- Bóg: 1
- Ciało: 1
- Cierpienie: 1
- Czary: 1
- Gwiazda: 1
- Kobieta: 1
- Miłość: 1 2
- Nieśmiertelność: 1
- Obcy: 1 2
- Obraz świata: 1
- Pies: 1
- Prorok: 1
- Śmiech: 1
- Tajemnica: 1
- Wiedza: 1
Bolesław LeśmianNapój cienistyMarsjanie
1
Niepokojąc międzygwiezdnych mgieł rozwiewisko.
Zniknie złuda przestrzeni, wyzwolonej z pęt, —
Dość pomyśleć, że daleko, a już jest — blisko.
5
ObcyNa oścież się zasrebrzy księżycowy wstęp
Do bożyzny — daleczyzny, w szmer i otchłanie, —
A dołem — szumy leśne, zgiełk drozdów i ziemb, —
I na ziemię wylądują zwiewni Marsjanie.
Stopą obcą dotknięta — westchnie ziemi twardź,
10I na chwilę to, co ziemskie, chętnie się zaćmi.
Po wiekach wyczekiwań i tych z niebem starć
Spokrewnimy się obłocznie z nowymi braćmi.
W ich oczach — wiary w Oddal niegasnący płom,
A w ich piersi — bezmiar żywy, swoisty, rdzenny.
15Poczną nam się przyglądać w bezczasie jak snom, —
I na zawsze się ustali ten pogląd senny…
A przywiozą nam z nieba — rozmodlone ćmy,
I zwierzęta zadumane — i zgubne baśnie.
I nagle zrozumiemy, że to jeszcze — my, —
20Że nie mogło być inaczej — tylko tak właśnie!…
Wieszcz, co bogów nie odróżnia od chmur i łątek, —
W czasie przeszłym — dni przyszłych opowiada ciąg
I pośmiertną wiedzą krzepi istnienia wątek…
25Jakiś bóg z ich orszaku (złoć się, mrzonko, złoć!)
Zawieruszy się w jeziornym nieba odbiciu
I, malejąc w docześnie srebrniejącą płoć,
Modrą wieczność w tym podwodnym wchłonie przeżyciu.
30Na bezsenność wpośród kwiatów (o, gwiezdniej cierpcie!)
W żal pobiegną przez nagle urojony chwast,
Aż w tym chwaście zaszeleszczą ich żwawe kierpcie.
Od ust naszych je przegrodzi — ledwo snu miedzą…
35Byle tylko miłować i naglić i chcieć, —
A nauczą nowych pieszczot, bo o czymś wiedzą…
Któż się zdoła domyśleć, jaki strach i szał
Pała w oczach, co się w słońcu mienią na opal!
Czym jest wobec tych niebem nasyconych ciał
40Nasze ziemskie dziewuszątko i jego — chłopal?…
Ku mnie ciałem — wzbronnym światu — występnie spłonie.
Tajemnico, co posiadasz — usta i dłonie!
45
Za jej sen — w mym uścisku, za pieszczotę nóg,
Za wniknięcie pocałunkiem w jej czary żyzne —
Oddam chętnie, natychmiast — na rozstaju dróg —
Żywot wieczny i tę całą — zagrobowiznę!
PiesW ślad za nią będzie kroczył niewidzialny mops,
50Co, podziemne węsząc zmory, wyje w niebiosy
Lub szczeka głosem czujnie rozśpiewanych kobz,
By odstraszyć złe uroki — złe sny — złe losy.
Jak brzmieć będzie jej imię — nie wiem, ale wiem,
Że wprowadzi mnie w głąb cudów — przez szum i trawę
55Tak, że drzewa, roślinny przerywając zdrzem,
Z jednej jawy wejdą w drugą — i w trzecią jawę!…
A wy, coście szarzyzny uprawiali brzydź
I zbiorową w pyskach złudę srożyli dumnie,
Czy zdołacie tym życiem, co was wydrwi, żyć
60I w zawrotny przepych słońca wejść bezrozumnie?
Już odtąd — z odwróconym do błękitu łbem,
Z wiarą w nową zaobłoczność, w odkrycia niebne
Pobrniecie niedołężnie — między snem a snem —
Od przydrożnych wierzb przyjmując — guzy chwalebne!…
65
Guzy, które złagodzą pychę waszych wad
I okupią uporczywość ślepego grzechu…
ŚmiechA my — śmiać się z nich będziem — śmiać się w cały świat!
Jakże tęskno mi już dzisiaj — do tego śmiechu!