Paul Heyse
Wiedźma z Korsa
Czyż było coś, co by mi się nie podobało? Nawet jej oczywiste błędy. Chyba tylko...
Czyż było coś, co by mi się nie podobało? Nawet jej oczywiste błędy. Chyba tylko...
I krzątała się po ubogiej izdebce, zaścielając łóżko swoje i synowski tapczan, zamiatając śmieci starą...
Matka już od kilku chwil jadła coraz wolniej. Mieszała łyżką w talerzu, dmuchała w niego...
Młody kotłowy chwilowo zastępowany tylko bywał w południe i śpieszyć się musiał. Zaledwie zjadł, żegnał...
Późnym wieczorem dopiero wracał syn i od progu już znowu wołał:
— Mamo, jeść!…
A razem...
Nareszcie lampka gasła, kos przestawał się trzepotać po klatce, uciszało się wszystko, aby znów jutro...
Ojciec spojrzał na matkę. Była tak osłabiona i blada, że wyglądała, jak martwa, leżąc na...
A i matka jakoś nie miała wskórania.
— Już ja będę umierać, Filipie… — mówiła takim cichuchnym...
Cały ten dzień było mi tak, jakby mi kto do ucha szeptał: „Nie ma już...
Matka stęknęła z cicha raz i drugi.
— Filipie! Filipie! — rzekła słabym głosem — a zajrzyj no...
Motywem tym zaznaczamy fragmenty mówiące o przeświadczeniach na temat powinności związanych z rolą matki. Często są to stereotypy, mówiące o rozmaitych instynktach koniecznie ujawniających się u matki w odniesieniu do jej dziecka — instynktach związanych przede wszystkim z opiekuńczością, czuwaniem nad rozwojem, bytem i losem dziecka. Szczególnym przykładem może być tu pani Rollison z Mickiewiczowskich Dziadów, która, pozbawiona wzroku, kieruje się przeczuciem oraz potrafi innymi zmysłami odnaleźć swojego syna (np. odróżnia jego krzyk spośród innych głosów cierpiących więźniów).