, aż ustał, w dłoniach ojcowski mundur jak ciężki pluszowy motyl. «Ojcze — szeptała — ile lat, ile oczu potrzeba, żeby ten obraz twój z wolna jak cień biegnący w tyle tak odbudować po kropli, jak dzień jeden teraz go wznosi?» Chór ojców: Nasze ciała wieczne są, rdza przeżera stary mundur, ale synom, wnukom z rąk jeden kwiat wyrośnie — buntu. Wielkie kraje są jak dzbany, w których kipi miodu bulgot, ale naszych wnuków rany nie nasycą ziemi ulgą. Chmur gejzery dzielą się na wstęgi, nitka wody drąży warstwy grube, zasadziliśmy młodziutkie dęby, aby synom wyrosły na maczugę. Ciemne wieki huczą jak głosy, które w żarnach rzeki trud obraca z nami, pod fundament po to było ryć ziemię, aby wnukom z niej dobyć dynamit? Oto niebiosa wysoko, daleko do nich, ziemia ciężka za nisko już, jak ołów ciężkie pręty zgrzybiałej broni zamykają dróg naszych koło. * I szli już jak szare mary miast, które nagle ożywi jedno wspomnienie bolesne czy jeden dziewczęcy uśmiech. Przez dłonie jej wyciągnięte płynęła mgła. Wołała: «Ojcze!», rzucała rękami jak dziecko w snach, co wie, że nie ma powrotu, i długo marzy, nim uśnie. Płakała cicho — tyle skruszyło się lat, tyle oczu roztarły ogromnych armat koła. Cisza była. Za nimi dym się zawinął jak bat. Odeszli. Milczenie. Deszcz prószył. Nikt za nimi nie wołał. * A oto nowe gałęzie — mroczny puch, kwitną powoli; rosną splecione z deszczem w konar. Ciemność. Dłonie jej drżą. Powolny mogił ruch. Głosy dalekie żywych czy zmarłych? ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/baczynski-dymy-wysokie-sztandary. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Krzysztof Kamil Baczyński, Poezje, wybór K. Wyka, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1977. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez fundację Nowoczesna Polska. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paweł Kozioł, Maciej Rajski. Publikację wsparli i wsparły: Katarzyna Walichnowska, Tomasz Kolinko, zby, sroczka, Piotr Skirski, animal, Jan Marcinkiewicz, Sławomir Czarnecki, Joanna Stępień, Alkina, Daga, Justyna Sławik, 10, Beata i Gabrysia Wcisło, Agnieszka Bielawska.