- Cisza: 1 2 3 4
- Dźwięk: 1
- Góra: 1 2 3
- Melancholia: 1
- Natura: 1 2 3
- Tęsknota: 1
Jan KasprowiczZ wichrów i hal, Z TatrCisza wieczorna
1Rozmiłowana, roztęskniona,
Zamykać Tatry w swe ramiona.
Przed nią zawiewa oddech boży:
5Wonie jedliczne i świerkowe
Ze swych lesistych wstają łoży.
A ona tuli jasną głowę
Do Osobitej
[1], by wraz potem
Kłaść ją na piersi Giewontowe.
10Po reglach muśnie li przelotem,
Czoło Świnniczne
[2] w żar rozpali
I Hawrań
[3] zleje krwawym złotem.
Tak mknąc po szczycie i po hali,
Z ogniem tęsknicy ginie w dali…
II
15Płonie kamienna Tatr korona,
CiszaA cisza siada między granie,
Rozleniwiała, rozmarzona.
Nad przepaściami niema stanie,
Senność przelewa w mgieł opary,
20Po skałach wiesza zadumanie.
Ani się ozwie bór prastary:
Ona milczeniem gniecie smreki
[4],
Unieruchamia ich konary.
25Głuchą za sobą tęskność wlecze,
Snać
[5] dźwigającą wieki… wieki…
Za nią, jak zdrój, co ledwie ciecze,
Snują się ciężkie myśli człecze…
III
CiszaOwiana mgłami różowemi,
30Przystaje w drodze zalękniona,
Przykłada ucho swe do ziemi:
Nic!… tylko gdzieś tam echo kona,
Tylko przygasa obłok krwawy,
35
DźwiękPomrok osłania skalne ławy,
A od nich płynie do stóp ciszy
Li jednostajny szmer siklawy
[6].
Czasem zaklęty las zadyszy,
Albo wystrzelił krzyk pastuszy
40I zmilkł… I ona znów nie słyszy
Nic w tej przelękłej, mrocznej głuszy
Nic, prócz pojęku twojej duszy…
IV
Rozmiłowana, roztęskniona,
45Zamykać Tatry w swe ramiona.
Po halach srebrne krople strąca,
Srebrzy potoków seledyny,
Ciche pacierze szeptająca.
Upłazy tuli w całun siny,
50Szkliwy, jak przędze te pajęcze;
Blask żenie srebrny na gęstwiny;
Blask żenie srebrny na przełęcze,
Na wirchy, kopy, na grzebienie,
Na przepaściste ścian poręcze —
55Blask naokoło srebrny żenie,
Z nim wyczerpanie i omdlenie.
V
CiszaOpadły Tatry i omdlały,
Gdy na nie cisza rozmarzona
Płaszcz zarzuciła wiewny, biały;
60Gdy rozpostarła swe ramiona —
Srebrnej rozświetli mgławe smugi
Garnące czoła gór do łona:
Jak pas szeroki, jak pas długi,
Od Lodowego
[7] do Krywania
[8],
65A z nimi puszcze, stawy, strugi,
Szczyt się przy szczycie ku niej słania…
Ona omdlenie wciąż rozsiewa,
Aż w tym bezkresie wyczerpania,
Tuląc się gdzieś do limby
[9] drzewa,
70Sama wraz z bólem twym omdlewa..