Spis treści
-
Rozdział pierwszy
- Rozdział drugi
- Rozdział trzeci
- Rozdział czwarty
- Rozdział piąty
- Rozdział szósty
- Rozdział siódmy
- Rozdział ósmy
- Rozdział dziewiąty
- Rozdział dziesiąty
- Rozdział jedenasty
- Rozdział dwunasty
- Rozdział trzynasty
- Rozdział czternasty
- Rozdział piętnasty
- Rozdział szesnasty
- Rozdział siedmnasty
- Rozdział ośmnasty
- Rozdział dziewiętnasty
- Rozdział dwudziesty
- Zakończenie
pisownia łączna / rozdzielna: odrazu > od razu, codzień > co dzień, gdzieindziej > gdzie indziej itp.; łącznie zostało zapisane „nie” z imiesłowami, np. nie cierpiący zwłoki > niecierpiący zwłoki itp.
pisownia wielką / małą lierą: „Związek rycerzy honoru” > Związek Rycerzy Honoru, „Erha” > erha, „Zgromadzenie kupców” > Zgromadzenie Kupców; wprowadzono wielką literę na początku zdania po znaku zapytania, np. Czego się gapicie? nie widzieliście ludzi… > Czego się gapicie? Nie widzieliście ludzi… itp.
pisownia joty: historję > historię itp.
spółgłoski dźwięczne / bezdźwięczne: blizko > blisko itp.
pisownia poszczególnych wyrazów: wytłómaczyć > wyłumaczyć, tłómok > tłumok.
fleksja: dawnem > dawnym, innemi > innymi itp.
usunięto przecinki przed „i” wprowadzającym zdanie współrzędne: Potem zaczęli rozmawiać, i nowa znajoma opowiedziała (…); Za to mama częściej się gniewa, i Wicuś i Pchełka (…) dostają klapsy.
usunięto przecinki przed „niż” niewprowadzającym zdania: I wieczór prędzej przeszedł, niż wszystkie poprzednie.
usunięto przecinki oddzielające przydawkę od wyrazu, który określa: przy stolikach, obitych ceratą.
ujęto myśli w cudzysłów: „Jeżeli zechcą bić Wicka, to go obronię” — pomyślał Władek.
Sława
Rozdział pierwszy
1Najtrudniej zacząć opowiadanie, bo trzeba od razu dużo powiedzieć. A jeżeli powiedzieć od razu za dużo, może się wszystko poplątać.
2W tej powieści jest aż pięcioro dzieci, są ich rodzice, stara babcia, wuj, kot, ciocia i wiele innych osób.
3Właściwie warto mówić tylko o starszych. Bo i cóż może być ciekawego w małej Abu, która zawsze śpi, płacze lub mruczy: „aba, abu, abu”?
4Wicuś i Pchełka są starsi od Abu, ale niezadługo zachorują i umrą, więc i o nich niewiele można powiedzieć. Babcia też zaraz wyjedzie, a kot zostanie na dawnym mieszkaniu[1].
5I o dawnym mieszkaniu wspominać nie warto, bo przecież się wyprowadzą.
6Teraz Władek chodzi jeszcze do szkoły, ma pasek z klamrą, bluzę z boczną kieszenią, piórnik z kluczykiem. I Mania chodzi do szkoły, ale łatwej — gdzie tylko stawiają do kąta, jeżeli się źle sprawować.
7Właściwie Władek rozmawia tylko z Manią, ale też niechętnie. Bo Mania jest dziewczyna, pożaru nie widziała, a jak coś opowiada, nigdy wiedzieć nie można, czy było naprawdę, czy tylko tak wymyśliła.
8 9— Jak mamę z duszy kocham, że prawda!
10I Władek w rozmowie z Manią ciągle powtarza:
11 12 13 14 15 16O cioci, której zawsze gorąco i nie znosi hałasów, też mówić nie warto, bo tatusiowi nie chciała pożyczyć stu rubli[2]; a tatuś był łatwowierny i wszystkim pożyczał.
17Nawet wuj — ale nie cioci mąż, tylko ten drugi, który Pchełkę nazwał Pchełką i Władkowi dał domino i piórnik z kluczykiem — też nie będzie przychodził na nowe mieszkanie.
18 19Można wspomnieć, że raz Abu wypadła z kołyski; że Pchełka znalazła za beczką mysz, która się jeszcze ruszała; że Władek bardzo pokłócił się z Wicusiem o pachnącą flaszkę[3] od wody kolońskiej, bo nie wiedział przecie, że Wicuś zachoruje i umrze.
20Można wspomnieć, iż tatusiowi dlatego zaczęło się źle powodzić, że naprzeciwko Smok założył kawiarnię z marmurowymi stolikami dla gości i na szybach namalował kije i kule bilardowe.
21— Zobaczysz, że ten Smok nas połknie — powiedziała do ojca mama, kiedy zobaczyła marmurowe stoliki i duży śliczny szyld z namalowanym plackiem i szklankami.
22I naprawdę wszyscy zaczęli chodzić naprzeciwko, nie chcieli pić herbaty i mleka w kawiarni tatusia, przy stolikach obitych ceratą.
23— Trzeba będzie gdzie indziej szukać chleba — mówiła mama, a tatuś wzdychał.
24Władek wiedział, że mają się wyprowadzić, ale nie rozumiał, dlaczego; bo tatuś był przecie[4] pierwszy, więc po co ma ustępować?
25Muszę dodać, że akurat przed przeprowadzką rozkopano całą ulicę i położono długie żelazne rury.
26Można się było tak pysznie bawić w fortecę[5].
Rozdział drugi
27Przeprowadzka jest bardzo przyjemna, bo przy pakowaniu wolno wszystko robić; widzi się wiele przedmiotów, które były schowane, a pudełka i sznurki, które mama wyrzuca, można wziąć sobie na własność. Przeprowadzka nawet wtedy jest miła, kiedy na ulicy wykopano rowy; nawet wtedy, gdy się widzi łzy w oczach rodziców, smutek babci i kota.
28Bo i kot jest smutny. Ziewa, myje się, miauczy, ciągle chodzi za babcią i starannie unika Wicusia. Wicuś chce wytłumaczyć, co się dzieje, ale kot nie słucha. Wicuś bierze go na kolana; kot przypomina sobie coś bardzo ważnego i szybko odchodzi.
29Ojciec, Władek i Mania pojadą na furze z rzeczami, a babcia, mama i malcy — tramwajem. Władek trzyma dwa klosze od lampy, a Mania — klatkę z kanarkiem.
30Jechali długo — długo, zupełnie innymi ulicami; potem weszli bardzo wysoko, a na każdym piętrze wiele osób im się przyglądało.
31„Teraz będzie u nas czysto”, pomyślał Władek.
32Bo mama mówiła, że brudno u nich jak w chlewie, że na parterze nie może być czysto, że dzieci przynoszą śmiecie i błoto z podwórza.
33Obiadu dnia tego nie było. Spali na podłodze, bo łóżka trzeba dopiero zestawić, a przy jednym łóżku ułamała się noga.
34Nazajutrz wszyscy wstali wcześnie. Wicuś nie chciał się ubrać — mama dała mu trzy głośne klapsy. Wicuś bardzo się zdziwił i zaraz przestał płakać. Zrozumiał, że na nowym mieszkaniu jest jakoś inaczej.
35— Pijcie herbatę i wynoście się na podwórko — powiedziała mama.
36Dawniej mama dodawała jeszcze:
37— I nie bawcie się z łobuzami.
38— Czy wszyscy mają wyjść? — zapytał Władek.
39 40Władek sprowadził ze schodów Wicusia tak samo ostrożnie, jak wczoraj niósł klosze od lampy. Wicuś był bardzo zadowolony, że tyle schodów ma do schodzenia; a Mania prowadziła Pchełkę i niosła trzy pudełka, bo się bała, że je mama wyrzuci.
41Na podwórzu stanęli koło muru, a dzieci z podwórza przyglądały im się ciekawie; nic nie mówiły, tylko podchodziły coraz bliżej i patrzały. To było bardzo nieprzyjemnie tak nie znać nikogo.
42Dopiero jedna starsza dziewczynka odpędziła wszystkich:
43— Czego się gapicie? Nie widzieliście ludzi czy co? Odejdźcie sobie.
44Posłuchali i odeszli, a ona została.
45— Wyście się wczoraj sprowadzili — prawda? — zapytała.
46 47Właściwie Władek powinien był odpowiedzieć, bo starszy; ale on myślał, co zrobić, aby obca dziewczynka zrozumiała, że nie jest zwyczajnym łobuzem. Powiedzieć od razu, że chodził do szkoły, nie mógł przecie, bo nie chciał się chwalić; ukłonić się też nie mógł, bo czapkę zostawił na górze. Więc nagle powiedział:
48 49— Za co mi dziękujesz? — zapytała zdziwiona.
50— Że ci wszyscy poszli sobie od nas.
51Władek zrozumiał, że wyrwał się głupio, bo mama kazała dziękować za prezent, a dziewczynka nic im nie dała.
52Potem zaczęli rozmawiać i nowa znajoma opowiedziała o swym ojcu bardzo dziwną historię. Mówiła szeptem, żeby nawet Mania nie słyszała, i zabroniła Władkowi powtarzać.
53Władek wrócił do mieszkania dumny, że powierzono mu tak wielką tajemnicę, o której nikt wiedzieć nie powinien.
Rozdział trzeci
54Mania, Pchełka i Wicuś prędko znaleźli znajomych i, jeśli była pogoda, bawili się na podwórku, czego im mama teraz nie zabraniała wcale. Mania nie zabierała na podwórko żadnej zabawki, bo zawsze ktoś prosił, żeby mu podarować. Jeśli deszcz padał, schodzili o piętro niżej i albo bawili się w sieni, albo u państwa na dole. Wtedy Mania brała lalkę od wuja lub serwis[6], który został jeszcze z dobrych czasów.
55I nic im nie brakowało — tylko karmelków[7].
56Władek został sam. Nudził się bardzo. Miał żal do Mani, Wicusia i Pchełki, że nie dbają o niego; widział, jak biegali to z tym, to z owym, a przychodzili na górę tylko na jedzenie i nic zupełnie nie opowiadali. A Władek jest zbyt dumny, aby się pierwszy zapytać.
57Raz otworzył Władek tornister, przejrzał kajety[8] i książki, ale nic nie miał zadane, bo do szkoły nie chodził; więc znów usiadł przy oknie z małą Abu i patrzał głęboko w dół na podwórze, gdzie wszystko wydaje się takie maleńkie z wysoka. Dawniej robił łaskę, gdy bawił się nawet z Manią; teraz została mu Abu, która jeszcze mówić nie umie.
58Jeśli mama posyła go do sklepiku, idzie przez podwórze bardzo wolnym krokiem: a nuż ktoś zaczepi i zagada?
59Tam, gdzie dawniej mieszkali, znał wszystkich i wszyscy jego znali: i tokarz[9], i golarz[10], i pan Marcin, i Franek. Żeby tak można wrócić choć na chwilę, zobaczyć, co się dzieje, kto mieszka w dawnym mieszkaniu, co robią bez niego w szkole, czy już na podwórzu kopią doły i rowy…
60 61Rano ojciec wychodził, wracał koło wieczora i mama pytała się co dzień:
62 63— Ano nic — odpowiadał ojciec.
64Babcia siedziała smutna, nawet nie gderała, bo wszystko robi teraz mama. Za to mama częściej się gniewa i Wicuś i Pchełka zamiast karmelków dostają klapsy.
65 66— Nie myślcie, że teraz — to dawniej.
67 68W sobotę przyszedł wujek i ciocia, ale bez Azora[11] i tylko z jednym Jankiem. Władek nie lubi Janka, bo się chwali. Byłby został chętnie w mieszkaniu, żeby słyszeć, o czym starsi będą mówili, ale mama kazała zejść na dół.
69— Tylko bawcie się sami — powiedziała ciocia i Władek się zarumienił.
70Janek mówił mało, nic nie wspomniał o strzelbie i w ogóle Władkowi się zdawało, że Janek wie dużo, ale mu ciocia zabroniła mówić. Usiedli na oknie w sieni i patrzeli, jak się malcy głupio bawią w gości.
71Kiedy zawołano ich na górę, Władek myślał, że będzie kawa i placek; ale na stole nie było nawet obrusa ani filiżanek.
72— Nie jesteś głodny, Janku? — zapytała mama i spuściła oczy.
73— Nie, nie jest głodny — prędko powiedziała ciocia. — Prawda, Janku, że nie jesteś głodny?
74I zaczęto się żegnać, ale inaczej niż zwykle, i Władek zaraz się domyślił, że babcia ma jutro wyjechać.
75Dawniej babcia często gniewała się na Władka i skarżyła się ojcu i Władek tylko tyle ją kochał, ile trzeba koniecznie. A teraz, gdy spojrzał na jej pomarszczoną twarz i zobaczył, że jest bardzo stara, i pomyślał, że nie ma nikogo — Władkowi tak się zrobiło, jak wtedy, kiedy się chce płakać. Ale nie płakał i pomyślał tylko:
76„Pewnie dlatego nie płaczę, że już jestem duży”.
77I pierwszy raz w życiu wcale się nie cieszył, że już jest duży.
78Rozdział czwarty
79Nazajutrz Władek obudził się bardzo wcześnie, chociaż była niedziela. Co prawda teraz niedziela niczym się nie różni od dnia powszedniego.
80Starsi już nie spali. Babcia była ubrana jak do wyjścia, a ojciec wiązał tłumok[12].
81Władek usiadł na łóżku, ale mama powiedziała gniewnie:
82— Śpij, śpij, jeszcze wcześnie.
83Więc położył głowę na poduszkę i zmrużył oczy. Ojciec skończył wiązanie, pił bardzo ciemną kawę i nikt nic nie mówił. Ojciec pił prędko, a babcia łyżeczką i długo dmuchała w każdą łyżeczkę. Potem mama zawinęła w gazetę chleb, którego nie jedli, a babcia szepnęła cicho:
84— Po co to? Nie, nie potrzeba.
85— Przyda się w drodze — powiedziała mama.
86Potem babcia uklękła przy łóżku, gdzie spały dzieci. Władek zamknął oczy i słyszał, jak tatuś pomaga jej wstać z kolan.
87Ojciec wziął tłumok i wyszedł razem z mamą i babcią do sieni; potem mama wróciła, usiadła na krześle i długo o czymś myślała.
88Kiedy Władek obudził się drugi raz, Wicuś już nie spał. Przecierał oczy, krzywił się, rozglądał i powiedział:
89 90Teraz dopiero przypomniał sobie Władek, że kot został na tamtym mieszkaniu, i pomyślał, że Wicuś jest jeszcze bardzo głupi.
91Mama pozwoliła iść Mani i Pchełce do kościoła z panią z dołu, bo mama parę razy rozmawiała z tą panią i pożyczyła jej balii[13] do prania.
92Wicuś poszedł do sieni do malców, a Władek usiadł z Abu na oknie.
93Dziś wszystkie dzieci miały trzewiki[14] i nie przewracały się po ziemi. Przez podwórze przeszedł ten duży, zawsze obdarty chłopiec i ten, co ze stróżem razem zamiata rynsztoki, i ten, który dawał wszystkim lizać duży czerwony karmelek. Przeszła dziewczynka, która się z nikim nie bawi, tylko patrzy, i wszyscy pozwalają jej stać blisko i patrzeć.
94Bo nie każdemu wolno stać blisko, jak się inni bawią; bo zaraz mówią:
95— Czego? Nie widziałeś? Jaki masz interes?
96I Władkowi tak raz powiedzieli. A kiedy odchodził, ktoś krzyknął jeszcze:
97— Patrzcie go, facet z morskiej piany[15]!
98Gniewali się pewnie, że był w trzewikach, chociaż dzień powszedni.
99Dlatego właśnie Władek nikogo jeszcze nie zna, choć cały tydzień tu mieszka. Obrazili go na podwórzu, więc dał słowo honoru, że do nikogo nie podejdzie pierwszy, a oni o niego nie dbają.
100— Pomóż mi obrać kartofle, Władek — powiedziała mama takim głosem, jak oni mówią do mamy, kiedy proszą o coś, a nie wiedzą, czy mama się zgodzi.
101Władek posadził Abu w kołysce, wziął nóż i bardzo niezgrabnie zaczął obierać kartofle, które ślizgały mu się w rękach, a jeden wysunął się i potoczył głęboko pod szafę.
102Koło południa wróciła Mania z kościoła i z tajemniczą miną usiadła przy Władku.
103— Wiesz, co ci powiem? — zaczęła, bo nie wiedziała, czy Władek zechce słuchać. — Wiesz, że ojciec tej Natalki, co z tobą rozmawiała, jest polityczny[16] i siedzi pod ziemią w fortecy? Przyszło tyle wojska! Założyli mu łańcuchy na ręce i nogi, oczy mu zawiązali zupełnie i w usta włożyli chustkę, żeby nie krzyczał. A jeden oficer stał na koniu i tylko patrzał, żeby strzelić, jak się kto ruszy.
104Skąd Mania wiedziała o tym, o czym w tajemnicy opowiedziała mu wtedy Natalka?
105Tylko że Mania zupełnie inaczej mówiła — z różnymi dodatkami i bez sensu.
106Ojciec Natalki był polityczny — to prawda, ale aresztowali zwyczajnie, bo znaleźli u niego papiery, i wcale mu żadnych łańcuchów nie kładli.
107Jak ta Mania dziwnie jakoś wszystko opowiada — jak bajkę! Po co kłamać, kiedy można zwyczajnie powiedzieć? — Władek strasznie tego nie lubi.
Rozdział piąty
108Nareszcie Władek znalazł przyjaciela.
109Siedział raz Władek na schodach z Abu. Nagle usłyszał, że ktoś idzie i gwiżdże.
110„Łobuz jakiś” — pomyślał, bo mama mówiła, że gwiżdżą tylko łobuzy.
111Chłopiec z paczką książek zatrzymał się zdyszany, położył książki na oknie, przykucnął i zaczął oglądać. Uśmiechał się zadowolony i znać było, że chce z Władkiem rozpocząć rozmowę, bo raz i drugi spojrzał na niego.
112— Umiesz czytać? — zapytał wreszcie.
113— Rozumie się — odpowiedział Władek.
114— Widzisz, na tę książkę polowałem już od miesiąca!
115Władek bawił się w polowanie z kuzynem Jankiem, który ma strzelbę; ale polowali na zające i kaczki; a co może znaczyć polowanie na książki — nie wiedział.
116— To jest powieść historyczna z czasów napoleońskich[17]. Widzisz, są wszystkie kartki i wcale nie zniszczona. Wszystkie napoleońskie powieści czytałem po dwa razy. A Potop[18] czytałem trzy razy. Znasz Potop?
117— Znam — powiedział Władek, który uczył się o potopie w szkole: jak Noe wybudował arkę i gołąb przyniósł mu gałązkę na znak, że już sucho.
118— Ta książka znowu — objaśniał dalej chłopiec — jest naukowa, o gwiazdach. Także już raz ją czytałem; ale wziąłem, bo pani nie chce dawać samych powieści. Zresztą powieści łyka się w jeden dzień, a książki wydają tylko raz na tydzień, toby mi się potem nudziło. A ty jak się nazywasz?
119 120Władek ciekawie przyglądał się chłopcu, który łyka książki. Co znaczy połknąć książkę i gdzie się na nią poluje?
121— Ty jeszcze nie byłeś w czytelni, prawda? Szkoda, że nie wiedziałem, bo byłbym wziął druczek. Chociaż możesz napisać na zwyczajnej kartce, byle rządca[19] położył pieczątkę. Już ja cię wkieruję[20]. Idziesz po obiedzie w gości?
122— Nie — odpowiedział zakłopotany Władek, bo coraz mniej rozumiał, o czym mówi nowy znajomy, a bał się zdradzić, że nie wie, że głupi i nie warto się z nim zadawać.
123Umówili się na piątą godzinę, choć Władek nie zna się jeszcze na zegarze.
124Pamiętny był to dzień w nowym życiu Władka. Bo czego mu chłopiec nie naopowiadał! Rzecz dziwna: do szkoły nie chodzi, a przecież wie wszystko.
125Wie, w jakim kapeluszu chodził Bonaparte[21], jak ręce zakładał na piersi. Wie, jak po czerwonej podszewce odróżnić generała od zwyczajnego oficera i że są drzewa baobaby[22] tak ogromne, że można w ich pniu mieszkać jak w domu; że w powietrzu jest gaz — tlen, bez którego duszą się myszy i dzwonek nie dzwoni, i że kto zębów nie myje, ma w ustach robaczki[23], i że telegraf[24] — to iskra elektryczna.
126— Chcesz się przekonać? — zapytał.
127— Chcę — odpowiedział Władek, bo choć wierzył, że mówi prawdę, jednakże — kto wie, czy to prawda?
128Przeszli przez parkan i przyłożyli ucho do słupa.
129 130 131 132 133— I słyszysz, jak huczy w środku?
134 135— No widzisz, bo w słupie jest elektryczność.
Rozdział szósty
136Koło parkanu, w kącie podwórza, na niskim dachu lodowni w ciągu całego szeregu wieczorów pobierał Władek nauki od Olka, a w zamian udzielał mu wiadomości o szkole i nauce szkolnej. Kiedy czytali na zmianę, wszystko szło dobrze. Kiedy zaś wzięli jaką[25] szkolną książkę: gramatykę albo zbiór zadań — Władek przekonał się, jak wszystko źle wiedział, jak mało umie.
137— Rzeczownik odpowiada na pytania: kto? co? Jeżeli żyjący — kto? Jeżeli nieżyjący — co?
138— Więc Napoleon to też rzeczownik?
139— Rozumie się, bo go można widzieć.
140— A nie można go widzieć, bo umarł.
141 142— A na obrazku nie żyje przecie, więc odpowiada na pytanie: co?
143 144— A czy sława to też rzeczownik?
145— Sławę można czy nie można widzieć?
146I dlaczego sława odpowiada na pytanie: co? — kiedy sława żyje?
147— Sława nie tylko żyje, ale jest nieśmiertelna.
148Olek chce być sławnym wodzem i na pewno nim będzie. Olek ma na to sposób, żeby być sławnym: trzeba wieczorem patrzeć na niebo, kiedy są gwiazdy, bo między nimi są spadające gwiazdy. Trzeba uważać, kiedy taka gwiazda spada, i prędko powiedzieć:
149 150 151Można powiedzieć: chcę być bogaty. Ale Olek nie dba o pieniądze.
152— Bogaty żyje, żyje, potem umrze — i już. A sławny — to zupełnie co innego.
153W niedzielę byli w czytelni — i czekali całą godzinę, zanim ich wywołano; i Władek zrozumiał, co znaczy polować na książki.
154W szkole, prócz paru uczniów, chłopcy nigdy nie mówili o książkach. A to, co w nich napisane, mówiło się tylko wtedy, kiedy nauczyciel wyrwał do tablicy.
155 156— Czy to ładna książka? Co czytałeś? O czym tam się mówi? Znam, nie znasz. Bajka, powieść, wierszyki, życiorysy. Łatwa, trudna książka; w jednym, w dwóch tomach.
157Chłopcy brali książki dla siebie, dla braci, sióstr i rodziców.
158Olek znał tu wszystkich i jego wszyscy znali. Dawał wskazówki, namawiał, odradzał.
159— Myślisz, że pani ci da trzy powieści? A inni co będą mieli? — Tej książki nie bierz, bo koniec wydarty. — Ta strasznie śmieszna. — To podróż fantastyczna. — Weź tę dla ojca.
160Sam Władek nic by nie wiedział.
161Olek oddał kartkę z pieczątką rządcy.
162— Proszę pani, to nowy chłopak.
163Władek tylko szurgnął[26] nogami, i to niezgrabnie, bo go pchali, bo miejsca nie było.
164Pani wzięła kartkę, zapisała nowego czytelnika.
165 166 167 168 169 170—- A co będzie, jak mama nie zechce dać dziesiątki? — zapytał w powrotnej drodze.
171— Nie szkodzi. Ta pani nie żąda. Do tej drugiej bez dychy ani przystąp, a ta dobra, tak tylko mówi. A zresztą, kiedyś honorowy, to ci pożyczę.
172Olek ma posadę w składzie materiałów piśmiennych i zarabia sześć rubli na miesiąc.
173— Nie bój się i dla ciebie znajdę miejsce. Jak dostanę się do księgarni, odstąpię ci moje.
174Tego wieczora wszyscy w domu czytali: i ojciec, i mama, i Władek; a Mania pokazywała Wicusiowi i Pchełce obrazki i do każdego obrazka z głowy wymyślała powiastkę.
175— Tylko pamiętaj, żeby nie zniszczyć — upominał Władek.
176I wieczór prędzej przeszedł niż wszystkie poprzednie.
Rozdział siódmy
177Ojciec w dzień sypia, wychodzi wieczorem i wraca rano. Ojciec znalazł robotę w piekarni, gdzie zdrowie rujnuje i tak mało zarabia, że Władek często teraz bywa głodny.
178Ach, za nic w świecie nie powiedziałby nikomu — ani mamie, ani nikomu, nikomu, bo strasznie wstyd być głodnym. Ale kiedy widzi, że jest mało chleba, kraje cienki plasterek. A kiedy mama nalewa zupę, mówi, że dosyć, choćby zupa ładnie pachniała. I często — ach, jak Władkowi wstyd! — przypomina sobie wielkie pajdy chleba z powidłami w dawnym mieszkaniu. Mama nikogo teraz nie namawia do jedzenia, nawet Wicusia. Władek udaje, że nie zauważył.
179I zupełnie niespodzianie Władek też znalazł zajęcie.
180W tym samym domu był sklepik. W sklepiku mieszkali mąż i żona, ale nie mieli dzieci. Ona bardzo gruba, a on miał drewnianą nogę. Oboje nie umieli ani czytać, ani nawet rachować.
181Raz kazali Władkowi przeczytać o zbrodni, która się stała na tej samej ulicy; pochwalili Władka, że płynnie czyta, i dali mu sześć landrynek. Władek dał Pchełce i Wicusiowi po dwie landrynki, bo mali, jedną landrynkę dał Mani i jedną głuchoniemej dziewczynce, która z nikim się nie bawi, tylko zawsze stoi blisko i patrzy, jak się inni bawią, i nikt jej stać blisko nie zabrania.
182Parę razy Władek czytał gazetę w sklepiku i parę razy robił rachunki. Potem pan z grubą żoną przyszli w niedzielę z wizytą i powiedzieli, że Władkowi za robienie rachunków będą płacili pięć złotych na miesiąc i że chcą wziąć małą Abu na własność, bo Abu już piersi nie ssie, a oni nie mają dzieci.
183Władkowi zdawało się zawsze, że nie kocha Abu. Abu była kapryśna i beksa, nie rozumiała nic i wszystko chciała brać do rąk, a jak wzięła, zaraz zepsuła. I mama kazała jej ustępować, że Abu jest mała i głupia. Jak głupia, niech się nie naprzykrza, nie wtrąca do wszystkiego! I Władek zły jest często na Abu, jeśli musi ją bawić.
184Kiedy jednak usłyszał, że mają zabrać Abu na zawsze, że już nie będzie jej bratem, że pan bez nogi ma być jej tatusiem, zdawało mu się to tak straszne! Abu stała się tak droga, że za nic w świecie Władek się nie zgodzi.
185— Mamo, ja będę pracował, Olek znajdzie mi miejsce… Nie, nie, mamo, nie oddawajcie Abu. Ona taka malutka! Jej będzie smutno bez Pchełki i bez Wicusia. Ja oddam jej swoje kartofle.
186Władek zapomniał zupełnie, że już jest duży, i tak płakał, tak strasznie płakał, że uciekł na dach lodowni w kącie podwórza i jeszcze, i jeszcze płakał, i nie mógł się uspokoić.
187Za co ich Bóg tak karze? Kawiarni nie mają, do szkoły nie mogą chodzić, kot ich opuścił, babcia wyjechała, tatuś zdrowie marnuje…
188I Władek wszystko powiedział Olkowi.
189— Nie becz, frajerska łapo — pocieszał go przyjaciel — wszyscy sławni ludzie byli nieszczęśliwi.
190I podarował Władkowi dewizkę[27] z globusem.
Rozdział ósmy
191— Jutro nie idę do budy — powiedział Olek.
192Budą nazywa Olek sklep, w którym pracuje, a właściciela sklepu nazywa „starym”. Jeżeli nawet „stary” jest młody, zawsze nazywa się stary — bo wszyscy tak mówią.
193Olek musi iść do ochrony, żeby zapisać młodszego brata.
194— I ty masz malców u siebie. Weź ich metryki[28], wszystko troje[29] się razem zapisze. Ale ty pewnie znów nie rozumiesz?
195Olek już wie, że Władkowi wszystko trzeba tłumaczyć.
196Ochrona jest szkółką dla dzieci zupełnie małych; ośmioletnie już są za duże, bo uczyć nie wolno nawet liter. Dzieci rysują, śpiewają, wyplatają koszyczki, dostają mleko i dwa razy do roku prezenty: fartuszki albo trzewiki i ciastka.
197 198 199Wszedł z przedpokoju do klasy i pokazał Władkowi, gdzie siedział, kiedy był mały i sam tu przychodził. Potem pokazał na ścianie obrazki, które już wtedy wisiały, i nowe, które później przybyły. Potem otworzył drzwi do drugiego pokoju, gdzie stoły i ławki są inne i większe.
200— Patrz, widzisz? To szwalnia. Tu starsze dziewczyny uczą się szyć i haftować.
201Tam też zastała ich niska, chuda pani, która Olka od razu poznała i wcale się nie gniewała.
202— A, Olek, jak się masz? Co powiesz nowego?
203— Przyszedłem do pani z ważnym interesem. Mam nadzieję, że pani nam nie odmówi. A to mój kolega Władek, który także ma dwoje dzieci.
204Pani podała Władkowi rękę, z którą Władek nie wiedział, co zrobić.
205— Oto metryka mojego brata, a te dwie — dzieci mego przyjaciela.
206Pani przejrzała metryki, skrzywiła się, że Wicuś trochę za mały jeszcze do ochrony.
207— Już ja za nich odpowiadam, proszę pani — zapewniał Olek. — Cała trójka, proszę pani, jak ulana[30] i w najlepszym gatunku. Niech pani nie grymasi, bo towar dobry, po cenie hurtowej.
208— Nie błaznuj, Olek — powiedziała pani. — Po co udajesz głupca, kiedy jesteś rozumnym chłopcem?
209Olek się zaczerwienił i zamilkł, i pani ich pożegnała, bo znów weszły dwie kobiety z metryczkami dzieci, żeby zapisać je do ochrony.
210Władkowi było przykro. Kochał swego przyjaciela bardzo, ale czasem trochę za niego się wstydził. Raz nawet w czytelni powiedziano Olkowi, że jeżeli się nie uspokoi, książek mu nie wydadzą. Wtedy też powiedziano:
211 212W ogóle Olek czasem jest mądry i miły, a czasem tak jakoś dziwnie mówi, jakby chciał koniecznie, żeby się z niego śmiali.
213— Pani się rozgniewała na ciebie — zaczął Władek, chcąc przerwać niemiłe milczenie.
214— To nic, przeprosimy się znowu. W niedzielę jadę do ciotki, to narwę kwiatów, ułożę bukiet i złotym atramentem napiszę: „Na przeprosiny”.
215Olek dużo mówił o czasach, kiedy sam chodził do ochrony.
216— Ona jest bardzo dobra. Ale tu jest inna ochrona; psu bym tam chodzić nie radził. Za byle co targa za uszy albo linią[31] bije po palcach. Taka, powiadam ci, wściekła, jak ciężka cholera.
217Władkowi zdawało się, że Olek i do innej ochrony też musiał chodzić, ale chyba niedługo.
Rozdział dziewiąty
218Mama przepowiadała, że będzie coraz gorzej, a jednak było teraz lepiej niż na początku. Pan Witold z Pragi oddał ojcu trzydzieści rubli, które był winien; sprzedano niepotrzebną komodę. I znów zaczęło się ukazywać masło na chlebie i częściej mięso na obiad. A maleńka Abu otrzymała pierwsze w życiu trzewiczki.
219 220Nikt jej nie weźmie na własność, nikt nie wyniesie już z domu.
221— Nasza Abu! — mówią dzieci z dumą i, idąc na podwórko, zabierają z sobą.
222Bo dawniej Władek ani Mania nie chcieli schodzić z Abu na dół; sądzili, że nie wypada im piastować dzieciaka jak pierwszemu lepszemu, który nigdy do szkoły nie chodził. Bo dawniej Abu była mamina — teraz do wszystkich należy.
223Więc Władek kupił dla Abu prawdziwą szwajcarską czekoladę, po której Abu trzy razy wymiotowała; Mania darowała jej mniejszą lalkę, choć wiadomo było, że ją Abu do reszty potłucze; a Pchełka i Wicuś szykowali dla Abu niespodziankę, którą pletli i wyszywali w ochronie. (Pani przyjęła Wicusia do ochrony, chociaż był trochę za mały).
224Dzień Władka tak teraz wygląda:
225Rano idzie Władek do sklepiku po drzewo na podpałkę, po chleb i naftę. Potem pomaga sprzątnąć pokój, który wcale czysty nie jest, chociaż tak wysoko. Potem z Manią ma lekcje, żeby nie zapomniała, czego się nauczyła w szkole. I mamie w obiedzie pomaga.
226Szkoda, że wtedy nie oddał metryki Mani, która mogła chodzić do szwalni i uczyć się szycia; a teraz już było za późno.
227O godzinie czwartej szedł Władek do kantoru[32] kuriera, gdzie były przyklejone na ścianach wszystkie ogłoszenia. Trzeba było bardzo się śpieszyć, żeby mieć dobre miejsce, żeby przepisać adresy, gdzie poszukują chłopca na posyłki do sklepu, i prędko biec pod wskazany adres.
228Władek nie znał dobrze Warszawy. Musiał po drodze pytać się przechodniów, gdzie jest i jak iść na potrzebną ulicę; a kiedy przychodził wreszcie, zawsze się dowiadywał, że przyszedł za późno albo że jest za mały, albo że umie za mało.
229 230— Ano nic — odpowiadał Władek zupełnie tak samo, jak dawniej mówił ojciec, kiedy szukał miejsca.
231Wielu musiało być chłopców, którzy szukali pracy, bo dużo razy słyszał Władek, że przyszedł za późno, że już był ktoś przed nim i został przyjęty. Dużo chłopców, dziewcząt i starszych ludzi stało przed kurierem, czytało ogłoszenia. I przychodzili co dzień ci sami, więc także chyba nie mogli znaleźć roboty.
232Wiele razy deszcz padał, a oni stali cierpliwie, czekali. Czasem kurier się spóźnił albo miejsca przy ścianie były zajęte; a z daleka nie można przeczytać, bo literki są małe.
233Raz, kiedy szukał tokarza, gdzie potrzebny był chłopiec, rzucił się na Władka pies na podwórku i chociaż lekko go ugryzł, ale podarł spodnie.
234Podobno nie wolno, żeby psy gryzły, i Władek miał prawo żądać nowych spodni od pana, do którego zły pies należał.
235Ale trzeba mieć świadka, co widział; a tu tylko stróż jeden stał w sieni i jeszcze się gniewał, jeszcze zwymyślał:
236— Patrzcie go — roboty szuka. A może tego szukasz, czego nie zgubiłeś? Znamy was, łapserdaków[33]!
Rozdział dziesiąty
237Było już prawie ciemno. Władek czytał śpiesznie, żeby skończyć rozdział do zupełnego zmroku. Czytał akurat o tym, jak czerwonoskórzy chcieli spalić podróżnika, któremu już na pomoc biegli towarzysze. I nagle ktoś pociągnął Władka za rękaw.
238— Kto to? Czego chcesz? — prawie przestraszył się Władek.
239 240Zawsze wesoła i skacząca, Pchełka teraz była pokorna i smutna.
241 242 243— Nie będziesz się na mnie gniewał?
244Pchełka miała łzy w oczach, duże, okrągłe łzy.
245 246— A nie będziesz się gniewał i nie powiesz nikomu?
247 248— Więc: widzisz, ja jestem niedobra. Wicuś jest mały i głupi; to nie jego wina, że ja kupowałam cukierki.
249Wicuś, usłyszawszy swe imię, wylazł zza szafy i wolnym krokiem zbliżył się do Władka.
250— Raz kupiłam za grosz, a potem za dwa grosze. Potem założyłam się o dwa grosze i także przegrałam.
251— A skąd miałaś pieniądze? — zdziwił się Władek.
252 253Władek wszystko zrozumiał: Pchełka narobiła długów, teraz szarpią ją wierzyciele[34] — tak jak pana Witolda. Pchełka jest lekkomyślna, żyła nad stan[35] i teraz pokutuje.
254— Ile jesteś winna? — zapytał Władek.
255— Najbardziej jestem winna pięć groszy: w ochronie trzy grosze i na podwórku dwa.
256Pchełka dziś wcale nie była w ochronie, bo ta dziewczynka kazała jej przynieść pieniądze, bo dłużej czekać nie może i powie wszystko pani, i pani ją z pewnością wyrzuci.
257— Mój Władku, mój Władku kochany, tylko nie mów nic mamie. Ja już nigdy nie będę.
258I Pchełka powoli wszystko powiedziała.
259Zaczęło się od tego, że kupiła od Józi landrynkę za grosz, niby że będzie jej winna — bo przecie za grosz można dostać cztery landrynki. Potem nie miała grosza, więc się założyła i przegrała — to już były dwa grosze. Wtedy Józia kazała jej przynieść serwis Mani za te dwa grosze, ale Pchełka nie chciała. Potem Wicuś powiedział, że się poskarży mamie, więc musiała mu kupić karmelek, żeby nic nie mówił, i pożyczyła od dziewczynki w ochronie; tego karmelka nawet nie skosztowała. Władek pamięta to zielone szkiełko, co jak przez nie patrzeć, wszystko było zielone? Więc szkiełko i pieczątkę z aniołem, i maluśkiego kotka porcelanowego bez nogi — wszystko oddała — i więcej nic już nie ma.
260Władek zupełnie zapomniał o podróżniku, którego mieli spalić czerwonoskórzy.
261Gdyby zamiast myśleć o Indianach i tygrysach, więcej patrzał na Pchełkę, toby zauważył, że już dawno była ona smutna, że nie śmieje się i nie skacze jak dawniej, że niechętnie chodzi do ochrony, że tajemniczo szepcą ciągle z Wicusiem. Mama prosiła, żeby uważał na Pchełkę i Wicusia, a on co? Nic sobie z tego nie robił.
262Pchełce obiecał Władek, że spłaci jedenaście groszy długów, a sobie przyrzekł, że więcej będzie dbał o młodsze rodzeństwo.
263I kiedy Pchełka znów głośno się śmiała i wesoło skakała, Władek myślał z zadowoleniem, że to jego zasługa.
Rozdział jedenasty
264Teraz się nareszcie wykryło, dokąd mama wychodzi co dzień i długo nie wraca. Chodziła mama od jednej cukierni do drugiej, od jednej piekarni do drugiej — i szukała dla ojca lepszego zajęcia. Po drodze wstępowała do sklepów i pytała, czy nie potrzebny chłopiec do posług albo dziewczynka, to znaczy Mania.
265Władek dobrze wiedział, jak przykro słyszeć wszędzie, że się jest niepotrzebnym, i nie dziwił się teraz, że mama tak się ciągle gniewa. Jeden powie grzecznie, że nie ma u niego roboty, drugi ofuknie, żeby mu nie zawracać głowy, a trzeci każe się wynosić. Nawet pies rzuca się na tego, kto szuka pracy — wie o tym Władek.
266Dopiero teraz mama powiedziała wszystko od razu.
267Ojciec będzie miał dzienną robotę i lepiej płatną, bo go tam znają jeszcze z dawnych czasów, kiedy był młody i nie miał dzieci ani żony. Mania chodzić będzie do fabryki kwiatów. Władek pójdzie do mydlarni, gdzie musi być bardzo ostrożny, żeby nie zrobić pożaru.
268— Nie zdechniemy z głodu w zimie — powiedziała mama wesoło; ale ojciec był smutny i wzdychał.
269— Nie o tym ja myślałem — powiedział ojciec.
270— Słuchaj, Antoni — tłumaczyła mama — nie bądźże dzieckiem. Wiesz, ile nam zostało z pieniędzy Witolda? Wszystkiego dwanaście rubli. Pamiętaj, że zima się zbliża. Może na wiosnę znów odbierzesz trochę pieniędzy i coś się lepszego obmyśli.
271— Ja wiem; ale jakże dzieci tak gonić do pracy. Już i tak się nie uczą. Co z nich wyrośnie?
272Pierwszy raz mama rozmawiała o ważnych sprawach przy Władku i Mani; dawniej wysyłano ich zaraz z pokoju.
273Mama wzięła ołówek i papier, zaczęła rachować, ile kosztuje komorne, węgle, jedzenie. Potem obliczyła, co trzeba kupić z ubrania. Gdzież myśleć o szkole i książkach? A gdyby nawet darmowa szkoła — i tak nic z tego nie będzie. Władek i Mania zarobią razem ośm[36] i pół rubla — bez tych pieniędzy nie można się obyć.
274— Wyrzutów ci nie robię — powiedziała mama — ale dużo tu twojej winy.
275Wtedy ojciec zerwał się z krzesła, nic nie odpowiedział, włożył czapkę i wyszedł.
276Władek dużo myślał tego wieczora.
277Już dawno podejrzewał Władek, że jest andrusem[37], bo do szkoły nie chodzi, bo z gołą głową schodzi na podwórze i małą Abu nosi na rękach. Ale nie jest jednak andrusem, bo papierosów nie pali, nie mówi brzydkich wyrazów, nie wiesza się przy dorożkach i tramwajach; a jeśli widzi ucznia w tornistrze, chociaż mu bardzo przykro, nie woła przecież:
278
I Olek nie jest andrusem. Olek chce być sławnym wodzem, ale nie może, bo musi zarabiać.
279Są na podwórzu andrusy; ale nie dlatego, że nie mają tornistrów, piórników i pasków z błyszczącymi klamrami, tylko że nikt ze starszych nie ma czasu, aby się nimi zająć, aby im powiedzieć, co dobre, co złe.
280I Władkowi przyszła do głowy pewna myśl, o której[38] musi naradzić się z Olkiem.
Rozdział dwunasty
281Trzy tygodnie trwały narady. Bo teraz i Władek cały dzień zajęty w mydlarni, więc dopiero wieczorem zbierali się na dachu lodowni. Radzili Olek i Władek, potem wzięli Manię i Natalkę. Przychodziła głuchoniema Michalinka, ale ona tylko patrzała — niech sobie siedzi, kiedy nie przeszkadza.
282Wreszcie statut, to jest przepisy stowarzyszenia, był gotów. Nazwa początkowo brzmiała Zeterce — i tak nazywano nowe stowarzyszenie, dopóki Władek nie zauważył, że „honor” napisany był w książce przez h, a nie przez ch. Trzeba więc było Związek Rycerzy Honoru nazwać: Zeterha — i tak było lepiej; bo dlaczego honor w skróceniu miał się mówić: ce?…
283Zeterha jest związkiem rycerzy honoru.
284 285Zeterha ma naczelnego wodza. Naczelnym wodzem może być także dziewczynka, jeśli się zgodzą związkowcy.
286Kto należy do Zeterha, temu nie wolno kłamać ani męczyć zwierząt, ani palić papierosów, ani drażnić i śmiać się z małych dzieci; ale powinien bronić je[39] w niebezpieczeństwie i pomagać.
287Jeżeli na podwórku jest dziecko chore, kaleka albo głuchoniema, a erha, to jest rycerz honoru, ma karmelek, powinien oddać karmelek małemu albo nieszczęśliwemu; tak samo ma zrobić z zabawką, jeżeli rodzice pozwolą.
288Erha powinien brać książki z czytelni, ale nie wolno mu niszczyć książek. Erha musi co tydzień przeczytać jedną książkę naukową.
289Erha nie może kraść choćby na żarty ani wycyganiać[40] od głupszego prezentów, ani mówić brzydkich wyrazów, ani błaznować.
290Jeżeli erha ma nieczystą głowę, musi ją umyć. Także musi czyścić sobie ubranie. Jeżeli szyć nie umie, dziewczynki przyszyją mu guziki.
291Erha będą zbierali się w zimie co dzień w innym mieszkaniu i będą czytali głośno, jeżeli kto czytać nie umie.
292Naczelny wódz naznacza co dzień naczelnika podwórka i schodów, żeby pilnowali.
293Obowiązki naczelnika podwórka:
294 2952. Żeby nie byli nieprzyzwoici.
296 297 298 299Naczelnikiem może być tak samo chłopiec, jak dziewczyna.
300Jeżeli naczelnik podwórza sam nie da rady, daje hasło kukułki i wszyscy erha muszą mu przyjść na pomoc.
301Naczelnik podwórka ma buławę, którą otrzymuje od naczelnego wodza.
302Wszystko to samo robi naczelnik schodów na schodach. Także musi zbierać pestki, kawałki szkła i wszystko, o co można się skaleczyć albo przewrócić.
303Wszyscy erha pomagają stróżowi, żeby było czysto.
304Żadnych pieniędzy ani składek tymczasem nie zbieramy, bo musimy zobaczyć, czy nam się uda.
305Jeżeli rodzice niesprawiedliwie biją dzieci, dwaj posłowie z Zeterha idą tam i proszą, żeby tego nie robili.
306Każdy nowy rycerz odczytuje taką rotę przysięgi:
307„Ja… (imię i nazwisko) przystępuję do Zeterha, to jest do Związku Rycerzy Honoru. Przyjmuję hasło: Sława, która jest rzeczownikiem nieśmiertelnym. Wiem, czego mi robić nie wolno, a jeżeli coś takiego zrobię, przyznam się, powiem prawdę i niech mnie osądzą, na jaką zasłużyłem karę”.
308Pięć razy trzeba było przepisać statut Związku Rycerzy Honoru, bo jeden egzemplarz wziął Władek, jeden Olek, po jednym Natalka i Mania, a piąty włożono do butelki i zakopano późnym wieczorem koło telegraficznego słupa jako statut węgielny.
Rozdział trzynasty
309Nadeszła zima, zasypała śniegiem podwórko i lodownię, przepędziła dzieci do izby. Ucichły głośne zabawy, opustoszały sienie i schody.
310Wicuś nie chodzi do ochrony, bo nie ma ciepłego palta. Władek odmroził uszy, które spuchły i pieką. Rano tak zimno w pokoju, że para idzie z oddechu. Ojciec i mała Abu kaszlą bardzo głośno. A węgiel jest coraz droższy.
311O imieninach Pchełki dopiero wieczorem przypomniano sobie; o gwiazdce i choince nie mówi nikt w domu, choć do mydlarni przyszły już dwie skrzynki świeczek czerwonych i niebieskich.
312Nadszedł list ze wsi, że babcia jest chora — czyby ojciec nie chciał przyjechać?
313Ojciec poszedł do wuja, wrócił późno wieczorem i mówił bardzo wiele i głośno.
314Mówił, że dawniej ludzie nie znali węgla i żyli; że go nic nie obchodzą dzieci, bo każdy powinien myśleć o sobie; że najlepiej iść do lasu i żyć między wilkami, bo wilka można oswoić; że ludzie są gorsi od wilków, bo syty wilk pozwoli się najeść głodnemu. Potem mówił ojciec, że kiedy był dzieckiem, jadał od niedzieli do niedzieli suchy chleb razowy z wodą, a przecież wyrósł i w wojsku dosłużył się rangi; że wódka wcale nie jest zła, bo człowiekowi rozum oświetla jak lampa elektryczna.
315Władek głowę schował pod kołdrę, bo zrozumiał, że ojciec tak mówi, jak starszy brat Bronka, kiedy jest nietrzeźwy.
316 317— Mów ciszej, Antoni, bo dzieci pobudzisz.
318Ale ojciec odpowiedział, że chce mówić głośno, bo to jego mieszkanie; a komu się nie podoba, niech się wynosi.
319Mama chciała dać ojcu herbatę, ale ojciec rzucił szklankę na ziemię.
320Wtedy obudziły się dzieci, zaczęły płakać, a ojciec zaczął krzyczeć; powiedział, że wcale nie chce być tatusiem, że mama wcale mu niepotrzebna, że do Ameryki pojedzie.
321— Władka zabiorę z sobą. W Ameryce wyrośnie na człowieka; tu zmarnieje, na psy zejdzie, pijakiem zostanie.
322Położył głowę na stół i nic więcej nie mówił, tylko trząsł się, jakby mu zimno było. A mama głaskała ojca po głowie i szeptała:
323— Cicho, Antoś, nie trać zdrowia, bo go nam jeszcze długo potrzeba. Nie jest znowu tak źle — byle zimę jakoś przebiedować.
324Przecież nie oni jedni się męczą — wszędzie to samo. Ci, co obok mieszkają, komornego nie zapłacili jeszcze — gospodarz chce ich na bruk wyrzucić; szwaczka na dole już drugi tydzień nie ma roboty; u dorożkarza nędza taka, że wczoraj musiała im mama dwa złote pożyczyć.
325— I pożyczyłaś? — zapytał ojciec.
326 327 328— Widzisz, na mnie mówiłaś — ty to samo robisz. Bo czy można odmówić bliźniemu w potrzebie?
329Chwalił ojciec mamę, że ma dobre serce, całował ją w rękę i dziękował, że dorożkarzowi dwa złote pożyczyła.
330I Władek pomyślał, że byłoby dobrze, żeby ojciec chciał należeć do Związku Rycerzy Honoru, że wtedy ojciec byłby naczelnym wodzem, jako najstarszy, i ustałyby ciągłe kłótnie, bo starszego wszyscy musieliby słuchać.
331Trzeba by zmienić statut i dodać, że erha nie wolno pić wódki i nie wolno plotkować.
332Bo przez plotkę wypisała się od nich Natalka; bo powiedzieli, że jej ojciec siedział w więzieniu wcale nie za politykę.
333A Natalka bardzo była pożyteczna, bo jej nawet chłopcy słuchają.
Rozdział czternasty
334Sześć razy na tydzień zbierali się „rycerze honoru” na wspólne głośne czytania, co wieczór w innym mieszkaniu: w poniedziałek u pana Józefa, ślusarza z fabryki żelaznej, we wtorek u rodziców Olka, we środę u Władka, w czwartek w sklepiku, gdzie Władek prowadził rachunki, w piątek u konduktora i w sobotę u matki Michalinki. W sklepiku częstowano ich nawet herbatą, a każdy rycerz otrzymywał bułkę z twarogiem. Prócz tego grywano niekiedy w warcaby. A więcej nie było co robić.
335Dopiero w lutym odbyło się przedstawienie z fantową loterią[41]. Bilety na przedstawienie kosztowały po dziesięć groszy dla dorosłych i po cztery dla dzieci. A bilety fantowej loterii były po dwa grosze.
336Najgłówniejsze fanty są takie: dewizka z globusem, serwis dla lalki, scyzoryk z dwoma ostrzami, pachnące mydło, cebulka hiacyntu, ciastko z kremem, plecione z papierków ramki do fotografii i złota rybka w słoiku. Niektóre fanty zebrali między sobą, inne dostali od starych w budzie; złotą rybkę kupili za dwadzieścia groszy, bo jeden fant musi być żywy. Na prawdziwych fantowych loteriach jeden fant jest[42] także albo kucyk, krowa, albo co[43] innego żywego.
337Przedstawienie miało być z początku dramatyczne. Olek razem z Manią napisali dramat napoleoński, potem historyczny, z Potopu. Władek już wie teraz, że Potop — to powieść Sienkiewicza, i wie, że Mania dlatego wszystko dziwnie opowiada, bo ma talent literacki. Tak mówi Olek.
338W dramacie jedna rzecz jest niedobra: jeżeli się tylko ktoś jeden pokłóci — wszystko od razu popsute. Już się niby wszyscy zgodzili, że Olek będzie Napoleonem — znowu mieli pretensje, że Napoleon najwięcej mówi, a inni stoją tylko — i nic.
339— Cały świat podbiję! — woła Napoleon. — Podbiję Europę, Azję, Afrykę, Amerykę i Australię. Patrzcie, moi wierni towarzysze: oto ten brelok dewizki, ta mała kulka — to cały świat, to jest globus. Bo trzeba wam wiedzieć, że Ziemia ma kształt kuli. Wszystkie ludy będą mi posłuszne — i będę sławny.
340— Napoleonie, a co z nami będzie? — zapytuje generał Dąbrowski[44].
341— Bądź spokojny, włos wam z głowy nie spadnie, umiłowany wodzu bohaterskiego narodu!
342Jaki ten Julek głupi: powiada, że Napoleon nie może na scenie mówić po polsku! Chyba nigdy do teatru nie chodził; bo Olek był już pięć razy.
343Tak czy inaczej, dramatu nie było; a był koncert.
344Grał gramofon, Olek deklamował, brat Bronka udawał głosy rozmaitych zwierząt i ptaków, Stefek z Józią tańczyli krakowiaka[45] przy akompaniamencie harmonii; potem były śpiewy i śmieszny monolog.
345Bawiono się doskonale i śmiano się, że ciastko z kremem wygrał stary pan Piotr, który się niedawno dopiero ożenił, a rybkę wygrała sklepiczarka[46], która dzieci nie ma.
346Natalka przeprosiła się, była na zabawie i śpiewała nad program. A głuchoniema Michalinka cieszyła się najbardziej, bo zarobek z zabawy był przeznaczony na to, żeby jej kupić paltocik[47], bo całą zimę nie mogła wychodzić.
347Lekkomyślna Pchełka i mały Wicuś tacy byli zadowoleni, tak się śmiali, kiedy brat Bronka udawał starego i młodego koguta, rozgniewanego indyka, psa, który z kotem rozmawia, kokoszkę, co jajko zniosła, i szczeniaka, którego biją, że zrobił nieporządek!
348Długo, bardzo długo pamiętał Władek tę zabawę.
349Kiedy umarli Wicuś i Pchełka, kiedy Olek wyjechał na zawsze do Łodzi, wspominał ich Władek nie inaczej, jak na pięknej zabawie z fantową loterią.
Rozdział piętnasty
350Władek dostał lekcję[48], miał uczyć Kazia i Zosię liter i rachunków.
351— Tylko czy dasz radę, kawalerze? Bo sam masz jeszcze mleko pod nosem — powiedział ojciec dzieci.
352— Dam radę, postaram się — odrzekł Władek.
353— A wy, raki zatracone, żebyście się nie spoufalali — pamiętajcie! Na przywitanie się kłaniać grzecznie i mówić mu „pan” — rozumiecie? Nauczycie się czytać — to tak, jakbyście drugi raz oczy dostali. To będzie wasz dobrodziej, po ojcu i księdzu trzecia osoba. Jak się poskarży na które, tak skórę wyłoję, że popamiętacie, wisielce! Głowę do góry trzymać, w oczy patrzeć, gałgany! — Jak to łby pospuszczali! — A ty, kawalerze, jakby co — zaraz w kark, przez ucho, spustu nie dawaj[49]!
354Władek zadowolony był, że się oracja skończyła, bo dzieci nic jeszcze złego nie zrobiły — więc po co się na nie gniewać?
355Na lekcji wszystko szło dobrze.
356Władek pokazał cztery pierwsze litery, wytłumaczył, że b ma brzuszek na prawo, a d ma brzuszek na lewo. Trochę mu głos drżał ze wzruszenia. Potem kazał liczyć do dziesięciu na placach i na tabliczce. Potem przeczytał powiastkę o kłamcy-pastuszku i o wilkach. Wreszcie napisał w kajecie kreski i krzyżyki na jutro.
357— No, dosyć będzie na pierwszy raz — powiedział ojciec Kazia i Zosi. — Ukłońcie się panu nauczycielowi. Tak, mój kawalerze, nic życie darmo nie daje.
358Władek, chociaż głodny, bo przyszedł na lekcję prosto z mydlarni, musiał wysłuchać długiej przemowy o nauce, szacunku i figlach dziecięcych.
359Nazajutrz lekcja poszła tak źle, że gorzej być wcale nie mogło. Na przywitanie Kazio ukłonił się nisko i niby nienaumyślnie się przewrócił. Zosia wypięła brzuch, zaczęła biegać po pokoju i wołać, że jest b i d. Jedno wlazło pod stół, drugie za łóżko. Władek stracił głowę. Najprzód prosił; obiecał, że powie bajkę, że kupi im po karmelku — ale to nie pomogło. Chciał nawet uderzyć Kazia, ale chłopak odskoczył i powiedział groźnie:
360 361Władek zmierzył ku drzwiom bliski płaczu.
362— A z lekcją co będzie? — zapytały dzieci.
363— Jesteście głupi i źli. Nie będę was uczył.
364— A ty masz mleko pod nosem — powiedział Kazio, ale Zosia zgromiła brata przestraszona:
365— Cicho bądź i nie mów mu: ty. Słyszałeś, że ojciec kazał mu „pan” mówić?
366Władek został, bo obiecali, że będą spokojni. I niby siedzieli przy stole; ale na złość źle odpowiadali i co chwila wybuchali śmiechem.
367Wyszedł Władek zmęczony i smutny i przypomniał sobie, jak na dawnym mieszkaniu poszedł do kawiarni z przeciwka, do tego Smoka; prosił, żeby gdzie indziej założył swój sklep ze stolikami z marmuru.
368— Mój tatuś tu był pierwszy — powiedział — po co pan wynajął naprzeciwko tatusia?
369Smok nie rozumiał z początku, a kiedy się domyślił, o co idzie, przepędził Władka, nazwał go śmierdzielem, smarkaczem, który się wtrąca do nieswoich rzeczy.
370I pomyślał Władek, że najbardziej boli, kiedy chce się zrobić coś dobrego, a jest się źle zrozumianym, że najbardziej boli niesprawiedliwość.
371Dlaczego dzieci tak go dzisiaj skrzywdziły? Przecież nic im złego nie zrobił.
372Dlaczego Smok tak go sponiewierał? Czyż nie miał słuszności, że chciał ojca obronić?
373Dlaczego ludzie są gorsi od wilków? Boć syty wilk pozwoli się najeść głodnemu.
Rozdział szesnasty
374Raz Władek wrócił do domu słaby bardzo. Do herbaty nic nie jadł, położył się zaraz do łóżka — zimno mu było. Chciał zasnąć, ale czuł się niedobrze — nie wiedział, czy gardło go boli, czy męczy wypita herbata. Przemordował się, aż zegar wybił dwunastą — i nie mógł już dłużej.
375 376Mama nie odpowiadała. Leżał jeszcze Władek, próbował zasnąć — nie, coraz gorzej.
377 378 379 380— Przeżegnaj się — powiedziała mama sennym głosem.
381Ale Władkowi coraz gorzej było. Zaczął jęczeć. Mama zapaliła lampę, doszła do łóżka; już do rana przy nim siedziała. A rano zachorował i Wicuś.
382Władek wie, że czas wstać i iść do mydlarni; słyszy, że Wicuś krzyczy w gorączce, słyszy, jak mama z ojcem rozmawia — ale mu wszystko jedno. — Paskudna jest ta mydlarnia: takie brudne wszystko, tak brzydko pachnie… Olkowi lepiej w składzie papieru.
383Przyszedł jakiś pan, oglądał jego i Wicusia; mama zaczęła płakać, pan się na mamę gniewał; potem ojciec wrócił, ubrali Wicusia i Władka, kołdrą owinęli i znieśli po schodach do dorożki.
384— Dokąd jedziemy? — zapytał Władek.
385 386 387 388I mama nasunęła mu chustkę na głowę.
389Władek wszystko rozumie. Jedzie dorożką na dużym siedzeniu z Wicusiem, a mama i ojciec na małej ławeczce. Potem stoją przed domem z kratami. Potem pan w białym fartuchu kładzie mu głęboko w gardło żelazo. Władek widzi, że to nie łyżka, tylko coś innego. Teraz siedzi w wannie — myje go pani w białym fartuchu. I już są w łóżku; słyszy, jak Wicuś rzuca się i gniewa.
390– Cicho tam, szczeniaku — woła jakiś chłopiec.
391Bo w dużym białym pokoju stoją łóżka blisko jedno obok drugiego i w każdym łóżku ktoś leży.
392„Jeżeli zechcą bić Wicka, to go obronię” — pomyślał Władek.
393Ale Wicusia nikt nie bił. Ile razy budził się Władek, podnosił głowę i patrzał, co robi Wicuś. Raz widział przy nim pana w fartuchu, to znowu siostrę miłosierdzia w białym czepku z dużymi skrzydłami.
394„Wicuś umrze” — pomyślał Władek.
395Przyszło rano i znów wieczór. Władek czuł się już lepiej, tylko gardło go mocno bolało i pić mu się chciało. Usiadł, patrzał na brata i żal mu było, że nie chciał wtedy dać Wicusiowi flaszki od wody kolońskiej.
396— Wicuś, czego krzyczysz? Co chcesz?
397— Nie mów do niego, on nieprzytomny — powiedziała pani.
398To dziwne, że wszyscy tu chodzą w białych fartuchach.
399Zasnął Władek i ani razu się nie obudził. Aż dopiero zawołał go chłopiec, który leżał przy jego łóżku:
400— Te, patrzaj[50], nie ma twojego brata!
401 402Ale wszedł felczer[51], który mierzy wszystkim gorączkę rano i wieczorem.
403 404 405 406— Ty duży, nie tęsknisz do domu.
407Władek westchnął: i on chce być w domu. Gardło go tylko troszeńkę jeszcze boli.
Rozdział siedmnasty[52]
408Władek był już zupełnie zdrów, tylko mu skóra z rąk i nóg schodziła. Władek zdrapywał kawałki skóry, żeby prędzej wrócić do domu. Dostawał już bułki do jedzenia, ale tylko dwie.
409W niedzielę odwiedził go ojciec; mama nie mogła przyjść, bo Pchełka chora. Na przyszłą niedzielę Władek wróci do domu. Tak mówi doktor. — Czy dobrze Władkowi w szpitalu?
410— Dobrze, tylko się przykrzy bardzo. Wczoraj chłopakowi, co leży przy oknie, przecinali wrzód na szyi; wcale go nie bolało, bo mu dali na sen takie krople. A ten, co leży przy ścianie, jest także z ich podwórka, ten chłopak posłańca, co go tak biją; nie chce wracać do swoich, bo tu co dzień mięso dostaje i w łóżku śpi. — Czy Wicuś naprawdę jest w domu? I dlaczego zabrali go w nocy, a nie w dzień, po wizycie rodziców, jak wszystkich? — I teraz także dwoje dzieci jest wypisanych, bo zdrowe. — Czy Wicuś już nie krzyczy i czy przytomny?
411Niecierpliwie czekał Władek następnej niedzieli. Szybko wbiegł po schodach do mieszkania. Jest Mania, jest Abu, a w łóżku ktoś leży. To Pchełka leży w łóżku, ale całą głowę ma obwiązaną i taka zupełnie inna.
412Chciała Pchełka przywitać się z Władkiem, ale tylko głową ruszyła, jęknęła i znowu oczy zamknęła.
413 414 415— Czy Wicuś już zdrowszy? Kiedy wróci do domu?
416Władek spojrzał na mamę i wszystko zrozumiał — i tak mu się zrobiło, jak wtedy, gdy mieli Abu oddać sklepiczarce na własność.
417Trzy dni Pchełka nic nie mówiła, nie jadła, nie piła, tylko cicho nawet przez sen jęczała. Czwartego dnia, kiedy Władek przyszedł z mydlarni na obiad, a mama zmęczona zasnęła, Pchełka cichutko-cichutko zawołała Władka.
418 419 420— Tak… Ja jej winna jestem dwa grosze… Jak umrę, to oddaj… I nie gniewaj się na mnie.
421Pchełka mówiła bardzo cicho, bo na wargach miała czarne strupy, które ją bardzo bolały, i trzeba było ciągle przykładać kawałki waty zamoczone w zimnej wodzie.
422— Władek, poproś mamy[53], żeby już nie robili opatrunków, bo to tak boli… Tak bardzo boli!
423Jeszcze tylko jeden opatrunek robili Pchełce, a drugi już był niepotrzebny…
424Władek nie chciał czekać, aż dostanie miesięczną pensję; wziął od Olka sześć groszy, odnalazł Helenkę.
425— Pchełka pożyczyła od ciebie dwa grosze, prawda?
426— Tak — powiedziała Helenka i jakby się zawstydziła.
427 428Helenka nic chciała wziąć więcej, niż się należało.
429— To resztę oddaj dziadkowi i powiedz, żeby zmówił pacierz za duszę Wicusia i Pchełki.
430Rozdział ośmnasty[54]
431— Prawda, że chcesz być sławny? — zapytał Olek.
432— Chcę — odpowiedział Władek bez wahania.
433 434 435— W ważnych sprawach nie ma „chyba” — oburzył się Olek.
436Władek powiedziałby Olkowi — tylko żeby się nie śmiał. Władek chce być sławnym doktorem. Od czasu jak Pchełka i Wicuś umarli, często myśli o tym, choć wie, że to niemożliwe.
437Czemu niemożliwe? Czy Władek nie czytał życiorysów znakomitych samouków i męczenników wiedzy? Wszystko można, tylko trzeba naprawdę chcieć i wiedzieć, jak wziąć się do rzeczy. Żeby zostać doktorem, trzeba tylko szkołę skończyć. Wodzem być trudniej: wódz musi mieć armię dopiero.
438— Jakże ja skończę szkołę, do której wcale nie chodzę? — szepnął Władek z goryczą.
439— Będziesz chodził, zobaczysz. I ja będę chodził, bo wódz musi też dużo umieć.
440Olek wynalazł w Warszawie szkołę niedzielną, to znaczy, że można cały tydzień pracować i tylko raz w niedzielę idzie się do szkoły. Wpis nic nie kosztuje, tylko zapisać musi właściciel dużego sklepu, bo taka jest formalność[55].
441— Ja wszystko robię strategicznie — powiada Olek. — Szkoła — to forteca, którą chcę wziąć szturmem. Poznałem teren i przeszkody. Jutro pierwszy atak.
442Nazajutrz podczas obiadu spotkali się przed wielkim sklepem, gdzie właściciel miał ich zapisać.
443— Jesteś? Dobrze. Teraz głowa do góry, pierś naprzód, przeżegnaj się — i marsz, a śmiało!
444Władek za żadne skarby nie byłby sam wszedł.
445— Mamy niecierpiący zwłoki interes do pryncypała — powiedział głośno Olek, wszedłszy do sklepu.
446— Niecierpiący zwłoki? — zdziwił się subiekt i wyszedł do drugiego pokoju.
447Po chwili wprowadzono ich do gabinetu, gdzie siedzieli dwaj panowie: młody i stary, siwy.
448— Czego chcecie, chłopcy? — zapytał ten młody.
449— Chcemy, żeby pan nas zapisał do szkoły niedzielnej.
450 451— Ja pracuję w składzie papieru, a mój przyjaciel w mydlarni — mówi Olek.
452— Więc dlaczego przyszliście do mnie?
453— Bo pan należy do Zgromadzenia Kupców.
454— No tak, ale ja mogę tylko swoich chłopców zapisać.
455— Myśleliśmy, że pan nie odmówi, bo to przecież tylko formalność — śmiało odrzekł Olek.
456Siwy pan włożył okulary i nagle zapytał powoli:
457 458— Formalność — odpowiedział Olek — to jest takie głupstwo, które trzeba zrobić, żeby chodzić do szkoły, żebym ja mógł zostać wodzem, a mój przyjaciel doktorem.
459Władek byłby się schował pod ziemię ze wstydu. Jak można obcemu tak wszystko zaraz mówić?
460— Dobrze, ja was zapiszę — powiedział siwy pan. — Wstąpcie jutro do mnie.
461Olek wyjął notes, pan podyktował swoje nazwisko i adres i Olek może trochę za głośno powiedział, wychodząc:
462 463Kiedy wyszli, Olek odsapnął głęboko:
464— Pierwszy atak zwycięski, jutro druga potyczka!
465— Ale ja z tobą nie pójdę — zastrzegł się Władek.
466— Obejdzie się bez łaski. Jutro sam sobie poradzę. Powiem staremu, że jesteś nieśmiały.
Rozdział dziewiętnasty
467Olek, Władek i Mania cały wolny czas od pracy spędzają razem. W powszednie dni mało jest czasu; nawet wieczorem uczą się gramatyki i robią zadania. I dopiero późno się schodzą, i zaraz spać już iść trzeba.
468Za to w niedzielę idą razem na spacer oglądać wystawy sklepowe. Raz byli nad Wisłą, raz w gabinecie zoologicznym, gdzie są wszystkie wypchane zwierzęta; byli i na cmentarzu na grobie Wicusia i Pchełki — ale rodzice się bardzo gniewali, bo dzieci długo nie mogły znaleźć krzyżyków i późno wróciły do domu.
469Czasem Natalka się do nich przyłącza, czasem syn rządcy, często Michalinka, którą teraz już rozumieją, kiedy na migi rozmawia.
470Michalinkę lubią. Natalkę trochę mniej, bo że ojciec jej jest polityczny, więc myśli, że wszyscy muszą jej słuchać.
471Syn rządcy jest bardzo niemiły, chwali się zupełnie jak kuzyn Janek. Ojciec mu kupi zegarek, rower, karetę; ma stryja proboszcza, bogatego wuja, u którego jeździł na kucu. Najczęściej mówi o zegarku i wtedy Władek myśli o ojcu, który już nie nakręca wieczorem zegarka i nie ma pierścionka na palcu, bo zastawione w lombardzie[56].
472Zaprosił ich syn rządcy do siebie. Kazali nogi wycierać, żeby nie zabłocić podłogi, o ścianę się nie opierać, bo nowa tapeta. A muszą się z synem rządcy przyjaźnić, bo im robi trudniejsze zadania; ale trzeba się prosić[57] dopiero i kłaniać, jakby nie wiem co: to czasu nie ma, to później, to mu się nie chce.
473— Niech się tylko generalna bitwa uda! — mówi Olek, który tak nazywa egzamin.
474Egzamin miał być w jesieni[58] — a już w lipcu Olek z rodzicami wyjechał na zawsze do Łodzi.
475Zebrali się w trójkę z Manią po raz ostatni na dachu lodowni. Długo patrzeli na niebo, czekali, żeby spadła gwiazda, żeby razem powiedzieć:
476 477Bo Mania, która ciekawie umie opowiadać i najlepiej wiersze lubi czytać, też chce być sławną — poetką, jak Konopnicka[59].
478Później Olek wyszedł z Władkiem na ulicę, bo musi mu coś bardzo ważnego powiedzieć. Olek jest taki poważny jak jeszcze nigdy.
479— Władek, pamiętasz tę dewizkę z globusem?
480 481— Więc widzisz, ja tę dewizkę ukradłem w budzie. Jak się dziś żegnałem, to mu powiedziałem. Powiedziałem, że strasznie chciałem mieć globus; że ją darowałem i już nie mogłem odebrać; że była potem fantem dla Michalinki. Powiedziałem, żeby wytrącił[60] mi z pensji, ale nie chciał i rękę mi podał — taki poczciwy. Chciał dać portmonetkę na pamiątkę, ale nie wziąłem. I już nie mogłem ciebie rekomendować[61]… Nie gniewasz się na mnie? Nie pogardzasz mną, Władku?
482Olek chce jeszcze coś najważniejszego powiedzieć.
483Olek będzie listy pisywał do Władka i Mani.
484— Tylko nie mów nic Mani, ja jej sam wszystko powiem. Bo widzisz, ja ją kocham i będę jej wierny. To nic, że wyjeżdżamy do Łodzi. Jak urosnę i będę zarabiał, przyjadę i ożenię się z Manią — pozwolisz?
485Władkowi się dziwnym zdawało[62], że Olek chce się z Manią żenić i że ją kocha. Jeżeli chce, a rodzice pozwolą — dobrze, niech ją pojmie za żonę.
486Olek powiedział, że będzie mu wdzięczny do grobowej deski.
Rozdział dwudziesty
487 488Mówiła wtedy mama, że może w lecie coś się lepszego obmyśli. Myśleli, szukali…
489Złożył ojciec podanie na konduktora tramwajów. Chodził ojciec do banku, gdzie potrzebny był woźny. Myślał na wieś wyjechać na ekonoma. Stracił trzy ruble w biurze, gdzie dają posady. Bez protekcji żadnej pracy nie znajdziesz, po każdy bochenek chleba sto rąk się wyciąga, a w uczciwe ręce najtrudniej chleb się dostanie. Im dłużej i ciężej pracujesz, tym gorzej płacą: po co mają trzymać starego, kiedy młody taniej robić będzie.
490 491Ojciec wciąż jest w piekarni, Władek u mydlarza; Mania, zamiast do kwiatów, chodzi do gorseciarki[63] — podobno ten fach lepszy.
492Zima ciężka, a Władek już wie, że tak zawsze być musi, że u wszystkich tak samo. Znów węgiel drogi, znów chłodno i głodno, inaczej być widocznie nie może.
493Olek dotrzymał słowa: dwa listy napisał. W pierwszym liście się pyta, czy Władek zdał egzamin i czy do szkoły już chodzi.
494Nie, Władek nie zdał, przegrał bitwę — ha, trudno!
495Na piśmienny egzamin[64] nie wziął papieru i pióra, nie wiedział, bo skądże miał wiedzieć? Zaczęli dyktować, on siedzi i patrzy.
496— Ty dlaczego nie piszesz? Ot, głupiec! I cóż ty myślisz, że nosem na stole będziesz pisał dyktando?
497Gniewał się nauczyciel, dał papier i pióro, kazał prędko pisać, żeby czasu nie tracić, bo wszyscy czekają. Pośpieszył się Władek, źle napisał: koślawo, z błędami.
498Ściął się, jak mówią uczniowie.
499W drugim liście pisał Olek, że tęskni, że chciałby już wrócić, że nawet czytelnia tam jakaś pokraczna. Olek bada teren dopiero — tak każe sztuka strategiczna wojenna.
500„Czyś już powiedział Mani? Czy ona się zgadza?”.
501Więc chce Olek, żeby Mani powiedzieć? Mania już dawno ciekawa, o czym wtedy tak długo na ulicy mówili. Tajemnicy Władek nie zdradził — teraz co innego.
502— Olek chce z tobą się żenić — nie zaraz, dopiero jak urośnie i będzie zarabiał.
503Mania kazała wszystko dokładnie powtórzyć, bo musi się namyślić, bo od razu nie może. Całą niedzielę myślała, z Władkiem nie mówiła, wieczorem napisała wiersz, że chce być Olka żoną. Dziwna dziewczyna: jak ona te wiersze układa?
504Będzie Mania chyba kiedyś Konopnicką, bo taka mała przecie, a pisze do rymu. Może i Olek będzie wodzem, bo w obcym mieście już znalazł czytelnię i miejsce i już się ogląda za szkołą. Zarabia sześć rubli — pisał w trzecim liście.
505Jeden tylko Władek nigdy sławny nie będzie. Przykro przecie nic więcej nie robić, tylko ważyć mydło, rozlewać naftę, uważać, żeby nie było pożaru…
Zakończenie
506Trudno zacząć opowiadanie, trudniej skończyć. Ileż w jeden rok tylko stało się rzeczy ciekawych! A jeśli lat takich upłynie dziesięć, piętnaście?
507Jak bardzo zmienić się musieli nasi rycerze honoru! Co dzieje się z nimi, gdy dorośli: czy stali się sławni? Czy Olek został wierny Mani, czy zapomniał o małej poetce?
508Olek ożenił się z Manią, pracuje w fabryce Kunca. Był strajk, Olek był delegatem — wysłano go na trzy lata do Rosji; kiedy wrócił wreszcie, chcieli go wybrać towarzysze na posła. Więc się spełniły marzenia: naprawdę został wodzem; a choć jego armia nie ma bagnetów ni armat, jest mimo to liczna, silna, waleczna.
509Mania jest robotnicą w fabryce dywanów, pamiętnik jej drukują w gazecie. Mania zawsze umiała opowiadać ciekawie — pięknie opisała swoje przygody. Byle czego nie zechce przecie gazeta drukować…
510A Władek, który miał być sławnym doktorem?
511„Nie zostałem doktorem — pisał w liście do Olka i Mani — jestem posługaczem szpitalnym, ale za to sławnym”.
512Długa to historia, w jaki sposób wsławił się Władek jako posługacz szpitalny.
513Zgłosił się Władek, że chce pracować w szpitalu. Robił swoje — był posłuszny, cichy i chętny do pracy. Nikt o nim nie wiedział — ot, zwykły posługacz, jak każdy.
514Aż pokłócił się raz Władek z siostrą miłosierdzia, że jak chorego nie lubi, złe mu daje jedzenie; bo i siostry różne bywają. Później zwymyślał felczera, że służby nie pilnuje, gorączki nie mierzy. Znów mieli Władka wydalić, znów o nim wiele mówili.
515Było jeszcze gorzej. Choremu opatrunku nie robią, bo jego doktor wyjechał, a drugi nie ma czasu. W nocy chory dostał gorączki; felczer powiada, że nie jego interes. Umył Władek ręce, sam opatrunek zmienił i napisał raport: niech go ukarzą za samowolę. Była awantura, cały tydzień się kotłowało. Władka już teraz się boją.
516I stało się to, co najbardziej Władka wsławiło.
517Przyszedł na rewizję[65] wielki urzędnik w orderach, chcieli z naczelnym doktorem wejść podczas operacji na salę. Władek nie puścił, powiedział, że zabronione.
518— Puść — mówi doktor naczelny — ja każę.
519— Nie wolno przeszkadzać, nie wpuszczę, mój doktor zabronił.
520 521— Zuch jesteś, znasz służbę — powiedział ten pierwszy — i poszli.
522Aż przyjechał z Krakowa wielki chirurg szpital oglądać.
523— Czy wolno wejść na salę? — zapytał Władka doktor naczelny z uśmiechem.
524 525— Więc to jest wasz sławny posługacz Władysław? — i rękę podał Władkowi.
526„Widzicie, drodzy moi, że i ja jestem sławny” — pisał Władek do Olka i Mani.
527Wreszcie Władek donosi, że ojciec już zdrów jest na oczy, że mama z Abu pojadą do nich na święta, i prosi Olka o adwokata, który by napisał ustawę związku dla służby szpitalnej.
528„Pamiętacie nasz statut rycerzy honoru? Jak to się dziwnie sprawdza wszystko w życiu!”.
*
529Dzieci! Dumne miejcie zamiary, górne miejcie marzenia i dążcie do sławy. Coś z tego zawsze się stanie.
Przypisy
rubel — jednostka monetarna (czyli pieniądz) w Rosji; rubel był używany kiedyś także w Polsce, na terenie zaboru rosyjskiego. [przypis edytorski]
tokarz — rzemieślnik obsługujący tokarkę i zajmujący się obróbką metalu (np. dorabianiem kluczy). [przypis edytorski]
ojciec tej Natalki, co z tobą rozmawiała, jest polityczny i siedzi pod ziemią w fortecy — mowa o więźniu politycznym, czyli człowieku uwięzionym za działalność polityczną, a nie jako złodziej czy zabójca. [przypis edytorski]
czasy napoleońskie — okres panowania i podbojów Napoleona Bonapartego, wodza, a potem cesarza Francji. [przypis edytorski]
Potop — powieść Henryka Sienkiewicza; tytuł odnosi się do potopu szwedzkiego, tj. najazdu wojsk szwedzkich na Polskę w XVII w. [przypis edytorski]
Już ja cię wkieruję — tu w znaczeniu: Już ja tobą pokieruję, pokażę ci, co i jak. [przypis edytorski]
Bonaparte — Napoleon Bonaparte (1769–1821), francuski wódz, a następnie cesarz; wśród Polaków pod zaborami uchodził za sympatyka sprawy odzyskania niepodległości przez Polskę. [przypis edytorski]
baobab — drzewo rosnące w Afryce; występuje w powieści W pustyni i w puszczy Henryka Sienkiewicza. [przypis edytorski]
wierzyciel — osoba, która pożyczyła pieniądze, ktoś, u kogo został zaciągnięty dług. [przypis edytorski]
myśl, o której musi naradzić się — dziś popr.: myśl, co do której musi naradzić się. [przypis edytorski]
wycyganiać — uzyskiwać za pomocą oszustwa; słowo wycyganić w sposób stereotypowy i krzywdzący łączy przynależność do grupy etnicznej (Cyganie, dziś raczej: Romowie) z zachowaniami przestępczymi (oszustwo, kradzież). [przypis edytorski]
Dąbrowski, Jan Henryk (1755–1818) — generał, twórca Legionów, tj. oddziałów polskich we Włoszech; utwór noszący jego imię (Mazurek Dąbrowskiego) jest dzisiaj hymnem Polski. [przypis edytorski]
lombard — miejsce, gdzie można pożyczyć pieniądze w zamian za cenny przedmiot. [przypis edytorski]
Konopnicka, Maria (1842–1910) — polska poetka i pisarka, autorka wielu utworów dla dzieci, m.in. O krasnoludkach i sierotce Marysi czy Na jagody. [przypis edytorski]
gorseciarka — kobieta zajmująca się szyciem damskich gorsetów i staników, a także pasów do pończoch. [przypis edytorski]