Władysław Stanisław Reymont
Ziemia obiecana, tom pierwszy
Dzień wlewał się setkami okien i kładł zielonawy ton na czarne opary i na robotników...
Dzień wlewał się setkami okien i kładł zielonawy ton na czarne opary i na robotników...
— Ale nam nie jest wszystko jedno, nam — fabryce, w której pan jesteś jednym z miliona...
Na niskich stołach, na ziemi, na wózkach, które suwały się cicho, leżały cale sterty materiałów...
Maszyny huczały bezustannie i bezustannie świstały transmisje uczepione pod sufitem i niosące siłę do innych...
— To przeszło! przeszło! — myślał z jakimś dziwnym uczuciem pustki, jakby mu żal było tamtych czasów...
Fabryka ze wszystkich stron szumiała głucho, niby morze wiecznie pracujące, ściany się trzęsły, a biegnące...
Borowiecki obejrzał się tylko po sali i szedł do windy, aby zjechać na dół, gdy...
Przyleciał i główny majster oddziału i widząc salę bezczynną i ludzi zbitych około trupa, krzyknął...
— To inna kwestia, bardziej praktyczna, ale patrząc szerzej, to zobaczymy, że ta niezależność jest złudzeniem...
Na razie nie spostrzegł nic w półmroku, w którym główne koło, niby jakiś gad potworny...