 
      
    
    
  Stanisław Brzozowski
Płomienie
Na rynku przechadzało się kilku Żydów. Jeden z nich, spostrzegłszy nieznajomego, przystąpił z chytrą miną...
 
      
    
    
  Na rynku przechadzało się kilku Żydów. Jeden z nich, spostrzegłszy nieznajomego, przystąpił z chytrą miną...
 
      
    
    
  Drzwi zaskrzypiały znów.
Nie zapalałem światła.
Serce biło drapieżnie i cicho…
Zbliżały się lekkie, ciche...
 
      
    
    
  Nagle rozległ się krzyk.
Bejła drgnęła…
— To krzyczy Lia — rzekła. — Ją dzisiaj Jankiel do stanowego...
 
      
    
    
  Tuż przy waszej cerkwi jest dom, gdzie dziesięć dziewczyn dzień po dniu ginie. Co noc...
 
      
    
    
  Kobiety tam sprzedają swe ciało i są bite. Słyszycie, słyszycie… Bite są kobiety. Przecież to...
 
      
    
    
  — Ja tu raz w Petersburgu — rzekł — umierałem z głodu. Całkiem literalnie: żebrać chodziłem. Nie umiałem...
 
      
    
    
  I takem siedział w pustej ulicy i umierał. Wokoło były domy bogatych ludzi. Jedli, pili...
 
      
    
    
  Otarłem się o jakąś postać i stanąłem: prosto w oczy patrzyła mi się parą czarnych...
 
      
    
    
  Po wyjściu ze szpitala została sama, zalękniona, znękana. Zachowała w twarzy wyraz dawnej dziecinnej dobroci...
 
      
    
    
  — Gdyby Amelka nie była taka, jaka jest, nie mogłaby pozostać tak całkiem uczciwym człowiekiem — rzekł...