- Dusza: 1
- Grób: 1
- Morze: 1
- Niewola: 1
- Pogrzeb: 1
- Śmierć: 1 2
- Trup: 1
- Wolność: 1
Kazimierz Przerwa-TetmajerGrób poety
1
I nie pod krzyżem leży… Na płycie grobowej
Nie ma kwiatów… Nikt żadnej nie powiedział mowy,
Wszyscy stali dokoła zmieszani i niemi
5I odeszli czym prędzej, gdy grób zasypano —
Został sam w ziemi z czarną, spiekłą
[1] w piersiach raną.
Jak cicho teraz leży i w jakim spokoju
Ten, co wprzódy
[2] nie zaznał nic, prócz trosk i znoju,
Prócz upokorzeń, wzgardy dla samego siebie,
10Gdy musiał żyć o ledwie nie żebranym chlebie,
Lub — a myśl sama o tym barwę z twarzy zdziera
[3] —
Starać się zostać błaznem pana — lub bankiera.
Leży cicho… Już więcej nie przyjdzie ta jędza
Z szczękami trupiej głowy, co się zowie nędza,
15Już nie przyjdzie i marzeń mu więcej nie starga…
Leży cicho…
Trup Ostatnia wielka, straszna skarga
Wyszła mu z ust wraz z jękiem, gdy drżący i blady
Pocisnął cyngiel — padł strzał — zbiegły się sąsiady,
Drzwi otwarli, a widząc trupa na podłodze,
20Cofali się ze wstrętem i żegnali w trwodze.
DuszaA tymczasem świetlana, z skrzydłami złotemi,
Odchodziła poety dusza precz od ziemi
I podniosła się z wolna i kędyś
[4] w przestrzenie
Wracała, skąd przychodzi na ziemię natchnienie…
25
MorzeWzdymaj się, srebrnomodre, nieskończone morze!
Wzdymaj się! Ty mu zahucz, jak tryumfu dzwony!
Wzdymaj się, ty potęgo ogromna i dzika,
Elemencie
[5] królewski i nieuskromiony
[6]!
Wzdymaj się! Gdy raz zerwał z szyi swej obrożę,
30Jego zwycięskiej śmierci to godna muzyka !…
Pieśń tryumfu mu zahucz! Oto już nic zgoła
[7]
Wolnej, skrzydlatej duszy krępować nie zdoła — —
W przestworzu od gwiazd skrzących i komet ognistem
Lecieć będzie z błyskawic trzaskiem i prześwistem — —
35Ile wysp złotych w słońcu, pieczar skrytych w bluszcze,
Kwiatów, co wybuchają lawą z ziemi Wschodu,
Gdzie jakich skał granity i gdzie jakie puszcze,
Wszystkie zorze na toniach spiętrzonych od lodu,
Wszystkich wulkanów ognie: wszystko, wszystko dla niej.
40Wszystko! Nie ma granicy, kresu i przystani…
Lecieć będzie i wszystko, co niegdyś kochała,
Ciszę, światło i przestrzeń, wszystko mieć dla siebie,
Wydarta, wyzwolona z wstrętnych więzów ciała!
45Wzdymaj się srebrnomodre, nieskończone morze!
Wzdymaj się! Oto na twe rozhukane zwały
[8]
Upadłszy, piaski pustyń nadbrzeżnych rozorze
I zatrzęsie w podstawach wysp skrzesane
[9] skały.
Na delfinów srebrzyste rzuciwszy się grzbiety,
50Płynąć będzie, gdzie palmy cień rzucają liściem
I na błyszczącym sierpem zdobne minarety
[10]
Księżyc bladych lśnień strugi rozlewa przed wnijściem
[11].
Oto przepastne wody tumanem
[12] się wznoszą
I wirem zakręcone piętrzą się w niebiosy — —
55Ha ! Z jakimż upojeniem i z jaką rozkoszą,
Uchwyciwszy się wichrów płomiennych za włosy,
Leci, topi się w głębiach, jako sokół w chmurze,
Opada w dół i znów się porywa do góry,
Aż wreszcie, rozszalała, jak gryf
[13] złotopióry,
60Z mórz na morza przelata, ściga grzmiące burze,
I kędyś, gdzie się szafir sennych wód krysztali,
Rzuci się odpoczywać na srebrzystej fali…
Wzdymaj się srebrnomodre, nieskończone morze!
Wzdymaj się, pieśń radości mu szum, pieśń wesela!
65Oto już ognia marzeń nic mu nie spopiela,
Nic kaskad jego natchnień tamować nie może.
Oto już owe kształty, owe światła, tony,
Co były jego duszą, jego krwią serdeczną,
Nie będą, jako obłok wichrem rozpędzony,
70Pierzchać
[14] przed strasznym widmem życiowej niedoli —
Oto już wszedł w tę ciszę i spokojność wieczną,
Gdzie nic więcej nie łamie, nic więcej nie boli.
Minęły już te noce, gdy przedziwne cienie
Nad jego młodą głową splatały się w wieńce,
75I prosiły, składając, jak do modłów, ręce:
Oto nas twe do ciebie przysłało natchnienie,
Chcemy na świat! Patrz, jakie piękne i tęczowe,
Daj nam, jak gwiazdom jasnym, nad twym czołem błysnąć,
Daj nam ciało, daj duszę… A on ściskał głowę,
80Co pękała w gorączce, i pytał sam siebie:
Co jutro? Lecz co jutro? Czy z okna się cisnąć?
Czy żyć dalej o ledwie nie żebranym chlebie?
Dalej walczyć z tym losem, co kościaną ręką
Pochwyciwszy za gardło, pierś gniecie kolanem,
85I, jak upiór, się poić zda ofiary męką,
Unicestwianą siłą i życiem złamanem?
Dalej za nędznej strawy kęs uginać karku,
Zapierać się swej duszy, pragnień, woli, wiary,
Myśl swą, krew swą przemieniać w towar na jarmarku,
90Szukać kupca i ducha przykrawać do miary?
Dalej z wniebowstępnego cisz i wyżyn lotu
Opadać ku ziemskiemu gwarowi i błotu,
Gardząc własną słabością i dolą ofiary ?!…
Niech mogiłę samotną w nieświęconej ziemi
95Tłum prawowierny mija z obawą i wstrętem,
Kto się życia rękoma pozbawia własnemi,
Tego duch potępiony, imię jest przeklętem.
Próbuje stargać druty, aż gdy skrzydła skrwawi,
100Pierś porani i siły wyczerpie ostatki,
Oszalały, z rozpaczy głodem się zamarza…
Ludzie spokojni, trzeźwi, rozsądni i prawi,
Unikajcie głuchego wyklętych cmentarza.