Spis treści
- Artysta: 1
- Choroba: 1
- Ciało: 1
- Cierpienie: 1
- Córka: 1 2 3
- Dorosłość: 1
- Duch: 1 2 3 4 5 6 7
- Dworek: 1
- Dziecko: 1 2 3 4
- Dziedzictwo: 1
- Dziewictwo: 1
- Filozof: 1
- Gospodarz: 1
- Grzeczność: 1
- Honor: 1
- Kłamstwo: 1
- Kobieta: 1 2 3 4 5 6 7
- Kobieta demoniczna: 1 2 3
- Kochanek: 1 2 3 4 5 6 7 8 9
- Łzy: 1
- Matka: 1 2
- Mąż: 1 2 3
- Mężczyzna: 1 2 3 4
- Miłość: 1 2 3
- Miłość silniejsza niż śmierć: 1 2
- Morderstwo: 1
- Mucha: 1
- Nuda: 1
- Obyczaje: 1
- Ojciec: 1 2 3 4 5
- Pies: 1
- Pocałunek: 1
- Poeta: 1 2
- Poezja: 1
- Potwór: 1 2
- Pozory: 1
- Prawda: 1
- Rodzina: 1
- Samobójstwo: 1
- Sługa: 1 2 3
- Strach: 1
- Szlachcic: 1
- Śmierć: 1 2 3 4
- Trup: 1
- Twórczość: 1
- Zabawa: 1
- Zaświaty: 1
- Zdrada: 1
- Zdrowie: 1
W małym dworkuSztuka w trzech aktach1921
Tytus Czyżewski Elektryczne wizje
OSOBY:
- Ojciec — Dyapanazy Nibek, dzierżawca małego mająteczku w Sandomierskiem. Lat 50. Ubrany tabaczkowo z czarną, żałobną przepaską. Brunet, silnie siwawy. Broda ogolona. Wąsy.
- Jego córki — Zosia i Amelka Nibekówny. Zosia — 12 lat, blondynka. Amelka — 13 lat, brunetka. Ubrane różowo, z bladobłękitnymi szarfami i kokardami we włosach.
- Kuzyn — Jęzory Pasiukowski. Poeta, lat 28. Brunet. Ogolony. Ubrany czarno.
- Jego i Nibków kuzynka — Aneta Wasiewiczówna. Lat 26. Nauczycielka muzyki. Ładna. Kasztanowate włosy.
- Widmo matki — Anastazji Nibek, z domu Wasiewicz. Lat 30. Bardzo ładna blondynka o ciemnych oczach. Ubrana biało, powłóczyście, z wiankiem rumianków na głowie. Mówi uroczyście (chyba że zmiana tonu jest specjalnie wyszczególniona). Chodzi krokiem posuwistym.
- Dwóch oficjalistów — faceci około lat 35.
- a) Ignacy Kozdroń — brunet ogolony. W pierwszym akcie ubrany tabaczkowo, w drugim biało-żółto, w trzecim tabaczkowo. Długie buty.
- b) Józef Maszejko — blondyn z bródką. W pierwszym akcie ubrany szaro, jak do konnej jazdy. W drugim i trzecim — żółty nankin i długie buty.
- Kucharka — Urszula Stechło. Lat 45. Ubrana w szarą bluzkę i spódnicę. Na głowie czerwona chustka. Gruba.
- Chłopiec kuchenny — Marceli Stęporek. Lat 15.
Rzecz dzieje się w Kozłówkach, w powiecie sandomierskim.
AKT PIERWSZY
SCENA PIERWSZA
ANETA
NIBEK
ŚmierćA więc po prostu zrobimy normalną ekspozycję. Uważajmy to wszystko za dramat, za początek dramatu. (pyka z fajki) Świetny tytoń. A więc, po prostu, było to tak: moja żona, a twoja ciotka, Anastazja, umarła. (zrywa się i wytrząsa popiół z fajki o but) I na tym koniec! Rozumiesz? I nigdy żebyś nie śmiała więcej o to pytać. (stuka fajką o stół i wylatuje na lewo. Słychać jego krzyki) Zosia! Amelka! A tej chwili do salonu bawić starszą kuzynkę!
ANETA
SCENA DRUGA
ANETA
Przyjechałam zastąpić wam matkę, (z patosem) biedną waszą mamę, a moją ciocię. Będę was uczyć gry na fortepianie, o ile nie pójdziecie znowu do klasztoru. Tylko co skończyłam konserwatorium z medalem.
AMELKA
To nam wszystko jedno, czy z medalem, czy bez. A mamy nikt nam nie potrzebuje zastępować, bo my tak jej nie żałujemy, a zupełnie inaczej.
ANETA
AMELKA
ZOSIA
Córka, Dorosłość, Kobieta, Mężczyzna, Ojciec, ZabawaJa w ten dzień, kiedy pochowali mamę na cmentarzu, zakopałam do grobu wszystkie moje lalki — o tam, w ogrodzie (pokazuje okna). Ona (wskazuje na Amelkę) już od roku nie bawi się lalkami. Ma już trzynaście lat. A mama to była moja największa lalka. Tatuś z nią się też bawił jak z lalką — to była nasza wspólna lalka. Mama mówiła, że u nas w rodzinie wszystkie panienki w dwunastym roku przestają się bawić lalkami. Ja skończyłam dwanaście lat i mama umarła. Mamę zakopali grabarze, a ja zakopałam lalki. Więcej niech pani nie pyta, bo nie powiem.
AMELKA
ANETA
ZOSIA
ANETA
Już wiem, raczej domyślam się wszystkiego. Zostańcie tu same. Potem, jak się ściemni, opowiem wam bardzo dziwne rzeczy. Teraz muszę iść.
SCENA TRZECIA
AMELKA
Jaka ona głupia. Hi, hi! Ona myśli, że ona nam coś dziwnego opowie. Potwór, StrachWidzę przed sobą czerwone oczy — tam, za piecem. Jakiś potwór przesuwa się tuż koło mnie. Siada ci na kolanach, Zosia. Nie boję się nic.
ZOSIA
SCENA CZWARTA
AMELKA
Dobrze (wstaje i bierze stolik, ustawia go między kanapą, stołem i fotelem, na którym siedzi Zosia) Tylko bądź cierpliwa. Ściemnia się coraz więcej.
ZOSIA
AMELKA
KUZYN
AMELKA
ZOSIA
KUZYN
Dobrze, ale pod warunkiem, że będziecie mi potem pomagać w wytrzymaniu tego wieczoru. Nie pójdziecie dziś spać tak wcześnie. Jestem szalenie opuszczony, a nie mam pieniędzy, żeby wyjechać.
AMELKA
SCENA PIĄTA
AMELKA
KUZYN
PrawdaZnam jaskinie, w których się ryje — ani wzdłuż, ani wszerz, ani wprost, ani w poprzek, tylko w samą Prawdę — malutki otworek, przez który Bóg usiłuje podać rękę człowiekowi.
WIDMO
ZOSIA
AMELKA
WIDMO
Umarłam z własnej woli. Nie zabiłam się ani nikt mnie nie zabił. Chciałam umrzeć i umarłam. Zrobił mi się rak w wątrobie. O tym nikt z was nie wiedział, bo ukrywałam starannie moje boleści.
ZOSIA
WIDMO
KUZYN
WIDMO
ZOSIA
KUZYN
To jest bardzo niezwykły wypadek. A jednak ona jest widmem i tylko widmem. Ta ręka nie ma ciężaru. A może mi się to tylko wydaje. (odchodzi od niej) Czuję, że będę dziś strasznie samotny o dziesiątej. (do dziewczynek) Na miłosierdzie boskie nie opuszczajcie mnie dzisiaj.
ZOSIA
KUZYN
WIDMO
KUZYN
Choroba, Ciało, Cierpienie, Nuda, Poeta, TwórczośćNie ma żadnych okropnych rzeczy. Znam wojnę, rewolucję, śmierć ukochanych osób i tortury. To wszystko jest głupstwo. Okropną rzeczą jest tylko nuda i to, jeśli żaden wiersz do głowy nie przychodzi i jeśli przy tym chce się coś pisać, coś, o czym się jeszcze nie ma pojęcia — tak jak mnie teraz. A! To jest prawdziwa męka.
WIDMO
Najgorszą rzeczą jest ból fizyczny, a szczególnie rak w wątrobie. Ale nie jestem poetką. Nie znam tych waszych męczarni.
AMELKA
Jaki on jest głupi, ten Jezio. Hi, hi! Nic już się go nie boję. Jak jest mama, nie boję się nikogo.
SCENA SZÓSTA
KUCHARKA
WIDMO
SCENA SIÓDMA
NIBEK
WIDMO
NIBEK
WIDMO
KUZYN
AMELKA
ZOSIA
WIDMO
KUZYN
A pamiętasz wtedy na wiosnę, tego roku? Pamiętasz naszą rozmowę w ogrodzie? Ja ci wszystko przypomnę. Była piąta po południu. Kwitnął bez. Czytałem ci wtedy ten wiersz. (deklamuje)
SCENA ÓSMA
KUCHARKA
NIBEK
SCENA DZIEWIĄTA
WIDMO
Tak. Pamiętam ten wiersz. Na tym się wszystko skończyło. Mogło być coś — temu nie przeczę — ale nic nie było.
NIBEK
KUZYN
Nie na tym! Nie na tym! Wszystko się od tego zaczęło: moje szczęście i moja nieludzka męczarnia. Męczyłem się strasznie, ale pisałem wiersze jak maszyna. Od czasu twojej śmierci — nic. Ani w ząb. Jakby mi ktoś wszystko z głowy wymiótł.
SCENA DZIESIĄTA
KOZDROŃ
Dobry wieczór państwu. (ściska rękę Nibka) Ceny na zboże idą w górę. Dobra nasza. (spostrzega się) Ale — proszę mnie przedstawić.
NIBEK
WIDMO
KUZYN
WIDMO
NIBEK
KOZDROŃ
NIBEK
KOZDROŃ
Ja się boję! Weźcie ją! Ona nie żyje. Ja nie otworzę oczu. Ja nie chcę widzieć. Kto jesteście wszyscy? O Boże, Boże! Ja nie otworzę oczu! Och! Bodajbym oślepnął!
WIDMO
KUZYN
SCENA JEDENASTA
KUCHARKA
Panie Nibek, pan Maszejko prosi pana zaraz do kancelarii. Mówi, że wszystkie suki zborsuczyły się dziś o szóstej na folwarku.
NIBEK
SCENA DWUNASTA
MASZEJKO
NIBEK
KUZYN
NIBEK
Grzeczność, Obyczaje, ZdrowieMASZEJKO
WIDMO
NIBEK
WIDMO
MASZEJKO
Pani dobrodzika żartuje chyba. Widzę, że wszyscy są w świetnych humorach. (zaciera ręce) Ale to zwykły atak epilepsji — to nic.
WIDMO
Zaiste, w świetnych jesteśmy humorach. Nieprawda, Dyapanazy? Sameś mi pan ułatwiał z nim schadzki, panie Maszejko.
KOZDROŃ
WIDMO
NIBEK
Panie Maszejko. Moja żona i pan jesteście najsilniejszymi ludźmi we dworze. Bierzcie go we dwoje i odnieście do kancelarii. Może przyjdzie do siebie.
KUZYN
WIDMO
Ani się waż, kuzynie. Polecam twojej opiece tę dziewicę. (wskazuje na Anetę) Bierz go, panie Maszejko!
SCENA TRZYNASTA
KUZYN
ANETA
NIBEK
Tak — wola mojej nieboszczki żony jest i będzie święta w tym domu. W jedno tylko nie uwierzę, że miała romans z Kozdroniem.
KUZYN
SCENA CZTERNASTA
NIBEK
WIDMO
NIBEK
WIDMO
NIBEK
AMELKA
ZOSIA
WIDMO
AMELKA
ZOSIA
WIDMO
KUZYN
ANETA
WIDMO
Tak, przypatrz się jej dobrze, Jęzory. Strzeż jej i kochaj ją bez granic. Może ona wróci ci jeszcze natchnienie.
SCENA PIĘTNASTA
NIBEK
AMELKA
KUCHARKA
SCENA SZESNASTA
ANETA
Ach — nareszcie! Nikt nie pomyślał w tym domu, że jestem z podróży. Nikt nie dał mi nawet szklanki herbaty.
NIBEK
PoetaAMELKA
KUZYN
ZOSIA
KUZYN
AMELKA
AKT DRUGI
SCENA PIERWSZA
KUCHARKA
Pijcie, dzieci. Nie czekajcie na ojca. Jest w kancelarii z panem Kozdroniem. A ta panna, co wczoraj przyjechała, to sobie jeszcze napuszcza urodę na twarz, a może i gdzie indziej. Pańskie ma zwyczaje, strasznie pańskie.
ZOSIA
KUCHARKA
Niech Zosia będzie grzeczna, bo pan znowu Zosi każe w rękę mnie pocałować, jak wtedy, po pogrzebie pani.
ZOSIA
AMELKA
URSZULA
O! Już ja wiem, jako nerwy w człowieku luktują. Oj, te nerwy, te nerwy. Ale to u starych, a nie u takiego ciamkacza.
SCENA DRUGA
AMELKA
KUZYN
AMELKA
KUZYN
ZOSIA
AMELKA
ZOSIA
Mam jakieś takie dziwne myśli, że się z tym nigdy nie rozstaniemy; że nie pójdziemy już do klasztoru.
KUZYN
SCENA TRZECIA
NIBEK
No, no, panie Kozdroń. Niech się pan raz uspokoi. Jesteśmy między swoimi. Zostawmy tę kwestię na boku. Czy ona jest, czy jej nie ma, czy żyje, czy umarła, czy to było złudzeniem wszystko — czy nie, w każdym razie niech pan się czuje między nami jak w rodzinie.
KOZDROŃ
Ja, panie Nibek, wolałbym nie żyć niż zobaczyć coś podobnego. Słońce świeci, ładna pogoda, a mnie się zdaje, że wszystko jest pokryte jakimś czarnym puchem. Na dwa kroki przede mną unosi się jakaś czarna ścierka. Och! Żebym mógł nie myśleć!
NIBEK
KUZYN
NIBEK
Nie obrażamy się. Wiemy, co to jest natchnienie. Amelka, nalewaj panu kawy. Przywitajcie się z panem, dziewczęta.
KOZDROŃ
Ach! Zdaje mi się, że mi przechodzi. Znowu, wie pan, zaczyna się ta codzienna zwykłość. Znowu jest dobrze.
NIBEK
Ależ oczywiście. Panie — powtarzam: nawet gdyby tak było, nawet gdyby pan — rozumie pan? — tego, hm, był w stosunku do mnie nie w porządku, fakt stał się. Zabiłem ją i kwita.
KOZDROŃ
NIBEK
A z panem to trzeba tak, jak z histeryczną babą! (krzyczy) Pić kawę w tej chwili, bo ci łeb rozwalę, ty galareto! Milczeć!!! Ani słowa więcej!!! Nie myśleć nic! (spokojniej — dziewczynki podczas tego chichocą) Musi się pan przyzwyczaić do tego, że nawet gdyby tak było, nawet — rozumie pan? — żyć pan musi normalnie. Ja pana z Kozłowic nie wypuszczę. Ja bez pana jestem jak bez ręki i bez połowy głowy: jestem półgłówkiem.
KOZDROŃ
Ja będę się starał, panie Nibek. (połyka z trudem) Ja będę się starał, ale przyzwyczaić się do tej myśli od razu nie mogę. (prawie z płaczem) No, nie mogę…
KUZYN
A! Moglibyście panowie zwrócić uwagę na to, że ja piszę. Od wielu miesięcy pierwszy raz. To was nic nie obchodzi.
SCENA CZWARTA
ANETA
KUZYN
NIBEK
O — widzi pan, jaka śliczna jest dziś Aneta! Niech pan z nią poflirtuje trochę, a potem idziemy do kancelarii
ANETA
Nie, wuju. Ja nie mam czasu na flirty z panem Kozdroniem, a kawę piłam w łóżku. Idziemy na lekcję. No, chodźcie, dzieci! Już umówiłam się z ojcem, że tej zimy do klasztoru nie pójdziecie. Zostaję tu i będę was uczyć wszystkiego.
NIBEK
ZOSIA
Dziękujemy ci, tatusiu. Widzisz, Amelka? Ja ci to już mówiłam. Zupełnie sprawdza się jak we śnie.
AMELKA
Ach! Co za szczęście, ojczulku! (całują w rękę Nibka i biegną za Anetą) Teraz będziemy cię kochać, Aneto, tak jak mamę, a może więcej.
ANETA
KUZYN
SCENA PIĄTA
NIBEK
Córka, Kobieta, MatkaCzyż to nie jest wzruszające? Te moje dwa aniołki? Jakież cudowne będą z nich kobiety! Muszę pracować jak wół, aby dać im to, na co zasługują. Takich dzieci nie ma w całej okolicy. Aż po samą Warszawę nic pan podobnego nie znajdzie. To są czyste duszyczki, zamknięte w jakichś mgiełkach z eteru, panie Kozdroń. Ja czasem dziwię się, że one jedzą, piją, śpią i budzą się. Prawda, że Zosia to jest elf? A Amelka znowu przypomina mi sylfa. — No, odpowiadaj pan, panie Kozdroń.
KOZDROŃ
NIBEK
A kto je urodził? Anastazja, panie Kozdroń, Anastazja. W nich powinniśmy czcić duszę, a nawet ciało naszej ukochanej zmarłej. Rozumie pan? A nie wyprawiać histeryczne ataki od lada głupstwa.
KOZDROŃ
Znowu pan zaczyna. Ledwo trochę doszedłem do równowagi, a pan znowu swoje. Dziecko, Kochanek, OjciecCzyżby pan naprawdę mnie podejrzewał?
NIBEK
Ja nic nie podejrzewam. Ale powiedz pan sam: czyż wszystko nie jest możliwym? Może moja nieboszczka żona miała dwóch kochanków: jednego dawniej, drugiego teraz. (z nagłym niepokojem) Powiedz pan, może Zosia nie jest moją córką? Ma oczy tak niepodobne do naszych: Anastazji i moich. Ma ten sam głupi fiolet w oczach co pan. Ten sam idiotyczny uśmiech.
KOZDROŃ
NIBEK
Panie, niech pan pamięta, że bez pana jestem niczym. Los moich córek jest w pańskich rękach. (z nagłym niepokojem) A może pan ma ukryte zobowiązania? Może pan naprawdę… O, Boże! Po cóż u diabła starego siedzi pan w tych przeklętych Kozłowicach? Ma pan wolną drogę przed sobą, a siedzi pan tu jak grzyb. A może mnoży się pan tu także jak grzyb po deszczu? Panie Kozdroń, zaklinam pana…
KOZDROŃ
NIBEK
Błagam pana. Ja potem wszystko dla pana zrobię. Ja będę miał stosunki. Moje córki wyjdą za hrabiów, za książąt. Ja zrobię z pana cudownego człowieka, tylko mnie pan nie opuszczaj.
KOZDROŃ
SCENA SZÓSTA
WIDMO
Cóż to za rozkosz piekielna widzieć męża i kochanka w takiej doskonałej zgodzie. Tego nigdy nie miałam za życia.
KOZDROŃ
NIBEK
Spokój, bo cię zastrzelę jak psa! (wydobywa rewolwer i wytrząsa nim Kozdroniowi przed nosem) MuchaAni słowa, bo zginiesz jak mucha!
No, Anastazjo. Może wypijesz z nami kawy, dobrej porannej kawy z bułką z masłem i miodem? A może sera? Przepyszny gliwuś udał się dziś Urszuli.
WIDMO
NIBEK
A może wódki? Dawno nie piliśmy naszej świątecznej rannej wódki. Pamiętasz? To świetnie nam zrobi.
WIDMO
NIBEK
SCENA SIÓDMA
WIDMO
DuchNalej mi tymczasem kawy, mój Ignacy. I przestań się tak bać. Jeżeli jestem nawet widmem, to w każdym razie różnię się od innych. Jestem widmem, które je i pije. Nawet wódkę pije, mój biedny Ignacy.
KOZDROŃ
WIDMO
KOZDROŃ
Przebacz, Anastazjo, ale naprawdę nie wiedziałem, co mam myśleć. Dziś, od tej chwili, jestem zdecydowany na wszystko.
Duch, Honor, Kochanek, KłamstwoWIDMO
KOZDROŃ
WIDMO
KOZDROŃ
Nie mów tak, bo jakaś cienka szybka tylko oddziela mnie od najpotworniejszego strachu. Jak to coś pryśnie, będę wariatem. Na Boga! Nie przerażaj mnie. (bierze ją za prawą rękę) Och, jakaż twoja ręka jest lekka! Ona nic nie waży. Och! Znowu zaczynam się bać.
WIDMO
KOZDROŃ
Dobrze. Będę spokojny. Niech się dzieje, co chce. Ale powiedz mi, czy Zosia jest córką Nibka czy moją? Wszystko mi się poplątało we łbie i nic nie wiem, co było pierwej, a co później.
WIDMO
Biedny Ignacy! Uspokój się. Zosia jest córką Dyapanazego. Daję ci na to słowo widma. Czy ci to nie wystarcza? Mam wszystkie daty zapisane w dzienniku. Nie czytałeś dotąd mego dziennika?
KOZDROŃ
WIDMO
KOZDROŃ
Bo on tu robił jakieś aluzje do niebieskich oczu Zosi, do jakiegoś podobieństwa uśmiechów. A przy tym muszę ci się przyznać: ja strasznie kocham Zosię.
WIDMO
I możesz kochać ją dalej z czystym sumieniem. Moja matka miała fiołkowe oczy. O tym nie wie Nibek. Uspokój się, Ignacy. Daj mi głowę: niech cię pocałuję. Byłeś zawsze potwornym tchórzem, ale nawet to podobało mi się kiedyś w tobie.
SCENA ÓSMA
NIBEK
WIDMO
KOZDROŃ
NIBEK
WIDMO
Zosia jest twoją córką, Dyapanazy. Przysięgam ci na to, że jestem widmem i widmem tylko! Już na parę dni przed śmiercią zostawiłam mój dziennik Ignacemu i ten biedny tchórz nie miał odwagi go przeczytać. Przeczytajcie go najlepiej razem i wszystko się wyjaśni. Musisz mi wierzyć. Jako żyjąca kłamałam strasznie, przyznaję się, jako widmo — nie. Widma mają swój honor, nawet widma kobiece. Ten honor, którego nie mają, niestety, żyjący ludzie. Niebieskie oczy ma Zosia po babce swej, a mojej matce, która była z domu Dzięciewicka.
NIBEK
Jeśli Zosia jest naprawdę moją córką, przebaczam wam. Przebaczam ci to, że tak długo mnie oszukiwałaś z tym biednym, nieszczęsnym Kozdroniem.
KUZYN
Co? Ona śmie jeszcze twierdzić, że nie była moją kochanką?! Wypiera się mnie — artysty, a przyznaje się do jakiegoś zwykłego Kozdronia, do marnego ekonoma?! (podbiega do stołu) Byłaś moją kochanką, Anastazjo! Byłaś! Byłaś moją jedyną, okropną, męczącą miłością. Przez ciebie stworzyłem wszystko, co ma jakąkolwiek wartość. Nie kłam, Anastazjo! Nie kłam w obliczu śmierci. Zabiję cię, jeśli jeszcze raz skłamiesz.
WIDMO
Zapominasz, kuzynie, że jestem widmem i że śmierć ma tyle dla mnie znaczenia, co przyjście na świat dla innych. Raz się tylko umiera i raz się rodzi, niestety. Gdy mówię to ja — przestaje to być banalne. (do Nibka) Daj i mnie wódki, Dyapanazy.
KUZYN
Dosyć tych niewczesnych filozofii. Jesteś tragedią mego istnienia i ja nie pozwolę, aby żartowano sobie z tego, co przypłaciłem utratą twórczości omal nie na życie całe. Gdyby nie ten wierszyk, który dziś z trudem spłodziłem, nie wiem, co bym z tobą zrobił. A i to tylko zawdzięczam temu, że cię wczoraj widziałem choć na chwilę.
WIDMO
Mylisz się, kuzynie Jęzory. Ja wszystko lepiej wiem od ciebie. To są te poetyckie wmawiania, którym nigdy się nie poddałam i dlatego to nie byłam nigdy twoją.
KUZYN
Byłaś moją! Pamiętam te potworne noce, któreśmy spędzali razem, gdy on, mój biedny wuj, rozjeżdżał bryczkami po miasteczkach, sprzedając zboże. Dotąd mam wyrzuty sumienia, dotąd gnębi mnie to wszystko, a pieniędzy jak nie ma, tak nie ma. Byłaś moją, Anastazjo. Nie kłam tak bezczelnie.
NIBEK
Widzisz, Jeziu: ona mówi, że widma nie kłamią nigdy, i ja jej wierzę. Kozdroń sam się przyznał, że oszukiwali mnie razem przez cały szereg lat.
KUZYN
Dla mnie to jest wprost potworne. (z ironią) Może wtedy byłaś widmem, kuzynko, a teraz jesteś żyjącą? Może i to nam zechcesz wmówić?
WIDMO
Czekajcie, czekajcie! Możliwe, że ja nie kłamię, a kuzynek też ma rację. Musi być jakieś wyjście z tego wszystkiego. Dziedzictwo, SzlachcicWidzicie: miałam raka w wątrobie. To dziedziczne, po Dzięciewickich. Bardzo dobra szlachta, ale zaraczona. Moja matka też na to samo umarła.
NIBEK
Jak to też? Może zechcesz to mi nawet wmówić, że cię nie zastrzeliłem? Zabiłem cię, jak zborsuczoną sukę tym oto browningiem systemu Clement.
WIDMO
Schowaj to i uspokój się, Dyapanazy. Jesteś podchmielony i postrzelisz jeszcze kogo: któregoś z tych panów. Ja oczywiście nie boję się tego — jestem widmem. Ha! ha!
NIBEK
Ona śmie żartować w takiej chwili! A, tego już nie zniosę. Ja cię zabiłem już raz — czy ty rozumiesz, co to znaczy?
KUZYN
WIDMO
KOZDROŃ
Możemy te porachunki skończyć między sobą bez twojego mieszania się w to wszystko. Możemy się powystrzelać jak kaczki, Anastazjo. Możemy cię zupełnie zlekceważyć. Ja mam sprawę z tym panem. (wskazuje na Kuzyna) Obraził mnie. Wymyślał mnie od Kozdroniów. Ja tego nie zniosę. A przy tym uwiódł mi ciebie, jak się okazuje.
WIDMO
Ignacy, wiadomo, że jesteś tchórzem. Wypiłeś wódki i zebrało cię na odwagę. Jutro będziesz tego żałować. A ten (wskazuje na Kuzyna) zastrzeli cię zupełnie na zimno. On się nie boi niczego. A teraz dosyć głupstw. Chodzi o prawdę. Zdaje się, że to jest dość ważne. (groźnie) Będziecie mnie słuchać czy nie?
NIBEK
Duch, Kobieta demoniczna, Kochanek, ŚmierćWIDMO
Tylko się nie wściekaj, Dyapanazy, i słuchaj uważnie. Mój gniew może być gorszy niż wasze fochy na mnie.
KOZDROŃ
NIBEK
KUZYN
WIDMO
A więc — słuchajcie: byłam chora na raka i cierpiałam straszliwie, jakkolwiek nikt z was nic o tym nie wiedział. Piłam opium szklankami i chwilami nic nie wiedziałam, co się ze mną działo. Czy czasem w jakimś takim stanie nie było czegoś między nami, kuzynie?
KUZYN
Ależ tak — na pewno. Teraz widzę to jasno. Nigdy nie mogłem tego pojąć. Czasami byłaś dla mnie wprost odpychająca, to znowu dawałaś mi ze sobą robić wszystko, co chciałem.
NIBEK
Nie bądźcie już zbyt bezczelni, moi drodzy. Nie wchodźcie w szczegóły w mojej obecności. Zgadzam się na tę hipotezę. Tylko co zrobić z tym, że cię zastrzeliłem jak sukę, przekonawszy się naocznie o zdradzie? Przecież to było dziesięć dni temu. Nie jestem przecie wariatem. Spałaś sobie spokojnie, a ja łupnąłem ci prosto w serce. Musisz mieć ślad od kuli. I ja głupi o tym nie pomyślałem! Chodź ze mną do domu i zaraz się przekonamy.
WIDMO
Głupi jesteś, Dyapanazy. Zaczynam ci się widocznie podobać na nowo i chciałbyś zostać ze mną sam na sam.
Och! Głupi jesteś, mój stary, więcej, niż to myślałam. Przecież widmo nie może mieć śladów na ciele, bo nie ma ciała. To jest tylko wasze wzrokowe i dotykowe złudzenie — nic więcej.
NIBEK
Tak. Palnąłem jakiegoś straszliwego byka. Ale naprawdę: taka ładna jesteś jako widmo, moja Anastazjo… Panowie wybaczą — mówimy otwarcie.
KOZDROŃ
KUZYN
Czy wuj myśli, że ja bym pozwolił ruszyć się wujowi na chwilę w jej towarzystwie? Ja jeden kochałem ją naprawdę.
WIDMO
Dosyć. Ani słowa więcej. (znowu łagodnie) A więc, wracając do poprzedniego — oto moja hipoteza: zastrzeliłeś mnie śpiącą, i to w dodatku śpiącą snem opiumowym. Dlatego cały czas myślałam, że umarłam od raka. Rozumiesz, stary? Wszyscy mamy rację, wszyscy czworo, jak tu jesteśmy.
NIBEK
KobietaNie — te kobiety, jak zechcą, to wszystko mogą człowiekowi wmówić, widma czy nie widma. To piekielna rzecz ta kobieca inteligencja.
WIDMO
No, dosyć. A teraz zawołaj tu dzieci. Dosyć tego brzdąkania. Chcę się z nimi zabawić na ogrodzie, jak dawniej.
NIBEK
Dobrze, Anastazjo. Byłem i jestem skończonym pantoflem. Słucham cię. (idzie ku domowi i krzyczy) Dzieci! Do ogrodu! Mama przyszła. (muzyka trwa dalej) A to przeklęte brzdąkanie: nic nie słyszą.
SCENA DZIEWIĄTA
Kobieta demoniczna, KochanekWIDMO
O tak. Wszystko dobrze. (do Kozdronia) A ty, Ignacy, idź zaraz do oficyny po dziennik i razem macie go przeczytać z Dyapciem. Rozumiesz?
KOZDROŃ
Słucham cię, Anastazjo. Ujeździłaś mnie jak nędznego wałacha. Żegnam cię. Muszę trochę odpocząć po tym wszystkim.
SCENA DZIESIĄTA
KUZYN
WIDMO
KUZYN
Błagam cię, Ani. Wiedzieć to, że kiedy ja wściekałem się wprost z rozkoszy, ty byłaś w innym świecie! Wynagrodź mi tę stratę. Niech przynajmniej wiem prawdę.
WIDMO
Oto jest ten poetycki autosadyzm. Ach ty, nieszczęsny hipochondryku! (stanowczym głosem) Nie — stanowczo nie zgadzam się.
SCENA JEDENASTA
Dziecko, Matka, RodzinaZOSIA
AMELKA
NIBEK
Patrz, Aneta. Czyż to nie jest szczęście — to wszystko? Dlaczego nie mogło być tak dawniej? Dlaczego wszystko się tak strasznie popsuło?
ANETA
NIBEK
KUZYN
No — ja teraz chciałem coś powiedzieć. Napisałem pierwszy wiersz po długiej, strasznie długiej przerwie. (do Widma) Czy mogę ci przeczytać, kuzynko? Tobie jest poświęcony; raczej twojej pamięci.
WIDMO
KUZYN
ANETA
KUZYN
NIBEK
KUZYN
MARCELI
NIBEK
KUZYN
ZOSIA
AMELKA
KUZYN
ŁzyWIDMO
Widzisz. Ja płaczę. Ja — widmo. Płaczę, mimo że nie uznaję twoich wierszy. I mówię ci prawdę: to zawdzięczasz tylko jej. (wskazuje na Anetę) Ona cię kocha. Bądźcie szczęśliwi. (wstaje) Nie mam nawet chustki. Widma zwykle nie płaczą.
AMELKA
MASZEJKO
Dzień dobry państwu, dzień dobry. Nie witam się z każdym z osobna. (do Widma) Pani dobrodzice rączki całuję. Lecz co to? Pani dobrodzika płacze? Wszystko będzie dobrze. Panie Nibek, odborsuczyłem własnoręcznie prawie wszystkie suki. Tylko z Aldoną i z Fifi nie możemy sobie dać rady. Trzeba je będzie zastrzelić.
NIBEK
Gospodarz, Kochanek, Mąż, Pies, SługaPanie Maszejko, Kozdroń przyznał się. Wiem, że ułatwiałeś pan romanse mojej żonie. Ale przebaczam panu, bo pan jedynie może moje suki uratować od zborsuczenia.
Przebaczam wszystko wszystkim i tylko jednego chcę, aby dzieci moje były szczęśliwe — nic więcej.
ANETA
SCENA DWUNASTA
WIDMO
DZIEWCZYNKI
NIBEK
MASZEJKO
Do widzenia z panią dobrodziką. A gdyby się pani dobrodzika przypadkiem zborsuczyła, nie przymierzając jak te suki w Powierzyńciu, to proszę się udać do mnie. Odborsuczymy panią natychmiast.
WIDMO
SCENA TRZYNASTA
AMELKA
ZOSIA
WIDMO
Tak. Zosia ma rację. A teraz słuchajcie: jeśli chcecie, żeby wszystko było ładne, jeśli chcecie, aby było tak jak we śnie, to zróbcie tak: jak się zacznie ściemniać, pójdziecie do spiżarni. Klucz da wam Urszula. Już z nią o tym mówiłam. Tam na półce środkowej na prawo jest kluczyk. Tym kluczykiem otworzycie moją apteczkę, tę szafkę na lewo. Na górnej półce stoi flaszka z brązowym płynem. Weźmiecie ją, pójdziecie do swego pokoju i wypijecie ją po połowie. Tylko żeby jedna drugiej nie skrzywdziła: każda równo połowę. Dobrze? Ja nie mogę tego zrobić, bo jestem widmo. Ale to zrozumiecie później.
ZOSIA
AMELKA
I ja też. Tak bardzo ci dziękuję, mamo. Ale czemu sama nie możesz nam tego dać? Wczoraj nosiłaś przecie pana Kozdronia.
WIDMO
To było co innego. Już nie mówmy o tym. No, dobrze? A teraz chodźcie się pobawić tak, jak dawniej. No — gońcie mnie, a ja będę uciekać!
AKT TRZECI
SCENA PIERWSZA
NIBEK
Tu będzie nam lepiej. Dziewczęta poszły z Anetą zbierać spóźnione rydze. Siadaj pan, panie Kozdroń. Musimy dźwigać nasz krzyż do końca.
KOZDROŃ
A więc, stanęliśmy na tym miejscu, jak to pan w styczniu pojechał na tę ekspedycję. Pamięta pan? Co to zboże było po 148 za pud.
NIBEK
KOZDROŃ
„18. I. Jestem znowu sama. Dyapcio pojechał do miasteczka. Nie będzie go przez parę dni. Znowu to samo. Ignacy coraz mniej mi się podoba. Mimo to kocham go w pewien sposób.” (mówi) Psiakrew! To zaczyna być nieprzyjemne dla mnie.
NIBEK
KOZDROŃ
Tylko żeby ona przestała już tu chodzić. Czuję jakieś nieszczęście w powietrzu. Boję się jednak ciągle. W dzień to jeszcze można wytrzymać, ale jak pomyślę o nocy, diabli mnie wprost biorą.
NIBEK
KOZDROŃ
„Boli mnie coraz gorzej. Dziś pierwszy raz zażyłam opium. Cudowna rzecz. Godzina trzecia. W tej chwili wyszedł Ignacy. Byłam jak martwa. Zaczynam go nienawidzić. Nie czuję nic.”
NIBEK
KOZDROŃ
„25. I. Wrócił Dyapcio. Lubię go, ale jest tak wstrętny, że nie mogę znieść dotknięcia jego ręki. Zosia ma gorączkę. Boję się szkarlatyny. Czy to nie kara za to, że kłamię?”
SCENA DRUGA
KUZYN
NIBEK
KUZYN
Ale! Panowie coś czytają? O! Zeszyty! (zbliża się) To jej pismo. Błagam was, pozwólcie. Ona sama mi pozwoliła.
NIBEK
KOZDROŃ
KUZYN
Dawaj pan. Ja tylko zobaczę te miejsca, gdzie jest o mnie: (przerzuca zeszyty) Marzec, kwiecień, maj. O! (czyta) „2 maja. Przyjechał Jęzory. Jest jakimś kuzynem. Podoba mi się. Ale na nic sobie już nie pozwolę. Chociaż ostatni raz przed śmiercią mogłabym trochę użyć. Wiersze pisze marne, chociaż coś tam się w nim widać kołacze.” (mówi) A! psiakrew! To nie bardzo przyjemne.
NIBEK
KUZYN
NIBEK
Przyznam ci się: zabić cię znienacka nie mogłem. A bić się z tobą nie chciałem, bo cóż byłoby z dziećmi? Rozumiesz? Zabiłbyś mnie na pewno. Strzelałbyś pierwszy i co wtedy? No — czytaj dalej.
Kobieta demoniczna, Kochanek, Mąż, MiłośćKUZYN
Zaraz, zaraz. Ten początek to nic, ale tam dalej, kiedy się to już zaczęło, (czyta) „13. V. Wczoraj późno w nocy był u mnie Jezio. Wzięłam ze 150 kropli laudanum i zasnęłam, kiedy mi czytał swój poemat. Wmawiał mi dzisiaj, że jestem jego kochanką. Śmieszni są ci poetnicy. Pewno mu się przyśniłam.” (mówi) To tak! Nie macie pojęcia, co było wtedy. Mało nie oszalałem.
NIBEK
KUZYN
Nic. Ani słowa. Ani jednej wzmianki. Ciągle ta sama teoria, że wszystko jest snem. (czyta) „15 czerwca. Dziś zawlókł mnie Ignacy prawie gwałtem do Maszejki. Tak boi się Dyapcia, że już nie przychodzi do mnie. Boi się też swego pokoju.” (do Kozdronia) A! To ona mnie jeszcze z tobą zdradzała, podły tchórzu! Odpowiesz mi za to!
KOZDROŃ
Przebaczam panu. Wola nieboszczki jest dla mnie święta. Ale czytaj pan dalej. Ja wiem, co było 15 czerwca. Ja ją dotąd kocham. Tylko strach zwycięża moją miłość. Jestem między dwiema mękami. Nie wiem, która jest gorsza.
KUZYN
„Uciekłam. Dosyć tych kłamstw. Chcę umrzeć czysta. Zostaje tylko opium. Nie będę kochanką Jezia. Dla niego samego i dla mnie.” (mówi) A widzicie! Ona mnie kochała, mnie jednego!
NIBEK
Ale ty jej nie kochałeś. Kochałem ją ja jeden. Ale to było dawno. Nie pisała wtedy dziennika. Nigdy nie dowiecie się, co to było.
SCENA TRZECIA
MARCELI
Pan Maszejko prosi pana w tej chwili do kancelarii. Mówi, że coś bardzo ważnego. Zboże po 162 za pud.
KOZDROŃ
SCENA CZWARTA
KUZYN
Filozof, Pozory, ZaświatyO Boże! Byłem tylko widmem. To ja byłem, faktycznie byłem widmem. Odegrywałem życie moimi krwawymi bebechami! O jakież to wstrętne! A ona była rzeczywistą w tym wszystkim. Ona była stokroć rzeczywistszą, mimo że nic o niczym nie wiedziała. A teraz udaje widmo. Bo przecież widma powinny wiedzieć wszystko. Chyba że tamten świat nie różni się niczym od tego. (siada na miejscu Kozdronia) A w takim razie po co istnieje? Więc czyż kłamać trzeba aż nieskończoną ilość wieków, aby przyjść znów do tego samego punktu? Albo są widma, albo ich nie ma; albo są zaświaty inne niż nasze życie, albo są głupstwem, wymysłem nienasyconych życiem bydląt, nie ludzi — podłych bydląt. Tak. Po tysiąckroć tak. I nic więcej być nie może. Wszystko jest tylko złudzeniem. Kant, Schopenhauer, Nietzsche! Co za degrengolada myśli na tej samej linii istotnych zwątpień we wszystko. To są problemy na granicy mojej inteligencji. Muszę to zdobyć. Są inne jeszcze rzeczy: cała matematyka i Russell. Nigdy tam nie dojdę, nie mam na to mózgu. O nędzo, nędzo istotnych pożądań! Jestem jak ten król, co chciał być filozofem, i ten filozof, co chciał być królem. A właściwie jestem tylko poetą bez pieniędzy w małym folwarku bogatych — i to nawet nie bardzo bogatych — krewnych. Cóż za potworna nędza! Ja — nędzny poeta i niedoszły student filozofii, w odwiecznym, czarnym garniturze. A gdybym miał automobil? Cóż by mi z tego przyszło? Czyż nie byłbym tym samym męczennikiem? Przecież nie boję się niczego. Mógłbym wyzwać wszystko przeciw sobie i jeśli tego nie robię, to dlaczego? Dlaczego tego nie robię?
SCENA PIATA
WIDMO
Artysta, Duch, Kobieta, Miłość silniejsza niż śmierćKUZYN
Ależ chodź, Anastazjo. Moja ukochana Ani. Nie boję się niczego. Czemuż miałbym się bać ciebie właśnie? Jesteś moja — umarła czy żywa. Nikt cię tak nie kochał.
WIDMO
Właśnie o tym chcę z tobą mówić. Czytałeś dziennik mimo mego zakazu. Przebaczam ci. To wszystko jest nieprawda. Nie to, co tam jest napisane czarno na białym, jak to mówią. Teraz dopiero widzę, jak się kłamie pisząc dziennik. Ja ciebie rozumiem i powiem prawdę: ja cię nie uznaję jako artysty. Nie ciebie właściwie, tylko w ogóle nie uznaję artystów. Może ich nie rozumiem jak trzeba, ale przyznaję się do tego otwarcie. Ja cię zawsze kochałam. Życie moje zaczęło się od tego. Ja nie chciałam być twoją. Miałam raka w wątrobie. Prosta dziedziczność po Dzięciewickich. Bardzo dobra szlachta. Ja nie chciałam cię do siebie przywiązywać. Fizycznie — rozumiesz? Nie wierzę w duchowe przywiązania.
Jestem kobietą. Nawet jako widmo jestem tylko kobietą. Powiedz, czy kochałeś mnie naprawdę? Mów prawdę. Artyści to także rodzaj widm, tylko tu, na ziemi. Mów prawdę. Między nami, widmami, nie może być już kłamstwa. Czy kochałeś mnie?
Kobieta, Mężczyzna, Miłość, ZdradaKUZYN
WIDMO
Cyt! Nie obiecuj za wiele. Ja wiem. Ty będziesz żyć, bo nie boisz się śmierci. Ty ją zwyciężyłeś. To mi się w tobie najwięcej podobało. Może nie najwięcej. Najbardziej lubiłam twoje usta wtedy, kiedy mnie pożądałeś. Ale ja wiedziałam wszystko. Rak w wątrobie. Przebacz i bądź szczęśliwy.
KUZYN
Nie mogę. Po co przyszłaś tu z zaświatów? Abym musiał cię jeszcze raz utracić? Wolę śmierć niż to rozstanie. Pozwól mi umrzeć. Bez twego pozwolenia nawet życia sobie odebrać nie potrafię. Jestem twój, tylko twój.
WIDMO
Mówisz tak, bo wiesz, że jestem widmem. I ty sam wiesz o tym, że to nieprawda. Jesteś żyjącym. Nie mogę ci tego nawet przebaczyć, mimo że jesteś artystą, czego w tobie nie uznaję. A właściwie to mnie do ciebie zbliża. Jesteś żyjącym. Gdybym teraz rzuciła ci się na szyję i ucałowała usta twoje gorącym ziemskim pocałunkiem, jutro może miałbyś wstręt do mnie i zdradził mnie z inną, z jakąś dziewczynką z kuchni albo z kokotą, gdybyś był w mieście. Powiedz, że to prawda. Ja wiem, że ty w to teraz nie wierzysz, ale na dnie, gdzieś na dnie duszy i ciała, myślisz tak. Niech nie odchodzę z twoim kłamstwem. Ostatni raz tu jestem. Nie kłam. Niech twoje usta, których nigdy sama nie całowałam, powiedzą mi prawdę w ostatniej chwili.
KUZYN
Tak — nie wierzę w to w tej chwili, a coś każe mi powiedzieć, że tak jest, jak mówisz. Tak. To jest prawda. Mówię to wbrew woli. Och! Jakież to wszystko jest wstrętne.
WIDMO
DziewictwoDziękuję ci. I teraz wiedz, że jeśli całowałeś mnie i byłam twoją, wiedz, że tak było. I choć nic o tym nie wiem i jestem czystsza jak dziewica wobec ciebie, było tak, jak dla ciebie było. Byłam i jestem twoja.
KUZYN
Ani, przeze mnie zginęłaś, nie będąc nawet winną tego. Och! Jakże zniosę to nieludzkie cierpienie! Ja tak zgłębiłem wszystko, że jak przyszłaś wczoraj, nawet nie drgnąłem. Nie na zewnątrz — ja naprawdę nic nie czułem.
WIDMO
PoezjaDlatego cię kocham. Jesteś odważny, jesteś silny. Dlatego cię kocham, nie dla twoich wierszy. Dla nas — dla ludzi w życiu i dla widm — wiersze są niczym. Dosyć już. Idę spełnić moje obowiązki, obowiązki widma — rozumiesz?
KUZYN
Ani, zostań ze mną. Kocham cię. Żyć bez ciebie nie mogę. Kiedy odejdziesz, wszystko stanie się tak małym i obrzydliwym, że ja tego nie przeżyję.
WIDMO
Słyszysz? Ktoś idzie. To ona. Nie jestem zazdrosna. Widma nie są zazdrosne i mówią zawsze prawdę, nawet widma kobiet. Kochaj ją i bądź szczęśliwy. Idę przypomnieć moją wolę córkom moim. Cokolwiek się stanie, bądź ze mną: z moim widmem bądź w zgodzie.
SCENA SZÓSTA
ANETA
Przepraszam cię, kuzynie. Ale czemu klęczysz tak, samotny, jak gdybyś bił przed kimś pokłony? Tam jest mój pokój. (wskazuje drzwi na prawo) Przyszłam się trochę upudrować po spacerze. Ale co ty tu robisz?
KUZYN
Chciałem przeczytać jeden wiersz dziewczynkom i nie znalazłem ich. Szukam szpilki od krawata. Upadła mi tu gdzieś i nie mogę jej znaleźć.
ANETA
KUZYN
Aneto! Ani! Ja ciebie kocham. Od wczoraj nie mogę sobie rady dać ze sobą. Jesteś jedyną kobietą, która mi się kiedykolwiek podobała. Kocham cię i podobasz mi się wściekle. Wiem, kto jesteś. Wczoraj poznałem cię, kiedy grałaś.
ANETA
A ogoliłeś się przynajmniej? (gładzi go ręką po twarzy) Tak, jesteś gładki, jesteś młody, jesteś ładny i ten twój wierszyk podobał mi się bardzo.
KUZYN
Dla ciebie tylko go pisałem. Tylko dla ciebie. Przez ciebie tylko zostałem na nowo artystą. Kocham cię.
ANETA
KUZYN
Tak. I ta dedykacja, tego wiersza tylko, pozostanie dalej. Ale cały zbiór, który teraz napiszę, poświęcę tylko tobie, Ani. Ciebie jedną kocham, po raz pierwszy naprawdę.
ANETA
KUZYN
SCENA SIÓDMA
ANETA
ZOSIA
AMELKA
ZOSIA
PocałunekAMELKA
ZOSIA
Całowali się. Ja nigdy nikogo nie chcę całować. To jest brzydkie. Pij pierwsza. Amelka. Jesteś starsza.
AMELKA
ZOSIA
AMELKA
ZOSIA
Tak mi dobrze jest. Tak mi twardnieje szyja. PotwórWidzę jakieś potwory. Ale są dobre. Tak się o mnie ocierają.
AMELKA
ZOSIA
AMELKA
ZOSIA
AMELKA
Teraz i mnie jest dobrze. Wszystko się tak pochyla i sama nie wiem gdzie. Pocałuj mnie, Zosia. (całują się) Słyszę takie dzwoneczki w uszach. Takie malutkie, malutkie. Muszą być srebrne.
ZOSIA
SCENA ÓSMA
NIBEK
Dziecko, Miłość, OjciecCóż to? Śpicie? Takeście się zmęczyły zbieraniem spóźnionych rydzów? Zbudźcie się, moje elfy, moje sylfy, moje najdroższe córeczki, moje eteryczne ciałka, moje świetlane, czyste duszyczki! (podchodzi do łóżka) Śpią, biedaczki! Och! Żebyście wiedziały, jak was kocham. Och! Żebyście choć na chwilę mogły wiedzieć. Ale nigdy się o tym nie dowiecie. Żadne dziecko nie wie nic o tej miłości, którą mają dla niego rodzice, i nawet nie powinno wiedzieć. Zatrułoby mu to życie aż do końca. (pada na kolana przed łóżkiem) Ciężar uczuć — czyż jest coś okropniejszego! Ona też je kochała po swojemu — biedna Anastazja. (bierze Amelkę za rękę) Nowego rodzaju ciastka upiekła dla was Urszula. Sam Marceli ciasto miesi już od południa. (nagle) Lecz co to? Ta ręka jest zimna. Amelka! Mów! (szarpie ją) Ona jest zimna! (szarpie Zosię) Zosia! Obudź się! (szarpie Zosię; po czym mówi zupełnie spokojnie) One są zimne. One nie żyją. Wiedziałem, że coś złego się stanie. (krzyczy) Ratunku!!!!!!
SCENA DZIEWIĄTA
ANETA
NIBEK
Dziecko, Ojciec, Śmierć, TrupMiałaś im zastąpić matkę. One są zimne już. To są dwa trupki, obojętne trupki, a nie moje córki. Nie potrzeba nic. Wiem, że to jest koniec. (podnosi ręce do góry) O Boże! I Ty możesz! (opuszcza ręce) Dziej się wola Twoja. I wtedy to mnie spotyka, kiedy zboże jest po 162 i kiedy mógłbym naprawdę zostać bogatym człowiekiem i dać im wszystko.
SCENA DZIESIĄTA
ANETA
KUZYN
Nie. To niemożliwe. Czemu? Po co? Czy to jakaś nagła choroba? (dotyka się ciał dziewczynek) Zimne są. Wszystko skończone.
ANETA
KUZYN
SCENA JEDENASTA
WIDMO
Córka, Kobieta, Kochanek, Mężczyzna, MorderstwoKUZYN
Wiem już, kto jest przyczyną tego wszystkiego. To ty, zbrodniarko! Chciałaś zabić mnie, a teraz zabiłaś te niewinne istoty. Wiem już, kto jesteś.
WIDMO
KUZYN
Tak. I był to najgorszy mój upadek. Teraz cię nienawidzę. Nienawidzę i pogardzam tobą. Ty, morderczyni własnych dzieci.
WIDMO
KUZYN
WIDMO
Tym lepiej dla ciebie. A dla niej nie wiem. To zależy od niej, czy zdoła cię do siebie przywiązać. Aneto, bądź dla niego… Ach, nie powiem już nic. Życie znowu owładnęło mną tak, jak dziś rano. Żegnam was. Bądźcie szczęśliwi.
SCENA DWUNASTA
MASZEJKO
Ach, pani dobrodziko! Takie nieszczęście! To tak, jak z tymi sukami w Powierzyńciu. Aldona i Fifi są nie do odborsuczenia. Trudno, pani dobrodziko. Nikt temu rady nie da.
WIDMO
Pan Maszejko ma rację. (do Kuzyna) A ty czytałeś mój dziennik. Skłamałeś nie mówiąc. Powinieneś był mi to powiedzieć pierwszy.
KUZYN
Tak. Nie bawię się w głupie formalności. Dowiedziałem się z tego dziennika, że mnie jednego kochałaś. I nic mnie to nie obchodzi. Jesteś widmem, prawdziwym widmem. Teraz dopiero przekonałem się o tym.
WIDMO
SCENA TRZYNASTA
SługaMARCELI
Ojciec, SamobójstwoNIBEK
MASZEJKO
NIBEK
Już wiem. Wszystko skończone. Tam zostaje cały świat: gdzieś daleko. Ale dla mnie wszystko skończone.
KUZYN
Kobieta, MężczyznaANETA
Daj mu spokój. Naprawdę dla niego wszystko się skończyło. Ale nie dla ciebie. Bądź silnym. Wszystko jeszcze jest przed tobą. (całuje go w usta) Kocham cię. Teraz nic już nie ma między nami.
KUZYN
ANETA
KUZYN
Masz rację. Ty mi zastąpisz wszystko, co dotąd było. Taka była zresztą jej wola. Rozumiem to, ale nic nie czuję.
ANETA
SCENA CZTERNASTA
KUCHARKA
DuchANETA
Tak jest. Kolacja na stole. Nie ma już widm między nami. Są tylko trupy i ludzie żyjący. Zaczynamy nowe życie.