- Błądzenie: 1
- Bóg: 1
- Dziedzictwo: 1
- Historia: 1
- Kondycja ludzka: 1
- Natura: 1
- Ojczyzna: 1
- Polak: 1
- Prawda: 1 2
- Ptak: 1
- Religia: 1
- Smutek: 1
- Upadek: 1
- Wiedza: 1
- Woda: 1
Juliusz SłowackiWiesz, Panie, iżem zbiegał świat szeroki…
1
NaturaSzukając jednej prawdy człowiekowi,
Śród tęcz chodziłem skalnych — przez obłoki,
I rzekłem: «Wola ich nie zastanowi,
5Człowiek nie wyrwie piorunu z chmurzycy,
Lecących niby stadami srebrnemi
Gwiazd nie zatrzyma — ani z błyskawicy
Miecza ukuje, chcąc być panem ziemi…»
I byłem jeszcze tam, gdzie Ateńczyki
10W lasach oliwnych gwarzyli poważnie,
Duchem być sądząc wodę lub płomyki
[1],
A prawdą: przeciw nędzom stać odważnie.
Więc i tam, Panie! pod tymi niebiosy
Turkusowymi, kiedym słuchał blady,
15Leciały do mnie różne prawdy głosy,
Jak echa od harf umarłej Hellady.
A jednak smętny odszedłem od echa
Partenońskiego, gdzie marmur różany
I gładki — wiecznie z nieba się uśmiecha,
20Jak Wenus w srebrne wracająca piany,
Słuchałem znowu lecących bocianów,
Które się wlekły girlandą przez morze,
A niosły mi pieśń z mych ojczystych łanów.
25Ale i głosy ptaków nic nie rzekły
Rozumieć tworów nieumiejącemu,
Tylko girlandy smętnych jęków wlekły,
Szum skrzydeł dając wiatrowi wielkiemu,
30Radosny jestem i rozweselony,
Przyszedłszy na to natury poznanie,
Które mi staje za
[2] skarby i trony
A z Ciebie wyszło…
35Człowiek, że w moich słowach kościołowi
Jaka nienawiść jest lub jaka zdrada
Albo strach jaki…
Bośmy w nim nienowi,
Bośmy go dawniej, pełni złotej wiary —
40Ani krwi nie żałując, ani stali —
Stroili w straszne tureckie sztandary,
A sztandarami w miesiące ubrali,
A miesiącami dzisiaj błyszczy tymi
I tą odwieczną sztandarów purpurą,
45Błyszczy jakoby pióry anielskimi
Pod Apeninu rozwinięty górą.
Oto więc proszę, aby mi na progu
Pozwolił z mego narodu żebraki
[3]
Usiąść, a nie siał tam ciernia i głogu,
50Gdzie człowiek zbity niby orzeł jaki
Piersią upadnie… Proszę, niech już przecie
Z litości nad swą wiarą wyziębioną
Pozwoli, że kto czarta w nim rozgniecie
I z błyskawicą się zetrze czerwoną,
55Pozwól, że strzegąc krzyżowego znaku
I polskiej wiary, i Boga Rodzicy
Polak aż w kościół wjedzie na rumaku,
Z szablą dobytą na pół i w przyłbicy.
60Nie jesteś ty już panią i królową,
Boś jest jak szatan cielesny łakoma,
A niższa sercem od ludów i głową».
Spojrzałem wtenczas, kto w powietrzu gada,
A oto obok jednego grobowca,
65Na którym w locie jaskółka usiada,
Tak jest samotny, a biały jak owca,
Na ciemnej tych pól kampańskich zieleni,
Na którą słońce, gdy bije, to broczy,
I niby dawną, rzymską krwią rumieni,
70I niby w jakiś sen wtrąca proroczy,
Ujrzałem mary dwie, niby młodzieńca
Z dziewicą, cudnej i smukłej urody,
Braniem łącznego zatrudnionych wieńca
Albo czerpaniem łez źródlanej wody,
75Która z fontanny dawnej po Rzymianach,
Rzadkie już perły srebrzyste sypała,
Oboje bowiem byli na kolanach
Przed nią, a ona, ta fontanna, stała
Płacząca… Rzekłem więc: «Czego szukacie
80I czemuście tu klękli przed źródłami?»
Na ten głos obie cudowne postacie
Wyprostowały się mówiąc: «My sami
Nie wiemy, czemu u zrzódeł
[4] tej wody
Schylamy kolan, nie mając ni dzbanka,
85Ani potrzeby picia i ochłody,
Ani trzód, jako gdzieś Samarytanka».
Na to im rzekłem: «Wiem, czego szukacie
I czego chcecie od zrzódeł». — A oni:
«Od zrzódeł, które są w powojów szacie,
90Piękności tylko żądamy i woni».
«O biedni! — rzekłem — piękność, woń i świéca
Jest w duchu… a wy na zewnątrz wyciekli
Jak rozwiązana w chmurze błyskawica».