- Dekadent: 1 2
- Kobieta: 1 2
- Kobieta "upadła": 1
- Kochanek romantyczny: 1 2 3
- Kwiaty: 1
- List: 1 2
- Małżeństwo: 1 2
- Miłość romantyczna: 1
- Młodość: 1 2
- Namiętność: 1
- Nuda: 1 2
- Ojczyzna: 1
- Pocałunek: 1
- Przemijanie: 1 2
- Samobójstwo: 1
- Seks: 1 2
- Starość: 1
- Szlachcic: 1
- Tęsknota: 1
- Uroda: 1
- Wspomnienia: 1
- Zdrada: 1
Dokonane poprawki i uwspółcześnienia
Pisownia joty, np.: krescencyę -> krescencję, lilije -> lilie
Pisownia łączna i rozdzielna, np.:niema -> nie ma, naprzykład -> na przykład
Pisownia samogłosek nosowych: ponsem -> pąsem,
Inerpunkcja, np.: Nudzisz się żonko -> Nudzisz się, żonko
Pisownia wielką literą, np.: Ach! jeszcze miękką - Ach! Jeszcze miękką
trwogę niosąc, i jak trumna smutne -> trwogę niosące, i jak trumna smutne (bł. rytmu).
Kazimierz Przerwa-TetmajerPour passer le temps[1]Oktawą
1
choć się łaskawie obejmować dała;
nigdy, gdy szepnął z ściśniętego gardła
„kocham” — nie rzekła nic, tylko słuchała.
5Jemu się z bólu dusza w sztuki darła,
bo nic w niej znaleźć nie mógł oprócz ciała,
i to, co pomnieć
[2] musiał nieustannie,
o ile szukać wypadało w pannie.
Albowiem panną była, a za wiano
[3],
10prócz dwóch wsi, miała urodę Dyjanny
[4].
Młodzież w niej cała była zakochaną,
wszystkie jej również nie cierpiały panny.
Rodziców dawno w grobie pochowano,
w klasztorze wiek swój przeżyła poranny,
15gdzie się, w sekrecie przed swą przełożoną,
najczęściej w żonę i męża bawiono.
Potem, gdy suknię już zrzuciła krótką,
gdy się jej wiosna zaczęła siedmnasta,
w Warszawie z ciotką mieszkała rozwódką
20i poznawała obyczaje miasta.
Była „naiwną” i trochę „filutką
[5]”,
lubiła jeszcze bardzo szczerze ciasta — —
tymczasem, jak jest powszechnie przyjętem,
posag jej gdzieś się zapodział ze szczętem.
25
Mówią, że jej opiekun kamienicę
i wioskę kupił gdzieś około Bałty…
Zwyczajna potwarz. Śliczną siostrzenicę
mając u siebie, ciotka jęła
[6] rauty
[7]
i bale dawać, różne tajemnice
30toaletowe kłaść na różne kształty,
myśląc, i słusznie, że z jednego rożna
często pieczenie dwie zdjąć naraz można.
Kufkego — był to z zawodu piwowar —
35na oku; wprawdzie „jak but była szelma”,
lecz sto tysięcy czysto niósł mu browar.
Eheu! Jak często człowiek próżny cel ma!
Kufke był kupcem i wiedział, co towar,
a co tandeta — — oświadczył się wkrótce,
40lecz siostrzenicy, nie ciotce-rozwódce.
kochanek — — miał wieś, ale tylko jedną…
Prócz plam na spodniach, nic więcej nie zyskał;
widział, że nawet lica jej nie bledną,
45gdy jemu w sztuki mózg pod czaszką pryskał
i gdy rękami cisnął głowę biedną…
Więc zrozpaczony poszedł precz, a ona
dostała swą rubrykę: Kufke-żona.
50i cały chłopom oddał się u siebie.
Był im i ojcem zarazem, i bratem,
bronił ich, karmił na swym własnym chlebie —
za to psu jego chłopi oczy batem
wybili, potem ukradli mu źrebię —
55(psu, bo szedł drogą; źrebię, bo się dało) —
wreszcie spalili mu krescencję
[8] całą.
To zniechęciło go i osiadł w mieście,
gdzie z artystami żył, bo lubił sztukę.
Jednego, rubli mu na miesiąc dwieście
60dając, wyprawił do Włoch na naukę.
Lecz nagle z banku pewnego w Trieście
dano mu słodką do wypłat prynukę
[9],
każąc zapłacić przez pozwy naglące
na sfałszowany podpis dwa tysiące.
65
DekadentTo go zmieszało tak, że horoskopów
już nie pytając żadnych, co mu radzą,
wyrzekł się swojskich panien, sztuk i chłopów,
okno idei zasmarował sadzą,
jeszcze raz złotu przypatrzył się snopów,
70jeszcze raz spojrzał, jak kartofle sadzą,
i z swym ojczystym rozstawszy się polem,
zakupił willę gdzieś pod Neapolem.
Tę willę wielkim otoczył parkanem,
parkan zaś cały oplótł żywopłotem;
75wewnątrz park kwieciem ustroił różanem,
pąsem kaktusów i pomarańcz złotem;
postawił namiot pod chłodnym platanem,
zawiesił miękki hamak pod namiotem,
i wodzie w lilie ubrawszy krawędzie,
80flamingi na nią puścił i łabędzie.
W alejach parku, w cyprysowych cieniach,
rozstawił białe boginie kamienne;
na okwieconych stały podniesieniach
prześliczne, nagie, nieruchome, senne…
85Srebrzyste w srebrnych księżyca promieniach,
w promiennej słońca jasności promienne,
na tle drzew ciemnych bieliły się cudnie,
blade wśród nocy, świetlane w południe.
OjczyznaZ parku miał widok na morza błękity,
90na ściany Capri, co się lśnią i bielą,
na Wezuwiusza płomieniste kity,
na w mgłach różanych widny
[10] Sant'Angelo — —
widok miał bardzo piękny i odkryty,
i nieraz, siedząc nad morską topielą,
95cieszył się, patrząc na przejrzysty lazur,
że żaden w parku tym nie bywa Mazur.
Miał także własną łódkę, którą czasem
płynął na morze, kiedy woda gładka
była tęczami świecącym atłasem.
100Zawsze mew za nim leciała gromadka,
którym jeść rzucał, i nad łodzią pasem
krążyły śnieżnym, że łódź jako chatka
zdała się polska pod gołębi sznurem,
jak łąk zielenią, oblana lazurem.
105
NudaTam, na wznak leżąc ku niebu oczyma,
nieraz dni całe przepędzał samotnie,
myśląc, że przeszło lato, przyjdzie zima,
albo też myśląc to samo odwrotnie.
Myślał, że czego braknie, tego nie ma,
110że tysiąc razy znaczy tysiąckrotnie,
że fasolowy sos robi się z fasol
i że od deszczu ochrania parasol.
Czasem też bawił się wspomnień zabawą,
niejedną złoto- znał i czarno-brewą —
115z tych jedna miała pierś lewą i prawą,
a druga miała pierś prawą i lewą…
Tą przeżuwaną znudziwszy się strawą,
patrzał bezmyślnie za skrzydlatą mewą,
albo na nieba patrzał błękit czysty,
120albo na spinek swoich ametysty.
wracał pamięcią w swoje dawne strony,
do swoich łanów i do swych topoli,
do swoich wiklin — i do Kufke-żony,
125która tymczasem Kufkemu kark woli
obejmowała białymi ramiony…
Tak sądził, chwiejną kołysany łódką,
nie wiedząc, że to trwało bardzo krótko…
130i pierś pękała z żalu i tęsknoty…
Widział jej usta krasne i dziewczęce
i szafir oczu raz srebrny, raz złoty…
Widział jej blade, przejrzyste rumieńce,
półciemnych włosów miękkie, bujne sploty,
135i urokami czarujące łono — —
i wkoło wodę pustą, nieskończoną…
Ogromną wodę, po której okręty
szły, białym żaglem świecąc się pod słońce;
przestwór niezmierny i nieogarnięty,
140gdzie dusze smutne, błędne i tęskniące,
jako mar
[11] poczet włóczą się zaklęty
i bóle swoje i skargi palące
topią w bezdennej głuszy i otchłani,
idąc, jak ludzie z ojczyzny wygnani…
145
że jest kochana wciąż i bez pamięci
z wszystkim, co dobre, i wszystkim, co złe w niej,
nawet myślała o tym nie bez chęci;
sądząc, że wielce się przez to „królewni”,
150„anielkowuje”, podnosi i święci,
i że z Henrykiem, co gdzieś dla niej kona,
jest ponad wiele kobiet — wyróżniona.
pieczęć, pisany być musiał w wagonie.
155List ten brzmiał: „Pani! Więc reszta nadziei
jak kamień w wodzie niezgłębionej tonie?!
Więc tak?! Huczące wśród śnieżnej zawiei
Alpy mi zdają się walić na skronie — —
Więc tak?!… Napróżnom serce wydarł z piersi
160i do nóg cisnął ci… Lecz czyż my pierwsi?…
I tylko nie wiem, czemu w mojej duszy
jest ból, jak gdyby pierwszy ból na ziemi?
Czemu to serce tak się rwie i kruszy,
jakby wszystkiemi mękami ludzkiemi
165cierpiało we mnie… Czemu tej katuszy
we mnie zwyczajna ta myśl nie oniemi,
że serca mrą z boleści, lecz powoli,
zapominają o tym, co je boli?
Tylko w nich smutek pozostaje cichy
170i dziwna smętność marzeń — — bo ja to wiem,
lecz dziś jest we mnie bunt i piekło pychy,
i żal, serdeczny żal… Ach! nie wypowiem
ile jest we mnie żalu… Ot, jak lichy
robak ci do nóg pełzłem — — życiem, zdrowiem,
175krwią, mózgiem, sercem byłbym o twe szczęście
walczył… wolałaś z bogatszym zamęście…
Ja sam już nawet nie wiem dobrze, kto to
bezmiłosiernie z mych rąk cię wyrywa?
Nic nie wiem, czuję tylko, że mię gniotą,
180że jakaś krzywda mię łamie straszliwa,
że mi się serce bólem i tęsknotą
rwie, że z mych piersi krew ucieka żywa,
że… sam już nie wiem, co piszę… pod czołem
wszystko mi nagle stało się popiołem.
185Zrobiłaś duszę mą jedną ruiną,
pełną strzaskanych kolumn, gruzu, łomu,
najświętszy ołtarz mój oplwałaś śliną,
z kraju wygnałaś mnie i z mego domu — —
wszystkie me czucia, wiedz, przez ciebie giną,
190nie znam już prawdy, nie znam wstydu, sromu
[12],
nie wiem, co żadne święte słowo znaczy,
nie znam na świecie nic — oprócz rozpaczy…
Jak pies u nóg twych chciałem leżeć, stopy
całować twoje i jeszcze to sobie
195mieć za raj szczęścia… Dziś — pół Europy
dzieli nas… O ty!… Wszakżem twoje obie
ręce na szyi miał… Jak światła snopy
na łąkę lecą o porannej dobie:
tak mi z twych oczu szedł blask w głębię ducha…
200Dziś co?… Ta pustka Alp dokoła głucha…
SeksPamiętasz? Nie raz to i nie dwa razy
mdlałaś w ramionach moich, o Irenko,
niezrozumiałe mi szepcąc wyrazy
i włosy moje plącząc drżącą ręką…
205Chciałażeś tylko zmysłowej ekstazy?
Upojeń? Szału? Tak?… Ach! Jeszcze miękką
twą kibić czuję tu, na moim ręku,
przegiętą, w włosów rozsypanych pęku…
I czuję ciepło twego ciała jeszcze,
210ciepło twych westchnień i spojrzeń, o droga!
Jeszcze na rękach cię tu mam i pieszczę,
pieszczę, całuję… Na żywego Boga!
Jak ból to serce w rozpalone kleszcze
chwyta, jak burza grzmi po Alpach sroga,
215jak się te góry po jeziorach dwoją:
tak ci przysięgam dziś, że będziesz moją!…”
w biurku; przez ten czas Henryk na wsi bawił
[13],
potem wyjechał, zaś ona miodowy
220czas przepędzała w Nizzy, gdzie się pławił
pan Kufke w morzu i kwiatach. W okowy
Amor go srogie wziął i srodze dławił,
bo wśród akacyj chodząc i wśród bluszczu,
pan Kufke stracił dziesięć funtów tłuszczu.
225A żona nie utyła… Rok upływa,
pani Irena jest zawsze powiewna.
Mówią, że trochę ma wstrętu do — — piwa…
Mówią — — lecz rzecz to nie jest wcale pewna…
Ludzka złośliwość jest taka złośliwa…
230Dość, że po świecie chodzi jak królewna,
a przy niej, kufa
[14] z piwem przy kolumnie,
jej mąż, pan Kufke, poważnie i dumnie.
(Miał sto tysięcy rocznie.)
List Nieczytany
list leżał w biurku; lecz raz, gdy na balet
235mąż poszedł, ona swej garderobianej
chcąc wybrać jedną ze starych toalet
[15],
w swym buduarze
[16], w którym wszystkie ściany
świecą tęczami wachlarzów i palet,
otwarła biurko, gdzie kluczyki kładzie,
240i list przypadkiem spostrzegła w szufladzie.
Wzięła i zbladła trochę i z powrotem
chciała położyć — wyjęła z koperty
i jęła czytać te słowa, z łoskotem
wielkim pisane, bez logiki, per ty.
245Zarumieniła się, znów zbladła, potem
zgarnąwszy nowych „Mód paryskich” sterty,
usiadła na fotelu z listem w ręku,
przegięta, w włosów rozsypanych pęku.
Siedziała długo, w tył schyliła głowę,
250list na kolana padł, ręce jej zwisły;
przez twarz jej bladą szły ognie pąsowe,
i pierś wznosiła się w sukni obcisłej.
Dreszcze ją jakieś wstrząsały nerwowe
i w oczach jakby dwie wielkie łzy błysły — —
255przycięła usta i nogę na nogę
kładąc, westchnęła… List spadł na podłogę.
NudaSiedziała długo. Wtem ozwał się dzwonek — —
drgnęła, wydęła usta, marszcząc czoło,
i list włożyła między stos koronek.
260Mąż wrócił. Wyszła z twarzą niewesołą,
siadła do stołu i, biorąc za trzonek
widelca, naprzód przyjrzała się wkoło
ścianom, obrazom, zwierciadłu, papudze,
a potem rzekła z wolna: „Ja się nudzę”.
265„Nudzisz się, żonko?! Mieć takie pokoje!
Nikt nie ma mebli ładniejszych w Warszawie!
Nudzisz się?!” — „Nudzę.” — „Chcesz, to, serce moje,
nowe obicie do salonu sprawię?”
„Nie.” — No to może pojedziem oboje
270na przykład do Berlina? Nie? To wstawię
w twoją rubrykę — — nie? To nie mam — słów już!
Cóż chcesz?” — „Chcę widzieć Baje i Wezuwiusz”.
„Baje? Lecz baja
[17] jest dawno niemodną,
nikt już nie nosi bai i — —” Spod oka
275patrząc, Irena rzekła na to chłodno:
„Baje — to, mężu, jest morska zatoka,
nie sukno; chcę tam brać kurację wodną.
A zaś Wezuwiusz — to góra wysoka,
wulkan, nad Neapolem. Pojedziemy?”
280Mąż skinął głową czerwony i niemy.
DekadentTymczasem Henryk znudził się w swej willi
i na operę poszedł: grano
Mignon[18].
Wtem, gdy w antrakcie
[19] widze brawo bili,
łaskawą darząc artystów opinią,
285spojrzał do góry — i w tejże go chwili
dreszcz przebiegł: ujrzał za jakąś Wirginią
rzymską, cud — — chyba poszła na paradyz
[20]
Eunice — (czytał był właśnie Quo vadis).
290dość, że niedługo cudny skarb dziewczęcy
nabył od matki gotówką za złoto,
dając w ludwikach franków pięć tysięcy.
Dziewczyna poszła do willi z ochotą,
był to zaiste dla niej los książęcy,
295a nadto matka ze stryjem Briganti
chcieli ją sprzedać w „Casa Fioravanti”.
Viola poszła z domu z obcym panem
w brudnej sukience, w podartej koszuli;
tam wszystko było już przygotowanem,
300kąpiel jej dali, odziali, obuli;
dali jej pokój zasłany dywanem,
mnóstwo batystów, koronek i tiuli,
kilka zwierciadeł, kanapę z poduszką,
dwa kandelabry i francuskie łóżko.
305Jedno zwierciadło miała z lewej strony,
drugie po prawej, trzecie u sufitu.
Tapicer nawet był tym zachwycony
i w sufit haki bił pełen zachwytu.
Miała też ganek na morze rzucony,
310na wodę z różu, srebra i błękitu,
cichą, głęboką, pustą i niezmierną,
i w szafie asti
[21], szampan i falerno
[22].
Było w południe. Siedzieli oboje
w parku nad morzem. Jej płynęły z głowy
315złotawych włosów wite w loki zwoje
na smukłych ramion kształt alabastrowy.
Nosiła w domu na pół greckie stroje,
które jej wdzięki kryły do połowy,
i teraz, w białej tuniki rozcięciu,
320widać jej było białe biodro w zgięciu.
łagodne, smętne, czyste oczy Psychy
[23],
i wodząc nimi po złotym lazurze,
miała w nich morza uśpionego cichy,
325błękitny uśmiech.
KwiatyW drobnej dłoni róże
trzymała, wielkie więdnące kielichy,
co miały w blasku więdnących szkarłatów
ten dziwny smutek konających kwiatów.
UrodaW białej tunice, w wianku róż na głowie,
330z różami w dłoni, cicha, zamyślona,
była jak nimfy gdzieś w greckiej dąbrowie,
zrodzone z baśni. A fala złocona
jej białe stopy brała za wezgłowie
[24],
lub zawisała perłą u jej łona,
335albo na róże i włos rozwinięty
wielkie i jasne siała dyjamenty.
SeksHenryk ramieniem otoczył jej szyję,
lubieżną szyję marzącej Charyty
[25],
i czuł, jak serce u dziewczyny bije
340w piersi okrągłej, pełnej, półodkrytej.
Ile się żaru pod tą piersią kryje
wiedział, i wiedział, jak jej ócz błękity
mdleją spod powiek, gdy na pół zemdlona
w tył się przechyla, otwarłszy ramiona.
345
Przed nimi morze grało zmienną tęczą
przesrebrzanego w lazur fioletu,
pokryte gazą oparu pajęczą,
co od w łuk giętych gór modrego grzbietu,
hen, ponad siną zatoki obręczą,
350wisiała drżąca, jakby dźwiękiem fletu
kędyś wśród laurów ukrytego Pana
w błękitne rytmy sennie kołysana.
Siedzieli cicho, wsłuchani w milczenie
odległych pustek, w bezmiar wód wpatrzeni,
355samotni, cisi, bez ruchu dwa cienie,
wyszłe z cyprysów tajemnej zieleni.
Tylko swe zgodne jednotonne tchnienie
słyszeli, wzajem do się przytuleni.
360„
Verweile doch, du bist so schön!…[26]” rzekł z cicha.
„Verweile doch!…” Poza nim cmentarz życia,
powiędłe myśli, albo wbite w błoto,
wszystko stracone i nic do zdobycia,
i serce próżną stargane tęsknotą…
365Przed nim?… Z przeszłości ciemnego ukrycia
jutro — twarz bladą śmiertelną martwotą
wychyla, widmo straszne i pokutne,
trwogę niosące, i jak trumna smutne.
Starość„
Verweile doch!…” Bo oto wczesna idzie
370starość i nędza ciała, co trupieje;
starość w swej całej grozie i ohydzie,
starość, co lodem przerażenia wieje,
starość, kąpana w fizycznym bezwstydzie,
wstrętna, okropna; starość, która leje
375na nędzne ciało ludzkie kubeł kału
i robi zgniłe próchno z „ideału”.
Starość, co łamie, druzgoce i depce,
starość, co nurza w szpetności po uszy,
starość, co żywą krew po kropli chłepce,
380starość, co serce zabija, mózg suszy,
starość, co pierwsza nad dzieckiem w kolebce
staje i krokiem się odeń nie ruszy
i jak śmierć za nim bezustannie chodzi — —
wybrańcy bogów umierają młodzi.
385„Verweile doch!…” Daremnie… Przeszła chwila,
przeszła i więcej nigdy nie powróci,
nigdy już więcej… Czuł, że się pochyla
w nim coś ku ziemi, zasępia i smuci.
Czar znikł, jak lotnych obłoków flotylla,
390gdy je po morzu w nicość wiatr rozrzuci.
Zrozumiał, że w tej chwili do zenitu
doszło u niego uczucie dosytu.
Zrozumiał, że już więcej tu na ziemi
wydobyć nic już nie zdoła z użycia,
395zanim go starość z szczękami trupiemi
chwyci, z ciemnego wypełzła ukrycia.
Tu, nad wodami siedząc błękitnemi,
swą najpiękniejszą miał godzinę życia,
pośród natury jak cud, przy kobiecie
400jak wybujałe w słońcu polne kwiecie…
papierek, w którym nosił cyjankali
[27];
spojrzał — — na ręku miał zwitek niewielki — —
wzdrygnął się — — po tym już nic nie ocali —
405jednak czy warto żyć bez żądzy wszelkiej,
bez pragnień, złudzeń, nadziei?… W oddali
zobaczył nagle w parku, wśród topoli,
panią Irenę, idącą powoli.
Pani Irena szła, a Henryk wstawał,
410nie będąc pewny, czy widzi na jawie,
czy też złudzenie go bierze na kawał
i ambetuje
[28], jak mówią w Warszawie.
Ona! Tak, ona! Czyżby nie poznawał?!
Ta sama gibkość i smukłość w postawie,
415te same ruchy, rysy… Święte bogi!
Irena! Ona!… Zerwał się na nogi.
Wraz z nim zerwała się z ławki Viola,
która dotychczas patrzała na morze.
Stanęła smukła, gibka jak topola,
420a na twarz wyszły jej rumieńców róże —
zażenowała ją szatek swawola,
które wiatr lekki podnosił ku górze,
więc się ogarnia rączkami, pół dzika,
pół przestraszona patrząc na Henryka.
425
ZdradaPani Irena stała blada cała —
w jej oczach tysiąc zaświeciło błysków,
zda się, że nagle na głaz skamieniała
i była jak statua z wodotrysków
albo monument… List, który trzymała
430w ręku, od palców kurczowych uścisków
zwinął się w biały, pomięty papilot
[29] —
a usta były jej, jak działa wylot,
dopóki lontu kanonier nie zniży…
435Straszliwy otwór… Wtem krew jej na lice
buchnęła, o krok jeszcze przyszła bliżej
i na Henryka oczów błyskawice
zwracając, oczów, jak sierć kolcozwiérzy,
list odrzuciła precz na fal śnieżyce
440i, lady Makbet ruch z trzeciego aktu
czyniąc, przez zęby rzekła: „To pan tak tu?!…
To, gdy ja myślę, że pan schnie z żałoby
i o mnie tylko myśli, za mną jęczy,
pan tu z dziewczyną włoską?!… Boże! Kto by
445pomyślał?!… To ja!… A pan tu się wdzięczy
do jakiejś Włoszki! Ja!… Nie! To warto by
w powieść!… Ja myślę, że on się tu męczy,
że on tu kona od przeszło dwunastu
miesięcy — a on tu…
Non! Ça surpasse tout!
[30]
450Ha! to zaiste godne pana, w taki
ubliżyć sposób bezbronnej kobiecie!
Poznaję pana — — zawsześ pan jednaki —
nic się nie zmienia widać na tym świecie!
Poznałabym cię wszędzie — ach! Te krzaki!
455Jeszcze się podrę gdzie! — Postępujecie
zawsze jednako z nami — po tym kroku
pana poznałabym w największym tłoku!
Lecz teraz kwita z nami! Już na wieki!
Słyszysz pan? C'est fini — fini à jamais!
460Je ne veux plus vous voir! Où suis-je? Chez qui?[31]
W jakąż rozpusty straszną wpadłam jamę!
Wyprowadź mię pan stąd! Ja bez opieki!
Mój mąż, ten bałw… to jest… Przez taką damę!
Przez taką… tak się dać skompromitować!
465
Non! C'est trop![32] Zaraz pan mnie stąd wyprowadź!
Albo… ah! ah! ah!…” — krzyknęła i padła
prosto ku Henrykowi — ledwo złapał —
Viola na to patrzała pobladła,
a deszcz jej cichych kropel z sukni kapał,
470wreszcie spytała, czy by prześcieradła
nie przynieść, widząc, że Henryk już sapał,
i położywszy tę signorę na niem,
zanieść ją do pokoju przed skonaniem?
475miał swoją dawną, kochaną, straconą,
dawną Irenkę o tych samych wdziękach,
które mu duszę czyniły szaloną;
włosy jej znowu rozsnuły się w pękach,
gdy przewiesiła w tył głowę zemdloną,
480spod gorsu piersi wyjrzały z ostrożna,
wstydliwie, jakby pytając: czy można?…
PocałunekNa rękach czuł ją swych całą zwieszoną,
czuł ciepło ciała jej i jej oddechu,
przy piersi czuł jej falujące łono,
485czuł krew tętniącą w jej żyłach w pośpiechu,
czuł swoją dawną, kochaną, straconą —
a ona z wolna, w smętnym półuśmiechu,
pół powiek wzniesie i pół ust rozchyli
zbladłych, podobnych półrozwartej lilii —
490i patrzy… Wszystko pierzchło mu sprzed oczu,
cierpienia, męka, gniew i wszystko potem —
zanurzył palce w jej gęstym warkoczu,
co się pod słońca światło błyszczał złotem,
schylił twarz — — w oczu jej mglistym przezroczu
495zadrgało światło — — nagle rąk mu splotem
objęła szyję — i czoło im z czołem,
usta z ustami spoiły się społem…
Jak długo trwał ten czar — — któż takie chwile
liczy — — lecz nawet Henryk uczuł życie…
500On, co przed chwilą chciał się skryć w mogile
przed nudą: tonął, jak chłopak, w zachwycie,
jak chłopak, gdy już poczuł się na sile
schwycić dziewczynę wpół, w owsie lub w życie,
i w tył przegiąwszy, nieledwie ku ziemi,
505spoił jej usta z ustami swojemi.
O gdyby chwila pierwszego objęcia
mogła być wieczną!… Któż tego nie pomni?
Te tajemnicze, te nieznane wgięcia,
te skryte czary kształtów… Któż zapomni?
510Pierwsze zbliżenie ust do ust dziewczęcia,
co oszaleni i unieprzytomni,
pierwsza płomienna rozkosz nocą późną…
„Verweile doch! du bist so schön!”… Na próżno…