- Anioł: 1
- Bezpieczeństwo: 1
- Brat: 1 2 3
- Bunt: 1
- Burza: 1
- Córka: 1 2
- Cud: 1 2
- Czarownica: 1 2
- Czas: 1
- Czyn: 1
- Diabeł: 1 2
- Duma: 1 2 3
- Dusza: 1
- Dziecko: 1
- Dźwięk: 1
- Fałsz: 1
- Głód: 1
- Głupiec: 1
- Gniew: 1
- Historia: 1 2
- Imię: 1
- Jedzenie: 1
- Kłamstwo: 1 2 3
- Kobieta: 1 2
- Kochanek: 1
- Kondycja ludzka: 1
- Krew: 1
- Król: 1
- Kwiaty: 1
- Los: 1
- Lustro: 1
- Łzy: 1
- Matka: 1
- Miłość: 1
- Mucha: 1
- Muzyka: 1
- Niewola: 1 2
- Obowiązek: 1
- Odwaga: 1
- Ofiara: 1 2
- Ojciec: 1 2
- Oko: 1 2
- Opieka: 1 2
- Pająk: 1
- Pamięć: 1
- Pieniądz: 1
- Pies: 1
- Piorun: 1
- Pocałunek: 1 2
- Podejrzenie: 1
- Podstęp: 1
- Pokuta: 1
- Polak: 1 2
- Potwór: 1 2
- Powstanie: 1
- Proroctwo: 1 2
- Prorok: 1
- Przekleństwo: 1 2
- Przemoc: 1
- Przysięga: 1
- Przywódca: 1 2 3 4
- Ptak: 1 2 3
- Religia: 1
- Rycerz: 1 2 3 4
- Sen: 1
- Serce: 1 2
- Siostra: 1
- Smutek: 1
- Strach: 1 2
- Śmiech: 1 2
- Śmierć: 1 2 3 4 5 6 7 8
- Śpiew: 1
- Światło: 1
- Święty: 1 2
- Tajemnica: 1
- Trup: 1 2 3 4
- Walka: 1 2 3 4
- Wąż: 1 2 3
- Wiedza: 1
- Więzienie: 1
- Władza: 1
- Wojna: 1 2 3
- Współczucie: 1
- Zemsta: 1 2 3 4
- Zmartwychwstanie: 1
- Zwycięstwo: 1 2 3
- Żebrak: 1
- Żona: 1
Uwspółcześniono pisownię w zakresie pisowni łącznej i rozdzielnej (np. z pod > spod, przedemną -> przede mną), fleksji (np. rzeczowniki r.ż. zakończone na -yi > ii/ji; forma B. lp: królewną -> królewnę, Zmieniwszy zbroją > Zmieniwszy zbroję, moję głowę > moją głowę, jednę wieżę > jedną wieżę; tem, czem, swem > tym, czym, swym, Pole też same > Pole toż samo), ortografii (np. biało-włosych > białowłosych, myt > mit, rószczkę > różdżkę, chrześciańskiej > chrześcijańskiej, wytłómacz > wytłumacz; Nixów > Niksów) i pisowni wielką/małą literą (rafaelowski > Rafaelowski, Rzymskiej wieży > Rzymskiej Wieży) wyjątkowo również skladni (Czterech zaś kładą na barki > Czterech zaś kładzie na barki). Forma imienia „Róża Weneda” poprawiono na „Roza Weneda”.
Nie uwspółcześniono interpunkcji emocjonalnej i pisowni wielką/małą literą (stosowanie wykrzykników w miejsce przecinków) oraz niektórych form charakterystycznych dla języka autora (np. odeszlij, sprobuj, przyjacioł, spiącego). Redakcji dokonano w oparciu o wydanie Dzieł Słowackiego pod red. Juliana Krzyżanowskiego (Ossolineum, Wrocław 1952, tom VII, oprac. Maria Grabowska).
Popr. błąd źródła: i pytać losu listków o los człowieka > i pytać się (…); Z piersią okropnie roztrzaskaną > Z piersią okropnie roztrzaskaną — martwą
(brak wyrazu).
Juliusz SłowackiLilla WenedaTragedia w pięciu aktach
OSOBY:
- LECH
-
GWINONA, żona Lecha
-
LECHON, KRAK, ARFON, synowie Lecha
-
DERWID, król Wenedów
-
LILLA WENEDA, ROZA WENEDA, córki Derwida
-
POLELUM, LELUM, synowie Derwida
-
SYGOŃ, GRYF, Lechici
- ŚWIĘTY GWALBERT
-
ŚLAZ, jego sługa
-
DWUNASTU HARFIARZY, DWUNASTU WODZÓW — Wenedzi.
- Orszak dziewic Gwinony. Rycerze Lechici.
Z czasów bajecznych. Blisko Gopła.
Do autora Irydiona[1]. List II
1Kochany Endymionie[2] poezji, drzemiący w cieniu gajów laurowych, z lekkością i ciszą letniej błyskawicy przedzieram się przez czarne liście drzew nieśmiertelnych i trzema błyskami budzę ciebie ze snów niespokojnych. Wstań! wstań, mój Endymionie, tajemniczej Muzy kochanku, i postąp krokiem ku mnie, a napotkasz nowy gaj fantazji, zielony sosnami teatr; bo oto dla ciebie jedynie, mój drogi, wybudowałem nową scenę, sprowadziłem duchów aktorów i rozłożyłem na leśnej murawie biegającego po świecie kolportera małe bogactwo. Odeszlij[3] mnie z nowym zarobkiem przyjaźni, ze łzą, jeżeli można, z pochwałą, jeżeli można, a będę spokojny na wieczność.
2Obudź się! obudź, rzymski, w złotej zbroi, z ognistym pancerzem rycerzu! Nowe mary stoją przed tobą: oto jest wzgórze okryte zieloną murawą, na wzgórzu stoi dwanaście druidycznych kamieni i trzynasty tron z omszonego granitu; oto wzgórze ukoronowane wieńcem dwunastu białowłosych harfiarzy, zewsząd jakby morzem czerwonego połysku oblane… to straszne wzgórza zwierciadło — to krew narodu… Śpiew dwunastu harf rozlega się nad ludem umarłych i wbiega w puste, szumiące lasy sosnowe, wołać nowych na zemstę rycerzy. — Czy ci nie smutno?
3PrzywódcaOto jest rycerz z dwojgiem serc, z mieczem jedynym, z Tella[4], z Kastora i z Polluksa[5] złożony; rycerz, którego jedna połowa jest tarczą, a druga śmierci żelazem — wódz mający dwie dusze i dwa ciała; nieszczęście narodu; przeznaczenie dowodzące potępionemu przez Boga ludowi… Wódz z dwojakim i nieśmiesznym już więcej nazwiskiem: oto stoi na stosie ostatecznym jako posąg przyszłości. — Czy go widzisz?
4Oto wróżka, która zabrania harfiarzom rozpaczy, a jednym strasznym i mściwym czynem zajęta, stąpa po sercach ludzkich, kruszy je pod swymi nogami. Eumenida[6] Eschylowska[7] krzycząca: „Zwycięstwo! sto serc ludzkich za zwycięstwo!” — Czy się nie wzdrygasz?
5Oto jest stary i święty człowiek, który przyszedł łzawe Chrystusa oliwy[8] zaszczepiać na płonkach[9] sosnowych i zamieszkał w czaszce olbrzyma, a przyjazne jemu ślimaki przylazły i śliną kryształową zalepiły czaszki już pustej źrennice[10], powoje owinęły ją dokoła. Oto we wnętrzu groty kościanej i ludzkiej krzyż stoi, lampa się pali i błyszczy obraz Rafaelowski Boga Rodzicy. Widzisz, jak dno złote obrazu pięknie jaśnieje w ciemnościach pustego czerepu? słyszysz, jak szemrze modlitwa? Lecz — o! biada, o! losy!… słowo świętego starca miecz Rolandowy wyprzedził i jeszcze lud jeden kona z wiarą okropną rozpaczy w przyszłość i zemstę. — Cóż, mój Galilejczyku?
6Oto jest brat Rolanda, a praszczur Sobieskiego, człowiek silnej ręki i Molierowskiej w domostwie słabości; kontusz mu włożyć i buty czerwone, gdy wróci z piorunowej walki siarką cuchnący i krwią oblany po szyję. — Kontusz mu włożyć i żupan, niechaj panuje… bez jutra.
7Oto nareszcie jest twarda dziewka skandynawska; oto mniejsze mrówki ludzkości, pełne kłamstwa, wybiegów, tchórzostwa w osobie Ślaza. Oto jest cały sklepik kolportera, wysypujący przed tobą swe fantastyczne figurki, za które autor sam gada; a czasem szczebioce Alfierego[11] językiem. — Na cóż to wszystko?
8Zaprawdę ci powiadam, jam tych mar nie wołał — przyszły same; przyprowadziła je z sobą biała Lilla Weneda; a ja ujrzawszy ten tłum ludzi, harf złotych, hełmów, tarcz i mieczów dobytych, usłyszawszy głosy zmięszane[12] dawno już wymordowanego ludu, wziąłem jedną z harf wenedyjskich do ręki i przyrzekłem duchom powieść wierną i nagą, jaka się posągowym nieszczęściom należy.
9Ile razy więc, zwyczajem teraźniejszych poetów, chciałem zacząć kwilącą serca dyssekcją[13], lub melancholizowaniem sztucznym obrazów prostą legendę okrasić, tyle razy mary zjawione krzyczały z krajów przeszłości: „serca nasze były zdrowe i ciała, w mowie naszej nie było niespodziewanych concetti[14]. Choć córki królewskie, nie wzdychałyśmy do księżyca, choć synowie królewscy, pędziliśmy woły na paszę. Osjan[15] usłyszał naszego zgonu historię, lecz nie znalazł w niej dosyć chmur księżycowych, duchów, sarn, błyskawic i wiatru wzdychającego po mogiłach, ani więc ruszył harfy na omszonym dębie wiszącej, ale odpędził nas w mgłę niepamięci rozpaczne. Lecz ty, mówiły dalej mary, któregośmy widziały w ciemnym Agamemnona[16] grobowcu, ty, jadący niegdyś brzegami laurowego potoku, gdzie Elektra[17] królewna płótno bieliła matczyne, mów o nas prosto i z krzykiem.”
10Tak namówiony, wziąłem pół posągową formę Eurypidesa[18] tragedii i rzuciłem w nią wypadki wyrwane z najdawniejszych krańców przeszłości; a jeżeli Bóg mi pozwoli, to na tej nieco marmurowej podstawie, oprę szersze, bardziej tęczowe, lecz mniej fantastyczne niż Balladyna tragedie; tylko ty, Irydionie, nie opuszczaj mnie śród zimnego świata słuchaczy, tylko ty mi nie daj uczuć chłodu, który mi na czoło od twarzy ludzkich powiewa; a gdybyś widział na mnie idące węże, weź w rękę harfę Lilli Wenedy i przemień te gady w słuchaczów. — Ile razy z tobą byłem, zdawało mi się, że wszyscy ludzie mają oczy Rafaelowskie, że dosyć jest jednym słowa zarysem pokazać im piękną postać duchową, że dbać nie trzeba o niedowidzenie, a chronić się tylko przesytu; sądziłem, że wszyscy ludzie obdarzeni są platońską i attycką uwagą; że dodawszy do stworzonego już przez poetów świata jedną taką postać jak nimfa uwieńczona jaskółkami, które pierżchają z włosów dotknięte słońca promykiem; jedną taką postać jak nimfa uwiązana rączkami za łańcuch smutno gwarzących po niebie żurawi, można te Ateńczyki obrócić na niebo oczyma. — Teraz widzę, że innych widm, innych kolorów, innych potrzeba obrazów. Nie schodzę jednak z mojej drogi; a że jest pustą i szeroką, to przypomina mi złote pustynie Suez, na których tak mi dobrze było, gdym się tylko za słońcem i gwiazdami kierował. Jest to wreszcie dla mnie droga konieczna; ile razy bowiem zetknę się z rzeczywistymi rzeczami, opadają mi skrzydła i jestem smutny, jak gdybym miał umrzeć; albo gniewny, jak w owym wierszu o Termopilach[19], który na końcu księgi umieściłem, niby chór ostatni śpiewany przez poetę. — Na Odyna! niech wrzeszczą samochwalce, a ja z drgającymi ustami wracam pod skrzydła twoje ochłonąć.
11A teraz, słyszę, że mnie pytasz, skąd się w mojej myśli biała postać Lilli Wenedy zjawiła… posłuchaj. Przed pięciu laty mieszkałem nad jeziorem Szwajcarii, blisko miasteczka Villeneuve, dawnego Avencium. Miasteczko to, położone na zielonej równinie w końcu jeziora, niedaleko zamku Chillon i skał Heloizy, czarowało mię swoją wiejską i spokojną pięknością; na jasnych i wodnistych łąkach zbudowane, uśmiecha się wiosenną zielenią spod czarnych gór, które podobne rzymskiemu legionowi, stoją groźne, nachylone, gotowe spaść i rozproszyć… Co? kilka małych domków biało odbitych w jeziorze, mały kościołek z piramidalną wieżyczką i rzęd[20] ciemnych drzew kasztanowych, które jesienią owieszone mnóstwem chłopiąt tłukących z koron owoce, rumienią się hożą czerwonością wesołych twarzy niby jabłonie sadów naszych mnóstwem owoców spłonione. Takim jest dzisiaj to miasteczko; lecz niegdyś, przed wiekami, na tym samym miejscu odbywała się okropna jakaś ofiara: musiało być poświęcenie się, rozpacz, szczęk broni, miecz katowski ucinający głowę starca i słowo: S. P. Q. R.[21] błyszczące na rzymskich chorągwiach. Czas wszystko uciszył. Z całej owej historii został tylko jeden grobowiec z następującym napisem:
Julia Alpinula
Tu leżę.
Nieszczęśliwego ojca nieszczęśliwa córka,
bogów awentyńskich kapłanka.
Wyprosić ojca od śmierci nie mogłam.
Nieszczęśliwie umrzeć w losach jego było.
Żyłam lat XXIII.
12Mój Irydionie, ta młoda dziewica, ta czysta kapłanka, co żyła tylko lat 23, skarżąca się tak cicho a tak przeraźliwie z przeszłości, ona to zamieniła się w Lillę Wenedę; chciałem kwiat łączny przenieść do Polski: niosłem go ze świętym uczuciem, aby nie strącić zeń rosy, listka nie ułamać. Ta mara srebrnej białości, która na dziwnej zieleni łąk szwajcarskich, na odłamie skały stawała przede mną, teraz zmartwychwstawszy nad Gopłem, opowiedziała swego poświęcenia się historię; cicha, czysta, biała i spokojna, ale głęboko w serce, nawet przez ojca własnego, raniona.
13Dawniej jeszcze, jadąc przez pińskie błota, widziałem mnóstwo lilij wodnych i mnóstwo chłopów wychudłych od głodu; między chłopami a nenufarem litewskim taki był związek, że chłopstwo jadło kwiatów łodygi, nie mając chleba; łodygi te bowiem rdzeń mają słodką, gąbczastą, która za pokarm służyć może. Co z tego pińskiego wspomnienia do tragedii wniknęło, zobaczysz.
14A teraz, kiedym ci się wyspowiadał, usiądź na ułamku jakiej dawnej ruiny albo pod cieniem Wirgilowego[22] lauru i niech cię gwarząca moja przeszłość otoczy, usiądź nad kryształową jaką i smętną wodą, abyś z książką moją mógł to zrobić, co zamyślona z białą różą w ręku dziewczyna: to jest, oberwać ją liść po liściu, rzucić w wodę płynącą i pytać się losu listków o los człowieka; a zniszczywszy tak ciało Lilli Wenedy, odtwórz ją na nowo w myśli swojej większym blaskiem odzianą i piękniejszą sto razy, i niech ta postać do nas obojgu[23] należy, niech będzie jako łańcuch łączący dwóch Wenedów ręce, nawet w śmierci godzinie. — A tych dwóch wodzów!… czy ty myślisz, Irydionie, że tworząc ów mit jedności i przyjaźni, nie łudziłem się słodką nadzieją, że kiedyś — i nas tak we wspomnieniach ludzie powiążą i na jednym stosie postawią… ty mnie wtenczas umarłego będziesz trzymał na piersiach i mówił mi do ucha słowa nadziei i zmartwychwstania, albowiem za życia słyszałem je od ciebie jedynie.
Paryż, dnia 2 kwietnia 1840 r.
PROLOG
Obszerna grota wróżki wykopana w ziemi; w ścianach okrągłe dziury, przez które widać rozległe pola i daleki krajobraz — światło zachodzącego słońca Roza Weneda i Lilla Weneda.
LILLA WENEDA
15O! siostro moja, jak ty zadumana!
Idź, spójrz na walkę, zaczaruj zwycięstwo.
ROZA WENEDA
Przekleństwo! przekleństwo! przekleństwo!
Ojczyzna nasza kona i na wieki…
20Widzę umarłą…
I ty umarła… ja ci zamknę powieki,
Zimnego piasku w usta nasypię, a w gardło
Przekleństw, które ty z sobą poniesiesz w daleki
Kraj… na tamten świat… o! nieszczęśliwa!
LILLA WENEDA
25Mówisz i wicher się zrywa
I płacze nade mną biedną.
Więc ja mam umrzeć? — o! Boże!
ROZA WENEDA
Cicho! czy Bóg ciebie jedną
Stworzył? Czemu trudzisz Boga?
30Tam krew nasza i krew wroga
Zrobiła strumień i łoże
I Gopło zaczerwieniła.
Będziesz ty jak płaczka wyła
Nad sobą, gdy rycerze konają?
35Słychać dźwięk harf
O! cyt, harfy nasze grają.
Słyszysz ich głosy ponure,
Płaczące i rozstrojone?
Harfiarze wchodzą na górę…
40Wszystko stracone!
LILLA WENEDA
Za harfiarzami tu wejdą rycerze
I nas zabiją, i wytną harfiarzy.
Co? a z chmurami przymierze?
A piorun posępny, złoty,
45Co stoi jakby na straży
U wejścia groty?
Co? a szatański mój głos,
Podobny zimnym sztyletom?
A zmartwychwstanie dane przeze mnie szkieletom!
50A mój smutek! a mój los!
I ty nie ufasz w tę straż?
I ty się lękasz, o krasna
[24].
LILLA WENEDA
Ty mówisz, lecz twoja twarz
Jak księżyc smutna, choć jasna,
55Jak księżyc, umarłych słońce.
Gdzie nasi bracia obrońce,
Czy wiesz, co z nimi się stało?
ROZA WENEDA
Wnętrze groty zajęczało,
Słyszałaś odpowiedź skał. —
60Wyjdź i wprowadź harfiarzy, ja ogień rozpalę.
Wchodzi dwunastu starców ze złotymi harfami
Proszę was, przy ciemnej skale
Postawcie te harfy rzędem,
I powiedzcie
[25], co stało się z Wenedów ludem.
LILLA WENEDA
65Czy mój ojciec i bracia moi jakim cudem
Wyrwali się od śmierci?
HARFIARZ
Starce, z takim pędem
Szliśmy na górę, że nam w piersiach głos zamiera.
LILLA WENEDA
HARFIARZ
LILLA WENEDA
O! bracia moi! O! mój drogi ojcze, gdzie ty?
Ci ludzie milczą… mój ojciec umiera!
O! wy nie macie litości.
HARFIARZ
Jak żądasz,
75Abyśmy z trwogi już przyszli do siebie?
LILLA WENEDA
Starcze! Ty na mnie, starcze, tak spoglądasz
Jak na sierotę.
Na ziemi i w niebie
Lud nasz przeklęty… O! biada nam, biada!
80Twój ojciec wzięty; rycerzy gromada
Otoczyła go z harfą jego złotą.
Widzieliśmy to i, bladzi zgryzotą,
Rwaliśmy włosy… Bracia twoi wzięci.
LILLA WENEDA
Więc nie umarli?… o! mówcie mi jeszcze!…
85Więc nie umarli?…
ROZA WENEDA
O! nie mów tego! o! nie mów, przez litość!
Ja braci moich, ojca mego zbawię.
O! pobłogosław ty mi, siostro moja,
90Ty smutna, byłaś mi wesołej matką.
I wy mi, starzy ludzie, błogosławcie,
Ale nie proście Boga o nic dla mnie,
Tylko o rozum i przebiegłe serce,
Abym zbawiła tych, co są w kajdanach.
95O! bądźcie zdrowi! Nie troszczcie się o mnie;
Za mną jest każdy kwiat i każdy gołąb,
Co biały jak ja swą mnie siostrą mniema;
I ten jest za mną, co nad gołębiami
W nieba błękicie jeszcze wyżej lata;
100A gdy mię nazbyt przyciśnie nieszczęście,
Gotów odebrać gołębiowi skrzydła
I mnie dać skrzydła, bym od ludzi poszła.
Jeśli nie zbawię ojca, umrę młodą…
A wtenczas płaczcie wy biednej dziewczyny.
Wychodzi.
ROZA WENEDA
105Nie czas żałować róż, gdy płoną lasy. —
Cóż wy myślicie, Harfiarze?
HARFIARZE
ROZA WENEDA
Na jad węża, co w tej czarze
Karmi płomienie czerwone,
110
Że kości z pobojowiska
Wstaną i będą walczyć w takt pieśniom Harfiarzy.
HARFIARZE
Wstaną i zginą raz drugi…
ROZA WENEDA
I trzeci raz jeszcze zginą,
115I przejdą po nich zapomnienia pługi,
I stokrocie się rozwiną
Na krwawym umarłych stepie;
I cóż!… czy płakać?
HARFIARZE
Słuchaj, tam wrony zaczynają krakać
120I wilcy gryzą śpiące na oszczepie
Ciała rycerzy.
ROZA WENEDA
Za trzy dni sto piorunów uderzy,
Tysiące się podniesie prawic;
Będzie okropna walka przy świetle błyskawic.
125Żywi się pomięszają z umarłemi,
I nikt ich nie rozbroni.
Wy umarłych poznacie po zapachu ziemi,
Po ognistym śladzie koni;
Lecz ci, co oko w oko spojrzą, nie poznają.
HARFIARZE
130O! cud!… Harfy nasze grają
Rycerski śpiew.
ROZA WENEDA
Te harfy uczuły krew
I drżą…
HARFIARZE
O! chodźmy tą pieśnią jak skrą
135Ożywić ludy po siołach
[26].
ROZA WENEDA
Dębowe wieńce na czołach,
A w ręku harfy złociste;
W piersiach serca bursztynowe,
Jak słońca złote i czyste;
140A w ustach pieśni grobowe,
Co budzą narodów lwy;
To są Harfiarze! to wy!
HARFIARZE
ROZA WENEDA
Ogień, nim we łzach ostygnie,
145Dwanaście ludów podźwignie;
Za trzy dni wszystkiemu kres,
Walka i zgon!
HARFIARZE
Nasze harfy tobie w ton
Odgrały smutnie.
150Uciszcie wy rękami rozpłakane lutnie,
Brońcie, by między ludzi ta pieśń nie wybiegła.
Brońcie, by grobu dusza ludu nie spostrzegła.
Brońcie, by lud nad sobą nie usłyszał płaczu;
Jeśli nie obronicie tego — potępieni!
HARFIARZE
ROZA WENEDA
I noc okropności mściwa
I wiek haraczu…
Pół rycerzy od piorunów zginie, pół od miecza.
Wódz dwie głowy mieć będzie, jedna człowiecza,
160Drugą głowę trupią wódz mieć będzie.
Ja ostatnia zostanę żywa,
Ostatnia z czerwoną pochodnią:
I zakocham się w rycerzy popiołach,
I popioły mnie zapłodnią,
165A swatami będą dęby z płomieniem na czołach,
A łożem ślubnym będzie stos rycerzy.
Kto konając we mnie uwierzy,
Skona spokojny;
Ja go zemszczę lepiej od ognia i wojny,
170Lepiej niż sto tysięcy wroga,
Lepiej od Boga…
HARFIARZE
Idźmy! Wróżkę szał porywa.
Wychodzą.
ROZA WENEDA
O wróżka! Wróżka ludu nieszczęśliwa!
Ona ma serce… Lecz noc już… już ciemno!
175Chodźmy umarłych palić… Duchy, ze mną!
Odchodzi.
AKT I
SCENA I
Pole nad Gopłem.
Lech, Gwinona, Sygoń, Gryf wchodzą zbrojni.
LECH
Zapalić ognie na pobojowisku
I tu mi wzięte przyprowadzić jeńce.
Wchodzą Derwid z harfą złotą w ręku, Lelum i Polelum w łańcuchach.
SYGOŃ
Z ręki mu złotej harfy nie wydarto,
Jest to Wenedów król z dwoma synami.
LECH
do Derwida
180Cóż myślisz, starcze, o ludach zachodnich?
Wczora ty byłeś panem tej krainy,
Dzisiaj do ciebie nie należy głowa,
Która rządziła wczoraj tymi ludy.
Szaty na sobie teraz porozdzieraj,
185Okup się, starcze, łzy brylantowymi,
Bo ci czekanem łeb roztrzaskam siwy.
do Lelum i Polelum
Cóż to szczekacie jak psy łańcuchami?
Cóż to, niedźwiedzie, uczcie się pokory!
190Gdzie mój kat? — Ten mi człowiek plunął w oczy.
Że ja maleńki, to on mną pogardza,
A wiem, że mego miecza nie udźwignie.
Gwinono, patrzaj, jaki to lud rosły.
Ja komar, i krew z niego wycedziłem,
195I wycisnąłem w ręku jak cytrynę.
Jak się Czech dowie, to nie będzie wierzył.
Poszlę
[27] mu tego starca w podarunku,
I tych dwu młodych poszlę królewiców,
Niechaj porobi z nich obudwu psiarzy.
GWINONA
200Ja chcę usłyszeć ich głos. Każ, niech mówią.
LECH
Psy, łatwiej zmusić ich, aby jęczeli.
GWINONA
Ta harfa musi być zaczarowana.
LECH
Na Boga! prawdę mówisz, moja lwico,
Ta harfa musi być zaczarowana.
205Stary! czy w harfie twojej siedzi diabeł,
Że tak o nią dbasz? Na Boga! to mruki!
My tu przed nimi jak na nitce wróble,
A oni patrzą z góry jak na frygi.
Gryfie, odprowadź ich do Rzymskiej Wieży,
210Jak się wygłodzą, to głos odzyskają.
Derwid, Lelum, Polelum wychodzą pod strażą.
WładzaTo głuchoniemy jakiś lud, Gwinono,
I głuchoniemy król. Na koń! hej, na koń!
Ufundujemy na trupach królestwo.
Wychodzą wszyscy.
SCENA II
Cela pustelnika podobna kształtem do wnętrza czaszki olbrzymiej.
W głębi obraz N. Panny na dnie złotym. Święty Gwalbert i Ślaz.
ŚWIĘTY GWALBERT
215
Wlazłem za twoją poradą na sosnę,
Splamiłeś moje oczy krwi widokiem.
To sprawa diabła, przybyłem nawracać,
A jacyś ludzie przybyli wycinać;
220Wycięli prędzej, niż ja nawróciłem;
Za to się trzeba aż do krwi biczować
Mnie, jako panu, tobie, jako słudze,
A obu jako sługom Pana Boga.
ŚLAZ
ŚWIĘTY GWALBERT
225Tak, tak, Ślazie.
Et fit voluntas tego, co na niebie.
A jednak szkoda, że ten lud wycięto,
Bo lud był dobry, choć niechrześcijański.
ŚLAZ
Domine[29], wszyscy więc poszli do piekła?
ŚWIĘTY GWALBERT
230Ziemia przed krzyżem krwią czerwoną ściekła,
Z tej krwi wybuchnie płomień w kształcie krzyża.
Śmierć kruszy ciała, lecz wieczność przybliża.
Narody będą wkrótce okupione;
Widziałeś, Ślazie, komety czerwone
235Z długimi chwosty
[30], co tu wróżą zmianę,
Komety, co jak wiedźmy rozczochrane,
Goniły za mną aż od Jeruzalem,
Grożąc mi chłostą, krzyżem albo palem?
Cóż mi zrobiły? Kiedy będzie trzeba,
240Te straszne gwiazdy palcem zetrę z nieba.
Bóg swemu słudze za wiek długi trudów
Przerażających da godzinę cudów.
Cóż mi ten mocarz, co tu krwawi lasy?
Nowy faraon, wejdę z nim w zapasy,
245Złamię i różdżkę ognistą otrupię;
A potem jedną łzą gorącą kupię
Żywot dla niego wieczny i zbawienie.
ŚLAZ
Które ty nosisz na głowie?
ŚWIĘTY GWALBERT
250Są ze mnie,
Z mojej wewnętrznej wiedzy i z anioła,
Co w ciele moim pali się tajemnie.
ŚLAZ
Myślałem, że te płomieniste koła
Są z włosów?
ŚWIĘTY GWALBERT
ŚLAZ
Domine, a kot kiedy się napuszy,
To mu tak iskry z włosów wylatują.
ŚWIĘTY GWALBERT
Są ludzie głupi jak ty, co się trują
Porównywaniem dwóch natur w stworzeniu.
ŚLAZ
260
Domine, wiara jest w moim wątpieniu.
ŚWIĘTY GWALBERT
ŚLAZ
ŚWIĘTY GWALBERT
Obacz no, Ślazie, ktoś do chaty stuka.
Ślaz otwiera, wchodzi Lilla Weneda.
LILLA WENEDA
ŚWIĘTY GWALBERT
265Patrzcie, to królewna,
To neofitka
[32] moja. Cóż tak rzewna?
Cóż tak spłakana? Córko, czemuś drżąca?
LILLA WENEDA
Przyszłam do ciebie, mój ojcze, płacząca,
Mój ojciec, bracia moi są w niewoli;
270Chcę ich ratować, lecz mi serce boli,
A nie podaje żadnej mądrej rady.
Świat cały teraz dla mnie smutny, blady,
Za łez strumieniem nie widać mi słońca.
Ty mój poradnik jedyny, obrońca.
275Nieszczęśliwego ojca mam w niewoli,
Braci w kajdanach.
ŚWIĘTY GWALBERT
LILLA WENEDA
Już w ostatecznej się widzę niedoli.
Powiedz, o! powiedz, czy ten Lech ma władzę
280Ojca mojego zabić?
ŚWIĘTY GWALBERT
LILLA WENEDA
Powiedzże, czym są twoje wielkie bogi,
Jeśli nie mogą mi dopomóc biednej?
ŚWIĘTY GWALBERT
Bluźnisz, dzieweczko, Bóg w osobie jednej.
LILLA WENEDA
285O! ja wiem! ja wiem! ty mnie uczył długo,
Nie zapomniałam wcale twej nauki;
Lecz teraz naucz, jak ocalić ojca.
ŚWIĘTY GWALBERT
Gotowaś jest ślub czystości uczynić?
LILLA WENEDA
Mój ojcze, jeśli tym ojca wybawię,
290Ja będę czystą jak marcowe śniegi,
Jak po moczarach białe konwalije,
Albo te kwiatki, co ze śniegu wstają
I brudnej ziemi nie widzą, i giną.
Dosyć mi będzie, że mi starzec siwy
295Pobłogosławi i obleje łzami.
OfiaraŚWIĘTY GWALBERT
Zrób więc intencję przed obrazem Matki
Boga na krzyżu — ukrzyżowanego.
Zrób jej ofiarę z dziewiczego serca.
LILLA WENEDA
Jakże mam mówić?… O! niebios Królowo!
300Oddaj mi ojca, a ja Ci dam siebie
Jako białego gołębia bez plamki,
I nic nie będę więcej pożądała,
I nic mnie nigdy na świecie nie splami.
ŚWIĘTY GWALBERT
Teraz, dzieweczko, ona będzie z nami. —
305Ślaz, daj mi kostur. Gdzież obozem leży
Ten Lech?
LILLA WENEDA
On, ojcze, mieszka w Rzymskiej Wieży.
ŚWIĘTY GWALBERT
Na stare nogi droga niedaleka.
Święty Gwalbert i Lilla Weneda
wychodzą.
ŚLAZ
sam.
Diabeł mi każe służyć u człowieka,
310Co mnie suchymi korzonkami głodzi.
Wychudłem jak szczep
[33]… człowiek się raz rodzi,
Pamiętaj o tym dobrze, mości Ślazie,
Żeś się urodził… I raz się umiera,
Pamiętaj dobrze na to, mości Ślazie,
315Że raz umiera i że się raz rodzi.
Ergo, ponieważ się już urodziłeś,
Więcże
[34] korzystaj z tego, mości Ślazie.
Ergo więc, nogi za pas i w świat jasny!…
A zrób intencję z czystości… A na co?
320Czy masz w niewoli ojca, panie Ślazie?
A jak się w tobie zakocha królewna,
A ty w czystości jak w błocie po uszy!
Chciałbym coś znaleźć niepotrzebniejszego
I z tego zrobić
votum[35] panu Bogu,
325Aby mi trochę sprzyjał na początek.
Na przykład, zróbmy votum z przywiązania
Do mego pana… ot i lżej na sercu…
A teraz niech tę celę biorą diabli
Już niepotrzebna mi — niechaj się pali!
Podkłada ogień pod ściany i z zapalającej się celi wychodzi.
SCENA III
Sala w Rzymskiej Wieży.
Lech i Gwinona wchodzą.
330Cóż robić z tymi ludźmi żelaznymi?
Ulec mi nie chcą. — Cóż robić, Gwinono?
GWINONA
Rada jest moja, zbyć się ich na zawsze.
LECH
GWINONA
Znów się wzdrygasz, mężu,
335I w czynach boisz się ostateczności.
Dwa razy przez tę naturę kobiecą
Straciłeś kraje już podbite prawie;
Rycerzy ledwo ci zostaje garstka.
Ty zawsze ufasz w szczęście i fortunę
340I w tę gorącość krwi, co ciebie rzuca
W niebezpieczeństwa: a nie myślisz o tym,
Że mamy dzieci, które pójdą z torbą
I miecz ojcowski sprzedadzą za szeląg,
Jeśli ich w życiu nie postanowimy
[36]
345 Na dobrze, stale zbudowanym tronie.
LECH
GWINONA
Patrz na brata Czecha:
Jemu się także ty oszukać dałeś,
Toteż postąpił z tobą jak z dzieciną:
350Sam zabrał kraje we dwóch pokonane,
A ciebie wysłał aż w północne lody.
Cóż, moja frygo
[37] z rozpalonej stali,
Kto cię pokręci, choć dłoń sobie sparzy,
Kontent
[38], bo ty się kręcisz za to długo.
LECH
355Widzę to czasem, że mnie oszukują.
GWINONA
Kto z boku patrzy, ten to widzi zawsze.
LECH
Cóż ty ze starym zamyślasz Derwidem?
GWINONA
Co? Zdaj to na mnie, sam idź do sokołów,
Ty dobry w boju i na polowaniu:
360Ale gdy trzeba robić to, co nudzi
[39],
To się ty wzdrygasz. Ty masz lwią naturę.
Albo spać… albo krew pić lubisz ciepłą.
LECH
GWINONA
Cóż, mój tygrysie!
365Dajże na moją już odpowiedzialność
Tych jeńców… jeśli zrobię źle, wyłajesz.
Lech daje znak, że zezwala, i wychodzi.
Gryf, przyprowadź mi tutaj Derwida.
Jeszcze mu z ręki harfy nie wydarto!
370Wy się boicie wszyscy tego starca.
Przystępuje do Derwida i chce mu harfę wyrwać. Derwid podnosi harfę, jakby
nią chciał uderzyć.
DERWID
GWINONA
O! widzicie! on mię chciał uderzyć.
Nie zabijajcie go — ja z nim pomówię.
Człowieku! chcesz ty mnie nauczyć czarów?
375Słyszałam, że ty masz w tej harfie ducha,
Który zgaduje przyszłość, czy to prawda?
DERWID
Mam w harfie ducha, co zgaduje przyszłość.
GWINONA
Każ mu wystąpić, niechaj go zobaczę.
DERWID
Póki ja żyję, ten duch w harfie będzie.
GWINONA
DERWID
GWINONA
Ja mogę ciebie dziś pozbawić życia.
Ja tego ducha widzieć chcę. Rycerze
Przynieście jemu pić, niech się ożywi.
385do Derwida
Ty mi wywołasz z harfy tego ducha,
Inaczej, klnę się na Hekatę
[40] i trzy
Starki
[41], co w piekle krwawymi nożami
Nić przecinają ludzkiego żywota,
390Że zginiesz.
DERWID
DumaNigdy! o! nigdy, piekielna!
Ty nie usłyszysz pieśni niewolnika,
Nigdy ta ręka od łańcuchów sina
Strun się nie dotknie! Nigdy moje oczy
395Łez nie wyleją, póki te łzy moje
Mogą posłużyć wam na wywołanie
Z ust okrwawionych serdecznego śmiechu.
O! nie — nigdy wy z króla niewolnika
Nie uczynicie służalca harfiarza.
400Ta pieśń, co do krwi pędziła rycerze
I w miecze kładła dusze nieśmiertelne,
I wścieklizną swą ducha ojczystego
Dawała mieczom ząb, co gryzł wam kości
I truł wam rany, nie zabrzmi w niewoli.
405Możecie wy tę harfę wziąć i rzucić
W ogień i ogrzać przy niej ręce wasze,
I wasze trupie twarze rozczerwienić;
Możecie spalić ją, ale nie zgwałcić.
O! spróbuj! połóż twe palce na strunach,
410Czy wywołają z nich co więcej, niż dźwięk
Śmieszący ludzi? — I ty myślisz, że ja,
Gdy na mym sercu położysz twe szpony,
Poddam się palcom targającym żyły
I z mego jęku zrobię pieśń? — O! jędzo!
415Ty myślisz, że ja, gdy dziś jeszcze z góry
Widziałem lud mój, co jak jeden człowiek,
O! nie, jak jeden trup leżał na polu,
Myślisz, że takim okropnym widokiem
Rozhartowany będę i pokorny?
420Sprobuj, czy ze mnie co więcej wyciśniesz
Nad krew, co będzie przeciw tobie świadczyć
Przed mymi ludy. — Nie, ja nie mam ludu!…
Lecz po narodach już wymordowanych
Jeszcze zostaje jakaś moc, przed którą
425Ty musisz bladnąć, i ciągle twe lica
Strupiałe nową krwią farbować musisz:
Weźże krew moją do twej gotowalni
[42],
Czarna kobieto, i co dnia jagody
[43]
Czerwień krwią moją, aby cię mąż kochał
430I nie zobaczył, że masz krew zieloną.
GWINONA
DERWID
Nie jeszcze! nie jeszcze!
Ja czuję w sercu jakąś moc zabójczą,
Która mym słowom da moc zabijania
435I ciebie mi tu da za niewolnicę,
I z twego trupa mnie pokonanemu
Tron nowy zrobi. Stój tu! Ja ci łono
Osuszę, piersi napełnię popiołem,
440Była kobietą — gorzej niż to wszystko,
Bo bym ci oczy twe napełnił łzami,
Opowiadając ci moje nieszczęście —
Ale ty jesteś nie z tych, które płaczą.
Ciebie zabijać trzeba przekleństwami;
445I piekło całe zakląć przeciw tobie,
Ażeby piekło całe było w tobie.
GWINONA
Ten starzec śmierci chce. Wydrzeć mu oczy.
DERWID
Czekaj, niech jeszcze raz spojrzę na ciebie
Tymi oczyma, co będą wydarte.
GWINONA
DERWID
Przez oczy moje wyłupione
Niechaj na ciebie patrzy Bóg.
Żołnierze wyprowadzają Derwida.
GWINONA
To dziwnie.
Te oczy siwe ze srebrnymi rzęsy
455Serce mi do krwi ugryzły… Mój Gryfie,
Zawołaj mi tu Kraka i Arfona,
Niech się z tą złotą harfą przyjdą bawić.
A najmłodszemu Gwinonkowi zanieść
Oczy wydarte, niech z nimi poigra.
Wchodzi Święty Gwalbert. — Lilla Weneda.
ŚWIĘTY GWALBERT
460Czy tu znajome jest Chrystusa imię?
GWINONA
Cóż to za człowiek? czemu tu wpuszczony?
ŚWIĘTY GWALBEET
Straż twoja cudem pokonana drzemie.
GWINONA
Ty jak Hekate masz księżyc czerwony
Na siwych włosach. — Co to jest za człowiek?
ŚWIĘTY GWALBERT
465
I światło niosę dla duszy słoneczne,
Ja ludziom biednym daję życie wieczne.
Ktokolwiek jesteś, schyl przede mną głowę.
GWINONA
LILLA WENEDA
do świętego Gwalberta
ŚWIĘTY GWALBERT
Przyszedłem tutaj w imię Boga mego
O pognębionych ludzi się upomnieć.
Oto jest córka króla tej krainy,
Która ma braci i ojca w niewoli,
475I przyszła prosić za nimi.
LILLA WENEDA
O! pani,
Ja przyszłam prosić za ojcem i braćmi.
Nie patrz ty na mnie srogo — ja pokorna
Ja przyszłam twoje nogi rosić łzami,
480Ja będę za to twoją sługą; będę
Płótno twe bielić, twoje krowy doić,
PtakTwe szpaki takich nauczę wyrazów,
Że w dzień i w nocy będą dziękowały
Za moich braci, za mojego ojca.
485
W których się będziesz ty widziała piękną,
Wesołą, dobrą i pełną litości;
I sama siebie widząc, będziesz kochać;
A ja cię więcej jeszcze będę kochać,
490Niż się ty możesz kochać sama siebie.
GWINONA
LILLA WENEDA
O! nie mów! o! nie mów!
Ja tu leciałam jak gołąb do dzieci.
I gdyby nie ten stary człowiek, pani,
495Już bym tu była dawno zawieszona
Na szyi mego ojca. — Gdzie mój ojciec?
Derwid wchodzi z wyłupionymi oczyma i podnosi ręce nad Lillą Wenedą.
DERWID
Puśćcie mnie! krwią chcę ją widzieć i mózgiem.
Ona tu musi być. Tu, tu ją widzę —
O! bądź przeklęta!
LILLA WENEDA
DERWID
Co? To głos mojej córki, o! niebiosa!
Ja córki mojej nie widzę!
LILLA WENEDA
Mój ojcze,
Tobie wydarto oczy! — Czy zupełnie?
505Czy ty zupełnie mnie nie widzisz, ojcze?
Poczekaj, krew ci obetrę włosami,
I nigdy moich włosów nie obmyję;
Lecz je rozpuszczę do ziemi czerwone,
I w tej koszuli okropnej uklęknę
510Skarżyć się Bogu. Ojcze nieszczęśliwy!
O! srodzy ludzie! o! ludzie okrutni!
Pani! ty jesteś niewinna? co — prawda?
Tego nie mogła uczynić kobieta?
Ty sama teraz cierpisz! — o! na Boga,
515Dajże mi teraz, pani, tego starca!
Wszakże ty widzisz, że on nie ma oczu,
Tylko te biedne moje dwie źrenice,
Które łez pełne. O! dajże mi teraz
Mego ślepego ojca!
DERWID
520Mój słowiku,
Cicho bądź! jędzy tej nie ruszaj.
do Gwinony
A ty,
Wściekła kobieto! jeśli cię ten widok
525Ślepego starca i córki, co widzi
Czerwone ojca swego oślepienie,
Dręczy, jeśli cię dręczy ta męczarnia? —
A musi dręczyć, bo cóż ty zdobyłaś
Tym okrucieństwem prócz kilku perełek,
530Co z oczu mojej córki upadają,
I kilku tych łez okropnych, co ciekną
Z mej próżnej czaszki? — Więc jeśli cię dręczy
Ta niemoc twoja, ta bezsilność twoja —
Sprobuj, czy moja cię śmierć nie uleczy
535I tygrysiego serca nie nakarmi.
GWINONA
Pamiętaj, że ja mam cię zabić władzę.
LILLA WENEDA
Okrutna pani! nie, ty nie masz władzy!
O! nie, ty nie masz w sobie takiej władzy!
Ja ci powiadam z głębi rozdartego
540Serca, że nie masz nad nim władzy żadnej.
Wymyśl trzy razy śmierć najokropniejszą —
Trzy razy wszystko wymyślisz na próżno.
do świętego Gwalberta
Nieprawdaż, starcze, że matka Chrystusa
545Będzie mnie bronić razem z aniołami
I da zwycięstwo nad tą dumną, krwawą?
Trzy razy będę ojca zbawicielką,
A ty się spłonisz, żeś taka bezsilna
Przeciw rozpaczy mojej ostatecznej.
GWINONA
550Dziwne wyzwanie! słyszeliście wszyscy,
Ta mnie dziewczyna wyzywa. — Już miałam
Oddać ci ojca, bo ten łachman stary
Stał mi się wcale niepotrzebny; teraz
O niego będą toczyć się turnieje.
555Gryfie, weź starca, za włos jego siwy
Uwieś na drzewie, niech słońce go pali
I dziobią kruki; dla większej męczarni,
Niech końcem stopy ziemi się dotyka.
LILLA WENEDA
Gdzie król? ja pójdę do króla ze skargą.
GWINONA
ŚWIĘTY GWALBERT
Klątwa Boga na tym krwawym domie
[45].
Wychodzą.
CHÓR DWUNASTU HARFIARZY
Oczy wydarto staremu królowi,
Pęka się córki bursztynowe serce,
A w naszą starą kość strach idzie mrowi,
565Lecz nie lejemy łez, bo ci morderce
[46]
Gotowi ludom rzec: zwycięstwo nasze!
Zwątpił o sobie lud! Harfiarze płaczą!
Niech spojrzy w piersi wróg, niech patrzy w czasze,
Czasze nalane krwią, serca rozpaczą,
570Z ust się wydziera krzyk o zemstę Boga,
Czekamy wszyscy, drżąc, na piorun z chmur —
A kiedy milczy niebo — śpiewa chór.
A kiedy śpiewa chór — drzy
[47] serce wroga!
AKT II
SCENA I
Pobojowisko, noc.
Roza Weneda w głębi pali koście rycerzy i śpiewa.
Ślaz wchodzi.
ŚLAZ
575Gdyby się spytał kto tych wszystkich durniów,
Dlaczego teraz się nie mogą ruszyć?
Jeden odpowie: „Brak mi kawałeczek
Serca” — a drugi: „Mam strzałkę maleńką
W mym pacierzowym ogonie”; — i każdy
580Miałby wymówkę — ze mną tak nie będzie.
Nie, ja do śmierci chcę żyć, a po śmierci
Będzie, jak Bóg chce i jak chce pan Gwalbert. —
Cóż to za wiedźma przed stosem z płomieni
Trupich piszczeli ogniem oświecona?
ROZA WENEDA
585Czar się nie robi, tu jest człowiek żywy.
ŚLAZ
Jezu Maryja! Gotowa mnie zabić.
ROZA WENEDA
ŚLAZ
ROZA WENEDA
ŚLAZ
590Wszędzie, gdzie każesz waćpani.
ROZA WENEDA
Ja wiem, czym jesteś… ty będziesz zabójcą.
Mam tutaj sztylet.
ŚLAZ
ROZA WENEDA
Przed tobą płynie krwi bolesnej rzeka,
595Z tych trupów cieknie i płynie.
Za tą wodą dom człowieka,
Ten człowiek zginie;
Życie jest jego dla mnie jak psa życie.
Ty go zabić powinien.
ŚLAZ
ROZA WENEDA
O świcie
Go zabijesz, idziesz po to.
Słuchaj! — jesteś złodziejem…
ŚLAZ
ROZA WENEDA
605I złotą
Harfę ukradniesz mego ojca.
ŚLAZ
ROZA WENEDA
I słuchaj, jeśli z bolu harfa jęknie,
Jeżeli jęknie, ojcu mojemu kradziona:
610Ty ją utulisz w płaczu jak dziecko — i skona
Ojciec mój — ale harfa zwycięży narody!
Pamiętaj!
ŚLAZ
ROZA WENEDA
Lub z głazem do wody
615Rzuć się i toń, bo serce ci wydrę i oczy.
Oddala się w głąb do płomieni.
ŚLAZ
Rozumiem, ukraść harfę i zabić człowieka.
A to mi wcale
[48] piękna awantura!
Wylazła z trupów i z płomienia mara
I mówi do mnie: „Ślazie, jesteś zbójcą”.
620Dziękuję pani, że tak dobrze trzymasz
[49]
O mojej cnocie. — A do mnie ta znowu:
„Mój mości Ślazie, waść jesteś złodziejem”. —
Chciałem ją za to w pysk, a ona w ogień
Jak Salamandra; szukajże z nią ładu!
625Gdyby przynajmniej była powiedziała
[50],
Czy mnie powieszą, jak będę złodziejem?
Co teraz robić?… Widzę tam na górze
W złocistej zbroi nieboszczyka — pójdę,
Obedrę zbroję i na siebie włożę,
630Może cokolwiek znajdę w niej odwagi.
Wychodzi.
ROZA WENEDA
śpiewa
Trzaska w płomieniach kość,
W czaszkach się warzy mózg,
Tu kwiatów będzie dość
I lilijowych rózg
Z kwiatami o! z białymi kwiatami…
O! o! — o! o!
Trupy moje! Trupy moje! Bóg z wami!
Ja palę trupy wciąż.
Tu mój kochanek był,
Do czaszki przylazł wąż,
I krew mu z oczu pił,
I do czaszki wlazł krwawymi ustami.
O! o! — o! o!
Trupy moje! Trupy moje! Bóg z wami!
Oddala się — płomienie gasną.
ŚLAZ
wchodzi w zbroi — sam
Otóż ubrany jestem jak na święto.
Ta wiedźma wrzeszczy tu na całe gardło,
A tu są ludzie, co chcą spać: na przykład
Ten obywatel, co mi dał tę zbroję
635Chciał spać, musiałem dobić nieboraka
Ergo ta wiedźma powiedziała prawdę;
Bo jeśli dobić żyć niemogącego,
Znaczy to samo, co odebrać życie,
Więc ja zabiłem… nie — tylko dobiłem.
640Gdzież w przykazaniach boskich: „Nie dobijaj”?
A gdyby nawet było w przykazaniach,
To ja nie wierzę w boskie przykazania
I tak… a jeszcze na moją obronę
Mógłbym przytoczyć, że mnie ten nieboszczyk
645Prosił, abym go zrobił nieboszczykiem…
Tymi wyrazy
[51]: „Widzisz tu Salmona
Z połamanymi kościami — więc dobij!”
Więc ja dobiłem go i rzecz skończona. —
A teraz pójdę w tej zbroi do Lecha;
650I będę, jakbym przywędrował z Lechem,
Służyć u Lecha i zwać się ślachcicem.
Wychodzi.
SCENA II
Sala w zamku Lecha.
Lech i Sygoń.
LECH
Więc ty widziałeś, jak mój Salmon zginął?
Opowiedz jego śmierć.
SYGOŃ
655Za ostatnimi Wenedy
[52] puściłeś
Na czarnym koniu, Salmon twój kochany,
Ujrzawszy wzgórze, na którym dwunastu
Stało Derwidów, z harfami złotymi,
Tak, że z tych starców i z harf pagórkowi
660Była korona, rzucił się z dobytym
Mieczem na owo wzgórze Salmon młody
I nie znajdując żadnego oporu,
Króla Derwida wziął za siwą brodę
I ciągnął z tronu kamiennego gwałtem.
665Gdy oto nagle — harf złotych dwanaście,
Jako dwanaście siekier podniesionych,
Na hełm Salmona spadło… a jam słyszał
Jęk tego hełmu i jęk harf dwunastu…
Przybiegłem… wzgórze całe było puste,
670A na nim leżał cicho trup Salmona.
LECH
Na Boga! Każda z tych harf mi odpowie
Życiem za życie mojego rycerza.
SYGOŃ
Już się królowa zemściła na królu.
LECH
SYGOŃ
675Kazała mu wyłupić oczy.
LECH
Psy! psy! psy! — zabić harfami rycerza.
Chciałbym ten kielich cały krwią napełnić…
Rycerz rozbity jak garnek, nie bronią,
680Ale harfami! — pfu! — zgroza. Sygonie,
Gdyby mi kiedy taka śmierć groziła,
Utnij mi głowę, zrąb mi głowę z karku.
Wchodzi LILLA WENEDA.
Cóż to za biała jakaś Wenedzianka?
SYGOŃ
LECH
Tego starca,
Który mi zabił Salmona?
SYGOŃ
LECH
Czegoż ode mnie ona chce?
LILLA WENEDA
LECH
Właśnie mi teraz z litości wystygło
Serce; twój ojciec jest mi jak wąż sprośny.
Młodocianego mi zabił rycerza.
LILLA WENEDA
Więc nie litośny bądź, lecz sprawiedliwy.
695Ty ojcu memu zabiłeś tysiące
Młodych rycerzy i przyjacioł starych;
A żona twoja mu nie zostawiła
Oczu, by płakał nad swoją niedolą.
Wyście mu wszystko wydarli! Ach, wszystko!
700Nawet pociechę, którą ma płaczący,
Przez ołzawione oczy widzieć niebo
Lub twarz człowieka, który nad nim płacze,
Lub lice córki, co chce być wesołą
I twarz umila nadziei promieniem.
705O! panie, wszystkoście mu już wydarli!
Wszystko, prócz serca córki nieszczęśliwej.
Idź, Lechu — obacz go — a będziesz płakał!
Idź, Lechu! — on tam na twoim dziedzińcu
Za siwe, święte włosy przywiązany —
710Głodny mój ojciec! cierpiący mój ojciec!
Idź, Lechu! obacz, co oni zrobili
Z moim nieszczęsnym ojcem — ty masz oczy:
Więc idź i obacz… a jeśli ty, Lechu,
Na taki widok nie będziesz litośnym,
715To chyba jesteś, Lechu, nie człowiekiem.
LECH
Sygonie, moja Gwinona się biesi,
Ona tu miarę przebrała.
LILLA WENEDA
O! panie,
720Do okrucieństwa zaprawia twe dzieci,
Ojca mojego im nazywa królem,
A to maleństwo za matką świegoce:
«Król, król» i w mego ojca oczy puste
Niegodziwymi rzuca kamyczkami.
725O! idź ty, Lechu, i obacz tę zgrozę!
O! idź ty, Lechu, i skarż tę kobietę!
Ona ci psuje, Lechu, twoje dziatki,
Z tych dziatek będą potem królobójce,
Ty będziesz się bał, gdy cię nazwą królem.
730Tak jak zwą dzisiaj ojca mego królem;
«Król, król», jak kawki świegocą. O! Lechu,
Idź sam i obacz…
LECH
Wszak nie ma w tym grzechu,
Sygonie, mojej miłej podciąć skrzydeł…
Wychodzą.
LILLA WENEDA
735On mi uwolni ojca z rąk straszydeł…
Wychodzi.
SCENA III
Dziedziniec zamkowy.
Na jednej z bocznych ścian widać cień przywiązanego Derwida do gałęzi dębu. — Na przedzie sceny Gwinona, Krak i Arfon.
KRAK
Mamo, ja nie chcę więcej tego starca
Bić kamykami. On się już nie rusza.
GWINONA
Krak, jak wyrośniesz, będzie z ciebie baba.
KRAK
Nie, mój braciszek Arfon będzie babą,
740A ja rycerzem sławnym jak mój papa.
GWINONA
PrzemocChcesz być rycerzem? A kiedym kazała
Wziąść
[53] łuk i trafić w serce tego starca,
To skowytałeś jak psiątko: — «Nie mamo,
Nie, ja żałuję dobrego staruszka».
745Wstydź się, czyżykiem jesteś, nie chłopakiem.
KRAK
Cóż ten staruszek zrobił tobie, Gwina?
GWINONA
Co? nie pamiętasz już, Kraku, Salmona?
Salmona, co cię nieraz na rumaku
Sadzał i uczył harcować… ten stary
750Zabił Salmona, Salmon już nie wróci.
KRAK
GWINONA
A widzisz?
Już rączki ściskasz w kułak
[54], jużeś
[55] gniewny…
Arfonie, daj łuk braciszkowi — daj mu.
755On lepiej strzela niż ty.
ARFON
Idź, baw się z harfą, daj łuk braciszkowi.
dając Krakowi łuk
Na
[56], i mierz w serce, w serce — wiesz, gdzie serce?
KRAK
760Wiem, mamo, bo mi teraz głośno puka.
Mierzy z łuku w stronę, gdzie się znajduje męczony Derwid…
Wchodzi Lech, Sygoń i Lilla Weneda.
LILLA WENEDA
O! widzisz, panie, chcą mi zabić ojca.
LECH
Gwinona, każ mu spuścić łuk, na Boga!
Bo go tu zetnę szablą jak makówkę.
Cóż to?… czy ojciec jest tu u was niczym?
765Spuść łuk! bo łebek ci ukręcę — spuść łuk!
GWINONA
Spuść łuk, mój Kraku, papa tobie każe. —
Cóż to tak gniewny, mój człowieku? cóż to?
LECH
Mam się nie gniewać? ja mam się nie gniewać,
Kiedy tu widzę moje własne dzieci
770Urągające z niedoli królewskiej,
Jedzące mięso jak orlątka młode?
Cóż to? Czy moje dzieci są chowane
Jak psy rzeźnika? — precz mi stąd, szczeniaki!
Dzieci odchodzą.
775Gwinona, dosyć już tych okropności.
Każ tego starca odwiązać.
GWINONA
Ty panem,
Każ go odwiązać.
LECH
GWINONA
780O! dzień przeklęty, kiedym ja się dała
Uwieść przez ciebie z islandzkiego brzegu,
Abym tu była teraz niewolnicą
Twojego gniewu i niestałej żądzy.
Lepiej mi było morze rozhukane
785Poślubić albo wulkan płomienisty,
Lub zostać Niksów
[57] albo Farfadetów
[58]
Małżonką: lepiej, o! lepiej sto razy,
Niż teraz za mym ubogim rycerzem
Przez świat wędrować i znosić obelgi,
790I nie być pewną dnia, że mąż mię kocha.
Bo jakże kocha mnie ten lew ryczący?
Serce mi ciągle gryząc albo głaszcząc
Dłonią żelazną — jakże mi pochlebia?
Z rana pochlebia, a wieczorem karci.
795Jakże mi wierną miłość wynagradza?
Co mi da z rana, odbierze wieczorem;
Tak, że ja nie wiem, żoną ja czy sługą
Jestem u niego? miłą mu czy gorżką?
Szlachetną w jego myśli? albo podłą?
800O! jeśli tak ma być zawsze, o! Lechu!
To mię odegnaj i ja pójdę bosa
W te ciemne lasy wilkom i niedźwiedziom
Pochlebiać, łasić się, prosić o litość. —
Wstydzisz się; nic mi już nie odpowiadasz?
805Bo ty szlachetny i wiesz, że ja mam słuszność.
Dzisiaj mi dałeś w moc tego Derwida,
Pierwszy raz rzekłam: «On mi przecież ufa!»
A teraz muszę znów wyjść z omamienia.
Chodźcie tu wszyscy! patrzcie, jak Lech rycerz
810Żonie danego dotrzymuje słowa.
Ja w słowie jego zaufana święcie
Na jego słowo dałam moje słowo:
Teraz on swoje święte słowo łamie;
A ja się muszę oszkalować sama
815I zaprzysiężeń moich nie dotrzymać…
Chodź tu, dziewczyno! wyzwałaś mnie dzisiaj
Na zakład, że trzy razy ojca twego
Wyrwiesz od śmierci — a ja ci przyrzekłam,
Że twego ojca oddam ci, jeżeli
820Trzy razy śmierci go wyrwiesz okropnej.
O! łatwo zakład ci wygrać z królową,
O której honor nie dba mąż i rycerz.
Ciesz się więc. — A ty, Lechu, tej dzieweczki
Zdrowie pić będziesz moją krwią — ty znasz mnie!
825Islandzką jestem królewną, pamiętaj!
Do obelg takich nieprzyzwyczajona.
Chce odchodzić.
LECH
GWINONA
LECH
GWINONA
830Jak mnie nie będzie, każesz z moich włosów
Porobić struny do twej harfy złotej
I starzec ci ten będzie o mej śmierci
Grał — albo wicher islandzki przyleci
Z ojczystej mojej ziemi i na strunach
835Położy usta przekleństwem wyjące.
LECH
Zanadto jesteś teraz rozżalona,
Mówić nie można z tobą.
Chce odchodzić.
LILLA WENEDA
zatrzymując go
LECH
Czego ode mnie chce ta wiedźma? wszyscy
840Przeciwko mnie są.
LILLA WENEDA
LECH
Twój ojciec na śmierć zasłużył sto razy.
Niechaj rycerze go dokończą — i niech
Więcej nie słyszę o nim.
LILLA WENEDA
845Ach! okrutny!
Słuchajże teraz mnie, straszny człowieku!
Słuchajże teraz mnie, ty pani krwawa!
Ja tu wynajdę, aby wam nakarmić
Zemsty łaknące serca, taki sposób,
850Taką wam straszną rzecz wynajdę myślą,
Taką rzecz powiem, że wy struchlejecie
Na samą pierwszą myśl tej okropności.
Słuchajcie tylko! słuchajcie! Ten starzec
Ma dzieci — dzieci te u was w niewoli,
855Dwóch macie synów tego starca w rękach:
Otóż wybierzcie z nich którego losem,
Dajcie mu w ręce topór wyostrzony,
Niech o sto kroków stanie i toporem
Rzuci na ojca — co? czy pozwalacie?
GWINONA
LILLA WENEDA
Lecz, królu! lecz, królu!
Jeżeli brat mój, rzuciwszy toporem
Starcowi tylko włos ustrzyże siwy:
O! patrzaj… ten włos, co tak przezroczysty
865Jak blady gwiazdy błękitnej ogonek,
Pomiędzy drzewem a starego głową:
Jeżeli ten włos tylko mu ustrzyże,
To więźnie będą wolni — czy przyrzekasz?
LECH
Ów, co rzecz taką zrobi, będzie wolnym.
LILLA WENEDA
LECH
LILLA WENEDA
GWINONA
Ojciec
Do mnie należy — zbaw go tak trzy razy,
875A będzie wolnym.
LILLA WENEDA
Ach! czyliż nie dosyć
Raz tylko ojca tak zbawić, królowo?
Wchodzi Lelum i Polelum. Oba łańcuchem złączeni, tak że prawa pierwszego ręka do lewej ręki Polelum przykuta.
GWINONA
Otoż są więźnie; mów, czy się podejmą?
Ty, siostra, srogi targ zrobiłaś za nich.
LILLA WENEDA
880O! mówcie do nich wy… ja cała drżąca.
LECH
Jest wieść, że celnie rzucacie toporem.
Jeśli z was który o sto kroków rzuci
Topór na ojca i tak weń wymierzy,
Że wiszącemu na drzewie za włosy
885Starcowi tylko włos ustrzyże siwy:
To będzie wolny razem ze swym bratem.
LILLA WENEDA
Nie zechcą! oni nie zechcą! — Polelum
Jedyny to jest dla ojca ratunek,
Ojciec, na drzewie powieszony, skona,
890Jeść mu nie dano ani pić — on skona!
On was nie widzi — wydarto mu oczy.
Jeżeli topór mu roztrzaska głowę,
Nie będzie widział, że to syn tak rzucił.
On śmierci swojej przed śmiercią nie ujrzy,
895Jeżeli umrze… o śmierć nielitośną
Swego własnego syna nie posądzi..
Polelum… topór weź. Ojciec nie widzi.
Weź, tylko śmiało.
POLELUM
LILLA WENEDA
POLELUM
LECH
Psie! ty godzisz we mnie.
POLELUM
Mówisz, że trzeba godzić w mego ojca?
LECH
Zgnijesz w kajdanach, jeśli nie posłuchasz.
Polelum rzuca topór na ziemię.
905Bracie, na próżno targasz się w łańcuchu,
Niewolnikami jesteśmy, Polelum.
Pomyśl — ty dobrze władasz tym żelazem.
Gdyby nie serce w tobie, to byś trafił;
Więc zatruj serce na chwilę i pomyśl,
910Że to nie w ojca włos uderzyć trzeba,
Lecz w łona ludzi tych, co będą czuli
Hańbę ze swego zwycięstwa nad nami…
Polelum! Podnieś ten topór okropny;
Przykuty do mnie za twą lewą rękę
915Tyś niewolnikiem mojej ręki prawej.
Ty cały jesteś moją ręką prawą:
Ty będziesz rzucał, a ja będę cierpiał. —
Mamyż na wieki i my, i nasz ojciec
Już pokonani być dolą i nigdy,
920Nigdy tym krwawym ludziom nie pokazać,
Co wreszcie
[59] może rozpacz niewolnika?
Polelum! zemsty! — Ja skonam w więzieniu…
Mnie trzeba słońca… tobie zemsty trzeba.
Ach! bądź odważny.
POLELUM
925O! bogi piekielne!
Z jednej mi strony brat cierpiący kona —
Tam ojciec nędzny — tu mi dają topór —
Co robić?
LILLA WENEDA
O! mój Polelum! o bracie!
930Zbawisz nas wszystkich.
POLELUM
Daj topór. O! Boże!
Odwróćcie oczy, abym ja nie widział
Na waszych bladych twarzach przerażenia. —
Więc trzeba włosy te odciąć — te włosy —
935Te siwe włosy? — Nie patrzcie wy na mnie,
Bo mi się oczy łzami ćmią. Okropnie!
OkoCzy wy jesteście pewni, że mnie ojciec
Nie widzi? — tylko czy jesteście pewni?
LILLA WENEDA
POLELUM
940Przez błyśnięcie
Mego topora utraciłby oczy,
Gdyby mu ludzie oczu nie wydarli.
Ach, dosyć było taką rzecz wymyśleć,
A starzec by sam sobie wydarł oczy,
945Aby nie patrzał na zabójcę syna.
O! do czegóż ty przyprowadzasz, Boże,
Człeka, co stracił ojczyznę! — O! patrzcie,
Ażeby teraz wyratować brata
Muszę być ojca mego męczennikiem.
950Siostra mnie własna o zabójstwo prosi,
Ludzie z boleści mojej urągają.
O! przyjdź, godzino zemsty albo śmierci!
GWINONA
Cóż to, więc nie masz odwagi?
POLELUM
Bezczelna!
955Ja się odwagi mojej własnej boję. —
Prowadźcie mnie tam, skąd mam rzucać topór.
O tym ciśnięciu straszliwym Weneda
Będzie wam śnić się…
Prowadzą okutych razem braci na metę rzutu — zasłona spada.
CHÓR DWUNASTU HARFIARZY
Niestety! niestety!
960Gdzie sprawiedliwość boska? Gdzie pioruny?
Syn na własnego ojca topór rzuca,
Niebo się całe ćmi krwawymi łuny,
Błyskawicowych chmur rzygnęły płuca
Piorunów deszcz okropny… świat się wzdryga!
965Cóż będzie, jeśli topór w czaszce jęknie?
Topór, co w drżącej ręce syna miga:
O! synu! serce twe z boleści pęknie,
O! córko, ojca twego krew cię splami!
O! biada wam! o! biada, niewolnicy!
970Mięsza się wasza krew z waszymi łzami,
Serca dajecie krew pod dziób orlicy,
Ona wyścieła gniazdo waszymi włosami.
O! niewolnicy!
Zemsta! zemsta! dopóki serce bije, zemsta!
AKT III
SCENA I
Sala w zamku Lecha.
Lech i Sygoń.
LECH
975Poznałeś teraz Wenedów, Sygonie?
Wiesz, jak ciskają od oka toporem?
W uszach mi dzwoni okropne żelazo;
Ażem był jęknął trwogą zadławiony,
Gdy nad Derwida głową zobaczyłem
980Drzazgi z żelaza rozsypane skrami.
Jużem się lękał, że w topora jęku
Zarąbanego starca jęk usłyszę:
Lecz nie, wyciągnął ręce i od drzewa
Jak widmo, z włosem równo odrąbanym,
985Odstał; krwawymi łzami zapłakany,
Z obliczem pełnym boskiego uśmiechu…
Ach! czyn Weneda taki musi przeżyć
Nasze mogiły. — Czy wiesz co, Sygonie?
Stań mi pod drzewem, stań mi tak na celu;
990Niechaj na twoich włosach zaprobuję
Oka i miecza!
SYGOŃ
LECH
Ty łysy, prawda, to sęk! lecz ja muszę
Niedźwiedziom wydrzeć sławę pozyskaną;
995Dziś spać nie mogłem; a kiedy nad rankiem
Zamknąłem oczy, to widmo Salmona
Jawiło mi się i mówiło do mnie
Samymi tylko urągowiskami.
Słychać trąbkę rycerską.
1000Cóż to? czy słyszysz? słyszysz róg Salmona?
To Salmon trąbi przed zamkową bramą.
Jakże — mówiłeś mi, że Salmon zginął?
SYGOŃ
Klnę się na Boga, żem go widział trupem.
LECH
Ale to Salmon, patrz, stoi przed bramą.
SYGOŃ
1005Ten mi się rycerz zdaje trochę chudszy.
LECH
Stare masz oczy — nie poznajesz zbroi?
To Salmon — o! mój Salmon! — Chodź, to Salmon!
Wychodzą.
SCENA II
Sala taż sama.
GWINONA
wchodzi.
Co słyszę? Salmon zatrąbił. — O! Boże!
Gdy ja tortury straszne wymyśliłam,
1010Aby się pomścić za niego — on żyje.
Także to pewna, że serce przywyka
Do konieczności, choć najokropniejszej,
I z jakiejkolwiek bądź rozpaczy — nie chce
Powracać w przeszłą radość i z trupami
1015Powróconymi znów się zapoznawać;
Przez zmarłych miejsca, gdy raz już są puste,
Muszą pozostać tak, dla niezmienienia
Naszych nadziei, które jak pająki
1020Wnet zarabiają sieć, gdzie los przeleciał,
By w niej nie widzieć pustki i rozdarcia.
Zaczęłam się mścić za niego — on wraca.
Zemsta bez celu jest i bez przyczyny —
A już jest rzeczą zaczętą. Więc znowu
1025Do mego serca miłości nieczystej
Wraca gorący wąż na dawne miejsce,
I na wystygłe miejsce znów powraca.
Trzeba więc wszystko rozpocząć na nowo
I nigdy nie być pewną końca, nigdy!
Lech, Ślaz w zbroi, wniesiony na rękach rycerzy, Sygoń.
SYGOŃ
1030Salmon! niech żyje Salmon!
LECH
O! Gwinona!
Witajże ty go — przynieście puchary.
Kto dziś nie pije, z tym ja dojdę ładu. —
KłamstwoJakżeś, Salmonie mój, uniknął śmierci?
ŚLAZ
1035Zaraz opowiem, tylko mnie postawcie
Na moje nogi, na me własne nogi.
Tak, jestem Salmon, Salmon bez wątpienia,
Zaczarowany Salmon, lepszy Salmon
Niż tamten Salmon niezaczarowany;
1040Jestem Salmona dusza w innym ciele.
LECH
Odsłońże hełmu, niechaj cię zobaczę.
ŚLAZ
O ba! — mój także hełm zaczarowany,
Jakem się zamknął w nim, tak dotąd siedzę…
Przeklęta klatka!
LECH
ŚLAZ
Niech zginę,
Jeżeli kłamię. Nie ja w hełmie chodzę,
Ale hełm ze mną włóczy się po świecie
I będzie trzymał, aż mu się spodoba
1050Uwolnić moją głowę, aby jadła.
Ten hełm jeść nie chce i ust nie otwiera;
Przeklęta, diabła machina, panowie,
Na ogłodzenie człowieka.
GWINONA
Rycerze!
1055Zrąbcie mu głowę z karku, to nie Salmon.
ŚLAZ
Przysięgam! mości panowie, ja Salmon.
GWINONA
Salmon zabity był wczora.
ŚLAZ
Ja wczora
Byłem zabity, do śmierci zabity. —
1060Nie dobywajcie mieczów, mospanowie,
Bo jak mnie teraz zabijecie, to już
Gotówem
[60] nigdy nie żyć. Zabijanie
To na raz sztuka; raz mi się udało,
Drugi raz może mi się już nie uda
1065Chodzić po śmierci.
LECH
ŚLAZ
Schowajcie miecze, a powiem, czym jestem.
LECH
Jeśliś nie Salmon, to śmierć!
ŚLAZ
LECH
ŚLAZ
Otóż to jest sztuka
Mówić jak Salmon zaczarowanemu.
LECH
Któż to na ciebie rzucił takie czary?
ŚLAZ
Kto? Wczoraj martwy leżałem na polu;
1075Wtem jakaś wiedźma, co paliła trupy,
Przyszła i wzięła mnie za nogi — to nic,
Ja byłem martwy, nie mówiłem słowa —
Aż mnie ta straszna olbrzymka, dlatego
Że byłem martwy, chciała rzucić w ogień;
1080Więc ja zacząłem krzyczeć… więc ta wiedźma
Puściła moje nogi — więc ja wstałem —
Więc ona gniewna, że ja nie umarłem,
Zaczarowała mnie: wyjęła oczy
I dała inne oczy na pamiątkę,
1085Oczy wydarte z kota, szare, kocie,
Przez które zaraz zobaczyłem w nocy,
Że mi już także nosa odmieniła,
I bocianowi wziąwszy dziób, przypięła
Do mojej twarzy, pomiędzy oczyma;
1090Więc zaraz, wstydząc się takiego nosa,
Spuściłem na nos przyłbicę — więc potem
Chciałem odemknąć, aż moja przyłbica
Nie chciała; i tak — szlachetni rycerze,
Jeżeli teraz chcecie się przekonać,
1095Jak ja okropnie jestem odmieniony
Czarami wiedźmy tej, to z łaski waszej
Przyłbicę mi tę otwórzcie.
GWINONA
otwierając hełm Ślaza
ŚLAZ
No, cóż? i jakże wy mnie znajdujecie?
GWINONA
ŚLAZ
Co chude, to chude!
Mój pan już na mnie został anatomem.
GWINONA
ŚLAZ
O jakim?
1105O Panu Bogu.
LECH
Ale ci ta wiedźma
Mężnego serca nie zaczarowała?
ŚLAZ
Serca? To byłoby już bez potrzeby
Czarować serce; i cóż? — czy nie dosyć
1110Takiego nosa?
LECH
Tyś był najpiękniejszy
Z moich rycerzy, dziś brzydki straszliwie.
ŚLAZ
Tylko mi dajcie jeść, a obaczycie,
Że jak utyję, to nie będę szpetnym.
LECH
1115Oby ci pierwszą Bóg przywrócił postać.
Wychodzą wszyscy prócz Gwinony.
GWINONA
KłamstwoTo jakiś oszust w Salmona zbroicy.
O! jak rycerze są ci łatwowierni!
Najmniejsze kłamstwo, a już ich oszuka;
A choć szychową nić
[61] zobaczą, nie chcą
1120Wyciągnąć kłębka; jedni przez lenistwo,
Drudzy widzący w tym może pożytek,
Albo zabawę; i tak oszukani
Potem przez dobroć rosnąć pozwalają
Fałszu krzewinie, wstydząc się za ludzi,
1125Którzy się wstydzić powinni. O! głupi
Lud z rąk rycerskich i z głów niemyślących;
Któremu chciałabym wlać moją twardość,
Inaczej… pierwsza burza — a już po nich.
Pokażę im myśl skierowaną wiecznie
1130Jako sztyletu ostrze w serce wroga;
Pokażę, co to jest kobieca wola,
Jaka głuchota na postronne jęki,
Jakie wlepienie oczu w samo łono
Raz przedsięwziętej rzeczy być powinno.
1135Jeśli niczego nie nauczę — biada!
Wychodzi.
SCENA III
Pole przy lesie.
Lilla Weneda. Lelum i Polelum w łańcuchach.
LILLA WENEDA
Wolni jesteście. Niech Roza Weneda
Rozerwie wam te na rękach łańcuchy,
A ja do ojca idę niewolnika.
Za trzy dni ojca wam żywego wrócę.
1140
Dziś jestem smutnej śmierci narzeczoną,
I może więcej nigdy nie powrócę,
I może nigdy się nie zobaczymy.
Pamiętaj o mnie, o! pamiętaj o mnie!
1145Ja cię kochałam jako siostra twoja,
Ja cię kochałam jak wierna kochanka,
Dzisiaj cię kocham jak ta, co ma umrzeć.
Pamiętasz, jak my dziećmi maleńkimi
Z obu stron ojca harfy uklęknieni,
1150Przez złote struny dawaliśmy sobie
Pocałowania; dziwiąc się, że każdy
Nasz pocałunek strun się kończył jękiem;
Była to dziwna losu przepowiednia!
Cóż teraz myślisz o tym harfy jęku?
LELUM
1155
PocałunekJeżeli śmierci masz wczesnej przeczucie,
Chodź, przedśmiertelne weź pocałowanie.
LILLA WENEDA
Harfa naszego ojca jest w niewoli,
A ja nie jestem jeszcze zaślubioną,
Ust moich ci dać nie mogę płonących.
LELUM
1160Więc rozpuść, Lillo, twoje złote włosy,
Schowaj się za nie, jako za strunami
Harfy ojcowskiej… niechaj przez warkocze
Twych koralowych ust dotknę ustami…
LILLA WENEDA
O! nie, jak prosty gołąb ja się rzucę
1165Na wasze łono… kochajcie mnie, bracia,
Bo mi na świecie źle, ciemno i smutno…
Lecz to zwyczajna powieść — bądźcie zdrowi.
Jeśli zapyta o mnie jakie echo,
Mówcie: umarła.
Odchodzi.
LELUM
1170Bracie mój! słyszałeś?
Ona ma umrzeć…
POLELUM
Całe piekło we mnie.
Nie więcej czułem, gdy topór okropny
Kręciłem w ręku przeciw ojca głowie,
1175Jak teraz, słysząc wasze szczebiotanie,
Dzieci niedoli. Nie martw się, za trzy dni
Wszyscy będziemy niczym.
O! Polelum,
Ty po mnie zostaniesz.
POLELUM
LELUM
Dlatego ciebie tak nazwała wróżka:
Gdy Lelum skona, żyć będziesz po Lelum.
POLELUM
PrzysięgaJa zadam kłamstwo wróżbie… ja nie będę
Z waszymi groby
[62] żył w kraju niewoli.
1185Świadczę się tobą, słońce, jeśli kiedy
Ujrzysz mnie żywym na brata kurhanie,
To natęż tak twe oczy, światła Boże,
Aż mi zapalisz włos na tej bezwstydnej
Głowie, co mogła wszystko, wszystkich przeżyć.
1190Próżno los wróży, że będę ostatnim,
Ostatnią tu będzie jaka kobieta,
Albo rzecz jaka żywa jeszcze słabsza,
Monstrum, któremu Bóg nie dał w rozpaczy
Władzy skonania — to będzie ostatnim.
1195Słońce zapłoni się, jakby zhańbione,
Że nie ma komu świecić, tylko gadom
I tym, co umrzeć jak ludzie nie śmieli.
Chodź! wróżka powie nam, jak mamy skonać.
Wychodzą.
SCENA IV
Sala w zamku Lecha.
Gwinona, RYCERZE, Lech.
GWINONA
Tak być nie może, nie, tak być nie może.
1200Z tym starcem trzeba skończyć… przyprowadźcie
Króla Derwida i z mego pokoju
Przynieście harfę. Klnę się wam na duszę,
Że ta dziewczyna cierpi pomięszanie;
Lub pomięszanie cierpi, lub fałszywa;
1205A w jej białości tyle jest kolorów
Jak na szyi gołębia… harfiarka!
Dumna, że czoło mi stawi… żebraczka!
Otoż mój człowiek.
Derwid wprowadzony przez rycerzy staje przed królową, przy nim stawiają harfę.
1210Postawcie go tutaj,
Bliżej, przy harfie postawcie. Człowieku!
Widzisz, że wolę mam żelazną — słuchaj!
Błysnął ci topór synowski nad głową,
Ale miał litość nad tobą i synem
1215I tylko trochę urąbał warkocza,
A głowę dla mnie zostawił nietkniętą…
Widzę w tym jednak czarodziejską sprawę;
Topory wasze muszą mieć na ostrzu
Synowskie oczy; harfy — córek serca;
1220Ta harfa twoja dzisiaj postawiona
Przy łożu moim o każdej godzinie
Nocnej budziła mnie jękiem boleśnym,
Choć nawet wicher nocy ją nie trącił
[63],
Ani się ciche dotknęły motyle.
1225Naucz mnie twego czarodziejstwa, powiedz,
Jak wy nieżywe rzeczy czarujecie?
A z córki twojej uczynię królewnę,
Synowi memu starszemu zaślubię,
Ty będziesz teściem królewica. I cóż?
DERWID
1230Harfa jęczała!… co mówisz, jęczała?…
Przy tobie stojąc, jęczała?
GWINONA
DERWID
Kto słyszał harfy jęk, we trzy dni skona.
GWINONA
Szalony starzec! śmiercią mi zagraża.
DERWID
1235Ty, ty za trzy dni umrzesz.
GWINONA
DERWID
GWINONA
DERWID
GWINONA
DERWID
GWINONA
DERWID
GWINONA
DERWID
1245
PiesJak pies zachrzypłaś od krzyku.
GWINONA
Plwa na starca.
DERWID
O! bogi! o! bogi!
Dajcie mi oczy moje, będę płakał…
GWINONA
Ha! Sczerwieniła ci się twarz, harfiarzu!
DERWID
1250Tyś mię oplwała krwią.
GWINONA
Patrzcie, rycerze,
Ten człowiek królem był!
DERWID
Oto gadzina ta była kobietą!
GWINONA
1255Człowiek ten kiedyś miał szacunek ludzki.
DERWID
I ta kobieta miała niegdyś ojca…
GWINONA
Proś w mego ojca imię, toć przebaczę.
DERWID
W imię cię ojca potępiam, przeklinam
I bogom daję piekielnym za trzy dni…
GWINONA
1260Za to, żem ciebie zabiła?
DERWID
GWINONA
DERWID
Ha! więc ty się cieszysz?
GWINONA
Już nacieszyłam się, teraz zabiję.
DERWID
1265Ukąsisz tylko i umrę z wścieklizny.
GWINONA
DERWID
GWINONA
Rycerze, proszę, zlitujcie się nad nim.
To człowiek biedny… to człowiek szalony.
1270Harfiarzu, klęknij!
DERWID
Rzuć tu na podłogę
Twe czarne serce, pod moje kolana.
GWINONA
Nudzi mnie kłótniarz ten. — Daj mu policzek.
DERWID
Stój! splamisz ręce, ja mam twarz oplwaną.
GWINONA
1275Cóż to, ja sama mam bić tego króla?
Masz!
Uderza go.
DERWID
Nikczemnico! niech cię Bóg obali.
O! serce moje! o!
Mdleje.
GWINONA
Wynieście trupa
1280I rzućcie wężom!
Rycerze wynoszą Derwida.
Gryfie! ty dopilnuj,
Niech do wężowej wieży rzucą starca.
Gryf wychodzi.
1285
Gdy we mnie wzbierał gniew; kiedym ja wrzała,
To stali cicho, jak uliczne chłopcy,
Sykaniem szczwając psa mojego gniewu.
Milczeli wszyscy. — Gdyby tylko jeden
1290Na starca słowem uderzył gryzącym
I mej bezsilnej kobiecej wściekłości
Przyszedł z pomocą, byłabym ostygła.
Lecz nie, milczeli; a jam się rzucała
W przepaść wściekłości, rozkoronowana,
1295Znienawidzona i nienawidząca;
Z całego serca ich nienawidząca.
Lilla Weneda wchodzi.
LILLA WENEDA
Pani! gdzie ojca mego niosą?
GWINONA
LILLA WENEDA
Powiedz, na jaką śmierć ty go skazałaś?
GWINONA
1300Kazałam rzucić na pożarcie wężom.
LILLA WENEDA
GWINONA
Spójrzałam wczoraj w jedną wieżę,
Która przy zamku stoi zrujnowana; —
Spójrzałam: z gadzin okropne powoje —
1305Błyszczące, pełne ślin, pną się na ściany;
A w głębokości gniazda wężów leżą,
Błyskają oczy, wiją się ogony,
I ciągły słychać świst, sykanie, gwary,
Jak w garnku wrącym. — Tam, w ciemność okropną.
1310W tę sykającą ciemność, w to wężowe
Błoto, w ten straszny ul kazałam rzucić
Twojego ojca.
LILLA WENEDA
O! Boże! o! Boże!
Mój ojciec wężom jest rzucony głodnym?
1315Węże nie będą mieć nad nim litości!
O! więc mi skonać!
GWINONA
I cóż, gołębico?
Żadnego teraz ratunku, wybiegu,
Tu nie pomoże topór twego brata,
1320Tu nie pomogą twoje łzy: — pożarty
I rozszarpany między gadzinami
Twój stary ojciec.
LILLA WENEDA
Chwyta za harfę i wybiega.
GWINONA
Harfa? Idź z Bogiem, waryjatko smętna,
1325Czegoż dokażesz, harfą uzbrojona,
Przeciwko zemście wężów i kobiety?
Wychodzi.
SCENA V
Sala taż sama.
Lech i Sygoń wchodzą.
LECH
Sygonie, człowiek ten nie jest Salmonem.
Przy uczcie jeden mu dał w łeb talerzem:
Ten człowiek — widząc krew cieknącą z czoła,
1330Zawołał: „Octu!” — Gdyby to był Salmon,
Byłby zawołał: „Szabli!” Wiesz, co myślę?
Już postawiłem go na straży w bramie,
Zmieniwszy zbroję, razem nań wpadniemy;
Jeżeli, zamiast bronić się jak Salmon,
1335Będzie o życie błagał na kolanach,
Każę go jak psa powiesić i śćwiczyć
[64].
GONIEC wchodzi.
GONIEC
Lechu! Nowiny są okropne z pola.
Wenedy znów się rzucają do broni.
Lechon, najstarszy twój syn, zostawiony
1340Na drugiej stronie Gopła ze stu ludźmi,
Wzięty w niewolę.
LECH
Nie mówić Gwinonie!
Ona miłuje bardzo tego syna.
Każ ostrzyć miecze i naprawiać tarcze,
1345W ostatniej walce dzidami pokłute —
To dobrze, mój Sygonie. Bój zaczęty. —
O! syn mój biedny! — Ale te psy wściekłe
Nie będą śmieli jeńca zamordować? —
Nie mówić tylko nic o tym Gwinonie;
1350Syna odbiję, nim się ona dowie.
GONIEC
Różne biegają straszne przepowiednie
O przyszłej walce między Wenedami;
Wszystkie te wróżby sieje czarownica
Młoda i piękna, co na łysej górze
1355Ma wykopany loch, podobny gniazdom
Rzecznych jaskółek.
LECH
GONIEC
Dwa serca, oczu czworo płomienistych,
1360Lecz jeden tylko oszczep, jedną tarczę.
LECH
Na Boga! ja mu odetnę dwie głowy,
Ja mu rozrąbię tą szablą dwa serca;
Lepiej by wyszli, gdyby miał dwie tarcze
I dwa oszczepy, a mózg tylko jeden.
GONIEC
1365Mówią, że walka będzie oświecona
Błyskawicami.
LECH
GONIEC
Ta czarownica z góry zapowiada,
Że po tej walce, martwych popiołami
1370Nakryta, za rok porodzi mściciela.
LECH
To przepowiednia nie dla mnie, nie dla mnie —
Nim ten popielnik wyrośnie ohydny,
Ja będę w grobie, a mój syn na tronie.
Ale to wszystko są na dzieci strachy,
1375I wódz ten z dwoma głowami, i mściciel.
Dosyć! Już ciemno, dosyć już tych bredni!
Bić się będziemy i to jest najlepsza. —
Chodźmy Salmona wypróbować męstwo.
Wychodzą.
SCENA VI
Dziedziniec w zamku LECHA.
Ślaz przy bramie. — Noc.
ŚLAZ
1380Salmoństwo moje bardzo niebezpieczne
I różnych rzeczy wymaga — na przykład:
Odwagi. Gdybym wiedział, że ze zbroją
Spadają na mnie takie obligacje,
Byłbym nie tykał jej… ani tych rzeczy,
1385Które rycerza są… Co widzę? Chryste!
Pan mój dawniejszy prosto w bramę dąży.
Wyda się kłamstwo… po radę do głowy…
Słychać stukanie do drzwi. — Ślaz otwiera drzwi i ujrzawszy ŚWIĘTEGO GWALBERTA zatrzymuje go halabardą u wejścia.
Ktoś ty?
ŚWIĘTY GWALBERT
1390Domowi temu niosę pokój.
ŚLAZ
A więc nie wejdziesz, my żyjemy z wojny.
ŚWIĘTY GWALBERT
Puść mnie do Lecha, puść, mężny rycerzu,
Niech cię
Spiritus Sanctus[65]… O! pohańcze!
Mówię ci, puść mnie, bo ci spadnie głowa.
1395Ty się wielkiemu sprzeciwiasz cudowi;
CudDziś nad jeziorem, równa gołębiowi
Białością, cała powietrzem tęczowa,
Z gwiazdy sinymi, matka Chrystusowa
Pokazała się — ukląkłem, a ona:
1400„Idź, bo stary Derwid kona,
Córka jego, mój gołąbek,
Z bolu umiera”.
Tak mówiąc, w tęczy się rąbek
Owinęła postać święta,
1405I uniosła ją anielska sfera
Z tęczą, z gwiazdami, z tysiącem promieni.
ŚLAZ
Czemuś nie nabrał tych gwiazd do kieszeni?
Mógłbyś zapłacić teraz odźwiernemu.
ŚWIĘTY GWALBERT
ŚLAZ
ŚWIĘTY GWALBERT
Bóg daje wszystko temu, kto jest z Bogiem.
Ale nie trzymaj mnie przed zamku progiem,
Twój upór sługę mego przypomina.
ŚLAZ
ŚWIĘTY GWALBERT
ŚLAZ
ŚWIĘTY GWALBERT
Już teraz diabeł wziął do piekła.
ŚLAZ
ŚWIĘTY GWALBERT
ŚLAZ
ŚWIĘTY GWALBERT
Miałem łajdaka sługę, skradł mi wszystko
I spalił czaszkę wielkiego olbrzyma,
Z której ja sobie uczyniłem celę:
Tak że w tej czaszce, gdzie niegdyś mieszkały
1425Bogi Walhalli
[66], teraz się świeciła
Czystość dziewicza w gwiaździstej koronie
I odzywała się czysta modlitwa.
ŚLAZ
To jakiś sługa niewierny!
ŚWIĘTY GWALBEBT
1430Teraz ja myślę, że to sam Lucyfer
Podjął się u mnie służby i oszukał.
Lecz nie przełamie diabeł mocy Boga,
Ani piekielne pokusy przemogą. —
Jeżeli jeszcze ten diabeł bezwstydny
1435Jest w ludzkiej skórze, to pod dyscypliną…
Lecz zdaje mi się, że to nie był diabeł,
Rycerzu, on był na diabła za głupi.
ŚLAZ
na stronie
Wolałbym, żeby trzymał się był o mnie
Pierwszej opinii. — Ach! Ach! myśl szczęśliwa!
1440Przemienię tego siwosza w Salmona.
głośno
Chodź tu, staruszku święty!
ŚWIĘTY GWALBERT
Dzięki Bogu,
Poganin zaczął już przezierać w światło.
1445Nazwał mnie świętym, do chrztu niedaleko.
ŚLAZ
na stronie
Ja ciebie ochrzczę, dalibóg, że ochrzczę!
Usalmonuję ciebie.
głośno
Przewielebny,
1450Już noc, Lech teraz śpi.
ŚWIĘTY GWALBERT
Pokaż mi drogę,
Ja go obudzę.
ŚLAZ
Pomyśl! — To lew srogi,
Gotów się rzucić na ciebie i pozrzeć
[67].
ŚWIĘTY GWALBERT
1455Więc mi to będzie wieniec męczennika.
ŚLAZ
Staruszku, ty masz oczy bazyliszka
W świętym czerepie, mnie oczarowałeś.
Już gotów jestem zaraz zejść ze straży,
Choć za to można jak nic zgubić głowę,
1460Lecz na usługi twoje jestem gotów.
ŚWIĘTY GWALBERT
Uczyń to, uczyń, a nagroda w niebie.
ŚLAZ
DuszaWięc mi oddadzą w niebie moją głowę?
Ja wcale innej nie żądam nagrody,
Ja moją głowę bardzo kocham, cenię;
1465Jeśli przyrzekasz, że jak głowę stracę,
To ją odzyskam, pójdę budzić Lecha.
ŚWIĘTY GWALBERT
Przeczuwasz prawie święte pismo boże.
Kto tutaj, mówi Chrystus, straci duszę,
A straci dla mnie, to duszę swą zyska.
ŚLAZ
1470Ale nic Chrystus nie mówi o głowie?
ŚWIĘTY GWALBERT
Głowa jest niczym, gdzie chodzi o duszę.
ŚLAZ
To dla mnie wcale nie ma bezpieczeństwa,
Ja wolę głowę niż duszę.
ŚWIĘTY GWALBERT
1475Nędzniku!
Ja ci dowiodę, że światowe szczęście…
ŚLAZ
Ty mi dowodzisz, a twój Derwid ginie.
Lepiejże moją zbroję weź na siebie
I postój za mnie na straży przy bramie,
1480To pójdę, Lecha obudzę i wrócę.
ŚWIĘTY GWALBERT
Rycerzu, daj mi zbroję i zbudź Lecha.
ŚLAZ
Stójże tu stary, dzida w ręce prawej
Przeciwko wrogom, tak… hełm na łysinę.
na stronie
1485A terazże mu zamknąłem przyłbicę.
Jeśli otworzy, będzie mądry.
głośno
Stój tu…
Jeśli spytająć
[68]: „Kto?” — odpowiedz: „Salmon”.
1490Ja jestem Salmon… Za chwilę powrócę.
Wykrada się za bramę zamku i ucieka.
ŚWIĘTY GWALBERT
w zbroi, chodząc wielkim krokiem
Więcże
[69] to, Boże, i w rycerskim stanie
Dobrzy są ludzie, dobrzy, choć poganie.
Otóż włożyłem rycerską kolczugę,
Najświętsza Panno, patrz na twego sługę.
1495Oto jak rycerz spod twojego znaku,
Jak nowy olbrzym Gedeon
[70] w szyszaku,
Trąbą mi teraz tylko walić mury
I piorunować grzeszniki i króle.
Cóż to za zbrojni ludzie z latarniami?
Lech i Sygoń
z latarniami, zbrojno.
LECH
1500Tu był na straży Salmon.
ŚWIĘTY GWALBERT
LECH
Sygonie, patrzaj na tego człowieka.
Jeśli to Salmon, to się znów odmienił.
To jakiś możny jest czarownik. Mówisz,
1505Że jesteś Salmon; Salmon straci głowę,
Jeśli się wyda, że nie jesteś Salmon.
ŚWIĘTY GWALBERT
LECH
Patrz no, Sygoń,
Włos mu wygląda siwy spod szyszaka,
1510Króciutkie nogi w łapciach spod puklerza,
To jakiś możny diabeł, możny diabeł. —
O! czarowniku, jeżeliś ty Salmon,
Po śmierci w ciało ubrany diabelskie,
To na kawałki potnę twoje ciało,
1515Aż dusza twoja w ogniu gorejąca
Nie będzie miała w co się ubrać — broń się!
Napada z mieczem.
ŚWIĘTY GWALBERT
LECH
ŚWIĘTY GWALBERT
Nazywają mnie powszechnie Gwalbertem,
1520Świętym Gwalbertem. Otwórzcie przyłbicę,
Bo ja nie umiem tej klatki otworzyć…
LECH
To tak jak tamten. Wymówka ta sama.
Nędzniku, wziąłeś na się inną postać;
Przebiegły jesteś… włos ci czarny zbielał;
1525Jam ciebie chudym widział przed godziną,
Teraz żołądek masz pełny i może
Płonących węgli masz pełny żołądek.
Na Boga! czarów nie będę igraszką…
Do mnie, rycerze!
1530Klaszcze, wchodzi kilku z rycerstwa.
Weźcie tego diabła. —
Sygoń, niech rzucą go wężom, do wieży.
ŚWIĘTY GWALBERT
Święta Maryjo! Broń twojego sługi.
Żołnierstwo wynosi ŚWIĘTEGO GWALBERTA, który krzyczy i wyrywa się. Sygoń
wychodzi za nimi. Na krzyk starca wbiega Gwinona.
GWINONA
Co to jest za zgiełk? co to są za krzyki?
LECH
1535Kazałem wężom rzucić czarownika.
Ten Salmon, żono, to był zły duch mocny.
GWINONA
Wąż
Węże niegłodne, dziś jadły człowieka.
Sygoń wraca.
LECH
Sygonie! Cóż to, powróciłeś blady?
SYGOŃ.
Panie! powracam znad wężowej wieży.
GWINONA
1540I tam widziałeś poszarpane członki
[71]
Człowieka w paszczy wężowej trzeszczące?
I tam słyszałeś gadzin smętne świsty?
I tam widziałeś jęczącą dziewczynę,
Która nad straszną wieżą nachylona,
1545
Skrzydełek tylko lekkiem trzepotaniem
Okazywała strach?
SYGOŃ
Rzecz, która ludzkie przechodzi umysły.
1550Przy wieży biała księżycem dziewica
Siedzi, na harfie grająca; a przy niej
W krąg stoją węże tak wyprostowane,
Jak morska fala wzdęta nad dziewczyną;
Ona te węże czarodziejską pieśnią
1555Zaczarowane trzyma i spokojne;
Ale już widać, że jej białe ręce
Mdleją na strunach, że się pieśń zakończy
Z życiem harfiarki w głodnych wężów paszczy.
GWINONA
Więc wieża, gdzie ten stary człowiek?…
SYGOŃ
1560Pusta.
Spoczywa w głębi i śpi Derwid stary.
Bo wszystkie węże, pieśnią wywabione,
Są słuchaczami córki.
GWINONA
Zwyciężyła!
1565Dobądźcie z wieży starego Derwida.
O! głupie węże! o! przeklęte gady!
Córce odebrać harfę i wypędzić.
Derwida zamknąć w podziemne ciemnice;
Czego nie zrobił wąż, dokażę głodem.
1570Czy go nakarmi córka, zobaczycie.
SYGOŃ
A z tym Salmonem co zrobić?
LECH
Zamknąć go
W jednym więzieniu z Derwidem… zamorzyć;
Oba są warci zgonu, czarownicy.
Wychodzą.
CHÓR DWUNASTU HARFIARZY
1575O! święta ziemio polska! arko ludu!
Jak zajrzeć tylko myślą, krew się lała.
Co wężom dała łzy i serca dała.
Słuchajcież wy! gdy ognie zaczną buchać,
1580Jeżeli harfy jęk przyleci z dala,
Będziecież
[72] wy jak węże stać i słuchać?
Będziecież wy jak morska czekać fala,
Aż ścichnie pieśń i krew oziębnie znowu
I znów się staną z was pełznące węże?
1585Aż rzucą was do mogilnego rowu,
Gdzie z zimnych jak wy serc się hańba lęże
[73]?
Już czas wam wstać i bić, i truć oręże.
AKT IV
SCENA I
Sala w zamku LECHA.
Lech, Gwinona, Gryf. Wchodzi Lilla Weneda.
LILLA WENEDA
W niezawiązanej przychodzę koszuli,
1590Nie niosę chleba, nie mam nic przy sobie,
Lecz wy mnie puśćcie do ojca mojego,
Który od dwóch dni jest morzony głodem.
Ja go zobaczyć chcę tylko przed śmiercią,
Jam go nie mogła zbawić, więc pożegnam.
1595Dlatego głowę ubrałam w lilije,
W te wodne kwiaty, które u nas kładną
[74]
Dziewicom zmarłym na ostygłe czoła.
O! Pani! spuść
[75] ty ze swojej srogości!
Ja biedna, zimne węże rozczuliłam,
1600I tak się do mnie gady przywiązały,
Że za mną cały kłębek biegł i syczał,
Jak pies wyjący smutnie z przywiązania.
I cóż ja winna, że węże wolały
Słuchać mej pieśni niż mojego płaczu?
1605A żem ja węże zimne rozczuliła,
Dlaczegóż w tobie powiększyłam srogość?
Czy ty zazdrościsz mi, pani, zwycięstwa,
Które mi ojca mego wybawiło?
O! jeśli tak jest, to weź go za ojca,
1610A ja go będę na śmierć skazywała,
Bo ten zwycięża tu, kto broni. —
Lecz nie, ja teraz jestem zwyciężoną,
Mój ojciec pewnie już od głodu skonał;
1615A ja chcę tylko widzieć jego ciało,
W czoło chcę tylko pocałować zimne,
Powiedzieć jego głuchemu trupowi,
Że go nie mogłam zbawić, lecz kochałam.
O! patrz! koszula moja niezwiązana,
1620
Może się boisz, że jak drzwi otworzę,
To wleci za mną jaka muszka złota
I ten ją starzec zje? — O! pani moja,
Bóg muchy strzeże od śmierci — ta muszka
1625Będzie mieć jaką córkę, co ją zbawi.
Ja tylko jedna, ja nie mam nikogo,
I nikt się o mnie biedną nie upomni.
O! proszę ja was, każcie wy mnie wpuścić
Do mego ojca głodnego.
LECH
1630Gwinona,
Na Boga, te łzy miecz mi rozhartują.
GWINONA
Ona dwa razy tak płakała głośno,
Za te trzy płacze, ona się trzy razy
1635Odśmieje ze mnie, jeśli ojca zbawi.
LECH
I cóż ci ludzki śmiech, Gwinono, szkodzi?
GWINONA
ŚmiechLechu! śmiech ludzki jest zabójczą bronią;
Więcej on strącił koron z głów posępnych,
Niż ci się zdaje; o! śmiech to gadzina,
1640Która się w sercu wyśmianego kryje
I tam go kąsa, kąsa, do krwi kąsa,
Aż wreszcie siły w człowieku omdleją
I powie sobie: jestem zwyciężony.
Śmiech nas pozbawia zaufania w sobie
1645I rodzi niemoc; ja znam takich ludzi,
Z których się żaden żywy śmiać nie waży;
Ci ludzie mają królestwo nad tymi,
Którzy są śmiechu ludzkiego poddani.
LILLA WENEDA
1650Czy tu są tacy, co wyśmieją litość?
Widziałam w twoim sypialnym pokoju
Okno, którego nigdy nie zamykasz,
Bo w nim jaskółka uwinęła gniazdo:
Więc ty masz litość: a czy kto się śmieje,
1655Że ty masz litość nad jaskółką? Pani!
Więc ja znalazłam w twoim sercu litość!
Trzebaż być jeszcze, jeszcze nieszczęśliwszą,
Ażebyś ty się, pani, zlitowała?
Więc każ mi wydrzeć te spłakane oczy,
1660A potem zlituj się nade mną ślepą
I każ mnie wpuścić do ojca ślepego.
O! proszę! proszę! każ mi wydrzeć oczy.
GWINONA
ŻebrakSmutny to żebrak, co grosz wydrze nudą.
LILLA WENEDA
O! będę nudzić, nudzić, aż zezwolisz.
GWINONA
1665Gryfie, każ wpuścić ją do tej ciemnicy,
Gdzie siedzi ojciec jej morzony głodem.
Lilla Weneda i Gryf wychodzą.
Lechu! na twoją to zrobiłam prośbę.
Cóż mi tak smutny stoisz i ponury?
LECH
1670Gwinono, syn nasz w niewoli.
GWINONA
W niewoli?
Mój syn w niewoli? Mój Lechon w niewoli?
Nie — ty mnie straszysz. — Nie wiesz sam, co mówisz.
On mi się dzisiaj śnił. — O! Boże! Boże!
1675Na syna mego zgubę pracowałam.
Syn u Wenedów! Lechon u Wenedów!
Lechon — on nie ma takiej córki!
LECH
GWINONA
1680Trupa ty odbijesz!
O! Lechu, na koń! na koń! na koń, Lechu!
Wszyscy rycerze! zbierz wszystkich rycerzy!
Jeśli wrócicie żywi bez Lechona,
Ja się zabiję — będę plwała w oczy!
1685Ja się zabiję… Cóż, wy tchórze? na koń!
Wybiega.
LECH
Niech się wykrzyczy, krzyk nic nie pomoże,
Dziś za mego Lechona stu trupem położę.
Wychodzi.
SCENA II
Błonie.
Ślaz wchodzi.
ŚLAZ
Że kłamstwem wyjdę na pana — to kłamstwo,
1690Co mi matula mówiła o kłamstwie —
Ergo: jeżeli więc mówiła kłamstwo,
Powinna była zrobić tym fortunę:
Umarła goła jak Lazarus
[76], a ja
Ledwom się kłamstwem nie usalmonował
1695Na wieki wieków, to szczęście, że jakoś
Mojego pana zrobiwszy Salmonem,
(Niechaj mu światło wiekuiste świeci),
Uciekłem z zamku i dobrze się stało;
Gwalbertus, mój pan, został męczennikiem
1700I pod imieniem świętego Salmona
Króluje w niebie, więc dobrze się stało —
Lecz to jest kwestia…
quomodo[77] uniknąć
Głodu na puszczy i zrobić fortunę?
Już próbowałem chrześcijańskiej paszy,
1705Już próbowałem rycerskiego chleba,
I zawsze chudy jak słomka… więc ergo,
Pan Ślaz niech rusza prosto do Wenedów —
W jakim kolorze? W kolorze Wenedów.
Jako szpieg? — a fuj — nie szpieg, lecz nowiniarz.
1710Zemsty nowiniarz, blekotnik
[78] nowiniarz;
Człowiek ognistej mowy, krwawych zębów
I czerwonego języka.. więc ergo,
Gdy zapytają: „Czy widziałeś Lecha?”
Widziałem; „A co robi?” — Gdym go widział,
1715To jadł Weneda z solą. „A Gwinona?”
Gwinona we krwi się dziatek kąpała. —
„A cóż się stało z naszym starym królem?” —
A ja pokażę tak: język wywalę
I zamknę oczy: wasz król
est finitus[79].
1720„A jego córka?” — A ja łzy jak z wiadra
Popuszczę na to i nic nie odpowiem,
Albo odpowiem jakie nowe kłamstwo,
Takie żałosne kłamstwo, że uwierzą
I jeść mi dadzą — za to, żem się spłakał.
Wychodzi.
SCENA II
Sala w zamku Lecha.
Lech, Gwinona, RYCERZE.
LECH
1725Na Boga! bądźże
[80] cierpliwą! na Boga!
Mój oddział jeszcze z podjazdu nie wrócił.
GWINONA
Ty gadasz! a tam mój syn roztargany?
O! straszna! głupia jest cierpliwość twoja!
Jak nienawidzę w ludziach cierpliwości!
1730Często im wcale czekać nie potrzeba,
Ale dlatego, że ktoś prosi: „śpiesz się”,
To oni różne wynajdują zwłoki,
Aby pokazać wyższość i rozwagę,
I nad palącym się sercem panować.
1735Lechu! czy wiesz ty, ile chwil potrzeba,
Aby zabito bezbronnego jeńca?
Dziwna cierpliwość! okropna cierpliwość!
O! Lechu, jeśli mój syn biedny zginie,
To w dzień i w nocy będę ci krzyczała:
1740Tyś syna twego zabił cierpliwością!
Ja wtenczas będę w wyrzutach cierpliwą,
Cierpliwie będę ci kąsała serce;
We mnie ty zbrzydzisz cierpliwość; — O! kacie,
O! kacie twego nieszczęsnego syna!…
1745Ach! Boże, daj co gryźć mojemu sercu,
Bo ja bym teraz serce męża gryzła.
Ja wiem, co powiem: Lechu! — jesteś tchórzem!
LECH
GWINONA
Więc ojcem nie jesteś!
1750Czymże ty jesteś? — kawałkiem żelaza?
LECH
O! tego nadto! — nadto! — Ty dotychczas
Byłaś w domostwie samowładną panią.
Jam ci ulegał, bojący się wrzasku,
Ty napełniałaś mój dom okrucieństwem.
1755Na Boga, już mi to się wreszcie nudzi.
Rycerzy moich garsteczka maleńka,
Podjazdem i te siły rozerwane;
A ci Wenedzi z dwunastu się krain
Zeszli i całe okrywają pole.
1760Tam są olbrzymie Scyty, co krew piją
W człowieczych czaszkach, wyznawce Odyna;
Tam są Letoni, co na hełmach noszą
Rogi żywemu wyrwane turowi;
Tam jest Mazonów lekkie pokolenie,
1765Co głowy jako szczygły ubierają
W czerwoną krasę i pomiędzy hełmy
Migocące się niosą pióra pawie;
Nad tymi tłumy dwunastu Harfiarzy;
Nad harfiarzami straszna prorokini,
1770Na samym szczycie ludzkiej piramidy
Błyskawicami gadająca — a ja
Z rycerzy garstką mam wstąpić w mrowisko?
Ja, co te ludy chcę wyciąć do szczętu?
Nie czekać, aż mi w noc błyskawicową
1775Z nieba lejące pomogą pioruny?
Szalona jesteś — szalona, kobieto!
GWINONA
O! widzę, że już ciebie nie przełamię!
Widzę już! widzę mego syna trupem!
LECH
Syn twój powróci, syn powróci, nie płacz.
GWINONA
1780O! jużem ja go teraz opłakała.
O! rozpacz! rozpacz!… o! rozpacz! on skonał.
Lilla Weneda wchodzi bez wianka liliowego na głowie.
LILLA WENEDA
Mój ojciec do mnie należy, królowo!
Widzisz, powracam bez kwiatów, bez wieńca,
1785W lilijach było mego ojca życie;
Ja życie ojca przyniosłam na głowie,
Jego zbawieniem ukoronowana.
Nie wierzysz? Spytaj każdego Weneda;
Lilije wodne nas od głodu bronią,
1790Ilekroć zboże roku nie dotrzyma.
Ty nie wiedziałaś, że ten wieniec biały
Zdziecinniałemu będzie piersią matki,
Że on go będzie ssał, śmiał się i płakał,
Podnosząc puste powieki do nieba,
1795Bogu dziękował za córkę i kwiaty.
O! teraz ojciec mój! — jam go zbawiła.
Lechu, słyszałeś, jaki był warunek?
Nie pozwól, królu, żonie łamać wiary.
GWINONA
Patrz! patrz! patrz! ona ojca wybawiła
1800I tu mnie przyszła zagłuszyć radością;
A kiedy ona mówiła o ojcu,
To ja nieszczęsna myślałam o synie
[81];
A kiedy ona lała łzy rozpaczy,
To ja nieszczęsna krwią płakałam w sercu. —
1805Weź ojca swego! weź! — ja potrzebuję
Nauczyć teraz was wszystkich litości.
Ja bym głaskała ręką wasze tury,
Prosząc o łaskę ich nad moim synem;
Ja bym szczepiła wasze kwaśne grusze
1810Miodem litości — a sosen szumowi
Dałabym matki głos, jęki i prośbę.
O, każcie tutaj starca przyprowadzić,
Ja go odeślę ojcem memu dziecku.
Rycerzy kilku wychodzi.
LILLA WENEDA
Pani! ty dobra jesteś, o! ty dobra.
1815Już ja nie powiem, żem ojca zbawiła;
Ale, że ty mi dałaś mego ojca.
Obaczysz! jak to serce drży z radości
Temu, kto biednym ludziom dopomoże.
Derwid wchodzi i RYCERZE.
1820Ojcze, wracamy do nas — ta królowa
Dała mi ciebie. Ojcze, chodź na słońce,
Bądźcie mi zdrowi, królu i królowo,
Chodź, ojcze! — Bądźcie zdrowi! bądźcie zdrowi!
DERWID
LILLA WENEDA
1825O! królowo!
Widzisz, mój ojciec cały drży z radości.
Aleś ty pewnie, pani, zapomniała,
Że ci nie może dziękować oczyma,
Więc ja za niego leję łzy — i jeszcze
1830Za ojca mego muszę być natrętną:
Ja ciebie proszę, wróć mu harfę złotą,
Którą mój ojciec miał od swego ojca;
O! wróć mu, pani, tę harfę! o! wróć mu!
GWINONA
Przynieście harfę, którą ja kazałam
1835W cedrowej skrzyni uśpić rozpłakaną.
LILLA WENEDA
Ojcze, ty harfę mieć będziesz.
DERWID
GWINONA
na stronie do LECHA
Widziałeś, Lechu, gdy wspomniał o harfie,
To z jego powiek wybiegły czerwone
1840Dwie łzy, ogromne łzy — czy uważałeś?
To były straszne łzy…
LECH
GWINONA
Co?… nie rozumiesz… Córka albo harfa
Zostanie tutaj zakładnicą… widzisz,
1845Ten człowiek musi wybrać między dwiema,
A ja w zakładzie wezmę rzecz wybraną:
Rozumiesz? Gdyby nie te łzy czerwone,
Anibym kiedy była pomyślała,
Że tu jest wybór.
LECH
1850Już widzę, już widzę.
GWINONA
Milcz.
do Derwida
O! Derwidzie, czy Wenedzi macie
Nienasycone serca? Przed godziną,
1855Wiercony srogim głodem aż do kości
Byłbyś poprzestał na kawałku chleba…
Lecz teraz, w miarę łask żądania rosną,
Dałam ci wolność, tyś harfy zażądał —
A otrzymawszy wszystko, będziesz mścił się…
DERWID
1860Każ odprowadzić mnie więc do więzienia;
Trupi
[82] się nie mszczą.
GWINONA
O! twardy człowieku,
Nigdyż twe serce przede mną nie zadrży?
DERWID
GWINONA
DERWID
DumaI chcesz tu z króla uczynić żebraka?
Już mnie z postaci masz prawie żebrakiem,
Jeszcze chcesz serca mego żebraniny?
Na moje ciało ty liczysz zgrzybiałe,
1870Na me kolana ty rachujesz drżące,
Że mnie przed tobą powalą?… Nie, jędzo!
Nie! nie! nie!… Córko, daj mi rękę… Jędzo!
Przed tobą skonam stojąc i zastygnę,
Wtenczas twe dziecko mnie paluszkiem trąci
1875I padnę… padnę… ale pókim żywy,
To jestem równy tobie… król i człowiek.
GWINONA
do wnoszących harfę
Postawcie przy nim bliżej harfę złotą,
Niechaj się na niej oprze ręką drugą.
Stawiają harfę przy Derwidzie. Starzec jedną rękę na harfie, drugą kładzie na głowie córki.
1880Widzisz, ta harfa równa córce wzrostem;
A gdyś w niewoli był, obie zarówno
Płakały… obie jak córki… O! teraz
Wybierz pomiędzy płaczkami, Derwidzie,
I niech wybrana idzie z tobą w lasy,
1885A druga córka twoja odrzucona
Ze mną zostanie… i będzie zakładem.
DERWID
LILLA WENEDA
Ojcze drogi,
Ta pani harfę ci oddaje złotą.
DERWID
LILLA WENEDA
DERWID
Już oddała?
To chodźmy, córko.
LILLA WENEDA
do GWINONY
Pani, ja powrócę,
1895I będę twoją niewolnicą… Ojcze!
Chodźmy już.
GWINONA
Harfę porzucasz, Derwidzie?…
LILLA WENEDA
Nie mów tak głośno — jam cię zrozumiała.
Okropną jesteś — zlituj się nade mną.
1900Jeśli mnie żywą chcesz mieć, to nie żądaj
Mieć porzuconą przez własnego ojca.
Serce mi pęknie i będziesz tu miała
Trupa, nie córkę, o! bo w moim sercu
Jest tyle złotych strun, jak na tej harfie,
1905Lecz wszystkie pękną od razu z boleści
Jednym wyrazem ojcowskim stargane —
I nad nim także litość miej, i nad nim!
Proszę cię, sroga, miej i nad nim litość!
GWINONA
Będzieszli
[83] zawsze jak mała ptaszyna
1910Skrzydełkiem w oczy bić błyszczące węża?
Jeślim wyrzekła — to chcę. Kto mi wzbroni
Spróbować serca ojcowskiego? I tu
Usprawiedliwić siebie, żem je gryzła?
Wytłumacz ojcu sama, czego pragnę.
LILLA WENEDA
1915O, nielitośna! — Ojcze, ta królowa
Oddaje tobie tylko jedno dziecię.
Ty wybierz sobie dziecko, które śpiewa,
A zostaw dziecko, które tylko płacze…
Ja wiem, że ty mnie kochasz, ojcze drogi,
1920Lecz nie wybieraj mnie, bo nieszczęśliwy,
Jeżeli zechcesz o nieszczęściu śpiewać,
To znajdziesz we mnie tylko echo płaczu,
A w harfie echo nieśmiertelne. Ojcze,
Wybierz, co kochasz, a to, co odrzucisz,
1925Kochaj…
DERWID
Niebiosa! — córko, gdzie ty jesteś?…
Ja kocham moją córkę. — O! gołąbku,
Chodź i ślepego prowadź. Córko — prowadź
I wyjdźmy prędzej stąd. — Córko, a harfa?
LILLA WENEDA
1930O! harfa skarży
[84] się, żeś ją opuścił.
Trąca o struny.
DERWID
Harfa się skarży na mnie?
LILLA WENEDA
DERWID
Jęczy!… Gdzie moja harfa?… czy to mara,
Czy to duch mojej harfy rozpłakanej
1935Stoi przede mną w promieniach; i skrzydła
Roztworzył, jakby z płaczącymi jęki
Już odlatywał do nieba… Ha!…
Lilla znów porusza struny.
I znów.
1940Słyszycie! harfa jęknęła… słyszycie?
O! dajcie, niech ją obejmę w ramiona!
Dajcie! to córka królów rozpłakana.
Chwyta harfę, obejmuje i ucieka z nią.
Gdzie drzwi? — rycerze, gońcie mnie z mieczami!
1945O! ja tej harfy nie dam… Harfy nie dam!
Pada piersią na harfie.
LILLA WENEDA
Widzicie! ręce pokrwawił na strunach.
Wstań, dobry ojcze. — O! patrzcie! o patrzcie!
Usta położył na strunach, całuje,
A te niedobre struny i niewdzięczne
1950Usta mu krwawią. — O! struny! o! struny!
Wy nie jesteście córkami. — Królowo,
Widzisz, mój ojciec wybrał; lecz jeżeli
Myślisz ty, pani, że ja teraz płaczę
Dlatego, że mnie ojciec mój porzucił:
1955O! bądź przeklęta za tę myśl! — To radość
Wyrywa z oczu moich łzy, to radość.
Niechaj nikt ojca mojego nie sądzi.
Dzisiaj karmiony starzec lilijami
Mnie tak całował w usta i we włosy,
1960I do mnie tak się przytulał rozpacznie,
Jak się do harfy odzyskanej tuli.
A że ja płaczę, to tylko dlatego,
Że przypominam ojca pocałunki
W ciemnym więzieniu… i łzy moje głupie
1965Pytają same serca, czemu płacze.
GWINONA
Odedrzeć
[85] starca od harfy.
LILLA WENEDA
podnosząc ojca
Widzicie,
On już łagodny jak baranek.
GWINONA
Starcze!
1970Syn mój najstarszy, Lechon, syn mój drogi,
Jest niewolnikiem twoim, a ta harfa
W zakładzie, moją będzie niewolnicą,
Aż mi żywego wrócisz syna.
DERWID
Harfa?
1975Ja stąd bez harfy nie wyjdę.
LILLA WENEDA
O! pani!
Więc jeszcze raz się rzucę na kolana
I będę ciebie prosiła ze łzami:
Oddaj mu harfę… a mnie weź. Czy myślisz,
1980Że twego syna, jeśli jeszcze żywy,
Ten starzec nie da za córkę? O! pozwól!
Niech tylko mego ojca odprowadzę,
On ślepy — tylko odprowadzę ojca,
A sama wrócę; a że ja powrócę,
1985To niech ci harfa ta będzie zakładem.
Ale przysięgnij, że za niewolnicę
Królewnę — harfę wypuścisz z niewoli;
A gdy przysięgniesz, to ja pewnie
[86] wrócę.
Bo cóż mi teraz życie! Cóż mi życie!
1990O! ty wiesz sama, że ja pewnie wrócę.
GWINONA
Jakiż mi zakład z córki niekochanej?
LECH
Na Boga! dosyć, Gwinona! już dosyć!
Ta córka warta dziesięciu Lechonów.
Przysięgam, jeśli z Lechonem powróci,
1995To weźmie harfę, Lechona i moje
Błogosławieństwo; jeśli wróci sama,
To i tak za nią, przysięgam na Bogi!
Oddasz kawałek płaczącego drewna.
GWINONA
Słyszysz? jak mówi mój mąż, tak się stanie.
LILLA WENEDA
2000Dzięki wam! dzięki! — Ojcze, dziś wieczorem
Harfę ci twoją postawię do grania.
Ty wiesz, ja dotąd nigdy nie skłamałam.
A teraz — o, królowie: do widzenia.
Przyjdzie po harfę Lilla niewolnica. —
2005Chodź, dobry ojcze.
DERWID
LILLA WENEDA
Ta idzie
Za nami, ojcze.
do Lecha
2010Szlachetny rycerzu!
W twoim więzieniu został smętny starzec,
Także niewinny.
Odchodzi z ojcem.
LECH
Sygonie, każ go wypuścić na wolność.
2015W ludziach anielstwa tyle, że nie można
Traktować jak psów… wypuścić go z wieży.
A teraz chodźmy stroić się do walki.
Wychodzi.
GWINONA
Połóżcie harfę w skrzyni cedrowej — ta harfa
Dla mnie jest teraz Lechonem… Nie kładźcie
2020W tej trumnie z drzewa harfy… bo pomyślę,
Że syn mój drogi, Lechon, w trumnie leży;
A jeśli stanie się jakie nieszczęście
Z moim kochanym dzieckiem, to przypomnę
Tę harfę w trumnie i będę myślała,
2025Że sama syna położyłam w trumnie.
Natura może stąd wziąć pochop
[87] i to
Wtrumnienie harfy strasznie naśladować
Rzeczywistością. — Wynieście ją za mną. —
Okropny zachód słońca — i te mury
2030Zdają się krwawe od promieni. — Gryfie,
Burza
Dziś w nocy będzie burza — chmury warczą.
Wy się będziecie dziś bić ostatecznie.
Wychodzą.
SCENA IV
Grota wróżki, oświecona czerwonym blaskiem.
Roza Weneda stoi przy otworze groty i do zachodzącego słońca śpiewa runiczną inwokację. — Dwunastu Harfiarzy.
ROZA WENEDA
KrewDo krwi, złote słońce! do krwi, słońce!
Ty, ostatnie słońce, we krwi gaśnij!
2035Tu na walkę, wrony! kruki! orły!
Tu na walkę, psy wyjące smutnie!
Tu na walkę, chmury z piorunami!
Tu, szumiące wichry!… słońce, gaśnij!
Kruki! orły! wichry i pioruny,
2040Dajcie hasło! chmury, dajcie hasło!
Słychać daleki grom.
HARFIARZ
Grom usłyszał i odzywa się głucho.
ROZA WENEDA
Tu, nad głową moją jako wieniec.
Niech ja mściwa z was mam włos — pioruny!
2045Kiedy wyjdę z groty w krew rozlaną,
Gdy za ojca mego stanę tronem,
Słuchająca jęków i czerwona
W krwi wyziewach, w koronie z błyskawic.
HARFIARZ
ROZA WENEDA
2050Człek na człeka jak pies pójdzie wściekły.
Grom czerwony się gryźć będzie z błękitnym.
Krew poniesie z sobą tron Derwida
I król będzie płynął z harfą, z tronem,
Jako kawał kry.
HARFIARZ
ROZA WENEDA
Okropniejszą rzecz widziałam, blada.
Krew podmyła tron i wzięła z sobą.
Król na tronie włosy rwał i rzucał,
A pioruny je paliły w powietrzu. —
2060Lecz nie mówcie nic jutrzejszym trupom.
HARFIARZ
Cóż wyrzekły wróżby? powiedz, straszna!
ROZA WENEDA
Wczoraj kości warzyłam na polu,
Mózg gotował się w czaszkach człowieczych
I wilgotna kość jęczała na ogniu.
2065Słuchająca wrzasku tych umarłych,
Pomazałam krwią zamknięte oczy…
I nagle! —
Widmo straszne wyszło z ognia do mnie
I zawiodło mnie na walkę duchów.
2070Słuchajcie! —
Wódz dwie głowy miał: wtem jedna głowa
Oczy nagle jako trup zawarła
[88],
Spadła na nią iskra piorunowa;
I ta głowa smętna, już umarła,
2075Jęła
[89] smutnie mówić z drugą, żywą,
Aż skry zjadły jak smolne łuczywo
Rozpłakaną tułowu koronę.
I spojrzałam w drugą walki stronę,
Odwróciwszy się jak od gasnącej główni
2080Od półmartwej osoby.
I tam stali ludzie w szyku, równi,
Równi, zimni, biali jako groby,
Miecz je walił, gdy piorun był niemy,
Czasem walił piorun i miecz razem.
2085Wtem ktoś cicho wykrzyknął: „Giniemy!”
I tysięcy sześć — nietkniętych żelazem —
Sześć tysięcy bez ducha upadło,
Jakby je kto struł. — Nadeszłam z nożem —
SerceOtworzyłam jeden tułów trupowy,
2090I znalazłam, że w nim serce zbladło
I tak trzęsło się jak liść olchowy:
Więc plunęłam temu sercu w usta
I rozcięłam drugą pierś dla ptaków;
Lecz znalazłam w niej kłębek robaków
2095Zamiast serca.. I pierś trzecią rozdarłam
I spojrzałam w nią… lecz była pusta!
I nie było w niej serca! Jak chusta
Zbladłam we śnie i we śnie umarłam,
Widząc, że w niej serca nie było!
HARFIARZ
ROZA WENEDA
Nad naszą mogiłą
Wejdzie słońce, lecz nie mówcie ludowi.
Dwunastu Wodzów wchodzi do groty. Wszyscy różnie ubrani. Jedni na hełmach turze, drudzy jelenie mają rogi, u innych tylko pióro pawie lub czaple. Pancerze z siatki lub z łuski. Miecze olbrzymie w rękach.
ROZA WENEDA
Oto wodze są. — Cóż, piorunowi?
Wiele ludu?
WÓDZ
ROZA WENEDA
Pijcie z czaszek tych i bladej śmierci
Urągajcie się, pijąc; niech wyje.
WÓDZ
ROZA WENEDA
Jeśli podczas walki
2110Ojciec mój z harfą złotą na kamiennym tronie
Zagra pieśń, ową straszną pieśń, od trzech pokoleń
Niesłyszaną; to przy nas zwycięstwo.
WÓDZ
Twój ojciec
I harfa jego złota w niewoli.
ROZA WENEDA
2115Bez wiary! —
Ojciec mój na tronie czarnym stoi
Za swą harfą, jak za słońcem czerwonym.
Każdy harfy ton jak rycerz w zbroi
Na rumaku wybiega szalonym;
2120Jako rycerz-duch głos każdy leci
I obala z rumakami rycerzy.
Ile strun, tyle wężów wybieży
[90]
Z harfy ojca i oczyma zaświeci,
I skrzydłami ognistymi okręci
2125Wojsko Lecha.
WÓDZ
Gdzież wódz jest dwugłowy?
ROZA WENEDA
Nie wierzycie mi, ludzie przeklęci?
Rzućcie czary te w krąg Derwidowy.
W kręgu trupich głów wodza postawię.
WÓDZ
2130Nie uwierzym, aż ujrzym oczyma.
ROZA WENEDA
Ty, co nosisz złote piórko pawie,
Migocące od pierwszych błyskawic,
Odwal kamień, ten kamień olbrzyma. —
Cóż? Nie możesz? — Więc dwanaście prawic
2135Niech ten kamień odwali — choć ruszy.
WODZE
ROZA WENEDA
Więc rękami go duszy
Ja podniosę — i niech idzie do piekła.
WODZE
Cudy! słowo zaklęte wyrzekła
2140I ten kamień wstał.
Roza Weneda wchodzi, odwaliwszy kamień, do podziemnego lochu i wyprowadza Lelum i Polelum,
przykutych za ręce łańcuchem do siebie.
ROZA WENEDA
I wódz się zjawił.
Patrzcie! łańcuch, co ręce pokrwawił,
Z dwóch uczynił jednego człowieka…
Chodź tu między czaszki, wodzu blady,
2145Bo już piorun niespokojny szczeka…
Włożę wam zbroję.
Kładzie na czoła braciom dwa hełmy i złączonych razem uzbraja jak jednego rycerza… Tarcza olbrzymia na ręku Lelum zawieszona obu braci zakrywa. Polelum w prawą rękę, wolną od łańcucha miecz bierze. — Roza Weneda, zawieszając tarczę, mówi do Lelum:
Ty będziesz bronił swego brata tarczą.
do Polelum
2150Ty go zakryjesz miecza błyskawicą…
Biada, kto swego nie dopełni! biada!
Jesteście jednym rycerzem, mścicielem;
A gdy nie będzie was, to jęk żałosny
Przeleci wieki i zwiąże imiona.
2155Jęk jeden będzie po dwu zgonach waszych;
Po waszych sercach roztrzaskanych w piersi
Jedna zostanie żałość w tej ojczyźnie,
Nierozróżniona, jako w sercu matki. —
Krwi! krwi ofiarnej!
POLELUM
ROZA WENEDA
Tu krwi potrzeba obcej, z niewolnika.
Wchodzi do lochu i wyprowadza na scenę LECHONA.
To syn królewski. Patrzcie, jaki blady.
LECHON
Zlitujcie wy się, ludzie, mej młodości!
2165Ta grota pełna przerażeń i wasze
Twarze są blade i przygotowane
Do zemsty. Wiem ja, że wy macie prawo
Mścić się nade mną i odebrać życie:
Lecz gdyby tutaj była moja matka,
2170Królowa dumna i sroga kobieta,
Ona by was tu przekonała łzami,
Że ja potrzebny jestem na tym świecie
Jak słońce, księżyc — jej i wam potrzebny,
Że wam śmierć moja na nic się nie przyda,
2175A życie moje jeszcze może zdać się. —
Nie zabijajcie mnie, nie zabijajcie!
Król wasz u mego ojca niewolnikiem,
Za syna swego ojciec odda króla;
Za mój włos każdy da wam ziemi włokę —
2180A patrzcie, jakie ja mam gęste włosy,
Matka je moja nieraz całowała.
Czy tu nikt nie ma matki?… A więc jeszcze
W sierotach większa być powinna litość.
ROZA WENEDA
Krwi tej nie wezmę — za podła. Idź jęczeć
[91]!
2185Wpycha Lechona do lochu.
Czerwieńszą znajdę krew w sercu gołębia.
Ślaz wchodzi prowadzony przez dwóch wenedyjskich rycerzy.
Cóż to za człowiek?
ŚLAZ
Ja tu dobrowolnie
2190Przychodzę, proszę wierzyć — dobrowolnie.
PolakROZA WENEDA
ŚLAZ
O! gdyby nie respekt
Dla was, rycerze, i dla tej mocarki,
Wziąłbym pytanie za obelgę. Mówcie
2195Że ja pies — dobrze; mówcie, że ja sowa —
Dobrze; mówcie, że bocian — doskonale! —
Lecz mówić, że ja Lechita! — mnie? — w oczy! —
Gdybym nie mienił to być uchybieniem,
PolakPlunąłbym w oczy temu, kto zapytał,
2200Czy ja Lechita. — Cóż to? czy mi z oczu
Patrzy gburostwo, pijaństwo, obżarstwo,
Siedem śmiertelnych grzechów, gust do wrzasku,
Do ukwaszonych ogórków, do herbów?
Zwyczaj przysięgać
in verba magistri[92]?
2205Owczarstwo? — czy to wszystko mam na twarzy?
Jeśli tak, wodą mnie zlejcie gorącą,
Niechaj oblezie ze mnie pierwsza skóra.
ROZA WENEDA
Milcz.
do Wenedów
2210Gdzie pojmaliście tego człowieka?
RYCERZ WENED
Dążył od strony Lechitów i wiele
Okropnych rzeczy w drodze opowiadał.
On widział króla naszego Derwida
Zamęczonego, siostrę twą zabitą.
ROZA WENEDA
do ŚLAZA
ŚLAZ
Klnę się na te czaszki,
Ja sam wrę zemstą, ja sam zemstą płonę;
Dajcie mi w ręce cokolwiek, miecz, rożen,
Pierwszą broń dajcie, a ja mścić się będę.
2220szlochając
Ten król szanowny! ten starzec sędziwy!
Ta niebotyczna królewna!… miecz dajcie,
Jeśli potrzeba wodza — będę wodzem;
Jeśli człowieka tylko trzeba — jestem;
2225Jeśli tygrysa,
adsum[93]; jeśli księdza —
Do usług; jeśli Ganimeda
[94] — zgoda.
ROZA WENEDA
Mówisz o zemście?… tu zemsta pod ziemią.
Bierze nóż i wchodzi do lochu, gdzie Lechon zamknięty.
POLELUM
LELUM
Umarła — słyszałeś.
2230Cicho, mój bracie, zda mi się, że duch jej
Tu, na łańcuchu stoi między nami
I lekką śmierci dłoń na głowy kładnie.
Czy ty nie czujesz umarłej dotknięcia?
Ona tak pójdzie z nami w bój okropny
2235I serca nasze przejrzawszy do głębi,
Pogardzi, jeśli serca zadrżą strachem.
O! Lillo! tobie ślubuję dziś duszę!
Ducha ty weźmiesz
[95] ulatującego.
O! śmierci! śmierci! krwawej śmierci Boże!
2240Jakże to łatwo być odważnym w boju!
Nieszczęśliwego Bóg nie zrobi tchórzem.
Gdzie są harfiarze? niech idą za nami
Z harfy
[96] złotymi… nie trzeba harfiarzy!
Umarli lepiej widzą i śpiewają
2245Tę pieśń o sercach strzaskanych boleścią,
O ściętych mieczach i zgasłych nadziejach.
Oni jedynie wiedzą, ile warte
Życie człowieka, ile ulatuje
Ludzkiego szczęścia w czerwonych płomieniach,
2250Które trzaskają ciało bohatera.
Już o umarłych tylko dbam i Boga,
O nic na ziemi.
Roza Weneda wychodzi z lochu z dymiącym się nożem.
ROZA WENEDA
Patrzcie! nóż czerwony
W sercu Lechona był… patrzcie, czerwony,
2255Pomażę sobie brwi tą krwią — zobaczę
Dusze umarłych… i wy zobaczycie…
Tam w szczerwienionej ciemności powinni
Zjawić się krwawi: król harfiarz z dziewczyną —
Lecz kto przemówi do umarłych, skona…
2260Wchodzi Derwid i Lilla Weneda.
Widzicie! o! widzicie, idą trupy!
Ja wywołałam je spod ziemi — przyszli.
LILLA WENEDA
Przyprowadziłam wam ojca z niewoli.
Oto wasz ojciec.
DERWID
2265Cóż to? nie poznali?
Posadź mnie, córko moja, na kamieniu,
Cóż? — nie poznali!
ROZA WENEDA
DERWID
Niebiosa!
2270zrywając się
O! ja przyszedłem bez oczów!
Wydarte moje oczy płakać będą,
Jak się dowiedzą o tym. — O! gadzino,
Czy ty się z harfy mojej urodziłaś,
2275Że ty mnie witasz tak? — Lilla, daj rękę,
Prowadź mnie dalej.
LILLA WENEDA
DERWID
Do wężów,
Które ty pieśnią tak ułaskawiłaś,
2280Że mi nie będą gryzły serca.
LILLA WENEDA
DERWID
Gadzina córka; gdy mi darto oczy,
Myślałem, że ta córka wydrze oczy
I włoży w moją czaszkę swoje oczy:
2285A teraz widzę, że mi wydrze serce
I włoży w swoje piersi puste. — Harfo!
Ty jesteś harfą bez strun! czarownico!
Tak witać ojca? Kiedym tu przychodził,
Skakały na mnie psy, wyjąc z radości;
2290A ty, jako kruk, widząc te czerwone
Oczy, zaglądasz w nie i głodnym dziobem
Wyjadasz mi łzy czerwone, ostatnie.
O! Bogdaj pierwszy z tych piorunów złotych
Pomścił się za mnie…
ROZA WENEDA
2295O! Bogdaj mnie piorun!…
Bo ty bez harfy przyszedłeś, o, królu!
I dziś upadniesz na stos — bez królestwa.
LILLA WENEDA
Nie, on zwycięży dziś, bez młodszej córki.
Ale przez córkę młodszą dziś zwycięży…
2300Widzisz, płaczący usiadł na kamieniu
I duma jako stary bocian ślepy.
Bądź ty mu córką. Niech kto pójdzie za mną
I złotą harfę przyniesie…
ROZA WENEDA
Co mówisz?
2305Harfę odzyskasz… jak?
LILLA WENEDA
Za harfę złotą
Sama się oddam Lechom… i zostanę…
ROZA WENEDA
Więc idź… bo harfa zwycięży.
LILLA WENEDA
O! siostro,
2310Jeśli chcesz harfy — i mnie pragniesz widzieć
Żywą… Lechona mi daj, niewolnika!
Za mnie królowa wydać obiecała
Harfę — a moje życie da za syna.
ROZA WENEDA
Więc zginęliśmy, bo Lechon zabity.
2315do Ślaza
Kłamco ohydny! Rzucić go ze skały.
LILLA WENEDA
Nie plamcie wy krwią tej godziny smętnej
I mej śmiertelnej koszuli… Ten człowiek
Niech idzie ze mną po harfę.
ROZA WENEDA
2320Co mówisz?
Ty nie odważysz się wrócić do Lecha.
LILLA WENEDA
O! siostro moja, jam się obeznała
Ze śmiercią; wierzaj, ja wam harfę przyszlę,
Mówisz, że harfa ta wam da zwycięstwo? —
2325O! zwyciężajcie i bądźcie szczęśliwi! —
Klęka przed ojcem.
Ojcze! błogosław mi — może nie wrócę —
Ale ci lutnię twoją przyszlę złotą;
A jeśli jaka struna z najmaleńszych
2330Zajęczy, kiedy zagrasz pieśń tryjumfu,
Pomyśl, że struna ci ta przypomina
Najmłodsze dziecko i uderz ją ręką,
Niechaj nie płacze.
Wstaje i do Ślaza mówi.
2335Chodź ze mną, człowieku,
Chodź! chodź! pójdziemy po harfę.
Wychodzi ze Ślazem.
ROZA WENEDA
Zwycięstwo!!!
Ukołysany — patrzcie! Cóż jest ojciec!!!
2340Nieście spiącego na tron Derwidowy.
Zwycięstwo! Sto serc ludzkich — za zwycięstwo!
Wychodzą.
CHÓR DWUNASTU HARFIARZY
O! ileż trzeba ofiar! ile jęku!
Nim zemsty straszna noc jak piorun błyśnie!
Oto zwycięstwa moc w gołąbki ręku;
2345Tu wodza rąk dwie bratnich łańcuch ciśnie;
Tu król, co jękiem harf zwyciężyć mniema
I głośniej grać — niż mrący ludzie jęczą;
Tu wróżka z krwią na rzęsach stoi niema
I słucha, jak na mieczach miecze brzęczą;
2350I widzi strasznych czynów ludzkich końce,
Przeczuwa boży sąd. — A gdy noc głucha,
To z wiary mrącym ludziom robi słońce,
Woła piorunów, patrzy, jak biją — i słucha.
AKT V
SCENA I
Sala w zamku Lecha oświecona od
[97] gęstych piorunów.
Lech,
Sygoń,
Święty Gwalbert.
LECH
Na koń! straż przednia pierzchła.
ŚWIĘTY GWALBERT
LECH
W czyjekolwiek imię,
Biorę, gdy dajesz; jeśli nie dasz, wydrę.
ŚWIĘTY GWALBERT
Każ mi dać konia, bo dzisiejszej nocy
2360Najświętsza Panna, w celi mej spalona,
Objawi mi się nad najświętszym trupem,
Nad krwią najbardziej Bogu ukochaną.
Każ mi dać konia.
LECH
Ha, pioruny biją.
2365Jakby się walił świat — Straż przednia pierżchła,
Hej! miecz Rolanda…
Wchodzi Gwinona w żałobie.
Moja czarna żono —
Siedź w zamku… i każ wieżycom na czole
2370Położyć gwiazdę z ognia — ile razy
Pioruny zgasną, a we krwi utonę,
Wypłynę z koniem ku twemu ogniowi.
Pocałuj dzieci. — Uśpić je musiało
Parne powietrze.
GWINONA
2375Arfon się piorunów
Lęka i płacze.
LECH
GWINONA
LECH
Na koń, rycerze! a ty zamknij okna,
2380Żeby nie wleciał tu na miejsce męża
Piorun czerwony. Lechici, do broni!
Wychodzą wszyscy prócz GWINONY.
GWINONA
Chodźcie tu, dziewki, bo mi samej straszno!
Wchodzą Dziewice.
Czy która bajek nie umie? niech gada,
2385Bo mi tak straszno, jak w śmierci godzinę.
Wiecie, że mój syn już pewnie nie żyje,
Ona po harfę ojca nie wróciła; —
Pewnie nie żyje mój syn! Ale jeszcze
Ja mam nadzieję. — Ach! jak mi okropnie!
2390Wy także wszystkie jesteście strwożone,
Jak białych stado łabędzi. Tej nocy
Coś okropnego stanie się. — Dziewczęta,
Idźcie spać — sama zostanę wam strażą.
Dziewice wychodzą.
2395W powietrzu jakiś straszny piorunowy
Zapach i dziwne skargi, i płakanie,
Jakby się skarżył mój syn opuszczony
I wołał: „Matko! matko! matko!” — ha! ha!
Wchodzi Lilla Weneda.
2400Czy syn mój przyszedł z tobą?…
Lilla Weneda odpowiada gestem rozpaczy.
Nie dręcz ty mnie,
Ale odpowiedz prosto, że zabity,
A jeśli żyje, odpowiedz, że żyje;
2405
Pocałunkami… O! powiedz, że żyje.
Lecz jeśli? jeśli mój syn?…
LILLA WENEDA
GWINONA
zbliżając się wściekle, lecz z wolna.
Jeśli już?… mój syn… już…
LILLA WENEDA
GWINONA
LILLA WENEDA
Na harfę moją czeka człowiek.
GWINONA
Chwyta ją za szyję.
LILLA WENEDA
Pani sroga, ty mię dławisz!
GWINONA
LILLA WENEDA
GWINONA
Krzycz! krzycz, krzycz! harfiarko.
Zrywa pas i dusi Lillę Wenedę.
Krzycz, uduszona. — A co? — już bez ducha! —
2420Do mnie, dziewice! do mnie — trup jest ze mną.
Wbiegają Dziewice.
DZIEWICA
GWINONA
DZIEWICA
GWINONA
DZIEWICA
2425Okropność! okropność! okropność!
GWINONA
Okropność — to ja udusiłam wstążką —
Czy się boicie tknąć rękami trupa?
Ha?…
DZIEWICA
GWINONA
2430Oni mi zabili
Syna. —
DZIEWICA
O! biedne! bielutkie stworzenie!
Cóż ci zawinił biedny gołąbeczek?
Pozwól przynajmniej, że ją ubierzemy
2435W srebrną bieliznę, w bławatki, w narcyzy;
I zaśpiewamy nad umarłą lament.
O! jak te piersi krąglutkie ostygły!
Jak te nóżeczki zimne zbłękitniały!
Pomóżcie, siostry, wynieśmy ją razem
2440Z tego pokoju, gdzie przez okna czarne
Ciekawe patrzą błyskawice z krzykiem. —
Ostrożnie! nóżki owińcie koszulą; —
Ona się do nas uśmiecha… Ostróżnie!
Wynoszą ciało Lilli Wenedy.
GWINONA
Gdym ją dusiła, dziesięć matek było
2445We mnie zamkniętych — teraz przerażona,
Że wszystkie we mnie syczące gadziny
Ucichły — jestem jak trup. — Co uczynię?
Aha — odeszlę Derwidowi harfę.
A sama włożę zbroję… w krew się rzucę…
Wychodzi.
SCENA II
Pole przed zamkiem Lecha.
ŚLAZ
stukając do bramy
2450Hej! hej! czy jest tam kto? czy tu pioruny
Wybiły ludzi? czy się pan odźwierny
Powiesił? hej! hej! — pies wyje żałośnie.
Mości psie, proszę, przypomnij królowej,
Że ja tu czekam na harfę… hej! hej! hej! —
2455Nikogo — tylko psy żałośnie wyją,
Jakby tam w kogoś miał uderzyć piorun.
Hau! hau! — bogdajbyś zdechł! bogdaj cię piorun!
Hau — hau — czy w panu swoim wąchasz trupa?
Czy śmierć kościana ci przeszła pod nosem? —
2460Brrr… aż mi zimno. — Cóż to są za mary?
Otwiera się brama, wychodzą Dziewice w bieli z pochodniami, niosąc skrzynię od harfy zamkniętą.
DZIEWICA
ŚLAZ
DZIEWICA
Oto jest w zamknięciu
Harfa Derwida; odnieś ją i powiedz,
2465Że dotrzymuje przysięgi Gwinona.
ŚLAZ
Włóżcie mi, proszę, pudło na ramiona,
Piękne dziewoje.
DZIEWICA
Wychodzą.
ŚLAZ
Pełno teraz po drogach ludzkiego rozcieku
[99],
2470A śmierć pod swoją kosę głupich ludzi garnie,
A pioruny jej świecą z nieba jak latarnie.
To zaś mój święty Gwalbert zowie światłem wieku…
Wychodzi ze skrzynią na ramionach.
SCENA III
Pole walki, noc błyskawicowa.
Lech i Sygoń wchodzą.
LECH
O! mój Sygonie! to walka olbrzymów!
Pioruny przeciw nam; bo tylko słuchaj:
2475Już przez szeregi na pół wyrąbane
Przelatywałem na wskroś… już oczyma
Sięgałem w samo krwawe serce wrogów,
Już byłem wpadał — tam, gdzie pod dębami
Starce, pochodnie, harfy zgromadzone
2480Pod skrzydłem siedzą błyskawic, jak owce
W burzę pod gruszą tulące się wiankiem:
Jużem miał w rękach króla — kiedy nagle
Piorun nad głową moją roztrzaskany
Zabił mi konia.
SYGOŃ
2485Panie, rzecz straszniejsza!
Spotkałem wodza Wenedów.
LECH
SYGOŃ
Wódz ten dwie głowy ma na jednym ciele,
2490Czasem się obie głowy razem schodzą,
I plączą rogi na hełmach ogromne:
Czasem się jedna zaiskrzona ciska
Z wściekłością węża na ludzi… a druga
Patrzy spokojnie i szuka oczyma
2495Serc w naszych piersiach.
LECH
Wybiega.
SYGOŃ
Włos mi osiwiał — ale tak okropnej
Nocy za życia mego nie widziałem.
Chorągwie toną we krwi — jedną piorun
2500Zapalił złotym płomieniem i bladość
Lekkiego ognia rzucił ludziom w twarze…
Lelum i Polelum wchodzą.
LELUM
Napadają na Sygonia.
SYGOŃ
Wodzu ohydny Wenedów,
Jeśli człowiekiem jesteś, będziesz trupem.
Biją się.
POLELUM
2505Zakręć łańcuchem koło niego… i zwiąż.
Gdy Polelum walczy, Lelum obiega w koło Sygonia i okręca mu łańcuch na gardle, tak że Sygoń zostaje powieszony na łańcuchu, który łączy ręce bratnie.
LELUM
Teraz rozbieżmy się, łańcuch udusi.
POLELUM
LELUM
Leży uduszony.
Odwijają łańcuch, Sygoń się wali trupem.
2510Na łuku moim kładź zatrute strzały.
O! gdyby ojca harfy jęk — o! gdyby
Jeden jęk tylko harfy Derwidowej,
A z wszystkich byłyby — o takie trupy…
Wychodzą.
SCENA IV
Pole toż samo.
Lech, Sygoń zabity.
LECH
Sygoń! tu do mnie! Sygoń! znów zabiłem
2515Ludzi dwunastu, miecz mi się wyszczerbił.
Co widzę! Stary Sygoń leży trupem?
O! zemsta! zemsta!
Wchodzi Święty Gwalbert z krzyżem.
ŚWIĘTY GWALBERT
LECH
Zdejm z niego zbroję i zobacz, gdzie ranny?
ŚWIĘTY GWALBERT
2520Na ciele żadnej nie odebrał rany,
Lecz ma zsiniałą twarz jak powieszony,
Albo zabity piorunem.
LECH
O, zemsta
Nad piorunami!…
Wychodzi.
ŚWIĘTY GWALBERT
2525Biedny poganinie,
Chodź, ja dam tobie pogrzeb chrześcijański.
Wychodzi, ciągnąc trupa.
SCENA V
Monument z druidycznych kamieni w lesie.
Derwid na tronie kamiennym, wokoło Dwunastu Harfiarzy na dwunastu siedzi kamieniach, przy każdym harfa złota i pochodnia w ziemię zatknięta, Roza Weneda stoi za ojcem na tronie. — Dąb Derwidowy na prawo.
DERWID
Cóż? jeszcze nie ma harfy, a ja słyszę
Jęki narodu i szelest płynącej
Krwi. — Jeszcze nie ma harfy — o! bogowie!
Wchodzi Wened ranny.
WENED
2530Przybiegłem ranny. — Lechici nas łamią,
Lud czeka pieśni.
DERWID
WENED
Ja konam, królu, graj pieśń… ja umieram.
Pada i kona.
DERWID
wstając na tronie i rwąc włosy
Pioruny, bijcie we mnie! o! pioruny!
2535Bądźcie wy królem! a ja będę harfą!
Królestwo moje to puch jak te włosy,
Które wiatr bierze z krwią moją wyrwane…
O! wichry, rwijcie mi włosy! o! wichry!
Lelum i Polelum wchodzą.
LELUM
Ojcze, giniemy, graj pieśń…
DERWID
2540Idźcie skonać,
Ja nie mam harfy.
ROZA WENEDA
Ustąpcie się wszyscy,
Już słyszę harfę idącą, już słyszę…
Uderzcie w tarcze, niech się zejdą wodze!
2545Ta pieśń uczyni z nich nieśmiertelniki.
A wszyscy, co ją usłyszą, żyć będą,
A wszyscy, którzy nie usłyszą, pomrą.
Wchodzi Ślaz z harfą w skrzyni
ŚLAZ
Otom się dobrze wam zasłużył, ludzie…
Przynoszę harfę — gdzie postawić?
ROZA WENEDA
2550Daj tu…
O dąb oparta królewski, niech czeka…
ŚLAZ
A wam królowa kazała powiedzieć,
Że dotrzymuje przysięgi.
ROZA WENEDA
ŚLAZ
2555A to i dobrze, schowam się w bagniska.
Odchodzi.
ROZA WENEDA
Królu! zwycięstwo daj twemu ludowi.
Wchodzi Wodzów Dwunastu z obnażonymi mieczami, wszyscy krwawi.
Oto są wodze i pieśni godzina.
Ojcze, przy dębie Derwidowym harfa.
DERWID
wstaje z tronu i zbliża się do harfy
2560O! jak mi serce drży! czy ja potrafię
W złociste struny uderzyć?… Już słyszę
Serca bijące w ludziach — gdzie ta harfa? —
Czekajcie! — Jak mi drży serce. — Gdzie harfa? —
Już czuję w sobie, że wy zwyciężycie,
2565Jeżeli duszę w pieśń przeleję całą,
A duszę już mam w rękach, tu — jak piorun,
Jak piorun całą ją cisnę na struny
I spiorunuję pieśnią.
Dotyka się omackiem skrzyni harfowej.
2570
Wenedo, otwórz.
Roza Weneda zdejmuje wieko ze skrzyni harfowej i cofa się, odciągając ojca za rękę. W skrzyni bowiem zamiast harfy widać umarłą Lillę Wenedę w śmiertelnej koszuli, z wieńcem bławatkowym na głowie.
Puszczajcie do harfy!
Dlaczego wy mnie trzymacie za szaty?
2575Dlaczego wstręty czynicie starcowi?
Ja jestem pełny ducha! — ja się wyrwę
I ta pieśń moja będzie nieśmiertelną.
Wyrywa się z rąk córki i kładzie ręce na twarzy zmarłej Lilli Wenedy.
Cóż to?… rzecz jakaś zimna… to nie struny…
2580Ja pod palcami mymi czuję trupa…
Co to jest?… o! to nie harfa… to ciało
Mojej umarłej córki…
Chwila milczenia. Roza Weneda chce ojca odprowadzić od ciała zmarłej, starzec nie daje się córce.
Precz, gadzino!
2585Tu moja tamta córka… tu, tu w trumnie.
O! o! umarła! — Czekajcie! czekajcie!
Bo tu jest także pieśń, te złote włosy,
Na których będę grał. — Ja ciebie widzę!
Dzieweczko moja, widzę! — o! ja znajdę
2590Twoje usteczka. — O! nie odrywajcie,
Nie odrywajcie wy mnie od niej, proszę!
Nie odrywajcie.
ROZA WENEDA
Cóż to — nie słyszycie
Tej pieśni z łez królewskich? idźcie skonać!
DERWID
2595O! o! gołąbek mój martwy! o! martwy!
O! już na wieki martwy.
HARFIARZ
DERWID
Ja ciebie widzę, córko! twoja postać
Stoi mi w jamie, tu, powydzieranych
2600Oczu. — Ja ciebie widzę w grobie głowy.
O! gwiazdeczkami ukoronowana
W pachnącym cedrze, lampo pełna blasku.
Wychodzisz z rączki otwartymi… O! o!
Tu! — czy widzicie? tu — śmieje się płacząc…
2605Umarła moja, najmilsza umarła!
Moja jedyna!
ROZA WENEDA
Wiedziałam ja dawno,
Na jaką zwołam was pieśń, potępiony
Ludu przez Boga… już dawno widziałam
2610Na waszych czołach napisane krwawo
Życie trzydniowe. — Cóż! — czemu tak bladzi?
Któż tu jest kłamcą? los? czy ja? czy rozpacz,
Która niechcących umrzeć oszukała? —
Gołębie serca! o! jak wam leniwo
2615Do kończącego wszystko grobu! — Trzeba
Was było wszystkich oszukać i śmierci
Pędzić, jak białą trzodę owiec, w gardło.
Nie dosyć jeszcze?… o! wy, moje włosy
Wyrwane, w garść się wężów przemieniajcie
2620I dla strupiałych ludzi bądźcie biczem!
PIERWSZY Z WODZÓW
ROZA WENEDA
Ja ci przyrzekłam? — co? — Chodź tu i patrzaj!
I ty myślałeś, że więcej jest głosu
W strunach niż w trupa niewinnego ciszy?
2625Gdzież taka harfa jak ten trup? Gdzie takie
Tony żałosne, jak płacz tego ojca,
Co w rękach córki rozwija warkocze
I szuka w nich, jak w strunach drżących, głosu?
O! przysięgnijcie wy na nią, rycerze,
2630Że się pomścicie… resztę zdajcie gromom
I późnej zemście czasu… przysięgnijcie!
WODZE
Zaprzysięgamy zemstę… aż do śmierci.
Wychodzą.
LELUM
całując zmarłą siostrę.
Na ustach twoich, siostro, zaprzysięgam,
Że zobaczymy się dziś. O! Lechici!…
DERWID
dobywa z zanadrza nóż ofiarny i mówi, przebijając się dwa razy.
2635Synowie! o tak — o tak — w Lecha serce…
Pada martwy.
ROZA WENEDA
Tam stos na prawo… Weźcie te dwa ciała
I spalcie razem, a wokoło stosu
Trzymajcie urny z królów popiołami;
Jeśliby który Lechita szedł gwałtem
2640I chciał ze stosu porwać ciała święte,
To wy go tymi urny
[100] przywalicie.
Harfiarze biorą urny i pochodnie. — Czterech zaś kładzie na barki ciało Derwida i Lillę Wenedę w skrzyni cedrowej i wychodzą. — Roza Weneda obraca się do Lelum i Polelum i mówi.
Tu na tronowym kamieniu ułożę
Stos z pachnącego drzewa… Czekam na was…
Lelum [i] Polelum wychodzą walczyć, Roza Weneda odchodzi w głąb lasu.
SCENA VI
Pole walki. — Noc. — Burza.
LECH
wchodzi
2645Złamani! — Tych psów wycinać do reszty!
Cóż to za rycerz? —
Wchodzi Gwinona w zbroi.
GWINONA
Jam się uzbroiła
Mścić się za mego syna! mścić się jeszcze.
LECH
Można ich teraz rąbać jak barany —
2650Zupełnie ducha stracili ci ludzie.
Stracili ducha o samej północy
I odtąd rąbią ich nasi jak trzodę.
GWINONA
Harfiarza! ja chcę harfiarza!
LECH
Ostrożnie,
2655Bo przy nim musi być ludzi ostatek.
Gwinona wychodzi. — Święty Gwalbert wchodzi.
A ty co robisz?
ŚWIĘTY GWALBERT
Ja chrzczę niedobitych.
Aż mi się Matka Chrystusowa zjawi…
LECH
2660Chciałbym napotkać dwugłowego wodza
I ofiarować życie potworowi,
Byleby chodził za pługiem.
Wychodzi.
ŚWIĘTY GWALBERT
A ja tu
2665Ten wie, co waży świat… co warci ludzie —
Litośniejszymi są pioruny złote,
Bo tylko sosnom serca rozdzierają.
Na toż to matkom dzieci swe hodować,
Aby z nich były kiedyś takie jatki?
2670Każdy trup tyle wart, ile kosztował;
Spytaj się matki, niech oceni trupa —
Zlękniesz się… gdybyś zapłacił, co mówi,
Mogłaby kupić za zmarłego syna
Żywe królestwo, gdzie są milijony
2675Synów i matek…
ŚLAZ
pokazuje głowę spoza kępy
ŚWIĘTY GWALBERT
ŚLAZ
ŚWIĘTY GWALBERT
A jakże ty się tu znalazłeś?
ŚLAZ
2680Święty!
Wprzód mnie wyratuj za uszy — bo tonę,
A potem twoje zaspokoję uszy…
ŚWIĘTY GWALBERT
ŚLAZ
Nie ja,
2685Diabeł ją spalił — jam cię, ojcze, szukał,
Aby się tobie na diabła poskarżyć…
ŚWIĘTY GWALBERT
Dziś odkupienia noc… Gapiu, chodź ze mną.
ŚLAZ
Teraz do śmierci będę księżym sługą.
Wychodzi.
SCENA VII
Inna część pola.
Lech wchodzi.
LECH
Gryf wchodzi.
GRYF
LECH
GRYF
Małżonka twoja, panie, leży trupem.
LECH
GRYF
2695A tym okropniej, że już lud Wenedów
Bezbronny, miecze rzucając, uciekał…
Kiedy królowa, obaczywszy wzgórze
I płomień wielki, czerwony i wieniec
Czarnych postaci przy płomieniu krwawym.
2700Krzyknęła: «Derwid tam musi być stary!»
I z obnażonym mieczem szła na górę.
Wtenczas ci czarni, stojący przy stosie,
Na którym dwoje paliło się trupa
[101],
Chwycili urny, pełne dawnych prochów,
2705I na królową, co się skał imała
[102],
Rzucili z góry straszne popielnice.
Przybiegłem — ona leżała okryta
Prochem i ludzi umarłych kościami,
Z piersią okropnie roztrzaskaną — martwą.
LECH
2710Biedne me dziatki… będą pytać o nią.
Patrzaj, nie mogę teraz płakać… krwawy.
Nieście do zamku zwłoki nieszczęśliwej
I każcie obmyć z ludzkiego popiołu.
Wychodzą.
SCENA VIII
Monument druidyczny. — Stos ułożony w miejscu, gdzie stał tron Derwida.
ROZA WENEDA
sama
Już lud wyrżnięty i ustaje burza.
2715Przed chwilą tu był król, ludzie, pochodnie;
Teraz dwanaście tych pustych kamieni,
I tak na wieki już! i tak na wieki!
Wchodzi Polelum, niosąc na rękach ciało zabitego brata, jeszcze przykute doń łańcuchem.
I cóż, nie mówisz nic do mnie, Polelum?
POLELUM
2720O! patrz, zabity brat na piersiach mi śpi.
ROZA WENEDA
Czy rozciąć
[103] łańcuch między wami dwoma?
POLELUM
Nie rusz łańcucha. — Gdzie stos dla umarłych?
ROZA WENEDA
Masz zgliszcze, burza zgasiła pochodnie.
POLELUM
ROZA WENEDA
Polelum wchodzi na stos z trupem brata.
POLELUM
Jam gotów — pieśnią zawołaj piorunów.
O! śpij na piersiach moich, bracie blady.
Wszystko skłonione do snu na tym świecie. —
Wróżko, zawołaj piorunów! jam gotów…
ROZA WENEDA
2730Podnieś do nieba rękę z ręką trupa.
Wołajcie oba gromów — łańcuchami.
Wchodzi Lech.
LECH
Stójcie, poganie! przynoszę wam życie.
Wchodzi Święty Gwalbert.
ŚWIĘTY GWALBERT
Stójcie, poganie! przynoszę wam wiarę.
POLELUM
Życie i wiarę?! — Boże! patrzaj z nieba
2735Na tych dwóch ludzi przed stosem Weneda
Konającego — patrzaj na tych ludzi,
I pomyśl, jakim ty dajesz stworzeniom
Chwilę tryumfu i urągowiska?
I przyszli, kiedy mój lud cały skonał!
2740I przyszli, kiedy mój brat już nie żyje!
I przyszli, kiedy niebo oświecone
Łunami stosów, gdzie się palą trupy!
I tu mi dają życie. O! stworzenia!
Czuję nad wami w sercu wielką litość
2745I wielką wzgardę! O! nie pozwól, Boże,
Aby grobowiec mój był na tej ziemi,
Gdzie oni żyją. — Chmury! czarne chmury,
Co uciekacie z nad trupiego pola,
Ostatnie miecąc pioruny… o! chmury!
2750Podnoszę do was tę rękę w łańcuchu,
Z tą drugą ręką mego brata trupa;
Obie te ręce i ten łańcuch proszą
O piorun jasny, litosny, ostatni…
Cóż! nie słuchacie?… Więc tą ręką trupią
2755I tym łańcuchem wyzywam do walki
Was, napełnione piorunami burze,
Aż prośbą piorun wasz niewywołany
Wydrę przekleństwem!
Piorun bije w stos i drzewo zajmuje się złotym płomieniem. — Lelum i Polelum nikną w blasku. — Powoli nad gasnącym stosem ukazuje się postać Bogarodzicy.
ŚWIĘTY GWALBERT
pokazując na zjawienie.
LECH
2760Cudowne widmo w obręczu z płomyków.
ROZA WENEDA
wchodząc na stos zagasły, grzebie w popiołach, znajduje łańcuch próżny, którym przykuci byli do siebie Lelum i Polelum, i rzucając go pod stopy LECHA, mówi.
Patrz! co zostało z twoich niewolników!