Potrzebujemy Twojej pomocy!

Na stałe wspiera nas 453 czytelników i czytelniczek.

Niestety, minimalną stabilność działania uzyskamy dopiero przy 500 regularnych darczyńców. Dorzucisz się?

Szacowany czas do końca: -
Janusz Korczak, Kajtuś Czarodziej
  1. Burza: 1
  2. Choroba: 1
  3. Cmentarz: 1
  4. Czary: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25
  5. Dziecko: 1 2 3
  6. Katastrofa: 1
  7. Kłamstwo: 1
  8. Kradzież: 1
  9. Książka: 1 2
  10. Las: 1
  11. Lekarz: 1
  12. Muzyka: 1 2
  13. Nauczycielka: 1 2
  14. Nauka: 1 2
  15. Niewola: 1
  16. Okrucieństwo: 1
  17. Pies: 1 2 3
  18. Pijaństwo: 1
  19. Piwnica: 1
  20. Pocałunek: 1
  21. Podstęp: 1
  22. Pogrzeb: 1
  23. Porwanie: 1
  24. Strach: 1 2
  25. Szkoła: 1 2 3 4 5
  26. Śmierć: 1
  27. Ucieczka: 1
  28. Walka: 1
  29. Wiedza: 1 2
  30. Wina: 1
  31. Zabobony: 1
  32. Żart: 1 2 3 4

Poprawione błędy źródła: Dziadek zwabił tego szczura -> — Dziadek zwabił tego szczura (dodano myślnik przed wypowiedzią); u ona -> a ona; A już nauczył się -> A już: nauczył się; A Kajtuś nie chce, sekretarz mówi -> A gdy Kajtuś nie chce, sekretarz mówi; Słyszałam, że potrzebne są dzieci. Idą. -> Słyszałam, że potrzebne są dzieci. Idę.; gdy z gwiazdą filmową wysiadał -> gdy gwiazdą filmową wysiadał; parle italiano -> parlare italiano; Tu tu. Tu przejechała -> To tu. Tak. Tu przejechała obręcz naszej bryczki

W kilku przypadkach poprawiono znaki interpunkcyjne kończące zdania oraz pisownię po dwukropku, np.: Powiadają. -> Powiadają:; Podpisał. -> Podpisał:; Patrzy w górę: Wierzchołki drzew -> Patrzy w górę: wierzchołki drzew; na naszych gości: Wrogie siły -> na naszych gości. Wrogie siły; Czy przyznać się, że (…) z nim rozmawiał. -> Czy przyznać się, że (…) z nim rozmawiał?; nieufność zabija prawdę w człowieku? -> nieufność zabija prawdę w człowieku.; Kto by ci cerował pończochy, gdybym podróżowała. -> Kto by ci cerował pończochy, gdybym podróżowała?; Zdziwił się: „Człowiek”. -> Zdziwił się: „Człowiek?”. mówią: „o jaka ładna książka” -> patrzą i mówią: „O jaka ładna książka”;

W kilku miejscach dostosowano do współczesnych zaleceń zapis partii dialogowych, monologów niewypowiedzianych i przytoczeń:

a) wypowiedź tej samej postaci rozbitą na jednozdaniowe akapity połączono w jednym, np.:

— Wejdę do dziesięciu sklepów.
Będę udawał, że chcę coś kupić.
Nie mam ani grosza w kieszeni.
— Wejdę do dziesięciu sklepów. Będę udawał, że chcę coś kupić. Nie mam ani grosza w kieszeni.
— Doczekałem się — mruknął Kajtuś z goryczą. — Ścigają mnie za nagrodą jak psa albo kota.
Może nie iść do szkoły, posłać sobowtóra?
Ale chcę wiedzieć, co będzie. Zresztą co mi zrobią? Jestem czarodziejem.
— Doczekałem się — mruknął Kajtuś z goryczą. — Ścigają mnie za nagrodą jak psa albo kota. Może nie iść do szkoły, posłać sobowtóra? Ale chcę wiedzieć, co będzie. Zresztą co mi zrobią? Jestem czarodziejem.

b) wyraźnie sygnalizowany monolog wewnętrzny umieszczono w cudzysłowach, np.:

— Ten nazwał mnie osłem, tamten smarkaczem. Ta wodą oblewa, tamten zerwał się do bicia.
A dlaczego?
— Bo nie mam pieniędzy.
etc.
„Ten nazwał mnie osłem, tamten smarkaczem. Ta wodą oblewa, tamten zerwał się do bicia. A dlaczego? Bo nie mam pieniędzy. etc.
Myśli babcia: pewnie już na podwórku. I zamknęła piwnicę na kłódkę.
Myśli babcia: „Pewnie już na podwórku”. I zamknęła piwnicę na kłódkę.

c) na podst. wyd. 1934 pominięto cudzysłowy i przywrócono zapis z pauzą dialogową w miejscach, gdzie brak wskazówek, że słowa wypowiedziano w myśli, np.:

„Chcę, rozkazuję, by się zjawiła skrzynia ze złotem” — rzekł i powtórzył.
— Chcę, rozkazuję, by się zjawiła skrzynia ze złotem — rzekł i powtórzył.

d) przytaczane słowa umieszczono w cudzysłowach, bez wyodrębniania w osobnych akapitach, np.:

Jeżeli powiedzieć:
— Sezamie, otwórz się:
Drzwi same się otwierają.
Jeżeli powiedzieć: „Sezamie, otwórz się!”, drzwi same się otwierają.
Ojciec nie mówił:
— Ucz się, Antosiu.
Nie powiedział: — Antosiu ani Kajtusiu.
A powiedział: — synu.
Ojciec nie mówił: „Ucz się, Antosiu”.
Nie powiedział: „Antosiu” ani „Kajtusiu”.
A powiedział: „synu”.
Powiedziała pani:
— Porywczy — nie: złośnik. Dziadek też był porywczy.
Powiedziała pani: „porywczy”, nie: „złośnik”. Dziadek też był porywczy.

W akapitach dialogowych zastąpiono, gdzie było to możliwe, myślniki innymi znakami tak, aby myślnik był jedynie znakiem poprzedzającym wypowiedź.

Połączono akapity:

— Co pani z nimi gada? — wtrącił się pan w okularach.
— Tu się tylko ludzi fotografuje. I osły.
— Co pani z nimi gada? — wtrącił się pan w okularach. — Tu się tylko ludzi fotografuje. I osły.
(…) Gra sierotę. Obraz będzie się nazywał:
Dziecię garnizonu. Albo: Tajemnica małego Dżeka. Jest szpiegiem, przekrada się przez druty kolczaste.
(…) Gra sierotę. Obraz będzie się nazywał: Dziecię garnizonu. Albo: Tajemnica małego Dżeka. Jest szpiegiem, przekrada się przez druty kolczaste.

Ujednolicono sposób oddzielania fragmentów tekstu, konsekwentnie stosując do tego celu światło pionowe (w źródle na końcu lub początku strony użyto asterysków). Uzupełniono podział na fragmenty, stosownie do wyd. 1934.

Inne zmiany: No — no -> No, no; nie ogolony -> nieogolony; nie mrugających -> niemrugających; skrzydłami, szelestem — podmuchem -> skrzydłami, szelestem, podmuchem; Pogotowia -> pogotowia;

Janusz KorczakKajtuś Czarodziej

Rozdział pierwszy

Kajtuś lubi się zakładać — Kajtuś wchodzi do sklepów i udaje, że chce coś kupić, a nie ma ani grosza

1

— A bo co?

2

— Bo nic.

3

— Nie wierzysz?

4

— Nie.

5

— To się załóż.

6

Kajtuś lubi się zakładać z kolegami.

7

— Załóż się, że zafundujesz do kina.

8

— Dobrze, zgoda.

9

— Daj rękę. Pamiętaj: w niedzielę kino.

10

— Ale poczekaj — zaraz.

11

— No widzisz, już się boisz.

12

— Nie boję się, tylko chcę wiedzieć, jak to będzie.

13

Kajtuś powtarza:

14

— Wejdę do dziesięciu sklepów. Będę udawał, że chcę coś kupić. Nie mam ani grosza w kieszeni.

15

— Mówiłeś, że do dwunastu sklepów…

16

— Niech będzie dwanaście.

17

Założyli się.

18

Tak. Wstąpi. Niby, że kupuje.

19

Ano, ostatnia lekcja.

20

Ano, ostatni dzwonek.

21

Zapakowali teczki.

22

Czapki na głowy.

23

— Więc idziemy?

24

— Idziemy.

25

Ano, schody, podwórko.

26

Potem brama.

27

I już ulica.

28

— Ja będę stał przed sklepem.

29

— Jak sobie chcesz. Tylko nie śmiej się w szybę, bo się domyślą.


30

Pierwszy sklep — apteka.

31

ŻartWchodzi Kajtuś do apteki.

32

Pan wydaje lekarstwa powoli, żeby się nie pomylić — Kajtuś cierpliwie czeka swej kolejki.

33

— A tobie, mały, czego?

34

— Proszę o dwa zeszyty: jeden w kratkę, a drugi do rysunków.

35

— Nie mamy do rysunków, tylko wszystkie w kratkę — zażartował pan aptekarz.

36

— To przepraszam.

37

Kajtuś ukłonił się grzecznie.

38

Żal się panom zrobiło.

39

— Idź na prawo, obok. Tam dostaniesz.

40

— Dziękuję.

41

Znów się ukłonił i wyszedł.

42

Powiedział koledze, jak było.


43

Obok apteki jest sklep pomocy szkolnych.

44

Wchodzi Kajtuś.

45

Rozgląda się.

46

— Proszę o ciastko z kremem.

47

— Czego?

48

— Ciastko czekoladowe z kremem.

49

— A ty ślepy jesteś? Nie widzisz?

50

— Owszem, widzę.

51

Stoi i dziwi się, czego od niego chcą.

52

— Chodzisz do szkoły?

53

— Chodzę.

54

— Nie wiesz, gdzie się ciastka kupuje?

55

— Jeszcze nas nie uczyli.

56

Wzrusza ramionami.

57

Niby nie wie, co robić.

58

Rozgniewał się pan.

59

— Na co czekasz?

60

— Już nic.

61

I wychodzi.

62

— No co? — pyta się kolega.

63

— Obraził się. Złośnik jakiś.

64

— On taki zawsze — mówi kolega. — Znam ten sklep. Nigdy tu nie kupuję.

65

— To trzeba było powiedzieć.

66

— Myślałem, że ci się uda.

67

— No i udało się. Przecież mnie nie zabił.

68

Idą dalej.


69

Odważnie wchodzi do trzeciego sklepu.

70

Sklep spożywczy. Są tu sery, masło, cukier, śledzie, sielawy[1].

71

— Dzień dobry.

72

— Dzień dobry.

73

— Czy można dostać wieloryba?

74

— Wieloryba?

75

— Tak. Dziesięć deka. Marynowanego.

76

— A kto cię przysłał?

77

— Kolega. O, stoi tu przed sklepem.

78

— Powiedz koledze, że łobuz, a ty gapa.

79

— Więc nie ma?

80

— Nie, nie ma. Będzie dopiero.

81

— Kiedy będzie?

82

— Jak się ociepli. No, dosyć. Ruszaj! Drzwi zamknij.

83

Ostrożnie zamknął drzwi i opowiada, jak było.

84

— Nie bałeś się, że pozna?

85

— A co? Sprzedają morskie łososie. Śledzie też są morskie. Nie wolno się zapytać?

86

— Czekaj. Dopiero trzy sklepy. Możesz jeszcze przegrać.

87

— Zobaczymy.


88

Czwarty — mały sklepik.

89

ŻartSzewc.

90

Akurat nie ma roboty.

91

Już pora obiadowa, a sprzedał dopiero parę sznurowadeł i pudełko pasty do butów.

92

Czeka, żeby kto kupił.

93

Wchodzi Kajtuś.

94

— Proszę sera śmietankowego.

95

A szewc, czy się domyślił, że żarty, czy zły, że głowę zawracają.

96

Łap za pasek.

97

— Dam ja ci sera, błaźnie jeden!

98

Zamachnął się.

99

Nie bardzo się udało, trzeba było prędko umykać.


100

Ominął Kajtuś kilka małych sklepów.

101

Zatrzymał się przed fryzjerem i myśli.

102

— Ale ty ciągle to samo. To nie sztuka.

103

— Nie podoba ci się, to nie. Sam sobie chodź i wymyślaj co innego.

104

— No już dobrze. A tu co powiesz?

105

— Nie spiesz się. Poczekaj. Zobaczę.

106

Wchodzi.

107

Ładnie tu. Czysto. Pachnie.

108

Perfumy w różnych butelkach. Mydła kolorowe. Grzebienie. Pomady[2]. Puder.

109

Kasjerka czyta książkę.

110

— Czego sobie życzysz, kawalerze? — pyta się pan.

111

Pan młody i wesoły.

112

— Proszę o pomadę na porost królewskich wąsów.

113

— Dla kogo?

114

— Dla mnie.

115

Pani przerywa czytanie i patrzy.

116

Pan oczy szeroko otworzył.

117

— A na co ci wąsy?

118

Kajtuś patrzy naiwnie i mówi:

119

— Na przedstawienie w szkole.

120

— A co będziesz przedstawiał?

121

— Króla Sobieskiego[3].

122

— Mogę namalować ci wąsy.

123

— Ja wolę prawdziwe.

124

— A potem co zrobisz po przedstawieniu?

125

— A ogolę.

126

Śmieją się.

127

Uwierzyli.

128

— Niech mu pan da wody kolońskiej.

129

— Nie chcę — otrząsa się Kajtuś.

130

— Dlaczego nie? Będziesz pachniał.

131

— Nie chcę. Chłopaki śmiać się będą. Powiedzą, że się chcę żenić.

132

— A ty się nie chcesz żenić?

133

— Pewnie, że nie. Na co?

134

Nudzi się młodym w sklepie, więc radzi pożartować.

135

Ale weszła kupująca. Rozmowę przerwała.

136

— Przyjdź, to cię pomaluję. Będą jak prawdziwe.

137

— Ale zaprosisz nas na przedstawienie? Pamiętaj.

138

Kolega się niecierpliwi.

139

— Coś tak długo siedział?

140

— Perfumować mnie chcieli.

141

— Za darmo?

142

— No chyba.

143

— Dlaczego nie dałeś?

144

— Co mają towar marnować? Pożartować można. Ale nie jestem pętakiem. Nie lubię oszukańców[4].

145

— No pewnie.


146

Wszedł Kajtuś do mydlarni[5]. Prosi o truciznę na pchły.

147

Dała mu.

148

— Masz na pchły, na pluskwy i na karaluchy.

149

— U nas nie ma pluskiew ani karaluchów. Mama kazała tylko na pchły.

150

— Nie szkodzi. Ten proszek dobry, wszyscy go kupują. Pokaż, ile masz pieniędzy.

151

Kajtuś mocno zaciska pustą pięść.

152

— Nie… Muszę się zapytać… Muszę się słuchać mamy.

153

— No to idź się zapytaj. I powiedz, że złotówkę kosztuje. A wy daleko mieszkacie?

154

— Tu zaraz.

155

— Jak będziesz często kupował, dostaniesz cukierków… O, widzisz.

156

— Widzę.

157

Pokazała słój z cukierkami.

158

— Mądra baba: dawaj jej zaraz złotówkę! Myśli, że się połakomię na cukierek. Pewnie farbowane. Ile już było sklepów?

159

— Sześć.

160

— Akurat połowa.

161

— No, idziemy dalej.

162

— Czego się spieszysz? Niech trochę odpocznę. Już mi się w głowie kręci.

163

Ale nic. Wchodzi.


164

Siódmy sklep — ogrodniczy.

165

— Czy można dostać palmę kokosową?

166

— Nie ma.

167

— Niech pani poszuka. Pan od przyrody kazał.

168

— Więc powiedz panu od przyrody, że ma fiołki w głowie.

169

— Wcale nie. Nasz pan wie, co mówi. Nieładnie tak uczyć dzieci. Nie wolno nauczyciela obrażać.

170

— Wynoś się, smarkaczu! Morały mi będzie prawił.

171

— Pewnie, że morały, bo się tak nie mówi.

172

We drzwiach pokazał jej język.

173

— Szkoda, że nie dodałem, żeby się kazała wypchać trocinami i wytapetować.

174

— Czegoś taki zły?

175

— Bo mi się już znudziło tak łazić.

176

— Trudno, założyłeś się.

177

— Wiem bez ciebie. Zacząłem i skończę.

178

ŻartPrzed sklepikiem stoi balon z wodą sodową[6].

179

— Proszę o szklankę gazu.

180

Kupcowa[7] nalała — podaje.

181

A Kajtuś:

182

— Nie chcę wody, tylko sodowy gaz.

183

Znów zrobił niewinną minkę. Ale ona nawet nie patrzy.

184

Zamachnęła się i chlusnęła wodą.

185

Kajtuś się w porę nachylił.

186

Nie trafiła.

187

— Żebyś ręce i nogi połamał, złodzieju!

188

Nie jest Kajtuś pętakiem ani złodziejem. Przecież mógł wodę wypić i uciec. A pić mu się chciało.

189

— Sama oszukanica.

190

I na nią zły, i na siebie.

191

I na kolegę.

192

— Te, słuchaj — pyta się kolega — co znaczy: fiołki w głowie?

193

— Pewnie, że nie wie, co gada. Sam się możesz domyślić.


194

Zatrzymali się przed fotografem.

195

— Wejdę z tobą.

196

— Jak sobie chcesz.

197

Wchodzą.

198

— Ile kosztuje pół tuzina gołębi?

199

— Jakich wam znowu gołębi?

200

— Pocztowych, gabinetowych. Będziemy trzymali gołębie na kolanach.

201

— A pieniądze macie?

202

— Jeszcze nie. Ale się postaramy.

203

— Naprzód się postarajcie, a potem przyjdziecie.

204

— Co pani z nimi gada? — wtrącił się pan w okularach. — Tu się tylko ludzi fotografuje. I osły.

205

Wychodzą.

206

Kajtuś milczy.

207

Przypomina sobie:

208

„Ten nazwał mnie osłem, tamten smarkaczem. Ta wodą oblewa, tamten zerwał się do bicia. A dlaczego? Bo nie mam pieniędzy. Gdyby tak mieć złotówkę, wszyscy byliby grzeczni. I do kina wpuszczą. I wodę dadzą — nie tylko czystą, ale z sokiem”.

209

— Ile już było sklepów?

210

— Osiem.

211

— Nieprawda, bo dziewięć.

212

— Może się pomyliłem.

213

Zaczęli liczyć: razem z przekupką — dziewięć.

214

— No jazda!


215

Do następnego sklepu znów weszli razem.

216

— Proszę pokazać pasek.

217

Patrzy, przekłada, przymierza. Ogląda klamrę. Liczy dziurki. Chucha, wyciera. Grymasi.

218

Ten pasek za cienki, ten za ciemny, tamten za szeroki.

219

A panienka co jeden położy, to drugi zaraz chowa do pudła.

220

„Boi się, że ukradnę” — pomyślał Kajtuś.

221

Nic dziwnego. Różni się w sklepach kręcą. Przychodzą — nudzą — nie kupują. I naprawdę ukraść próbują.

222

Kajtuś wie, ale się gniewa, że podejrzewają.

223

A o koledze myśli:

224

„Jaki on teraz odważny. Wchodzi ze mną razem, a gęby nie umie otworzyć”.

225

Ano, wybrał pasek: ładny skautowski[8].

226

— Ile kosztuje?

227

— Dwa złote pięćdziesiąt groszy.

228

— Za drogo.

229

— Ile kawaler myślał?

230

— Kolega kupił taki za czterdzieści groszy.

231

— To idź tam, gdzie kupił kolega.

232

— Dobrze, pójdziemy.

233

— Znaleźli się mądrale. Jeden wybiera, a drugi się rozgląda. Znamy was.

234

— I ja panią znam.

235

Nawymyślała i przegoniła.

236

— A co byś zrobił, gdyby oddała?

237

— Głupi jesteś.

238

Kajtuś wie, co by zrobił. Szukałby po kieszeniach, niby że zgubił pieniądze.

239

Ale mówić nie chce, niech się sam domyśli.

240

— Więc jutro fundujesz kino.

241

Zatrzymał się i czeka na odpowiedź.

242

Kolega się zawahał.

243

— Poproszę ojca, pewnie da.

244

— A jak nie da?

245

— To już na pewno w przyszłą niedzielę.

246

Kajtuś skrzywił się i machnął niechętnie ręką. Pomyślał:

247

„Ot, zakładaj się z takim szczeniakiem…”


248

W sklepie z papierosami pożałowali Kajtusia.

249

Stanął nieśmiało w kącie i czapkę gryzie.

250

— Czego chcesz, mały?

251

— Kiedy się wstydzę.

252

— Mów, nic ci nie zrobię.

253

— Bo majster kazał kupić trzy papierosy.

254

— Jakie?

255

— Brzydko się nazywają.

256

— Gadaj śmiało.

257

— Powiedział, że nabije[9], jak nie przyniosę.

258

— Więc powiedz.

259

— „Psia morda” się nazywają.

260

I zakrył czapką oczy.

261

— Upił się twój majster. Niech się wyśpi.

262

— Właśnie się już obudził.

263

— Ty ze wsi? — zapytała się pani.

264

— A ze wsi, proszę pani.

265

— Zaraz znać: nieśmiały. Ot, wysyłają dzieciaka do miasta na poniewierkę.

266

— Już chyba pójdę — mówi Kajtuś.

267

— Ty pewnie głodny?

268

— Nie, nie głodny.

269

— Masz bułkę. Weź, sierotko.

270

A Kajtusiowi, czy z żalu, czy z tego zmęczenia, łzy napłynęły do oczu.

271

— Nie wstydź się, weź.

272

— Nie wezmę.

273

Prędko się wyniósł.

274

— Czego płaczesz?

275

— No… Mucha czy coś — wpadło mi do oka.


276

Nareszcie. Ostatni sklep, dwunasty. Pralnia.

277

Nie chciał wejść, bo woli delikatniejsze sklepy. Ale kolega namówił.

278

— Wejdź. Nie bój się. Już koniec.

279

Nie boi się. Nieostrożny.

280

— Przepraszam. Czy można wyprasować kota?

281

— Kota? — zdziwiły się panny.

282

— Tak. Zdechłego. Z ogonem.

283

A nie zauważył, że koło drzwi siedzi narzeczony panien. A ten cap go za kark.

284

— Poczekaj. Ciebie wyprasujemy. Dawaj, Franka, gorące żelazko.

285

Silny. Mocno trzyma. Położył Kajtusia na deskę do prasowania.

286

— Czego pan chce?

287

— To jest wypchany kot.

288

Nie wyrywa się, tylko prosi:

289

— Niech pan puści.

290

Zlitowała się panna Frania.

291

— Puść go, głuptasa.

292

— Nie głupi on. Cwaniak, struga tylko wariata.

293

— A ja mówię, że nie. Dobrze mu z oczu patrzy.

294

— Ja wszystko wytłumaczę — jęczy Kajtuś.

295

— Dobrze, więc co to za zdechły kot?

296

Patrzy Kajtuś, że drzwi otwarte.

297

Dobrze, że teczkę oddał koledze: lżej było uciekać.

298

— Poczekaj! Spotkamy się. Poznam cię. Dostaniesz za swoje.

299

Dogonił go kolega.

300

— Cóżeś tak uciekał?

301

— Widać, że trzeba było[10].

302

— Nie powiesz?

303

— Nie wymówiłeś[11], że mam opowiadać. Dawaj teczkę. I sam sobie idź do kina. Ciesz się, żeś ze mną nie wszedł: dostałbyś, łamago.

304

Rozeszli się pogniewani. Nie pierwsza kłótnia Kajtusia.

305

I nie pierwszy zakład. Bo lubi się Kajtuś zakładać.


306

Rozmawiali raz w szkole o meczu.

307

Co ciekawsze: mecz czy kino? Czy kąpiel, czy łódka? Rower czy ślizgawka?

308

Mówi Kajtuś, że filmy dorosłych zawsze kończą się całowaniem.

309

— Chodź, pokażę ci, jak się całują.

310

Pocałunek, Podstęp— Chłopaka nie sztuka, ty pannę pocałuj.

311

— Oo, mądry. Sam spróbuj.

312

— Myślisz, że nie? Więc dobrze: załóż się o porcję lodów.

313

— Dobrze: daj rękę.

314

Ano, ostatnia lekcja.

315

Dzwonek. Spakowali książki.

316

Podwórko. Brama. Ulica.

317

— Wy idźcie za mną.

318

A sam naprzód.

319

Żałuje, że się założył.

320

Małej nie chce zaczepiać. Przykro. Bo się nastraszy. Zresztą powiedział, że „panna”. Więc duża.

321

Jak to zrobić? Idzie. Rozgląda się.

322

Idzie. Patrzy. Myśli. Patrzy. Czeka.

323

— Ta nie. I ta nie.

324

Mniejsza o te lody, ale wstyd przegrać. Musi postawić na swoim.

325

Aż nareszcie są.

326

Dwie. Uczennice. I starsze. Śmieją się. Rozmawiają. Nie spieszą się.

327

Jedna drugą nazwała Zośką.

328

Powiada:

329

— Słuchaj, Zośka, jak znów przyjdziesz…

330

Więcej Kajtuś nie słyszał. Ale ma plan.

331

Dał ręką znak, że zaczyna. Przeszedł na drugą stronę, wyprzedził je i wrócił — i prosto na spotkanie.

332

Idzie. Głowę zwiesił, niby zamyślony.

333

Już je mija. Nagle staje. Spojrzał.

334

— Ooo, Zośka! Kiedy przyjechałaś?

335

Ona patrzy. Stoi zdziwiona.

336

A on — hop! Objął za szyję — i pac! Pocałował.

337

Głupia — jeszcze się nachyliła. Tak się pysznie udało.

338

Dopiero oprzytomniała.

339

— Ty co za jeden?

340

— Ja? Ano Kajtuś.

341

— Co znów za Kajtuś?

342

— Nic — taki chłopak.

343

Oblizuje się, że niby pocałunek smaczny.

344

I w nogi.

345

One patrzą, dziwią się — aż się domyśliły.

346

— Poczekaj, andrusie[12]!

347

— A to zuchwały chłopak!

348

— Skąd wiedział, jak się nazywam?

349

Kolega był wtedy honorowy.

350

Był honorowy i miał dwadzieścia groszy.

351

Podzielili się lodami po równo.

352

Trzeci też dostał, choć mu się nie należało.


353

Już taki jest Kajtuś.

354

Niecierpliwy. Odważny. W głowie różne pomysły.

355

Był taki, zanim jeszcze zaczął chodzić do szkoły.

356

Był taki, zanim jeszcze stał się czarodziejem.

Rozdział drugi

Skargi na Kajtusia — Blizny — Antoś czy Kajtuś? — Papierosy pali — Mysz koło pieca

357

Skargi i skargi na Kajtusia.

358

— Utrapienie z chłopakiem — wzdycha mama.

359

— Nie biłem, ale jak stracę cierpliwość — grozi ojciec.

360

— Dobrze mu z oczu patrzy — uśmiecha się babcia.

361

— Głowę ma dobrą — mówi ojciec.

362

— Do wszystkiego ciekawy — dodaje mama.

363

— W dziadka się wrodził — uśmiecha się babcia.

364

Skargi i skargi.


365

Mówi stróż, że z okna rzucił śledzia na głowę gospodarza domu.

366

— Rzuciłeś?

367

— Nieprawda.

368

Po pierwsze: wcale nie śledź, a tylko ogon śledzia.

369

Po drugie: nie na głowę, a na kapelusz.

370

Po trzecie: nie z okna, a przez poręcz schodów.

371

Po czwarte: nie Kajtuś, a inny chłopak.

372

W dodatku nie trafił — niezdara.

373

Powiada stróż, że pogasił światła na wszystkich schodach.

374

— Nieprawda. Wcale nie na wszystkich, a tylko w jednej sieni. Skąd stróż wie, że akurat ja? Może kto inny? Może kto jeszcze? Może dziewczynka zgasiła, a nie chłopiec? Może strażak zgasił? Są przecież w Warszawie strażacy.

375

Mówi stróż, że Kajtuś dzwoni i ucieka.

376

— Dzwonię, tak, ale w innych bramach. Nie w naszej. Raz dzwoniłem, dawno.

377

— Dlaczego dzwonisz?

378

— Tak jakoś.

379

Bo chce wiedzieć, czy dzwonek nie zepsuty. Czasem z nudów. Czasem ze złości, że idzie do szkoły, a głupi dzwonek wisi sobie jak hrabia i nic nie robi.

380

Mówi stróż:

381

— Wyrwał kamień, powyginał rynnę.

382

To już zupełnie kłamstwo.

383

Wie nawet, kto to zrobił.

384

— Ja sanki zbijałem, ale młotkiem, wcale nie kamieniem. A deskę oparłem o schowek, a nie o rynnę.

385

Ma świadka. Może przyprowadzić chłopca, który mu młotek pożyczył i deskę trzymał.

386

Znów przychodzą na skargę.

387

— Szybę stłukł. Kamień rzucił.

388

— Widziałem, jak uciekał. W psa rzucił.

389

— Nie w psa, a w kota. Nie kamień, a kawałek cegły. Zupełnie inny chłopak wybił szybę kamieniem. — Tylko uciekli razem.

390

Wie kto, ale nie powie.

391

— Dlaczego ta pani dobrze nie widzi?

392

A jeszcze przychodzi na skargę i każe płacić za szybę?

393

Bo wygląda tak, że już nikt nic złego, tylko wszystko Kajtuś.

394

Są przecież gorsi od niego.


395

Mówią:

396

„Jeżeli sam nie zrobił, to jeden z jego koleżków”.

397

Więc co? Za wszystkich ma odpowiadać czy tylko za siebie?


398

Był mały.

399

Do szkoły jeszcze nie chodził.

400

Poszedł kąpać się w rzece.

401

Ubranie zostawił na piasku.

402

Ano, pływa — potem wychodzi z wody. I widzi z daleka, jak uciekają łobuzy.

403

Wszystko zabrali: spodnie, buty, czapkę, nawet koszulę.

404

Pan się zlitował, owinął w swoją marynarkę i zaniósł Kajtusia do domu.

405

I była awantura, że no.

406

Złodzieje też są między chłopakami.

407

A Kajtuś nie ruszy cudzego. Brzydzi się złodzieja.


408

Miał tylko różne przygody.

409

Kiedy żyła Helenka, skakali ze schodów; z jednego, z dwóch, z trzech, z czterech i z pięciu.

410

Chciał pokazać, że skoczy bez trzymania za poręcz.

411

I pokazał: skoczył z pięciu schodków. Byłoby się udało, ale miał nowe buty… śliskie podeszwy…

412

Potem długo leżał w łóżku.

413

Teraz na głowie włosy mu w tym miejscu nie rosną.

414

To się nazywa blizna.

415

Drugą bliznę ma Kajtuś na nodze, bo go pies rzeźnika pokąsał.

416

Bo mówili chłopcy, że pies się nie da pogłaskać.

417

— Zły pies.

418

— Spróbuję ostrożnie. Może się uda.

419

Spróbował ostrożnie. I nie udało się.

420

Założył się, że przeleci przed tramwajem.

421

— Możesz się przewrócić. Daj lepiej spokój.

422

— Czego się mam przewrócić?

423

— Nie zdążysz.

424

— To się załóż.

425

Ale zakład nie został rozegrany. Motorniczy w porę zatrzymał, zahamował tramwaj; ale policjant przyprowadził Kajtusia do domu.

426

Zabronili mu cały tydzień na podwórko wychodzić.

427

Raz sam został w mieszkaniu.

428

Chciał zrobić niespodziankę: że porąbie drzewo siekierą.

429

I też się nie udało.

430

To już trzecia blizna Kajtusia, na palcu lewej ręki.

431

A mogło być jeszcze gorzej. Bo znów w domu został. I chciał lampkę zapalić przed obrazem.

432

Zapaliła się firanka. Ale akurat babcia weszła i ogień zgasiła.

433

Już taką ma Kajtuś naturę, że musi widzieć, wiedzieć, a potem sam spróbować.


434

Opowiedziała mu mama bajkę o Ali Babie.

435

Ali Baba był to wódz rozbójników.

436

Arabski zbójca. Czterdziestu ich było. Ali Baba dowódca — herszt.

437

Mieli zbójcy w lesie piwnicę. Nazywała się ta piwnica — Sezam. Tam chowali skarby zrabowane. Tam worki z dukatami[13] i złoto, i drogie kamienie, i brylanty.

438

Do piwnicy prowadzą tajemnicze drzwi.

439

Jeżeli powiedzieć: „Sezamie, otwórz się!”, drzwi same się otwierają.

440

Bajka bardzo ciekawa.

441

Ano.

442

Leży Kajtuś w łóżku i myśli o skarbach ukrytych.

443

Aż potem pyta się ojca:

444

— Czy są skarby prawdziwe?

445

Nie w bajce, a naprawdę.

446

Bo gdy mu mama i babcia dobrze nie wytłumaczą, chce sprawdzić u ojca.

447

— Są skarby — mówi ojciec. — Były wojny na ziemiach naszych. Nieprzyjaciel palił i rabował, a ludzie zakopywali, co cenne. Nawet niedawno pisali w gazetach, że w polu znaleźli garnek z monetami.

448

Piwnica, StrachMówi ojciec, że minister drukuje papierowe pieniądze, bo złoto za ciężkie do noszenia: więc sztaby złota leżą schowane w piwnicach.

449

Tego Kajtuś nie zrozumiał dobrze, bo było za trudne. A może był wtedy śpiący.

450

— No, trzeba spróbować.

451

Dobrze. Idzie z babcią do piwnicy po węgiel.

452

Schodzi się pod ziemię. A tam drzwi i długi korytarz. A tam różne małe drzwi, do każdej piwnicy osobno.

453

Babcia zapaliła świecę. Idą. A w kącie korytarza stoi beczka.

454

Schował się Kajtuś za beczkę.

455

Babcia wzięła węgiel do kubełka i wychodzi. A Kajtusia nie ma.

456

Woła babcia:

457

— Antoś, Antoś!

458

Gdzie się chłopak podział?

459

A on przykucnął za beczką i czeka cicho.

460

Myśli babcia: „Pewnie już na podwórku”. I zamknęła piwnicę na kłódkę.

461

Został Kajtuś w ciemnym korytarzu. Ale się nie boi. Myśli, czy aby uradzi[14] ciężką sztabę złota.

462

Szuka w beczce: pusta.

463

Namacał pierwsze drzwi i mówi:

464

— Otwórz się, Sezamie.

465

Nic. Namacał drugie drzwi:

466

— Otwórz się, Sezamie.

467

Znów nic.

468

Idzie, wraca. Ciemno.

469

Kręci się, szuka. Już nawet nie wie, gdzie jest. Sam jeden tak błądzi. Ciemno, cicho.

470

— Sezamie, otwórz się.

471

Ale zaczął płakać. Przestraszył się dopiero.

472

Bo może duchy albo szczury?

473

Mały był. Do szkoły jeszcze nie chodził.

474

Krzyczy, wali ręką w ścianę.

475

Myśli, że już się nie wydostanie.

476

— Mamo, babciu!…

477

I naprawdę mógł długo siedzieć, bo babcia go nie szukała. Bo czy to pierwszy raz Kajtuś na ulicę albo gdzie do sąsiadów?

478

Już mu głosu zabrakło.

479

— Babciu, tatku, mamo!

480

A na schodach ludzie nie słyszą, bo stukają butami. I Kajtuś stoi nie przy drzwiach, a na końcu, gdzieś koło beczki.

481

Ale listonosz przyszedł i w torbie listy układa. Stoi w sieni. Usłyszał. Słucha. Co to? Ktoś tam w piwnicy zamknięty.

482

Dzieciak chyba.

483

Zawołał.

484

Pytają się:

485

— Dlaczego nie odezwałeś się, kiedy cię babcia wołała? Dlaczego za beczkę wlazłeś?

486

Nie odpowiada.

487

Nie, żeby się kary bał.

488

Nie chce.

489

Nacierpiał się. A jeszcze go wyśmieją.

490

Oj, Antoś, Antoś. Zawsze jakieś figle.


491

Prawdziwe imię Kajtusia jest Antoś. Tak nazywają go w domu.

492

Kajtusiem został na podwórku między chłopakami.

493

Bo stoi raz przed bramą i pali papierosa.

494

Pociągnie i dmucha, pociągnie i dmucha.

495

A stara się, żeby dużo dymu było. Bo zapłacił pięć groszy, więc chce, żeby było ładnie.

496

Mógł kupić czekoladkę, ale papieros ciekawszy.

497

A ulicą przechodzi żołnierz.

498

Zatrzymał się, patrzy, śmieje się.

499

Mówi:

500

— No! Mały taki Kajtuś, a kurzy jak stary.

501

— Więc co?

502

Zawstydził się Antoś i obraził.

503

A chłopcy zaraz:

504

— Kajtuś, mały Kajtuś!

505

Źli byli, że nie dał pociągnąć. Sami bali się palić, ale zazdrościli.

506

I tak już zostało: nie Antoś, a Kajtuś.

507

Z przezwiskami jest tak. Jeżeli się nie gniewać, to często zapomną i przestaną. Jeżeli się złościć, to właśnie jeszcze bardziej. Bo lubią dokuczyć.

508

Kajtuś bił, nie dał się przezywać. Ale co jeden poradzi ze wszystkimi?

509

A dwóch Antosiów było na podwórku, więc nawet wygodniej, że jeden z nich Kajtuś. Wiadomo, kogo wołają. Wreszcie się przyzwyczaił, ale niezupełnie. I w ogóle — nie lubi kolegów.


510

Trzeci rok chodzi Kajtuś do szkoły, a nie znalazł na długo dobrego kolegi. Mało naprawdę porządnych. Bo tylko udają. Lizuchy[15].

511

Boją się. Ze strachu spokojni, bo w domu na nich krzyczą albo biją. Tacy najwięcej kłamią.

512

Kajtuś też nauczył się kręcić i udawać.

513

Nie można się zanadto przyznawać. Gdyby dorośli lepiej rozumieli, wtedy co innego.

514

Mówi Kajtuś:

515

— Nie wiem, czego ode mnie chcą.

516

Choć wie dobrze.

517

Mówi:

518

— Kłamstwo od początku do końca.

519

Choć we środku[16] jest trochę prawdy.

520

Powiadają:

521

— Pobił tak, że się chłopiec ruszyć potem nie mógł.

522

— Co się ma nie ruszać? Przecież nie zabiłem.

523

— Mało mu ręki nie złamał.

524

Już odpowiadaj nie za to, co naprawdę zrobiłeś, ale i za to, co się mogło stać.

525

Owszem. Są chłopcy poważni, ale zarozumiali.

526

Albo cicha woda, albo niedotykalski.

527

Zaraz:

528

— Odsuń się.

529

— Przestań.

530

— Odejdź.


531

SzkołaTrzeci rok chodzi Kajtuś do szkoły.

532

Ale i tu ciągle skargi.

533

Kiedy przyszedł do pierwszego oddziału[17], pani go pochwaliła.

534

— Umiesz już czytać. Kto cię nauczył?

535

— Sam się nauczyłem.

536

— Zupełnie sam?

537

— Wcale nietrudno.

538

Usiadł na pierwszej ławce.

539

I zaczęło się:

540

— Siedź prosto. Nie kręć się. Nie rozmawiaj.

541

Znów:

542

— Nie kręć się. Siedź spokojnie. Nie baw się ołówkiem. Uważaj.

543

Początek godziny łatwy. Potem coraz trudniej.

544

Kiedy nareszcie dzwonek?

545

Opowiada pani coś ciekawego. Wtedy okropnie złości, że przerywają. Pani zaczyna się gniewać, aż słuchać się odechce.

546

W domu wolno oprzeć się o stół, gdy ojciec opowiada, wolno oprzeć się o łóżko, gdy mama mówi bajkę, oprzeć się o kuferek, gdy babcia wspomina dawne dzieje.

547

W domu wolno pochylić się i przeciągnąć, zapytać, gdy się nie rozumie.

548

A w szkole chcesz powiedzieć słówko, zaraz podnoś dwa palce do góry i czekaj.

549

No tak. Dużo w klasie dzieciaków i pani nie może osobno rozmawiać, bo inni zaczną hałasować. Ale to strasznie przeszkadza.

550

— Cóż, Antoś? — pyta się ojciec. — Jak ci się w szkole powodzi?

551

— Hm.

552

— Co w szkole słychać?

553

— Nic.

554

Nie bardzo nawet lubi rozmawiać o szkole.

555

SzkołaPrzeniosła go pani na czwartą ławkę koło okna.

556

Ale nie wolno przez okno wyglądać.

557

Na pierwszej ławce sąsiad był spokojny, a ten z czwartej zaczepia. Z tyłu za ucho ciągnie. Nie boli, ale czego zaczyna?

558

Chcesz powiedzieć, żeby przestał, i pani zaraz:

559

— Nie odwracaj się.

560

— A co zrobię, jak muszę?

561

— Idź do kąta.

562

— Pani nie wie i mówi — mruczy Kajtuś.

563

— Wyjdź za drzwi.

564

Aż wezwali ojca do szkoły.

565

— Co tam zwojowałeś?

566

— Biłem się z chłopakiem. Zaczął rozpowiadać, że się Kajtuś nazywam.

567

— No bo prawda: tak cię nazywają.

568

— Więc co, że prawda? Co innego podwórko, co innego szkoła.

569

— Trzeba było mu wytłumaczyć.

570

— A jakże. Będzie się słuchał.

571

— Bić się nie wolno.

572

— Wiem.

573

— Oj, Antoś, źle zaczynasz. Oj, Antoś, bo jak stracę cierpliwość…

574

W kancelarii pani bardzo się skarżyła.

575

— Nie słucha się. Niedobry dla kolegów. Rozbija się. Obgaduje.

576

Zmartwił się ojciec.

577

— Musisz się starać.

578

Stara się, ale co?

579

Parę dni już dobrze, potem znów awantura.

580

SzkołaSiedzi ktoś przed Kajtusiem i trąca go łokciem; nie jego, a zeszyt.

581

Kajtuś:

582

— Zabierz rękę.

583

A on:

584

— Bo co? Nie pozwolisz?

585

— Poczekaj: dam ci po dzwonku.

586

— Dużo się boję.

587

Kajtuś go ręką tylko, a on zawadził łokciem o kałamarz[18] i atrament wylany.

588

I kłamie jeszcze.

589

A pani nie wierzy Kajtusiowi.

590

Innemu się uda, a Kajtusiowi nie.

591

Stara się Kajtuś.

592

Na próżno.

593

Jeśli na lekcji cichy, na przerwie coś zmajstruje.

594

Aż złość bierze.

595

I już nie warto się starać.

596

I nie zawsze można wytrzymać, jak go coś skusi albo żart przyjdzie do głowy.

597

Szkoła, ŻartOt, nudzi się Kajtusiowi na rachunkach.

598

I pan patrzy na zegarek i czeka na dzwonek.

599

Co robić, żeby się prędzej skończyło?

600

Ano — wskakuje na ławkę.

601

— Oj, proszę pana, mysz. Tam w dziurce koło pieca. Jeszcze widać ogonek.

602

Pan uwierzył.

603

— Wstydź się. Duży chłopak i boi się myszy.

604

Klasa w śmiech. Żeby się panu przypodobać.

605

— Myszy się boi. Tchórz!

606

Schodzi Kajtuś z ławki i mówi:

607

— Phi. Nie było żadnej myszy, tylko tak nabujałem.

608

— Była — mówią.

609

— No to poszukaj, gdzie przy piecu dziurka.

610

Patrzą: naprawdę nie ma.

611

Myślał, że panu smutno, więc chciał rozweselić.

612

A pan się obraził.

613

Już pisze kartkę do ojca.

614

Tylko dzwonek go uratował.

615

Mówią, że błazen.

616

Nieprawda.

617

I czyta dużo, i myśli poważnie, i na lekcji zadaje mądre pytania.

618

Tylko że koledzy wcale nie za to go szanują, a właśnie za głupstwa.

Rozdział trzeci

Dziwny jest świat i tajemniczy — Zegar czarodziejski — Kajtuś sam się nauczył czytać

619

Lubi Kajtuś to, co wesołe.

620

Lubi, jeżeli trudne.

621

Ale najwięcej lubi — tajemnicze.

622

Pierwsza bajka tajemnicza, którą mama opowiadała — o „Czerwonym Kapturku”.

623

Dowiedział się z tej bajki, że są wilki. Dzikie zwierzęta.

624

Widział wilka na obrazku. Podobny do psa.

625

Już potem wilka zobaczył w klatce żelaznej.

626

Chciał włożyć rękę między kraty; chciał spróbować. Ale mama nie pozwoliła.

627

Druga bajka — o „Śpiącej Królewnie”.

628

Dowiedział się, że są wróżki.

629

Trzecia — o „Kopciuszku”.

630

Wróżka dotknęła Kopciuszka laseczką i biedna sierota stała się księżniczką.

631

Później Kajtuś widział prawdziwą laskę czarnoksięską.

632

To było na przedstawieniu w parku.

633

Pan uderzył laską w wodę i woda zamieniła się w wino.

634

Potem pan pokrajał chustkę do nosa, włożył kawałki chustki do kapelusza. Stuknął laską w kapelusz. Powiedział:

635

— Fokus — pokus.

636

I chustka do nosa znowu cała.

637

Ojciec mówi, że to są — sztuki magiczne.

638

— Ale jak się to robi?

639

Bardzo był Kajtuś ciekawy.

640

— Mamo, bajkę — prosi.

641

Bajka o „Kocie w butach”.

642

Tam wilk rozmawia z Kopciuszkiem, tu kot rozmawia z synem młynarza.

643

— Czy można z kotem rozmawiać?

644

Mama mówi, że przecież bajka.

645

Babcia mówi, że pustelnik rozmawia ze zwierzętami.

646

Tata mówi, że są ptaki gadające. Nazywają się papugi. A dziadek miał srokę gadającą.

647

Potem Kajtuś słyszał, jak papuga mówi ludzkie wyrazy.

648

Myślał Kajtuś, że tylko w bajce jest złota rybka, a tu nagle widzi rybki złote w sklepie na wystawie.

649

Pomieszana jest w bajkach prawda i nieprawda.

650

Więc może jest pierścień czarodziejski, który wywołuje ducha?

651

Kajtuś chce mieć taki pierścień, jaki miał Aladyn.

652

Tyle różnych dziwów na świecie.

653

Dorośli wiedzą, ale nie chcą wytłumaczyć.

654

Babcia mówi, że jej się Helenka pokazała po śmierci. A ojciec nie wierzy w duchy.

655

Babcia mówi, że można wyczytać z ręki przyszłość człowieka.

656

— Kiedy byłam młodą dziewczyną, Cyganka wszystko powiedziała, co będzie.

657

— Kłamią Cyganki — mówi ojciec — ludzi tumanią.

658

Chce Kajtuś wiedzieć, co będzie. A ojciec nie lubi, żeby opowiadać Kajtusiowi o rzeczach tajemniczych; bo potem nie może zasnąć i śpi niespokojnie, i rozmawia we śnie.

659

To dziwne.

660

Jak można spać i mówić?

661

A są ludzie, którzy chodzą nawet we śnie.

662

Nawet chodzą.

663

Wyjdzie taki z łóżka w noc księżycową, potem przez okno na dach. Oczy ma zamknięte, a widzi i nie spada z dachu.

664

Zapomniał Kajtuś, jak dziwnie się jakoś nazywają.

665

Dziwny jest świat i tajemniczy.

666

Bo co? Ojciec był małym chłopakiem, babcia bawiła się lalką, a mama też miała babcię.

667

Czy nie dziwne, że Kajtuś urośnie i także będzie tatusiem?

668

Trudno jakoś zrozumieć.

669

Jedno było, ale dawno. Drugie dopiero będzie. Trzecie jest, ale daleko.

670

Są dalekie kraje. Tam ludzie są czarni. I dzieci czarne, i nauczyciel w szkole czarny.

671

Widział Kajtuś na ulicy takiego Murzyna, ale nie ludożercę.

672

ZabobonyMówi babcia, że są oczy uroczne[19]; jak spojrzy złym okiem, to człowiek zachoruje.

673

Ojciec mówi, że nie. A Kajtuś widział pana, który miał szklane oko, prawdziwe oko ze szkła.

674

Mówi ojciec, że nie ma czarodziejów, ale jest fakir[20] indyjski. Można go zakopać w ziemi, a on będzie żył. Czytał ojciec o fakirach w gazecie.

675

Czasem i gazeta kłamie.

676

Żeby tak wiedzieć wszystko zupełnie na pewno.

677

Wydaje się Kajtusiowi, że przedtem ciekawiej było na świecie.

678

Gdzie teraz domy i Warszawa, były wtedy lasy i bagna, i niedźwiedzie.

679

W lasach ukrywali się zbójcy.

680

Byli rycerze.

681

Byli królowie w koronach.

682

Sześć białych koni ciągnie złotą karetę królewską.

683

Było na co popatrzeć.

684

Napadali Tatarzy. Brali w jasyr[21]. Porywali dzieci i sprzedawali Turkom w niewolę.

685

Były tajemnicze zegary.

686

W domu babci był zegar tajemniczy. Duży był i wisiał nad komodą. Rodzice babci mieli ten zegar. Mieszkali nie w Warszawie.

687

— Niech babcia opowie o zegarze — prosi Kajtuś.

688

— Kiedy się ojciec gniewa, że cię straszę, a potem śpisz niespokojnie.

689

— Tylko ten jeden raz, moja kochana. Przecież już wiem i tak. Przecie[22] się nie boję.

690

— Ano, zegar był stary, bardzo stary.

691

— Złoty był — podpowiada Kajtuś.

692

— Nie złoty, a złocony. Z drzewa. Pozłacany. Rzeźbiony.

693

— Na tym zegarze była ręka, a pod ręką klucz — mówi Kajtuś.

694

— Tak, właśnie. Tu na dole tarcza zegara z numerami godzin, a wyżej ręka i klucz.

695

— I zegar nie chodził — mówi Kajtuś.

696

— Ani chodził, ani bił. Żaden majster nie umiał go naprawić. Wisiał na ścianie i czekał czasu.

697

Kajtuś przysuwa się bliżej.

698

— Czy duży był?

699

— Jak obraz. Wisiał nad komodą.

700

— A ręka była duża?

701

— Jak twoja.

702

— No, dalej — niecierpliwi się Kajtuś.

703

— Ano, zegar wisi, ani chodzi, ani bije. Ale kiedy miało być jakie nieszczęście w rodzinie, ręka brała ten klucz i zegar bił, dzwonił.

704

— Którą godzinę? Dwunastą?

705

— Nie. Nie pamiętam. Byłam wtedy młoda, a twoja mama była maleńka. Jeszcze ząbków nie miała.

706

— No i co?

707

— Raz ręka wzięła klucz i zegar bił na śmierć dziadka. Raz przed pożarem. A ostatni raz sama widziałam i słyszałam.

708

— Czy głośno dzwonił?

709

— Zwyczajnie, jak zegar.

710

— A długo ręka ten klucz trzymała?

711

— Cóż ci będę mówiła, kiedy nie pamiętam.

712

— A palce ręki się ruszały?

713

— Nie wiem, Antosiu.

714

Kajtuś też wiele zapomniał — nie pamięta, jak sam był mały.

715

Pies— Babciu, niech babcia opowie, jak złodzieje truli Azora.

716

— Już tyle razy mówiłam. Mieliśmy dwa psy. Azor wtedy był młody, a Kado stary i mądry.

717

— Czujny był — dodaje Kajtuś.

718

— Wierny, mądry pies.

719

— A złodzieje podrzucili zatrutą kiełbasę — podpowiada Kajtuś.

720

— Ano tak. Ale Kado poznał od razu. Wącha kiełbasę, szczeka i nie rusza.

721

— Oj, babciu. Z tym felczerem[23]. Taka śmieszna historia.

722

— I śmieszna, i nie. Twoja mama zachorowała. I dziadek wezwał felczera.

723

— Kado na łańcuchu.

724

— No tak. Silny pies. Mógł poszarpać obcego człowieka.

725

— Ale się zerwał z łańcucha.

726

— Zerwał się i skoczył do tego felczera.

727

— A on parasol otworzył.

728

— Tak. Wskoczył na śmietnik i parasol otworzył.

729

— A Kado w nogi.

730

— Poczekaj. Nie spiesz się. Więc Kado ogon podwinął, odskoczył. Stoi jak głupi i woła na pomoc.

731

— Pewnie myślał, że parasol strzela?

732

— Kto tam wie, co pies myśli.

733

Kajtuś ziewa. Nie śpiący, ale się zmęczył.

734

— Śmieszne było — mówi babcia — jak to wielkie psisko jadło z szaflika[24] z małą kotką.

735

— Z Kicią?

736

— Nie. Kicia wcześniej była.

737

— Więc niech babcia opowie.

738

— A to tak. Nalejemy do szaflika jedzenie dla psa, a kotka zaraz już jest. Niegłodna, tylko przychodzi się drażnić. A Kado czeka, żeby wybrała sobie, co chce. Niecierpliwi się, złości, chce łapą odsunąć. A ona jeszcze parska. Sto pociech było.

739

Śmieje się babcia, choć to dawne dzieje.

740

Śmieje się Kajtuś, choć tego nie widział.

741

— Jeszcze, babciu, o szczurach.

742

— Ale już koniec.

743

— Dobrze — zgadza się Kajtuś.

744

— Ano, stary był nasz domek, ale czysty. Ani robactwa, ani myszy. A niedobrego mieliśmy sąsiada. Tu stoi nasz domek, tu płotek — i zaraz jego rudera.

745

— Pijak był — mówi Kajtuś.

746

— Pijak i awanturnik.

747

— Żonę bił.

748

— Bił. Więc siedzimy raz z twoim dziadkiem. Dziadek czyta książkę, a ja szyję. Siedzimy sobie na ganeczku przed domem. Taka była altanka.

749

— Obrośnięta dzikim winem.

750

— No tak. Twoja mama i wujo już spali. Dawniej dzieci wcześnie spać chodziły. Ano, siedzimy, każdy swoim zajęty. Cicho. Nagle krzyk: „Ratujcie, ludzie! ratunku!” Dziadek jeszcze nic, słucha. Ale ona, ta jego żona, tego sąsiada, krzyczy: „Ratunku, bo mi dziecko zabije!”.

751

— I dziadek skoczył.

752

— W mig skoczył, Antosiu. Twój dziadek był w gorącej wodzie kąpany. Dobry bo dobry, ale sprawiedliwy.

753

— Złapał laskę.

754

— Grubą lachę i skoczył przez płotek.

755

— I w łeb pijaka.

756

— A co? Nie miał bronić dziecka?

757

— Pijak się zemścił — przypomina Kajtuś.

758

— Zemścił się. Znał jakiś sekret, że szczury nam naprowadził. Dużej szkody nie zrobiły, bo i dziadek miał swoje sposoby. Tylko jeden został — wielkie takie szczurzysko.

759

— Był taki duży jak kot?

760

— Tyle nie. Ale nie można go było złapać, tego szczura.

761

„Pewnie zaczarowany” — pomyślał Kajtuś, ale nic nie mówi.

762

— Dziadek zwabił tego szczura do kuchni. Jest. Dobrze. Zamknął wszystkie drzwi i szuka. Nie ma. I tu, i tam, i tu, i tam. Nie ma i nie ma.

763

— Schował się pod schodek.

764

— Nie pod schodek wcale. Nieuważnie słuchałeś. Owszem, był schodek z kuchni do sieni. Dziadek odwalił ten schodek siekierą, ale szczura nie ma. No, przypomnij sobie, Antosiu.

765

— Wiem. W kieszeni fartucha się schował.

766

— I to nie. Wisiał w kącie fartuch. Ale szczur powiesił się zębami, tak skoczył i wisiał na zębach, w płótno się wgryzł. No już.

767

— Babciu, jeszcze o beczce do wody deszczowej.

768

— I co ciekawego? Że w beczce znalazłam ropuchę?

769

— A pożar, babciu?

770

— Nie, nie. Już późno. Ojciec będzie się gniewał.

771

— No to o kurach, które się niosły w drewutni.

772

— Nie. Śpiący jesteś. Ziewasz.

773

— Wcale mi się spać nie chce.

774

Ale widzi Kajtuś, że babcia nie ma ochoty, więc się do snu rozbiera.

775

Najwięcej babcia opowiadała, kiedy mama była w szpitalu.


776

Leży Kajtuś w łóżku.

777

Oczy ma zamknięte.

778

Myśli:

779

„Co to znaczy, że dziadek był w gorącej wodzie kąpany? Dlaczego babcia mówi, że nie można wiedzieć, co pies myśli? Dlaczego dzikie wino? Mówiła babcia, że dzikie wino to zwyczajne liście trujące, nawet nie pokrzywa, więc dlaczego dzikie?”.

780

Nieprzyjemnie zawsze prosić, żeby wytłumaczyli. Czasem chcą, czasem nie chcą powiedzieć. A jak nie chcą, to tak pokręcą, poplączą, że nie można zrozumieć.

781

Aż złość bierze.


782

— Trzeba nauczyć się czytać. Sam dowiem się z książki. Po co czekać, aż zacznę chodzić do szkoły?

783

KsiążkaW książkach wszystko napisane. Kto czyta, ten wie. I sam wszystko może. Z książek wie doktór[25], jak leczyć choroby. Tak mówi ojciec.

784

Gdyby Kajtuś umiał czytać, mama byłaby zdrowa.

785

Trzeba tylko wyszukać w książce dobre lekarstwo.

786

Zna już Kajtuś cztery litery. Umie pisać jedynkę i czwórkę.

787

Spróbuję!


788

Kiedy Kajtuś był mały, ojciec mu dawał gazetę.

789

— Masz, czytaj.

790

Kajtuś patrzy na gazetę i plecie, co mu ślina do ust przyniesie:

791

— Etle, fetle, metle.

792

Nie rozumie, co znaczy „czytać”.

793

A wszyscy się śmieją.

794

Albo smaruje ołówkiem na papierze i zdaje mu się, że pisze.

795

Teraz wie, że to były żarty.

796

— Babciu!

797

— Jeszcze nie śpisz?

798

Wyskoczył z łóżka i niesie swoją książkę.

799

Kot w butach.

800

Patrzy:

801

Kot. Trzy znaczki. Przeliczył: trzy. W środku: „O”. Kółko — litera.

802

Gdzie tu kot? Skąd znowu kot?

803

— Babciu, prawda, że we środku w kocie jest litera O?

804

— Prawda, prawda. Już śpij. Ojciec będzie się gniewał.


805

Wcześnie obudził się Kajtuś.

806

Zaraz na podwórko.

807

Prosi chłopca, który chodzi do szkoły:

808

— Pokaż litery.

809

— A tobie na co? I tak nie zrozumiesz.

810

Obiecał Kajtuś fundę[26]: ananasowy cukierek.

811

— No to uważaj. Patrz.

812

Przygląda się, patrzy. Uważa.

813

Ale nie rozumie.

814

A ten się śmieje.

815

— Za mały jesteś. Za głupi.

816

Zawstydził się Kajtuś.

817

Potem nie pytał się chłopców. Bo dziewczynki cierpliwsze.

818

Troszkę wytłumaczyły.

819

A ojciec resztę.

820

Książka, Nauka— Widzisz. Tak jest „kot”, tak jest „kos”, tak będzie „koń”.

821

Nareszcie wie.

822

Sam się domyślił, dlaczego: „rak” i „rok”, dlaczego „bat” i „but”.

823

Przeczytał na ulicy: „Kino”.

824

Przeczytał:

825

„Piwo — Ser — Masło”. „Apteka”.

826

Czyta szyldy sklepowe, nazwy ulic, bilety tramwajowe, pudełka od papierosów.

827

Raz łatwo, więc sobie śpiewa i pogwizduje; to znów zły, bo nie może dać rady.

828

— Kupię książkę szkolną. Co się mam ciągle prosić.

829

Zaczął zbierać pieniądze. Zebrał trzydzieści groszy i zgubił, bo dziurę ma w kieszeni.

830

Aż ojciec się ulitował i kupił.

831

— Masz. Czytaj. Może nie będziesz tak latał po podwórku.

832

Ojciec zgadł. Kajtuś siedzi i czyta.

833

— Prędko mu się znudzi.

834

Ojciec nie zgadł. Nie znudziło się Kajtusiowi.

835

Budzi się rano, zaraz książka. Kładzie się spać, książka pod poduszkę.

836

Ale najlepiej czytać nad Wisłą.

837

Czyta — czyta, zmęczył się — oczy bolą — patrzy na wodę, na chmurę, na łódki. Odpocznie — i znów łatwo.

838

Już niby wie i umie, a tu dwie litery czyta się razem, jak jedną.

839

Są znaki, których się wcale nie czyta.

840

Są litery małe i duże, pisane i drukowane.

841

Nagle przy łatwych wyrazach stoi wyraz trudny.

842

Albo wyraz drukowany niepodobny do tego, co się mówi.

843

Bo mówi się „japko”, a pisze się „jabłko”. Dlaczego?

844

Niby znajomy wyraz, a trzeba się dopiero domyślać, co znaczy.

845

Są w książkach i takie wyrazy nowe, których Kajtuś jeszcze nie słyszał.

846

Bo dorośli trudniej mówią między sobą.

847

Chce już Kajtuś czytać napisy w kinie.

848

Aleee… Za dużo od razu.


849

Mama wróciła ze szpitala i bardzo się zdziwiła.

850

— Antoś czyta. No, no. To niespodzianka dopiero.

851

— Ma chłopak charakter — pochwalił go ojciec.

852

— Będą z niego ludzie — mówi babcia.

853

— Ucz się. Ucz się, synu, żeby tobą nie poniewierali.

854

Ojciec nie mówił: „Ucz się, Antosiu”.

855

Nie powiedział: „Antosiu” ani „Kajtusiu”.

856

A powiedział: „synu”.

857

Tak ładnie, tak uroczyście.

858

Synu. Cztery litery.

859

Ssss — y — nnn — u.

860

Teraz w szkole Kajtuś nie tylko bajki czyta, ale i grube książki bez obrazków.

861

Dużo czyta.

862

Zapomniał już nawet, że mu kiedyś trudno było czytać.

Rozdział czwarty

Smok, rusałka, syrena — Wiedza tajemna — Kajtuś chce być czarodziejem — Trzynaście czarów w szkole

863

Kajtuś czyta.

864

Czyta o wojnach.

865

O podróżach.

866

Czyta o krajach i ludach. O zwierzętach i gwiazdach. I jak innym ludziom dzieje się na świecie.

867

No i…

868

Zdaje się, że wszystko dobrze.

869

Niby wie coraz więcej. Niby wie coraz lepiej. Już prawie rozumie. Ale nie tak, jak chce. Nie wszystko dokładnie. Zawsze jakaś tam tajemnica.


870

Aż doczekał się.

871

NauczycielkaPani akurat zastępowała chorego nauczyciela. Była wesoła. Chętnie odpowiadała. Można się było dokładnie rozpytać.

872

Dawno już czekał Kajtuś na taką godzinę.

873

A zaczęło się jakoś od smoka na Wawelu — od Krakusa.

874

— Były smoki czy nie? Ile głów miały? Czy ziały ogniem? Czy były rusałki i syreny?

875

Pani tłumaczy:

876

— Były zwierzęta skrzydlate. Ptaki przedpotopowe. Były słonie-mamuty. Są wykopaliska.

877

— A król? A paź, a giermek królewski? Książęta i rycerze? Czy trefniś[27] musiał być garbaty? Dlaczego astrolog i alchemik, i sennik egipski?

878

Pani opowiada o wróżbach i przepowiadaczach.

879

— Astrolog z gwiazd odczytywał przyszłość. Alchemik robił złoto i lekarstwa: na starość i wszystkie choroby.

880

Usłyszał Kajtuś:

881

— Kamień filozoficzny[28]. Perpetuum mobile[29]. Wiedza tajemna.

882

Od dawna już czeka na taką godzinę.

883

— A magik, proszę pani? A hipnotyzer? A duchy? Czy Cyganki kradną dzieci i sprzedają do cyrku?

884

— Poczekaj. Nie wszystko od razu.

885

Roześmiał się któryś, niby że to dziecinne pytania. Ale go pani ostro skarciła i dalej mówi:

886

— Tak było, tak jest, tak może będzie. To wiemy, tego nie wiemy. A śmiać się nie należy.

887

I już jakby z jednym tylko Kajtusiem rozmawia. Tak zrozumiale tłumaczy.

888

Czy żyli siłacze: Samson[30] i Herkules[31]? I Madej[32]? I mistrz Twardowski[33]? I Boruta? Jaka jest różnica między czarodziejem i czarnoksiężnikiem?

889

Nagle…

890

Nieznośny dzwonek. Już się zrywają szczeniaki. Dzwonek ostry, natrętny. Hałas..

891

— Nie chcemy przerwy! — woła Kajtuś. — Niech pani dalej mówi.

892

Pani się uśmiechnęła.

893

— Dlaczego to cię tak zajmuje?

894

— Bo on jest, proszę pani, Kajtuś i kurzy jak stary.

895

— Bo on chce być czarodziejem.


896

Zerwał się Kajtuś.

897

Przyskoczył. Zamierzył się. Będzie awantura.

898

Nie!

899

Pani zmarszczyła brwi. Tak jakoś dziwnie spojrzała.

900

I tylko:

901

— Antoś, proszę cię! Zostań! Wyjdźcie wszyscy z klasy.

902

Kajtuś czerwony zacisnął zęby. Stoi — czeka.

903

Zostali we dwoje.

904

— Dziękuję ci, Antosiu — mówi pani.

905

— Dlaczego mnie drażnią? Dlaczego przeszkodzili?

906

— Zastanów się. Jesteś rozumny człowiek.

907

Zdziwił się: „Człowiek?”.

908

A pani mówi:

909

— Ty chciałeś słuchać po dzwonku, a oni nie. Mieli prawo nie chcieć. A ty nie przeszkadzasz nigdy? Nie trzeba być takim porywczym.

910

Powiedziała pani: „porywczy”, nie: „złośnik”. Dziadek też był porywczy.


911

Pani wyszła.

912

Kajtuś został sam w klasie.

913

Stało się.

914

Już wie.

915

Już wie teraz.

916

Ten chłopak prawdę powiedział!

917

Już wie zupełnie na pewno.

918

Chce być czarodziejem!

919

Nie paziem królewskim, nie rycerzem, nie cyrkowcem i nie kowbojem. Nie magikiem, co sztuki pokazuje. Ani Ali Babą, ani detektywem.

920

A właśnie czarnoksiężnikiem.

921

Teraz już wie stanowczo. A przeczuwał dawno.

922

Już nawet wtedy, gdy był mały, gdy mama czytała bajki, gdy ojciec o dawnych dziejach prawił, a babcia opowiadała o dzikim winie, o szczurach i o starym zegarze.

923

Nawet nie siłaczem jak Herkules, i nie gwiazdą filmową. Ani bokserem, ani lotnikiem.

924

Chce i musi poznać wszystkie zaklęcia.

925

Chce być potężny…

926

Ten chłopak prawdę powiedział…

927

Czary, DzieckoMówi pani, że nie ma zaklęć ani czarów.

928

Nieprawda. Muszą być. Są. Pani ich nie zna. Bo co innego książki szkolne, a co innego wiedza tajemna.

929

Sam Mickiewicz pisał o Twardowskim. I królowie wierzyli. Więc musi być prawda.

930

Pewnie astrolog tak czytał gwiazdy jak Kajtuś w książce litery. Jest. Musi być eliksir na wszystkie choroby, tylko go zwyczajni doktorzy nie znają.

931

Mylił się Kajtuś, gdy myślał, że się dowie w szkole, że z książek wyczyta.

932

Nie. Musi sam.

933

Będzie trudno. Nic nie szkodzi.

934

Zacząć trzeba. A gdy zacznie, to skończy.

935

Tak.

936

Chce mieć czapkę niewidkę i buty siedmiomilowe. I dywan, i torbę, i pierścień, i kurę, co znosi złote jaja. Nie zwyczajne, a złote. Będzie mógł zaczarować, kogo zechce, każdego nieposłusznego. Będzie władcą najpotężniejszym. Muszą go się słuchać.

937

Musi ćwiczyć wzrok. Znajdzie jakoś pierwsze zaklęcie — jeden wyraz magiczny, indyjski albo grecki.

938

Postanowił. Ślubował.

939

Zaczął i kończy.


940

Od tej pory ma Kajtuś dwa różne życia.

941

Jedno zwyczajne: w domu, w szkole, na ulicy.

942

Drugie życie inne, własne, tajemnicze, wewnętrzne.

943

Niby nic.

944

Bawi się, goni, zakłada się, wygrywa i przegrywa zakłady; drażni się, przezywa i błaznuje.

945

Ale naprawdę — rozmyśla o czarach i próbuje. Różnie próbuje — i czeka.

946

Ćwiczy wzrok i myśli. Myślą i spojrzeniem rozkazy wydaje.

947

Patrzy z całej siły na chłopca, który przed nim siedzi na ławce. Patrzy i rozkazuje:

948

„Każę ci się odwrócić. Odwróć się”.

949

Oczami i myślą woła, nie głosem.

950

Albo patrzy na nauczyciela.

951

„Chcę do tablicy. Żądam: niech mnie pan wywoła. Chcę odpowiadać!”.

952

Albo na ojca.

953

„Chcę pięćdziesiąt groszy. Na kino. Żądam. Proszę. Chcę być w kinie!”.

954

Ano, raz się uda, wiele razy się nie udaje.

955

Nic dziwnego. Czary są trudne. Zaczyna dopiero.

956

Kajtuś czeka cierpliwie.

957

Aż się doczekał.


958

CzaryPierwszy czar był taki.

959

Pan chciał postawić zły stopień. Nie Kajtusiowi, nawet nie dobremu koledze, a zwyczajnemu chłopcu.

960

Kajtuś mocno pomyślał:

961

„Niech pióro zginie”.

962

I zaraz pan się pyta:

963

— Gdzie pióro? Przed chwilą leżało.

964

Chłopcy i pan szukają.

965

— Nie ma. Kto zabrał?

966

— Nie ja… I nie ja.

967

Tymczasem dzwonek. Pan wychodzi, a pióro leży na stole jakby nigdy nic.


968

CzaryDrugi czar.

969

Pan pisze na tablicy. A Kajtuś: „Niech się kreda zamieni w mydło”.

970

Chce pan pisać dalej — nie może. Ogląda kredę. Zły, mruczy coś pod nosem.

971

— Co się stało? — dziwi się klasa. — Co takiego? Czego pan chce?

972

Ale zaraz pan kredę mocno zacisnął i pisze. Tylko się skrzywił.

973

I tak samo na geografii.

974

Pan stoi przed mapą i tłumaczy. Nudna była lekcja.

975

A Kajtuś krótko tylko i prędko pomyślał:

976

„Niech się mapa przekręci do góry nogami”.

977

Pan zamrugał. Zmarszczył czoło. Potarł oczy. Chłopcy nawet nie zauważyli, bo po chwili mapa znów równo wisi.


978

Kiedy potem liczył Kajtuś, ile mu się czarów udało, nie wiedział nawet, czy liczyć, czy to były czary prawdziwe.

979

Bo co?

980

Mogło się zdawać.

981

Może zasnął na chwilę znudzony i tak się przyśniło. Czasem trudno odróżnić, co sen, a co prawda.

982

A pióro, które znikło? Często tak się zdarza.

983

Zginie coś. Szukasz, szukasz — nie ma i nie ma. Potem patrzysz: leży. Aż dziw. Aż złość bierze.

984

Kajtuś chciał mieć pewność, że to nie przypadek, nie sen, nie omyłka, że naprawdę czar, a nie coś innego.

985

To tylko liczył, co bez czaru w żaden sposób nie mogło się zdarzyć.


986

Więc był w klasie chłopiec niezdara. Aż dokuczali, aż żartowali z niego.

987

Najgorzej na gimnastyce. A już najgorzej szło mu ze skokami przez linkę.

988

Mówią.

989

— Czego się boisz? Jak linka spadnie, przecież nie zabije.

990

Żal się Kajtusiowi zrobiło. Bo czego od niego chcą? Dobry, cichy chłopak.

991

Rozkazał czarodziejskim sposobem.

992

Udało się. Oferma skoczył ponad linką. Cały ogromny kawał. Tak lekko — chyba metr dwadzieścia.

993

— Zuch!

994

Chłopcy gęby pootwierali. Sam on skulił się przestraszony.

995

Krzyczą:

996

— Jeszcze raz. Jeszcze raz!

997

A ten w bek. Nie chce, nie będzie drugi raz skakał. Nie wie, co go podrzuciło.

998

Kajtuś uśmiecha się. Pomyślał:

999

„Ot, głupi naród”.

1000

Bo przyjemnie wiedzieć, czego nikt nie wie, rozumieć, czego nikt nie rozumie, i móc, czego inni nie mogą.

1001

Tak. To był czar.

1002

Ale co tam: niech będzie, że się udało nie na rozkaz Kajtusia.

1003

Miał ważniejsze dowody.


1004

CzaryZadała pani ćwiczenie. Nie chciało mu się, nie napisał. Ściągnie na pauzie od kolegi.

1005

Ale nie lubi się prosić.

1006

Może pani nie będzie sprawdzała?

1007

Pani wywołała tego i owego. Wreszcie kazała Kajtusiowi pokazać zeszyt.

1008

Przykro. Przecież postanowił zawsze dla pani lekcje odrabiać. Bo lubi panią i wie, że pani go lubi.

1009

„Co będzie, to będzie. Chcę — żądam — rozkazuję. Niech będzie napisane”.

1010

Idzie śmiało. Nawet nie otworzył zeszytu. Ale czuje, że musi się udać.

1011

Zeszyt gorący taki, potem zimny, potem już zwyczajny. Oddaje.

1012

Pani zeszyt otwiera, czyta.

1013

— Na miejsce. Bardzo dobrze.

1014

Wraca Kajtuś — siada.

1015

Patrzy: jest ćwiczenie w zeszycie.

1016

Pismo czarne, zwyczajne, potem blade — już ledwo znać — i znikło.

1017

Westchnął. Zmęczony się czuje. W głowie mu się kręci.


1018

Czar z rowerami.

1019

CzaryNa pauzie.

1020

Chłopaki gonią się, krzyczą, tłoczą i popychają. Nudzi się. Plątanina.

1021

Kajtuś zły pomyślał: „Niech będą wszyscy na rowerach”.

1022

Przestraszył się, kiedy zobaczył.

1023

— Już dosyć!

1024

Gdyby trwało dłużej, byliby się pokaleczyli, ręce i nogi połamali. Nie umieją przecież, a zresztą, jak się zmieszczą, w dodatku rozpędzeni?

1025

Cisza zapanowała.

1026

Groźna.

1027

Kajtuś blady, spocony.

1028

„Niech zapomną” — rozkazał.

1029

Skończyło się szczęśliwie.

1030

Jeden tylko leży na podłodze, za głowę się trzyma. Nie wie, czy go kto popchnął, czy się sam przewrócił.

1031

Tylko jeden spadł z roweru i nabił guza.

1032

Zapomnieli wszyscy, tylko woźny rozgląda się niespokojnie. Może dlatego, że stary. Widać, że coś podejrzewa.

1033

Potem siedzi Kajtuś w ławce i myśli, co by się stało, gdyby nie powiedział od razu, że dosyć. Jak by to się skończyło.

1034

Wygląda tak, że trudniejsze są czary, które długo trwają.

1035

Dlaczego jedno uda się od razu, a drugie wcale?

1036

Może i prawdziwi czarodzieje chcą czasem, a nie mogą? Może czasem inaczej wychodzi, niż chcieli? W bajkach mówi się o czarach, które się udały.

1037

Kajtuś jest jakby uczniem dopiero. Bada, uczy się, próbuje.


1038

Było tak:

1039

Była klasówka z rachunków.

1040

CzaryPan podyktował zadanie.

1041

— Za trudne — wołają chłopcy. — Nie wiemy! Nie możemy!

1042

A Kajtuś: „Niech się atrament zamieni w wodę”.

1043

I zaraz.

1044

— Proszę pana. Atrament nie pisze. To woda.

1045

Zawołał pan woźnego.

1046

— Wczoraj nalałem — mówi woźny. — Taki sam atrament, jak w całej szkole. Musieli chłopcy coś wsypać.

1047

Dyżurny nie wie, nie widział. Był atrament. Nikt kałamarzy nie ruszał. Jakżeby nie zauważył?

1048

Pan polizał raz i drugi, wypluł, wzruszył ramionami. Udaje, że rozumie.

1049

— Poczekajcie. Powiem panu kierownikowi[34]. Cała klasa będzie odpowiadała. Dosyć tej łobuzerki. Nie uda wam się. Ołówkami pisać.

1050

Ale nie mają ołówków. I klasówki nie było.


1051

Jeszcze więcej zamieszania wywołał dziewiąty czar Kajtusia.

1052

CzaryByły roboty[35].

1053

Owszem, roboty mogą być przyjemne, jeżeli nauczyciel się stara, a chłopcy się słuchają. Bo jak nie, to roboty jeszcze się więcej przykrzą niż zwyczajna lekcja.

1054

Widzi Kajtuś, że do końca godziny daleko.

1055

Już tydzień cały żaden czar się nie udał. Więc myśli: spróbuję.

1056

„Chcę. Rozkazuję. Niech już będzie dzwonek”.

1057

Jest. Ale inny niż zwykle. Rozległ się jakby z góry, jakby fruwał w powietrzu i dzwonił.

1058

Wysypali się chłopcy z klas, ciekawi, dlaczego tak prędko — uradowani są niespodzianką.

1059

Pan kierownik zły wyszedł z kancelarii.

1060

— Co tu się dzieje? Dlaczego? Kto?

1061

— Ja nie dzwoniłem — mówi woźny.

1062

— Więc kto?

1063

— Nie wiem.

1064

Stoi stary i łzy ma w oczach.

1065

— Panie kierowniku, niech mi pan wierzy albo nie. Nie jestem pijany. Nie pierwszy rok w szkole pracuję. Znam figle chłopców. I mówię: tu w szkole duchy jakieś gospodarują.

1066

— Dobrze, dobrze. Duchy. Proszę do kancelarii. A chłopcy do klasy!

1067

Przeciągnął się Kajtuś, ziewnął zniechęcony.

1068

Że też nie można zrobić czegoś, co by naprawdę było ciekawe. Zawsze się skończy jakoś głupio.

1069

Niby czarodziej — no i co z tego?

1070

Żal mu woźnego. Bo co stary winien? A wziął go kierownik do siebie i pewnie ruga.

1071

Nie chciał Kajtuś naprawdę martwić nikogo.


1072

Znów dwa ważne czary udały się Kajtusiowi — jeden zaraz po drugim.

1073

Był w klasie bogaty kolega.

1074

Przynosi na śniadanie różne przysmaki. Łakomy i chytry — nigdy nie poczęstował nikogo. Przyniesie ciastko z kremem, potem papier wylizuje jęzorem.

1075

CzaryZaraz rano widzi Kajtuś, że żarłok wyjmuje swoją paczkę. Kajtuś spojrzał ostro, chwycił głęboko powietrze — i:

1076

„Niech ma żabę zamiast śniadania”.

1077

Krzyk zaraz.

1078

— Żaby w klasie!

1079

Żarłok oczy wybałuszył, stoi jak nieprzytomny. Żaba skacze, a oni się śmieją.

1080

— Patrzajcie! Żabę przyniósł na śniadanie.

1081

— Pewnie zagraniczna!

1082

— Z kremem!

1083

— Kiedy przyniósł, niech zjada!

1084

Wchodzi pani do klasy.

1085

Miała długą przemowę.

1086

— Żart niemądry. Ale gorzej, że ktoś zabrał dwie bułki z wędliną, ciastko i pomarańczę.

1087

Widzi Kajtuś, że panią zmartwił, więc chce pocieszyć.

1088

— Niech na stoliku przed panią leży róża.

1089

Pożałował, że to powiedział, bo go coś w sercu kolnęło, coś szarpnęło w środku boleśnie. Jak iskra elektryczna albo jak ząb się wyrywa. Jakby się u niego ta róża wyrwała z piersi.

1090

I leży na stoliku.

1091

Wtedy pan się pytał:

1092

— Kto zabrał pióro? Przed chwilą było.

1093

Teraz pani:

1094

— Kto tu różę położył? Nie chcę. Za wiele sobie pozwalacie.

1095

Chłopcy proszą:

1096

— Niech paniusia powącha. Niech pani weźmie. Już my odkupimy śniadanie.

1097

Jedni proszą naprawdę, drudzy błaznują. Bo lubią, jak się coś takiego wydarzy.

1098

Po lekcji składkę zrobili.

1099

— Daj grosik do czapki na głodnego żarłoka.

1100

Dwanaście bułek, tuzin, kupili — całą torbę.

1101

— Masz. Jedz. Na zakąskę. Po żabie.


1102

Dumny stał się Kajtuś. Nieprzystępny i niecierpliwy.

1103

Byle co, zaraz mówi:

1104

— Chcesz w zęby? Głupi! Patrzcie go: osioł, udaje mądrego.

1105

Już nikt go nie lubi. Bo rozbija się. Już nawet starszych zaczepia.

1106

A pokłócił się z chłopcem z szóstego oddziału. Wyraźnie się narywa.

1107

CzaryOtoczyli ich kołem. Dziwią się. Czekają na bójkę.

1108

— Może i mnie przezwiesz osłem?

1109

— Owszem. I ośle uszy ci przyprawię.

1110

Miał Kajtuś w kieszeni lusterko, którym puszczał zajączki słoneczne po ścianie; nawet w klasie na lekcji.

1111

Podaje mu lusterko i mówi:

1112

— Masz. Patrz.

1113

Natężył myśl — napiął jak łuk czarodziejską wolę. Zażądał. Rozkazał.

1114

Ten patrzy: wydłużyły się uszy, urosły w górę. I znikło.

1115

Co takiego? Czy naprawdę, czy się tylko zdawało?

1116

— Skąd masz to lusterko? Sprzedaj. Naucz, jak się to robi.

1117

Zapomnieli o kłótni. Myślą, że jakaś sztuka.

1118

— Oddaj — mówi Kajtuś leniwie, z wysiłkiem.

1119

Zlękli się. Widzą, że stoi blady, wargi mu posiniały. Oparł się o ścianę..

1120

Rozbiegli się. Kajtuś sam został.

1121

„Trudny być musi czar zmieniać ludzi w zwierzęta, jeżeli same uszy tak mnie zmordowały”.

1122

Samotny się czuje i słaby.

1123

Inaczej sobie to wszystko wyobrażał, gdy pragnął zostać czarodziejem.


1124

Aż trzynasty czar i ostatni w miesiącu: muchy.

1125

Pan objaśnia. Kajtuś nie słucha. Myśli o tym i owym. Nie wie nawet, gdzie jest i co się dzieje wokoło.

1126

„Czy róża, którą dałem pani, też zaraz znikła? Może przeciwnie: nie zwiędnie, nie uschnie, bo czarodziejska, bo wyczarowana”.

1127

Patrzy na piec, na sufit, na ściany.

1128

Widzi na piecu muchę.

1129

Mucha idzie w górę, prędko, jakby się spieszyła i bała się spóźnić. Potem przystanęła, jakby sobie coś przypomniała, i wraca. I tak trzy razy: w górę, na dół, w górę, na dół — po piecu. Potem frunęła i znikła.

1130

Czego szukała na piecu, dlaczego się obraziła?

1131

Rozgląda się Kajtuś, a mucha siedzi na ścianie. I tak samo: trzy razy w górę, trzy razy w dół. Więc chyba ta sama?

1132

A na suficie cztery muchy: dwie duże, dwie małe. Tak śmiesznie maszerują parami. Przyleciała piąta.

1133

CzaryPan odwrócił się i patrzy na klasę.

1134

— Zrozumieliście?

1135

Przestraszył się Kajtuś, bo pan każe powtórzyć.

1136

Nagle myśl: „Żeby mucha siadła panu na nosie”.

1137

I mucha już siedzi i czeka na dalsze rozkazy.

1138

„Niech trzy muchy…”

1139

„Niech pięć!”

1140

Siedzą. Wszystkie na nosie.

1141

Pan zamachnął się. Wróciły.

1142

Bo muchy są natrętne.

1143

Byłoby się na tym skończyło.

1144

Ale Kajtuś nawet nie sam, a jakby ktoś inny za niego rozkazuje: „Niech tysiąc much”.

1145

„Dziesięć tysięcy… Na nosie”.

1146

Od razu wali przez otwarte okna cała gromada, cała wataha tych much.

1147

Kajtuś schował się pod ławkę, niby że spadło mu pióro, więc podnosi.

1148

Pan powiedział coś czy krzyknął. Cisza, tylko — bzzz — brzęczenie.

1149

Potem pan wyleciał i trzasnął drzwiami.

1150

Śmiech. Tupanie. Biją z uciechy w pulpity.

1151

Kajtuś wyłazi spod ławki, a muchy partiami wylatują przez okno.

1152

— Co to za wrzaski?

1153

Zaraz kierownik — i śledztwo.

1154

— Nie my. Pan widział: przez okno wpadły.

1155

— Może nowy rój zakładają?

1156

— Przecież muchy nie pszczoły.

1157

— Myślałem, że szarańcza.

1158

— Może zwariowały?

1159

Pani była w klasie do końca godziny. Potem poszli do domu; bo była narada.

1160

Zamknęli szkołę na dwa dni i urządzili sprzątanie. Chcieli nawet ściany malować.

1161

Na bramie wisiała kartka:

1162

„Z powodu remontu — zajęć nie będzie do czwartku”.

Rozdział piąty

Czary Kajtusia w domu i na ulicy — Sonolo, kasolo, symbolo — Pierwszy czar stały — Niebezpieczeństwo

1163

Mówią, że pieniądze nie dają szczęścia.

1164

— Zdrowie ważniejsze — mówi mama. — Co z tego, że ktoś bogaty, jeżeli choruje?

1165

Pewnie mama tak myśli, bo robili jej operację. Dwa razy w szpitalu leżała, raz nawet długo.

1166

Nauka, Wiedza— Nauka jest ważniejsza — mówi ojciec. — Pieniądze można stracić, a wiedza na zawsze zostanie. Uczony da sobie radę w życiu.

1167

I prosi ojciec, żeby się Kajtuś przykładał do książki, żeby był pilny i posłuszny w szkole.

1168

— Największy skarb człowieka to dobre serce i czyste sumienie — mówi babcia. — Dobry nie martwi się. I zgodny z ludźmi, nie obrazi nikogo, i przebaczy, i zawsze znajdzie życzliwych, co w potrzebie pomogą. I życie spokojnie mu płynie bez krzywdy ludzkiej.

1169

Ale Kajtusiowi się zdaje, że i bogactwo ważne.

1170

Gdyby miał ojciec pieniądze, mama mogłaby na wieś pojechać i pewnie byłaby zdrowa.

1171

Gdyby ojciec miał pieniądze, założyłby własny warsztat, nie potrzebowałby znosić kaprysów i cudzych kątów wycierać…

1172

I dobry człowiek, jeżeli ma majątek, może się z biednym podzielić.

1173

Więc Kajtuś chce być bogaty.

1174

Chce mieć kurę, która znosi złote jaja.


1175

Poszedł wieczorem na strych i próbuje czarować.

1176

— Proszę, żądam, chcę mieć kurę, co znosi złote jaja.

1177

— Sonolo — kasolo — symbolo…

1178

— Pramara — rumkara. — Chcę, rozkazuję.

1179

— Mutus, nomen, dedit…

1180

— Tygrys, sezam, karakorum. Niech mam taką kurę!

1181

Ani wie, po jakiemu mówi zaklęcia, ani co znaczą. Wyrazy, których nigdy nie słyszał, albo przekręcił — i znane…

1182

Patrzy przez okienko na gwiazdy, patrzy ostro na czapkę, gdzie kura się ma ukazać, to znów oczy przymyka.

1183

Oddech zatrzyma, to powoli i głęboko, to znów prędko oddycha.

1184

Ręce ma splecione, palce rozstawił szeroko, albo w pięść ścisnął.

1185

Głowę podnosi, pochyla.

1186

Mówi głośno, próbuje szeptem.

1187

Nic i nic.

1188

Ani kury, ani jednego, choćby maleńkiego jajeczka. Jak na złość.

1189

Złote mu się nie udały, próbuje srebrne. Też nie.

1190

„Może lepiej się stało?” — chce się pocieszyć. Bo gdzie kurę schowa, jak jajko sprzeda?

1191

Co powie, gdy się zapytają, skąd wziął?

1192

Trzy razy był na strychu.

1193

Zmęczony bardzo wracał.


1194

Nie. Lepiej nauczyć się — zwyczajnie znajdować pieniądze na ulicy.

1195

Zacznie od małego, tak będzie łatwiej. Na początek złotówkę. Byle się nauczyć, byle wreszcie wiedzieć.

1196

Bo przykro.

1197

Bo jest czarodziejem, a nie wie. Ani zaklęć żadnych nie posiada — ani co, ani jak, ani kiedy. Jakby nie on, a ktoś inny za niego.

1198

Dlaczego w szkole czary się udają, a na ulicy nie?

1199

Zacznie od małego: „Chcę znaleźć złotówkę!”.

1200

Wraca ze szkoły i szuka.

1201

Nie szuka, tylko się rozgląda. Bo kto ma siłę magiczną, ten bez szukania znajdzie.

1202

Idzie zwyczajnym krokiem, ani prędko, ani powoli. Idzie prosto, a potem już zygzakiem. Z początku spokojnie, ale potem już wątpić zaczyna.

1203

Nie udało się.

1204

Może wieczorem?

1205

Są czary, które się udają tylko o północy. Zanim kur trzykroć zapieje.


1206

Lekcje odrobił. Bierze za czapkę.

1207

— Antoś, ty dokąd? Późno. Ojciec wróci z roboty.

1208

— Przyjdę zaraz. Za chwilkę…

1209

Na ulicy latarnie się już palą.

1210

Błoto.

1211

Tramwaj się przesunie. Samochód zaświeci — przeleci.

1212

— Chcę znaleźć.

1213

— Niech znajdę.

1214

— Żądam. Rozkazuję.

1215

— Złotówko, znajdź się.

1216

Znalazł. Tak dziwnie.

1217

Już wracał, żeby się w domu bardzo nie gniewali.

1218

Tak dziwnie, kiedy zupełnie stracił już nadzieję.

1219

Już wracał.

1220

Trudno. Nie dziś, to jutro, nie jutro, to za tydzień.

1221

Nagle samochód jedzie. W błocie coś błysnęło. Nachyla się: moneta. Obok latarni, na samym brzeżuszku chodnika. Wisi prawie.

1222

Pięćdziesiąt groszy.

1223

— Dobra nasza!

1224

Chuchnął na szczęście.

1225

— Dosyć.

1226

I pędem, co tchu — do domu.


1227

Drugi raz.

1228

Chciał znaleźć na ulicy, a znalazł na schodach, ale tylko pięć groszy.

1229

Tylko piątka; ale nowa, z blaskiem, jak złoto.

1230

I dawniej zdarzało się, że Kajtuś znajdzie to i owo. Zgubił gumkę, znalazł ołówek, zgubił pióro, znalazł temperówkę.

1231

I Kajtuś gubi, i inni. Bo wypadnie coś w biegu z kieszeni albo wyśliźnie się z teczki.

1232

Albo dorosły rzuci; bo wyrzucają takie rzeczy, które mogą się przydać: jakiś sznurek, pudełko, buteleczkę, program do kina.

1233

Ale to zupełnie co innego.


1234

Trzeci raz było inaczej.

1235

Już zniechęcony, wcale nie szukał. Spieszy się do szkoły.

1236

Nie to nie.

1237

Gdy nagle.

1238

— Chcę znaleźć sto złotych!

1239

Bo co ryzykuje?

1240

I zaraz koło narożnego sklepu przy samym schodku — podnosi całą złotówkę, a obok: dwa razy po pięćdziesiąt groszy. Więc razem dwa złote.

1241

Więc może więcej żądać? Może się z nim targuje nieznany naczelnik?

1242

Wtedy pierwszy raz przyszło mu do, głowy, że i czarnoksiężnik ma swój rząd i władzę. Nie jest niezależny. Są jakieś tajne rozkazy.

1243

No więc co? Ma dwa złote. Wesół[36] idzie do szkoły.

1244

Spotkał kolegów. Pochwalił się. Pokazał.

1245

Nie przeczuwa, że będzie miał przykrość.

1246

Bo było tak, że ostatnio zaczęły ginąć różne rzeczy w szkole: giną śniadania, książki, rękawiczki, szalik.

1247

Próbował nawet Kajtuś wykryć szkodnika czarodziejskim sposobem, bo nieprzyjemnie. Ale nic z tego nie wyszło.

1248

I właśnie na Kajtusia padło podejrzenie, że chłopcu zabrał.

1249

Bo pani zbierała składkę od tych, co jeszcze nie dali. A tamten w bek: miał dwa złote — zginęły; ukradli.

1250

— Gdzie miałeś?

1251

— W teczce. Nie w teczce, a w kieszeni.

1252

— Możeś zgubił na ulicy?

1253

Nie. Były. Miał w szatni. Położył na oknie.

1254

— Kto z was ma jakie pieniądze?

1255

Chłopcy wyjmują, pokazują. Ten ma dziesięć groszy, ten trzydzieści, ten ma dwie zagraniczne monety.

1256

Kajtuś od razu się przyznał.

1257

— Skąd masz dwa złote? — pyta się pani.

1258

— Znalazłem na ulicy.

1259

Pani nieprzyjemnie spojrzała na Kajtusia.

1260

KłamstwoWzięła pani dwa złote i pyta się tamtego:

1261

— Twoje?

1262

A tamten:

1263

— Moje.

1264

Dopiero wtrącili się chłopcy:

1265

— On kłamie, proszę pani. Wcale nie jego. Nie miał. On udawał, że płacze.

1266

Kajtuś spokojnie patrzy pani w oczy. Tamten stoi czerwony, zmieszany. Aż wyjąkał:

1267

— Moje były całe: jedne, razem dwa złote. Nie osobno.

1268

— Mogę mu dać — mówi Kajtuś. — Niech bierze.

1269

Pani nie wie, co robić, a chłopcy buntują Kajtusia:

1270

— Nie dawaj, głupi. Patrzcie go, oszukaniec. Mówi, że miał na oknie, w kieszeni i w teczce. Miał inne, a mówi, że jego. O, znalazł i się, mądry! On kłamie. Nie miał wcale. Zawsze oszukuje. Kajtuś pokazał nam na ulicy, że znalazł.

1271

Kajtuś wzruszył ramionami.

1272

Pani chwilę pomyślała.

1273

— Opowiedz, gdzie znalazłeś?

1274

Powiada, jak było. Zamilczał, rozumie się, o czarach.

1275

— Więc dajesz?

1276

— Niech weźmie, kiedy mówi, że zgubił. To przecież nie moje.

1277

A tamten bierze. Ręce mu się trzęsą. I już teraz naprawdę płacze.

1278

Znów dziwnie jakoś poplątane.

1279

— Może czarodziejska siła jednemu daje, drugiemu zabiera?

1280

Bo przedtem także.

1281

Chciał spróbować, inaczej.

1282

Chciał wypróbować, czy można na innego przelać swój czar.

1283

Wydał rozkaz, żeby mama znalazła złotówkę.

1284

A mama wraca z miasta i dziwną historię opowiada:

1285

— Znalazłam pięć złotych. Rozglądam się, kto zgubił. Widzę, staruszek szuka. Pytam go się. Ucieszył się, biedaczysko. Właśnie było jego.

1286

Dziko jakoś wyszło.

1287

Takie to wszystko pokiełbaszone, że ani rusz zrozumieć.


1288

Znalazł Kajtuś scyzoryk i kredki.

1289

Scyzoryk leżał na środku ulicy. Leżał tak wyraźnie, a nikt go nie widział i nie podniósł.

1290

Zupełnie jakby czekał na Kajtusia.

1291

Tak samo z kredkami.

1292

Całe nowe pudełko — i akurat wtedy, kiedy pan zapowiedział, że postawi na okres dwójkę, jeśli kredek nie będą mieli.

1293

Niby nawet nie czar, a przecież nikt całego nowego pudełka nie zgubi.

1294

Potem scyzoryk zginął Kajtusiowi. Zostawił go na ławce, a po pauzie nie było. Może kto zabrał, chociaż się pytał dyżurnego i chłopców.

1295

A może znikł sam?

1296

Znów nie wiadomo.


1297

I jeszcze dwa czary udały się Kajtusiowi na ulicy. Bo raz dziewczynki w błoto wywalił. To tak było:

1298

Idzie sobie, wraca ze szkoły zamyślony.

1299

„Może dlatego nie udaje się na ulicy, że hałas: może za dużo ludzi — wyraźnie coś przeszkadza”.

1300

Nie darmo czarodzieje mieszkali w basztach samotnych albo w ostatniej na skraju wsi chacie. Może ukrywają się w lasach albo na dnie morza?

1301

Sam czuje, że myśli najłatwiej mu się układają nad Wisłą, z dala od miasta, w spokoju; albo w ciszy wieczorem, kiedy leży w łóżku.

1302

Tak sobie, wracając ze szkoły, rozmyśla i rozważa. A przed nim trzy dziewczynki.

1303

Zajęły całą szerokość ulicy i śmieją się, popychają, dokazują i przejść nie dają. Gdyby to byli chłopcy, może by nawet nie zwrócił uwagi; a tak to bardziej zły jeszcze.

1304

Deszcz pada.

1305

„Chlapnijcie w błoto!”

1306

Już leżą. Wszystkie. Umazały się jak nieboskie stworzenia.

1307

Niech mają. Niech się nie rozbijają.


1308

Drugi raz przekupce jabłka rozsypał.

1309

Znał ją. Od dawna, zawsze tu handlowała. Czasem u niej kupował.

1310

Nie lubił jej, bo opryskliwa dla młodych. Ani obejrzeć nie pozwoli, ani wybrać, ani się potargować.

1311

Zaraz:

1312

— Bierzesz czy nie bierzesz? Idź do Żyda. Nie kupuj.

1313

Prawda, że i chłopcy nieraz dokuczą.

1314

Przechodzi Kajtuś z kolegą. Patrzy, a baba drzemie.

1315

„Niech fajtnie”.

1316

W ten mig — ona fajt!

1317

Za kosz chwyciła, żeby się zatrzymać, i razem z koszem leży na ziemi.

1318

Łobuzeria w śmiech.

1319

— Babcia się urżnęła.

1320

Nie potłukła się nawet, ale zawstydziła.

1321

— Pierwszy raz w życiu. Jak jaka pijaczka. Ludzie się śmieją. Taki wstyd! Dwadzieścia lat handluję. Lato nie lato, zima nie zima. Pierwszy raz — taka hańba.

1322

Mało się nie rozpłacze.

1323

Żal się Kajtusiowi zrobiło. Pożałował starą.

1324

Kazał koledze pilnować, żeby kto jabłek nie ruszał, a sam zbiera rozsypane.

1325

— Dziękuję ci, chłopczyno, dziękuję, kochanie. Masz, weź za dobroć jabłuszko.

1326

I wtyka mu w rękę jabłko, ale robaczywe.

1327

Kolega żartuje, a Kajtuś zły.

1328

„Bardzo mi było potrzeba ze starą zaczynać?”


1329

Aż doczekał się czaru, ale już stałego. Co wieczór się powtarzało. Pożytku nie tak znów wiele; ale ważny dowód, że siłę czarodziejską naprawdę Kajtuś posiada.

1330

Zaczęło się późnym wieczorem.

1331

W domu.

1332

Wśród ciszy.

1333

Leży Kajtuś w łóżku i zasnąć nie może.

1334

Słyszy oddechy śpiących rodziców i babci.

1335

Nie boi się, ale przykro jednemu nie spać. Samotny czuje się człowiek w ciemności.

1336

Nagle zaskrzypi podłoga, jakby ktoś chodził. Coś stuknie w szafie czy za szafą, jakby ktoś się skradał.

1337

CzaryAż nareszcie jeść mu się zachciało.

1338

„Gdyby tak pod poduszką tabliczka czekolady albo coś innego”.

1339

Nic więcej nie pomyślał. Jeżeli dodał jakiś wyraz, to chyba zapomniał.

1340

I zaraz usłyszał szelest; jakby pod poduszką mysz zachrobotała.

1341

Sięga ręką: jest!

1342

Torebka. Nie od razu otworzył. Bo po co się śpieszyć? Tylko palcami namacał: zgaduje.

1343

Aż śmiało klamerkę odgina.

1344

Wysypał na rękę: dziewięć czekoladek nadziewanych, dziewięć rodzynek dużych i dziewięć migdałów.

1345

Przeliczył. Jeść czy nie?

1346

Spróbował.

1347

Słodkie, smaczne. Nie różnią się od zwyczajnych, które sprzedają w sklepach.

1348

— Dlaczego dziewięć?

1349

Zjadł wszystkiego po osiem, a resztę obejrzy rano. Papier torebki wydał mu się sztywny.

1350

Chce schować do kieszeni, bo pod poduszką się czekolada roztopi. Więc siada i sięga po spodnie. A krzesło stuknęło.

1351

— To ty, Antoś? — obudziła się babcia.

1352

— Ja.

1353

— Dlaczego nie śpisz jeszcze?

1354

— Spałem.

1355

A rano nic w kieszeni nie było.

1356

I tak co wieczór: czekoladki, rodzynki, migdały.

1357

Wypróbował, że nietrujące. Chce poczęstować. Zostawił trzy. Mówi:

1358

— Niech będą. Niech nie zginą.

1359

I są. Nie zginęły. Częstuje.

1360

— Skąd masz? — pyta się mama.

1361

— Kolega dał.

1362

— Jedz sam.

1363

— Jadłem. Zęby mnie bolą.

1364

Nieprzyjemnie kłamać; ale co robić.


1365

Inny czar udał się i nie udał.

1366

Bardzo chciał mieć zegarek.

1367

Już wiele razy myślał, żeby zamiast torebki coś pożytecznego. Ale bał się popsuć pośpiechem.

1368

Aż doczekał się. Znów wszyscy spali.

1369

Powiedział jakieś wyrazy egipskie czy arabskie. Powiedział zaklęcie i…

1370

— Zamiast przysmaków niech będzie…

1371

Zaraz znajomy szmer pod poduszką i ciche tykanie zegarka.

1372

Słyszy. Ręką sięga. Roześmiał się.

1373

— O, jaki hojny.

1374

I zegarek, i torebka też pod poduszką.

1375

— Antoś, ty się śmiejesz?

1376

— Ja. Takie śmieszne mi się przyśniło.

1377

Babcia zadowolona, że nie jęczy ze snu, nie zgrzyta zębami. Więcej nie pytała.

1378

A rano zegarka nie było.

1379

Próbuje i tak, i owak przez kilka wieczorów, ale już tylko słodycze.

1380

A może lepiej się stało.

1381

Bo widzi, że nic, więc uspokoił się i prędzej zasypia.

1382

A bardzo, bardzo już był zmęczony.


1383

W domu zauważyli, że Kajtuś posmutniał, zmizerniał.

1384

Stracił apetyt. Mało się bawi na podwórku. I śpi niespokojnie.

1385

Dawniej pałaszował, że no. Chleb nie chleb, ser nie ser — kluski, kartofle, pierogi.

1386

— Gdzie się to jedzenie podziewa w chłopaku? Je dobrze, a suchy jak szczapa.

1387

Czytał babci gazetę, grał z ojcem w warcaby. Teraz nie je, wymawia się od wszystkiego: że go głowa boli.

1388

— Pewnie chory. Trzeba doktora.

1389

Zaniepokoił się Kajtuś.

1390

Co będzie, gdy doktór pozna, że jest czarodziejem? Doktór zna łacinę, może dlatego uczą ich łaciny, żeby zamawiali choroby i odczyniali uroki martwym językiem[37]?

1391

Ano: do doktora.

1392

Opukał. Osłuchał. Obejrzał gardło. Kazał zęby leczyć u dentysty. Obejrzał oczy. Zważył. Powiedział, że blady, i krople zapisał. Powiedział, że Kajtuś rośnie.

1393

Omylił się, nie poznał.

1394

To trudne myśli nie dają Kajtusiowi spokoju, i jeść, i spać przeszkadzają.

1395

No bo jest czarodziejem.

1396

Długo nie wierzył. Teraz jest już pewien. Stało się, o czym marzył.

1397

Ale trudny to zawód. Ciężki fach.

1398

Niebezpieczne zajęcie.

1399

Bo jeśli pomylić się w czym zwyczajnym, toć[38] niewielka bieda: poprawić można. Ale pomylisz się w czarach, możesz życie stracić.

1400

Przekonał o tym Kajtusia fatalny czar z tramwajem.


1401

Idzie Kajtuś przez ulicę. Ano nic — idzie sobie.

1402

Patrzy na numery tramwajowe. Ten numer parzysty, ten nie; ten dzieli się bez reszty przez pięć, ten nie.

1403

Patrzy na ludzi, na sklepy. Pies przed bramą siedzi. Przystanął Kajtuś, cmoknął, pogłaskał psa.

1404

CzaryZnów tramwaj w pełnym biegu.

1405

Odwrócił się, żeby zobaczyć numer.

1406

I nagle myśl:

1407

„Chcę fiknąć kozła w powietrzu i stanąć na dachu tramwaju”.

1408

Jakiś wiatr — moc — siła, coś go podrzuciło w górę. Już w powietrzu, głową na dół. Wyprostował się i stoi na dachu tramwaju.

1409

Jakaś kobieta krzyknęła. Ktoś na balkonie podniósł ręce do góry. Pies zawył. Zawołał szofer:

1410

— Trzymaj się, bo zlecisz!

1411

Kajtuś zachwiał się i już ma chwycić za drut. I już w ostatniej chwili przypomina sobie, że w drucie jest prąd elektryczny o wysokim napięciu.

1412

Jak piorun. Tak właśnie w Ameryce zabijają w więzieniach skazańców.

1413

Pada Kajtuś. Potoczył się. W uszach zaszumiało. Ma spaść. Zdążył.

1414

— Chcę fiknąć na ziemię!

1415

Znów wywinął w powietrzu. Stoi na chodniku.

1416

Gapie się cisną. Zbliża się policjant.

1417

Uciekł.

1418

Zasapany zatrzymał się dopiero na trzeciej ulicy.

1419

Poprawił ubranie. Otarł krew chusteczką z podrapanej ręki.

1420

Wyprostował się. Odetchnął głęboko — i zły, zbuntowany, cicho, ale wyraźnie powiedział:

1421

— Rozkazuję, żeby mi się przez miesiąc żaden czar nie udał.

1422

Wyjął z kieszeni lusterko, skrzywił się do siebie.

1423

I rzekł, głosem syczącym, do siebie:

1424

— Głupiec!

Rozdział szósty

Przyjemniej bez czarów — Miesiąc upłynął — Do lasu — Zabłądził — Burza — Gorączka i maligna — W szpitalu

1425

Idzie Kajtuś. Pogwizduje wesoło.

1426

Tak mu lekko, jak dawno nie było.

1427

— Pozbyłem się na miesiąc kłopotu, a tymczasem pomyślę i ułożę, żeby głupstw więcej nie robić.

1428

Bo trzeba jakoś inaczej.

1429

Wbiegł do mieszkania i mamę całuje. Nie raz, a bez końca.

1430

— Dosyć, Antoś. Co to za czułości?

1431

Do babci przyskoczył.

1432

— Niech babcia ze mną zatańcuje.

1433

— A tobie co znów do głowy strzeliło?

1434

— Nic. Jeść mi się chce.

1435

— Chcesz jeść, to nie tańcuj, a gadaj. Masz, jedz na zdrowie. A wziąłeś lekarstwo, co doktór zapisał?

1436

— Nie chcę. Po co? Zawracanie głowy.

1437

— Nie grymaś, Antoś. Widzisz przecie: poweselałeś i apetyt ci wrócił.

1438

Zjadł.

1439

Lekcji mało, więc wybiegł na podwórko.

1440

— Myśleliśmy — mówią chłopcy — żeś już taki dumny.

1441

— Wcale nie.

1442

— A dlaczego nie przychodziłeś?

1443

— Buty miałem dziurawe.

1444

I pomyślał zaraz:

1445

„Teraz będę więcej prawdę mówił”.

1446

Zabawa pysznie się udała. Nikt ani razu nie przeszkodził.

1447

A wieczorem rozmawiał przy herbacie. Grał z ojcem w warcaby.

1448

Późnym wieczorem spać się położyli.

1449

Z przyzwyczajenia sięgał pod poduszkę. Torebki nie było, a jeszcze go w palec ukłuło.

1450

„Może wrzeciono?” — pomyślał, wysysając krew z palca; bo przypomniał sobie bajkę o śpiącej królewnie.

1451

Ale nie na sto lat usnął, a na zwyczajne godziny. Obudził się rześki. Żadnego śladu na palcu nie znalazł..

1452

CzaryW drodze do szkoły postanowił zbadać, czy choć trochę siły magicznej posiada.

1453

„Niech temu elegantowi urwą się guziki i portki opadną”.

1454

Zaraz jeden guzik się urwał i po kamieniach potoczył.

1455

„Niech policjantowi czapka sfrunie”.

1456

Podskoczyła na głowie, ale nie spadła.

1457

„Władza moja trwa i wróci za miesiąc”.

1458

Wieczorem obliczył na kartce, ile mu się czarów udało — osobno w domu, w szkole, na ulicy. Osobno zapisał ważne i mniej ważne. Odrzucił czary wątpliwe.

1459

— Nie warto nawet liczyć. Może mi się tylko zdawało?

1460

Bo zapomniał, co wcześniej, co później. Nie pamiętał dokładnie, jak było.

1461

— Może czarodziej ma prawo wykonać dziewięć czarów albo siedem, albo trzynaście na miesiąc? Może czary udają się tylko w poniedziałki i piątki?

1462

Szkoda, że nie zapisywał tajnymi znakami, żeby nikt nie zrozumiał, nawet jak znajdzie kartkę.

1463

Mówią w bajkach, że czarodzieje mają uczniów. Pewnie, że tak łatwiej.

1464

Ale Kajtuś sam już sobie poradzi.

1465

Kiep[39] ten, co chce łatwo.

1466

Właśnie ciekawe, co trudne!

1467

— Nie od razu Kraków zbudowany, głosi przysłowie.

1468

Nawet na stolarza i na inżyniera trzeba długo się uczyć, a sztuka czarnoksięska trudniejsza od wszystkiego.

1469

Toć wiele mu się udało, choć młody i niedoświadczony: choć sam, bez przewodnika.

1470

Tak. Sam!

1471

Bo kogo się poradzi?

1472

Powie w tajemnicy koledze?

1473

Na pewno kolega wypaple. Każe zrobić coś, a gdy się nie uda — wyśmieje i powie, że kłamstwo. Albo męczyć zacznie:

1474

— Pokaż. Naucz…

1475

Może powiedzieć pani?

1476

Ale pani nie wierzy; mówi, że nie ma czarów. Nie wie, że różę czarodziejską wąchała.

1477

W domu powiedzieć?

1478

Też nie. Albo nie uwierzą, albo zabronią, albo zaczną dyktować, co wolno. Zresztą, co poradzą, gdy sami nie wiedzą?

1479

Nie.

1480

Nie wolno zdradzić tajemnicy.

1481

Ma czas. Cały miesiąc. Każdy czar sprawdzi osobno i wyciągnie z niego naukę na przyszłość.


1482

Śniło się Kajtusiowi.

1483

Śniło się, że siedzi w głębokim fotelu, krytym ceratą. Śniło się, że ma na głowie szpiczasty kapelusz alchemika i na szyi — krawat czerwony w zielone grochy. Że siedzi przy biurku. Na biurku czarny kot, sowa, trupia czaszka i to coś, co trzyma Kopernik na pomniku[40].

1484

I księgi. Grube, ciężkie księgi.

1485

Bo widział Kajtuś na wystawie starą księgę w żółtej skórzanej oprawie z klamrą zamykaną.

1486

Wstąpił do sklepu, żeby obejrzeć i o cenę zapytać. Ale nie chcieli wyjąć z wystawy i pokazać.

1487

— To drogie. To nie dla ciebie.

1488

(Pewnie pradziadek i dziadek mieli takie księgi).

1489

Widział Kajtuś w księgarni książki tajemnicze:

1490

Sennik egipski. Kabała[41].

1491

Potęga woli[42]. Bosko czarnoksiężnik[43].

1492

Nieciekawe. Tylko żeby pieniądze wyłudzić. Żeby ludzi tumanić.

1493

Co byłaby za sztuka, gdyby każdy mógł kupić, przeczytać i wiedzieć?


1494

Trzeba się nauczyć czynić mądre czary. Rozumne, pożyteczne — celowe.

1495

Bo co?

1496

Kłopot duży, a pożytku mało.

1497

Scyzoryk mu zabrali. Zegarek znikł i więcej się nie pokazał.

1498

Przez te dwa złote wtedy mało złodziejem go nie zrobili: tak przykro pani na niego spojrzała, tak nieufnie, tak podejrzliwie.

1499

Za wyczarowane pieniądze raz jeden był w kinie; ale obraz akurat był nudny. Wyjść przed końcem szkoda, więc siedzi w ciemnej i śmierdzącej sali jak głupi.

1500

Tylko kredki zostały z całego kramu.

1501

Teraz będzie inaczej.

1502

Może Kajtuś nie miesiąc, ale cały rok czekać. Może nawet za młody, dlatego nie wie, jakie ma prawa, nie wie, co się uda, co będzie.

1503

W zeszłym roku pan kazał zasiać groch i fasolę, kazał notować, jakie zmiany zajdą w roślinach. Niecierpliwił się Kajtuś, że na każdą zmianę trzeba długo czekać. Bo chciał od razu kiełek, pączek, listek, korzonek, łodygę.

1504

Potem inaczej: już zasiał sam dla siebie. I przyjemnie było wiedzieć z góry, co się jutro stanie.

1505

Tak samo trzeba czary badać i zapisywać. I nie tylko czary.

1506

Kupił dzienniczek.

1507

Podpisał:

1508

Pamiętnik.

1509

Zapisał:

Wtorek. Była klasówka z rachunków. Udało się dobrze. Zrobiłem.

1510

Jeden z pierwszych rozwiązał zadanie. I bez pomocy czarów.

1511

Tak nawet przyjemniej.


1512

Zapisał:

Sobota. Zarobiłem czterdzieści groszy.

1513

To tak było:

1514

Idzie Kajtuś przez targ, a pani idzie z koszem.

1515

Prosi:

1516

— Pomóż. Zanieś ze mną do domu, jeżeli uradzisz.

1517

— Fi, nie takie kosze nosiłem — pochwalił się Kajtuś.

1518

A kosz ciężki.

1519

Bierze. Niesie. Ręce mdleją.

1520

— Czy jeszcze daleko?

1521

— Nie. Tu zaraz.

1522

Zaraz nie zaraz. Bez kosza byłoby może blisko, ale z ciężarem daleko.

1523

Przystaje. Przekłada z ręki do ręki.

1524

— Daj, pomogę — mówi pani.

1525

— Nie trzeba — mruknął niechętnie.

1526

Nosił nieraz za babcią, da radę i teraz.

1527

Nareszcie. Chce odejść, myśli, że zwyczajna przysługa. A ona:

1528

— Masz za fatygę na cukierki.

1529

— Nie trzeba.

1530

— Weź, bo mnie obrazisz. Należy ci się. Dziękuję za pomoc.

1531

— Ha! — bierze czterdzieści groszy.

1532

— Nie wydam. Zarobione. Schowam na pamiątkę.

1533

I zadowolony, że własne, że wie, za co dostał, i wie, od kogo.


1534

Zapisał w pamiętniku:

R. do mojej kr. — Kość. T. s. i. d. b.

1535

Nikt nie zrozumie, nawet jeśli przeczyta. Sam tylko wie…

1536

Bo Kajtuś chce mieć kryjówkę. Musi znaleźć miejsce samotne, tam będzie czarował z dala od ludzi.

1537

Będzie miał słoiki z maścią gojącą i butelki z eliksirem życia.

1538

Zamiast czaszki położy tymczasem kość — szczękę końską z białymi zębami.

1539

Znalazł tę kość w piachu nad Wisłą i przyniósł do domu.

1540

— Po co ci te butelki i kość — mówi babcia. — I tak dosyć masz śmieci.

1541

— Przyda się — mówi Kajtuś niechętnie.

1542

Dorośli myślą, że wszystko głupstwo, co ich nie obchodzi, i wszystko śmieci, czego nie można kupić i sprzedać.


1543

Upłynęły dwa tygodnie. Potem Kajtuś zaczął się niecierpliwić. Bo jeśli każdy czeka na święta albo na imieniny, to cóż dopiero czarodziej na urlopie?

1544

W dodatku zaczęło się źle powodzić i w domu, i w szkole.

1545

Aż rozgniewał się Kajtuś: na siebie i swój niemądry żart z tramwajem. A najbardziej na szkołę. Bo tak:

1546

Był dyżurnym. Nie chciał wpuścić chłopców do klasy. Oni ciągną w dół klamkę, a on pcha do góry.

1547

Cała kupa się za drzwiami zebrała.

1548

Klamka żelazna przecie. Kto mógł przewidzieć? A tymczasem — trrach — złamała się.

1549

Zaraz pan na niego:

1550

— Znów zaczynasz swoje dawne sztuki? Psujesz, niszczysz. Patrz: ściany pochlapane, ławki pokrajane. W chlewie chcesz się uczyć?

1551

Już tak jest, że gdy łobuz się uspokoi, a potem raz mu się nie powiedzie, zaraz wszystko razem się wali.

1552

I za klamkę ojciec musi zapłacić, i na trzeciej przerwie pobił się z chłopakiem, i na lekcji dostał niesprawiedliwy stopień.

1553

To do reszty go zirytowało. Bo co ma sprawowanie wspólnego z nauką? Jeżeli umie, powinien mieć dobry stopień. Łobuz może się dobrze uczyć, a spokojny może być leniuch albo niezdolny. Po co się uczyć, jeżeli nie uszanują?

1554

Akurat pani zachorowała, a pan posłał do ojca.

1555

Ojciec miał wtedy swoje zgryzoty, bo babcia chora i ojciec pracuje tylko trzy dni w tygodniu, więc zarobek lichy i z wypłatą zwlekają.

1556

„Poczekajcie — odgraża się Kajtuś. — Niedługo kończy się miesiąc. Niech się dorwę do czarów, zaraz szkoła pofrunie do ludożerców, a pana zamienię w szczura i karmić będę dwójkami. Nasypię mu dwójek do miseczki i niech je — smacznego!”

1557

Myślał, że ojciec bardzo się rozgniewa.

1558

Ale nie: przygarnął Kajtusia, pocałował w głowę i tylko smutnie powiedział:

1559

— Staraj się, Antoś. Wiem, że ci trudno.

1560

Kajtuś zaraz zapisał w dzienniczku:

Moje postanowienia:

1. Nie żartować. Nie błaznować.

2. Nie bić się.

3. Nie latać z chłopakami.

4. Lekcje odrabiać.

5. Dużo czytać.

1561

Czyta Kajtuś. W domu bieda. To babcia, to mama na zmianę słabują[44].

1562

Aż nadszedł ostatni dzień miesiąca.

1563

Tak niespodzianie.

1564

Jutro wróci mu władza. Od czego zacznie? Prócz butelek i słoików, wcale się nie przygotował.

1565

Po pięciu lekcjach wrócił do domu. Nie jadł obiadu: dla ojca więcej zostanie.

1566

Wyszedł nad Wisłę. Przeszedł most.

1567

Dzień był parny.

1568

Pojedzie za miasto.

1569

Uczepił się z tyłu tramwaju. Pięć przystanków przejechał. Konduktor go zgonił.

1570

Idzie. Potem tak samo, już innym tramwajem. Potem pieszo szosą — potem drogą polną i w lasek brzozowy.

1571

Brzozy, brzozy — potem dęby, sosny i dęby.

1572

Ani myśli, kiedy do domu. Idzie w las coraz głębiej. Jakby go kusiło.

1573

Aż zmęczył się. Głodny. Usiadł. Położył się na trawie. Patrzy w niebo poprzez gałęzie. Rozpiął marynarkę.

1574

Cisza.

1575

Zasnął.

1576

Zły miał sen: gonią go — ucieka, gazy trujące za nim puścili. Aż w gardle dusi. Głowa boli.

1577

Zimno!


1578

Otworzył oczy.

1579

Rozgląda się, zdziwiony. Aha — w lesie. PLas, Burzaatrzy w górę: wierzchołki drzew mocno się kołyszą. Złowrogi szum. Wiatr.

1580

Ciemno.

1581

Strzał. Nie strzał, a grzmot. I zaraz deszcz. Duże, ciężkie krople.

1582

Znów: błyskawica i grzmot.

1583

Burza. Burza w lesie.

1584

Oprzytomniał.

1585

Zerwał się i biegnie.

1586

Do szosy. Do tramwaju.

1587

Ale w którą stronę?

1588

Nie wie.

1589

Zabłądził.

1590

Źle.

1591

Biegnie. Ale dokąd? Wszystko jedno. Znów grzmot.

1592

Czapka przemokła, z daszka ciurkiem leci. Ubranie ciąży. W butach woda chlupie. A może to zasadzka? Tak właśnie Madej zbłąkany podpisał cyrograf[45] i duszę zaprzedał.

1593

Zdaje mu się, że ktoś się czai za drzewem.

1594

Przystanął. Nie — to krzak. Pędzi dalej.

1595

Las niby się skończył, ale ani szosy, ani rowu przy szosie. Tylko ponure pnie ściętych drzew.

1596

Pośliznął się i upadł. Z trudem wstaje. Skręcił w lewo.

1597

Z dala zamajaczyło światełko.

1598

Może chata, może ślepia wilcze, może kryjówka czarodzieja, który go wciągnął w las, uśpił, burzę sprowadził, a teraz kusi tym światłem?

1599

Iskierka zapala się i gaśnie — to jedna, to dwie — zbliżają się, oddalają.

1600

Znalazł nareszcie drogę. Ślady kół.

1601

Teraz błoto lepi się i nogi grzęzną.

1602

Usłyszał wołanie. Głos babci:

1603

— Antoś, Antoś!

1604

Przystanął. Wsłuchuje się. Nie, zdawało się tylko.

1605

StrachMija mostek drewniany. Może się załamie? Kajtuś wpadnie do wody, a topielica[46] pociągnie go w głębię.

1606

Księżyc wypłynął na niebo — Kajtuś zobaczył topielca. Zamknął oczy. Ucieka.

1607

Ale już nie ma sił.

1608

Oparł się o słup. Kolana się ugięły. Leży. Czeka. Usłyszał turkot kół. Przyjaciel czy wróg, pomoże czy zabije?

1609

Wszystko jedno. Było zimno, a teraz gorąco. Zakasłał.

1610

Boli.

1611

— Mamo!

1612

Jęczy.

1613

— Hola, kto tam? Ty skąd? Co za jeden?

1614

— Nie zabijaj — prosi Kajtuś. — Dam baranka ze złotą wełną.

1615

Jeszcze jakieś pytanie, ale Kajtuś nie odpowiada. Czuje, że mocne ręce unoszą go w górę. Już leży na czymś miękkim. Nie otwiera oczu. Kołysze się.

1616

— Wiśta, wio!

1617

Budzi się i drzemie na przemian.

1618

Krzyknął. Zerwał się.

1619

— Nie wstawaj, bo spadniesz z wozu.


1620

Obudził się w obcej izbie. Leży na ławce.

1621

— Na[47], masz. Pij.

1622

Chciwie łyka ciepły, dobry płyn.

1623

Mówią coś, pytają się. Kajtuś słyszy, ale nie odpowiada. Nazbyt zmęczony.

1624

Słyszy głos kobiety:

1625

— Co z nim zrobimy, z chłopakiem?

1626

— Odwiozę do szpitala. Może rano co powie.

1627

— Czy aby nie zemrze w nocy?

1628

— Nie gadaj.

1629

— Ot, kłopot.

1630

— A co, miałem go w polu zostawić, ty durna?

1631

— Tego nie mówię.

1632

Gdy się znów obudził, czuje, że go ubierają. Ubranie nieprzyjemne, twarde. Kajtuś broni się, odpycha. Chce leżeć spokojnie.

1633

— No prędzej. Pojedziesz do taty.

1634

— Oj, głowa. Już. Dosyć.

1635

Wynieśli go. Znów jedzie.

1636

Otworzył wreszcie oczy. Poznał wysokie domy. Poznał policjanta.

1637

— Gdzie mieszkasz? Jak się nazywasz?

1638

Chce się uśmiechnąć, ale nie może.

1639

ChorobaZnów go wiozą. Zdejmują. Niosą. Kładą. Znów rozbierają i ubierają. Tak męczą go ci czarodzieje.

1640

Znów oczy otworzył. Widzi: już nie policjant i domy, a biały pokój i pani biało ubrana.

1641

— Wróżka? — pyta się Kajtuś.

1642

— Tak, wróżka.

1643

— Biała. Czysta.

1644

— Tak. Biała. Czysta. Śpij.

1645

— A krasnoludki?

1646

— Są też. Jak się nazywasz?

1647

— Nie wiem.

1648

Wcale się nie nazywa. Jest mu wszystko jedno. Leży w białym łóżku. Ciepło, gorąco — dobrze.

1649

Kaszle.

1650

— Boli!

1651

— Już przytomniejszy — mówi pielęgniarka szpitalna.

1652

— Więc gadaj, dlaczego uciekłeś z domu? — pyta się doktór.

1653

Kajtuś odwrócił się plecami i przykrywa kołdrą na głowę. Nie lubi tego pana, który go puka i słucha przez rurki.

1654

— Powiedz, co w nocy w rowie robiłeś? Jaki czarodziej cię tam zaniósł?

1655

Doktór siłą sadza Kajtusia.

1656

A tu nagle — ojciec wchodzi na salę.

1657

— Antoś, co się z tobą stało?

1658

Nie wie Kajtuś, czy widzi ojca naprawdę, czy znów mu się zdaje.

1659

Nie słucha, o czym rozmawiają. Dobrze, że dali mu spokój.

1660

— Wolę go wziąć do domu — mówi ojciec. — Mam go jednego. Czy ciężko chory?

1661

Potem znów.

1662

— Wezmę taksówkę i ostrożnie powiozę. Bardzo państwa proszę.

1663

Mówi doktór:

1664

— Pan dba o niego, a on uciekł z domu. Pewnie zbroił i miał dostać baty.

1665

— Nie, ja dziecka nie biję. Chyba go chłopcy namówili. Tyś uciekał, synku?

1666

Kajtuś drżącą ręką gładzi ojca po twarzy.

1667

— Wody!

1668

Napił się.

1669

— Chcesz zostać?

1670

Nie wie, co odpowiedzieć. Myśli tylko, dlaczego ojciec nieogolony.

1671

— Trzy dni — dziwi się Kajtuś i powtarza szeptem — trzy dni, trzy dni.

1672

Co to wszystko znaczy?

1673

Kogo w rowie znaleźli? Kto znalazł?

Rozdział siódmy

Kajtuś zdrów — Nieudany czar — Cud — Wielkie czary — Awantury — Goście zagraniczni — Nadzwyczajny dodatek

1674

Kajtuś już w domu. Zdrów. Już chodzi po pokoju. Już nawet raz wyszedł na ulicę.

1675

Śmierć, Dziecko, WinaOjciec pracuje, mama zajmuje się gospodarstwem, a babcia wyjechała do wuja.

1676

— Dlaczego wyjechała? Kiedy wróci?

1677

— Nie wróci, Antosiu — mówi mama.

1678

Nie powiedziała mu prawdy, bo nie chcieli martwić, bo słaby był po chorobie.

1679

Babcia umarła.

1680

— Jak, dlaczego umarła? Co teraz będzie? Dlaczego doktór pozwolił?

1681

Od słowa do słowa, domyślił się Kajtuś, że kiedy go całą noc szukali, a deszcz padał — wtedy babcia więcej się jeszcze zaziębiła.

1682

— Więc przeze mnie…

1683

— Nie. Już dawno się źle czuła. Przecież leżała cały tydzień. Nie pamiętasz, Antosiu?

1684

Mama próbuje go pocieszyć. Pamięta, wszystko pamięta już. Wie.

1685

— Przeze mnie.

1686

Wie. Przypomniał sobie, że jest czarodziejem. Miesiąc już dawno minął.

1687

Stanął przy oknie: po co mama ma widzieć łzy?

1688

— Żądam… Liliput… Żądam: niech mi się babcia pokaże.

1689

Zaraz na szybie zobaczył twarz babci.

1690

Uśmiechnęła się do Kajtusia. Tak zawsze się uśmiechała, gdy ojciec na niego się gniewał, gdy coś zbroił dużego. Uśmiechnęła się na tej szybie, spojrzała łagodnie siwymi oczami i zniknęła.

1691

— Wrócę babci życie. Tak. Musi się ten czar udać.

1692

Pójdzie na grób, obudzi i wróci z babcią do domu. Zdziwią się. Ot, niespodzianka.

1693

Bywa przecież, że ktoś zaśnie, i myślą, że nie żyje. Zapomniał tylko, jak się taki sen nocny nazywa.

1694

Bywa, że górnicy, zasypani w kopalni węgla, żyją, gdy ich w porę odkopać. Czytał o tym w gazecie.

1695

— Mamooo…

1696

— Co?

1697

— Pójdę na cmentarz.

1698

— Dobrze. Nie płacz, Antosiu.

1699

— Ale ja już, zaraz idę.

1700

— Nie można. Za daleko. Ja teraz nie mam czasu.

1701

— No właśnie: sam pójdę!

1702

— Nie wiesz gdzie. Za chłodno.

1703

— Wiem gdzie. Ciepło!

1704

— Nie można. Nie pozwalam. Jutro.

1705

— Pójdę bez pozwolenia! Dziś!

1706

I mama się zgodziła. Bo dobrze zna Kajtusia. Nie jest uparty, można go przekonać, uprosić. Ale czasem, rzadko, trzeba ustąpić. Bo taki już jest: w dziadka się wrodził. Nie można inaczej.

1707

Ano: dała mu na dwa tramwaje, szalik na szyję, zapięła palto na wszystkie guziki.

1708

Powiedziała, gdzie grób babci. Spróbowała:

1709

— Nie znajdziesz. Zaczekaj do jutra.

1710

— No, idę już.

1711

— Tylko wracaj prędko.

1712

CmentarzNa cmentarzu. Groby, krzyże.

1713

Kajtuś idzie pewnym krokiem. Nieomylnie wie, że tędy droga. Minął stare aleje i od razu między świeżymi grobami zatrzymał się, gdzie trzeba.

1714

Odczytał napis.

1715

Stoi. Patrzy długo, przenikliwie, sięga wzrokiem głęboko pod ziemię, do samej trumny.

1716

Westchnął głęboko: poczuł ból w piersi. Drugi raz i trzeci — zaszumiało w głowie. Czwarty, piąty raz chwycił powietrze: ból w sercu.

1717

„Chcę i żądam! Żądam i rozkazuję: niech się babcia obudzi i wyjdzie z grobu”.

1718

Cisza.

1719

Motyl usiadł na kwiatku, skrzydełkami się wachluje. Zakołysała się trawa.

1720

„Żądam władzą czarnoksięską. Ja, Antoś, Antoni. Ja, Kajtuś-czarodziej”. Cisza.

1721

Chmura zasłoniła słońce, cień na grób rzuciła.

1722

Krzyknął myślą zawziętą:

1723

„Niech się babcia obudzi!”

1724

Nagle…

1725

Nagle niewidzialna ręka uderzyła go dwa razy w twarz, w prawy i w lewy policzek.

1726

Zachwiał się.

1727

Motyl frunął.

1728

Przed oczami — czerwone plamy i koła.

1729

Nigdy jeszcze nikt Kajtusia w twarz nie uderzył. Pierwszy raz.

1730

Stoi zbuntowany. Zacisnął pięści. Tak właśnie bywało, gdy się bić z jakim chłopcem zaczynał.

1731

„Poczekaj, już ja ci zapłacę”.


1732

Podszedł do Kajtusia dziad stary.

1733

— Widzę, chłopcze, że masz zmartwienie. Masz zmartwienie. Masz, napij się: to cię wzmocni.

1734

Kajtuś sięga ręką, wziął podany kubek srebrny i wypił.

1735

Miły zapach. Płyn chłodny i słodki.

1736

Znów nalał dziad.

1737

— Pij jeszcze.

1738

Wypił.

1739

— Dziękuję. Macie, dziadku.

1740

Dał dziadowi złotą monetę; nie dziwi się nawet, że się w ręku znalazła.

1741

Nie spojrzał nawet w twarz nieznajomą.

1742

Pochylił głowę do ziemi, idzie prędko, jakby mu się spieszyło.

1743

Idzie prędko, a gniew i bunt ustępują.

1744

Czuje w sobie ciepło wesołe i lekkość dziwną.

1745

Jakby się w powietrzu unosił. A serce bije.

1746

Mija bramę cmentarną.


1747

Idzie pieszo, nie siadł do tramwaju.

1748

Pierwsza, druga i trzecia ulica.

1749

Wąska ulica.

1750

CzaryIdą przed nim dwie panie. Jedna z teką pod pachą, druga uperfumowana. Ząb ją boli czy co? Trzyma chustkę od nosa przy twarzy.

1751

Kajtuś chce je wyminąć, a coraz ktoś potrąca i przeszkadza.

1752

Zniecierpliwił się. Pomyślał:

1753

„Niech idą tyłem”.

1754

Ledwo zdążył się usunąć, bo one zamiast naprzód, cofają się w tył. Jak raki. Nie odwróciły się, tylko nogami w tył przebierają.

1755

Ludzie patrzą się zdziwieni, a one rozmawiają, jakby nigdy nic.

1756

Zwariowały baby czy co?

1757

— Teraz taka moda. W Paryżu wszystkie bogate damy tak chodzą — zażartował cyklista[48].

1758

Ale kiedy potrąciły piekarza, który niósł na głowie tacę z ciastkami, ten dawaj wymyślać:

1759

— A pokraki, a flądry, a marmuzele[49]!

1760

Przestraszone — dawaj tyłem uciekać na drugą stronę ulicy.

1761

CzaryA środkiem ulicy samochód pędzi.

1762

Szofer chce zahamować, ale za późno.

1763

— Przejedzie!

1764

Kajtuś pomyślał spokojnie:

1765

„Niech w aeroplan[50]…”

1766

Do samochodu powiedział.

1767

A ten zaraz frunął w powietrze, bo wyrosły mu skrzydła.

1768

Dwie panie, ta z teką i ta z chustką przy twarzy — stuknęły się o mur kamienicy i stanęły. Nikt teraz na nie nie patrzy: niech stoją.

1769

Pozadzierali wszyscy głowy do góry. Tamci w samochodzie krzyczą ze strachu jak opętani.

1770

A fruwający samochód znikł za dachami domów.

1771

Zaraz policjant. I zaraz pan z gazety.

1772

— Co się tu stało? Kogo przejechali?

1773

— Nikogo nie przejechali, tylko jakaś nowa sztuczka amerykańska.

1774

Każdy opowiada inaczej. Pan z gazety wyjął pióro i pisze.

1775

— Jak się to zaczęło?

1776

— A ooo, te dwie. Tam stoją. Tyłem chodzą. Tam pod ścianą.

1777

Pchają się. Gapiów coraz więcej. Policjant rozgania, nie może dać rady.

1778

„Ot, głupi naród” — pomyślał Kajtuś.

1779

I poszedł dalej.

1780

Stanął przed słupem z ogłoszeniami, chciał zobaczyć, co w kinach grają. A na słupie wisi duży, żółty afisz: że profesor powie odczyt[51].

1781

„Odczyt polityczny… ekonomiczny”.

1782

— Co to jest?

1783

Kajtuś nie wie, że do Warszawy przyjechała zagraniczna wycieczka… Przyjechali bogacze, mają bank założyć, mają Polsce pożyczyć pieniądze.

1784

Właśnie dla zagranicznych gości ma profesor mówić po francusku, żeby się nie bali pożyczyć; bo jest kryzys, ale Polska bogata i odda, zapłaci.

1785

— Odczyt. Zawracanie głowy. Polityczny… ekonomiczny.

1786

Czasem podobają się Kajtusiowi wyrazy, których nie rozumie, a czasem gniewają go.

1787

— Odczyt. Zawracanie głowy. Niech będzie tak napisane:

Profesor Gwizdał
będzie świstał.
Będzie fikał koziołki.
Łykał ogień.
Piał jak kogut.
Tańczył obertasa[52].
1788

I jest tak właśnie, jak kazał Kajtuś — i na wszystkich słupach ogłoszeniowych w całym mieście, w całej Warszawie.


1789

Jeść się Kajtusiowi zachciało.

1790

Pojechał taksówką na bogatą ulicę. Wysiadł przed restauracją.

1791

Restauracja bogata, pierwszorzędna. Przez wielkie szyby lustrzane widać stoły przykryte białymi obrusami: na stołach kwiaty.

1792

„Wejść czy nie? Ile też tu obiad kosztuje?”

1793

Sięgnął do kieszeni: ma sto złotych.

1794

Dobrze. Wchodzi.

1795

Przy drzwiach szwajcar[53] w czerwonym płaszczu ze złotymi guzikami. I nie wpuszcza do środka.

1796

— Ty czego? Ty po co?

1797

— Jestem głodny.

1798

— Tu żebrać nie wolno.

1799

— Ja zapłacę.

1800

— Wychodź, powiadam.

1801

— Dlaczego?

1802

— Bo ci mówię. Bo wezmę za kark i wyrzucę.

1803

— Spróbuj pan ruszyć.

1804

Szwajcar chce rękę wyciągnąć — nie może. Chce zawołać — nie może. Oczami tylko przewraca, jakby się dusił. A Kajtuś po dywanie wchodzi na salę i siada przy stole.

1805

Przy jednym stole siedzą dwaj panowie i pani. Przy drugim siedzi oficer. Przy trzecim — pani i chłopiec w marynarskim ubraniu. Wreszcie grupa wesoła: aktorzy i aktorki, co grają w teatrach.

1806

Kajtuś usiadł sam i patrzy na aktorów, a oni na niego.

1807

— Czego ten mały obdartus tu chce?

1808

— Poczekaj, zaraz zobaczymy.

1809

— Patrzcie, buty ma zabłocone.

1810

— I brudny kołnierzyk.

1811

— Pazury nie obcięte.

1812

No tak. Ubrany Kajtuś ubogo, jak syn stolarza. Zabłocił się na cmentarzu. Nie lubi obcinania paznokci.

1813

Nogi głębiej podwinął pod krzesło, z rękami nie wie co robić.

1814

— Panie ober[54] — woła aktor — czeka nowy gość.

1815

— A to co za jeden? Kto go wpuścił? Ruszaj stąd zaraz.

1816

Wszyscy przestali jeść i patrzą zaciekawieni.

1817

Wpada szwajcar.

1818

— Mówiłem, że nie wolno.

1819

— A on wszedł. Dzieciakowi nie mógł dać rady, niedołęga?

1820

Idzie gospodarz, sam właściciel restauracji. Gruby jak beczka.

1821

Kłania się oficerowi:

1822

— Cześć.

1823

Kłania się panom:

1824

— Szacunek dla pana hrabiego.

1825

Nagle… groźnie do Kajtusia:

1826

— Ty co?

1827

— Ja pstro. Proszę dać obiad. Mam sto złotych i zapłacę.

1828

— Brawo! Zuch mały! Sto złotych ma. Nie daj się — buntują go aktorzy.

1829

— No, pewnie, że się nie dam.

1830

Będzie awantura.

1831

— Mamo, chodźmy. Ja się boję — zaczął płakać chłopiec w marynarskim ubraniu.

1832

Kajtuś swoje:

1833

— Chcę jeść. Zapłacę. Ile się należy?

1834

— Ukradłeś pieniądze. Wynoś się.

1835

— Ukradłem? Poczekajcie.

1836

— Zawołać policjanta.

1837

Kajtuś wstał. Mruknął. Spojrzał.

1838

Naraz otwierają się okna, a talerze, noże, butelki, pieczone kurczaki, półmiski i obrusy — wszystko fruwać zaczyna.

1839

Kelnerzy wyciągają ręce do Kajtusia.

1840

Aleee…

1841

Lecą w górę pod sufit. Przylepili się do sufitu włosami i fajtają nogami, jakby tańczyli. I tak samo gruby gospodarz.

1842

Aktorzy zaczęli klaskać z uciechy.

1843

Kajtuś rozkazał:

1844

— Niech siedzą, dopóki nie wyjdę.


1845

Myśli Kajtuś z goryczą:

1846

„Kłamie przysłowie, gdy mówi, że nie suknia zdobi człowieka”.

1847

Dotknął palcem swego ubrania i już elegancki panicz idzie przez ulicę.

1848

Wstąpił do kawiarni. Wypił czekolady filiżankę i zjadł cztery ciastka.

1849

Zapłacił. Dał napiwek.

1850

Znów wsiadł do taksówki:

1851

— Do Łazienek[55].

1852

I w mig — już w Łazienkach.

1853

Siadł na ławce nad stawem.

1854

Ludzie przechadzają się. Dzieci się bawią.

1855

Byłoby wszystko dobrze. Byłby odpoczął i poszedł do domu.

1856

Ale zagraniczna wycieczka bogaczy akurat zwiedzała pałac królewski w Łazienkach.

1857

CzaryAkurat wyszli bankierzy z pałacu i zatrzymali się przed figurą. Figura przedstawiała boginię grecką z wieńcem na głowie i z mandoliną.

1858

Jakiś pan oprowadza gości i kłania się, i nieprawdziwie uśmiecha. Zupełnie jak restaurator.

1859

Trzeba mu zrobić grandę.

1860

„Niech róże wieńca zamienią się w serdelki, a mandolina w kiełbasę”.

1861

I tak się właśnie stało: stoi posąg z wieńcem serdelków na głowie i gra na kiełbasie.

1862

Siwy pan, jeden z wycieczki, rozgniewał się: mówi coś głośno i laską wymachuje. A drugi tłumaczy, że gniewać się nie należy, bo każdy kraj ma inne zwyczaje.

1863

A Kajtuś dalej:

1864

„Niech środkiem głównej alei przejdzie siedem słoni, pięć wielbłądów i trzy żyrafy”.

1865

Są. Idą. Maszerują garbate wielbłądy, wywijają trąbami poważne słonie, a żyrafy kłaniają się małymi głowami na długich szyjach.

1866

Jedne dzieci się cieszą, drugie boją: a dorośli myślą, że to tak na przyjęcie cudzoziemców.

1867

Ale i tego było Kajtusiowi za mało.

1868

„Niech wszyscy panowie będą w sukniach, a panie w spodniach”.

1869

Teraz dopiero zaczęła się heca.

1870

Bo stoi student z panną i patrzą na słonie.

1871

Nagle:

1872

— Co pan zrobił?

1873

— Ja nic, ale pani co wyrabia?

1874

On gapi się na nią, a ona na niego. On w sukni i damskiej bluzce, a ona w spodniach.

1875

— Co to?

1876

Jakaś babina, gdy zobaczyła, że ma spodnie i męski kapelusz, krzyknęła i zemdlała.

1877

A tu znów pensja[56] żeńska. Dwadzieścia par uczennic, a za nimi wychowawczyni. Pilnuje, żeby był porządek i dobre wychowanie. No i masz — jak piorun z nieba. Co ludzie sobie pomyślą, co powie przełożona? W spodniach one i ona.

1878

— Do domu. W tej chwili do domu.

1879

Oczy zasłoniła rękawiczką. Co tchu uciekają.

1880

Opowiadali potem ludzie, że uciekali z Łazienek w jedwabnych sukniach damskich: prokurator sądu, wiceminister poczty, senator, krytyk literacki i profesor higieny.

1881

Ale Kajtusia ubawiło najwięcej, jak, przewracając się, biegli policjanci w pantoflach na wysokich obcasach, w jedwabnych pończochach i w sukienkach tiulowych.

1882

A musieli się nie lada uwijać, żeby bronić przed nieszczęśliwym wypadkiem milionerów.

1883

CzaryBo Kajtuś na zakończenie — jeszcze jeden czar wykonał.

1884

„Niech drzewa staną do góry nogami”.

1885

Drgnęły drzewa odwieczne — duma i ozdoba parku — podskoczyły, wywinęły młynka i stanęły, ale gałęźmi w dół, korzeniami w górę.

1886

Już tak się uwziął, żeby był ostateczny bałagan.

1887

I był.

1888

Tak już jest na świecie.

1889

Wystarczy, by czarodziej wydał parę rozkazów, zaraz ludzie nie wiedzą, na którym są świecie.

1890

Wystarczy, by czarodziej żartem coś przekręcił, zaraz ludzie się martwią i myślą, że koniec świata.

1891

Ot, głupi naród.

1892

Kajtuś wstał z ławki. Już dość ma tego dobrego.

1893

„Niech będzie porządek”.

1894

A sam idzie do domu.

1895

Dosyć tej zabawy.


1896

Gazeciarze sprzedają nadzwyczajny dodatek gazet[57].

1897

Drą się jak opętani.

1898

— Zamach na bankierów! Nadzwyczajny dodatek!

1899

— Dodatek nadzwyczajny! Bomba w restauracji!

1900

— Aresztowanie bandy szpiegów! Tajemniczy samochód!

1901

Ludzie kupują. Zbierają się w grupy.

1902

Stoją na ulicy. Czytają.

1903

Kupują wszyscy, więc i Kajtuś kupił.

1904

Czyta.

1905

Niby opisane są czary Kajtusia, ale przekręcone, że ledwo można zrozumieć.

1906

Pisze gazeta:

Policji udało się zlikwidować bandę szpiegów, która planowała zamach na naszych gości. Wrogie siły nie chcą, by Polska otrzymała pożyczkę na inwestycje.

Kie[58] licho: zlikwidować i inwestycje? Co to za goście?

1907

Czyta dalej:

Plan porwania bankierów został udaremniony.

1908

— To znaczy, że się nie udał.

Zamachowcy postanowili wysadzić w powietrze restaurację, gdzie miał się odbyć bankiet.

1909

— To pewnie znaczy: obiad.

Maszyna piekielna wybuchła przedwcześnie i wyrzuciła w powietrze…

1910

— Co za maszyna? — dziwi się Kajtuś.

1911

Dalej dowiedział się, że wezwano straż ogniową, która pozdejmowała z sufitu… „wyrzuconych siłą wybuchu” kelnerów.

1912

Rannych na szczęście nie było.

Ukazał się nieznany typ samolotu. Gdy policja chciała sprawdzić dokumenty podejrzanych pasażerów, samochód wzbił się w górę i poszybował w kierunku zachodniej granicy.

Zerwali afisze zapowiedzianej prelekcji.

1913

— Aha. To mój profesor Gwizdał. Jak tam było? Ekonomiczny?

1914

Jeszcze nie doczytał Kajtuś do końca wszystkiego, gdy gazeciarze zaczęli znów krzyczeć:

1915

— Drugi nadzwyczajny dodatek.

1916

— Niezwykłe wypadki w Łazienkach! Dodatek drugi!

1917

— Bogini grecka, kiełbasa i serdelki!

1918

— Lwy i tygrysy w parku królewskim!

1919

— Huragan powywracał drzewa!

1920

— Liczne ofiary!

1921

Wie Kajtuś, że ofiar nie było. Napisali tak, żeby gazet sprzedać więcej.

1922

„Niech piszą. Co mnie to wszystko obchodzi?”

1923

Tłumy stoją przed restauracją.

1924

Tłumy biegną do Łazienek.

1925

Kajtuś przeciska się, idzie zmęczony krok za krokiem — do domu.

1926

Stuknął się palcem i w swoim starym palcie, z szalikiem na szyi wszedł do bramy.

1927

Niespokojny, co rodzice powiedzą, że wyszedł na tak długo.

Rozdział ósmy

Awantury, jakich świat nie widział — Poplątali się: ludzie, zegary, szyldy, psy, koty — Na placu i na moście — Sobowtór Kajtusia

1928

Mama zapłakana, a ojciec się gniewa:

1929

— Gdzie byłeś tyle godzin?

1930

— Taka ładna pogoda — mówi Kajtuś.

1931

— Pogoda ładna, więc zaraz po chorobie na pół dnia uciekasz? Myśleliśmy, że znów cię coś opętało. Obiecałeś, że wrócisz z cmentarza. Szukałem cię tam. Jak ty się nie wstydzisz?

1932

Spuścił Kajtuś głowę, już się nie tłumaczy. Wstydzi się: nie dotrzymał słowa.

1933

Ojciec jeszcze coś mówi, ale Kajtuś nawet nie słucha.

1934

Tak zawsze bywa, że gdy dorośli bardzo się gniewają, dziecko w przestrachu już nie rozumie, co i dlaczego krzyczą. Już tylko hałas w uszach i w głowie. Tylko czeka, jaki będzie koniec i czy uderzą, czy nie.

1935

— Dziś zostaniesz w domu, a jutro do szkoły. Dosyć tego hultajstwa. Jesteś zdrów, więc się ucz. Zrozumiałeś?

1936

Nie pożegnał się ojciec i wyszedł. Kajtuś został z mamą.

1937

Mama zaczęła go pocieszać.

1938

Taka dobra.

1939

— No trudno, stało się. Już więcej tego nie zrobisz. Nawet nie twoja wina. Nie powinnam była pozwolić, żebyś sam chodził na cmentarz. Mamy ciebie jednego, więc się obawiamy, żeby ci się co złego nie stało. Nie bój się: nie oddamy cię do zakładu poprawczego. Ojciec tak tylko mówił.

1940

Uspokoił się Kajtuś.

1941

— Podobno awantury w mieście? Tam pewnie chodziłeś? — pyta się mama.

1942

Kajtuś przeczytał głośno dodatek nadzwyczajny.

1943

— Tak, tak. Pewnie znów będzie wojna. Nie dadzą ludziom spokoju. I pradziadek twój, i dziadek, i ojciec…

1944

Zaraz Kajtuś prosi, żeby mama opowiedziała, jak w drewutni[59] ukrywali się powstańcy, a pod drzewem leżały książki i papiery.

1945

Co to były za książki, dlaczego nie było wolno? Dlaczego za książki wysyłali do zimnego kraju[60]? Może chociaż jedna książka została?

1946

Dawno już Kajtuś myślał, że w książkach tajemniczych były przepisy, jak zwyciężać wrogów.

1947

Opowiada mama o wojnach, które były, a Kajtuś myśli o tej, która będzie. Nawet chce, żeby wojna wybuchła. Bo dopiero wtedy będą się mogły przydać — jego pomoc i wola.

1948

Potem ojciec wrócił; mówi, o czym piszą gazety, co słyszał od ludzi.

1949

— Zanosi się na coś niedobrego.


1950

Długo nie może zasnąć. Bo co zaśnie, zaraz huk armatni, warkot aeroplanów, bomby i granaty.

1951

Zaraz czary Kajtusia wygrywają bitwy.

1952

No dobrze. Ma Polska Kajtusia. Ale i wróg może mieć także czarnoksiężników — może starszych i ostrożniejszych? Popełni Kajtuś jakiś błąd albo w ważnej chwili zawiedzie tajemnicza siła i wróg wygra wojnę?

1953

Rozważa Kajtuś, jakie wyczarować nieznane armaty, jakie zbudować fortece, jakie wydawać rozkazy, w jakie przybrać wojsko pancerze, hełmy i maski[61].

1954

— Może pułk wielkoludów, może ułani z żelaza na stalowych koniach?

1955

Ojciec poruszył się w łóżku.

1956

— Tatku!

1957

— Co?

1958

— Co mocniejsze: żelazo czy stal?

1959

— Śpij!

1960

Mruknął ojciec coś jeszcze. Gniewa się. Zasnął Kajtuś. Obudził się. Myśli:

1961

„Jutro idę do szkoły. Będą się pytali, dlaczego uciekł z domu, co robił w szpitalu; zaczną nudzić, żeby opowiadał. Chyba trzeba wyjść późno, żeby przed samym dzwonkiem wejść do klasy?”

1962

A może znów na miesiąc odroczyć władzę?

1963

Nie, już by się nie mógł obejść bez siły, która co prawda nie przyniosła pożytku, ale od niego przecież wszystko zależy. Niekoniecznie trzeba głupstwa robić. Musi ułożyć jakiś plan działania.

1964

— Plan strategiczny.

1965

Niedobrze rozumie, co to znaczy, ale czuje, że tak być właśnie powinno: żeby był porządek, żeby czary miały jakiś plan, żeby nie martwić rodziców.


1966

Aż znalazł sposób, żeby mógł wychodzić z domu, kiedy chce i na jak długo, ażeby ojciec i mama byli zupełnie spokojni.

1967

Dobrze będzie, jeśli się uda.

1968

„Wyczaruję sobowtóra. Wywołam marę[62] zupełnie podobną. Będzie dwóch Kajtusiów; jeden będzie — widziadło, ten sobowtór, ta mara; a drugi — naprawdę ja. Będzie dobrze. Powoli wypróbuję i nauczę: poślę sobowtóra do szkoły albo zostawię w domu. Będę mógł nawet wyjechać w obce kraje — na długo. Będę podróżował; pojadę okrętem, będę polował na dzikie zwierzęta”.

1969

Myśli Kajtuś i widzi, co czytał i co widział w kinie. Mieszają się i gonią myśli i obrazy. Jedne obrazy wyraźne, inne jakby za mgłą, jedne blisko, drugie daleko.

1970

I już chce zasnąć.

1971

Poduszka go grzeje. Kołdrę to tak próbuje ułożyć, to inaczej. Rękę pod głowę założył — to tak, to inaczej. Kładzie się na wznak, na boku.

1972

Chce zasnąć.


1973

— Wstawaj. Czas do szkoły.

1974

— Mhm.

1975

— Prędzej. Bo się spóźnisz.

1976

Wstał. Ułożył książki i zeszyty.

1977

Pożegnał się. Wyszedł. Ojciec się gniewa.

1978

Za parkanem składu desek wywołał sobowtóra. Przykro mu się zrobiło — dziwnie jakoś. Taki sam, jakby w lustro patrzał.

1979

Idą obok siebie. Milczą. Zatrzymali się przed sklepem. Jakaś pani idzie z panem. Też stanęła — spojrzała.

1980

— Patrz, jacy podobni. Czy wy, chłopcy, bliźnięta?

1981

— A co pani do tego? — mruknął Kajtuś.

1982

— Niegrzeczny jesteś — mówi pan.

1983

— Niech będzie. Czego się wtrąca, po co zaczepia?

1984

Dorosłym się zdaje, że mają prawo zaczepiać, robić głośne uwagi i zadawać byle jakie pytania, bo to mały, bo dziecko.

1985

Mówią:

1986

„Jakie ten mały ma ładne oczy. Ile masz lat? Nieładnie gwizdać na ulicy”.

1987

Kajtuś udawał zawsze, że nie słyszy, albo język pokaże i ucieknie.

1988

Ale tym razem dobrze się stało, bo zrozumiał, że nie powinien iść razem z sobowtórem. Bo co powie, jeśli spotka znajomych?

1989

— Zgiń, maro.

1990

Rozwiało się widziadło, jak mgła. Kajtuś odetchnął z ulgą, bo nie wiedział, o czym mówić z tym swoim bliźniakiem.

1991

Spotkał kolegę, który zbiera marki[63]. Już ma trzydzieści dwa państwa; zna sklep, gdzie można wymienić podwójne marki na inne; lepiej zamieniać w sklepie niż z chłopakami, bo chłopcy oszukują, i tam większy wybór.

1992

Są marki po sto złotych i więcej.

1993

Zagadał się Kajtuś i zapomniał, że ma później wejść do klasy.

1994

Ale uwagi nawet nie zwrócili: mówią o awanturze na mieście.

1995

Na korytarzu pani do niego się uśmiechnęła, też nic nie powiedziała. SzkołaDopiero na pierwszej lekcji pan zaczął żarty stroić.

1996

— Aaa, jesteś już, Robinsonie Kruzoe[64]? Kiedy znów będziesz z domu uciekał? Ojciec wyłoił ci skórę?

1997

Kajtuś stoi w ławce; nawet mu się nie wolno odezwać, gdy koledzy się śmieją.

1998

Dorośli często jakby umyślnie drażnią się z dziećmi. Nieprzyjemnie, jeśli się kogo nie bardzo lubi, a on zacznie żartować i wyśmiewać.

1999

— No, Robinsonie, chodź do tablicy. Zobaczymy, czego się nauczyłeś na bezludnej wyspie.

2000

Kajtuś niechętnie wychodzi z ławki. Postanawia nic nie mówić, choćby nawet umiał. Niech się pan rozzłości, kiedy taki wesół.

2001

I w ogóle po co przyszedł Kajtuś do szkoły? Mógł przysłać sobowtóra, a sam iść na wagary.

2002

— No pisz — kazał nauczyciel.

2003

Kajtuś niechętnie bierze kredę do ręki.

2004

Pan dyktuje zadanie, może nawet łatwe, ale Kajtuś nie chce.

2005

— Powtórz.

2006

Powtarza źle. Na złość.

2007

— Źle. Podróżować umiesz, a głupiego zadania powtórzyć nie potrafisz?

2008

No właśnie. Dlatego, że głupie i wcale go nie obchodzi.

2009

Kajtuś jest czarodziejem i męczyć się nie pozwoli. Nie będzie siedział w szkole.

2010

Położył kredę, polizał palce, spojrzał drwiąco na tablicę; Czarypomyślał swym tajnym sposobem:

2011

„Mocą swoją i wolą, i rozkazem żądam, żeby była już godzina dwunasta”.

2012

A było dopiero piętnaście po ósmej.


2013

Żaden czar Kajtusia nie wywołał jeszcze takiego zamieszania w całej Warszawie.

2014

Co kto spojrzał na zegar, oczom swoim nie wierzy. Każdy naprzód robi w domu awanturę, że ktoś przesunął wskazówki zegara, potem biegnie do sąsiada, żeby sprawdzić. Telefonują na prawo i na lewo, bo chcą wiedzieć, co się stało, która naprawdę godzina.

2015

Urzędnicy bez śniadania biegną do biur, a kupcy do sklepów.

2016

W tramwaju tłok. Konduktorzy rady dać nie mogą. Kto się nie docisnął, biorą wspólnie taksówki. Wszyscy spóźnieni: myśleli, że wcześnie, a tu już południe.

2017

Wysypali się ze szkół uczniowie.

2018

— Skaranie boskie z tymi dzieciakami, plączą się, jak człowiek się śpieszy.

2019

— A to niespodzianka — cieszą się młodzi. — Kto tak dobrze wymyślił?

2020

— Zagraniczni goście — mówi Kajtuś rozweselony. — Chodźmy im podziękować.

2021

Wstąpił do bramy, wywołał sobowtóra i posłał do domu. Sam przyłączył się do pochodu sztubaków i — hajda na miasto.

2022

Aż musieli zatrzymać tramwaje — taka gromada ze wszystkich szkół się zebrała.

2023

Gazety potem pisały, że młodzież szkolna urządziła przed hotelem gości burzliwą manifestację. Inne gazety, że — żywiołową i spontaniczną.

2024

Przyznać trzeba, że krzyk był.

2025

— Niech żyją! Vivant![65] Dziękujemy!

2026

Oni wyszli na balkon i kłaniają się, i też dziękują.

2027

A potem każdy w swoją stronę: do domu albo na spacer.

2028

Poszedł Kajtuś na plac Teatralny. Zaczepił go inwalida w niebieskich okularach.

2029

— Przeprowadź, kawalerze, na drugą stronę ulicy, bo słabo widzę.

2030

Wziął go Kajtuś za rękę, ostrożnie przeprowadził. A on:

2031

— Masz, weź czekoladkę.

2032

Czekoladka akurat taka, jakie były w torebkach pod poduszką. I smak taki sam.

2033

Zjadł. Rozgląda się. Zegar ratuszowy bije pierwszą godzinę, a dopiero otwierają sklepy. Przypomniał sobie odczyt profesora Gwizdała. Nagle myśl:

2034

„Pozamieniam napisy na szyldach sklepów”.

2035

Stuka palcem w powietrze i mówi:

2036

— Ten sklep niech będzie „Dyndalski”. Ten — „Fidrygalski i Spółka”. Dalej — „Fajtłapski i Synowie”. „Kundel i Cwajnos”. „Ferdek Śmierdek”. „Bezportek”. „Kukurykiewicz”.

2037

Od razu na wszystkich sklepach, zamiast nazwisk znanych, poważanych, ukazują się śmieszne napisy.

2038

Ale Kajtusiowi mało tego. Pozamieniał sklepy. Będzie większy bałagan.

2039

Na rogu placu zamienił bank na owocarnię[66]. Zamiast pieniędzy leżą w oknie gruszki, jabłka i śliwki. Na biurkach bankowych orzechy, banany i winogrona.

2040

Niedaleko banku znana apteka.

2041

„Niech tam będą ptaki, małpy i złote rybki”.

2042

Już zaraz w bufetach[67] i słojach aptecznych rozlega się śpiew kanarków. Gdzie było lekarstwo na kaszel, chodzą niezgrabne żółwie, gdzie maść na rany i odciski, tam kolibry.

2043

A w zamkniętej na klucz szafce z truciznami siedzi małpka i miny stroi.

2044

Naprzeciwko apteki jest stara firma, skład przedmiotów żelaznych. W oknach były noże, widelce, narzędzia stolarskie, ogrodnicze, lodownie[68], kosy, wagi, maszyny do pisania, brzytwy do golenia. Ten skład zamienił Kajtuś na cukiernię. A w oknach umieścił napisy:

2045

„Reklama! Każdy uczeń dostaje jedno ciastko za darmo”.

2046

Już wali do sklepu łobuzeria:

2047

— Proszę o ciastko tortowe.

2048

— Mnie z kremem!

2049

— Mnie z konfiturami.

2050

Subiekci[69] nie wiedzą, co robić. Pytają się, a właściciel mówi:

2051

— Tymczasem trzeba sprzedawać.

2052

— Kiedy w oknach stoi, że darmo.

2053

— Ano trudno: trzeba dawać, jeżeli napisane. Musi się przecież wyjaśnić, co to wszystko znaczy.

2054

Kapelusz na oczy ze wstydu nasunął, kołnierz palta postawił — idzie zobaczyć, co się z innymi dzieje.

2055

Przed bankiem stoi tłum ludzi.

2056

— Oddajcie pieniądze! Nie damy się oszukać! Nie robić żartów!

2057

Dyrektor banku prosi i tłumaczy:

2058

— Uspokójcie się państwo. Zaraz otworzymy kasę ogniotrwałą i skarbiec. Kasjera jeszcze nie ma. Wiecie, że poplątały się zegary.

2059

— Więc posłać po kasjera. Jak długo będziemy tu stali?

2060

— Żeby się nie nudziło, każę tymczasem wydać owoce, czym chata bogata, tym rada. Zaraz na tacach będzie się dawało. Każę gońcowi skoczyć prędko po tace do sklepu z przeciwka.

2061

— Tam już nie ma tac; teraz tam cukiernia Dyndalskiego.

2062

— No, sami państwo widzicie. Może śliweczki węgierskie?

2063

— Chcemy pomarańcze!

2064

— Doskonale. No ruszajcie się, panowie urzędnicy! Klientela czeka.

2065

Urzędnicy się buntują.

2066

— Nie jesteśmy młodymi panienkami, żeby handlować owocami.

2067

Przyszedł kasjer. Otworzył. A w kasie same figi.

2068

Krzyk, groźby — awantura.


2069

Nie lepiej u jubilera.

2070

— Przepraszam, czy jest właściciel?

2071

— Ja jestem. Właśnie.

2072

— Pan Bezportek?

2073

— Co takiego? Ja pana nauczę błaznować!

2074

— Nie jestem błaznem; jestem agentem firmy ogrodniczej. Proszę przeczytać, co głosi napis na szyldzie.

2075

Jubiler, człowiek dobrze wychowany, wyszedł przed sklep, przeczytał i zaklął tak brzydko, że w książce dla młodzieży nie mogę napisać, by nie dawać złego przykładu.

2076

Napis głosił:

Bezportek i Spółka.
Skład tulipanów, marcepanów[70].
Róże małe i duże.
Bratki w kratki.
Bim-bum. Hop-hop.
2077

A tu zaraz wchodzi pani baronowa.

2078

— Co się dzieje u pana? Zostawiłam u pana moje kosztowne perły. Oddaj pan.

2079

— Pani baronowo, już mam tylko kwiaty.

2080

Baronowa upadła zemdlona.

2081

Biedny jubiler biegnie do apteki.

2082

— Panie aptekarzu, proszę o krople na nerwy.

2083

— Nie ma.

2084

— Pani baronowa zachorowała.

2085

— Mnie to nic nie obchodzi.

2086

— Ja policję sprowadzę, że pan ludzi nie chce ratować.

2087

Kłócą się. Bo tak już jest, że ludzie zmartwieni, zamiast sobie pomagać, zaczynają ujadać.

2088

Więc kłócą się, a na pustym słoju od rycyny[71] kołysze się papuga i woła:

2089

— Głupi, głupi!

2090

A ze słoika na porost włosów skacze na spoconą głowę aptekarza żabka zielona.


2091

Zdawałoby się, że Kajtuś dość narobił bigosu. Ale nie. Zobaczył, że pies goni kota.

2092

„Niech się na placu tym odbędzie walka psów i kotów z całego miasta”.

2093

Tego tylko brakowało.

2094

Pędzą koty z ulicy Wierzbowej, a psy z Senatorskiej. Dawaj gryźć się i drapać. Szczekanie, pisk, miauczenie, fukanie, skomlenie.

2095

Ludzie uciekają, inni się znów gapią.

2096

— Fifi, Azor, Zolka, Trezor! Do nogi!

2097

A Kajtuś:

2098

„Psy niech będą niebieskie, a koty czerwone”.

2099

I tak się stało.

2100

Urzędnicy magistratu[72] stoją w oknach i patrzą.

2101

— Niech straż ogniowa rozgoni je wodą.

2102

Strażacy zakładają gumowe rury na hydranty.

2103

„Żądam wolą moją i mocą, aby małpy zielone zrobiły porządek”.

2104

Już małpy — jak nie skoczą w sam środek — i porozpędzały.

2105

Koty uciekły w ulicę Bielańską, a psy w Senatorską.

2106

Przyjechali autami goście zagraniczni, patrzą przez lornetki.

2107

— Wesołe miasto — mówi bogacz zwany królem okrętów i kolei.

2108

I zwraca się do swego sekretarza:

2109

— Trzeba opisać wszystko w naszych gazetach. Na pewno przyjadą tu bogaci ludzie, którzy się nudzą — żeby zobaczyć tyle ciekawych rzeczy.

2110

Kajtuś doprowadził do porządku sklepy i zegary i ruszył w stronę mostu. Schodzi przez plac Zamkowy i Zjazd[73] nad rzekę.

2111

Dawniej chętnie patrzał, jak statki płyną, a piaskarze[74] na płaskich czółnach dobywają żwir kubełkami na długich kijach.

2112

Dziś statki wydają mu się małe i brudne, a marynarze wiślani — nieciekawi.

2113

„Żądam, rozkazuję: niech tu będzie morze prawdziwe i wielkie okręty”.

2114

I teraz dostał Kajtuś, na co zasłużył.

2115

Niewidzialna ręka chwyciła go za kark, niewidzialna noga dała mu potężnego kopniaka.


2116

Gdyby Kajtuś nie był zaślepiony swą władzą, musiałby przyznać, że zasłużył na taką karę.

2117

Chciał, żeby było morze. Ani pomyślał, że morze zaleje miasta i wsie, że będzie większa katastrofa niż największa powódź i trzęsienie ziemi. Mógł pół Polski pogrążyć w odmęty.

2118

Zamiast być wdzięczny, że się nie stało, jak powiedział, i wyrok przyjąć pokornie, CzaryKajtuś obraził się i utkwił zły wzrok w most Poniatowskiego.

2119

— Niech most sztorcem stanie!

2120

Jakby nie Kajtuś, a most zawinił.

2121

Spełnił się czar. Most zaczął się unosić, a całe szczęście, że powoli, boby się wszyscy potopili i pozabijali. Ani jeden koń, ani jeden człowiek nie zostałby żywy.

2122

Bo zaraz ludzie przewracają się i toczą, a samochody zjeżdżają w dół. Nie było zabitych, ale wielu pokaleczonych i pokrwawionych.

2123

— Dosyć!

2124

No tak, ale za późno.

2125

Jadą karetki pogotowia na pomoc. A Kajtuś stoi jak nieprzytomny.

2126

— Dosyć! Do domu czym prędzej, żeby nowych głupstw nie narobić.

2127

Biegnie.

2128

Otworzył drzwi mieszkania i cofnął się przestraszony: spotkał się oko w oko z swoim sobowtórem. Dobrze, że mama siedzi akurat tyłem do ściany, więc go nie widziała.

2129

Zatrzasnął drzwi.

2130

— Kto to? — pyta się mama.

2131

— Zaraz przyjdę, mamo — słyszy swój głos w pokoju.

2132

Sobowtór wychodzi do sieni i czeka posłusznie.

2133

— Sczeźnij, maro.

2134

Znika. Kajtuś wchodzi, a mama się pyta:

2135

— Do kogo wychodziłeś?

2136

— Nic. Chłopiec mnie wołał.

2137

— Czego jesteś taki czerwony?

2138

— Nic. Głowa mnie boli.

2139

— Połóż się. Napij się herbaty z cytryną.

2140

Położy się. Tak będzie najlepiej.

2141

Zmęczony się czuje. Niezadowolony. Smutny.

2142

I strasznie samotny.

2143

I niepotrzebny jakiś na świecie.

Rozdział dziewiąty

W oczekiwaniu dalszych wydarzeń — Policja chce wykryć szkodnika — Śledztwo w szkole — Kajtuś podejrzany o udział w rozruchach

2144

Późna noc.

2145

Śpi Kajtuś i śpią mieszkańcy miasta. Ale w niewielkim domu palą się światła we wszystkich pokojach. Nikt nie śpi; odbywają się narady. Dzwonią telefony.

2146

Co to za dom?

2147

Główny Urząd Policyjny.

2148

Zbyt wiele wydarzyło się niepokojących wypadków, o których telegraf[75] rozniósł wieść po całym świecie. Policja czuwa i czeka, co będzie jutro.

2149

— W każdym komisariacie ma stać jeden samochód, pięć motocykletek[76] i dziesięć rowerów.

2150

— Wydać hełmy i maski gazowe.

2151

— Pilnować mostów i zegarów. Aresztować wszystkich podejrzanych; nakładać kajdanki i przewozić od razu do naczelnej komendy.

2152

— W hotelu, gdzie mieszkają zagraniczni goście, ma wartować policja tajna i mundurowa.

2153

— Może pozamykać ogrody i żeby dzieci nie wychodziły na ulicę?

2154

— Nie. Wszystko powinno odbywać się w tajemnicy. Nikogo nie straszyć. Trzeba wywiesić ogłoszenia, że prosimy o spokój i rozwagę. Gazety jutro napiszą, że jesteśmy na tropie i główny winowajca jest już pochwycony.

2155

— Ale kto to jest? Gdzie on się ukrywa?

2156

— Choćby się ukrywał pod ziemią, musimy go pochwycić. Wszystko jedno kto: choćby sam diabeł. Cały świat czeka na to, co zrobi policja warszawska. Gazety zagraniczne pełne są opisów tego, co się stało.

2157

Na salę obrad wchodzi dyżurny przodownik[77].

2158

— Proszę pana naczelnika do telefonu.

2159

— Dobrze, zaraz idę. Panie sekretarzu, proszę zapisać jeszcze: ostre pogotowie straży ogniowej, bo mogą być pożary. Dyżury lekarskie w aptekach. Od rana czyściciel miasta ma wyłapać wszystkie bezdomne psy i koty. I nie wolno sprzedawać wódki aż do odwołania.

2160

— Panie naczelniku, pan pułkownik niecierpliwi się przy telefonie.

2161

— Już idę. Proszę mnie zastąpić.

2162

Szef policji opuścił zebranie.

2163

Jest w swoim gabinecie.

2164

— Halo! Słucham.

2165

— Zawiadamiam pana, że garnizon[78] zebrany w komplecie. Na Saskiej Kępie są saperzy, niedaleko mostu. Na Pradze, na Woli i na Ochocie pancerki[79] i czołgi. Nad miastem stale dwa aeroplany. Bomby łzawiące wysłane.

2166

— Dziękuję, otrzymałem już.

2167

— Gdyby byli ranni, można ich kierować do szpitala wojskowego.

2168

— Rozkaz.

2169

— A teraz kładę się spać. Jutro trzeba być czujnym i trzeźwym. Radzę panu zrobić to samo.

2170

— Niestety, panie pułkowniku, nie mogę.

2171

— Ano, rób pan, jak chcesz. Dobranoc.

2172

— Cześć.

2173

Telefon.

2174

— Kto mówi?

2175

— Urząd śledczy. Sędzia prosi, żeby przysłać te dwie panie, które chodziły tyłem przez ulicę. One muszą coś wiedzieć; od nich się wszystko zaczęło.

2176

— Dobrze. Przesłucham je i przyślę razem z papierami.

2177

— Otrzymaliśmy wiadomość o jakimś chłopcu, którego znaleziono w polu.

2178

— Wiem: czarodziej. Mam jego adres. Plotka, głupstwo, ale go jutro zbadam. Zamiast uganiać się za czarodziejem, postaram się pochwycić przestępcę.

2179

Twardo, groźnie powiedział wyraz:

2180

— Przestępcę!

2181

Kajtuś niespokojnie poruszył się w łóżku i krzyknął przez sen.

2182

— Antoś, co tobie?

2183

Kajtuś nie odpowiedział: śpi.

2184

Szef policji rzucił papierosa, wypił duszkiem szklankę czarnej kawy, spojrzał na zegar: godzina druga w nocy.

2185

Telefon.

2186

— Mówi inspektor więzienia. Proszę wysłać samochód z eskortą na Dworzec Główny. Aresztowano trzech pasażerów: jechali za granicę. Bardzo podejrzani.

2187

— Dobrze.

2188

Klasnął w ręce. Wydał polecenie.

2189

— A teraz sprowadź te dwie czarownice, co po ulicach tyłem spacerują.


2190

Wchodzą biedaczki wystraszone, blade, zapłakane.

2191

— Proszę, niech panie siądą.

2192

Usiadły.

2193

— Panie, my niewinne. My ciche, bezbronne kobiety. Za co nas więżą, czego od nas chcą?

2194

— Ależ, szanowne panie, uspokójcie się. Trzeba wyjaśnić. Sprawa jest nader ważna.

2195

Telefon.

2196

— Mówi defensywa[80]. Proszę wysłać samochód na Dworzec Wschodni. Aresztowanych przyśle pan do nas. Co u was słychać?

2197

— Tymczasem niewiele. Spokojnie. Czy samochód wysłać zaraz?

2198

— Za godzinę.

2199

— Panie, my niewinne. Możemy stracić posady. W kryminale, w nocy! Co pomyślą sąsiedzi, stróż? Na noc nie wróciły do domu! Nie piłyśmy herbaty.

2200

Klasnął w ręce.

2201

— Proszę przynieść dla pań herbatę. Panie palą? Proszę papierosa.

2202

— Panie naczelniku, panie kierowniku, panie ministrze! Niech pan nas wypuści z kryminału!

2203

— Nie jestem ministrem. To wcale nie kryminał, a zwykły areszt prewencyjny. Proszę mi powiedzieć, o czym panie rozmawiały na ulicy?

2204

— Ja sobie plombuję ząb. W Kasie Chorych[81]. Nawet mam watę w zębie. Mogę pokazać.

2205

— Nie trzeba. Wierzę. I cóż dalej?

2206

— Nic.

2207

— Przepraszam. Gdyby panie szły tylko i rozmawiały o zębie, nie byłoby żadnej racji was aresztować. Ale czy poważne urzędniczki podczas rozmowy o zębie muszą koniecznie tyłem chodzić?

2208

— My nienaumyślnie.

2209

— Myśmy doprawdy nie chciały.

2210

— Możemy zapłacić po złotówce kary.

2211

— Niech pan się zlituje nad nami. My niewinne.

2212

Telefon.

2213

— Mówi woźny z poczty. Przysłano tu dwie klatki z gołębiami.

2214

— Więc co?

2215

— Napisane: „bardzo pilne”. Nie wiem, co mam zrobić.

2216

— Ugotuj sobie rosół i zjedz.

2217

Szef policji rozpiął mundur.

2218

— Uf, gorąco. Proszę pić herbatę, bo wystygnie. Teraz mi panie zechcą opowiedzieć o samochodzie, który nagle frunął w powietrze.

2219

— Nie wiemy nic. Nie widziałyśmy.

2220

— To źle. Wszyscy zgodnie świadczą, że ten samochód pędził prosto na was. Czy samochód to igła, której można nie zauważyć?

2221

— Byłyśmy zawstydzone i zalęknione.

2222

— Czegoście się panie wstydziły i czego bały?

2223

— No, tego, żeśmy tak dziwnie chodziły.

2224

— A kto wam kazał dziwnie chodzić?

2225

— To się tak nagle stało. Rozmawiałyśmy, wtem ktoś nas jakby pchnął i zaczyna ordynarnie przezywać.

2226

— Kto to był?

2227

— Nie wiemy. Zaczęłyśmy uciekać.

2228

— Przed kim?

2229

— Nie wiemy.

2230

— Jakże można nie wiedzieć, przed kim się ucieka? Czy mężczyzna, czy kobieta, czy młody, czy stary? Czyby go panie poznały?

2231

Szef bezpieczeństwa nacisnął tajny dzwonek. Wszedł sekretarz.

2232

— Wysłać samochód na Dworzec Wschodni. Zatelefonować na pocztę: przysłano dwie klatki gołębi. Nie wiadomo, czy jutro będą telefony: gołębie mogą być potrzebne[82]. I zawiadomić żonę, że nie wrócę na noc, niech mi przyniosą poduszkę i koc. I zawołać tego piekarza.

2233

Wchodzi chłopak piekarski.

2234

— Czy go panie znają?

2235

— Nie, panie policjancie, my takich znajomości nie mamy.

2236

— A ty poznajesz te panie?

2237

— No, jeszcze by też! To właśnie te pokraki. Mało tacy z ciastkami nie wywaliłem w błoto. Bywa, że ktoś potrąci, bo gapią się i człapią jak ślepi. Ale one wyraźnie naumyślnie…

2238

— A samochód widziałeś?

2239

— Wszyscy widzieli, więc i ja. Oczy mam. W górę nie patrzyłem, bo miałem tacę na głowie, ale — jak się poderwał w górę…

2240

— Więc co panie na to?

2241

— Nic.

2242

— To źle. Zapiszę, że panie odmawiają zeznań i milczą uparcie.

2243

— Panie sędzio, my wcale nie uparte. Rozmawiałyśmy o dentyście i że w lecie razem wyjedziemy na urlop.

2244

— Proszę podać adres dentysty.

2245

— Nie wiem, jak się nazywa. Przystojny, ma takie marzące oczy.

2246

Wchodzi sekretarz.

2247

— Chłopiec może iść do domu. Te dwie do sędziego śledczego. Zabrać stąd telefon. I do piątej rano żeby tu nikt nie wchodził. Rozumie pan: nikt. Chyba, że coś groźnego. Muszę odpocząć. Moje uszanowanie paniom.

2248

— Panie naczelniku, niech pan sprawdzi, że mam w zębie watę.

2249

— Sędziemu pani pokaże. No, już podpisane.

2250

Wyszli.

2251

Naczelnik policji stołecznej rozpiął ostatni guzik munduru.

2252

Rzucił się na kanapę, przykrył kocem.

2253

Chrapie.


2254

Trzy razy próbował Kajtuś, żeby zapomnieli. Udało się wtedy z rowerami na korytarzu w szkole, więc czemu teraz nie miałoby się udać.

2255

Niestety. Nie zapomnieli. Pamiętają.

2256

„Fatalnie ja to wszystko wymyśliłem. Nastraszyłem miasto; nakaleczyłem ludzi, konie, psy, koty.

2257

Robiłem głupstwa i dawniej. Dokuczałem stróżowi i przekupkom. Biłem się. Zaczepiałem dziewczynki.

2258

Ale wtedy byłem zwyczajnym dokuczliwym chłopakiem. A czarodziej nie może być błaznem ani łobuzem. Trzeba znaleźć jakąś radę. Tak dalej być nie może.

2259

Trzeba znaleźć jakąś radę, bo to się może źle skończyć”.

2260

To się może źle skończyć.

2261

Na rogach ulic wiszą ogłoszenia.

Komenda Policji wzywa obywateli miasta do spokoju… Uprasza się, by przechodnie nie zbierali się tłumnie… bo to utrudnia pochwycenie złośliwego szkodnika… Wyznacza się 500 złotych nagrody.

2262

„Ładnie się wykierowałem — myśli Kajtuś. — Jestem złośliwym szkodnikiem”.

2263

W gazetach dużymi literami wydrukowane były nagłówki artykułów:

„CZY RZĄD USPOKOI SZALEŃCA?”
„ARESZTOWANIE SZAJKI SZPIEGOWSKIEJ”
„OMAL NIE KATASTROFA KOLEJOWA Z POWODU
PRZESUNIĘCIA ZEGARÓW”
„DZIELNY DRÓŻNIK KOLEJOWY I ODWAŻNY
MASZYNISTA POCIĄGU ZAPOBIEGLI KATASTROFIE”
2264

Dalej:

„LISTA OFIAR PODCZAS PRÓBY WYSADZENIA MOSTU
W POWIETRZE”
2265

Wreszcie:

„TAJEMNICZY PACJENT SZPITALA DLA DZIECI”
2266

„Ten tajemniczy pacjent szpitala to pewnie ja jestem” — domyślił się Kajtuś.

2267

Bo piszą, że w jednej ze szkół warszawskich miało miejsce zbiorowe zatrucie nieznanym gazem. Szkoła była zamknięta. Robiono dezynfekcję[83]. Woźny szkoły złożył jakieś zeznania w policji. Uczeń szkoły zachorował potem na grypę o dziwnym przebiegu. Znaleziony w rowie pod miastem, leczył się w jednym ze szpitali.

2268

Wszystko to opisane było niewyraźnie. Ale gazeta uprzedza czytelników, że nie może więcej pisać, żeby nie utrudniać śledztwa:

2269

„Ze względu na toczące się śledztwo”.

2270

Nawet w ogłoszeniach znalazł Kajtuś echo wczorajszych wypadków.

Zginęła suczka biała w czarne łaty. Odprowadzić za nagrodą.

Zginął pudel Wierny. Nagroda — 50 złotych.

Kot Burek opuścił swoją panią. Za wskazanie adresu dam 20 złotych.

2271

— Doczekałem się — mruknął Kajtuś z goryczą. — Ścigają mnie za nagrodą jak psa albo kota. Może nie iść do szkoły, posłać sobowtóra? Ale chcę wiedzieć, co będzie. Zresztą co mi zrobią? Jestem czarodziejem.

2272

I już przed samą szkołą znalazł dobrą radę:

2273

„Niech każdy mój czar wtedy się uda dopiero, kiedy rozkaz dwa razy powtórzę. Nie od razu tak będzie, jak mi strzeli do głowy. Naturę mam niespokojną. A tak — będę się mógł zastanowić”.

2274

Już zupełnie spokojny, wchodzi Kajtuś do klasy.

2275

W szkole nie rozmawiają ani o markach pocztowych, ani o kliszach[84], ani o nowym programie w cyrku i meczach, tylko o wczorajszych zdarzeniach.

2276

Ten widział most, ten psa wściekłego, tamten był w Łazienkach. Jedni mówią prawdę, drudzy kłamią, chwalą się.

2277

Uczniów mniej niż zawsze, bo rodzice bali się, nie pozwolili wyjść z domu.

2278

I Kajtusia chciała mama zatrzymać, ale ojciec mówi:

2279

— Nasza rzecz posłać do szkoły, a tam już powiedzą, co dalej. Najgorzej, jak każdy zacznie rządzić swoim rozumem. Wiem ze służby wojskowej: wszędzie powinna być karność i komenda.

2280

Weszła pani. Chłopcy pytają się, ile będzie lekcji: czy wcześniej puszczą do domu.

2281

Pani mówi:

2282

— Będzie tak jak zawsze. Jeżeli trzeba coś zmienić, przyjdzie papier od inspektora. Tam wiedzą lepiej co robić.

2283

Ledwo pani to powiedziała, zajeżdża przed szkołę samochód. Wyszli dwaj panowie. A po chwili wchodzi woźny do klasy i szepce coś pani do ucha.

2284

— Antoś, do kancelarii, do pana kierownika.

2285

— A co ja złego zrobiłem?

2286

— Ależ nic, jakaś prywatna sprawa.

2287

Kajtuś idzie śmiało. Woźny otwiera drzwi jak jakiej ważnej sobie. Kajtuś kłania się. Nieznajomy pan podał mu rękę.

2288

I pyta się o rowery, o atrament zamieniony w wodę, o dzwonek, który sam dzwonił, o muchy.

2289

— Co wiesz o rowerach?

2290

— Są rowery nowe i używane: można wynająć, można kupić na raty.

2291

Atrament? Owszem, pamięta. Ale chłopcy tego nie zrobili.

2292

Muchy na lekcji? To było pięć tygodni temu, nie, trochę dawniej.

2293

Dzwonek? Chyba się woźny pomylił na zegarze.

2294

To wie, tego nie zauważył. Tak mu się zdaje.

2295

Znów auto zajechało. Do kancelarii wchodzi doktór ze szpitala i pielęgniarka.

2296

— Czy znasz?

2297

Zna. Przecież leżał w szpitalu. Wita się. Uśmiecha się zażenowany.

2298

— I cóż, o czym tam mówiłeś?

2299

— Kiedy miałem gorączkę, podobno mówiłem o czarach. Znam dużo bajek.

2300

— Obiecałeś mi pałac zbudować na szklanej górze — mówi pani pielęgniarka.

2301

— A mnie groziłeś, że zamienisz w osła.

2302

— Bardzo przepraszam pana doktora.

2303

— A czy możesz pokazać miejsce w lesie, gdzie zachorowałeś?

2304

— Nie w lesie, a za mostkiem.

2305

— A lubisz jeździć samochodem?

2306

— No… pewnie, że lubię. Tylko jeżeli na długo, to mama będzie niespokojna.

2307

— O, zaraz widać, że jesteś dobrym synem, nie chcesz martwić rodziców. Nie obawiaj się; szkoła zawiadomi rodziców.

2308

Panowie pożegnali się z doktorem, kierownikiem i z panią. Usiedli po bokach, a Kajtuś we środku na dużym siedzeniu.

2309

Wolałby obok szofera, ale i tak dobrze.

2310

Prawdziwe auto, nie zwyczajna taksówka.

2311

— Więc dokąd mamy jechać?

2312

— Do Grochowa, a potem do Wawra.

2313

Jadą. Mijają tramwaje.

2314

— O, tym numerem jechałem. Tu zgonił mnie konduktor. Tu szedłem pieszo. Tu odpoczywałem. Tu fruwał aeroplan — tak niziutko.

2315

— A czy samolot może się zamienić w taksówkę?

2316

— Nie wiem. Ale są hydroplany[85].

2317

Kajtuś domyślił się, że go badają.

2318

— Stop. To tu. Właśnie ten lasek brzozowy.

2319

Zostawili samochód na szosie. Weszli do lasu.

2320

— Prowadź.

2321

— Prosto. Teraz na prawo. Tu — pamięta dobrze. — A dalej nie wiem, zabłądziłem.

2322

— A czy poznajesz tego człowieka?

2323

— Kogo?

2324

Ogląda się, zdziwiony. Patrzy.

2325

— Zdaje się, że widziałem.

2326

— A gdzie mostek?

2327

— Nie wiem. Chyba daleko. Długo błądziłem.

2328

— Czy można tam autem dojechać?

2329

— Przez las nie, ale drogą można.

2330

— Więc jedziemy.

2331

— O, tu są te ścięte drzewa. O, mostek. O, tu pod tym słupem.

2332

— Tak — potwierdza włościanin. — Tu leżał i jęczał. Tu go znalazłem.

2333

— Dobrze. Macie pięć złotych za fatygę.

2334

A do szofera:

2335

— Wracamy.

2336

— Skąd pan wiedział, że ten pan mnie znalazł? Do czego to panu potrzebne?

2337

— Widzisz, chłopcze. Szukamy ludzi szkodliwych i niebezpiecznych. Obowiązkiem naszym jest wiedzieć. I obowiązkiem każdego obywatela pomagać i ułatwiać nam trudne zadanie.


2338

Znów Warszawa. Dokąd go wiozą?

2339

Prosto do restauracji. Udaje Kajtuś, że to pierwszy raz widzi; rozgląda się i pyta:

2340

— Dlaczego tu szyba stłuczona? Ile kosztuje to lustro? Kto gra na tym fortepianie?

2341

— Co będziesz jadł?

2342

— Może kiszkę kaszaną? Tu drooogo!

2343

— Nie obawiaj się. Ja zapłacę.

2344

— No to proszę kiełbasę z kapustą.

2345

Kelnerzy patrzą na Kajtusia.

2346

„Niech nie poznają. Niech nie poznają!” — dwa razy myślą powtórzył.

2347

Chyba nie poznali: może na rozkaz Kajtusia, a może ze strachu.

2348

Jedzą. Rozmawiają. Skończyli. Wyszli.

2349

„Zawiozą mnie pewnie do Łazienek”.

2350

Nie, do głównej komendy, do gabinetu pana naczelnika.

2351

— Niech wejdą te dwie urzędniczki. Siadaj, Antosiu. Czy znasz te panie?

2352

— Nie.

2353

— Widziały panie tego chłopca?

2354

Wzruszają ramionami.

2355

— Dziękuję. Następny.

2356

Wchodzą różni. Teraz naprawdę nie wie.

2357

— Nie znam. Może widziałem. Dużo ludzi chodzi po ulicy.

2358

Już mu się znudziło. Kręci się na fotelu.

2359

Nareszcie wolny. Wchodzi ojciec Kajtusia.

2360

— Może pan go zabrać. Może jeszcze wezwiemy.

2361

— Ano trudno — jeżeli zawinił.

2362

— Ależ nie, nikt tego nie mówi. Ale obowiązkiem naszym sprawdzić każdą pogłoskę.

2363

— No, tak. Chodź, Antoś, do domu.


2364

— I cóż pan myśli?

2365

— Myślę, żeśmy stracili niepotrzebnie trzy ważne godziny.

2366

— A na mieście spokojnie.

2367

— Może się przyczaił i chce nas niespodzianie zaskoczyć.

2368

— No nie, to mu się nie uda.

2369

Naczelnik zapalił papierosa i sięgnął po słuchawkę telefonu, żeby złożyć raport swej władzy.

Rozdział dziesiąty

Kajtuś wyczarował wyspę na Wiśle, a na wyspie pałac — Dobry książę — Muzyka, tańce, kino — Wszystko zburzone

2370

Siedzi Kajtuś na piasku nad Wisłą.

2371

Patrzy na wodę, że płynie. Patrzy na chmury, że wysoko. Patrzy na ludzi, że pracują — na statki i łodzie.

2372

Długo, bardzo długo nie myśli o niczym.

2373

Widzi na środku rzeki mieliznę. Nic — piasek biały. Niby nic ciekawego, a patrzy.

2374

Jakby czekał na jakąś myśl nową i ważną — i jakby czekał cicho i uroczyście na jakieś postanowienie.

2375

Dziwnie mu, spokojnie; jakby wesoło, jakby smutno. Nic — patrzy, czeka.

2376

Nagle…

2377

„Wiem już. Zbuduję zamek obronny na wyspie. Na środku Wisły. Nieduża wysepka, a na niej zameczek z wieżyczką i ogródek nieduży”.

2378

Bo przykrzy się w domu. Okna wychodzą na ciemne podwórko, mury szare i odrapane. Ani drzew, ani kwiatów.

2379

Teraz będzie inaczej.

2380

Dawniej miał Kajtuś wiele różnych myśli: jedne ważne, drugie mniej ważne. Co godzina, co chwila — inaczej i o czym innym.

2381

Teraz już wie, teraz dobrze będzie.

2382

„Ile metrów? Jak duża wyspa, jaki wysoki ten pałac czarodzieja?

2383

Ile pokoi? Czy rodzice zechcą w nim zamieszkać? Czy ma być most zwodzony z brzegu na wyspę? Czy ma być wał wokoło? Mur z granitu, marmuru, kamienia?

2384

Co będzie stało w pokojach? Jaka ma być służba? Jakie kielichy i talerze? Czy na wieży umieścić zegar? Co ma rosnąć w ogródku? Ile ma być psów?”

2385

Pyta się mama:

2386

— Co ty tak ciągle mierzysz i liczysz?

2387

— Będę dom budował.

2388

— A pieniądze masz? — mówi mama z uśmiechem.

2389

— Można i bez pieniędzy.

2390

Teraz nawet nie kłamie.

2391

Nawet nie będzie się ukrywał. Bo co komu może szkodzić? Jeszcze lepiej: na wieży będzie się paliła latarnia; są przecież latarnie morskie.

2392

Domyślą się, że jest czarodziejem? Więc co? Dawniej palili czarnoksiężników na stosie, ale teraz już nie. Są wróżki i znachorzy: jedni leczą, drudzy sztuki pokazują, duchy wywołują, różne zioła sprzedają. Nikt im nie przeszkadza.

2393

Każą sobie płacić, a Kajtuś za darmo. Będzie jak rycerz, jak Napierski[86], jak dobry książę. Właśnie tak:

2394

Dobry książę.

2395

Tak będą go nazywali.

2396

Ale nie trzeba się śpieszyć. Dopiero później kiedyś wyzna tajemnicę.

2397

Ot, będzie niespodzianka dla rodziców i całej Warszawy.

2398

Ukaże im się w kurtce myśliwskiej albo w płaszczu królewskim — może skaut, strzelec — na białym koniu albo pierwszy raz autem, albo w samolocie.

2399

Nie wie jeszcze. Nie trzeba się śpieszyć.

2400

— Dobry książę.

2401

Może znajdzie sposób, żeby i babcia ożyła. Że raz się nie udało, to jeszcze nie dowód. Był świeżo po chorobie; może źle się zabrał do rzeczy. Tyle trudnych czarów mu się udało.

2402

— Trzeba zacząć teraz zupełnie nowe życie.


2403

Powiedział wtedy ojciec:

2404

— Chłopak ma charakter.

2405

To znaczy: silną wolę.

2406

Bardzo ważna jest silna wola: jeżeli postanowiłeś, to spełń, jeżeli zacząłeś, to skończ.

2407

Postanowił Kajtuś nie używać czarów na głupstwa, a pałac na Wiśle zbuduje, gdy już wszystko dokładnie ułoży.


2408

Raz tylko — i na próbę tylko, żeby się przekonać, czy umie wyczarować skarb…

2409

CzaryZostał sam w mieszkaniu.

2410

„Niech stanie tu w kącie pokoju skrzynia ze złotem i worek dukatów”.

2411

Powtórzył dwa razy.

2412

Zaszumiało w głowie. Poczuł ból dotkliwy. Pot wystąpił na czoło. Dreszcz potrząsnął Kajtusiem.

2413

Kajtuś nie jest tchórzem, ale przestraszył się, gdy w ciemnym prawie pokoju zobaczył między stołem i oknem — wielką skrzynię z czarnego drzewa, a obok — wór przewiązany sznurem, zalakowany czerwoną pieczęcią.

2414

Aż zatrzeszczała podłoga pod ciężarem.

2415

„Chcę mieć klucz od kufra. Chcę mieć klucz od kufra”.

2416

Otworzył bez trudu. Uniósł wieko. Złoto. Jak błyskawica oświetliło pokój.

2417

Pomacał worek: twarde, okrągłe dukaty.

2418

Usłyszał na schodach znajome kroki.

2419

„Niech zniknie. Niech zniknie”.

2420

Wchodzi mama.

2421

— Dlaczego ciemno? Dlaczego lampy nie zapaliłeś? Dlaczego taki blady jesteś? Czy znów cię głowa boli?


2422

Zupełnie inaczej rozgląda się teraz Kajtuś, gdy jest na ulicy.

2423

Dawniej domy nic go nie obchodziły, teraz patrzy uważnie.

2424

„O, chcę mieć taki ganeczek. O, takie okrągłe okienko. Taki daszek przy wejściu do pałacu, taką bramę w murze. Przed oknami — skrzynki z kwiatami, właśnie jak w tym domu”.

2425

Ani myślał dawniej, że są domy ładne i brzydkie. Dawniej nie oglądał wystaw sklepowych, gdzie są meble, dywany, lampy, piece, lustra. Teraz długo stoi przed wystawą. Patrzy i wybiera.

2426

„Takie sobie w oknach zawieszę firanki. Taką skórę niedźwiedzią położę na podłodze. Taki kałamarz postawię na biurku”.

2427

Wygodny stół i fotel, ale za wysokie. Chce niskie, na swój wzrost. Bo w domach i mieszkaniach wszystko jest dla dorosłych, za duże, za ciężkie.

2428

„Ta szafka będzie dobra. I ta półka na książki”.

2429

Wie już Kajtuś, jakie będą okna i jakie piece na zimę. Wybrał białą umywalkę z dwoma kranami: z jednego kranu zimna woda, z drugiego gorąca.

2430

„Dobrze mieć ciepłą wodę, gdy bardzo ręce zabrudzę, kopiąc w ogródku”.

2431

Poszli raz ze szkołą na wystawę obrazów. Już tam raz byli; ale nie bardzo pamiętał, bo tyle różnych obrazów. Już nawet nudziło się patrzeć.

2432

Teraz inaczej patrzy; porównywał, wybrał, zapisał dla pamięci. Wybrał cztery ładne, ale żadnego dużego.

2433

— Dlaczego notujesz numery obrazów?

2434

— Bo mi się najlepiej podobają.

2435

Tak po troszku, naprzód w myślach, budował i meblował swą przyszłą siedzibę.


2436

Aż nadszedł czas.

2437

Aż nadeszła godzina…

2438

CzaryWestchnął i dwa razy powtórzył:

2439

„Niech się na środku Wisły ukaże wyspa”.

2440

Woda się zmąciła. Fala się uniosła. Drgnęła rzeka. Pianą się pokryła.

2441

Na środku Wisły ukazała się nie mielizna, a wyspa.

2442

A z wyspy ku rzece prowadzi siedem kamiennych schodków. Bo tak właśnie chciał Kajtuś. Bo na wiosnę wody w rzece przybywa, więc wyspa musi być wysoka, żeby woda nie zatopiła.

2443

Początek zrobiony. A teraz trzy dni zaczekam: bo co ludzie powiedzą?

2444

A ludzie jak ludzie: nie bardzo znają się na rzeczy. Może inżynierowie rzeczni tamę usypali, może filar budować będą pod nowy most, może jakaś regulacja Wisły: prąd chcą zmienić czy jak?

2445

Ludzie jak ludzie: jeżeli im co nie przeszkadza, nie lubią się zastanawiać.

2446

Widzi Kajtuś, że wszystko spokojnie, więc trzy dni przeczekał i wydał rozkaz.

2447

I wyrósł na wyspie pałac. Akurat taki, jak pragnął: ani za duży, ani za bogaty.

2448

Tak właśnie murem kamiennym otoczony. Taka właśnie brama żelazna i taras, i wieżyczka.

2449

„Chcę zobaczyć, jak tam jest w środku”.

2450

Ale nie powtórzył rozkazu, bo na brzegu zaczęli się gromadzić i palcami pokazują.

2451

„Teraz rozpocznie się wrzawa” — pomyślał Kajtuś.

2452

Ale nie. Aż dziwno.

2453

Gazety doniosły, że jeden z zagranicznych gości postanowił zostać w Warszawie na zawsze. Podoba mu się tu i klimat zdrowy. A zagraniczny milioner choruje na astmę, więc potrzebne mu czyste powietrze; bo mu ciężko oddychać. Dlatego właśnie pałac na rzece zbudował i dziwak będzie sam mieszkał.

2454

Gazety podały fotografię, jak pałacyk wygląda w środku. Jedna podała zmyśloną rozmowę z bogaczem. Wyrażano zdziwienie, że ktoś w nocy pozabierał z różnych sklepów rzeczy i że to wszystko znalazło się w tym pałacu. Zginęły też cztery ładne obrazy z wystawy.

Nie wątpimy — pisały gazety — że nowy przyjaciel Warszawy zapłaci. Amerykanie mówią, że „czas to pieniądz”, więc milioner nie chciał tracić czasu na niepotrzebne rozmowy i targi. Widzi — bierze — płaci. Jedni wiele gadają, a drudzy robią. W jeden dzień przybył Warszawie budynek, który będzie ozdobą miasta. Oto przykład dla naszego niedołężnego magistratu, jak można prędko i ładnie budować.

2455

Kajtuś włożył do dużej koperty pieniądze i wysłał do banku z prośbą, by wszystkim zapłacono dwa razy więcej, niż się należało.

2456

A kiedy szkoła urządziła wycieczkę nad Wisłę, Kajtuś razem ze wszystkimi oglądał swe dzieło. A było naprawdę ładne.

2457

I pomyślał nagle:

2458

„Może frunąć na wyspę, ukłonić się całej szkole i chusteczką powiewać?”.

2459

Ale nie powtórzył życzenia. Będzie znów trzy dni czekał.

2460

Niech się z dziwem tymczasem oswoją: zobaczą i się uspokoją.

2461

Towarzystwo Kolonii Letnich[87] urządziło zwiedzanie pałacu, po złotówce za bilet. Sto tysięcy osób łódkami i statkami odwiedziło wysepkę Kajtusia. Potem wydrukowali podziękowanie, że biedne dzieci będą mogły wyjechać na wieś.

2462

A Kajtuś zastał swą wysepkę strasznie zaśmieconą.

2463

Ze wstydem przyznać trzeba, że były ponarzucane papiery, pestki, niedopałki papierosów i potłuczone butelki.

2464

Nawet gazety pisały, że publiczność wykazała brak kultury.

2465

Ale Kajtuś nie martwił się: wszystko w mig uprzątnął służący — Murzynek.

2466

Nareszcie w niedzielę wieczorem na wieży przed bramą i we wszystkich oknach po raz pierwszy zapłonęły światła. Wyglądało ślicznie.

2467

— Takiemu to dobrze — mówili ludzie, którzy z rodzinami przyszli na brzeg, żeby podziwiać pałacyk na Wiśle.

2468

A Kajtuś posłał sobowtóra i pierwszą noc spędził w swoim nowym domu.

2469

Sam czuł się szczęśliwy. Teraz pomyślał o innych: zaprosi kolegów, kierownika (jest dobry), pielęgniarkę (była dobra), panią (bardzo dobra). Wszystkich zaprosi, przebaczy nawet tym, którzy mu dokuczali.

2470

Murzynek przyniósł kolację: kurczaka z sałatą, kompot, tort, herbatę. Kajtuś zajada, bo na świeżym powietrzu ma doskonały apetyt. Zajada tak — i nowe plany układa.

2471

Kiedy już będą wiedzieli, że jest czarodziejem i dobrym księciem, sprowadzi z Tatr jedną górę, żeby dzieci miały saneczki i narty. Urządzi dla wszystkich ślizgawkę. Będą zabawy i poczęstunki.

2472

Cała Polska będzie bogata. Potem nawet Chińczycy i Eskimosi.

2473

Jedno robić będzie sam, wyczaruje; a inne znów za pieniądze. Żeby ludzie mieli pracę i zarobek.

2474

Zjadł Kajtuś na deser słodką i soczystą gruszkę, a potem wszedł kręconymi schodami na wieżę i patrzy na miasto.

2475

Po prawej stronie zamek królewski, który broni pnących się w górę domów, gdzie małe gwiazdy okien zapalają się i gasną. Latarnie bulwarów[88] odbijają się w rzece złotymi iskrami.

2476

Zachciało mu się spojrzeć przez lunetę: zobaczył ludzi; małe, ciemne na brzegu punkciki.

2477

Przypomniał sobie, jak raz podczas wycieczki szkolnej grała na statku muzyka.

2478

Więc czemu nie spróbować? Już dziś zacznie. Muzyką powita Warszawę.

2479

Wydał dwukrotny rozkaz.

2480

I usłyszała Warszawa koncert nad koncertami.

2481

Zatrzymały się samochody, żeby nie przeszkadzać. Ludzie stoją na ulicach i placach. Otwierają okna. Znawcy mówili potem, że pierwszy raz w życiu słyszeli podobnie piękną grę.

2482

A Kajtuś-czarodziej schodzi po krętych żelaznych schodkach do kąpielowego pokoju, spuszcza do pasa koszulę i myje się pachnącym mydłem.

2483

— Sasu adan ra? — pyta się Murzynek.

2484

— Nie rozumiem.

2485

— Czy pomóc, książę panie?

2486

— Nie trzeba. Możesz iść spać.

2487

Roześmiał się Kajtuś, bo sobie przypomniał, że kiedy był mały, powiedział do mamy:

2488

— Gdybym był czarodziejem, zrobiłbym tak, żeby nigdy nie myć mi uszu ani szyi, ani zębów nie czyścić.

2489

Cztery dni i cztery noce spędził Kajtuś w swoim zamku na wyspie. Raz był tylko w mieście.

2490

Klasnął w ręce — ukazała się motorówka. Wsiadł, włożył czapkę niewidkę. Ale niedługo bawił. Wrócił do siebie. Woli w swoim ogródku. Altankę dodał, kazał ptakom śpiewać. Ma psa, króliki, jeża (jak Robinson). Zniżył mur, żeby mu nie zasłaniał widoku; po co mur obronny, gdy nikt nie zaczepia? W pokojach też zmienia, poprawia, przestawia. Myśli, jaką na wieczór zgotować nową niespodziankę, co urządzi w niedzielę.

2491

Czyta Kajtuś, bo ładne ma książki; ale raz w raz[89] książkę odkłada, bo różne myśli mu przeszkadzają.

2492

Kiedy i gdzie pierwszy raz się ukaże? Czy na wyspie, czy na zamku, czy balkonie teatru, na placu, czy w ratuszu, czy w defiladzie przez ulice miasta?

2493

Co powie, jaką wygłosi mowę?

2494

Mowa będzie krótka.

2495

Przeprosi za wszystko, co zrobił, gdy był lekkomyślnym chłopcem: niech każdy powie, jakie poniósł straty i co żąda za to.

2496

Zagrozi wrogom Polski, gdyby przez zazdrość chcieli napaść albo wyrządzić krzywdę.

2497

Niech będą cierpliwi. Postara się Kajtuś i będzie dobrze…

2498

Dziwi się, że gazety nie piszą o nim. Jakby zapomniały albo nie wiedziały.

2499

„Kiedy robiłem głupstwa, drukowali nadzwyczajne dodatki; a o koncercie żeby choć jedno słówko”.

2500

Zupełnie jak w szkole. Wtedy tylko krzyczą i grożą, kiedy coś zginie albo się pobiją, albo szybę stłuką, albo atrament wyleją. O dniu spokojnym wcale się nie mówi. Zawsze tylko co złe — wtedy awantury. Przecież nie tylko lenistwo i zaniedbanie, ale i staranie, i dobra wola.

2501

Nie wie Kajtuś, że gazetom pisać zabronili.

2502

Dowie się, biedak, niezadługo.

2503

Drugiego wieczora prócz muzyki urządził Kajtuś tańce na murze i na tarasie. Piękny był balet w kolorach ogni bengalskich[90] i żywe obrazy.

2504

Trzeciego wieczora puścił film na ogromnym ekranie, żeby widać było z daleka.

2505

Długo stali nad brzegiem rzeki mieszkańcy Warszawy. Nawet i dzieciom pozwolili późno iść do łóżka.

2506

„Niech mają uciechę” — myśli Kajtuś, zadowolony, że mu się tak udaje.

2507

Ale przez cały czwarty dzień był smutny. Jakby coś złego przeczuwał.

2508

Jakby przeczuwał, co stać się miało w nocy.

2509

Głowa go boli. Senny, zniechęcony. Patrzy na Kajtusia Murzynek smutnymi oczami. Pies mu rękę polizał i oparł głowę o kolana. Nawet Wisła jakby wolniej płynie. Nie je Kajtuś potraw smacznych na porcelanowych i srebrnych talerzach.

2510

Zebrali się ludzie na brzegu. Czekają. Wreszcie rozeszli się do domów. Nie w humorze dziś pan milioner. A może mu się znudziło?

2511

Łaska pańska na pstrym koniu jedzie. Powinien był uprzedzić, nie, żeby ludzie na próżno czekali. Już jutro nie przyjdę: co mi tam muzyka. Policja powinna zabronić; dzieci ani utrzymać w domu: nie uczą się i zaziębiają.

2512

„Pójdę jutro do szkoły — myśli Kajtuś. — Trudne jest życie czarodziejskie. Zmęczyłem się. Muszę odpocząć. A może jestem chory? Czy wiecznie żyją czarodzieje? Piszą w książkach, że starzy; nie piszą, czy umierają”.

2513

Położył się wcześnie. Nieprędko usnął.

2514

Nagle…

2515

UcieczkaWśród ciszy nocnej — salwa.

2516

Salwa armatnia. Błysnęło — huknęło. Zadrżały szyby.

2517

Zrywa się Kajtuś. Siada. Chce zapalić światło. Zepsute. Biegnie do drzwi: zamknięte.

2518

Druga i trzecia salwa. Zadrżała wyspa.

2519

Biegnie do okna.

2520

Teraz strzał pojedynczy. Widzi, jak pocisk prosto w okno leci. Nagle się zatrzymuje w powietrzu. Nie ma chwili do stracenia. Chce wyskoczyć przez okno, wybija ręką szybę. Skaleczył się: krew.

2521

Z trzaskiem otwierają się drzwi.

2522

— Uciekaj!

2523

Biegnie.

2524

Huk! Sypią się cegły. Kajtuś już na schodach. Już przed domem. Zimno; Kajtuś nie ubrany.

2525

Ktoś dotknął go końcem laski: jest w ubraniu.

2526

— Tędy. Prędzej! Tu, tu!

2527

Pchnięty, myślał, że wpada do wody. Nie, siedzi w motorówce. Zakołysała się. Odpłynął.

2528

Huk, trzask. Jakby teraz dopiero wszystkie pociski uderzyły w wyspę.

2529

Ciemno. Tylko woda szumi.

2530

Dopiero oprzytomniał ze snu i z tego, co przeżył.

2531

Kto strzelał? Kto światło zepsuł? Kto zamknął drzwi, kto otworzył? Jakieś dwie siły stoczyły o niego bój: jedna go chciała zgubić, druga ocaliła.


2532

Wyszedł Kajtuś na brzeg. Zatopił łódź. Ujrzał sylwetkę dwóch konnych żołnierzy.

2533

„Chcę, żądam: czapka niewidka”.

2534

„Żądam, rozkazuję: czapka niewidka”.

2535

Skrył się. A był czas najwyższy, bo w tej chwili lampka elektryczna oświetliła miejsce, gdzie stoi.

2536

— Słyszałeś — mówi pierwszy żołnierz. — Ktoś wylądował.

2537

— Słyszałem, ale nie ma nikogo.

2538

— No nie ma: ani łódki, ani człowieka.

2539

Teraz już wielki reflektor wojskowy oświetla Wisłę, przeszukuje wybrzeże.

2540

— Patrz. Na czysto sprzątnęli wyspę i zameczek. Szkoda: ładny był.

2541

— Ładny. A zdawało mi się, że nie trafili.

2542

— Co mieli nie trafić? Równo jak po stole. Wyspa to nie okręt i nie aeroplan. Wycelowali prosto w latarnię. Nasza artyleria dobra.

2543

— Sprzątnęli czarodzieja.

2544

— Ty wierzysz, że to był czarodziej?

2545

— Tak podobno mówią uczeni. Albo Gwiazdor[91] z innej planety, albo czarodziej. Sierżant opowiadał.

2546

— Po mojemu po co go było ruszać? Siedział spokojnie — grał, śpiewał; ludziom było weselej.

2547

— Nie moja kompetencja. Władza wie, co robi. A jak most sztorcem postawił i powywracał drzewa? Wiadomo, co takiemu wpadnie do głowy?

2548

— Można mu wytłumaczyć. Przydałby się Polsce czarodziej.

2549

— Daj ty spokój. Być u takiego w niewoli?

2550

— Nasi podobno (sierżant mówił) nie chcieli jeszcze strzelać. Niemiec się uparł.

2551

— Ano; utopili i kwita.

2552

— Kto wie: jeżeli czarodziej, może się wyratować; teraz dopiero mścić się zacznie.

2553

— Nie moja kompetencja. Władza wie, co robi.

2554

Pojechali.

2555

„Więc to swoi do mnie strzelali? Nie, nie będę się mścił. Trzeba iść w świat”.

2556

Zgarbił się i ciężkim krokiem ruszył naprzód.

Rozdział jedenasty

Zebranie w Genewie — Uczeni radzą — Czary czy nie czary? — Nieznany Iks

2557

Nie rozumiał Kajtuś, o jakich to uczonych mówili żołnierze. Bo nie wiedział, co się działo na świecie od czasu jego pamiętnych awantur, a o czym gazety nie pisały, bo było tajemnicą.

2558

Bo władze postanowiły uśpić czujność Kajtusia, żeby myślał, że może bezkarnie uprawiać swoje czary.

2559

Więc każde państwo zagraniczne ma w Polsce swego konsula. Obowiązkiem konsula donosić o wszystkim, co się w Polsce dzieje. I tak samo Polska ma swoich konsulów we wszystkich obcych krajach.

2560

Właśnie zaraz ci panowie — Francuz, Niemiec, Anglik — wysłali telegraficzne raporty.

2561

Telegrafował konsul niemiecki do swojego rządu:

Polacy zrobili jakiś wynalazek, który podnosi mosty do góry. Jest w Polsce ukryta fabryka samochodów, które fruwają w powietrzu; proszę zawiadomić o tym ministra wojny.

2562

Ambasador francuski depeszował:

Francja jest przyjaciółką Polski; tymczasem okazuje się, że Polska ma jakieś sekrety. Byłem dziś u polskiego ministra i powiedziałem, że to bardzo brzydko.

2563

Anglik zażądał krótko:

Proszę przysłać zdolnego detektywa. Są tu ważne tajemnice wojskowe. Kurier dyplomatyczny wyjechał dziś z listem, w którym wszystko dokładnie napisałem.


2564

W Szwajcarii jest miasto Genewa. W tej Genewie każdy naród ma delegata. Siedzą tam ci delegaci i radzą, co robić, żeby wojen na świecie nie było. I to się nazywa Liga Narodów[92].

2565

Właśnie dlatego ta Liga Narodów jest w Szwajcarii, bo to mały kraj, więc go się nie boją.

2566

Dobrze: zebrali się delegaci w Genewie i radzą w sprawie Kajtusia.

2567

Pierwszy mówi Niemiec:

2568

— Jesteśmy sąsiadami Polski. Polacy są w gorącej wodzie kąpani. To, co się stało w Warszawie, jest niebezpieczne dla naszych mostów, dla naszych zegarów, dla naszych kolei. Polacy lubią robić awantury.

2569

— Niemcy się więcej awanturują — powiedział delegat Polski.

2570

Przewodniczący zebrania przerwał:

2571

— Panowie, nie zebraliście się po to, żeby się kłócić i obrażać. Jeżeli delegat ma jakąś radę, niech powie, bo jeżeli nie — odbiorę panu głos.

2572

Niemiec mówił dalej:

2573

— Polacy robią wynalazki wojenne i próby niebezpieczne. Zdobyli potężnego sprzymierzeńca.

2574

— To nie sprzymierzeniec, ale wróg, może nawet szpieg. Właśnie otrzymałem od mojego rządu wiadomość, że aresztowali szpiegów. Pragniemy spokoju; mieliśmy otrzymać pożyczkę od milionerów, ale oni przestraszyli się i wyjechali.

2575

— Zgadzam się z moim polskim kolegą. Może Nieznany jest ich wrogiem. Więc chcemy okazać im pomoc.

2576

— Bez łaski.

2577

— Jaką pomoc? — pyta się przewodniczący.

2578

— Poślemy naszą policję i żołnierzy i wspólnie zbadamy sprawę na miejscu. Polacy sami nie dadzą rady.

2579

— Niech się pan nie boi.

2580

— Wiem… Już wiem! — krzyknął nagle Francuz. — Panowie, trzeba się spieszyć, bo Nieznany naprawdę jest już niebezpieczny.

2581

— Więc co pan wie? — pyta Anglik.

2582

— Panowie, oddajmy tę sprawę w ręce uczonych. Dziś zaraz komisja uczonych jedzie do Warszawy. Jutro może być już za późno.

2583

Anglik zapalił fajkę, wyjął ołówek i notes.

2584

— Ilu ma jechać uczonych?

2585

— Niech jedzie dziesięciu.

2586

— Dobrze. Pojedzie dziesięciu. Kto?

2587

— Jeden uczony fizyk, jeden uczony chemik, jeden inżynier, doktór…

2588

— Panowie koledzy — woła Niemiec. — Tak nie można. Trzeba zastanowić się, trzeba pomyśleć. Dlaczego ma być uczonych dziesięciu, a nie ośmiu albo dwunastu?

2589

— Owszem, zastanawiaj się pan; kto panu broni?

2590

— Rozważaj pan, jeśli pan ma czas — krzyknął Włoch — bo my nie mamy czasu! Nieznany jest jak wulkan, który każdej chwili może wybuchnąć. Mówię tak, bo mam dokładne wiadomości z Warszawy.

2591

— Spokojnie. Chwila cierpliwości — uspokaja zebranych Anglik.

2592

Francuz wyjął z kieszeni zgnieciony kawałek papieru, pożyczył od Anglika ołówek i pisze coś.

2593

Wszyscy czekają, a Niemiec mruczy pod nosem:

2594

— Wszystko trzeba robić powoli i metodycznie.

2595

Delegat francuski czyta z kartki:

2596

— Więc z Londynu pojadą: fizyk, zoolog i spirytysta[93]. Z Paryża jadą: chemik, lekarz i psycholog. Z Rzymu: geolog i prawnik. Z Berlina: filozof i historyk.

2597

Niemiec zerwał się z krzesła i uderzył pięścią w stół.

2598

— Wykluczone! Wy poślecie po czterech, a my Niemcy tylko jednego uczonego? To niesłychane!

2599

Anglik wziął zgniecioną kartkę z rąk Francuza, skrzywił się, bo była splamiona winem i sosem pomidorowym. Zawstydził się Francuz.

2600

— Przepraszam: zapisałem na rachunku restauracji.

2601

— Nie szkodzi. Proszę oddać ołówek.

2602

Anglik przepisał wszystko do notesu.

2603

— Kto się zgadza, niech podniesie rękę do góry.

2604

— Nie zgadzam się — mówi Niemiec.

2605

Wszyscy głosują, że tak właśnie dobrze. Tylko że w Genewie inaczej się mówi. Tam mówi się, że „delegat francuski osiągnął sukces”.

2606

Tak się u nich nazywa.


2607

Telegraf Ligi Narodów wysłał pięć depesz.

2608

Zaraz z Londynu i z Paryża wyruszyli uczeni aeroplanem, z Berlina samochodem; a z Rzymu ekspresem na drugie posiedzenie przybyli do Warszawy uczeni włoscy.

2609

Posiedzenia odbywały się w wielkiej tajemnicy w nocy — w uniwersytecie na Krakowskim Przedmieściu[94].

2610

Zebranie zagaił (zaczął) polski astronom.

2611

— Panowie koledzy. Wszystkie niezwykłe wypadki zebrane są i opisane: jest ich trzysta sześćdziesiąt pięć. Tłumacz przysięgły przełożył je na język francuski; przeczytajcie i przekonajcie się, ile tu jest głupstw i bredni. Co komu się przyśni, zaraz pędzi do policji i opowiada. Przychodzą pijacy i plotą trzy po trzy. Oszuści chcą wyłudzić nagrodę i zwyczajnie kłamią. Jakiś wariat twierdzi uparcie, że jest czarodziejem, że on to wszystko zrobił. Jeśli się dwie baby pokłócą, zaraz jedna opowiada, że tamta jest czarownicą i o północy na miotle wyfrunęła z komina. Każdy przysięga, że widział wszystko na własne żywe oczy. Opędzić się od nich nie można. To bardzo utrudnia pracę.

2612

— Znam to — wtrącił historyk. — Tak zawsze bywało. Ludzie lubią kłamać.

2613

— Znam to — mówi prawnik. — Niestety, lubią ludzie kłamać.

2614

Astronom mówi dalej:

2615

— Odrzuciłem plotki i zostawiłem to, co podobne do prawdy. Macie panowie zapisane te fakty na osobnym arkuszu. Prócz tego w szafie zebrane są dowody rzeczowe.

2616

Astronom wskazał na oszkloną szafę, gdzie w słojach i w pudełkach leżały ponumerowane różne zebrane przedmioty. Były tam fotografie, kamienie, noże, zeskrobana z szyldów farba, afisz o odczycie, kreda, poszarpane psy i koty w spirytusie, muchy, powietrze w balonach i to, co narobił w Łazienkach jeden z przechodzących wtedy słoni.

2617

— Ja zbadam te psy i koty — mówi zoolog.

2618

— I ja też — mówi chemik — czy nie były zatrute.

2619

— Ja obejrzę most — mówi fizyk.

2620

— I ja — mówi geolog.

2621

Astronom dalej objaśnia:

2622

— Na tym arkuszu jest raport, który złożyła inspektorowi rada pedagogiczna szkoły. Nauczyciele myślą, że ktoś zatruł powietrze szkole. Może jakiś gaz albo morfina. Dawniej dentyści dawali do wąchania taki gaz rozweselający: da powąchać, a potem rwie ząb; tego wcale nie boli, tylko się śmieje i żartuje. Właśnie dlatego wzięliśmy do balonów powietrze z restauracji, z Łazienek i z placu Teatralnego. Nasi chemicy badali, czy są w nim jakieś domieszki; ale nie znaleziono nic podejrzanego.

2623

— Sprawdźmy jeszcze raz.

2624

— Doskonale. Oddajemy panom nasze pracownie na Politechnice i w Instytucie Higieny. Znajdziecie tam wszystko, co potrzebne do badań.

2625

Uczeni, zmęczeni podróżą, przerwali posiedzenie. Zabrali papiery, żeby dokładnie przeczytać. Obejrzeli dowody rzeczowe.

2626

— Co to za włosy?

2627

— To są włosy kelnera, którego Nieznany przylepił do sufitu.

2628

— A to?

2629

— To rękaw z batystowej sukienki, w którą Niewiadomy przebrał policjanta. Policjant urwał i schował na pamiątkę.

2630

Uczeni pożegnali się:

2631

— Do jutra!


2632

Na drugim zebraniu mówiono o wyniku badań. Całkowicie potwierdziły to, co już przedtem powiedzieli polscy uczeni.

2633

Potem poprosił o głos spirytysta.

2634

— Panowie, wiem, że nie lubicie, gdy się mówi o duchach; więc nie zabiorę wiele czasu, znając waszą nieufność do naszych badań.

2635

— Nie ufamy dlatego, że przekonaliśmy się wiele razy, że wasze sztuki to zwykłe oszustwa.

2636

— Nie przeczę. Toteż badamy coraz ostrożniej. Teraz też się często mylimy.

2637

— Dlaczego wasze duchy robią wszystko po ciemku? Dlaczego nie mówią wyraźnie jak my, gdy chcemy coś powiedzieć albo pokazać?

2638

— Dlaczego? Nie wiemy; ale może będziemy wiedzieli. Może nie chcą mówić wyraźnie, a może nie mogą. Nie umiemy się porozumieć z duchami; może będziemy kiedyś umieli.

2639

— Więc chce nas pan przekonać, że to wszystko duchy zrobiły? — zapytał niecierpliwie historyk.

2640

— Nie. Tego nie mówię. Ale znalazłem w Warszawie medium[95] i urządziliśmy seans. Zgasiliśmy światło, usiedliśmy przy stole, wzięliśmy się za ręce. Na stole położyliśmy papier i ołówek.

2641

— Wiemy już, jak to się robi. Więc cóż było dalej?

2642

— Stolik siedem razy uniósł się w górę. Ukazały się w powietrzu światełka. Rozległy się czyjeś kroki. Usłyszeliśmy, że ołówek pisze. Oto jest ta kartka.

2643

Na kartce napisane było:

2644

„Kopernik”.

2645

A niżej:

2646

„K-t-ś”.

2647

Uczeni oglądają.

2648

Co znaczą te litery?

2649

Astronom patrzył długo na kartkę.

2650

— To dziwne. Jeżeli na miejsce kresek wstawić litery, to może znaczyć albo „K-toś”, albo „Kajtuś”.

2651

Chwilę trwało milczenie.

2652

— Panowie — przerwał ciszę filozof — bądźmy ostrożni. Bo możemy zgodzić się z tym, co mówił woźny szkoły i stróż magistratu: zamiast badać, będziemy szukali czarodzieja. Wiemy, że wystarczy, żeby kilka osób coś zobaczyło, zaraz inni będą przekonani, że widzą to samo. Tak właśnie dawniej bywało: ktoś jeden krzyknął, że widzi diabła, i zaraz wszyscy go widzą.

2653

— I teraz fakirzy robią podobne sztuki. Ogromne tłumy ludzi stoją i patrzą, i widzą to, czego wcale nie ma.

2654

— My, prawnicy, znamy to. Często świadek opowiada w sądzie, co widział, a było zupełnie inaczej. Nie kłamie nawet, ale się myli.

2655

— Więc chcecie panowie, żeby napisać w protokóle, że go wcale nie było? Cóż w takim razie znaczą dowody rzeczowe? Jak tłumaczymy wypadki: numer dziewiąty, numer dwunasty, a choćby numer czwarty? Jeżeli napiszemy, że świat może być spokojny, a jutro albo za tydzień stanie się znów coś takiego albo coś gorszego, co wtedy będzie! Nie należy ludzi straszyć, zgadzam się; ale wzywając do spokoju, bierzemy na siebie dużą odpowiedzialność.

2656

Do późnej nocy spierali się uczeni; wreszcie zapisali:

Komisja uczonych stwierdziła, że Niewiadomy działa istotnie na terenie Warszawy.

2657

Nie duch, nie czarodziej, a Niewiadomy.

2658

Wszyscy obecni podpisali protokół.


2659

Na trzecim posiedzeniu psycholog przeczytał charakterystykę Nieznanego, to znaczy, jaki on jest.

2660

Odpowiadam na zadane mi przez panów kolegów pytania.

2661

Pytanie pierwsze: Czy Nieznany był tylko jeden, czy paru albo kilku? Odpowiadam: jest jeden — wypadki zaczęły się od cmentarza, w pół godziny później przeniosły się na Nowy Świat[96], a w godzinę później do Łazienek. Drugiego dnia zaczęły się przed hotelem, w pół godziny później — plac Teatralny, a potem most. Na to, by przesunąć zegary i zmienić afisze, musiałoby kilka tysięcy ludzi chodzić i robić to nawet w mieszkaniach. Niemożliwe, żeby tego nikt nie zauważył. Zrobione więc to było od razu nieznanym nam sposobem.

2662

Pytanie drugie: Czy Nieznany jest stary, czy młody? Odpowiadam: młody i niedoświadczony. Jego czyny — to żarty, to figle lekkomyślne. Kolega astronom był zanadto ostrożny, odrzucając niektóre czary (możemy to nazwać inaczej). Ja wierzę zeznaniom przekupki: wierzę, że Nieznany wysypał jej jabłka, a potem pomagał zbierać. (Numer wypadku sto czterdziesty).

2663

Pytanie trzecie: Czy Nieznanego należy się obawiać? Odpowiadam: Nieznanego należy się obawiać. On nie jest zły, ale łatwo unosi się gniewem. Gdy zrobi coś złego, żałuje, ale nie chce przyznać się do winy. Coraz chce czegoś innego, wszystko prędko go nudzi. Wesoły, gdy na niego patrzą, a sam lubi się zastanawiać poważnie. Niecierpliwy, niekarny i psotnik — to jego wady. Dobre serce to jego zaleta. Czy ma silną wolę, nie wiem: bo nie posiłkuje się żadną maszyną ani żadnym znanym sposobem, gdzie potrzebna praca i wysiłek, pomysły swoje wciela w czyn zaklęciem. I to właśnie jest groźne.

2664

Wniosek: chociaż niechętnie, ale muszę go nazywać młodym czarodziejem.


2665

Rozgniewał się historyk:

2666

— Koledzy, czyście zwariowali? Sądziłem, że mam zaszczyt po raz ostatni w historii stwierdzić, że czarodziejów nie ma. Sądziłem, że jesteśmy ostatnią w historii komisją, która raz na zawsze skończy już z dziecinną bajką o siłach tajemnych. To wstyd. Co pomyślą ludzie, gdy przeczytają nasze protokóły? Czary, zaklęcia, siła tajemna. To wstyd, to hańba. Wstyd, wstyd, wstyd!

2667

Wstał z fotela najstarszy z uczonych, chemik, siwy staruszek.

2668

— Kochani, mili koledzy. Czary były, są i będą. Czy to nie czar, że z dwóch gazów możemy zrobić płyn — wodę, a wodę zamienić w twardy lód? Czy nie czar, że możemy uśpić chorego i krajać, a on śpi i nie czuje? Czy nie czar, że piorun wozi ludzi w tramwajach i pali się pokornie w elektrycznej lampie, i głos, i myśl naszą przenosi przez drut i bez drutu na tysiące mil? Możemy fotografować kości żywego człowieka[97]. A mikroskop, teleskop, łódź podwodna, aeroplan? Radio?

2669

— To wiedza, a nie czary.

2670

— Zgoda. Więc znalazł się uczony Iks, któremu udaje się robić to, czego my nie umiemy, tylko robi to w tajemnicy, ukrywa się — bo zamiast pożytku przynosi szkodę. Zadaniem naszym jest ocenić jego siłę i stopień niebezpieczeństwa; zadaniem naszym wykryć go i porozumieć się z nim, unieszkodliwić, a jeśli trzeba — nawet zgładzić.


2671

Na czwarte posiedzenie przybył z Ameryki specjalista, który znalazł nowy sposób sygnalizacji.

2672

— Aparat jest bardzo prosty. Dzwonek, lampka, numer i szkło matowe. W razie niebezpieczeństwa lampka się zapala, dzwonek dzwoni, wyskakuje numer ulicy, a na szkle widać, czy to pożar, czy napad, czy zbiegowisko. Jeden człowiek czuwa nad całym miastem. Nie bardzo chętnie daję już mój aparat do użytku; chciałem wprowadzić jeszcze niektóre ulepszenia; zupełnie gotowy będzie dopiero za rok; ale teraz może się przydać.

2673

— Bardzo dziękujemy.

2674

— No widzicie, panowie. W tej trudnej sprawie wiedza wyczarowała nam pomoc.

2675

Uczeni zebrali się i oglądają aparat.

2676

— Co pan chce jeszcze ulepszyć?

2677

— Po pierwsze, aparat działa tylko w promieniu dziesięciu kilometrów; chcę wzmocnić jego siłę. Po drugie, aparat chwyta tylko jeden wypadek, a jeśli jednocześnie jest i pożar, i rabunek albo dwa napady na różnych ulicach, numery i obrazy mieszają się i trudno jest wiedzieć, gdzie i co się dzieje. Po trzecie, obrazy na szkle nie są dość wyraźne: a chcę widzieć nie tylko osobę, która tam gdzieś coś robi, ale i twarz, oczy, nos, usta — żeby ją można było sfotografować i poznać. Mam już plan gotowy: jeszcze tylko jeden rok pracy. Najtrudniejszy był początek: sześć lat się mordowałem. O, patrzcie, panowie.

2678

Wynalazca pokazał rękę.

2679

— Jak widzicie, mam tylko trzy palce u lewej ręki, bo dwa palce urwała mi maszyna. Pięć miesięcy leżałem w szpitalu; myślałem, że już wszystko przepadło, bo oślepłem zupełnie.

2680

Uczeni pochylili głowy.


2681

Jeszcze kilka posiedzeń odbyli uczeni, a potem nie mieli już nic do roboty i zaczęli się nudzić.

2682

Chcieli wrócić do domu, do swoich książek i pracowni.

2683

— Jest spokojnie. Jesteśmy niepotrzebni.

2684

— Nie, musicie zostać — odpowiedziały rządy państw przez swoich konsulów.

2685

— Ha, trudno.

2686

Każdy siedzi w swoim pokoju, czyta, pisze, studiuje. Zbierają się rzadziej — co drugi dzień, co trzeci.

2687

— Nic nowego.

2688

Rozmawiają o tym i o owym. Zaprzyjaźnili się, bo taki już zwyczaj między uczonymi, że stanowią jakby rodzinę.

2689

— Wiecie, koledzy — powiedział raz astronom — jeżeli Nieznany więcej się już nie odezwie, mam myśl, która może wyjaśnić tajemnicę. Ot, taka sobie fantazja.

2690

— Prosimy.

2691

— Czy nie zawitał na naszą ziemię mieszkaniec innej planety? Bo jeżeli prawdą jest, że na Marsie mieszkają żywe istoty i więcej od nas umieją…

2692

— Więc bajka o Gwiazdorach musiałaby okazać się prawdą?

2693

— Cóż dziwnego? Przecież tak mało wiemy. Kiedy człowiek zaczynał się uczyć, taki czuł się mądry, każdy sztubak myśli, że zjadł wszystkie rozumy. Cóż dziwnego? Mogą spadać na naszą ziemię kamienie — meteory, mógł spaść i Gwiazdor. Pokręcił się, widzi, że nie ma nic ciekawego, i poszedł.

2694

— Tylko trochę za głupi jak na mieszkańca Marsa.

2695

Roześmieli się wesoło.

2696

I w tej właśnie chwili rozległ się dzwonek aparatu. Numer nie wyskoczył. Na szkle ukazało się coś niewyraźnego.

2697

— Wygląda, jakby woda płynęła. Wygląda, jakby jakaś wyspa na wodzie.

2698

Teraz drugi dzwonek: telefonu.

2699

Stało się coś ważnego.

2700

Bo zapowiedziane było surowo, żeby nikt nie przeszkadzał uczonym.

2701

— Jestem przy telefonie.

2702

Wiadomość: ukazała się nagle wyspa.

2703

W trzy dni później — zamek na wyspie.

2704

Potem: czarodziej tam już mieszka.

2705

Co się stało, jak się skończyło — wiemy.

2706

Wróćmy do Kajtusia.

Rozdział dwunasty

Do Paryża — Spotkanie z Zosią — Rozmowa o wróżkach — Znów skrzynia złota — Dalsza podróż Kajtusia — Uczeni wracają do domu.

2707

Pochylił Kajtuś głowę, idzie ciężkim krokiem przez miasto.

2708

Ulice prawie puste. Tak obco i ponuro. Sklepy pozamykane, okna w domach ciemne.

2709

— Pojadę w świat!

2710

Idzie na dworzec. Wchodzi do wielkiej poczekalni. Stanął przed kasą kolejową.

2711

— Proszę o bilet do Paryża.

2712

— Dla kogo? — pyta się kasjer.

2713

— Dla mnie — mówi Kajtuś.

2714

— Jeden bilet?

2715

— Jeden.

2716

— Sam jedziesz?

2717

— Sam.

2718

— Masz paszport zagraniczny?

2719

— Nie mam.

2720

— Ile masz pieniędzy?

2721

Kajtuś widzi, że ludzie patrzą na niego. Zaniepokoił się. Może znów go czeka jaka przygoda? Znów był nieostrożny, przypomniał sobie, że bez pozwolenia me wolno nikomu jechać za granicę.

2722

— Pokaż pieniądze — niecierpliwi się kasjer.

2723

Pokazał złotówkę.

2724

Śmieją się.

2725

— Ruszaj tam, skąd przyszedłeś.

2726

— Na roboty chce pewnie jechać do Francji?

2727

— Może do ojca?

2728

— Uciekaj, mały. Nie zabieraj czasu.

2729

Ludzie śpieszą się. Każdy boi się spóźnić. Chcą zająć lepsze miejsce przy oknie.

2730

Innym razem Kajtuś by się rozgniewał, bo nie lubi, jak z niego żartują.

2731

Teraz wszystko mu jedno.

2732

— Pilnuj, żeby ci złotówki nie ukradli.

2733

— Niech się pan nie boi.

2734

Odchodzi. Zmieszał się z tłumem.

2735

Pomyślał:

2736

„Chcę mieć bilet i paszport. Chcę mieć bilet”.

2737

Wcale niepotrzebnie dochodził do kasy. Nie zastanowił się. Jak zwykle.

2738

Ominął z daleka policjanta. Podał bileterowi bilet. Jest już na peronie.

2739

Patrzy: stoi pociąg. Lokomotywa ciężko oddycha.

2740

— Jedziesz? — pyta się konduktor.

2741

— Tak.

2742

— To wsiadaj prędko, bo ruszamy.

2743

Kajtuś wchodzi do przedziału.

2744

Pociąg rusza.


2745

Siedzą tylko dwie osoby: pani w żałobie i dziewczynka czarno ubrana.

2746

Wcisnął się Kajtuś w kąt ławki przy ścianie, zamknął oczy i myśli.

2747

„Tyle razy chciałem podróżować. Teraz jadę w dalekie kraje. Stało się tak, jak chciałem. Więc dlaczego mi smutno?”

2748

Westchnął.

2749

„Szkoda cichego domu na Wiśle. Za co do mnie strzelali? Co im przeszkadzało? Czy źle było, że muzyka grała i wszyscy mieli za darmo kino?”

2750

Niesprawiedliwie obeszło się z nim miasto rodzinne.

2751

— Nie wychylaj się — mówi pani do dziewczynki. — Iskra może ci wpaść do oka.

2752

Dziewczynka zaraz się usłuchała i usiadła na ławce.

2753

— Pamiętasz, mateńko: kiedy ostatni raz wróciłyśmy z Warszawy, tatuś oczekiwał na dworcu?

2754

— Pamiętam, Zosiu.

2755

— Kto teraz wyjdzie na nasze spotkanie?

2756

— Nikt. Andrzej zajedzie bryczką.

2757

Głos dziewczynki wydawał się Kajtusiowi znajomy.

2758

Uchylił przymknięte powieki.

2759

Zosia myślała, że śpi. Zawstydziła się, że na nią patrzy, i prędko odwróciła głowę.

2760

„W żałobie” — pomyślał Kajtuś i przypomniała mu się babcia.

2761

Pani w żałobie spojrzała parę razy na Kajtusia, jakby chciała o coś zapytać, ale nic nie mówi. A Kajtuś jest wdzięczny, bo nie ma ochoty odpowiadać.

2762

Wie przecie, co by to były za pytania:

2763

— Dokąd? Do kogo? Dlaczego sam? Ile masz lat? W której klasie?

2764

Dorośli nie powiedzą o sobie i nieładnie się pytać; a sami chcą wszystko wiedzieć.

2765

— Połóż się, Zosiu. Potem może ktoś wejdzie, a teraz jest miejsce.

2766

— A ty, mamusiu?

2767

— Ja posiedzę, a ty słaba jeszcze jesteś po chorobie.

2768

Kajtuś mówi:

2769

— Proszę. Na mojej ławce jest miejsce. Mogę iść gdzie indziej, jeżeli przeszkadzam.

2770

— Ależ nie. Ani trochę — uśmiecha się mama Zosi.

2771

I Zosia też się uśmiechnęła.

2772

Taki przyjemny uśmiech. Jakiś taki życzliwy.

2773

Kajtuś zauważył, że są bardzo do siebie podobne.

2774

Pani wyjęła z walizki poduszkę — ułożyła, okryła Zosię.

2775

Leży blada w żałobie sierota.

2776

Kajtuś przymknął oczy.

2777

„Właściwie dlaczego nie lubię dziewczynek? Dlaczego im dokuczałem? Przecie spokojniejsze od chłopców i więcej staranne[98]? Czyste mają zeszyty”.

2778

Dziwi się Kajtuś i wspomina.

2779

„Kiedy bawiły się na podwórku w szkołę, wyśmiewałem je i drażniłem. Kiedy zrobiły sobie ogródek z piasku i patyków, rozrzucałem. Zaczęły śpiewać, a ja miauczę i przeszkadzam. Pcham, biję, pociągnę za włosy. Niby żarty, ale one płakały”.

2780

Dziwi się Kajtuś i rozważa.

2781

„Może to trochę śmieszne, jak się ktoś złości. Ale nie wszystkie się złoszczą, czasem tylko smutne odchodzą. Źle, brzydko, nieludzko śmiać się z czyichś łez. Ile to głupstw robi człowiek z braku zainteresowania”.


2782

Stoi Kajtuś przy oknie i patrzy, jak iskry lecą. Takie złote wężyki, rybki ogniste, cały deszcz gwiazd. A za nimi czarne wały lasów.

2783

Parowóz gwizdnął. Zosia się poruszyła. Mama powiedziała cichym, dobrym szeptem:

2784

— Nic — nic. Śpij, maleńka.

2785

Kajtuś przypomniał sobie dom i rodziców. I sobowtóra.

2786

„Nie wiedzą. Nie domyślają się”.

2787

A on coraz dalej. Czy na długo? Może na zawsze? Może go wyśledzą, może go nagle opuści czarodziejska siła w ważnej godzinie?

2788

Patrzy Kajtuś na czarne pola.

2789

„Jak dawno już z nikim nie rozmawiałem. Pewnie dlatego muszę być samotny, że jestem czarodziejem”.

2790

Odwrócił się nagle od okna i zapytał:

2791

— Czy pani jedzie do Paryża?

2792

Tak się to nagle stało, że zmieszał się i zaczerwienił.

2793

Wyszło głupio, bez sensu — tak poufale.

2794

Bo gdy się z kimś jedzie koleją, zaraz zdaje się, że dobry znajomy. Już wie, jak się dziewczynka na imię nazywa, wie, że nie ma ojca; wie, że Andrzej zajedzie bryczką.

2795

Ale naprawdę nie zna i pani mogła się obrazić albo go wyśmiać.

2796

Nie. Zupełnie spokojnie odpowiada.

2797

— A cóż byśmy w Paryżu robiły? Rada jestem, że wracam z Warszawy do swego zacisza. Chciałam zostawić tam Zosię, żeby do szkoły chodziła. Ale byłyśmy akurat na placu, kiedy się tam odbyła ta dziwna walka. Zosia bardzo się przestraszyła i żal jej było zwierząt; ona tak lubi psy. Może zresztą nie z tego zachorowała. Nie wiem: może lepiej, że będę ją miała przy sobie. Warszawa to duże i niebezpieczne miasto; tyle różnych chorób i nieszczęśliwych wypadków.

2798

Umilkła, jakby rozważała, co lepsze dla Zosi.

2799

A Kajtuś wdzięczny, że go nie oskarża.

2800

Nie powiedziała ani „szkodnik”, ani „złoczyńca”.

2801

A pani mówi dalej — cicho, jakby w sekrecie, jakby radząc się Kajtusia:

2802

— W szkole miałaby koleżanki, więcej rozrywek. Smutno jej będzie teraz w domu. Gdyby miała siostrę albo brata…

2803

Kajtuś nagle postanowił:

2804

„Zamiast do Paryża — do nich pojadę”.

2805

Już nawet nie słucha, tylko myśli, jak to urządzić. Bo co sam będzie robił w Paryżu?

2806

Zmęczony był. Ziewnął.

2807

„Co znaczy zacisze? Czy że tam cicho, czy wieś tak się nazywa? Jak wygląda ten Andrzej, czy rosną maliny, czy jest altanka i ule, i drewutnia?”

2808

Drzemie Kajtuś i myśli na przemian, a koła wagonu stukają o szyny.

2809

Tymczasem świtać zaczęło.


2810

Zosia się obudziła. Przeciera oczy, poprawia włosy — zaraz do okna.

2811

Akurat słońce się wychyliło.

2812

Spotkali się z Kajtusiem przy oknie i spojrzeli w oczy.

2813

— Patrz, matuś, śliczne słońce. Chodź, jaki śliczny wrzos! Muszę urwać!

2814

Wychyla się i wyciąga ręce.

2815

— Ostrożnie, Zosieczko. Siadaj. Zjemy śniadanie. Potrzymaj szklankę.

2816

Drugą szklankę podała Kajtusiowi. Nalała mleka, dała po bułce z masłem.

2817

— No, jedzcie.

2818

Wszystko tak prosto, z miłym uśmiechem.

2819

Ledwie wypili i zjedli, Zosia klasnęła w ręce.

2820

— Patrz, mamo, wrzos. Cały bukiet wrzosu. Skąd się tu wziął?

2821

— Może ktoś zostawił?

2822

— Trzeba oddać konduktorowi.

2823

— Nie, to zwyczajne kwiatki. Weź, jeśli ci się podoba.

2824

— Zwyczajne, powiadasz? Nie, to czarodziejski bukiet.

2825

— Dobrze. Więc zabieraj swój czarodziejski bukiet, bo już wysiadamy. Do widzenia — szczęśliwej drogi, miły towarzyszu podróży.

2826

Skinęła Kajtusiowi głową i sięga po walizę.

2827

Kajtuś się zawahał.

2828

— Ja też tu wysiadam.

2829

— Tym lepiej. To dziwne. Myślałam, że na naszej stacyjce tylko my… Zobacz, Zosiu, czy jest Andrzej. Weź koszyczek. Pociąg stoi tylko dwie minuty.

2830

— Ja poniosę — mówi Kajtuś.

2831

— Nie, walizka ciężka.

2832

— To nic.

2833

Wziął walizkę w prawą rękę, koszyk w lewą. Niesie jak piórko.

2834

— Silny jesteś.

2835

Wychodzą z wagonu.

2836

— O, jest Andrzej. Tu, tu. Proszę. A ty… a pan kawaler dokąd?

2837

Kajtuś się zmieszał.

2838

— Bo jeśli w naszą stronę, jest miejsce — możemy podwieźć.

2839

I oto bez żadnych czarów stało się tak, jak chciał. No, bo że zdobył bukiet wrzosu dla Zosi i był trochę silniejszy — tego nawet liczyć nie warto za czary.


2840

Jadą. Zajechali przed dworek. Tak pewnie było u dziadka. Klomb. Astry. Ganeczek obrośnięty winem.

2841

Proszą, żeby Kajtuś wypoczął. Może przenocować w gabinecie na sofie..

2842

Zgodził się.

2843

— Dobrze. Dziękuję.

2844

Teraz dopiero:

2845

— Jak się nazywasz?

2846

— Antoni.

2847

— Antoś! Więc co będziecie robili?

2848

— O, dużo jest do roboty. Pokażę psy, kury, gołębie, maliny, ule, mój własny zagonek. Całe gospodarstwo.

2849

— Tylko nie męczcie się: ty jesteś po chorobie, a twój gość całą noc nie spał.

2850

Zosia jest dobrym przewodnikiem: tak wszystko zrozumiale tłumaczy i pokazuje. Wszędzie akurat tak długo się zatrzyma, jak trzeba, żeby zobaczyć i zapamiętać. Na pytanie każde albo zaraz odpowie i tak właśnie, jak widziała i wie na pewno, albo od razu mówi.

2851

— Nie wiem. Może mama będzie wiedziała. Może nam Andrzej powie. Przepytamy się chłopców ze wsi.

2852

Zupełnie inaczej niż w szkole, zupełnie inaczej niż na wycieczce przyrodniczej.

2853

Ani razu nie powiedziała, że coś jest nieważne albo głupie; nie dziwiła się, że duży Kajtuś tego nie wie, nie mówiła, że przecie powinien już wiedzieć.

2854

No właśnie: cały dzień spędził Kajtuś jak na lekcji przyrody. Do obiadu i po obiedzie. Zapomniał nawet o swoim ogródku na wyspie.

2855

Wieczorem mama oddała Zosi klucze.

2856

— Jadę jutro do miasta. Mam parę spraw w urzędach. Wrócę późno. Musicie mnie zastąpić i Andrzeja.

2857

Objaśnia mama, co ma sama załatwić w mieście, co ma zrobić Zosia. Nawet radzi się z Zosią, zupełnie jak z dorosłą osobą. Bo są właśnie tacy ludzie, którzy szanują i ufają dzieciom[99] — i Kajtuś najlepiej ich lubi.

2858

Toteż przykra, ciężka i smutna była rozmowa z mamą Zosi dnia następnego.

2859

— Chodź, chłopcze, do gabinetu.


2860

— Siadaj.

2861

Na biurku leżą pieniądze polskie i zagraniczne, i bilet do Paryża.

2862

— Jak wiesz, poznaliśmy się w pociągu. Wysiedliśmy razem. Jesteś tu i możesz zostać. Możesz być tak długo, jak chcesz. Ale pod jednym warunkiem.

2863

Antoś patrzy smutnym wzrokiem i czeka.

2864

— Kiedy Andrzej czyścił twoje ubranie, wypadło z kieszeni to, co tu widzisz. Powiedz, co to znaczy? Bez walizki, bez palta jedziesz sam daleko. Przy tym masz tak znaczną sumę, jaką dorośli nie zwykli powierzać dzieciom, a mając ją, sami bardzo ostrożnie ukrywają. Nie podejrzewam cię, Antosiu, ale muszę wiedzieć. Nie cofam swego zaproszenia, ale sam rozumiesz…

2865

Milczenie.

2866

— Odpowiem tak, jak mówiła babcia: jestem niespokojnym, bardzo niespokojnym, ale uczciwym chłopcem. Lubię was, bo wam dobrze z oczu patrzy. Przerwałem daleką podróż. Dziś, zaraz, a jeśli pani pozwoli, jutro wyruszę dalej. Wyrządzono mi wielką krzywdę. Gdyby nie wy, opuściłbym Polskę, mając do niej żal. Wyście mnie pogodziły z ojczyzną. Jestem wam wdzięczny. Więcej powiedzieć nie mogę.

2867

Cisza.

2868

Przed ganek zajechała bryczka.

2869

— Więc dobrze. Zostań do jutra. Ale pozwól, że zanim wyjedziesz, jeszcze raz zagadnę cię o twą tajemnicę. Pamiętaj, że cokolwiek mi powiesz czy zataisz, pozostanę życzliwą. I pamiętaj, że w potrzebie będziesz mógł znów do nas zawitać. Nie jesteśmy bogaci, ale znajdziesz tu zawsze dobrą radę i przyjazne serce.


2870

Usiedli na ławce w ogrodzie. Zosia wije wianek i śpiewa. Rozmawiają.

2871

— Dobra wróżka dała mi bukiet wrzosu. Bo skąd się wzięły te kwiaty na ławce?

2872

— Może nie wróżka, a czarodziej?

2873

— Nie, nie. Czarodzieje biorą, a nie dają: oni ludziom szkodzą, a wróżki pomagają.

2874

— A ty pomagasz ludziom? — zapytał Kajtuś.

2875

— Pomagam, jeśli mogę.

2876

— Więc jesteś wróżką. A ja często złośliwe figle płatałem, więc jestem czarodziejem.

2877

— Nie, Antosiu, ty nie jesteś zły; ale dobra wróżka musi cię wziąć pod opiekę.

2878

— Więc zaopiekuj się mną.

2879

— Nie wiem, czy dam radę. Wróżki nie mają takiej siły. Zjawi się wróżka na chwilę, pomoże i zaraz znika. I tylko wtedy się zjawi, kiedy ktoś bardzo pokrzywdzony albo wielkie niebezpieczeństwo mu grozi. Znasz bajkę o Kopciuszku?

2880

— Znam.

2881

— Czarodzieje chcą wszystkie wróżki wytępić. Krasnoludki pomagają wróżkom. Ale i krasnoludki są słabe… Długo będzie trwała walka. Aż nadejdzie chwila, gdy zbuntuje się czarnoksiężnik i stanie na czele wszystkich dobrych wróżek. Zdobędzie on fortecę, gdzie ukrywa się naczelnik czarodziejski, uwolni uwięzione wróżki.

2882

— A kto to? Jak wygląda ten naczelnik? Gdzie jest jego forteca?

2883

— Za siedmiu górami, za siedmiu rzekami i morzami jest zamek ponury, otoczony murem wysokim. W ciemnym pokoju na złotej tacy leży głowa, która wydaje rozkazy; nie ma ani rąk, ani nóg, ani serca, ani oczów. Bo dawno, dawno zbuntowany czarodziej odciął głowę od tułowia, ale ona żyje.

2884

— Skąd wiesz to wszystko?

2885

— Trochę mi niania opowiadała, trochę mi się śniło, a resztę sama wymyśliłam.

2886

— Dziwne to wszystko, co mówisz.

2887

Tak, dziwna i tajemnicza jest każda myśl człowieka. Dziwny i tajemniczy jest świat. Dziwne i tajemnicze jest życie: często smutne, a czasem takie piękne i radosne.


2888

W nocy Kajtuś cicho otwiera okno.

2889

Skoczył do ogrodu.

2890

Pies zaszczekał. Kajtuś nakazał mu milczenie.

2891

Idzie w głąb ogrodu. Zatrzymał się pod drzewem.

2892

CzarySkupił się w sobie, westchnął głęboko. Zaszumiało w głowie.

2893

— Chcę, rozkazuję, by się zjawiła skrzynia ze złotem — rzekł i powtórzył.

2894

Ukazała się znajoma skrzynia.

2895

— Chcę mieć łopatę. Chcę mieć łopatę.

2896

Noc. Cisza. Ciemność.

2897

Kajtuś kopie. Ziemia twarda. Ręce bolą. Gorąco. Zrzucił marynarkę. Kopie, odrzuca ziemię, mierzy dół, czy już dosyć.

2898

Już zapomniał nawet, gdzie jest i co robi. Tylko kopie zawzięcie. Byle głębiej, byle mocniej, byle więcej ziemi z dołu na brzeg wyrzucić. Nie odpoczywa.

2899

Skończył.

2900

Kot przebiegł ścieżkę.

2901

Kajtuś pchnął ciężką skrzynię — raz, drugi, trzeci. Drgnęła, zachwiała się. Jeszcze raz: obsunęła się.

2902

Coś błysnęło na ziemi. Podjął, patrzy: dwie monety po dwadzieścia groszy, które był wtedy zarobił na targu i schował na pamiątkę.

2903

Chuchnął.

2904

— Na szczęście!

2905

Rzucił na wieko skrzyni i wszystko ziemią przysypał.

2906

Rozkazał przezornie:

2907

— Niechaj nie będzie znać, że tu ktoś kopał. Niech trawą porośnie.

2908

Tak właśnie się stało, jak rozkazał.

2909

Wraca.

2910

I tak mu się zdaje, że ten skarb zakopany — to jego cały zapas, gdy powróci z podróży. Że dom Zosi — to jakby cicha przystań, gdzie będzie mógł odpocząć po trudach dalekiej drogi.


2911

— Więc jedziesz? Nie zmieniłeś zamiaru?

2912

— Nie zmieniłem zamiaru.

2913

— Ano jedź i zachowaj swą tajemnicę. Dziękuję ci, że nie kłamałeś. Tak bardzo wykrętów i kłamstwa nie lubię.

2914

Dają mu koszyczek z jedzeniem.

2915

— Tu masz jajka naszych kurek, tu ser. Trochę konfitur. Miód z naszego ula.

2916

Tak było chyba i u dziadka Antosia.

2917

— No ruszajcie, Andrzeju, bo możecie się spóźnić na pociąg.

2918

Zosia powiewa chusteczką.

2919

— Szkoda, że panicz odjeżdża. Miałaby nasza Zosia towarzystwo. Bo sama i sama. Dobre to dziecko — ta nasza panienka. Szkodowaliśmy[100], kiedy ją pani wywiozła do miasta. Precz[101] mówią ludzie, że tam wojny jakieś idą: dużo narodu wyginęło. Jeszcze by się naszej Zosi zła przytrafiła przygoda. Tak, tak: i pani dobra, i nieboszczyk. Już cała taka godna rodzina.

2920

„Rzadko kto u nas w mieście tak dobrze mówi o ludziach” — pomyślał Kajtuś.

2921

Na pożegnanie daje Andrzejowi złotą monetę.

2922

— Za co? Co też panicz? Nie można.

2923

Ale Kajtuś szybko wyskoczył z bryczki, bo już pociąg nadchodzi.

2924

Pociąg gwizdnął. Pojechał.

2925

W przedziale ciasno. Niemili ludzie mówią o nieciekawych sprawach.

2926

Na piątej stacji usłyszał już Kajtuś cudzoziemską mowę.

2927

Zmienił rozkazem ubranie, wyczarował walizkę skórzaną i bilet pierwszej klasy. Zażądał: chce rozumieć zagraniczne rozmowy.

2928

Akurat wracają tym pociągiem uczeni z Warszawy.

2929

— Obawiam się — mówi Francuz — żeśmy źle zrobili. Nie należało strzelać.

2930

— Na pewno źle, szanowny kolego — mówi Włoch. — Osobnik Iks, jak go nazywaliśmy, sam wyspę zatopił. Badałem to miejsce dokładnie. Gdyby kule armatnie rozbiły zamek, zostałoby więcej gruzów.

2931

— Może woda je zniosła?

2932

— Nie. Stało się jakoś inaczej.

2933

Wyjął z walizy ułamek skały.

2934

— Spójrz, kolego, przez lupę. Są tu kryształy, których nie ma na naszej planecie.

2935

I rozpoczęli naukową dysputę, której Kajtuś nie rozumiał i mało go obchodziła.

2936

— Ostatecznie można się zgodzić, że mamy do czynienia z mieszkańcem innej gwiazdy, gdzie istoty żyjące więcej wiedzą i więcej niż my mogą. Co dla nas jest czarem, dla nich proste i łatwe jak zapalenie zapałki.

2937

— Cóż? I w szkołach uczniowie nie lubią nowych zadań i ćwiczeń. I uczeni nie lubią rzeczy nowych, trudnych i niezrozumiałych. Jakże przyznać się, że wierzymy, że duch Kopernika[102] wcielił się w Gwiazdora i wywraca drzewa w parku?

2938

— A jednak nowe, nieznane i coraz lepsze to właśnie nasza — uczonych — droga.

2939

Jeść się Kajtusiowi zachciało.

2940

Otwiera koszyczek z prowizją[103] i na samej górze znajduje gałązkę wrzosu i kartkę z napisem:

Na pamiątkę dla Kajtusia-czarodzieja od Zosi-wróżki.

Rozdział trzynasty

Paweł i Pietrek — Kajtuś walczy z Murzynem — W książęcym hotelu — Reporter gazet

2941

Nazywają Paryż stolicą świata.

2942

Ze wszystkich lądów i krajów jadą tam ludzie, żeby się uczyć, pracować i bawić.

2943

Zawitał i Kajtuś do stolicy świata.

2944

Stoi bezradny przed dworcem i nie wie, co począć, w którą zwrócić się stronę.

2945

Niby rozumie czarnoksięskim sposobem, co mówią wokoło, ale czuje się w obcej mowie jak w ciasnym, pożyczonym ubraniu.

2946

Spieszą tłumy, mkną pojazdy. Nikt na niego nie zwraca uwagi.

2947

Jakże się zdumiał i ucieszył, gdy posłyszał nagle swoje imię.

2948

— Patrz. Przecie to Kajtuś. Z pewnością go poznaję.

2949

— Głupiś. Sam przyjechał? I tak elegancko ubrany, i z walizą bogatą?

2950

— Więc dobrze. Spytamy się, zobaczymy.

2951

— Chcesz, to się pytaj. Ja się nie będę na pośmiewisko narażał.

2952

Tak rozmawiają dwaj chłopcy: jeden taki duży jak Kajtuś, a drugi starszy.

2953

Patrzą oni, patrzy Kajtuś.

2954

„Chyba ich znam? Gdzieś ich widziałem”. Ale nie może sobie przypomnieć.

2955

— Przepraszam bardzo, czy pan z Warszawy przyjechał?

2956

— Tak, panie — odpowiada Kajtuś, także po francusku.

2957

— Przepraszam, czy pan zawsze mieszkał w Warszawie?

2958

— Od urodzenia.

2959

Zbliża się starszy chłopiec i mówi do brata po polsku:

2960

— No widzisz, głupi? Przecież Kajtuś nie mówi po francusku.

2961

— Może się nauczył. Trzy lata nie widzieliśmy go.

2962

— A już: nauczył się. On jedyny był do nauki. Leniuch gorszy od nas.

2963

Kajtusiowi przykro się zrobiło.

2964

— Poczekaj, spytamy się. Bo chyba rozumie? Przepraszam, czy pan rozmawia po polsku?

2965

— No pewnie — przyznał się Kajtuś, znużony długim wstępem i ciekaw, kto oni.

2966

— Więc Kajtuś? — krzyknęli obaj.

2967

— Ten sam. A wy kto?

2968

— Nie pamiętasz? Jakeśmy razem wybrali się do Wisły i chłopcy ci ukradli ubranie?

2969

— A jakeśmy ściągali ze straganów jabłka i policjant cię gonił?

2970

— Zdaje się, że było inaczej. To właśnie ciebie złapał policjant.

2971

— Być może. Tak dawno. Dostałem wtedy pasem od ojca. Pamiętasz, jakeśmy w garażu koło benzyny palili papierosy?

2972

— A jakeśmy w sieni światła pogasili?

2973

Śmieją się. Gadają. Przechodnie uprzejmie wymijają rozbawioną trójkę.

2974

— Wiesz, chodź do nas. Walizę zostaw na dworcu. Po co masz się z tym taszczyć? Daj franka. Zaraz ci kwit przyniosę. Jutro odbierzesz. Zaczekajcie tu na mnie.

2975

— Góra z górą się nie zejdą, ale przyjaciel z przyjacielem… Znów Paweł, Pietrek i Kajtuś razem. Pójdziemy dziś do cyrku.

2976

Odebrali walizę i koszyk. Spojrzeli bracia na siebie, mrugnęli, kwitu nie oddali.

2977

Nie bardzo się w Warszawie lubili. Kajtuś łobuz, to prawda, ale oni złodziejaszki. Gdyby nie był czarodziejem, musiałby się lepiej pilnować. A tak — przyjemnie, że prowadzić będą: prawdziwi i znajomi ludzie, a nie wyczarowany przewodnik.


2978

Schodzą głęboko pod ziemię po kamiennych schodach; a tam pod i ulicą, pod domami, stacja oświetlona.

2979

Metro! Tramwaj elektryczny pod ziemią.

2980

Słychać dudnienie, potem huk, trzask — wpada z hałasem pociąg. Drzwi wagonów same się otwierają. Ledwo zdążyli wskoczyć.

2981

Mkną pod ziemią wąskimi korytarzami. Stacja za stacją, przystanek za przystankiem. Jedni tłumnie wychodzą, drudzy wchodzą. Tak wszystko prędko i składnie.

2982

— Uważaj, tu się przesiadamy.

2983

— Czego się tak spieszą?

2984

— Bo to Paryż, bracie.

2985

Przesiadają się. Idą w górę i na dół, a choć tłum ludzi, nikt nie pchnie nikogo. Tak zręcznie się wymijają.

2986

— Właź prędzej, bo drzwi cię przytrzasną. W Paryżu nie wolno się gapić.

2987

Teraz już Kajtuś dokładnie pamięta.

2988

— Wyście wtedy do Francji wyjechali?

2989

— No tak. Naprzód ojciec, potem my z matką. Byliśmy razem. Potem ojciec uciekł od nas; zostaliśmy sami. Potem matka znalazła męża — Francuza. Potem matka umarła, a my zostaliśmy z tym ojczymem-Francuzem.

2990

— Trzyma was?

2991

— A co my go obchodzimy? Jego nie ma całą noc, nas nie ma w domu cały dzień. Pijak, ale wesoły chłop.

2992

— I wy też weseli.

2993

— Bo co? Płakać mamy? Czasu szkoda. Zarobić trzeba. My więcej tego Francuza karmimy jak on nas. Wesoły prędzej tu franka zobaczy. Dużo masz forsy?

2994

— Mam.

2995

— Bo widzisz: poszlibyśmy do cyrku. Dziś Murzyn walczy z Turkiem. Ale ten Murzyn silny: jak dał wczoraj w nos Turkowi, od razu wiadro krwi. Jak cię szanuję, bracie! Bokserzy. Dziś rozgrywka. Pokażemy ci Paryż; zobaczysz nasze mieszkanie w hotelu.

2996

— Wy w hotelu mieszkacie?

2997

Mais oui![104] Tu tak każdy łatek[105]. Kiedy ojciec pisał, że w hotelu mieszka, matka myślała, że bogaty. A pluskwy żrą, że rety! W Ameryce znów każdy łapciuch[106] ma własny samochód. Co kraj to obyczaj. Ja nie będę szoferem; to samo co dorożkarz. Pilotem zostanę. Wysiadamy.


2998

Wyszli z metra na ulicę. Idą.

2999

Brudny dom na wąskiej ulicy.

3000

— To tu! Zjesz z nami obiad.

3001

Mały, ciemny, zaniedbany pokój. Szerokie łóżko, stolik i dwa krzesła.

3002

Postawili butelkę i szklanki. Ukrajali trzy porcje chleba.

3003

— Pij. Jedz.

3004

— Co to, wino?

3005

— Zobaczysz. W Polsce barszcz lepszy niż to wino; tanie, fałszowane. Kwaśne, ale w głowie kręci. KradzieżGdybyś dał parę franków, można by kupić wędlinę.

3006

Kajtuś położył na stole pięćdziesiąt franków.

3007

— Zaraz kupię — mówi Paweł.

3008

— Poczekaj, ja z tobą — mówi Pietrek.

3009

— Nie trzeba. Za chwilę wrócę.

3010

— Nie wróci — mówi Pietrek, gdy Paweł jak strzała wyskoczył z pokoju.

3011

— Dlaczego nie wróci?

3012

— Bardzo zwyczajnie; bo ma pięćdziesiąt franków. Znam go dobrze: przecie to mój brat.

3013

Zgadł. Na próżno czekają.

3014

— Pójdziemy chyba do restauracji. Nie bój się. Pierwszy dzień w Paryżu możesz wydać więcej pieniędzy; potem, jak poznasz miasto, nie będziesz tyle wydawał.

3015

Zjedli obiad w restauracji.

3016

Widzi Kajtuś wieżę Eiffla, bulwary, place, magazyny. Lubił i w Warszawie oglądać sklepy i chodzić ulicami, gdy palą się i gasną światła kolorowe. A Paryż cały w blaskach i barwach.

3017

— No, na dziś będzie dosyć. Więc idziemy do cyrku?

3018

— Jeżeli daleko, lepiej pojedziemy.

3019

— Ach, nogi cię bolą. To Paryż, bracie. Przyzwyczaisz się.

3020

Ano: cyrk.

3021

— Daj forsę. Stań tutaj; ja pójdę do kasy po bilet.

3022

Dał Kajtuś sto franków.

3023

— Ho, ho — wcale zacny papierek.

3024

Na próżno czeka Kajtuś. Uśmiechnął się — domyślił.

3025

„Zgolili mi trochę gotówki. Niech im będzie na zdrowie”.


3026

Stanął sam w kolejce przed kasą.

3027

— Gdzie oni się wszyscy pomieszczą?

3028

Zmieścili się wszyscy w ogromnym gmachu.

3029

Głowa przy głowie. Zda się[107], nie ma już ani jednego miejsca, a płyną coraz to nowe szeregi, rozchodzą się po wszystkich piętrach sali, do lóż[108], na parter i galerię[109].

3030

Aż jedno tylko wolne miejsce zostało — obok Kajtusia.

3031

Orkiestra zagrała. Zaczęło się przedstawienie.

3032

Pierwsze: tresowane konie.

3033

Drugie: akrobaci.

3034

Ale publiczność czeka niecierpliwie na zawody bokserów. Ciekaw i Kajtuś. Dziwi się, że nikt nie bije oklasków. Może tu inna moda w Paryżu.

3035

Po przerwie wyszli na arenę bokserzy. A Murzyn najwyższy, nogi stawia mocno.

3036

Było na co patrzeć.

3037

Kiedy walczyła trzecia para, Węgier z Grekiem — Kajtuś był tak podniecony, że zapomniał nawet, gdzie jest, i krzyczał po polsku:

3038

— Lu go! Jeszcze! Mocniej!

3039

Wtedy właśnie wolne miejsce obok Kajtusia zajęła piękna pani.

3040

Kajtuś krzyczy, a ona patrzy z uśmiechem. Potem wyjmuje z torebki kubek i flakon i zapytuje uprzejmie:

3041

— Może kieliszek wina?

3042

A Kajtusiowi w gardle zaschło od tego wołania. Wziął, wypił, podziękował. Oddał kubek złoty.

3043

Nareszcie.

3044

Wychodzi Murzyn. Łyska białkami oczu. Pokazuje w uśmiechu białe zęby. Kłania się. Grzmot oklasków. Ktoś rzucił kwiaty, ktoś inny — pomarańcze. Murzyn zajada, oblizuje się, gładzi po brzuchu. Mówi:

3045

— Dobra, smaczna papu!

3046

Ale gdzie Turek? Dawaj Turka. Dlaczego się spóźnia?

3047

— Prędzej. Zaczynać!

3048

Wychodzi na arenę dyrektor cyrku w czarnym fraku.

3049

— Turek zachorował — tłumaczy.

3050

— Kłamstwo! Oszustwo! Pokazać go — krzyczy, a potem ryczy galeria.

3051

Doktór i higienistka prowadzą Turka; widać przecie, że walczyć nie może.

3052

— Ma gorączkę. Nos obandażowany.

3053

— Dlaczego nie uprzedziliście? Oddać pieniądze. Nie uda wam się!

3054

Nagle Kajtuś zrywa się ze swego miejsca. Nikt na to uwagi nie zwrócił. Zasłania twarz czerwoną maską. Nikt go nie zauważył jeszcze. Przepycha się do przejścia, zbiega po stopniach na dół i krzyczy potężnym głosem:

3055

— Ja Turka zastąpię. Ja będę walczył.

3056

Chcą go zatrzymać lokaje w czerwonej liberii, ale nie zdążyli. Już jest na arenie.

3057

— Czerwona maska! Czerwona maska! Co to za chłopak?

3058

Dyrektor cyrku odwraca się. Patrzy. Nie rozumie.

3059

Galeria krzyczy:

3060

— Nie błaznować! Kanciarze! Nie zgrywać głupich!

3061

Ale parter i loże — bogata publiczność się śmieje. Ciekawi, jaką to niespodziankę przygotował dyrektor. Bo znany był z dowcipnych pomysłów.

3062

A widok był naprawdę zabawny. Jak boks boksem, nie widział nikt jeszcze takiej pary.

3063

Murzyn też myśli, że to żart białych panów. Podchodzi z uśmiechem do Kajtusia, chce go wziąć na ręce, podnieść do góry, żeby lepiej małego widzieli…

3064

Ale Kajtuś wyrwał się, skoczył i tak jakoś całym ciałem zręcznie uderzył, że Murzyn się obalił, a Kajtuś na niego. Podnosi się niezgrabnie Murzyn, a Kajtuś już w rękawiczkach, uderzył go dwa razy. Kajtuś stoi, a Murzyn leży.

3065

Teraz już wszyscy się śmieją.

3066

— Dobrze malec udaje. Niech pokaże, czy silny. Niech pokaże, co umie.

3067

Skinął Kajtuś na dyrektora cyrku, coś mu szepnął do ucha.

3068

Zaraz wnoszą lokaje żelazny drąg, zakończony dwiema ciężkimi kulami. Kajtuś splunął w garść, rozstawił nogi, ale udaje, że nie może udźwignąć.

3069

— Za ciężkie! — woła galeria. — Przynieść co innego.

3070

Lokaje chcą zabrać. Ale Kajtuś ich pchnął, aż się potoczyli. Zrzuca marynarkę, posyła ręką pocałunek w stronę galerii, wydaje okrzyk, podbiega, chwyta ciężar jedną ręką. Podniósł, podrzucił, chwycił — dwa razy lekko wywinął w powietrzu. Cisnął na piasek.

3071

Żelazne kule z głuchym łoskotem wbiły się w ziemię.

3072

Walka— Więc co? Zgadzacie się? — woła Czerwona Maska do publiczności.

3073

— Przyjmujemy! Zgadzamy się.

3074

— Dobrze. Niech walczy.

3075

Murzyn zakłopotany patrzy na Kajtusia. On jeden może poznał, bo dziki wierzy w czary.

3076

— Czarny się boi. Patrzcie. Niech żyje Czerwona Maska!

3077

Orkiestra zagrała.

3078

W te pędy posłali po ubranie sportowe.


3079

Kajtuś niedbale atakuje, Murzyn opędza się tylko, jak przed natrętną muchą.

3080

Widać, że na niby się broni. Biały pan wie, co robi, biały pan jest mądry: jakiś kawał urządził z tym drągiem i kulami.

3081

Ale galeria czujna — nie pozwoli się lekceważyć.

3082

— Dosyć! Nie chcemy tak — woła niezadowolona.

3083

W tej samej chwili Murzyn otrzymuje trzy mocne uderzenia — krótkie, szybkie, jak błyskawica.

3084

Od razu cisza.

3085

Murzyn splunął krwią. Już ostrożniej się broni. Kajtuś ostro naciera. Jego zręczne skoki budzą większy jeszcze podziw niż siła.

3086

— Wygląda tak, jakby naprawdę walczyli — mówi w loży prezes klubu bokserów.

3087

— No tak. Ale czarny wcale nie naciera.

3088

— A pan chciałby może, żeby zmiażdżył dzieciaka?

3089

— Nie chcę, ale się obawiam. Widzi pan: Murzyn już zły teraz. Jeżeli go galeria zirytuje krzykami, to zabawa może się źle skończyć…

3090

A galeria krzyczy:

3091

— Nie daj się, czarny! Zuch Czerwona Maska! Precz z małpą! Szympans, goryl!

3092

Murzyn już się nie śmieje. Nie spuszcza z Kajtusia oczu. Ma plan: tak go odepchnie, że Kajtuś zwichnie rękę; a choćby nawet złamał: musi go ukarać. Malec krzyknie z bólu, a ręka bezwładnie zwiśnie.

3093

A Kajtuś rozzuchwalony i gniewny, że Murzyn nie atakuje — skacze wokoło i młócić zamierza razem ze wszystkich stron. Tylko mu maska przeszkadza i tchu już brak, i w sercu ból coraz większy.

3094

Rozległ się gwizdek sędziego.

3095

Kajtuś pada na krzesło. Masażyści wycierają zdrętwiałe ręce i nogi. Dyrektor cyrku chłodzi go ręcznikiem.

3096

— Dosyć! — wołają jedni.

3097

— Nie przerywać! Chcemy widzieć! Jeszcze!

3098

Murzyn stoi i czeka. Żuje gniew.

3099

No, zaczyna się druga runda.

3100

Buch, buch! Uderzenie pierwsze i dziesiąte. Dziesiąte i dwudzieste. Jak deszcz, jak grad. Murzyn nachylił się. Dostał. Zachwiał się. Odskoczył w tył.

3101

Zacisnął zęby. Idzie na Kajtusia.

3102

Cisza. Zamarli wszyscy w oczekiwaniu.

3103

Blady strach: zabije. Nerwowi zamknęli oczy. Dwie księżne i markiza zemdlały. Dyrektor cyrku opowiadał potem, że raz jeden tylko widział podobną scenę w cyrku: lew gotował się do skoku na pogromcę; to było pięć lat temu w Londynie.

3104

Straszny obraz.

3105

Kołysząc się, pochylony — Murzyn z krwią nabiegłymi oczami idzie na Kajtusia.

3106

Kajtuś cicho:

3107

— Stój. Rozkazuję: stań!

3108

Murzyn stanął. Podnosi rękę.

3109

— Niech mi się zmieni twarz. Niech się zmieni.

3110

Zrywa maskę z twarzy.

3111

— Już!

3112

Aparaty filmowe i fotograficzne stukają.

3113

— Tik, tik, tik.

3114

Reflektor syczy.

3115

Olbrzymia czarna łapa mierzy w głowę Kajtusia. Druga nisko, przygotowana do odparcia ciosu. Zęby zaciśnięte, twarz wykrzywiona.

3116

Zgubiony.

3117

Komisarz policji wyjmuje rewolwer.

3118

Za późno.

3119

Rozległo się głuche uderzenie: Murzyn runął z rozmachu na dywan. Bo Kajtuś w porę odskoczył.

3120

Posypały się uderzenia drobnej ręki. Mięśnie Murzyna drgają pod skórą. Leniwie się podnosi: stracił wiarę w swą gwiazdę. Sława jego zgasła.

3121

Już nie udaje nawet. Broni się niezgrabnie. Tak, to naprawdę walka.

3122

Gwizdek.

3123

Kajtusiowi pociemniało w oczach. Nie słyszy okrzyków i oklasków. Bezwładnie siedzi na krześle.

3124

Murzyn zbliża się — stawia nogę Kajtusia na swym karku. Kajtuś otwiera oczy, z wysiłkiem wyciąga ręce. Murzyn opiera głowę na jego kolanach; Kajtuś całuje go w głowę, gładzi kędzierzawe kudły.

3125

Ludzie płaczą. Huragan oklasków.

3126

Olbrzym bierze Kajtusia na ręce ostrożnie — ostrożnie i wynosi z areny.


3127

Kajtuś znów w hotelu, ale w innym, bogatym. W książęcym pokoju na wspaniałym łożu. A przed hotelem tłumy.

3128

— Biorę go do Ameryki za dziesięć tysięcy dolarów.

3129

— Ja daję sto tysięcy — woła drugi opasły jegomość.

3130

— Przychodzę złożyć powinszowania w imieniu klubu bokserów.

3131

— Kosz kwiatów od pani markizy.

3132

Pan z lornetką rozpycha tłum.

3133

— Proszę mnie wpuścić do pokoju małego boksera. Jestem z ajencji[110] telegraficznej. Muszę napisać do gazet, skąd się wziął, kto on taki.

3134

Portier kłania się nisko, niżej i aż do samej ziemi.

3135

— Przepraszam. Nie wolno. Przepraszam. Nie pozwolono. Przepraszam; dziś nie.

3136

— Ależ moje gazety muszą wiedzieć. Moi czytelnicy nie mogą czekać.

3137

Wychodzi przed hotel sam dyrektor cyrku.

3138

— Nie można, panowie. Doktór stanowczo zabronił. Chłopiec jest bardzo zmęczony.

3139

— Ale ja muszę. Skąd go pan wyszukał? Jestem redaktorem. Siadaj pan do mego samochodu: razem zjemy kolację.

3140

Wsiedli. Rozmawiają.

3141

— Więc naprawdę pan nie wie? To źle. Za dwie godziny zaczną drukować poranne gazety. Musimy napisać. Czy Francuz, czy paryżanin, ma rodziców — sierota? Co robił do tej pory?

3142

— Doktór zabronił mu mówić. Rozumie pan: serce. Taki wysiłek.

3143

— Ha, trudno. Ale wiadomość być musi. Obiecałem do czterech gazet. W dodatku głodny jestem jak wilk.

3144

Samochód zatrzymał się przed restauracją.

3145

— Niech pan zamówi coś do zjedzenia, ja idę do telefonu.

3146

Telefon pierwszy, do pierwszej gazety:

3147

„Czerwona Maska, który pokonał Murzyna, jest synem pijaka. Sprzedany przez ojca Cyganom występował w wędrownych cyrkach. Pierwszy raz w Paryżu…”

3148

Telefon drugi:

3149

„Nieznany chłopiec jest synem lorda. Gdy miał lat sześć, już był silny; w bójce zabił brata. Wypędzony przez ojca, chował się w chacie rybaka. Brał udział w wyprawach na wieloryby…”

3150

Telefon do trzeciej gazety:

3151

„Mały bokser pochodzi z rodziny górników. Urodził się podczas pożaru. Woził węgiel, utrzymywał całą rodzinę: matkę, dwie siostry i brata”.

3152

Czwarty telefon:

3153

„Gdy miał rok, zabłądził w lesie. Wychowała go w górach bura niedźwiedzica. Dlatego taki silny. Niedawno usłyszał pierwsze ludzkie wyrazy. Dziadek jego Wyrwidąb, babka — Waligóra. Zresztą piszcie, co chcecie. Głodny jestem i basta”.

3154

Rzucił słuchawkę i wyszedł na salę.

3155

Dyrektor cyrku siedzi przy stoliku z literatami i bankierami.

3156

Wszyscy przy wszystkich stołach mówią o Kajtusiu:

3157

— Ależ heca z tym malcem. Nic podobnego nie widziałem w życiu. A przecież byłem korespondentem z trzech wojen. Brałem udział w wyprawie na biegun północny i na pustynię Gobi. Widziałem dziesięć koronacji królewskich. Byłem na czubku wszystkich piramid i na wieży Babel. Dwadzieścia sześć razy pojedynkowałem się. Polowałem na orły skalne. Dwa razy byłem rozszarpany: przez tygrysa i przez kulę armatnią. Topiłem się, trułem, wisiałem na szubienicy indyjskiej — w Afryce ludożercy ugotowali mnie w rosole z żółwi szylkretowych. Ale wszystko to głupstwo w porównaniu z dzisiejszą walką.


3158

Dyrektor lekko zapukał do drzwi. Wyszedł doktór w białym fartuchu.

3159

— Co słychać?

3160

— Śpi. Spokojnie oddycha. Nawet puls dobry. Jutro pozwolę z nim porozmawiać, ale tylko panu i tylko pięć minut.

3161

— To dobrze. No, spać, bo i ja zmęczony.

3162

Przed hotelem dyrektor cyrku spotkał się z Murzynem.

3163

— A wy co tu robicie?

3164

— Ja do chłopak. Żeby żyła. Żeby nie źle. Żeby nie chora. Ja kochać mała bokser. Fajno biła! Zuch, cacy.

Rozdział czternasty

Trzy występy w cyrku — Pokaz pływacki — Na okręcie — Kajtuś gwiazdą filmową

3165

Mówią o dyrektorze cyrku, że pijak i karciarz, że chciwy i skąpy.

3166

No tak, to prawda. Lubi wypić — i w karty gra, i targuje się z artystami, bo chce więcej zarabiać. Mówią, że ma szczęście, że ma „nos”, to znaczy, że zwęszy w porę dobry interes.

3167

Ale nie mówią, dlaczego tak się dzieje: dyrektor kocha cyrk, kocha konie i kocha ludzi z talentem.

3168

Targował się dwa miesiące z baronem Bergiem, ale kupił dla cyrku arabskiego ogiera; ogier był wnukiem Almanzora i Beli, synem Reszała i Flory. Tresurę wspaniałego araba powierzył młodemu i nieznanemu jeszcze wtedy Paulo Dorini.

3169

A czy nie zakupił najdroższych tygrysów bengalskich dla pogromcy Leopardiego?

3170

Czy nie urządził wodnej pantomimy dla tancerki Mironow?

3171

Komu zawdzięczają sławę bracia-komicy, jak Puk i Puc?

3172

A kto leczył skoczka Valetti, gdy złamał nogę w cudzym cyrku, w Bostonie? Kto urządził jubileusz starego Potina, którego zapomnieli już wszyscy?

3173

Na to, by zarobić, trzeba mieć spryt, na to, by zarobione pieniądze wydać, trzeba mieć rozum.

3174

Poznał i ocenił wartość Kajtusia.

3175

Lepszego opiekuna Kajtuś nie mógł znaleźć.

3176

— Słuchaj, miły przyjacielu — mówi dyrektor cyrku. — Chcą ci dać sto tysięcy dolarów za występy bokserskie w Ameryce. Mnie chcą dać za ciebie trzysta tysięcy franków; ale nie jestem faktorem[111]. Radziłem się doktorów. Powiedzieli, że za tydzień będziesz zupełnie zdrów. Ale gdyby przez nadmierny wysiłek takie rozszerzenie serca powtórzyło się parę razy, zostałbyś kaleką na całe życie. Miałbyś kaszel, duszność i spuchnięte nogi; byłbyś jak stary, chory człowiek — już na zawsze. Nie radzę ci.

3177

— A co mi pan radzi? — zapytał się Kajtuś.

3178

— Mój plan jest taki. Wystąpisz trzy razy w moim cyrku. Bo Paryż chce koniecznie cię widzieć. Każdy występ tylko dziesięć minut. Będą to łatwe popisy zręczności, nie siły. Na własny koszt posyłam cię do miasta Hollywood w Ameryce. Pojadą z tobą: lekarz, nauczyciel gimnastyki, nauczyciel muzyki i sekretarz. Będziesz miał tam domek w ogrodzie, własny samochód i konia. Wszystko kupię, zapłacę. Będziesz gwiazdą filmową, nie cyrkowcem. Gdy urośniesz i zechcesz, możesz wrócić do cyrku.

3179

— Zgadzam się — mówi Kajtuś.

3180

— Bardzo się cieszę, że mi ufasz.

3181

Serdeczny uścisk ręki potwierdził umowę.


3182

„Trzy występy Czerwonej Maski”.

3183

Na słupach, na ścianach, w gazetach ogłoszenia z fotografią Kajtusia.

3184

Siłacz. Bokser. Sławny!

3185

„Za trzy dni… Pojutrze… Jutro”.

3186

Występ — siedem minut i czterdzieści sekund. Tak orzekli doktorzy.

3187

Na koniu arabskim w świetle reflektorów ukazał się na arenie Kajtuś. W trykocie z przepaską, lśniącą złotymi i zielonymi cekinami. Orkiestra gra. Koń dumnie potrząsa grzywą. Kajtuś ręką wita publiczność.

3188

Murzyn przynosi stolik; na stoliku różne kółka, drążki, chorągiewki, piłki. Popis zręczności.

3189

— Nie chcemy! — krzyknął ktoś, a za nim wszyscy.

3190

— Nie chcemy! Nie pozwalamy! Żadnych sztuk! Nie męczyć chłopca! Dać mu płaszcz, bo się zaziębi! Niech rośnie i będzie zdrów…

3191

Kajtuś pokazuje na migi, że wcale nie zmęczony. Wychodzi dyrektor cyrku, chce uspokoić publiczność.

3192

— Pięć minut.

3193

— Nie! Żadnych sztuk. Ani chwili. Przyszliśmy pokazać go dzieciom i sami na niego popatrzeć.

3194

Dużo dzieci było w cyrku. Biją oklaski i rzucają kwiaty.

3195

Przykro nawet było Kajtusiowi, ale dyrektor powiedział, że publiczność ma prawo żądać, ma prawo zabronić.

3196

I powtórzyło się to samo trzy razy — wieczór po wieczorze.

3197

Miejsca w cyrku wyprzedane do ostatniego. Tylko Kajtuś już nie w trykocie, a w skórzanej kurtce, przybranej białym futerkiem. Murzyn prowadzi konia, a oni krzyczą i fotografują.

3198

— Brawo, Czerwona Maska. Niech żyje!

3199

Zmieniają się światła. Kajtuś puszcza baloniki w różnych kolorach, strzela z łuku w górę strzałami z czekolady, a te padają w ręce najmłodszych dzieci.

3200

Tak uczcił szlachetny Paryż swego faworyta i triumfatora.


3201

Jacy oni dobrzy, jacy mili — mówi Kajtuś. — Ale nie mogę przecież brać za darmo pieniędzy. Chcę podziękować, coś zrobić chcę dla Paryża — jakąś niespodziankę. Niech pan wymyśli — ja wszystko potrafię.

3202

Dyrektor zapalił cygaro.

3203

— Poczekaj. Już wiem. Dla dzieci szkolnych bezpłatne przedstawienie. Ale co?

3204

Dyrektor wstał, chodzi po dywanie. Zatrzymał się. Nalał szklankę wina. Wypił. Mruczy coś pod nosem. Stanął przed Kajtusiem.

3205

— Umiesz pływać?

3206

Rozumie się, że umie. Pisali przecież w gazetach. Polował na wieloryby.

3207

— Doskonale. Mamy w Paryżu basen. Wokoło basenu kamienny amfiteatr. Pięćdziesiąt tysięcy miejsc. Zaprosimy szkoły na popis pływacki.

3208

— Zgoda.

3209

Popis pływacki odbył się w obecności ministra oświaty, klubów sportowych i uczniów czterystu dziewięćdziesięciu szkół.

3210

Rozsiedli się gęsto na kamiennych stopniach. Pogoda prześliczna. Słońce świeci. Na basenie ukazuje się kajak, w nim Kajtuś. Wiosłuje. Opłynął basen wokół. Łódka się przewraca. Z wioślarza Kajtuś staje się pływakiem.

3211

Murzyn przez megafon daje objaśnienia.

3212

— Tak pływają Kozacy, tak Aszanci[112], tak Syngalezi[113]. Tak pies, tak żaba, tak foka, tak ryba, gdy ucieka, gdy chwyta zdobycz, gdy pochwycona na wędkę. Tak rekin, tak krokodyl i hipopotam.

3213

Bokiem, na wznak, pod wodą. Tonie i wzywa ratunku; ratuje tonącego. Młynek w wodzie. Głową na dół, nogami do góry. Odbił się o wodę, kozła wywinął w powietrzu. Wreszcie rzecz niepojęta: chodzi na czworakach po wodzie.

3214

Skoki: z jednego, dwóch i czterech pięter.

3215

Huragan oklasków.

3216

Minister daje znak, że więcej nie pozwala.

3217

— Król wód!

3218

— Czarodziej rzek i mórz!

3219

Na dwa dni zwolniono szkoły. Nie sposób było utrzymać chłopców w ławkach szkolnych.

3220

Przed hotelem przez dwa dni stały tłumy. Samochody jeździły innymi ulicami.

3221

W nocy, w tajemnicy, opuścił Kajtuś Paryż.

3222

Salonowym wagonem[114]. Dyrektor odprowadza go do portu.


3223

Pierwszy raz widzi Kajtuś morze i okręt. Kapitan okrętu oprowadza go i daje objaśnienia.

3224

To kajuta Kajtusia; to jadalnia pasażerów pierwszej klasy; to czytelnia i sala kinowa, to pływalnia. Czy chce obejrzeć maszyny?

3225

Kajtuś patrzy i oczom nie wierzy. Czy to możliwe, że to wszystko zrobili ludzie, a nie czarodzieje? Pyta się:

3226

— Do czego ta maszyna? Po co to? Jak się to porusza?

3227

— Już dosyć — mówi doktór. — Tu gorąco, powietrze niezdrowe.

3228

— Zaraz, zaraz.

3229

Zagląda do pieca.

3230

— Jak wulkan — mówi.

3231

Uparł się, że zostanie, dopóki okręt nie ruszy: chce zobaczyć te wielkie koła i tłoki podczas pracy.

3232

— Czy mogą się zepsuć? Co będzie wtedy z okrętem? Dlaczego ta maszyna czynna, chociaż okręt stoi?

3233

— To dynamo: oświetla okręt i wentyluje. No, pójdziemy już.

3234

Nie, zaczeka. Musi zobaczyć: lubi rzeczy potężne. Czy jest huk i zawrotna szybkość?

3235

Nie było rady. Stała się rzecz niebywała. Okręt opuścił port o godzinę wcześniej, niż było w rozkazie. Dopiero na pełnym morzu dogonił ich statek, który przywiózł spóźnionych pasażerów i marynarzy. Za ten kaprys Kajtusia zapłacił dyrektor cyrku pięćset dolarów kary.

3236

— Nie szkodzi. To reklama. Dobrze Kajtuś zrobił: ludzie sławni powinni mieć kaprysy.

3237

Najstarszy marynarz uścisnął mu rękę.

3238

— Czterdzieści lat wożę ludzi przez ocean. Dumny jestem z takiego pasażera.

3239

Wieczorem w sali balowej odbył się bankiet na cześć Kajtusia. Panowie we frakach, panie w białych sukniach patrzą na Kajtusia przez lornetkę.

3240

Chłopcy okrętowi przyglądają mu się z podziwem i zazdrością. Czytali o nim w gazetach.

3241

— Więc to wszystko prawda, nie czar i nie sen? Więc zwyczajni ludzie, jeżeli zapłacą, mają takie okręty i pociągi, zabawy i wygody? Kto bogaty, ma wszystko. Dlaczego więc babcia i ojciec mówili, że pieniądze szczęścia nie dają?

3242

Późnym wieczorem wrócił z doktorem do kajuty.

3243

— Od jutra, mój przyjacielu, należysz do mnie. Rano kąpiel po lekkiej gimnastyce. Śniadanie: mleko, bułka, owoce.

3244

— Jakie owoce?

3245

— Nie wiem jeszcze. Poradzę się[115] z naczelnym kucharzem i poszukam w księgach lekarskich; zdaje się, że na okręcie najzdrowsze są winogrona.

3246

— No a co po śniadaniu?

3247

— Przechadzka po pokładzie. Potem lekcja muzyki. Trzy partie warcab[116] albo kino. Dziesięć minut gimnastyki albo pływania. Obiad. Leżakowanie. Wszystko z zegarkiem.

3248

— Więc jestem jakby w niewoli?

3249

— Tak. Wszyscy jesteśmy niewolnikami naszych obowiązków. A im kto więcej wart, tym więcej go pilnują. Ty, miły przyjacielu, masz wielkie talenty. Potrzebny jesteś ludziom. Nie należysz do siebie. Bardzo pilnować cię trzeba.

3250

Dziwnie to jakoś powiedział.

3251

Kajtuś spojrzał mu w oczy. Westchnął. Jakby przeczuł.

3252

— Nie wolno, bo niezdrowo.

3253

— Nie wolno, bo niebezpiecznie.

3254

— Nie wolno, bo za wcześnie, bo za późno, bo deszcz; nie wolno, bo gorąco.

3255

Co dzień to samo.

3256

— Zrozum pan wreszcie: nudzi mi się.

3257

— To trudno. Wczoraj ubyło ci na wadze sto gramów.

3258

— Chcę na bocianie gniazdo[117].

3259

— Tam wiatr; nie można.

3260

— Chcę do hali maszyn.

3261

— Nie. Pamiętasz: miałeś potem katar. Termometr wskazywał dwie kreski gorączki.

3262

— Chcę z chłopakami okrętowymi zabawić się w futbol.

3263

— Wiesz, że nauczyciel gimnastyki zabronił.

3264

— Więc w berka?

3265

— Nie. Możesz się od nich zarazić. To zwyczajni chłopcy: jeden z nich ma anginę, a śpią w jednej kajucie.

3266

Trzy razy próbował Kajtuś zemścić się, spłatać figla.

3267

Skoczy z pokładu do morza. Wykąpie się w całym morzu jak delfin, nie w ciasnym basenie. Kąpiel w oceanie!

3268

„Chcę, żądam, rozkazuję. Skoczyć, nurka głębokiego, na samo dno, w głębiny”.

3269

Powtarza. Nic. Opuściła go siła i władza; dlaczego?


3270

Urósł Kajtuś podczas podróży: dwa centymetry mu przybyło i sześćset gramów. Doktór zadowolony, a Kajtuś zły.

3271

— No widzisz: nie kaszlesz, nie bolą cię plecy ani głowa. Masz rumieńce. Termometr…

3272

— Pluję na termometr, gwiżdżę na rumieńce. Nawet w szkole było lepiej, bo miałem pauzę i podwórko. Mogłem robić, co chcę. Hollywood wcale mi się nie podoba.

3273

Już chciał powiedzieć, że woli Warszawę, ale się w porę zatrzymał.

3274

Więc cóż z tego, że piękny pałacyk w ogrodzie? „Najwygodniejszy i najdroższy” — bo tak telegrafował dyrektor cyrku i taki właśnie wynajął.

3275

„Nie wolno, nie można, nie trzeba”.

3276

Na okręcie nudził go doktór, a teraz, więcej jeszcze, sekretarz i reżyser filmowy.

3277

Próby, próby i próby.

3278

— Jeszcze raz. Scena sto dziesiąta.

3279

— Po co, kiedy już umiem?

3280

— Ty umiesz, ale inni źle grają.

3281

— A co mnie to obchodzi?

3282

Czasem na złość gra źle, bo niech go przestaną męczyć, przebierać jak lalkę. Gra sierotę. Obraz będzie się nazywał: Dziecię garnizonu. Albo: Tajemnica małego Dżeka. Jest szpiegiem, przekrada się przez druty kolczaste.

3283

Niech już fotografują.

3284

Nie; bo raz czapka niedobra, to znów spodnie inaczej podarte, nie tak, jak potrzeba; worek za duży, więc zasłania lewą nogę.

3285

Znów krawiec przymierza, znów fryzjer inaczej układa potargane włosy. Kłócą się, czy rana ma być na policzku, czy na czole. A Kajtuś stoi jak głupi i czeka.

3286

— No dosyć.

3287

— Jeszcze chwileczkę.

3288

W scenie trzydziestej, gdzie sierota ma płakać, Kajtuś nagle wywalił jęzor i śmieje się w aparat.

3289

— No widzisz, mój miły. Sam teraz jesteś winien. Umyślnie popsułeś taśmę. Musisz powtórzyć.

3290

Woli grać sam albo z dziećmi, najgorzej z dorosłymi gwiazdami.

3291

— Już dobrze — dąsa się Kajtuś.

3292

Ale dorosła gwiazda niezadowolona, bo podniosła rękę za wysoko albo głowę trzymała za nisko. Więc znów od początku.

3293

Znów Kajtuś biegnie i rzuca się jej w objęcia i głośno woła:

3294

— Mamo!

3295

A cicho:

3296

— Niech pani, do choroby, trzyma łeb jak trzeba.

3297

Gwiazda się obraziła. Musi ją Kajtuś przeprosić.

3298

Przerwa nareszcie. Ba! Przyszedł redaktor angielskiej gazety, chce porozmawiać z Kajtusiem. Przyszedł dyrektor wytwórni. Przyszedł delegat wręczyć podziękowanie za popis pływacki. Żona milionera chce go ucałować.

3299

— Niech pocałuje psa w nos.

3300

Patrzą na niego jak na małpę w zwierzyńcu. A gdy Kajtuś nie chce, sekretarz mówi:

3301

— Podpisałeś umowę.

3302

No tak: zobowiązał się, podpisał.

3303

— Jeszcze jeden ostatni raz. Przecież jesteś artystą, przecież ci zależy, żeby obraz był ładny — mówi reżyser.

3304

— Nie jestem artystą i wcale mi nie zależy.

3305

— To ważna scena, drogi przyjacielu.

3306

— Nie jestem pana przyjacielem. Nie lubię pana, nie znoszę.

3307

— Ależ za co?

3308

— Za to, że pan jest dla mnie taki dobry, taki cacany. A dlaczego pan pchnął staruszka, dlaczego pan wytargał za uszy tych chłopców i wyrzucił, i nie zapłacił ani grosza?

3309

— Wytłumaczę ci, tylko bądź cierpliwy. Dziewczynkę wziąłem z łaski, bo mnie jej matka prosiła. Dałem lustro i kazałem się w tydzień nauczyć.

3310

— Czego?

3311

— Miała się naprzód uśmiechać, potem patrzeć trochę zdziwiona, trochę przestraszona, potem miała się ucieszyć. Leniuch, nie nauczyła się. Straciłem przez nią dwa dni. Chłopcy mieli się bić na ulicy i samochód miał ich przejechać.

3312

— Wiem. Źle się bili, bali się, że samochód naprawdę ich przejedzie.

3313

— No tak. Więc wybrałem odważnych. Zepsuli mi trzydzieści metrów taśmy. Musiałem karę zapłacić.

3314

— Pan wszystko umie wytłumaczyć.

3315

— Nie rozumiesz, drogi kolego.

3316

— Nie chcę być pana kolegą i powiem dyrektorowi wytwórni, że chcę innego reżysera.

3317

— Zgodzi się, na pewno się zgodzi. Da innego reżysera, a mnie wypędzi. I stracę chleb; a mam żonę i dziecko. On chce się mnie pozbyć: weźmie młodszego, tańszego i jeszcze surowszego dla aktorów. Bo mówi, że jestem za mało energiczny, zbyt pobłażliwy. Nie rozumiesz, chłopcze. Mieszkasz w pałacu i nie wiesz, co się tu dzieje.

3318

„Nie wiem — pomyślał Kajtuś — ale dowiem się. Chcę wiedzieć”.


3319

Doktór zamyka drzwi pokoju Kajtusia.

3320

— Dobranoc.

3321

Kajtuś leży cicho. Potem ostrożnie podnosi się, ubiera, nakłada czapkę niewidkę i przez ogród wychodzi na ulicę.

3322

Chce wiedzieć, co się dzieje, jak żyją bezrobotni w tym bogatym mieście gwiazd filmowych.

3323

Co widział… co słyszał…

3324

Oto biedny pokój i jego mieszkańcy.

3325

— Nie ma pracy — mówi ojciec rodziny. — Za miesiąc mają nakręcić nowy obraz, gdzie potrzebne są tłumy. Może uda się coś zarobić.

3326

Inny pokoik. Wdowa i dzieci.

3327

— Nie mam szczęścia — żali się sąsiadce. — Albo jestem za gruba, albo za cienka, albo mam nos za długi, albo za krótki. Słyszałam, że potrzebne są dzieci. Idę. A oni akurat brzydkiego dziecka szukają; moje za ładne. Więc znów nic.

3328

Chwali się w innym mieszkaniu młody robotnik:

3329

— Mam robotę. Dobre i trzy dolary. Będę stał w oknie; będę patrzał na zbiegowisko. Potem rzucam w tłum cegłę. Muszę się uczyć przed lustrem, bo potrzebny jest zwierzęcy wyraz twarzy. Garbaty z jedną ręką może dostać dziesięć dolarów. Nie mają jeszcze, ale znajdą.

3330

Aż usłyszał Kajtuś i o sobie.

3331

— Temu szczeniakowi to dobrze. Obchodzą się z nim jak z jajkiem na miękko. Będą o nim pisali, że zarabia krocie. Reżyser dlatego nas tak męczy, że on nie chce przychodzić na próby. Delikatny przybłęda: mówi, że nudne. A nie łaska po pięć godzin dziennie udawać przed lustrem, że się dusisz?

3332

— Niedługo tak będzie. Za jakiś rok znudzi się publiczności. Znajdą sobie innego. Żeby już raz to Dziecię garnizonu skończyli. Najgorzej grać z gwiazdą, gdy kaprysi.


3333

Podsłuchał Kajtuś w czapce niewidce rozmowę w swoim pałacu:

3334

— Dziwny chłopiec — mówi nauczyciel muzyki. — Czasem przyjemnie mieć z nim lekcję, a czasem aż trudno wytrzymać. Czasem gra prześlicznie, to znów ma palce jak z drewna.

3335

— Nigdy nie wiadomo, co mu strzeli do głowy — żali się sekretarz. — Gdyby nie ja, już by zerwał umowę. Nie pozwoli sobie zwrócić najmniejszej uwagi. Zaraz się obraża i mówi: „No to nie”. Albo: „Co mnie to obchodzi”. Uparty, ambitny i kapryśny. Może się zmarnować, a byłaby szkoda.

3336

— Rozpieszczony i zuchwały — mówi nauczyciel gimnastyki. — Dla niekarnych nie ma miejsca na świecie.

3337

— Nie ma silnej woli — żali się doktór. — Niecierpliwy, chce od razu i zaraz. Kiedy go ząb bolał, byłem u czterech dentystów. Już tak się ostrożnie starali. Aleee! Wyrywa się, złości, ucieka. Chce leczyć ząb z zamkniętymi ustami. Czasem już naprawdę za wiele sobie pozwala.

3338

— Telegrafowałem do dyrektora cyrku, żeby przyjechał się nim opiekować. Sam prowadzi samochód i pędzi jak wariat; zabić się może. Uparł się, że za tydzień obraz musi być gotowy.

3339

No tak, Kajtuś nudzi się i buntuje. Nie chce, nie będzie się słuchał. Nie po to jest czarodziejem, żeby robić to, co mu każą. Podpisał umowę, więc niech skończą nareszcie ten film, żeby dyrektor cyrku otrzymał pieniądze, bo wydał dużo na podróż Kajtusia. Jeszcze tydzień będzie cierpliwy, a potem: — do widzenia.

3340

Nie chce ani reżysera, ani sekretarza, ani doktora, ani nauczycieli, ani krawców i fotografów, ani redaktorów i gwiazd filmowych.

3341

Chce być sam i wolny.

3342

Nudzi się. Źle mu w obcym mieście wśród obcych ludzi.

3343

Jeszcze tydzień: zaczął, więc skończy.

Rozdział piętnasty

W butach siedmiomilowych na koncert Greya — Porwanie — Myśl — W pałacu milionera

3344

Nareszcie. Film Dziecko garnizonu — skończony. Wieczorem odbędzie się bal dla gwiazd filmowych i redaktorów gazet. Scena, kiedy małego szpiega prowadzą na śmierć, a żołnierze płaczą — wypadła świetnie. Dyrektor wytwórni dziękuje Kajtusiowi.

3345

— No dobrze już. Jestem głodny. Chodźmy już do domu — mówi Kajtuś.

3346

Zajechał samochód. Reżyser pomaga Kajtusiowi wsiąść. Niepotrzebnie wcale: może przecież sam. Sekretarz siada obok Kajtusia.

3347

Szofer rusza.

3348

— Czy zapłacili? — pyta Kajtuś.

3349

— Zapłacili. Wczoraj odesłałem ostatnie już dwadzieścia tysięcy dolarów, które byłeś winien dyrektorowi cyrku. Jutro podpiszesz umowę na nowy film: Guliwer u olbrzymów.

3350

Kajtuś ziewa. Patrzy leniwie na domy i ogrody, niechętnie odpowiada na ukłony. Kłaniają mu się, znają go tu. Takie nudne: ciągle zdejmować kapelusz i jeszcze się uśmiechać.

3351

Nie będzie jadł obiadu.

3352

— Mówiłeś, że jesteś głodny.

3353

— Więc co, że mówiłem? Tak mi się podobało.

3354

Zupa żółwiowa mu nie smakuje, sarna za miękka, kompot za słodki, w kremie za dużo wanilii. Zjadł dwie porcje lodów.

3355

— Położysz się po obiedzie — mówi doktór. — Zmęczony jesteś, a bal późno się skończy.

3356

— Nie położę się — odpowiada Kajtuś. — Proszę przygotować mniejszy samochód.

3357

— Znów sam chcesz prowadzić?

3358

— Przecież umiem.

3359

— Ale nieostrożny jesteś. Ostatnio mało nie wjechałeś na drzewo.

3360

— Będę ostrożny.

3361

— Pojadę z tobą.

3362

— Nie trzeba. Chcę sam.

3363

Wziął w kieszeń ostatnią gazetę.

3364

— Może jednak pozwolisz, że ktoś z nas będzie ci towarzyszył?

3365

— Nie męcz mnie, doktorze.

3366

Sekretarz mrugnął, żeby już dać spokój.

3367

— Ale obiecujesz, że nie będziesz się kąpał w morzu?

3368

— Obiecuję. Nie będę się kąpał.

3369

— Wrócisz przed wieczorem?

3370

Kajtuś nie odpowiedział.

3371

Wsiadł, pojechał i nie wrócił ani wieczorem, ani w nocy, ani wcale. Samochód znaleziono bez trudu na brzegu — tam gdzie Kajtuś zwykle wypoczywał po męczących próbach. Pod drzewem leżała gazeta, którą był zabrał. Jeszcze tylko laska ze srebrną rączką. Zmięta trawa: siedział na trawie i czytał gazetę. Ślady stóp w stronę szosy, a nie do morza.

3372

Sprowadzone psy policyjne stoją w miejscu i wyją żałośnie.

3373

Jeśli, kąpiąc się, utonął, dlaczego nie ma ubrania? Jeżeli go porwali, żeby żądać okupu, dlaczego nie ma żadnych śladów walki — nigdzie znaków, że ktoś chodził, że był jakiś inny samochód?

3374

Tajemnica: żyje czy nie żyje?


3375

Kajtuś żyje. W butach siedmiomilowych uciekł do New Yorku. Na koncert Greya.

3376

Tak mu się zachciało. Usłyszeć znakomitego skrzypka.

3377

Bo o Greyu często wspominał nauczyciel muzyki; dumny, że był jego uczniem.

3378

— Kto raz usłyszy Greya, staje się na całe życie innym, lepszym człowiekiem. Gdyby pokochano muzykę, gdyby wszyscy mogli go usłyszeć — nie byłoby na świecie ani złych, ani nieszczęśliwych ludzi.

3379

— Grey to nie muzyk, to czarodziej. I więcej nawet niż czarodziej.

3380

Jakże go nie posłuchać? Właśnie teraz, gdy Kajtuś chce rozpocząć nowe, lepsze życie?

3381

Gdy Kajtuś nie był jeszcze czarodziejem, a zwyczajnym chłopcem, niespokojnym i złośliwym, wiele razy chciał się zmienić, poprawić.

3382

— Już nie będę. Już teraz inaczej. Od jutra. Od poniedziałku. Po świętach. Od półrocza. Już inaczej teraz.

3383

Gdy stał się czarodziejem, też czuł, że istnieje coś więcej, jeszcze więcej i lepiej niż czary. Bo czy nie skarżą się dalej na niego? „Kapryśny — przybłęda — uparty — niekarny”.

3384

Nie chce być ani bokserem, ani gwiazdą filmową. Chce być jak Grey: więcej niż czarodziej. Albo wróżem.

3385

Bo jeśli Zosia naprawdę jest wróżką?

3386

I tak się dziwnie akurat złożyło.

3387

Kiedy usiadł nad morzem, pełen niespokojnych myśli, kiedy rzucił okiem na pierwszą stronicę gazety, zobaczył dwie wiadomości.

3388

Pierwsza:

3389

„Dawno oczekiwany film: Dziecko garnizonu został już ukończony”.

3390

Druga dużymi literami wiadomość:

3391

„Dziś odbędzie się koncert Greya na rzecz bezrobotnych w New Yorku”.

3392

Kajtuś spojrzał na zegarek. W chwilę postanowił. Zdąży. Ale nie samochodem ani samolotem.

3393

Uda się czy nie uda?

3394

„Żądam i rozkazuję”.

3395

Cóż zresztą nadzwyczajnego? Chce tylko posłuchać muzyki, pięknej gry na skrzypcach. Nic więcej.

3396

Czary„Chcę, żądam i rozkazuję. Niech mnie buty siedmiomilowe zaniosą do New Yorku”.

3397

Poczekał. Odetchnął. Spojrzał ostro na nogi. Powtórzył.

3398

Czapkę niewidkę nacisnął mocno na czoło i niesie go wicher — nie wicher, burza — nie burza, ponad polami, lasami, górami.

3399

Piękna szalona podróż podniebna.


3400

Mija pierwsza i druga godzina podróży, w domu już się niecierpliwią, dlaczego Kajtuś nie wraca. Trzecia godzina, lekarz i sekretarz nie chcą czekać dłużej. Pewnie Kajtuś nad morzem, jak zwykle? Czwarta godzina — już policja i całe miasto wiedzą i szukają.

3401

Wieczór zapada. Rozpalili nad brzegiem ogniska, rybacy wyruszyli z sieciami: może Kajtuś łódką popłynął i zabłądził albo fala łódź zalała. Mkną auta, dzwonią telefony.


3402

Tu Kajtuś wylądował bezpiecznie — wolny i zadowolony.

3403

Zrzucił czapkę i buty czarodziejskie. Niewidzialny krawiec w mig przebrał go w nowe ubranie.

3404

Wsiadł w pierwszy napotkany samochód i wydał polecenie. Na koncert Greya.

3405

Zapłacił. Kupił lożę na wprost estrady[118]. I siedzi w wielkiej sali koncertowej.

3406

Znużony drogą oparł się o fotel. Zmęczony podróżą przymknął oczy. Zasnął.

3407

Śni mu się? Czy widzi? Czy słyszy? Czy ziemia, czy niebo? Płynie, a wokół kołyszą go fale pieśni.

3408

Budzi się. Patrzy.

3409

MuzykaTam daleko stoi, kto? Grey — jeden tylko człowiek. Trzyma w ręce, co? Małe drewniane pudełko — bo czym są skrzypce? Wodzi po czterech strunach kijkiem — bo czym jest smyczek?

3410

A oto w tysiące serc idzie tyle cichych szeptów — wspomnień, tęsknoty. Niezrozumiałe wyrazy dają nieznane rozkazy. Dziwna jasność i ciepło, i cisza, i piękno, i słodycz.

3411

— Tak, to więcej niż czar.

3412

Kajtuś słucha.

3413

Nagle pomyślał, że to się skończy, że Grey przestanie grać. Szkoda.

3414

Ktoś mu przeszkadza. W sąsiedniej loży siedzi pan, młody jeszcze, ale ma siwe włosy. Sam jeden, czarno ubrany. Bogaty. W krawacie szpilka z wielkim brylantem.

3415

Patrzy na Kajtusia smutnymi oczami.

3416

Już ktoś kiedyś patrzał tak na niego.

3417

Kto?

3418

Babcia.

3419

Kajtuś poruszył się niespokojnie na swoim fotelu. Wstał.

3420

„Chcę mieć skrzypce. Chcę mieć skrzypce”.


3421

MuzykaPalce drżą. Serce bije. Czuje Kajtuś dziwne ciepło w rękach i w sercu. Serce bije. Skrzypce grzeją. Palce drżą.

3422

Zaczyna grać. Cicho — cicho. Razem: tam Grey na estradzie, tu Kajtuś w swej loży.

3423

— Czy pozwalasz? — pytają się nieśmiało skrzypce Kajtusine.

3424

— Pozwalam. Proszę — odpowiadają skrzypce Greya.

3425

Zasłuchana sala nie zauważyła, że razem teraz grają. Nikt nie zauważył młodego chłopca w loży. Jeden tylko pan z brylantem i smutnymi oczyma, siwymi włosami.

3426

Kajtuś gra coraz śmielej, donośniej. Uśmiechnął się. Babcia mu się ukazała miła, niezapomniana. Łagodnie patrzy na Kajtusia i szepcze:

3427

— Bądź dobry — bądź dobry.

3428

Łagodnie patrzy i szepcze:

3429

— Największy skarb człowieka to czyste sumienie.

3430

Kajtuś gra głośniej. Grey ciszej, ledwie porusza smyczkiem strunach.

3431

Widzi Kajtuś rzekę szeroką, a nad rzeką miasto na wzgórzu. Co za miasto? Ach, Warszawa. Co za rzeka? Wisła szara. Oto ulica uboga i dom znajomy, w domu skromny wysoko pokój. Wysoko na piętrze z ciemnego korytarza. Widzi stół, przy którym odrabiał lekcje, i łóżko, i doniczkę w oknie, i kubek do kawy — i ojca, i mamę.

3432

Szarpnął strunami skrzypiec: ujrzał sobowtóra.

3433

Gra Kajtuś o swojej szkole, podwórku szkolnym, gwarnym. Gra pauzę hałaśliwą. Widzi ławkę, na której siedzi w klasie. Opowiada dźwiękiem strun o sprawiedliwym kierowniku szkoły. Daleko, daleko…

3434

Gra bajki, które słyszał, gdy mały był i do szkoły nie chodził. Gra Czerwonego Kapturka, Kopciuszka i Kota w butach. O krasnoludkach i o dobrej wróżce, i o Zosi sierocie, i jej mamie-wdowie.

3435

Widzi Kajtuś cmentarz i grób babci. O babci opowiada, o słabej, pochylonej, dobrej — opowiada skrzypcami.

3436

Dwie łzy stanęły w kącikach pod powiekami, rzęsami je kołysze w górę, na dół, w górę, na dół.

3437

Śpiewają skrzypce Kajtusine o dziadku, który był porywczy, o tajemniczym zegarze i dzikim winie, o psach i o kurce, która przestała się nieść. Dawno… bardzo dawno…

3438

— Kto ty jesteś? — pytają się skrzypce Greya.

3439

— Zgadnij — odpowiada Kajtuś. — Zgadnij, słuchaj.

3440

I znów o Wiśle, a nad brzegiem Wisły domy drewniane, chaty rybaków. Chat przybywa — wyrastają dworki i pałace. Jeszcze szumi bór, ale drzew już mniej, już mniej drzew wysokich nad szarą rzeką. Dawno, najdawniej.

3441

Gra Kajtuś fanfarę. Orkiestra wojskowa. Rżą konie, chorągwie powiewają.

3442

— Kto to?

3443

— Król.

3444

Gra Kajtuś walki i boje, zwycięstwa i porażki, najazdy i pożary, niewolę ponurą, wojnę, zmartwychwstanie.

3445

— Skąd ty jesteś? — pyta się Grey cichym szeptem strun.

3446

— Z Polski — Kajtuś odpowiada.

3447

Chce już przestać, bo bardzo zmęczony. Nie może.

3448

Płynie stara Wisła, jak płynęła dawno i najdawniej. Szumi bór, nad borem żurawie. Płynie z gór do morza, tam szybko i burzliwie, potem cicho i wolno, falą szeroką, do morza.

3449

— Moje miasto. Moja rzeka. Ja.

3450

Skończył. Nie biją oklasków. Cisza.


3451

PorwanieStało się to błyskawicznie, z zawrotną szybkością, w mgnienie.

3452

Silne ręce chwytają Kajtusia, unoszą, wynoszą z sali.

3453

Chce krzyknąć, ale ciężka dłoń zasłania mu usta.

3454

Zmęczony, nie może wydać rozkazu.

3455

Nawet nie próbuje.

3456

Kajtuś, już teraz doświadczony czarodziej, wie, kiedy myśl lotna zdolna jest do czarów, wie, kiedy gnuśna[119], niezdatna do czynu.

3457

Myśl! — Raz silna, młoda i bogata. Myśl! — Czysta, jasna i gorąca. Myśl! — Mądra, odważna, zuchwała. Myśl! — Dzika, dumna, wolna, własna.

3458

Myśl! — Cicha, dobra, smutna. Myśl! — Lękliwa, spłoszona, spętana. Myśl! — Słaba, senna, ociężała.

3459

Kajtuś bardzo — bardzo zmęczony. Bardzo zmęczony i leniwa myśl jego czarodziejska. Leniwa i bezsilna.

3460

Niosą go. Wszystko jedno! Korytarzem, na dół, wąskimi schodami. Wszystko jedno. Ich jest czterech dorosłych i silnych, a Kajtuś jeden mały chłopiec. Oni uzbrojeni w rewolwery.

3461

A Kajtuś bezbronny. Nawet skrzypce i smyczek wyjęli z bezwładnych rąk.

3462

— Nie bój się.

3463

Wcale się nie boi.

3464

— Nic ci się złego nie stanie.

3465

Ani się boi, ani dziwi.

3466

Jest ich czterech.

3467

Wybiegli na ulicę. Jeden niesie Kajtusia. Dwóch po bokach, czwarty otwiera drzwi samochodu.

3468

Policjant zauważył. Za późno!

3469

Siedzi Kajtuś we środku. Oni dwaj po bokach. Trzeci na przedniej ławce. Czwarty obok szofera.

3470

Migają jasno oświetlone domy, sklepy. Kajtuś widzi, oczy ma otwarte, ale jego myśl śpi. Nic go nie obchodzi.

3471

Porwany!


3472

Zaledwie samochód stanął przed pięknym ogrodem, zajaśniała brama i sama się otworzyła. Zaledwie zajechali przed pałac, zapaliło się światło na marmurowym tarasie i we wszystkich oknach wspaniałego pałacu.

3473

Lokaj zgiął się w niskim ukłonie i prowadzi Kajtusia po dywanie do gabinetu milionera.

3474

— Proszę zaczekać.

3475

Zabrał z biurka telefon i wyszedł.

3476

Kajtuś został sam. Bardzo dobrze.

3477

Jedną ścianę pokoju zajmuje wielka szafa, pełna książek dużych i małych. Na stole książki w bogatych oprawach. Na trzech ścianach obrazy. Portrety nad biurkiem: jeden obraz przedstawia młodą kobietę, a drugi portret chłopca. Na biurku kałamarz, przycisk[120], popielniczka, wiele różnych pamiątek kosztownych.

3478

Usiadł Kajtuś przy stole na wygodnym fotelu i przegląda rysunki w książce. Jedne ciekawe, drugie nieciekawe. Nieuważnie, niecierpliwie przerzuca karty, czeka, patrzy na ścianę.

3479

Kto jest ten chłopiec, do kogo podobny, kogo przypomina? Oczy tego chłopca już raz kiedyś widział.

3480

Kajtuś przeciągnął się. Nudno. Ziewa. Myśl jego śpi.

3481

Myśl! — Raz pamięta, raz błądzi i nie wie. Myśl! — Raz pyta się ciekawie, chce wiedzieć i szuka, woła, ściga, to znów kryje się i ucieka, nie umie i nie chce.

3482

Myśl! — Posłusznie pracuje albo uparta odmawia posłuszeństwa.

3483

Otwierają się cicho drzwi i stają przed Kajtusiem nieznajomy siwy pan z loży — ze szpilką z brylantem, i Grey.

3484

Grey podchodzi do Kajtusia, podaje rękę, gładzi ją, nie wypuszcza z dłoni.

3485

— To bardzo dobrze, żeśmy się spotkali. Długo na ciebie czekałem — mówi.

3486

— Pan na mnie czekał?

3487

— Dziwisz się — mówi Grey — ale zrozumiesz, skoro ci wytłumaczę. Prawda, że grałeś nie z nut, a z pamięci? Prawda, że gdybym cię poprosił o powtórzenie, już byś teraz nie umiał? Prawda, że nie umiałbyś nazwać tego, co grałeś? Więc powiem ci. Ta pieśń nazywa się: Smutek. Ta pieśń nazywa się: Tęsknota. W smutku i tęsknocie więdnie duch człowieka albo zakwita. A kwiatem ducha jest natchnienie.

3488

— Pani uczyła nas w szkole, że tylko poeci piszą w natchnieniu wiersze.

3489

— O, nie. Każdy człowiek w natchnieniu nie tylko pisze, ale gra i śpiewa, i tańczy, poznaje i przeczuwa. W natchnieniu znajduje przyjaciela, zdobywa nowe dla siebie prawdy, odmawia własną modlitwę. W natchnieniu rozmawia z duchami tych, co umarli i narodzą się dopiero, rozmawia i ślubuje wierność tym, których nigdy nie widział — i brata się z człowiekiem i psem, gwiazdą, kamieniem i kwiatem.

3490

Czy rozumiesz teraz, dlaczego, nie wiedząc, kim jesteś i gdzie przebywasz, tęskniłem, szukałem i czekałem na ciebie?

3491

— Nie rozumiem, może trochę rozumiem — przyznał się Kajtuś. — To bardzo trudne i nowe, o czym pan mi mówi, panie Grey.

3492

Lokaj wniósł na srebrnej tacy kolację. Kajtuś teraz dopiero spostrzegł, że jest bardzo głodny: cały dzień nic prócz lodów nie jadł.


3493

— No dobrze — mówi Kajtuś — jestem tu i jem z wami kolację. Wszystko bardzo mi smakuje: i wino, i sardynki, i tort, i kawior. Siedzę na wygodnym fotelu w pięknym gabinecie. Podoba mi się tu, ładnie tu. Odbyłem daleką i trudną drogę, zmęczyło mnie natchnienie. Z przyjemnością odpoczywam. Nie grozi mi tu nic. Pan się na mnie gniewa, panie Grey?

3494

— Za co?

3495

— Bez pozwolenia przeszkodziłem panu na koncercie. Bardzo pana przepraszam.

3496

— Nie trzeba. Za dokonane piękne czyny przepraszać nie trzeba.

3497

— No właśnie. Więc teraz wytłumaczcie mi, panowie, co się stało, co to byli za ludzie, dlaczego mnie porwano? Gdzie ja jestem?

3498

— Jesteś w pałacu milionera.

3499

Głosem cichym odezwał się teraz sąsiad Kajtusia z loży na koncercie.

3500

— Tak, jestem milionerem. Tu oto na ścianie widzisz dwa obrazy: tu wisi portret mojej żony, a tu portret mego synka. Byli, a już ich nie ma; żyli, ale już nie żyją. Jednego dnia o jednej godzinie, w jednym wypadku samochodowym zginęli oboje. Odtąd żyję samotny wśród obcych i nieżyczliwych ludzi. Jestem bogaty i bardzo nieszczęśliwy.

3501

— Zdaje się, że rozumiem. Dlatego kazałeś mnie porwać?

3502

— Tak. Chcę, byś został ze mną. Kupię ci wszystko, co zechcesz, dam wszystko, czego zapragniesz. Będę ci posłuszny. Możesz tu rozkazywać. Pokażę ci twoje pokoje — tam mieszkał mój synek. Zmienię wszystko tak, jak zażądasz. Jeśli lubisz podróżować, będziemy podróżowali; mam własny wagon salonowy i własny jacht. Możemy mieszkać w górach albo nad morzem, w Ameryce albo w Europie. Chcę, byś został ze mną.

3503

Długie milczenie. Tylko zegar tyka.

3504

— A co to byli za ludzie, ci czterej… panowie?

3505

— To są moi detektywi, moja straż. Pilnują, żeby nikt na mnie nie napadł, żeby nikt do mnie nie strzelił.

3506

— Ma pan wrogów?

3507

Bogacz uśmiechnął się boleśnie.

3508

— Mam wielu nieżyczliwych. Głodni i bezrobotni myślą, że to moja wina; a bogaci zazdroszczą mi, że mam więcej od nich; chcą mieć jeszcze więcej, a ja im przeszkadzam.

3509

— Więc niech pan nie przeszkadza, niech pan da pracę i chleb tym, którzy nie mają.

3510

— Gdybym chciał nie przeszkadzać, musiałbym zamknąć wszystkie moje kopalnie, fabryki i składy. Bo kto u mnie kupuje, nie kupuje u nich. Byłoby jeszcze więcej rodzin biednych bez pracy, nowe tysiące bezrobotnych.

3511

— Więc pana lubią te tysiące ludzi, którzy pracują w pana kopalniach, biurach i fabrykach?

3512

— Nie, nie lubią mnie.

3513

— Może mało pan im płaci?

3514

— Gdybym więcej płacił, musiałbym sprzedawać swój węgiel i żelazo drożej, cena mojego sukna, mojej kawy i gumy byłaby wyższa: nikt nie będzie u mnie kupował. Od razu wszystko stracę.

3515

— Więc dlaczego? — zaczął Kajtuś, ale nie skończył pytania.

3516

Bo oczy ma otwarte i widzi, i słyszy, i czuje, ale myśl jego zmęczona zasnęła.

3517

Grey spojrzał na zegar.

3518

— Późno już… Widzisz, chłopcze, myślą ludzie, radzą i różnie próbują. Jedni powoli i mozolnie, drudzy prędko, w natchnieniu. Teraz późno. Jeżeli tu zostaniesz, nieraz będziesz jeszcze rozmawiał ze swoim opiekunem. On bardzo pragnie, abyś z nim pozostał. Teraz wszystko zależy od ciebie.

3519

Milioner niespokojnie poruszył się w fotelu.

3520

— Tak, wszystko zależy od ciebie. Widzę, że na biurku nie ma telefonu. Zabrał go pewnie lokaj. Nie, nie chcę cię więzić. Nie chcę i nie mam prawa. Możesz telefonować, do kogo chcesz, możesz pisać listy i sam je wrzucać do skrzynki pocztowej. Możesz zamknąć się na klucz w swoim pokoju albo wyjść pieszo do miasta. Nie dawaj mi dziś odpowiedzi. Ani jutro nawet. Zastanów się dobrze, czy chcesz zostać moim przybranym synem. A teraz jedno pytanie: czy nie będziesz się bał spać sam w swoim pokoju?

3521

— Nie boję się — odpowiedział Kajtuś.

3522

Milioner zadzwonił na lokaja.

Rozdział szesnasty

Powrót do domu — Kajtuś poznał wroga — Katastrofa kolejowa — Spowiedź i śmierć detektywa

3523

Myśl! — Silna, młoda, jasna i gorąca.

3524

Myśl! Własna, hojna, dzika i zuchwała.

3525

Myśl czarodziejska!… Myśl słaba, senna i lękliwa.

3526

Myśl leniwa, bezsilna, bezbronna…

3527

Kajtuś widzi i słyszy, oczy ma otwarte. Ale myśl jego śpi. Nic go nie obchodzi.

3528

Ani się cieszy, ani smuci.

3529

Wszystko mu jedno.


3530

Pokój zabaw Kajtusia — to ogromna sala z dachem szklanym. W sali tej różne pokoje.

3531

W jednym pokoju forteca i żołnierze. Armatki, małe samochody, małe wagony poruszane elektrycznością. Piechota, czołgi, konnica. Ten pokój dwa dni mu się podobał.

3532

Drugi pokój — to chatka krasnoludków. Nie chce się bawić lalkami.

3533

Trzeci pokój — wyspa Robinsona. Są papugi prawdziwe, gadające, i małpki ucieszne. Są drzewa, które jak choinki można z miejsca na miejsce przestawiać. Jest wszystko do budowy namiotu. Skóry różnych zwierząt.

3534

Dwa dni spędził Kajtuś na przyjemnej zabawie.

3535

W czwartym pokoju zabaw jest sadzawka z prawdziwą wodą. Małe łódki, okręty, motorówki, łodzie żaglowe, rybackie. W wodzie ryby żywe, które można łowić na wędkę i w sieci.

3536

Więc co? Puścił fontannę, złapał rybę i wrzucił do wody z powrotem. Rzucił łabędziowi piernik. Nie było tu nic do roboty.

3537

W warsztacie pracował cały tydzień, ale więcej zepsuł, niż zrobił. Wszystko gotowe, już dopasowane; nie skaleczył się ani razu.

3538

W pokoju bibliotecznym za dużo tych książek, że nie wiadomo, co wziąć, co czytać: wszystko wydaje się za mało ciekawe.

3539

Nieciekawi i chłopcy, i dziewczynki — goście, których zapraszał milioner do wspólnej z Kajtusiem zabawy.

3540

Chłopcy udają niby zuchów, a wolą się bawić lalkami niż w wojnę; o bandytach słuchać nawet nie chcą — tacy nastraszeni.

3541

— Co ci jeszcze kupić, kogo jeszcze zaprosić? — pyta się milioner.

3542

— Nikogo nie chcę. Tu wszystko jest; nie kupuj, nie przynoś, nie chcę, dosyć.

3543

Czuje się Kajtuś jak ptak pochwycony w sidła, jak jaskółka przed odlotem w dalekie kraje.

3544

Bo postanowił wrócić do Warszawy.

3545

Już tam pewnie zapomnieli, już go nie szukają. Zatopili wysepkę na Wiśle, pewni, że rozstrzelali Kajtusia.

3546

— Dlaczego nie grasz na skrzypcach?

3547

— Po co?

3548

— Dlaczego nie czytasz?

3549

— Od czytania oczy się psują.

3550

— Dlaczego się nie bawisz?

3551

— Owszem. Później. Jutro.

3552

Wróci Kajtuś do Warszawy, przepędzi sobowtóra, który jego miejsce zajął i pęta się tam bez potrzeby.

3553

Jeśli nawet siłę czarodziejską utracił, wróci zwyczajnie. Zresztą udają mu się dawne, drobne czary, coś się tylko zepsuło.

3554

Trzeba albo odpocząć, albo zacząć od samego początku.

3555

„Chcę mieć pod poduszką torebkę z czekoladkami”.

3556

Raz jest, raz nie.

3557

„Chcę mieć w kieszeni złotówkę”.

3558

Jest. Ucieszył się.

3559

Ucałował mały, srebrny krążek.

3560

Na ulicy.

3561

„Chcę, by panu teczka wypadła spod pachy… Żeby ta pani kichnęła… Żeby pies szczeknął na dziewczynkę”.

3562

Udaje się albo nie — tak właśnie, jak było z początku.

3563

Trzeba jeszcze zaczekać…


3564

Doczekał się.

3565

Milioner wyjechał, bo w dalekiej kopalni robotnicy zagrozili strajkiem.

3566

Kajtusiowi udało się wyjść samemu z parku. Szybko zmieszał się z tłumem ludzi. Wsiadł w tramwaj. A gdy przekonał się, że nikt go nie pilnuje, zmienił twarz i ubranie i podążył do portu.

3567

Na wielkiej białej tablicy wypisane są dnie i godziny, kiedy wyruszają okręty. Kajtuś czyta. Zaczepił go młody pan:

3568

— Te, chłopak. Czego tu szukasz?

3569

— Szukam roboty.

3570

— Daj dolara, to cię zaprowadzę, gdzie trzeba.

3571

Kajtuś wręczył mu pięć dolarów; nie otrzymał reszty.

3572

— No chodźcie, urwisy.

3573

Teraz dopiero zauważył Kajtuś, że było chłopców z dziesięciu; zaprowadził ich pan do biura; brudnego baraku drewnianego.

3574

— Zaczekajcie tu, obdartusy.

3575

Wołają ich po kolei do pokoju, na egzamin.

3576

— Jak się nazywasz, ile masz lat, gdzie mieszkasz, czy chodziłeś do szkoły?

3577

— What is your name?[121] — Wie alt bist du?[122] — Ou demeures tu?[123] — Andato a scuola?[124] — pyta się pan z fajką w zębach.

3578

Kajtuś odpowiada po angielsku, po niemiecku, po włosku. Kłamie w czterech językach. To nic: zapisują do książki biurowej.

3579

— Pokaż ręce. Pokaż zęby. Hm, hm! Przeczytaj to — to.

3580

Na brudnej, zatłuszczonej kartce dwa zdania: „Nie kraść. Słuchać się”.

3581

— Zrozumiałeś?

3582

— Tak.

3583

Młody szepnął coś do ucha panu z fajką. Ten wziął w lewą rękę kij i uderzając Kajtusia wskazującym palcem po nosie, groźnie w czterech językach powtórzył:

3584

Be obedient! — Gehorsam sein! — Sois obeissant! Sii ubbidiente![125] — Zrozumiałeś?

3585

— Tak.

3586

— Podpisz imię i nazwisko. Tylko nie pomyl się. Musisz napisać to samo, co w twojej fałszowanej metryce.

3587

— Papiery moje nie są wcale fałszowane.

3588

— Milczeć! Dobry jesteś kwiatek.

3589

Tak dostał się Kajtuś na okręt.

3590

Na ten sam, którym przyjechał do Ameryki, ale teraz nie jako gwiazda filmowa, nie w towarzystwie sekretarza, lekarza, nauczyciela, nie jako pasażer pierwszej klasy; nie pieszczoch i kapryśny panicz, ulubieniec pięknych pań i eleganckich panów wraca do domu.


3591

Niechętnie przyjęli go chłopcy-koledzy.

3592

— Masz jakie rzeczy?

3593

— Nie mam. Nie zdążyłem zabrać.

3594

— Ile łapówki dałeś?

3595

— Żadnej łapówki nie dałem — mówi Kajtuś.

3596

— Głupiemu gadaj, ale nie nam. Bez ciebie by się tu obyło. Cztery języki zna, a buty dziurawe. Rączki jak u panienki, a we łbie pewnie wszy.

3597

Kajuta ciasna, ciemna. Kajtuś usiadł na skrzynce, bo krzesła nie było.

3598

— Kto ci się pozwolił rozsiadać na moim kuferku? Stój i czekaj, dopóki miejsca nie znajdziemy. Gdzie on będzie spał? W naszej kajucie i tak duszno; wy go weźcie do siebie.

3599

— A nas też jest pięciu.

3600

— Takiś mądry?

3601

— No. Przyjęli go na miejsce Michała, to i spać będzie tam, gdzie spał Michał. Ty właśnie jesteś za cwany.

3602

— Stul pysk. Dwa miesiące służy, a jaki ma rezon[126]. Popływaj rok jak ja, będziesz miał prawo gadać. Ja tu rządzę.

3603

— Świat się dziwi! Rok pływa. Jaki wielki weteran. Mój ojciec dwadzieścia lat jest marynarzem — jeszcze za nieboszczyka kapitana, na „Posejdonie”. Ma dwa medale za ratowanie tonących.

3604

Już mieli się wziąć za czuby, gdy do pokoju wszedł „rudy”, starszy lokaj z kredensu. Jemu powierzona była opieka nad chłopcami.

3605

I on źle przyjął Kajtusia. Trochę pijany przed podróżą, zły, że ktoś bez niego wkręcił na okręt chłopaka.

3606

— Gdzie ten nowy? Równiej stój, pokrako. Laluś! Zaraz pewnie dostanie morskiej choroby.

3607

— No właśnie. Nieporządku narobi w kajucie. Niech w sionce śpi.

3608

— Milczeć! Tam będzie spał, gdzie ja każę. Pokaż zęby, czy myte? Pokaż ręce. No, no. Stań przy drzwiach. Nogi razem. Ukłoń się.

3609

Kajtuś się ukłonił.

3610

— Jeszcze raz. Kto cię tak nauczył? Równemu się kłaniasz? Łeb w dół, gęby nie podnosić. Niżej, jeszcze niżej.

3611

Chwycił Kajtusia za ramię i gniecie, i trzęsie, i pcha.

3612

— Podaj szklankę wody. Żywo ruszaj się. Nie tak. Nie z tej strony. Uśmiechnij się, karawaniarzu[127]. Źle. Jeszcze raz. Masz zapałki. Weź pudełko do kieszeni.

3613

Rudy usiadł, włożył do ust papierosa, zawołał:

3614

— Chłopiec, ognia!

3615

Kajtuś stoi.

3616

— Ognia, rozumiesz, durniu? Podaj zapaloną zapałkę.

3617

A Kajtusiowi ręce drżą. Chłopcy się śmieją. Zapałki sypią się na ziemię.

3618

Kajtuś zbiera zapałki, a z oczu płyną łzy.

3619

— No dosyć, kaleko. Na oczy mi się nie pokazuj, dopóki cię nie wytresują.

3620

Zaczęli Kajtusia tresować. Dali zielony fraczek ze złotymi guzikami. Zaczęła się służba.

3621

Próbują, czy Kajtuś posłuszny, czy pracowity, czy nie ma długiego języka, czy nie będzie donosił.

3622

— Te, karawaniarz! Zastąp w kuchni, bo mnie głowa boli.

3623

— Te, idź do czytelni gazet, a ja będę w klubie.

3624

— Dobrze — zgadza się Kajtuś.

3625

W kajucie klubowej pasażerowie w karty grają: tam o napiwek łatwiej i weselej i można znaleźć pieniądz na podłodze, i nawet bardzo ostrożnie, przy podawaniu, strącić palcem ze stołu na podłogę papierek.

3626

Nie wolno powiedzieć, że go prosili o zmianę.

3627

— Dlaczego ty jesteś w czytelni?

3628

— Omyliłem się. Nie dosłyszałem rozkazu.

3629

— Dyżur karny, całą noc przy ustępie.

3630

Dobry kolega! Dziwny jakiś: smutny, na wszystko się zgadza. Ani zażartuje, ani się pośmieje. Nie wiedzą chłopcy, jaki Kajtuś dawniej był wesoły: aż nawet zanadto!

3631

Jak oni zwąchają od razu, gdy Kajtuś dostanie napiwek. Zaraz:

3632

— Zagrasz w karty?

3633

— Dobrze.

3634

Wie, że mają karty znaczone. Prędko przegrywa dolara i idzie spać do sionki. Wie, że trzy razy uderzą go drzwiami, gdy nocni wracać będą do kajuty pikolów[128].

3635

Wszystko jedno: niedługo.

3636

Byle okręt zawinął do portu.


3637

Wyszedł Kajtuś po służbie na pokład, patrzy na morze i myśli:

3638

„Biedny Michał. Leży teraz w szpitalu, może już nie żyje. Już wtedy był chory”.

3639

Kajtuś zastępuje właśnie miejsce Michała. Pamięta bladego chłopca, który tak się smutnie uśmiechał. Bo Kajtuś zna ich wszystkich, tych swoich kolegów, z którymi doktór wtedy nie pozwalał się bawić. Dał im wszystkim po dziesięć dolarów, gdy stali pochyleni w niskim ukłonie — gdy Kajtuś „król wód” i zwycięzca Murzyna — gdy gwiazdą filmową wysiadał[129] z okrętu.

3640

Raz Michał miał dyżur w pływalni. Podawał właśnie ręcznik Kajtusiowi — gdy się zakasłał[130]. Taki się zrobił czerwony, widać było, że całą siłą pragnie zatrzymać kaszel. Zaraz nauczyciel gimnastyki wyrwał Michałowi ręcznik i potem już tylko raz widział go Kajtuś, gdy rękę wyciągnął po napiwek i cicho szepnął:

3641

— Dziękuję.

3642

Patrzy Kajtuś na morze i myśli:

3643

„Czy ci chłopcy są źli, czy dobrzy, czy naprawdę źli, czy tylko zepsuci?”.

3644

Dziś słyszał taką ich kłótnię:

3645

— Poczekaj, złodzieju. Jak mi nie oddasz tych dwudziestu centów, powiem rudemu, skąd masz ten ołówek. Myślisz, że nie widziałem? Nie bój się; ja po ciemku także dobrze widzę. W sali kinowej ten szczeniak filmowy zapisał coś i położył na stole. A ty podałeś lemoniadę i zgoliłeś.

3646

— Dobrze, powiedz, a ja powiem o twojej butelce wina z kredensu. Ja ołówek darowałem rudemu, a wino ty sam wychlałeś.

3647

Dopiero zrozumiał Kajtuś, dlaczego nie mógł wtedy znaleźć ołówka w srebrnej oprawie. I dziwi się, że można kraść i uśmiechać się mile, kłaniać się do pasa i nazywać: szczeniak.

3648

I tam, i tu, i wtedy, i teraz. Dlaczego wreszcie są biedni i bogaci, dlaczego się tak nie lubią?

3649

Przecież słońce dla wszystkich jednakowo świeci.

3650

Patrzy Kajtuś na morze i na niebo, i zachodzące słońce. Słucha, jak śpiewa po włosku pasażer pierwszej klasy, ten dyplomata włoski, dla którego mu kazał rudy być szczególnie grzecznym.

3651

— Umiesz „parlare italiano[131], więc gadaj. I sam zarobisz, i okrętowi reklamę przyczynisz.

3652

Ale Włoch tylko z daleka uważnie się Kajtusiowi przygląda, ani razu go nie zaczepił.

3653

Za to drugi pasażer często zagadywał i uśmiechał się do Kajtusia.

3654

Chłopcy nazywali go dziadem, bo był niedbale ubrany, albo „ślepy”, bo nosił ciemne okulary.

3655

I teraz też w okularach.

3656

— Aa, pikolo, nie śpisz?

3657

— Nie śpię, jaśnie panie.

3658

— I patrzysz na morze?

3659

— Patrzę, jaśnie panie.

3660

— I tak sobie myślisz?

3661

— Myślę, jaśnie panie.

3662

— I pewnie ci smutno, tęsknisz? Napij się odrobinę, kochanie.

3663

Kajtuś wyciąga rękę, ale czuje ten sam zapach wina: wtedy na cmentarzu i wtedy w cyrku w Paryżu.

3664

— No pij, będziesz dobrze spał.

3665

Kajtuś nagłym ruchem wytrąca kieliszek z ręki — i:

3666

— Zgiń, maro przeklęta.

3667

Dziad chwycił za poręcz, jęknął przeciągle, jakby zawył, i znikł nagle, jak nagle był się zjawił.

3668

Kajtuś rozejrzał się niespokojnie, ale na pokładzie nie było nikogo. Z dala Włoch, odwrócony tyłem — śpiewał dalej: nie widział.

3669

Wrócił Kajtuś do kajuty.


3670

— Dziś z nami możesz spać. Przekonaliśmy się, że jesteś dobry kolega. A w sionce niewygodnie; budzą cię.

3671

— Dziękuję.

3672

Tu nikt nie budzi Kajtusia, ale i tak nie śpi.

3673

Więc zna już swego wroga. Znów chciał go spoić i może utopić albo nowe wywołać brewerie[132]. Nie, nie będę wariował. Nie na to zostałem czarodziejem. To pierwszy lepszy błazen szkolny potrafi i nawet bez wina ze srebrnego kubka. Pewnie będzie się mścił. Nie szkodzi. Przekonałem się teraz, że jestem silniejszy od niego. Co będzie jutro, gdy zobaczą, że nie ma dziada? Czy przyznać się, że go widział ostatni i że z nim rozmawiał?

3674

Ale stary w ciemnych szkłach przyszedł na śniadanie. Jakby nigdy nic, jakby nie on wcale.

3675

— Dlaczego chcesz mnie zgubić? — groźnie zagadnął go Kajtuś.

3676

— Zdawało ci się, kochanie. Nic nie wiem, nie pamiętam.

3677

Uśmiecha się, ale nie oszuka Kajtusia.

3678

— Pilnuj się. Nie wchodź mi w drogę, bo pożałujesz — szepce Kajtuś.


3679

Ostatniego na okręcie wieczora radio obwieściło, że najnowszy przebój, arcydzieło tajemniczej gwiazdy — Dziecko garnizonu — jest już w Europie i wyświetlony będzie we wszystkich kinach miast.

3680

„Jeśli został porwany, odnajdziemy go — głosił komunikat — by wziął udział w nowym obrazie. Jeśli pochłonęło go morze, Dziecko garnizonu będzie jedynym, ale tym cenniejszym pomnikiem jego gry”.

3681

— Te, karawaniarz. Zafundujemy ci kino, żebyś źle o nas nie myślał. Wiemy, że ty nie masz forsy, bo wszystko w karty przegrałeś.

3682

Uśmiechnął się Kajtuś. Pożegnał się i poszedł.

3683

Zmienił twarz i ubranie.

3684

Pociąg odchodzi za cztery godziny. Więc co robić? Poszedł do kina.

3685

Myślał, że może przyjemnie mu będzie widzieć na obrazie siebie. Ani trochę. Naiwny był w swych marzeniach o sławie. Kwiaty więdną, oklaski cichną, światła gasną. Wraca człowiek do domu zmęczony, smutny i jeszcze bardziej samotny. Jedno w sławie jest piękne: że bawi ludzi i wzrusza, że pociąga, porywa, że przynosi ludziom pożytek. Ale to jest dobro, które może być ciche i bliskie, dla swoich i tych, z którymi się sam człowiek, a nie obraz jego czy nazwisko spotyka.

3686

W scenach zbiorowych poznaje Kajtuś zbiedzonych, poniewieranych aktorów okrutnego miasta. I nie obrazy ekranu ogląda Kajtuś, ale swoje wspomnienia.

3687

Dosyć.

3688

Spojrzał na zegar, nie czekał do końca. Chodzi po bogatych ulicach, a potem po biednych.

3689

— Wszędzie tak samo. Już lepiej na dworcu.

3690

Kupił gazetę i szuka wiadomości z Warszawy; już jutro ją zobaczy.

3691

Serce mocniej zabiło, gdy pociąg ruszył.

3692

Może po drodze wstąpić do Zacisza?

3693

Pewnie, że przyjmą go radośnie.

3694

Do domu — do swoich — do siebie!


3695

Jeden tylko w przedziale siedzi pan z długą czarną brodą. Miejsca dosyć: można się wyciągnąć na ławce po wielu nocach spędzonych w niewygodnej sionce okrętu.

3696

— Spać, spać.

3697

Wyjął z walizki gumową poduszkę, nadmuchał, nakręcił, żeby powietrze nie wyszło — położył pod głowę.

3698

Wagon kołysze się, koła uderzają o połączenia szyn. Przyjemna melodia, kołysanka podróży.

3699

KatastrofaNagle rozległ się ogłuszający trzask. Wagon skoczył w górę, zatrzymał, pochylił się w bok, raz jeszcze posunął się gwałtownie. Przewrócił się.

3700

Światła zgasły. Rozległy się krzyki i jęki w ciemności.

3701

Kajtuś rzucony ze swej ławki.

3702

„Żyję, jestem zdrów i cały”.

3703

Jak się wydostać? Część wagonu, gdzie były drzwi, połamana.

3704

Kajtuś wspina się ku oknu, które teraz jest jakby w suficie.

3705

Jęki i wołania o pomoc coraz głośniejsze. Aż stało się to najgorsze: pożar.

3706

Byłby spłonął żywcem, ale wagon oderwał się i spadł z nasypu, w ścianie utworzył się wyłom.

3707

Już ma Kajtuś opuścić nieszczęśliwy pociąg, gdy nagle usłyszał błaganie:

3708

— Antoś, ratuj!

3709

Kto go tu zna, kto wołał po imieniu?

3710

— Ratuj! Powiem ci wszystko.

3711

Jego towarzysz jęczy, zgnieciony przez dwie deski wagonu.

3712

Światło pożaru pada na twarz śmiertelnie bladą. Kajtuś przygląda się zdumiony: broda się odkleiła; ranny to Włoch z okrętu.

3713

— Pomóż, przecież ci łatwo, bo jesteś czarodziejem.

3714

Ach, prawda.

3715

Po chwili nieznajomy leżał z dala od płonącego pociągu na trawie.

3716

— Dziękuję ci. Słuchaj. Jestem detektyw Filips. Należy ci się nagroda. Wiem wszystko. Wysłałem do Warszawy depeszę, żeby cię aresztować na stacji. Chciałem się porozumieć z tobą, ale on przeszkodził. Ten „ślepy” z okrętu; widziałem wszystko w lustrze; zawsze mam je przy sobie. Strzeż się go: jedzie tym samym pociągiem. Śledziłem cię krok w krok. Wyspę sam zatopiłeś, a nie kule armatnie. Kasjer mówił, że chłopiec chciał kupić bilet do Paryża. Gdzieś w drodze musiałeś się zatrzymać. Walki z bokserem nie widziałem, a potem — popis pływacki i w Hollywood. W czapce niewidce rozdawałeś bezrobotnym złote monety… oni je gubili. Jedną ręką wyciągnąłeś z błota samochód. Znikłeś mi. Koncert Greya… Pilnowali cię detektywi i ja… Tamtym uciekłeś… Ja z tobą na okręcie… Twój pomocnik… On wszystko złe… On… Jedzie… Wróg… Wykoleił… Boli. Nie ja… Nie gniewaj się… — Piękna śmierć… Nawet czarodzieja… Tak… Raport… Ty… Raport… Filips nie żyje.

3717

Kajtuś odkleił do reszty zwisającą brodę przyklejoną i zaniknął Filipsowi oczy. Ręce skrzyżował mu na piersiach.

Rozdział siedemnasty

Kajtuś dwa razy aresztowany — Trzy razy uniknął śmierci — Ulepszona czapka niewidka — Wichrem porwany

3718

Sławny detektyw Filips zginął w katastrofie kolejowej.

3719

— To źle, to bardzo źle. To smutne, to bardzo smutne — powiedział naczelnik policji kryminalnej. — Straciliśmy najzdolniejszego pracownika. Nikt nam go nie zastąpi.

3720

— To dobrze, to bardzo dobrze. To wesołe, to bardzo wesołe — mówili międzynarodowi złodzieje, oszuści i włamywacze. — Nikt jego nie zastąpi.

3721

Filips przez lat dwadzieścia niezmordowanie ścigał i tropił przestępców. Brał sprawy najtrudniejsze. Pracował sam. Pociągiem i samolotem, jachtem i motocyklem, z miasta do miasta, z hotelu do hotelu — zawsze w podróży. Często całymi tygodniami nie wiedział nikt, gdzie się podziewa. Dopiero kiedy poznał całą bandę i herszta — dawał znać o sobie.

3722

Gdy sprawa była trudna, a zazdrośni koledzy mówili:

3723

— Filips nie pokazuje się, bo się wstydzi. Tym razem mu się nie uda.

3724

Nagle przychodziła depesza.

Zamawiam pięć metrów płótna i dziesięć metrów sukna pod adresem takim i takim.

3725

Znaczyło to, że ma być pięciu policjantów i dziesięciu agentów tajnych.

3726

Podczas aresztu[133] stał zawsze z daleka, przebrany za damę w sukni. Stał z rewolwerem gotowym do strzału. Ale nie strzelał.

3727

Mówił zawsze:

3728

— Wasze zadanie to prędko i mocno pochwycić, kogo należy, moje zadanie: pilnować, żeby kto z gapiów nie dostał kulą.

3729

Gapie — to ci przechodnie ciekawi, którzy zbierają się tłumnie, gdy jest awantura; oni najwięcej przeszkadzają.

3730

— Jak złapać wilka, gdy w lesie drzewa go zasłaniają?

3731

Dumny był, że nikt nigdy nie był ranny podczas aresztowania.

3732

— Zdrowa policja powinna wyławiać zdrowych złoczyńców spośród zdrowych gapiów. Aresztuję ludzi, a nie siekane kotlety.

3733

Nie podobało się kolegom, że za długo zwleka. Już wie, już zna bandytę, chodzi za nim krok w krok, a nie pozwala wsadzić do więzienia.

3734

— Ich pośpiech pomaga nam pochwycić, a nasza poważna robota przeszkadza im się ukryć. Śpieszyć się, to złapać mniej winnego, a zostawić na wolności tego, kto winien najbardziej. Trzeba wrzód rozciąć szeroko, żeby się cała ropa wylała.

3735

Kiedy policja szukała dwóch bandytów w Berlinie, Filips przyłapał nie dwóch, a dziewięciu, i nie w Berlinie, ale w Wiedniu. I tak zawsze; więcej, niż sądzili, i nie tam, gdzie myśleli.


3736

Niebezpieczny był „modniś z walizką”. Był to herszt oszustów; nosił zawsze małą walizkę z bombą o wielkiej sile wybuchowej.

3737

— Drogo sprzedam wolność — odgrażał się.

3738

Dwa miesiące chodził i jeździł za nim Filips. Wreszcie z jednym tylko mundurowym policjantem, w teatrze, podczas przedstawienia.

3739

— O, temu proszę nałożyć kajdanki.

3740

— Mnie kajdanki? — i modniś pokazał walizkę.

3741

— Nie szkodzi. Zamieniłem walizkę. Pana bomba jest u mnie, a moja bomba nikomu szkody nie przyniesie.

3742

— Kłamiesz pan.

3743

— Możesz pan sprawdzić. Nie jestem oszustem. Włożyłem tam nawet kartkę wizytową.

3744

Modniś zbladł.

3745

— Proszę nie rozmawiać, bo to przeszkadza — rozgniewał się sąsiad Filipsa.

3746

— Przepraszam bardzo — skromnie odpowiedział Filips.

3747

I już siedzą cicho do końca przedstawienia. Modniś w kajdankach też wysłuchał do końca, tylko już klaskać nie mógł.


3748

Filips wysłał do Warszawy depeszę tej treści:

Wtorek. Sprzedać źrebaka. Sto metrów atłasu[134], sto pluszu i sto jedwabiu.

3749

Znaczyło to:

3750

— Aresztować młodego chłopca. Na dworcu ma oczekiwać stu policjantów, stu towarzyszyć ma w drodze do więzienia i stu pilnować w więzieniu.

3751

— Chyba jakaś omyłka.

3752

— Poczekajmy na drugą depeszę.

3753

Myśleli, że otrzymają dokładne wskazówki, bo Filips zawsze kilka depesz wysyłał: jeżeli jedną ktoś zdradzi, też mu niewiele pomoże.

3754

Ale nie. Już jest wtorek. Ludzie się dziwią, że tyle policji na dworcu. Pociąg nadchodzi. Czekają, szukają między pasażerami, którzy wysiadają z wagonów.

3755

Filipsa nie ma, a z wagonu pierwszej klasy z bandażem na czole wysiada Kajtuś.

3756

— Stój. Kto cię zranił?

3757

— Nikt. Podrapałem się. Pociąg się wykoleił.

3758

— A gdzie są ojciec i matka?

3759

— Ten pociąg nie miał ojca ani matki.

3760

— Nie udawaj głupca. Z kim jechałeś?

3761

— Z panem Filipsem. Ledwo mi się zdążył przedstawić.

3762

— Dlaczego?

3763

— Bo kitę odwalił[135].

3764

— Założyć chłopakowi kajdanki.

3765

— Bardzo mi przyjemnie.

3766

Starszy konwoju[136] jest wściekły.

3767

— Co to wszystko znaczy? Prawda, że źrebak cwany i zuchwały; ale po co stu ludzi dla jednego malca?

3768

Odesłał ludzi do koszar i sam wsiadł z Kajtusiem do więziennej karetki[137].

3769

Ruszyli.

3770

— Usiądź, czego stoisz?

3771

— Muszę patrzeć przez kratkę, żeby mnie za daleko nie zawieźli — mówi Kajtuś.

3772

— A ty gdzie chcesz?

3773

— Nie do ula[138]: do domu. Zanadto pan ciekawy.

3774

Kajtuś niby żartuje, ale jest niespokojny i rozdrażniony.

3775

— Takie przywitanie, jakie było pożegnanie z miastem rodzinnym.

3776

Uśmiechnął się boleśnie.

3777

— No dosyć.

3778

Westchnął głęboko, spojrzał na swoje ręce, na ręce dozorcy. Zmarszczył brwi. Wydał rozkaz.

3779

— Czego się na mnie gapisz?

3780

— Zaraz się pan dowie.

3781

Westchnął. Powtórzył żądanie.

3782

— Przyjemnej drogi panu naczelnikowi — mówi Kajtuś uprzejmie i otwiera drzwi więziennej karetki.

3783

Starszy konwoju z kajdankami na rękach i kneblem w ustach jedzie kłusem do więzienia, a źrebak wysiada.

3784

Zrozumiał teraz zarozumialec, że Filips miał słuszność.

3785

A Kajtuś rozgląda się ciekawie po mieście.

3786

Nic się tu nie zmieniło. Te same sklepy i kina; tak samo ogłoszenia na słupach; tacy sami przechodnie.

3787

Nic się nie zmieniło, tylko Kajtuś już inny.


3788

Przechodzi obok swojej szkoły. Przystanął przed bramą i słucha, jak brzęczą głosy.

3789

Ubrał czapkę niewidkę na głowę i wchodzi na podwórko.

3790

Poznaje kolegów, urośli. Ot, dzieciarnia, co oni wiedzą? Bawią się, gonią, popychają — śmieją się bez troski.

3791

— Nieprawda! Mają swoje dziecinne smutki i obawy, i obowiązki.

3792

Skrzywił się Kajtuś, zobaczył sobowtóra, jak gra w klasy. Jakim życiem żyje ta dziwna mara wywołana przez niego. Czemu drażni go i niepokoi? Przecież sam tak chciał.

3793

— Pójdę. Nie mam tu co robić.

3794

Otworzył furtkę szkolnego podwórka.

3795

— Hej, kto tam wychodzi? — zawołał woźny.

3796

Wyszedł niewidzialny Kajtuś, a woźny za nim.

3797

A przez ulicę właśnie przechodzi chłopak.

3798

— Czego się tu kręcisz? Dlaczego bramę otwierasz?

3799

— Co? Ja bramę? Czego pan chce ode mnie?

3800

— Wiesz, łobuzie, czego chcę.

3801

— Nie wiem.

3802

— Nie odgaduj, bo oberwiesz. Marsz stąd!

3803

— Właśnie idę.

3804

Widzi Kajtuś rumieniec gniewu i iskry buntu w oczach chłopaka. Pamięta, ile razy niesprawiedliwie jego posądzali.

3805

Co robić, żeby człowiek ufał człowiekowi? Niesłuszne podejrzenia budzą mściwość, a nieufność zabija prawdę w człowieku.

3806

Gdyby można było wszystko wszystkim mówić!

3807

Aż się łzy zakręciły w oczach.

3808

Szybko przeskoczył mur, wrócił na podwórko szkolne. Akurat dzwonek. W zamieszaniu łatwo mu było zatrzymać i zniszczyć sobowtóra. Wrócił do dawnej postaci. Precz odrzucił czapkę niewidkę.

3809

— Ja — to znów ja. Jestem znów dawny Antoś.

3810

Gwizdnął i biegnie do swojej klasy. Gładzi ręką ławkę jak wiernego konia. Wstaje, gdy wszedł nauczyciel. Wyjął z teczki książkę i zeszyt. Słucha uważnie. Jakby zapomniał zupełnie o tym, co było. Niezbyt ciekawa godzina rachunków upłynęła szybko.

3811

Koniec dnia szkolnego. Biegnie do szatni, w korytarzu spotyka panią.

3812

— Antoś, dlaczego czoło masz skaleczone?

3813

— Nic. Głupstwo.

3814

Już na ulicy i na schodach, i już widzi mamę. Rzucił się matce na szyję i mocno przycisnął.

3815

— Mamo — nic więcej powiedzieć nie może.

3816

— A tobie co się stało? Co to? Dlaczego głowę masz skaleczoną?

3817

— To nic. Głupstwo.

3818

Ale mama żąda odpowiedzi.

3819

— Ach, mówię przecież. Skaleczyłem się. Uderzyłem.

3820

— Powiedz, Antoś, prawdę.

3821

— No, pociąg się wykoleił. Nie czytała mama w gazecie?

3822

— Jaki pociąg? Co ty wygadujesz?

3823

— Nie warto o tym mówić. O której ojciec wróci? Znów będziemy razem. Tak przykro, gdy was nie widzę.

3824

— Myślałby kto… Któż cię goni, że w domu chwili nie usiedzisz?

3825

— Co słychać nowego?

3826

— Tyle się tylko zmieniło, że rano gotowałam kawę, a teraz zupę.

3827

Bo mama ani wie, że rano wyszedł do szkoły sobowtór, a teraz wrócił do domu Kajtuś prawdziwy.

3828

— A ty byś, mamo, nie chciała odbywać dalekich podróży okrętem?

3829

— Kto by ci cerował pończochy, gdybym podróżowała? Patrz, jaką wywierciłeś dziurę.

3830

— To nie ja wcale.

3831

— Wiem, że nie ty, tylko twoje nogi. Oj, chłopcze, kiedy się uspokoisz?

3832

— Od dziś… od zaraz.

3833

— Powiedziałabym, że to chyba czary.

3834

Mama ceruje, coś na kominie przestawi, zamiesza: a Kajtuś siedzi na niskim stołku i tak mu dziwnie i dobrze, jak dawno nie było.

3835

— Tak, Antosiu. Ty wychodzisz do szkoły albo z kolegami, a ojciec do pracy; a ja sama ze swymi myślami. Od śmierci babci ani z kim porozmawiać, ani się poradzić, ani użalić. Ciągle w niepokoju o was.

3836

Kajtuś przycisnął do ust rękę matki.

3837

— Powiedz, kto cię tak podrapał?

3838

— Ty powiedz lepiej, co było, jak byłaś mała, opowiedz o ojcu i o babci, o mnie i o Helence.

3839

— Helenka spokojniejsza była od ciebie. Może, bo dziewczynka, a może — bo mała. Choć ty zawsze urwis byłeś, już w kołysce samego nie można było zostawić: rozkopie się i chce wstać, a od świtu gada.

3840

Mama mówi, czas szybko upływa. Wrócił ojciec.

3841

— Oto masz swego gagatka. Patrz, cały podrapany, katastrofa kolejowa go spotkała. Czyta głupie kuriery[139], a potem myśli o tym i bajdurzy. Oj, dałeś mi syna.

3842

— Ty mi dałaś nicponia. Pokaż no się, Antek. Wiesz, stary dostał obstalunek[140]. A już źle było, nie chciałem ci tylko mówić. Teraz znów będzie robota na parę miesięcy. Ale wiesz, Antoś, dziwne te twoje rany: wyglądają jak nie dzisiejsze, a jakieś stare.

3843

— No właśnie. Onegdaj[141] była katastrofa.

3844

— Och, chłopcze, muszę ja ciebie ukarać.

3845

— Jak ojciec straci cierpliwość?

3846

— Ano stracę… stracę.

3847

— Jemu się — mówi mama — żarty w głowie trzymają, a ja aż drżę, jak narwaniec z domu wychodzi.

3848

Jedzą. Rozmawiają o obstalunku, o pracy. A Kajtuś myśli:

3849

„Powiedziałem prawdę. Sami winni, że nie uwierzyli. Ale teraz będzie inaczej. Nie będzie się ojciec martwił, że straci robotę, i mama nie będzie się bała. Teraz życie spokojne — i dobre serce. Od jutra. Nie, od dziś”.

3850

Pomógł mamie zmywać i zasiadł do lekcji. Nie wie, biedak, co jeszcze go czeka.


3851

PogrzebUmarł znany pisarz. Będzie uroczysty pogrzeb z muzyką.

3852

Duże miasta lubią ładne pogrzeby. Bo jeżeli pogoda, czemu nie iść popatrzeć, nie spotkać się ze znajomym, nie porozmawiać? Nad grobem są różne mowy; czemu nie posłuchać?

3853

Wybierają się wszyscy na pogrzeb, wybrał się i Kajtuś. Ale że mały, więc rady dać nie może.

3854

Na takie tłumne pogrzeby idą chętnie także złodzieje, bo w tłoku łatwiej dostać się do kieszeni z sakiewką albo z zegarkiem. Wie o tym policja i posyła tajnych agentów.

3855

Kajtuś o tym nie wiedział; więc kiedy go ze wszystkich stron ścisnęli, włożył czapkę niewidkę i na niewidzianego łokciami i kolanami drogę sobie toruje.

3856

I był już nawet blisko karawanu. Bo łatwiej tak. Nadepnie komu na nogę albo pięścią w bok poczęstuje; ten się odwrócić nawet nie może; zaraz kłótnia, że to niegrzecznie i ordynarnie; a tymczasem Kajtuś już dalej i dalej robi zamieszanie i w zamieszaniu korzysta.

3857

Zwyczajni gapie nie zwrócili uwagi, ale agent czuwa. Od razu poczuł, że go ktoś dotyka, przyczaił się i — łap Kajtusia za rękę, nie patrząc nawet wcale.

3858

— Puść pan.

3859

— Nie puszczę. Zdejm czapkę. Jesteś czarodziej.

3860

Ano, wpadł. Trudno. Niedobrze się stało. Zrzucił czapkę niewidkę i idzie pokornie.

3861

Prowadzi go łapacz i rozmyśla, co robić dalej. Czarodziej to zdobycz nie lada. Największym detektywom się nie udawało. Naczelnika konwoju wyprowadził w pole. Filips zginął przez tego źrebaka.

3862

„Jeżeli go oddam w policji, dostanę nagrodę. Lepiej zrobić się jego wspólnikiem”.

3863

Kajtuś zmienił twarz, bo go może zechcą fotografować. Nie boi się: jest w formie, jak mówią sportowcy. Wymknie się z więzienia.

3864

Łapacz jakby się domyślił, bo mówi łagodnie, prawie prosi:

3865

— Tylko nie uciekaj. Nic ci złego nie zrobię.

3866

Zaprowadził Kajtusia do zwyczajnego aresztu.

3867

— Co to za chłopak? — pyta się dyżurny przodownik. — Z pogrzebu pewnie?

3868

— A tak, z pogrzebu.

3869

— Jak ci nie wstyd? Dobry ty jesteś numerek. Pokaż, co ukradłeś?

3870

— Nie — mówi agent. — Może chciał, tylko nie zdążył. A może mi się zdawało.

3871

Czeka, aż zostaną we dwóch.

3872

— Słuchaj, chłopcze. Jesteś w moich rękach.

3873

— No bo co? Jestem.

3874

— Wiesz, że za twoją głowę wyznaczona nagroda?

3875

— Wiem. Czytałem.

3876

— Ale mi ciebie żal. Jeżeli się zgodzisz, będzie nam obu dobrze. Sam widzisz: głupstwoś palnął. Bo nie? Kto mądry w tłumie ubiera czapkę niewidkę? Za mały jesteś. Nie umiesz sam. Więc naucz mnie czarów; będziemy sobie pomagali. No co? Jak ci się ta myśl podoba?

3877

— Owszem. Bardzo dobra.

3878

— Więc zgadzasz się?

3879

— Nie zgadzam się.

3880

— Wolisz zginąć w kryminale albo dyndać na sznurku?

3881

— Na jakim znów sznurku?

3882

— A tak, powieszą cię. Mnie, uważasz, na twoich czarach tak znów nie zależy; ale podobasz mi się.

3883

— I pan mi się podoba; ale muszę już iść do domu, bo mama będzie niespokojna.

3884

— Głupi jesteś.

3885

— Zobaczymy, kto głupi.

3886

Już go nie ma.


3887

Agent maca rękami, szuka, biega jak wariat po pokoju — jakby się w ślepą babkę bawił. CzaryA Kajtuś zamienił się w muszkę i fruwa.

3888

Ale sprawdziło się to, o czym mówił Filips: ma Kajtuś silniejszego niż policja wroga.

3889

Chciał usiąść na ścianie i wpada w sieć pajęczą. Brzęczy żałośnie, a pająk na krzywych nogach już wisi nad Kajtusiem, już mu pierwszą nitkę zarzucił na skrzydła.

3890

„Chcę, żądam: chcę być myszką”. Zamienił się w mysz.

3891

Skoczył na podwórze przez okno. Zaszumiało szarej myszce w głowie. Nie wróciła jeszcze przytomność, a tu czarne kocisko rzuca się na Kajtusia.

3892

Już myśli, że wybiła ostatnia godzina.

3893

„Chcę, żądam. Żądam, rozkazuję”.

3894

Zdążył. Spod łapy czarnego kota wyfrunął gołębiem.

3895

Usiadł na dachu, ale mu ciasno, że ledwie oddycha. Frunął, ale szuka miejsca, by wrócić bezpiecznie na ziemię. Bo czuje, że długo nie wytrzyma.

3896

I oto trzeci zamach na życie Kajtusia. Po raz trzeci w oczy śmierć mu zajrzała.

3897

Jak kamień rzucił się na niego jastrząb. Już dotykały piór pazury jastrzębia, gdy w szalonym wysiłku wymknął się gołąb i ciężko padł między drzewa Ogrodu Saskiego.

3898

„W człowieka, w człowieka. Chcę, żądam”.


3899

Siedzi teraz Kajtuś na ławce, ważną sprawę rozważa.

3900

— Czapka niewidka nie zapewnia mi bezpieczeństwa. Cóż z tego, że nie widzą, gdy nie widząc nawet, mogą pochwycić i postrzelić? Trzeba inaczej to zrobić. Chcę mieć zegar. Niech na tarczy zegara będą cztery litery. I niech będzie sprężyna. Jeżeli raz nacisnę sprężynę, wskazówka stanie na literze A; wtedy do połowy zamieniam się w powietrze. Jeżeli dwa razy nacisnę sprężynę, strzałka staje na literze B — to jest, gdzie w zwyczajnym zegarze jest szósta godzina. Wtedy dotykalna będzie tylko głowa i ręka. Gdy grozić mi będzie wielkie niebezpieczeństwo, trzy razy naciskam sprężynę. Wskazówka stanie na literze C, to jest tam, gdzie teraz jest dziewiąta. Cały zamieniam się wtedy w powietrze; zostaje tylko zegar i palec, i tym jednym palcem mogę nacisnąć sprężynę, by powrócić do cielesnej postaci.

3901

Kajtuś dokładnie jeszcze raz obmyślił cały mechanizm i zażądał takiego zegara.

3902

Czy że był zmęczony, czy że czar był trudny — kolnęło, uderzyło coś Kajtusia w serce, aż ból, dreszcz, aż mu pociemniało w oczach. Oparł się o ławkę, żeby się nie zwalić.

3903

Ale zegarek ma. Już raz na zawsze uwolnił się od pościgu ludzi. Już nie będzie muchą, myszą, gołębiem uciekał. A wróg-czarnoksiężnik zbyt słaby widocznie, bo nie może zabić Kajtusia-człowieka.

3904

— Byłeś na pogrzebie? — pyta się mama.

3905

— Byłem.

3906

— Widziałeś?

3907

— Widziałem.

3908

— Wyglądasz bardzo zmęczony.

3909

Ani przeczuwa biedna mama. Nic nie wie dobra, kochana.

3910

Zresztą i Kajtusia męczy tajemnica.

3911

— Raz jeden tylko oko w oko spotkałem swego wroga. Ale kto daje mi siłę? W czyjej jestem potężnej władzy?

3912

Czuje, że tak jest tymczasem, że musi się wszystko wyjaśnić, że niezadługo zrozumie.


3913

Wybrał się pewnej niedzieli na mecz futbolowy.

3914

Do przerwy gra nie była ciekawa; dopiero później rozruszały się obie drużyny.

3915

Przyszła Kajtusiowi do głowy myśl swawolna, żeby im przeszkodzić. Niech się poirytują.

3916

Nacisnął sprężynę na A — i dawaj brykać na boisku.

3917

Zaczęły się dziać dziwne rzeczy.

3918

Prawidłowo kopnięta piłka nagle się zatrzymuje i zmienia kierunek. Pchnięta w stronę bramki — nagle cofa się sama, jakby odrzucona.

3919

Jakby grał ktoś jeszcze, zręczny i niewidzialny.

3920

Widzi sędzia, spostrzegły drużyny; ale nie ma czasu się zastanawiać, nie mogą się połapać. Gry nie wolno przerywać.

3921

Ale między publicznością znalazł się porucznik, który zauważył i zrozumiał.

3922

Bo widzi: po placu posuwa się cień bez człowieka; cień zmienia się: raz wyraźny cień chłopca, którego wcale nie ma na boisku; to połowa tylko, to ręka i głowa. No, bo Kajtuś rozmaicie naciska sprężynę, żeby na niego nie wpadli, nie kopnęli, nie przewrócili. A wszędzie, gdzie mignie, dzieją się z piłką najdziwniejsze rzeczy.

3923

Porucznik słyszał w kasynie, że szukają chłopca-przestępcę[142] w czapce niewidce. Więc wyjmuje rewolwer i podkrada się nieznacznie.

3924

Akurat jest rzut karny. Zbliża się porucznik tam, gdzie znaczy się cień na piasku; słyszy cykanie zegara i oddech niewidzialnego Kajtusia. Wycelował i byłby strzelił…

3925

Ale zerwał się wicher, pchnął Kajtusia w górę wysoko ponad boisko — i niesie, i pędzi w niewiadomym kierunku.

Rozdział osiemnasty

W twierdzy wodza czarnoksiężnika — Autor tłumaczy czytelnikowi, dlaczego wykreślił wiele z tego rozdziału… — Zosia uwięziona

3926

Na próżno Kajtuś stara się zatrzymać.

3927

Na próżno żąda i rozkazuje.

3928

Nie mają siły jego rozkazy i chęci, a z bladych warg wybiegają martwe wyrazy.

3929

Świst w uszach, zamęt w głowie, a przed oczami prostokąty pól i lasów, nieznane wioski i miasta, i obce wody i ogrody.

3930

Aż do sprzeciwu znikła odwaga i ochota. Niemocen[143] walczyć.

3931

Wicher go niesie.

3932

Jest jak kropla fali morskiej, jak piórko rzucone potęgą żywiołu.

3933

Łyka powietrze, ostre w bolesnym oddechu.

3934

— Niech co chce, będzie.


3935

Ostatnie spojrzenie na wyniosłą górę, na wysoki wał i mur, i baszty nieznanej twierdzy.

3936

Aż spada. Zamknął oczy. Zamroczyła się myśl.


3937

NiewolaLeży na kamiennej podłodze.

3938

Ciemno i cicho.

3939

Zaduch piwnicy, wilgoci i stęchlizny.

3940

— Jestem uwięziony.

3941

Wstał. Sięgnął ręką. Dotknął niskiego pułapu. Krokami mierzy celę więzienną: wszerz cztery kroki i pięć kroków wzdłuż.

3942

— Kara czy zemsta?… Chcę wiedzieć.

3943

Dwoje oczu świecących, niemrugających, spojrzało na Kajtusia.

3944

Ognista głownia dziewięć razy obiegła głowę Kajtusia.

3945

Znów noc czarna.

3946

— Jak długo? Co dalej? Czy tak już na zawsze?

3947

Krąży Kajtuś po celi i zwilża język o mokre ściany ciemnicy.

3948

Płyną dręczące minuty czy godziny.

3949

A tam za murami słońce jak dawniej świeci. Dobre słońce, dobre i ciepłe.

3950

— Ja w czarnej niewoli, a tam jasna swoboda.

3951

Ma oczy, nie widzi, ma uszy, nie słyszy. Jedna została mu myśl, którą wysłał do miasta swego, do Warszawy — do domu i szkoły.

3952

Zapłakał.

3953

Nagle zaroiły się ściany tysiącami ruchliwych iskierek…

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
3955
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Od autora. Zanim zacząłem pisać opowieść o Kajtusiu, rozmawiałem z chłopcami o czarach, z dziewczynkami o wróżkach.

Potem czytałem im różne rozdziały.

Poprawiałem, zmieniałem i przerabiałem opowieść.

Chciałem, żeby książka była ciekawa. Nie chciałem, żeby była straszna i za trudna.

Kiedy przeczytałem ten osiemnasty rozdział o Kajtusiu w twierdzy wodza czarnoksiężników — jeden chłopiec powiedział:

— To straszne!

I przysunął się bliżej, i wziął mnie za rękę.

Powiedziałem:

— Przecież bajki o czarodziejach są straszne.

A on:

— No, tak… ale to co innego.

Potem śnił mu się Kajtuś. Chłopiec bał się w nocy.

Nie mogąc zmienić, wykreśliłem to wszystko, co mu się śniło. I znów przeczytałem.

Powiedział:

— Już teraz dobrze…


3957

Wypił Kajtuś do ostatniej kropli napój orzeźwiający: rękę ułożył na kamieniu, oparł się twarzą i zasnął.

3958

Pierwsze ciche godziny niewoli.

3959

Obudził się.

3960

Ciemność.

3961

Nie zaraz przypomniał sobie wypadki dnia ubiegłego.


3962

Na żelaznej tablicy ognistymi literami skreślony wyrok — nie wyrok.

3963

Czarne nietoperze skrzydłami, szelestem, podmuchem znaczą swą obecność.

3964

Wielkie pióro złotą stalówką wodzi z wolna, kreśli wyraz po wyrazie na czarnym żelazie tablicy:

3965

„Nie będziesz zgładzony ni kulą, ni mieczem”.

3966

„Nie będziesz spalony ogniem ni rażony piorunem”.

3967

„Nie będziesz otruty trucizną”.

3968

„Nie będziesz strącony ze skały”.

3969

„Nie będziesz uduszony ni sznurem, ni gazem”.

3970

„Nie będziesz utopiony”.

3971

„Nie będziesz żywcem pogrzebany”.

3972

Obok każdego napisu niezrozumiałe znaki i liczby. Zapewne paragrafy księgi kar kodeksu czarnoksięskiego.


3973

Więc sąd dokonany?

3974

Wyrok zapadł.


3975

W kamiennej ścianie małe okno okratowane.

3976

W kamiennej ścianie niskie drzwi.

3977

I z desek podłoga.

3978

Ucieszył się Kajtuś. Serce drgnęło nadzieją.

3979

Liczy sęki i gwoździe w deskach podłogi. Raz w raz zwraca oczy w górę ku kratom.

3980

Próbuje wspiąć się: choć zmęczony i słaby, próbuje skoczyć, by chwycić za hak, który sterczy pod oknem: jeśli dosięgnie, może uda mu się choć raz spojrzeć na wolny świat za murami — kratą żelazną.

3981

„Chcę, żądam, rozkazuję”.

3982

W odpowiedzi śmiech złośliwy i odległy grzmot.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
3985
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
3989

Są prawa, są obowiązki.

3990
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
3993

Jest siła wolnej woli, jest siła karności.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
3995
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
3997

Dnia tego nie otrzymał posiłku.

3998

Głód… głód!

3999

A może głodem chcą złamać?

4000

Może to kara najsurowsza?

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
4004

Upłynęło siedem dni i siedem nocy.

4005

Obudził się w jasnym pokoju na łóżku.

4006

Stół. Miednica i dzbanek wody. Na ścianie zegar i lustro.

4007

Boi się Kajtuś poruszyć, by nie spłoszyć daru.

4008

Czy przebaczyli — czy łudzą go i zwodzą?

4009

Znakiem przebaczenia będzie torebka z łakociami.

4010

Sięgnął pod poduszkę — boleśnie rękę oparzył.

4011

Nic to. Cieszy się słońcem i ciepłem. Ot, dobre okno z przeźroczystymi szybami i drzwi z klamką zwyczajną.

4012

Czy zamknięte na klucz?

4013

Śmiało zrywa się z łóżka. Nalał wody do miednicy. Umył się. Poczuł się znów silny i śmiały.

4014

Poradzi sobie, zahartowany w wielu przygodach.

4015

Widzi: na stole leży koperta. Zamiast adresu napis na kopercie:

Nie zrywać pieczęci.

4016

Bierze w rękę — patrzy: pięć czerwonych pieczęci; lakiem krwawym zamknięta tajemnica.

4017

Nowa próba, przestroga.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
4020
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
4022

Wasze tu prawo, wasza siła i władza.


4023

Otwiera drzwi.

4024

Idzie śmiało przez długi mroczny korytarz.

4025

Głośne echo liczy jego kroki.

4026

Nie ma straży. Ale nie łudzi się: nie ma stąd ucieczki.

4027

Nie na to porwany wichrem i uwięziony, by mógł opuścić twierdzę naczelnika.


4028

Wchodzi do wysokiej sali.

4029

Kamienne kolumny. Na marmurowej ścianie napisy dziwnymi literami.

4030

Czy imiona czarodziejów sławnych, czy spis ofiar zamordowanych? Czy nakazy, zakazy i daty?

4031

„Nie wiedziałem, nie rozumiałem, błądziłem. Łatwo być posłusznym, gdy wiadomo”.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
4035

Widział podobną salę, gdy podczas wycieczki szkolnej zwiedzali zbrojownię.

4036

Leżą i stoją oparte o ścianę i zawieszone miecze, szable i wszelka broń palna. Nowe, lśniące, i stare, wyszczerbione. Pancerze, hełmy, rękawice stalowe i siatki z kółek metalowych. Kulomioty[144], armaty i bomby. Topory katowskie i narzędzia tortur.

4037

I gilotyna — i szubienica.

4038

Jak w zbrojowni.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Od autora. Opuściłem trzy stronice.

4040
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
4043

PijaństwoPrzypomniał sobie Kajtuś dawne zdarzenie. Jeden czar nieudany. Był to czas, gdy próbował dopiero i często mu się nie udawało.

4044

Wraca do domu, ale widzi jak mały chłopiec targa za rękę pijanego człowieka.

4045

Dziecko prosi:

4046

— Tatu, chodź do domu. Tatu, mama czeka.

4047

— Odejdź, powiadam ci, odejdź — mruczy pijany.

4048

Stanął przed szynkiem[145] i chwieje się na nogach.

4049

— Tatu, mama czeka. Tatu, chodź do domu.

4050

— Do domu? Dlaczego do domu? Jak do domu? Masz, kup sobie cukierków.

4051

Mały nie bierze monety; upadła i potoczyła się po błocie.

4052

I trzeci raz!

4053

— Chodź, tatu, chodź do mamy.

4054

Żal dziecka Kajtusiowi. Pragnie pomóc. Westchnął głęboko i mówi:

4055

— Rozkazuję: niech idzie do domu, niech posłucha się syna.

4056

Ledwo powiedział Kajtuś, już prąd elektryczny kolnął go w serce jak igłą.

4057

Pijany pchnął dziecko, tak jakoś boleśnie strząsnął je z rękawa. A sam wtacza się do szynku.


4058

Przed żelaznymi drzwiami następnej sali stoją na straży dwa wilki. Warknęły, szczeknęły — węszą, zęby szczerzą.

4059

Nie uląkł się Kajtuś: śmiało wszedł do skarbca.

4060

Na półkach korony królewskie, berła i buławy. Pierścienie, brosze i naszyjniki. Brylanty, perły, rubiny i korale. Stare, srebrne dzbany, wazy i lichtarze, i czasze, i wazy rzeźbione.

4061

Skrzynie monet i beczki, i worki złota.

4062

Patrzy Kajtuś i myśli:

4063

„Oto skarby Sezamu, marzenia moje dziecinne”.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
4065
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
4067

Nagle: Co to? Ktoś płacze i woła? Wytężył słuch. Głos znajomy wzywa ratunku.

4068

Tam z góry. Tam, dokąd prowadzą wijące się schodki żelazne.

4069

Wstaje Kajtuś, biegnie — wspina się. Słucha.

4070

Czy śni?

4071

Z wieży rozległo się trzykroć powtórzone wołanie:

4072

— Antoś! Antoś! Antoś!

4073

Biegnie po schodach w górę. Nie ma wątpliwości.

4074

To głos Zosi.


4075

Szarpnął drzwiami.

4076

Buchnął płomień: dym gryzący w oczach i w gardle. Nie uląkł się — stąpił w płomień. Biegnie mimo żaru.

4077

Oczy ręką przysłonił.

4078

— Antoś… Antoś…

4079

Pchnął drzwi drugie. Ogień za sobą zostawił.

4080

Teraz stoi na skale, a pod nią przepaść bezdenna.

4081

Skoczył i zawisł. Zdążył chwycić brzeg przeciwny. Rzucił się ciałem, zagarnął ręką skałę pod siebie. Wyraźnie słyszy wzywanie.

4082

Drugą przeszkodę zostawił za sobą i wstąpił w trzecie drzwi.

4083

Idzie.

4084

Dotrze do Zosi, choć węże wiją się koło nóg i ślinią jadem trującym. Kołysząc się, wznoszą w górę płaskie łby, chylą się ku twarzy. Zwiną się dokoła, oplączą i zduszą.

4085
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
4088

Ostatnie drzwi zamknięte na pięć pieczęci. Zrozumiał zawiłą ich mowę.

4089

— Kto tam?

4090

— Ja, wróżka uwięziona.

4091

— Ja Antoś, Kajtuś-czarodziej.

4092

— Wiem. Wróżka. Zosia.

4093

Zerwał pieczęć. Błyskawica. Zerwał drugą. Grzmot. Zerwał trzecią i czwartą. Piorun tuż nad głową. Chwila. Ostatnim wysiłkiem zrywa ostatnią pieczęć. Razem czerwone zygzaki w powietrzu — blask — i trzask.

4094

Padł przed drzwiami.

4095

„Nie będziesz spalony”.

4096

„Nie będziesz strącony ze skały”.

4097

„Nie będziesz rażony piorunem”.


4098

Kajtuś otwiera oczy. Widzi pochyloną nad nim zapłakaną twarz Zosi.

4099

— Żyjesz?

4100

— Nie płacz.

4101

Dźwignął się. Wsparty o ramię wróżki schodzi powoli po szerokich schodach z czarnego granitu.

4102

Drzwi oszklone prowadzą do ogrodu.

4103

Usiedli na ławce pod drzewem.

4104

— Czy dawno, Zosiu, jesteś wróżką?

4105

— Sama nie wiem. Bardzo pragnęłam nią zostać. Zbierając w lesie jagody, wijąc wianki z kwiatów, często myślałam, co robiłabym, gdybym była wróżką. Chciałam bardzo wiedzieć, czy są krasnoludki. Być dobrą dla dzieci, bronić przed krzywdą sieroty, pomagać smutnym i biednym. Nie wiedziałam, że tak trudno, tak bardzo trudno.

4106

— Ale jak się to stało, że zostałaś wróżką?

4107

— Nie wiem. Byłam mała, byłam szczęśliwa. Dlaczego ja mam dobrych rodziców, jasny i miły pokój, i ciepły płaszczyk, i książki, i zabawki — a inni głodni i im źle. Tyle jest na wsi biedy.

4108

— I w mieście także.

4109

— Nie wiedziałam. Byłam mała. Myślałam, że w miastach są tylko królewskie pałace i pomniki. Tak dziwnie plączą się dziecku: i bajka, i sen, i prawdziwe życie.

4110

— I ze mną było tak samo. Bo pewnie jest tak, że w prawdę trzeba wierzyć, a w bajkę chce się wierzyć; w bajkę i ładny sen. I to się nazywa marzenie.

4111

— Starałam się być pożyteczna. Niewiele mały może. Da ubogim kromkę chleba, a dziecku kostkę cukru. Ojczuś śmiał się i mówił: „Ty wszystko z domu wynosisz”. Nie byłam bardzo dobra: dałam swoją lalkę chorej Marysi, potem żałowałam. Dałam swoją białą sukienkę (mama pozwoliła), ale potem płakałam. Oddałam bułkę z miodem, potem byłam głodna, a wstydziłam się prosić o drugą. Ojczuś śmieje się i mówi: „Nie dawaj”. Ale co robić, jeżeli proszą.

4112

— No chyba, ale dasz jednemu, to cię cała zgraja pętaków obskoczy. Czy znasz jakie zaklęcia?

4113

— Nie. Tylko coraz wyraźniej słyszałam, gdy ktoś wzywał pomocy, gdy komu byłam potrzebna. Albo sama biegnę na pomoc, albo…

4114

— Albo co?

4115

— Albo posyłam krasnoludków. Mówię: „Idźcie, służki moje, pomóżcie”. Nie zawsze się udawało.

4116

— Jak wyglądają?

4117

— Nie wiem; widziałam tylko na obrazkach. Ale wiem, że są. Często mi o tobie, Kajtusiu, opowiadały.

4118

— Co mówiły?

4119

— Pamiętasz? Stałeś raz przed sklepem, przed księgarnią. Obok stali: chłopiec i dziewczynka. Też patrzą i mówią: „O jaka ładna książka”. A dziewczynka: „Wejdź i spytaj się, ile kosztuje”. A chłopiec: „Kiedy się wstydzę”. Ona: „Wejdź”. On: „I tak nie kupię; mamy tylko dwadzieścia groszy”. Pamiętasz: dogoniłeś i dałeś, i różę czarodziejską swojej pani w szkole…

4120

— Skąd wiesz?

4121

— Krasnoludki wszędzie się kręcą i widzą, opowiadają.

4122

— No tak. Ale inne były moje dary, nie takie jak twoje. Dam i myślę: „Niech się dziwią szczeniaki”.


4123

Nie skończyli rozmowy — czarodziej i wróżka. Rozległ się dzwon.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
4125
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
4127

— Precz stąd — powiedział. — Za miesiąc księżycowy przyjdziecie tu na sąd. Znacie naszą przysięgę. Zamieniam was w psy. Precz!

Rozdział dziewiętnasty

Zaczarowani w psy — Psia niedola i poniewierka — Powrót Zosi do domu — Skarga i łzy pani — Prawo z roku 1233

4128

Nie myślał Kajtuś, że tajemnicza moc czarodziejska może go opuścić. Oto przyszło i przeszło, jak sen i o dziwnym śnie wspomnienie.

4129

Wtedy żal mu było władzy, bo jakże zostać znów zwyczajnym uczniem szkolnym i synem stolarza? Ale czasem chciał nawet, bo męczyło go życie niespokojne.

4130

CzaryMyślał Kajtuś, że zabić go mogą nieznani wrogowie. Żal mu było rodziców i życia.

4131

Ale takiej kary i zemsty, i poniżenia nie przewidywał.

4132

Kiedy twarz zmieniał albo znikał nagle i był tylko ręką, głową i tułowiem, bardzo dziwnie mu było. Ja czy nie ja? Kiedy zamienił się w mysz i gołębia, nie było czasu się zastanawiać. Groziło niebezpieczeństwo, więc ucieka i — znów będzie człowiekiem.

4133

Straszna to była chwila, gdy odrzuceni daleko od twierdzy czarodziejów padli czterema łapami na szosę.

4134

Spojrzał Antoś na siebie i Zosię i zawył przeciągle.

4135

— Nie płacz, Antoś — usłyszał łagodny głos Zosi.

4136

Długa chwila milczenia. Aż mówi Zosia:

4137

Pies— Czy nie lepiej być dobrym psem niż złośliwym i złym człowiekiem? Czy nie lepiej być wolnym psem niż więźniem w kamiennym grobie?

4138

— Nie lepiej — gniewnie odburknął Kajtuś. — Więzienie byłoby się skończyło wreszcie.

4139

— Skąd ta pewność? Czy za próbę ucieczki lub inne przewinienia nie mogli nas na zawsze wtrącić do ciemnego lochu?

4140

— Zapewne. Ale czy możesz sobie wyobrazić, że zostaniesz psem przez całe życie?

4141

— Nie należy tracić nadziei w ocalenie, które może przyjść wcześniej, niż się spodziewamy. Nikt nie wie, co jutro przyniesie. Wiem, że oni są silni, ale silniejszą jest sprawiedliwość.

4142

Usiadł Kajtuś na tylnych łapach i psim sposobem postawił uszy do góry. Słucha.

4143

— Nie wiem, co czują psy prawdziwe — ciągnie Zosia — ale i one obok żalu i tęsknoty mają chwilę radości i wesołe okrzyki. Zresztą, czy nie jesteś nadal człowiekiem? Pamiętasz przysłowie: nie suknia zdobi człowieka?

4144

Dziwi się Kajtuś, że Zosia tak spokojnie mówi, jakby się nic ważnego nie stało.

4145

— No tak, tobie łatwo, bo jesteś dobrą wróżką, a we mnie tyle zawsze buntu, niecierpliwości i gniewu.

4146

Gryzie Kajtuś zwisającą gałązkę krzaka. Gdyby się nie wstydził, zacząłby szczekać i ziemię drapać pazurami.

4147

— Widzisz, Antosiu, są w życiu zdarzenia silniejsze od nas. Gniew i bunt wcale nie pomogą. Ważne, by radzić sobie, gdy coś od nas zależy. Najważniejsze teraz pytanie, jak dostać się do domu.

4148

— Chcesz wrócić do matki? Przecież ciebie nie pozna?

4149

— Ale ja ją poznam i będę blisko. Postaram się, ażeby mnie polubiła. Będę jej pilnowała. Postaram się pocieszyć.

4150

Warknął Kajtuś — przypomniał sobie sobowtóra. Nie ma go już. Rodzice się niepokoją. Ani pomyślał o tym. Zosia jest dobra, a on — człowiek, więzień czy pies — jest zły, zły, zły…


4151

Biegną obok siebie, lekko, szybko — brzegiem lasu. Tak łatwo, nawet przyjemnie. Nie zatrzymują się, czując, że znów dręczące myśli napłyną do zmęczonej głowy.

4152

Postanowili — razem wrócą. Nie wiedzą jeszcze, jak jednemu psu bezdomnemu trudno się wyżywić, a cóż dopiero, gdy są we dwoje.

4153

Rychło poznać mieli, biedacy, mękę psiego głodu.

4154

Wierne, mocne psie łapy niosą sprawniej niż ludzkie nogi. Psie serce nie tak prędko się męczy.

4155

Pierwsza zatrzymała się Zosia.

4156

— Powąchaj, jak tu pięknie. Ile setek wesołych zapachów i głosów. Zapach igieł sosnowych, liści dębowych, kory drzew, traw i żywicy. Grają w nosie jak muzyka, jak śpiew. Wystarczy unieść głowę, zwrócić w prawo, w lewo — raz w raz inna melodia.

4157

— Milcz! — przerwał Kajtuś porywczo. — Nic nie ma pięknego ani wesołego. Kłamiesz.

4158

— Prawdę mówię.

4159

— Kłamiesz! Złe, marne, podłe psie życie. Wolę być nawet najnieszczęśliwszym człowiekiem.

4160

Nie chce się Kajtuś przyznać, że uczuć podobnych doznaje. Nie oczami, ale węchem poznaje teraz świat i jego obrazy. Biegnąc, spotyka znajome i obce, ciekawe wonie. Czujnie zwraca nos to w tę, to w tamtą stronę, strzyże uszami na dalekie dźwięki.

4161

Może pies zna ten świat inaczej, ale nie gorzej? Może nie tylko czuje, ale i rozumie? Nie — nie! Nie zdradzi Kajtuś dumy człowieka — bo hańbą jest zostać psem.

4162

Głodni. Ani chleba, ani człowieka.

4163

Zapachniała zwierzyna — Kajtuś skręcił w las, węsząc pilnie. Znalazł jamkę pod krzakiem. Wysiłkiem woli wstrzymuje się, by nie zacząć grzebać łapami ziemi, rozszerzyć jamę, dostać się do młodych zajączków. Przywarł nosem do nory. Warknął raz i drugi i pędem wrócił na drogę.

4164

Coraz głodniejsi, już nie biegną; idą milcząc do późnego wieczora.

4165

Nareszcie spotkali człowieka.

4166

Wlecze się starowina, postękuje, niesie na plecach wiązkę gałęzi.

4167

— Trzeba odpocząć — mówi.

4168

Usiadł w rowie i zauważył Kajtusia i Zosię.

4169

— O, pieski.

4170

Cmoknął.

4171

Skinął ręką. Podbiegli.

4172

— Dokąd, psiny? Głodne? Z daleka? Ano, chodźcie ze mną, kiedyśmy się spotkali. Was dwoje, a ja sam zostałem na stare lata.

4173

Poczuł Kajtuś serdeczne ciepło ręki ludzkiej.

4174

— Dobre, miłe pieski.

4175

Odpowiedział Kajtuś na pieszczotę psim pocałunkiem: polizał rękę pomarszczoną. Jęknął stary i wstał, zarzucił drzewo na plecy. Z dala coraz wyraźniej płyną dymy bliskiej już wsi.

4176

Niska chałupa na skraju.

4177

— Dobre psinki — pocałowały starego. Możecie przenocować u mnie, ale jutro marsz w drogę. Za biedny ja, by mieć przyjaciół.

4178

Nalał kwaterkę blaszaną wody do miseczki, zabielił mlekiem, podrobił razowego chleba.

4179

— Niebogata moja wieczerza.

4180

I użalił się stary.

4181

Opowiedział, jak dzieci jedno po drugim w świat poszły, samego zostawiły.

4182

— Do miasta, piesku, poszły. Pewnie, że w mieście więcej zabawy. Weselej tam niż na wsi ze starym ojcem.

4183

Dwie łzy spłynęły po zwiędłej twarzy i spadły na Kajtusia — gorące.


4184

Zasnęli zdrożeni czujnym psim snem, który słyszy. Oto mysz skrobie, kogut pieje, wóz drogą przejechał. I zapach smutnego człowieka i jego biedy.

4185

Wypoczęli. Uspokoił się Kajtuś. Zosia ma słuszność: nie warto myśleć o tym, co będzie. Życie tyle ma różnych niespodzianek. Zobaczą, co dalej.

4186

Mają cel: dostać się do domu.

4187

— No, ruszajcie. Nie mogę głodzić żywego stworzenia, a dzielić się nie ma czym.

4188

Pożegnali się.

4189

Rozpoczęli tułaczkę od wsi do wsi, od chaty do chaty — w poszukiwaniu chleba i kości.

4190

Osłabli i schudli.

4191

Nieufnie zbliżają się do ludzi. Ostrożnie z daleka zatrzymują się, widząc psa koło zagrody.

4192

Bo często:

4193

— Poszli won!

4194

I ostre kły psów gospodarskich.

4195

Trzeba kryć się, uciekać przed batem, kijem i kamieniem.

4196

— Nie smuć się. Nie gniewaj się, Antosiu — pocieszała Zosia.

4197

A zły i zbuntowany był Kajtuś, gdy musiał przysiąść i drapać się łapą i zębami, walcząc z robactwem, które towarzyszy włóczędze.

4198

Nie wiedzą ludzie, co to za dar wielki: ręce do pracy i do obrony.

4199

Idą… idą… Milczą… Nie rozmawiają… Już nie ma w nich ani sił, ani myśli. Jedne tylko bolesne złudzenia: to zapach mleka, to zupy.

4200

— Jeść! — krzyczą oczy, nogi i uszy.

4201

Aż przywlekli się do leśniczego. A czas był najwyższy.

4202

— Ho, ho, psiaczki. Jakże to wy bez pana? Jakeście wy się odbiły[146]? Ależ wygłodzone, biedoty. A godne psy, nie byle jakie. Szkoda was. Chcecie zostać?

4203

O, jakże szczęśliwi! Wykąpani, wyspani i syci.

4204

— Porozmawiajmy teraz ze sobą — mówi do nich leśniczy. — Pies czasem lepiej zrozumie niż człowiek. Mało serca teraz na świecie dla człowieka, dla psa i dla krzewu. Wszystko dla korzyści i zabawy. Wycinają handlarze lasy. Dla nich drzewo to towar, a nie żywa istota.

4205

Namnożyło się krzywdy i grzechu.

4206

Minęły dni wypoczynku. Co czynić?

4207

— Poczekajcie. Jadę dziś do miasta. Suczkę sobie zostawię, a ciebie podaruję na imieniny aktorce: muszę ją nauczyć, że pies lepszy od kota.

4208

Co czynić? Nie ma wyboru. Trzeba rozstać się z Zosią. W mieście łatwiej się dowie o dalszą drogę.

4209

Leśniczy zamknął Zosię w sieni, a Kajtuś biegnie za bryczką. Sam teraz, nie wstydzi się: węszy, poszczekuje, skacze koniowi do pyska — psią radość pełną piersią wdycha. Tyle do obiegnięcia, tyle do obwąchania.

4210

— Przywiozłem waćpani prezenty: grzyby i pieska. Bo zaprawdę wstyd: ma pani trzy koty i ani jednego psa. Co kot? Tylko się łasi, a pies wszystko rozumie. I odpowie oczami.

4211

— Nie chcę — mówi aktorka. — Intrygant z pana. Chce mnie pan poróżnić z moimi przyjaciółmi. Ale nic z tego.

4212

Kajtuś został.

4213

Nie było dobrze. Kłóci się z kotem. Niby to delikatne, dobrze wychowane; ale zaczepne, zazdrosne i drapie cichaczem.

4214

Jak może, wymyka się Kajtuś do Zosi, do lasu.

4215

— Co słychać? — zapytuje go Zosia.

4216

— Trzeba czekać cierpliwie — mówi Kajtuś. — Warszawa daleko. Musimy pojechać koleją, bo pieszo nie damy rady. Podróż nasza skończyła się szczęśliwie, ale mogliśmy zginąć na śmietniku. Ostrożny musi być pies, bo więcej niebezpieczeństw mu grozi.

4217

Nierad był leśniczy, że Kajtuś przychodzi.

4218

— Ty znów tu? A brzydkie psisko. Patrz, jakeś się w błocie utytłał. Dałem ci dobre miejsce, więc czego latasz? Gdybym był twoją panią, nie wpuściłbym cię do domu, brudasie.

4219

Wymknął się raz i drugi na kolej. Już go tam znają. Biega po stacji i ogląda pociągi, jak wskoczyć do wagonu i ukryć się pod ławką. Wraca z wywiadów zabłocony i podłogę brudzi. A z kotami różne awantury.

4220

— Nie, piesku — mówi aktorka. — Nie chcę ciebie. Widzisz, mój miły, żyłam w dużym mieście, byłam znana; więcej miałam kwiatów niż teraz kartofli. Niedobrze tam, za głośno; więcej łez niż radości — ukryłam się tu w ustroniu, by żyć z dala od swarów. A przez ciebie znowu niepokój.

4221

Cóż było robić?

4222

W noc zimną, gdy wicher siekł deszczem, ruszyli w drogę. I udało się. Leżą cicho pod ławką. Gwizdek i dudnienie kół.

4223

Zauważył ich tylko chłopiec, który jechał z wakacji do szkoły.

4224

— Cicho leżcie, bo was konduktor wyrzuci. — Częstuje ich tym, co mama dała mu na drogę: bułką, jajkiem, plackiem i pierogiem.

4225

Ale ich zdradził zbyt gorliwy opiekun.

4226

— Co ty tam masz, kawalerze, pod ławką, że się ciągle kręcisz? Komu wodę niesiesz? — pyta się konduktor. — Aha, psy… Ano… Ano… karę zapłacisz.

4227

— Nie moje — broni się chłopak. — Co to panu szkodzi?

4228

— Nie wolno.

4229

Sześć stacji tylko przejechali, i to dobre. Podjedli, wypoczęli. Psu bezdomnemu byle czym pomożesz, już mu łatwiej dzień przebyć.

4230

Ano, biegną i słupy telegraficzne liczą.

4231

Wieczorem znów zimny deszcz jesienny.

4232

Podkopali łapami zgniłą deskę i schronili się w stajni. Jeden koń stoi, drugi leży.

4233

Przytulili się do konia; obwąchał i pozwolił; często zwierzę pomoże zwierzęciu.

4234

Ale rano furman przegonił i rzemieniem zdzielił. Zaskowyczała Zosia, a Kajtuś zębami łysnął i warknął.

4235

— Chcesz gryźć, takiś hardy, włóczęgo?

4236

I rzucił kamieniem.


4237

Źle psu, gdy głodny, gorzej, gdy chory. Wlecze się obolały Kajtuś na trzech łapach, a czwarta wisi w powietrzu. I droga trwa teraz dłużej, i omijać muszą osiedla, bo zdrowy pies i zły chłopiec chętnie zaczepia kulasa. Może nie przez złość nawet — przez brak zastanowienia.

4238

— Boli?

4239

— Trochę.

4240

Tak szli o głodzie dwa dni i trzeci.

4241

Zosia coraz niespokojniej zwraca głowę w tę i w tę stronę. Resztą sił biegnie prędko; daleko wyprzedza Kajtusia. Powraca, kluczy, węszy.

4242

— Antoś, to tu.

4243

Niecierpliwie chwyta powietrze nosem przy samej ziemi — i wyżej szuka.

4244

— To tu. Tak. Tu przejechała obręcz naszej bryczki. Tu ślad naszego Siwka.

4245

Pędziłaby jak strzała. Ale Kajtuś przystaje i liże chorą łapę, uderzoną kamieniem.

4246

— Zostaw mnie.

4247

— Nie, nie.

4248

Czasem długa droga wydaje się krótka, a krótka droga wydaje się nieskończenie długą. Dopiero późnym wieczorem zdążyli.

4249

Mama Zosi siedzi przed gankiem, a na kolanach trzyma pantofelek i czapeczkę dziecinną.

4250

Zosia oparła się łapkami i patrzy jej w oczy. Liże nogi i skomli, i skacze.

4251

— Co to? Skąd? Czego chcesz?

4252

W głosie niepokój — jakby coś przeczuwa.

4253

„Pozna” — pomyślał Kajtuś.

4254

Ale nie poznała. Bo człowiek oczom tylko ufa.

4255

Nie poznała córki.

4256

— Chodź, psino. Może ty znajdziesz Zosię, kiedy ludzie nie wiedzą. Masz, powąchaj jej czapeczkę. Będziemy razem szukały.

4257

Przygarnęła Zosię, która całuje twarz, oczy matki.

4258

Znów odpoczynek. Znów ciepłe mleko. Pod opatrunkiem prędko zagoiła się rana.


4259

— Zostań jeszcze — prosi Zosia.

4260

Smutno rozstać się po tylu wspólnych przygodach.

4261

Ale nie. Trzeba w drogę.

4262

Łatwiej teraz samemu znaleźć pożywienie, ale trudno psią dolę znosić w samotności.

4263

Poznał Kajtuś w samotnej podróży, co to być sprzedanym, gdy każdy ogląda i ocenia. Poznał się z łańcuchem na krótko. Poznał, co znaczy kapryśny chłopak, któremu dano psa do zabawy. Nie oszczędził los Kajtusiowi ostatniej psiej niedoli, gdy go czyściciel miejski pochwycił na stryczek. Za co? Czy za to, że żyć chce i żyje?

4264

Szarpnął się raz i drugi, potem po ludzku, przemyślnie się przyczaił; a gdy krata miała się za nim zawrzeć raz na zawsze — po psiemu wbił zęby w rękę oprawcy, ugryzł i uciekł.

4265

Jedyne najmilsze dwa dni spędził u biednego pastucha. Głodno było, ale to nic. Tu nie był zabawką ani nawet zwierzęciem, ale równym, bliskim przyjacielem, bratem.

4266

Gdy rozchodzili się smutni, długo ku sobie patrzyli, pewni, że nieprędko zapomną.

4267

Gdy sił zbrakło, znów spróbował szczęścia na dworcu kolei. Dwa razy się nie udało. Raz drzwi były zamknięte, drugi raz kopnięciem ze schodów już w biegu pociągu zrzucony.

4268

Za trzecim razem zauważyło go widzące serce dziewczyny, co do miasta na służbę jechała samotna.

4269

Rzuciła pod ławkę kromkę czarnego chleba.

4270

— Jedź sobie. Ty sam i ja sama. Chociaż w podróży się wspomagajmy.

4271

Więc nareszcie Warszawa.

4272

Miasto rodzinne z jego jedynym zapachem i wspomnieniem.

4273

Bocznymi ulicami, bez przygód dotarł do mieszkania rodziców.

4274

Czeka tu Kajtusia bolesna niespodzianka.

4275

Stoi pode drzwiami i niecierpliwie drapie, i wdycha woń izby. Przywiera do szczeliny nosem i tęsknotą i zamiera w bezruchu.

4276

Słyszy głos matki:

4277

— Zobacz, kto chroboce.

4278

Chce się wyczołgać, nie podnosi głowy.

4279

Nie poznali.

4280

— Jakiś pies. Nie, nie masz tu co robić. Idź sobie… Gdyby Antoś żył, miałbyś towarzysza.

4281

— Ojcze, tatusiu — zaskomlał.

4282

— Może głodny — powiedziała mama.

4283

— Ha, no to cię nakarmię.

4284

Ale Kajtuś nie chce. Głodny tylko dobrego słowa, pieszczoty rodzicielskiej.

4285

— Jak nie chcesz jeść, to ruszaj. Bo stracę cierpliwość.

4286

Skoczył Kajtuś, oparł się łapami o pierś ojca i patrzy w oczy.

4287

— Idź precz!

4288

— Może wściekły?

4289

Wyszedł.

4290

Stróż go przepędził z podwórka.

4291

Dokąd pójdzie? Po co wracał?

4292

— Jaki ten świat wielki. Tyle na nim miast i wsi, i ludzi i zwierząt. A każdy ma jakiś dom i schron, i jakieś serce życzliwe.

4293

Nie wróci do Zosi. Wstyd mu. Zresztą sił brak, by rozpocząć wędrówkę od nowa.

4294

Idzie Kajtuś, a sam nie wie, dokąd i po co.

4295

Wspomina starca z wiązką drzewa na plecach, wspomina pastucha i ucznia, który go karmił w wagonie, i dziewczynę, i leśniczego. Wspomina tych, którzy pomogli, i tych, co krzywdzili.

4296

Westchnął.

4297

NauczycielkaZwęszył znajomy zapach. Spojrzał. Ach tak — przywlókł się do swej szkoły.

4298

Usiadł w bramie przeciwległego domu, złożył głowę na łapach i patrzy w okno.

4299

Czeka. Psie życie nauczyło go cierpliwości.

4300

Czeka na dobrą panią.

4301

Czeka. Drzemie. Ten go pogładzi, ten potrąci. Ktoś przemówi łagodnie, cmoknie albo burknie, że psisko miejsce zajmuje i przeszkadza.

4302

Czeka na dobrą panią — aż wyszła.

4303

Kajtuś za nią krok w krok.

4304

Obejrzała się. Przystanął. Idzie dalej. Pani weszła do sklepu. Kajtuś został i czeka.

4305

Zauważyła go naprawdę — dopiero przy drzwiach swojego mieszkania.

4306

Co teraz będzie? Kajtuś przestał oddychać; czuje, jak serce bije; ma gwiazdy przed oczami. Czuje ciepło i zimno na przemian.

4307

— Ty za mną? Ty do mnie? Ano wejdź, kiedyś przyszedł.

4308

Powitała go nie jak psa, a jak ucznia.

4309

Wszedł Kajtuś i rozgląda się po ubogim pokoju.

4310

„Dlaczego myślałem zawsze, że nauczyciele — to bogaci panowie i panie?”

4311

Jakby odgadła myśl jego:

4312

— Biednie tu u mnie. Nie upasiesz się, piesku, na profesorskim chlebie.

4313

Zjedli.

4314

— Tak, psino, inaczej myślałam. Łudziłam się, że dzieci będą mi życzliwe, że znajdę wśród nich pomoc. Cóż, kiedy nie wiedzą. Nie mogę tak tylko, jak ja chcę i one pragną. Nie wolno mi. Bo kierownik pilnuje, a inspektor sprawdza. Mówią, że hałas na moich godzinach i małe postępy. Kto umie karać, tego słuchają, a ja chcę życzliwie i łagodnie.

4315

Kajtuś zauważył różę, którą dał jej wtedy. Tak strasznie dawno. Róża zwiędła, ale zachowana na pamiątkę stoi w wazoniku na półce.

4316

— Tak, psino. Chciałam być z dziećmi i zostać nauczycielką, ale teraz już tylko muszę. Już rada jestem, gdy niedziela czy święto; już nie tęsknię do szkoły. Cóż z tego, że się staram, gdy dzieci nie chcą? Żal mi Kajtusia, bardzo go lubiłam, bardzo mu chciałam pomóc, żeby się poprawił. Ale trudno poprawić człowieka. Tak, psino, byłam dawniej wesoła, a teraz mi smutno.

4317

Bierze Kajtusia pod brodę, psi łeb przytuliła do twarzy. Rozumie Kajtuś, że płacze.

4318

A istnieje stare prawo czarnoksiężników, które głosi:

Gdy człowiek, zaczarowany w zwierzę, wypije człowieczą łzę skargi na ludzi — ma być przywrócony do swej ludzkiej postaci.

4319

Stare prawo z roku 1233 — uczy siedemset lat.

Rozdział dwudziesty

Kajtuś zamienił się w wierzbę — Wśród obcych ludów — Na dnie morza — Na biegunie — Bądź karny

4320

Stare prawo głosi:

Każdy człowiek zaczarowany w zwierzę, gdy wypije łzę człowieczą skargi na ludzi — winien być przywrócony do swej ludzkiej postaci.

4321

Tak. Gdy pani przytuliła do twarzy psi łeb Kajtusia i zapłakała — zgarnął językiem ciepłą i słoną łzę skargi na dzieci.

4322

Tak. I poczuł nagle, że łamią się w nim i wyginają kości, wyciągają się żyły, inaczej bije serce i oddychają płuca — i pęka skóra.

4323

Szarpnął się, skurczył, wyrwał — skoczył do drzwi, pchnął łapami i wybiegł do sieni.

4324

Tak. Zbiegł szybko po schodach i skrył się między parkany.

4325

I dokonała się zmiana.

4326

Tak. Chwieje się Kajtuś, już na ludzkich nogach — a jako człowiek odzyskał moc czarodziejską.

4327

Pierwszym rozkazem zaspokoił głód.

4328

Drugim rozkazem zdobył czapkę niewidkę.

4329

Trzecim rozkazem zapytał się niespokojnie o los towarzyszki-Zosi.

4330

„Chcę, żądam, rozkazuję… ”

4331

— Jestem.

4332

Jest dziwny goniec wróżki.

4333

Jest tajny posłaniec.

4334

Wychylił się spoza parkanu prawdziwy krasnoludek, wspiął się niezgrabnie na deskę — i potrząsając brodą siwą i mrużąc lewe oko, powiedział:

4335

— Zosia, wielki wróżu, czeka na ratunek.

4336

— Dlaczego nazywasz mnie wróżem?

4337

— Nie dla siebie dobra wzywasz.

4338

— Nie rozumiem.

4339

— Zrozumiesz po sądzie.

4340

Tak. Sąd go jeszcze czeka.

4341

Zapomniał był. A sąd wodza czarnoksiężników czeka jego, Kajtusia i Zosię.

4342

Nie.

4343

Zosia nie pójdzie na sąd.

4344

— Ja sam. Sam będę odpowiadał.

4345

I czwarty wydał rozkaz po odzyskaniu władzy.

4346

„Do Zacisza. W butach siedmiomilowych”.

4347

Rzekł.

4348

Znikła sprzed oczu Warszawa.

4349

W chwilę krótką przebył drogę, która niedawno tyle pożarła wysiłku.

4350

Stoi przed oknem znajomego domu.

4351

Patrzy.

4352

Siedzi matka Zosi na fotelu, trzyma w ręce gazetę, nie czyta.

4353

Patrzy w dal — ma siwe pasma włosów.

4354

A na kolanach Zosia: węszy niespokojnie i uszami strzyże.

4355

Poznała.

4356

— Idź, suczko, pobiegaj — mówi mama.

4357

Zeskoczyła Zosia z kolan, biegnie do drzwi. Drzwi matka otworzyła.

4358

— Jestem — mówi Kajtuś wzruszony.

4359

— Wiem — odpowiada Zosia.

4360

— To ja, Kajtuś.

4361

— Poznaję.

4362

Idą. Kajtuś ludzkim krokiem, a Zosia drobi psimi łapkami.

4363

Minęli ogród, furtkę ogrodową, drogę przez pole do lasku.

4364

Rozglądają się: nie ma nikogo wokoło. Zdjął Kajtuś czapkę.

4365

— Antoś, jakże to się stało?

4366

Spojrzał na Zosię wytężonym wzrokiem, oczyścił leśnym powietrzem myśl i płuca, głęboko odetchnął trzykrotnie, ręce na piersiach skrzyżował.

4367

Mówi powoli, wyraźnie, uroczyście.

4368

Dwa razy powtórzył:

4369

— Mocą tajemną i władzą czarodziejską zwalniam cię, wróżko zaklęta złą wolą, po wsze czasy stanowię, zwalniam cię z nakazu stawienia się na sąd. Ja sam i tylko ja odpowiadać będę wrogiej sile i władzy. Najwyższym swym prawem niespornym zapewniam ci wolność i miejsce trwałe przy matce twej. Żadne złe zaklęcie i żaden czar mściwy nie będzie mocen[147] zmienić mego nakazu, woli mej i żądania.

4370

Rozległ się głuchy grzmot.

4371

Kajtuś zmęczony oparł się o drzewo.

4372

Zosia patrzy niespokojnie i czeka.

4373

Westchnął Kajtuś głęboko — raz, drugi raz — i trzeci. Oczyścił myśl i płuca leśnym powietrzem.

4374

Rzekł:

4375

— Żądam i rozkazuję. Mocą swą i władzą stanowię. Słońce, morze, góry i powietrze — ogień i wodę wzywam ku pomocy. Powróć do ludzkiej postaci. Stań się człowiekiem. Wróć do ludzkiej postaci.

4376

Przymknął oczy. Zbielały mu wargi. Opadły ręce.

4377

— Wielkim jesteś wróżem-czarodziejem — szepce Zosia i uśmiecha się, i włosy stargane poprawia.

4378

Spełnił się obowiązek. Wyzwolił.

4379

Spieszy się.

4380

— Bądź zdrowa i szczęśliwa.

4381

— Zostań. Boję się o ciebie, Antosiu.

4382

Ale już nie ma Kajtusia.


4383

Napisał dwa listy.

4384

Pisał do rodziców:

Ukochani, drodzy! Smutno Wam. Choć bardzo pragnę, nie wiem, czy powrócę. Bądźcie cierpliwi. Wiele wycierpiałem. Nie to szczęście przynosi, co łatwo przychodzi. Nie każdy równą i bezpieczną drogą dąży do swego celu. Przepraszam, choć nie moja w tym wina. Ręce Wasze całuje stęskniony Antoś.

4385

Pisał do nauczycielki:

Proszę nie gniewać się na psa, który uciekł tak nagle, a któremu Pani wyświadczyła największą przysługę, jaką może wyświadczyć człowiek człowiekowi. DzieckoBądź, pani, nadal dobrą dla dzieci. One nie są winne. Nie wiecie, jak bardzo chcemy się starać i jak bardzo nam trudno. Nie zawsze jest człowiek panem swoich czynów. I nie każdy cichą drogą idzie do swego celu. Niespokojne mamy myśli i nie zawsze wierzymy w poprawę. Bądźcie cierpliwi.

4386

Zaadresował koperty, nakleił marki i wrzucił do skrzynki pocztowej.

4387

Pomyślał.

4388

„Zwyciężę lub zginę”.


4389

Trzy dni zostało do sądu. Śpieszyć się trzeba.

4390

Śpieszyć się trzeba, by poznać i wiedzieć; a odpocząć pragnie.

4391

Miał Kajtuś nad Wisłą cichy kącik.

4392

Miał z dawna, między krzakami. Tam chodził, gdy było mu smutno.

4393

Tam na brzegu czytać się uczył — i zaklęcia czarodziejskie próbował, i miłością do rzeki wiązał się z Ojczyzną.

4394

Nie tylko bieganinę lubią dzieci. A im większy łobuz, tym bardziej tęskni do ciszy, choć sam nawet nie wie.

4395

Miał Kajtuś nad Wisłą kącik między krzakami, gdzie próbował poprawić się i nowe zacząć życie; gdzie wspominał czasy, gdy był bardzo mały.

4396

Bo ma dziecko dawne wspomnienia i pamiątki. Bo nie tylko dorośli i starzy mają dawne swe czasy.

4397

„Kiedy byłem maleńki, kiedy mnie jeszcze nie było na świecie… ”

4398

Idzie tam Kajtuś. Usiadł na piasku i patrzy na wodę i drzewa. Tak cicho, tak dobrze. Łaskawa cisza.

4399

Patrzy — oczy ma otwarte, myśl jego śpi; tak bardzo zmęczony. Bo naprawdę zbyt wiele i zbyt trudno było…

4400

I nagle usłyszał dalekie głosy.

4401

Widzi, że zbliżają się chłopcy.

4402

Poznał, że wycieczka szkolna.

4403

Idą. Zaraz zaczepią i zadawać będą pytania. A Kajtuś chce być sam i nie chce rozmawiać.

4404

Spojrzał na grupę drzew i przypomniał sobie leśniczego:

4405

„Dla handlarza drzewo — to towar, a nie żywe stworzenie”.

4406

Ano, rodzi się krzew z nasienia, żywi się i rośnie, głodny wody, pokarmu jak człowiek — choruje, starzeje się i umiera. Może raduje się i cierpi?

4407

„Chcę, żądam… ”

4408

I zamienił się Kajtuś w drzewo. Zdobył wielkie wtajemniczenie życia we świecie…

4409

Wrósł korzeniami w ziemię. Twarda opasała go kora. Wydłużyły się i rozwidliły ramiona. Otulił zielony płaszcz liści. Wiatr kołysze i gładzi łagodnie gałęzie.

4410

Oddycha zielenią, pije chłodną z ziemi wodę. A wierzba, siostra, mówi szelestem, że miło żyć i cieszyć się światem.

4411

Nadeszli chłopcy.

4412

Rozbiegli się, nawołują.

4413

Stanął chłopak obok Kajtusia.

4414

— Laskę sobie ułamię.

4415

Chwycił Kajtusia za gałąź, gnie, łamie.

4416

— Boli!

4417

Trzasnęła gałąź i zwisła bezwładnie. Chłopiec szarpie złamaną, rozdziera.

4418

— Boli, bardzo boli!

4419

Nie rozumie chłopak jęku łamanego drzewa, bo trudna do odczytania jest skarga rośliny.

4420

A kolega mówi:

4421

— Zostaw. Idziem dalej. Równiejszą sobie laskę wystrugasz.

4422

Poszli. Ucichły głosy. Pozostała krzywda okaleczonego krzewu.

4423

I boli, i wstyd Kajtusiowi. Czy i on tak samo nie robił? Nie pomyślał, że drzewo nie ma nóg, by uciec, nie ma rąk, by się bronić, ani zębów, rogów ni pazurów. Byle tchórz z nim poradzi.

4424

Bezbronne. Bezbronne. Bezbronne.

4425

Pies, OkrucieństwoPrzypomniał sobie, jak raz cisnął kamieniem w psa. A Stefan powiedział:

4426

— Myślisz, że pies to nie człowiek?

4427

Stefan inaczej chciał powiedzieć: że pies czuje, jak człowiek, że psa i kota, i żabę też boli.

4428

A Kajtuś co? Rozgadał na podwórku i w szkole. Wyśmiewali, dokuczali Stefanowi:

4429

— Psi wujaszek! Psi wujcio!

4430

Stefan płakał.

4431

— Beksa!

4432

Jak bezmyślny i brutalny może być człowiek.

4433

Gdy się nie zastanowi.

4434

Gdy czuje, że nie ma słuszności, a przyznać się nie chce.


4435

Są tacy, co wolą zawsze chodzić z kolegą. Kajtuś nie. Woli sam. Tak było i dawniej.

4436

Idzie ulicą. Tu popatrzy, tam przystanie. Zawsze coś nowego zobaczy. Jedno rozumie, drugie ciekawe, trzecie go dziwi.

4437

Idzie Kajtuś powoli, bez celu.

4438

Widzi: policjant prowadzi człowieka. Twarz aresztanta blada i ponure spojrzenie.

4439

Zamkną go w więzieniu.

4440

Pamięta Kajtuś własną niewolę w twierdzy czarodzieja. Zna udrękę zamknięcia i długie, czarne godziny.

4441

I dawniej lubił Kajtuś patrzeć na awantury, areszty. Lubił czytać — o bójkach i kradzieżach w gazecie. Lubił rozmowy o złodziejach i bandytach. I filmy awanturnicze.

4442

Dawniej ciekawość — teraz współczucie.

4443

Współczucie!

4444

„Chcę i rozkazuję. Chcę zwiedzić więzienie”.

4445

Rzekł.

4446

Idzie w czapce niewidce przez mroczny korytarz, obchodzi ponure cele skazańców.

4447

I młodzi, i starzy. Biedne dzieci tych ludzi zamkniętych na długie lata. Co one winne?

4448

— Tata w kryminale!

4449

Był w szkole kolega. Niedobry, niemiły. Ale czy dziw, gdy w każdej kłótni zaraz:

4450

— Ty złodziejski synu! Będziesz w kajdanach, jak tatuś.

4451

Zaprawdę, wiele wszędzie smutku i nieładu. Wśród dorosłych i dzieci.

4452

Wiele smutku i wiele nieładu.

4453

Zrozumiał i czuje.

4454

Opuścił mury. Znów oddycha powietrzem swobody.

4455

Jedna i druga ulica.


4456

Zagrała trąbka pogotowia. Szybko toczy się samochód w kierunku szpitala.

4457

SLekarz, Wiedzakoczył Kajtuś na stopień karetki pogotowia. Wiozą rannego. Zatrzymali się przed szpitalem. Wnieśli sanitariusze, obejrzał doktór. Należy dokonać operacji.

4458

Zdejmują zakrwawione ubranie, kładą na wózek. Jest Kajtuś w sali operacyjnej. Stoi blisko.

4459

Ukłuli rannego igłą ze szprycy[148]. Zastrzyk lekarstwa. Nałożyli na twarz maskę i leją krople na sen. Każą liczyć:

4460

— Raz… dwa… trzy… cztery.

4461

— Już śpi. Zaczynamy.

4462

Starannie umyli ręce lekarze. Obłożyli pierś rannego serwetami. Ciął chirurg skórę nożem. Gdzie ukazuje się krew, zaciska broczące miejsce pincetą. Młody lekarz pomaga, drugi podaje narzędzia. Nikt nic nie mówi, a rozumieją się. Każdy w porę rękę usuwa. Krają i szyją żywego człowieka, a on śpi.

4463

Nie czary — wiedza.

4464

Wszedł niewidzialny Kajtuś na salę szpitalną.

4465

Dwa rzędy łóżek.

4466

Ten jęknie, ten zakaszle, tamten zagada.

4467

Nagle śmiech w rogu przy ścianie.

4468

Chłopiec siedzi na łóżku, śmieje się i opowiada przygodę.

4469

— …Jak już mnie ten tramwaj przejechał, zacząłem uciekać. Bo policjanta zobaczyłem. Ze strachu nie bardzo bolało. Byłbym zwiał, ale mnie ludzie zatrzymali. Mówią: „Patrz, głupi”. A już z buta chlusta krew — i cieeepło w nogę, ale jeszcze nie boli. Dopiero zanieśli mnie do sklepu.

4470

— Nie trzeba ci było skakać do tramwaju.

4471

— No… Ja wiem. Jakby tata żył, to bym kurierków nie sprzedawał. A co robić, jak nas jest czworo, a mali drą się i chcą jeść? Matce dwa złote dawałem, a sobie tylko bułkę i wodę sodową. Bo w gardle sucho od krzyku.

4472

— Zimna woda niedobra na gardło zagrzane.

4473

— Ja wieem. Już mieli mi nogę ucinać, bo doktór mówił, że but był brudny, więc się nie chciało goić. Ale się zgoiło, tylko dwa palce straciłem. Ale to głupstwo.

4474

Błądził Kajtuś po korytarzach szpitalnych.

4475

— Wiele na świecie smutku i nieładu.


4476

Nagle:

4477

— Chcę poznać świat. Chcę poznać cały świat. Chcę wiedzieć, co na ziemi, pod wodą i w krajach wiecznego lodu i zimy. Życie Murzynów, kowbojów i Chińczyków… Chcę poznać.

4478

Rzekł.

4479

Wicher niesie Kajtusia do dzikiej ziemi Afryki.

4480

Rzekł.

4481

Widzi palmy wysokie, dziwne zwierzęta i ptaki, człowieka czarnego. Ubogie namioty, lepianki, nędzne rupiecie naczyń i sprzętów; cudaczne ozdoby w uszach i w ustach. Trudno w czarnym stworzeniu dopatrzyć się brata; trudno wierzyć, że biały człowiek, jak uczy historia, równie dziki był dawno, kiedyś, przed laty.

4482

Niesie wicher Kajtusia do prastarej ziemi Chińczyków. Przypomina się — co pani mówiła w szkole.

4483

Ten dziwny lud drukował książki, wyrabiał szkło i piękne jedwabne tkaniny, gdy człowiek Europy nic jeszcze nie umiał.

4484

Dlaczego dali się prześcignąć? Dlaczego popadli w niewolę? Czemu tyle kalek i żebraków? Czy nie mają lekarzy? Dlaczego im nie pomogą rodacy?

4485

— Nie powinna, nie da się Polska prześcignąć. Trzeba się uczyć i książki czytać, trzeba pracować i pomagać innym. Nawet Chińczykom i Murzynom.

4486

Idzie Kajtuś ulicą chińskiego miasta, rozmyśla.

4487

„Złym uczniem byłem. Niestarannie pisałem. Brudne miałem zeszyty. Tyle czasu marnowałem. Z kolegami nie żyłem w zgodzie, kłóciłem się i biłem. Złym byłem Polakiem”.


4488

— Chcę zgłębić dno morza!

4489

Rzekł.

4490

Przebrany w klosz nurka, ma Kajtuś ciężary na nogach, pogrąża się w odmęty morskie.

4491

Poprzez zieloną wody zasłonę widzi nowy świat, ukryty przed wzrokiem ludzkim.

4492

Spłoszone ryby rozbiegają się. Na dnie morza oparty o skałę czarny okręt rozbity. Przezroczyste welony meduzy, macki ośmiornicy, muszle ślimaków, gwiazdy morskie, raki, gąbki i korale.

4493

— Ile życia na świecie, o którym nikt nie wie.

4494

Myli się Kajtuś. Bada człowiek dno głębin i ich tajemnice, w licznych księgach spisuje. Człowiek badacz-bohater wszędzie dociera — myślą, słowem — czynem. Gwiazdy, przeszłość i przyszłość ogarnia.


4495

— Chcę widzieć biegun ziemi.

4496

Rzekł.

4497

Niesie dywan czarodziejski.

4498

Mija lasy i pola — potem już tylko karłowate krzaki i mech.

4499

Renifery, dziwne ptaki pingwiny, białe niedźwiedzie, wieloryby i foki.

4500

Wreszcie tylko już śnieg i góry lodowe, i Eskimosów siedziby.

4501

Dziwni ludzie, kochają ojczyznę swych martwych pól.

4502

Mruży Kajtuś oczy, blask razi — biała cisza, wicher, słońce, które nie grzeje. Wicher okrutny i głębokie szczeliny, przepaście lodowe.

4503

Cisza.

4504

Cyt!

4505

Oto sanie człowieka: sanie rozbite.

4506

Idzie Kajtuś. Zahartowany. Przez zaspy.

4507

Drobne igły lodowe tną jak komary.

4508

Rozgląda się i szuka po białym polu.

4509

Cisza.

4510

Ślad człowieka: kopiec samotny z kamieni. Między dwoma kamieniami spłowiała flaga. Sztandar i mogiła Nieustraszonego.

4511

Przystanął. Obnażył głowę.

4512

Cyt!

4513

Słyszy ciche wyrazy:

4514

— Czuwaj! Bądź karny! Bądź mężny.

4515

Kajtuś odpowiada szeptem.

4516

Rękę wzniósł.

4517

Ślubuję.

Dedykacja

To trudna książka.
Tę trudną książkę poświęcam niespokojnym chłopcom,
którym się trudno poprawić.
Trzeba chcieć i silnie, i wytrwale.
Trzeba wolę hartować.
Trzeba być pożytecznym.
Dziwne jest życie.
Życie jest jak dziwny sen.
Kto ma silną wolę i silną chęć służby ludziom,
temu życie pięknym będzie snem.
Choćby droga do celu była poplątana, a myśli niespokojne.
Może jeszcze kiedyś dokończenie napiszę.

Przypisy

[1]

sielawa — bardzo smaczna, wysoko ceniona ryba z rodziny łososiowatych, żyjąca w czystych, głębokich jeziorach. [przypis edytorski]

[2]

pomada — środek kosmetyczny do smarowania włosów dla nadania im połysku i miękkości. [przypis edytorski]

[3]

Jan III Sobieski (1629–1696) — król Polski w latach 1674–1696, pokonał armię turecką w bitwie pod Wiedniem (1683). [przypis edytorski]

[4]

oszukaniec (pot.) — człowiek, który oszukuje; oszust. [przypis edytorski]

[5]

mydlarnia (daw.) — sklep z kosmetykami i artykułami używanymi w gospodarskie domowym, jak mydła, pasty, szczotki; drogeria. [przypis edytorski]

[6]

balon z wodą sodową — dawniej większe ilości wody sodowej, czyli wody gazowanej, przechowywano w dużych cylindrycznych syfonach (balonach) z miedzi; taki syfon umieszczano w pojemniku z lodem i sprzedawano klientom na ulicy wodę na szklanki. [przypis edytorski]

[7]

kupcowa (daw.) — tu: sprzedawczyni. [przypis edytorski]

[8]

skautowski — przym. od skaut: członek organizacji stanowiącej odpowiednik harcerstwa. [przypis edytorski]

[9]

nabić (pot.) — zbić, wielokrotnie uderzając. [przypis edytorski]

[10]

Widać, że trzeba było — dziś: Widocznie trzeba było. [przypis edytorski]

[11]

wymówić (daw.) — zastrzec sobie w umowie. [przypis edytorski]

[12]

andrus (daw.) — łobuziak, psotnik. [przypis edytorski]

[13]

dukat — złota moneta używana w Europie do XIX w. [przypis edytorski]

[14]

uradzić coś (pot.) — dać radę udźwignąć coś. [przypis edytorski]

[15]

lizuch (rzad.) — lizus, przypochlebiający się. [przypis edytorski]

[16]

we środku — dziś popr.: w środku. [przypis edytorski]

[17]

oddział — tu daw.: klasa. [przypis edytorski]

[18]

kałamarz — naczynie do przechowywania atramentu. W czasach, w których powstała ta książka, dzieci w szkołach używały zwykle pióra składającego się z podłużnej drewnianej obsadki z zamocowaną metalową stalówką, którą maczało się co chwilę w kałamarzu z atramentem. [przypis edytorski]

[19]

uroczne oczy — oczy rzucające urok; wierzono, że niektórzy złym spojrzeniem mogą sprowadzać nieszczęście. [przypis edytorski]

[20]

fakir — asceta hinduski. [przypis edytorski]

[21]

jasyr (z tur.) — niewola tatarska lub turecka. [przypis edytorski]

[22]

przecie (daw.) — przecież. [przypis edytorski]

[23]

felczer — osoba wykonująca proste zabiegi medyczne. [przypis edytorski]

[24]

szaflik — drewniana misa a. wiadro. [przypis edytorski]

[25]

doktór — dziś popr.: doktor. [przypis edytorski]

[26]

funda (pot.) — to, co się komuś funduje, kupuje komuś w prezencie. [przypis edytorski]

[27]

trefniś — zawodowy błazen na daw. dworach. [przypis edytorski]

[28]

kamień filozoficzny — legendarna substancja, zdolna do zmieniania metali nieszlachetnych w złoto. [przypis edytorski]

[29]

perpetuum mobile (łac.) — dosł. wiecznie się poruszające; hipotetyczne urządzenie, które raz wprawione w ruch funkcjonowałoby nieustannie bez pobierania energii z zewnątrz; w przeszłości wielokrotnie podejmowano próby skonstruowania tego rodzaju mechanizmu, jednak jego zbudowanie jest niemożliwe. [przypis edytorski]

[30]

Samson — biblijny wojownik obdarzony nadludzką siłą; podstępem schwytany do niewoli przewrócił kolumny budynku, grzebiąc pod ruinami siebie i wrogów. [przypis edytorski]

[31]

Herkules (mit. gr.) — bohater słynny z ogromnej siły i wykonania 12 trudnych i niebezpiecznych zadań. [przypis edytorski]

[32]

Madej — legendarny zbój z Gór Świętokrzyskich. [przypis edytorski]

[33]

Twardowski — legendarny szlachcic, mieszkający w Krakowie w XVI w., który zaprzedał duszę diabłu w zamian za wielką wiedzę i znajomość magii. [przypis edytorski]

[34]

kierownik — tu daw.: dyrektor szkoły. [przypis edytorski]

[35]

roboty — tu: zajęcia szkolne z prac ręcznych. [przypis edytorski]

[36]

wesół (daw.) — wesoły. [przypis edytorski]

[37]

martwy język — mowa, która nie jest już używana na co dzień jako środek komunikacji. [przypis edytorski]

[38]

toć (daw., gw.) — przecież. [przypis edytorski]

[39]

kiep (daw.) — człowiek głupi, nierozgarnięty. [przypis edytorski]

[40]

to coś, co trzyma Kopernik na pomniku — sfera armilarna, sferyczne astrolabium: dawny przyrząd astronomiczny złożony z wielu pierścieni, służący do wyznaczania współrzędnych obiektów na niebie; postać Mikołaja Kopernika na pomniku w Warszawie, znajdującym się u zbiegu ulic Nowy Świat i Krakowskie Przedmieście, trzyma w lewej dłoni sferę armilarną, zaś w prawej cyrkiel. [przypis edytorski]

[41]

kabała — tu: wróżenie z kart, z ręki, itp. [przypis edytorski]

[42]

Potęga woli — zapewne Rozwój potęgi woli autorstwa Wincentego Lutosławskiego, pierwszy polski podręcznik jogi. [przypis edytorski]

[43]

Bosko czarnoksiężnik — książka opisująca sztuczki magiczne, inspirowana postacią sławnego włoskiego magika Bartolomeo Bosco (1793–1863), którego występy dostarczały rozrywki monarchom europejskim w I połowie XIX w. [przypis edytorski]

[44]

słabować (daw.) — chorować. [przypis edytorski]

[45]

cyrograf — daw.: własnoręcznie podpisany dokument zawierający zobowiązanie; w baśniach i legendach: pisemna umowa z diabłem; dziś używane żartobliwie. [przypis edytorski]

[46]

topielica (mit.) — w wierzeniach słowiańskich demon mieszkający w zbiornikach wodnych, wabiący i topiący ludzi. [przypis edytorski]

[47]

na (gw.) — weź; masz. [przypis edytorski]

[48]

cyklista (daw.) — rowerzysta. [przypis edytorski]

[49]

marmuzela (daw. iron.) — dama, panna z miasta (od fr. mademoiselle). [przypis edytorski]

[50]

aeroplan (daw.) — samolot. [przypis edytorski]

[51]

powiedzieć odczyt — dziś popr.: wygłosić odczyt. [przypis edytorski]

[52]

obertas (pot.) — oberek, żwawy taniec ludowy. [przypis edytorski]

[53]

szwajcar (daw.) — odźwierny, człowiek pełniący służbę przy wejściu do budynku. [przypis edytorski]

[54]

ober (przestarz., z niem.) — starszy kelner nadzorujący pracę innych kelnerów; pot. używane w wołaczu w stosunku do każdego kelnera. [przypis edytorski]

[55]

Łazienki — znany park warszawski w południowej części miasta, ulubione miejsce przechadzek. Nazwa pochodzi od pałacu z końca XVII wieku, przeznaczonego początkowo na łazienki. [przypis edytorski]

[56]

pensja — prywatna szkoła żeńska, zwykle z internatem. [przypis edytorski]

[57]

Gazeciarze sprzedają nadzwyczajny dodatek gazet — w I połowie XX w. wiadomości przekazywane były przez gazety, które sprzedawali na ulicach chłopcy, zwani gazeciarzami. Gazeciarze zachęcali kupujących, wykrzykując głośno tytuły najciekawszych artykułów. Jeżeli po wyjściu gazety z drukarni wydarzyło się coś ważnego, redakcja gazety w pośpiechu przygotowywała dodatkowe wydanie, nazywane dodatkiem nadzwyczajnym, z opisami tych wydarzeń. [przypis edytorski]

[58]

ki (daw.) — jaki, co za (kie: jakie); dziś tylko w wyrażeniach potocznych w rodzaju: ki diabeł, kie licho. [przypis edytorski]

[59]

drewutnia — szopa na drewno przeznaczone na potrzeby gospodarstwa domowego. [przypis edytorski]

[60]

zimny kraj — Syberia, dokąd władze carskiej Rosji wysyłały skazańców. [przypis edytorski]

[61]

maski — tu: maski przeciwgazowe, chroniące przed działaniem trujących gazów bojowych. Po raz pierwszy użyto takich gazów w pierwszej wojnie światowej, co wywołało obawy przed ich masowym stosowaniem w kolejnych wojnach. [przypis edytorski]

[62]

mara — widmo, złudzenie. [przypis edytorski]

[63]

marka (daw.) — tu: znaczek pocztowy. [przypis edytorski]

[64]

Robinson Kruzoe — bohater słynnej powieści Daniela Defoe; spędził wiele lat jako rozbitek na bezludnej wyspie. [przypis edytorski]

[65]

vivant (łac.) — niech żyją. [przypis edytorski]

[66]

owocarnia (daw.) — sklep z owocami. [przypis edytorski]

[67]

bufet — tu: stół sklepowy, oprócz blatu wyposażony w szuflady i półki. [przypis edytorski]

[68]

lodownia — tu: szafka do przechowywania żywności, zawierająca pojemnik na lód; obudowę tego sprzętu często wykonywano z drewna, a wnętrze z metalu. [przypis edytorski]

[69]

subiekt (tu daw.) — sprzedawca w sklepie, ekspedient. [przypis edytorski]

[70]

marcepan — słodka masa z migdałów i cukru, symbol luksusu. [przypis edytorski]

[71]

rycyna (tu pot.) — olej rycynowy, używany jako środek przeczyszczający. [przypis edytorski]

[72]

magistrat — zarząd miasta; także: ratusz, budynek władz miejskich. [przypis edytorski]

[73]

Zjazd — ulica Nowy Zjazd w Warszawie, która od placu Zamkowego biegła po wiadukcie do mostu Kierbedzia na Wiśle. [przypis edytorski]

[74]

piaskarz — człowiek zajmujący się zawodowo wydobywaniem i sprzedażą piasku i żwiru rzecznego. [przypis edytorski]

[75]

telegraf — tu: przesyłanie wiadomości tekstowych na odległość (telekomunikacja). [przypis edytorski]

[76]

motocykletka (daw.) — motocykl. [przypis edytorski]

[77]

przodownik (daw.) — sierżant policji w przedwojennej Polsce. [przypis edytorski]

[78]

garnizon (wojsk.) — oddział wojskowy stacjonujący w danym mieście lub twierdzy. [przypis edytorski]

[79]

pancerka (pot.) — opancerzony samochód a. pociąg. [przypis edytorski]

[80]

defensywa (tu daw.) — tak w okresie międzywojennym nazywano kontrwywiad, służby specjalne do zwalczania obcego wywiadu. [przypis edytorski]

[81]

Kasa Chorych — instytucja zapewniająca ubezpieczonym w niej osobom bezpłatną pomoc medyczną oraz zasiłki pieniężne podczas choroby; pierwsza w Polsce kasa chorych powstała w roku 1920, w 1934 kasy chorych przekształcono w centralną Ubezpieczalnię Społeczną, nadzorowaną przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych. [przypis edytorski]

[82]

Nie wiadomo, czy jutro będą telefony: gołębie mogą być potrzebne — pewną odmianę gołębi, tzw. gołębie pocztowe, wykorzystywano do przekazywania wiadomości; z tej metody łączności korzystano powszechnie podczas I wojny światowej. [przypis edytorski]

[83]

dezynfekcja — odkażanie, niszczenie drobnoustrojów chorobotwórczych na przedmiotach i powierzchniach użytkowych. [przypis edytorski]

[84]

klisza — szklana płytka, na której utrwalał się negatyw zdjęcia; później przez analogię nazywano kliszą również błonę fotograficzną. [przypis edytorski]

[85]

hydroplan — samolot, który może lądować na powierzchni wody i z niej startować. [przypis edytorski]

[86]

Kostka-Napierski, Aleksander (1617–1651) — oficer, przywódca powstania chłopskiego na Podhalu w 1651. [przypis edytorski]

[87]

Towarzystwo Kolonii Letnich — założone pod koniec XIX w. przez doktora Stanisława Markiewicza, organizowało kolonie i półkolonie dla warszawskich dzieci z ubogich rodzin. [przypis edytorski]

[88]

bulwar — tu: nadbrzeżna ulica. [przypis edytorski]

[89]

raz w raz — raz za razem; co chwila. [przypis edytorski]

[90]

ognie bengalskie (daw.) — wielobarwne sztuczne ognie, fajerwerki. [przypis edytorski]

[91]

Gwiazdor — tu: przybysz z gwiazd, z innej planety. [przypis edytorski]

[92]

Liga Narodów — międzynarodowa organizacja istniejąca w latach 1919–1946, powołana na mocy traktatu wersalskiego w celu zapewnienia pokoju, rozwiązana po powstaniu ONZ. [przypis edytorski]

[93]

spirytysta (z łac. spiritus: duch) — wyznawca spirytyzmu, wiary w możliwość kontaktowania się z duchami zmarłych za pośrednictwem osób mających do tego specjalne predyspozycje (tzw. mediów). [przypis edytorski]

[94]

w uniwersytecie na Krakowskim Przedmieściu — przy ulicy Krakowskie Przedmieście w Warszawie znajduje się Uniwersytet Warszawski. [przypis edytorski]

[95]

medium — osoba pośrednicząca w rozmowie z duchami a. przywołująca je. [przypis edytorski]

[96]

Nowy Świat — ulica w Warszawie, część Traktu Królewskiego, prowadzącego od Starego Miasta na południe, do pałacu królewskiego w Wilanowie. [przypis edytorski]

[97]

Możemy fotografować kości żywego człowieka — tj. wykonywać zdjęcia rentgenowskie, obrazy otrzymywane za pomocą promieni rentgenowskich przenikających przez ciało pacjenta. [przypis edytorski]

[98]

więcej staranne — bardziej staranne. [przypis edytorski]

[99]

szanują i ufają dzieciom — dziś popr.: szanują dzieci i ufają im. [przypis edytorski]

[100]

szkodować (gw.) — żałować. [przypis edytorski]

[101]

precz (tu daw., gw.) — wciąż. [przypis edytorski]

[102]

duch Kopernika wcielił się w Gwiazdora — astronom Mikołaj Kopernik (1473–1543) dokonał przewrotu w myśleniu uczonych o świecie, przedstawiając w naukowej formie wizję wszechświata, w którego środku znajduje się Słońce, a nie Ziemia, jak to powszechnie uznawano w jego czasach. [przypis edytorski]

[103]

prowizja (z łac.) — tu: zapas żywności, prowiant. [przypis edytorski]

[104]

Mais oui! (fr.) — Ależ tak! [przypis edytorski]

[105]

łatek (pot. pogard.) — biedak, chłystek, byle kto. [przypis edytorski]

[106]

łapciuch (pot. pogard.) — łachmaniarz, nędzarz. [przypis edytorski]

[107]

zda się — zdaje się, wydaje się. [przypis edytorski]

[108]

loża — małe, kilkuosobowe pomieszczenie wyodrębnione w teatrach, salach widowiskowych itp. [przypis edytorski]

[109]

galeria — tu: najwyżej usytuowane i najtańsze miejsca w teatrze a. cyrku. [przypis edytorski]

[110]

ajencja (daw.) — agencja. [przypis edytorski]

[111]

faktor (daw.) — pośrednik. [przypis edytorski]

[112]

Aszanci, dziś popr.: Aszantowie a. Aszanti — grupa plemion zamieszkujących obecną Ghanę w Afryce Zachodniej. [przypis edytorski]

[113]

Syngalezi — lud mieszkający na wyspie Cejlon. [przypis edytorski]

[114]

salonowy wagon — salonka, specjalnie umeblowany, komfortowy wagon kolejowy, przeznaczony do użytku szczególnie ważnych osób. [przypis edytorski]

[115]

Poradzę się z (…) kucharzem — dziś popr.: naradzę się z kucharzem. [przypis edytorski]

[116]

warcab — dziś popr. forma D. lm: warcabów. [przypis edytorski]

[117]

bocianie gniazdo — tu: platforma obserwacyjna umieszczona wysoko na głównym maszcie statku. [przypis edytorski]

[118]

estrada — podwyższenie, na którym odbywają się występy artystyczne. [przypis edytorski]

[119]

gnuśny — leniwy, unikający działania. [przypis edytorski]

[120]

przycisk — tu: przycisk do papieru, ciężki, zwykle ozdobny przedmiot, służący do przytrzymywania leżących luzem papierów. [przypis edytorski]

[121]

What is your name? (ang.) — Jak się nazywasz? [przypis edytorski]

[122]

Wie alt bist du? (niem.) — Ile masz lat? [przypis edytorski]

[123]

Ou demeures tu? (fr.) — Gdzie mieszkasz? [przypis edytorski]

[124]

Andato a scuola? (wł.) — Czy chodziłeś do szkoły? [przypis edytorski]

[125]

Be obedient! Gehorsam sein! Sois obeissant! Sii ubbidiente! (ang., niem., fr., wł.) — Bądź posłuszny! [przypis edytorski]

[126]

rezon (z fr. raison) — pewność siebie, śmiałość, rezolutność. [przypis edytorski]

[127]

karawaniarz — człowiek kierujący karawanem, pojazdem przewożącym ciało zmarłego w orszaku pogrzebowym. [przypis edytorski]

[128]

pikolo (z wł. piccolo: mały) — tu: chłopiec usługujący w hotelu, restauracji itp. [przypis edytorski]

[129]

gwiazdą filmową wysiadał — dziś: wysiadał jako gwiazda filmowa, będąc gwiazdą. [przypis edytorski]

[130]

zakasłać się — zanieść się kaszlem. [przypis edytorski]

[131]

parlare italiano (wł.) — mówić po włosku. [przypis edytorski]

[132]

brewerie — awantury, kłótnie. [przypis edytorski]

[133]

podczas aresztu — dziś popr.: podczas aresztowania. [przypis edytorski]

[134]

atłas — miękka tkanina, która ma jedną stronę błyszczącą, a drugą matową. [przypis edytorski]

[135]

odwalić kitę (wulg.) — umrzeć. [przypis edytorski]

[136]

konwój — tu: grupa strażników wyznaczonych do pilnowania więźnia podczas transportu; starszy konwoju: dowódca takiej grupy. [przypis edytorski]

[137]

karetka więzienna — pojazd przeznaczony do przewozu aresztowanych i więźniów. [przypis edytorski]

[138]

ul (pot.) — więzienie, areszt. [przypis edytorski]

[139]

kurier (tu daw.) — gazeta. [przypis edytorski]

[140]

obstalunek — zamówienie, zlecenie wykonania czegoś. [przypis edytorski]

[141]

onegdaj (daw.) — przedwczoraj; także: kiedyś. [przypis edytorski]

[142]

szukają chłopca-przestępcę — dziś popr.: szukają chłopca-przestępcy. [przypis edytorski]

[143]

niemocen (daw.) — słaby, chory, pozbawiony sił. [przypis edytorski]

[144]

kulomiot (daw.) — karabin maszynowy. [przypis edytorski]

[145]

szynk (daw.) — podrzędny lokal sprzedający alkohol. [przypis edytorski]

[146]

odbić się — tu: oddalić się (domyślnie: od właściciela). [przypis edytorski]

[147]

mocen (daw.) — zdolny; mający moc, zdolność czynienia czegoś. [przypis edytorski]

[148]

szpryca (pot.) — strzykawka. [przypis edytorski]

15 zł

tyle kosztują 2 minuty nagrania audiobooka

35 zł

tyle kosztuje redakcja jednego krótkiego wiersza

55 zł

tyle kosztuje przetłumaczenie 1 strony z jęz. angielskiego na jęz. polski

200 zł

tyle kosztuje redakcja 20 stron książki

500 zł

Dziękujemy za Twoje wsparcie! Uzyskujesz roczny dostęp do przedpremierowych publikacji.

20 zł /mies.

Dziękujemy, że jesteś z nami!

35 zł /mies.

W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na opłacenie jednego miesiąca utrzymania serwera, na którym udostępniamy lektury szkolne.

55 zł /mies.

W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na nagranie audiobooka, np. z baśnią Andersena lub innego o podobnej długości.

100 zł /mies.

W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na zredagowanie i publikację książki o długości 150 stron.

Bezpieczne płatności zapewniają: PayU Visa MasterCard PayPal

Dane do przelewu tradycyjnego:

nazwa odbiorcy

Fundacja Wolne Lektury

adres odbiorcy

ul. Marszałkowska 84/92 lok. 125, 00-514 Warszawa

numer konta

75 1090 2851 0000 0001 4324 3317

tytuł przelewu

Darowizna na Wolne Lektury + twoja nazwa użytkownika lub e-mail

wpłaty w EUR

PL88 1090 2851 0000 0001 4324 3374

Wpłaty w USD

PL82 1090 2851 0000 0001 4324 3385

SWIFT

WBKPPLPP

x
Skopiuj link Skopiuj cytat
Zakładka Istniejąca zakładka Notka
Słuchaj od tego miejsca