Wacław WolskiUczta upiorów
Już się ma pod koniec starożytnemu światu[1]
Z. Krasiński
Obiit XIX — natum est XX[2]
1…Dwunasta wybiła. Znów dzwonią puchary,
Stół złoty, owalny, upiory czerwone
Obsiadły dokoła, na poły uśpione,
Przekleństwem pijanych pożegnać wiek stary…
5Błyszczały ścian czarne, lustrzane granity,
Przeróżnych kolorów owalne lampiony
Rzucały dokoła tęczowy blask śćmiony
[3]…
Na twarzach upiorów złość, ból był wyryty…
W niedbałych też pozach siedzieli na ławach
10Ze srebra, złocisty płyn lejąc z pucharów…
Strop czarny podpierał rząd czarnych filarów,
Błyszczących granitem na czarnych podstawach…
Upiory krzyczały na przemian: «Hej, wina!
Nadziei, dogmatu, pewności, rozkoszy!
15Znów tragizm istnienia sen z powiek nam płoszy…»
Bezładne okrzyki wydaje drużyna…
W powietrzu tęczowym brzmi nastrój rozpaczy
Bezdomnych, nieszczęsnych pijanych szaleńców,
Normalnej ludzkości piekielnych odmieńców,
20Co czują, co myślą, co cierpią inaczej…
Błyszczały tęczowo przyćmione lampiony,
Pijanych upiorów lśnią oczy zamglone,
A bólem skrzywione ich twarze czerwone
Omraczał złych przeczuć cień szary, srebrzony…
25. . . . . . . . . . . . . .
Noc ciemna zagląda przez szyby z kryształu
Oczami gwiazd złotych, zmrużonych figlarnie,
W sumienia upiorów, w ich piersi trupiarnie,
Gdzie próżno by szukać choć iskry zapału…
30Do czarnej, sklepionej, gotyckiej komnaty,
Gdzie błyszczy lustrzany chór czarny, gdzie blaty
Złotego lśnią stołu, lamp smuga tęczowa,
Zagląda gwiazdami noc mroźna, styczniowa…
Hej, z czupryn upiorów dymiący war bucha,
35Wzrok mętny przesłania marzenia mgła złota…
Czerwieńsi na ławach już legli bez ducha,
Pijących ogarnia nieznana tęsknota…
W ich głowach piekielnie chichoczą puszczyki,
W ich piersi lodowniach zawyły brytany…
40Niech zgłuszą sumienia akordy muzyki!
Buchnęły, na chórze złociste organy…
. . . . . . . . . . . . . .
Zagrały organy jak w ciemnym kościele
Gotyckim, gdzie błyszczą barwione witraże,
45Gdzie słodkie profile, aniołów lśnią twarze…
Gdzie błyszczą w półmroku złociste piszczele…
Przed wielkim ołtarzem, w błękitnym obłoku
Kadzideł — płomieni świec miga tysiące…
A tłumy pobożne szarzeją w półmroku,
50Wsłuchane w orkiestry złocistych trąb grzmiące…
Zagrały organy jak w ciemnym kościele,
W gotyckiej z czarnego granitu komnacie…
W tęczowym lamp świetle pijane postacie…
Czerwonych upiorów diabelskie wesele…
55. . . . . . . . . . . . . .
Pieściwy dźwięk słodkiej kościelnej muzyki
Rozpylał się w tęczach płonących lampionów,
Jak gdyby krysztalne aniołków fleciki
Wzbijały tumany dźwięczących wibrionów
[4]…
60Jak gdyby śnieżyste skrzydlate cheruby
Płakały rzewliwie nad nędzą istnienia…
Perłami łez rzęsił powietrze płacz luby
Nad lśniącym owalem złotego pierścienia…
Lamp barwne płomienie… Owalny stół złoty…
65Na dłoniach upiory oparły swe czoła…
Melodia pajęcza, jak tchnienie anioła…
A w sercach wampiry śmiertelnej tęsknoty…