Legendy warszawskieZłota kaczka
I
1Bogactwo, CnotaBył sobie szewczyk warszawski. Nazywał się Lutek. Dobre było chłopczysko, wesołe, pracowite, ale biedne, jak ta mysz kościelna. Pracował ci on u majstra jednego, u majstra na Starym Mieście. Ale cóż? Majster, jak majster, grosz zbierał do grosza, z groszy ciułał[1] talary i czerwońce[2], a u chłopaka bieda, aż piszczy.
2Niby to mu tam pożywienie dawał. Boże, zmiłuj się: wodzianka[3], kartofle — i tyle! I odział[4] go, mówi się, ale ta przyodziewa[5] spadała z Lutka, boć to stare łachy majstrowskie, co ledwo się kupy trzymały. Dość, że w takim sianie i pies by nie wytrzymał, a cóż dopiero człowiek! Gadają mu: Miej cierpliwość, mityguj się[6], będzie lepiej, poczekaj ino[7]!
3Co to lepiej! Kiedy? Rok za rokiem mija, lata lecą, a tu wciąż nędza i nędza.
4Znudziło mu się. Uciec chce. Do wojska — powiada — pójdę, żołnierzem będę, może się ta nowy Napoljon[8] gdzie zjawi, to, jak nic marszałkiem zostanę, jenerałem wielkim, mocarzem.
5No nic! cierpi jeszcze, czeka.
6Aż ci tu kiedyś na wieczorynkę poszedł do czeladnika jednego, co się niedawno wyzwolił[9] i wiodło mu się niezgorzej, bo grenadierskie[10] buty szył, dla gwardii[11], dla panów oficerów. Wieczorynka aż miło! Jedzą, piją, gawędzą. Ni z tego, ni z owego, o bajkach się zaczyna, o takich podaniach warszawskich.
7I mówi jeden stary szewc, kuternoga[12]:
8— Ho! ho! u nas w Warszawie i o pieniądz łatwo i o sławę, tylko trza mieć odwagę i rozum we łbie, jak się patrzy.
9 10 11— Ano nic — rzeknie kuternoga — na Ordynackiej, w podziemiach starego zamku, jest królewna taka, zaklęta w złotą kaczkę. Kto do niej trafi, kto ją przydybie[13] — wygrał! Ona mu powie, jak skarby ogromne zdobyć, jak się stać możnym bogaczem, magnatem!
12 13— Na Ordynackiej, w lochach starego zamczyska.
14 15— W noc świętojańską[14].
16Zapamiętał to sobie nasz Lutek, a do nocy świętojańskiej trzy dni trzeba czekać, nie więcej.
II
17Kobieta, ŻołnierzWieczór spadł na gwarną[15] Warszawę, gwiaździsty, ciepły, czerwcowy. Na ulicy ludzi jak mrowia. Panienki takie śliczne spacerują, a przy nich kawaleria, młodzi panowie, a głównie — wojskowi.
18Tu ułan drugiego pułku, biały z granatem, tu strzelec konny gwardii w mundurze zielonym z żółtym, tu piechota liniowa, tu artylerzysta; hej! ostrogi dźwięczą, szable brzęczą, kity migają, aż lubo[16] patrzeć!
19Idzie sobie nasz szewczyk Lutek Krakowskim Przedmieściem, Nowym Światem, wszedł w Ordynacką, przeżegnał się: już blisko!
20Spuszcza się Tamką, bo tam właśnie jest wnijście[17] do lochów ordynackiego zamczyska, idzie, lezie, ale mu coś niesporo[18].
21Nie to, żeby się bał: niech Bóg broni! nie lęka się on niczego; tylko tak jakoś, nie łacno mu, ze złym duchem może, wejść w komitywę[19].
22Ano trudno! Raz się zdecydował: wejść trzeba!
23Od Tamki, okienka nad ulicą dość nisko, szyb nie ma, ino kraty, ale taki chudzielec, jak wąż się przeciśnie.
24Jazda! Wdrapał się po wystających cegłach do okna, raz, dwa, trzy! W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego! — Wlazł do wnętrza. Ciemno! zapalił świeczkę — idzie. Kurytarz[20] długi, wąski, kręty, prowadzi niżej i niżej. Aż ci po kwadransie może takiej drogi wylazł szewczyk do piwnicy wielkiej, sklepionej, z jeziorkiem jakiemsiś pośrodku.
25Przy mdłym światełku świeczki łojowej, którą trzymał w ręku, obaczył Lutek owo jeziorko, — a na nim — Boże drogi! prawdę mówił szewc Kuternoga: złota kaczka pływa, piórkami szeleści.
26 27I nagle — z kaczki czyni się przecudna dziewica: królewna. Włosy złote do ziemi, usta jak maliny, oczy jak gwiazdy, a buzia taka cudna, że — klękajcie narody!
28— Czego chcesz ode mnie, chłopczyku?
29— Jaśniewielmożna królewno — Lutek powiada, — nic ci ja nie chcę, ino zrobię to, co ty chcesz, abyś rozkazała.
30— Dobrze — odpowie księżniczka — tedy ci powiem! Uzyskasz skarby, jakich nikt na świecie nie ma i mieć nie będzie, panem będziesz, bogaczem, jeśli spełnisz co do joty to, co ci powiem.
31 32— Oto masz kieskę, w niej sto dukatów; przez dzień jutrzejszy musisz je wydać, ale tylko na potrzeby własne, dla siebie samego; nic ci z tego złota dać nikomu nie wolno, ni grosza, ni grosza! Pamiętaj.
33— Ha! ha! ha! — zaśmieje się Lutek — i cóż to trudnego? Będę jadł, będę pił, będę hulał! Wydam sto dukatów — a co potem?
34— A potem, skarby niezmierne otworem stać ci będą, kopalnie złota prawdziwe, bogactwa niezmierzone; ale pamiętaj: ni grosza nikomu!
35— Zgoda, królewno! daj kieskę!
36Księżniczka kieskę Lutkowi wręczyła, zaśmiała się jakoś dziwnie — i znikła.
37Strach przejął szewczyka. Ledwo się do okna dogramolił, wylazł na Tamkę i smyrgnął na Stare Miasto.
III
38Nazajutrz dzień od rana samego puszcza się Lutek na miasto. Co tu robić najsampierw — myśli sobie — chyba się odziać, jak panicz.
39No, dobrze! racja! Poszedł na Świętojerską, do sklepów z odzieżą, kupił sobie kapelusz, ubranie, paletot[21]. Szyk! Prawdziwy hrabia!
40Idzie, pogwizduje, laseczką macha, bo i laseczkę se sprawił, nie wie co robić dalej.
41Nie taka to łatwa sprawa wydać sto dukatów!
42Sto dukatów! Dla siebie samego!
43 44A że to była już jakaś dziesiąta godzina, jeść mu się kaducznie zachciało. Jeść i jeść. Młody, zdrowy, to i nic dziwnego, że głodny.
45Wstąpił do gospody. Każe sobie dać kiełbasy, kiszki, piwa, bułek.
46Je, je, aż mu się uszy trzęsą. Najadł się tak, że mu chyba na trzy dni wystarczy.
47 48 49 50— Dwa złote, paniczu, i przydałoby się z dziesięć groszy napiwku.
51Wydajże tu sto dukatów, bądź mądry! Ano trudno! Trza jakości ten pieniądz wydać. Pomyślimy!
52Sypie ci Lutek na wycieczkę[22] za miasto. Pojechał końmi do Wilanowa. Bryczkę wynajął na poczcie, koni czwórka, pocztylion gra na trąbce. Uciecha.
53Przyjechał. Dał dukata odźwiernemu przy parku. Chodzi po ogrodzie. Napatrzył się, południe już minęło. Pora powracać! I znów jest w Warszawie. Co zrobić? Gdzie wydać pieniądze, boć wydał niespełna pięć dukatów?
54Spojrzał. Afisz na rogu: Teatr Narodowy. Nie ma co! Chodźmy do teatru.
55W teatrze zabawił się setnie. Nie był w nim nigdy. Bo i skądże? Rzecz droga: miejsce dwa złote.
56Wyśmiał się, ucieszył, wychodzi.
57Późna już pora. Czasu do wydania pieniędzy niewiele, a Bóg świadkiem — nie wie Lutek, co z nimi zrobić? Idzie, rozmyśla. Polak, ŻołnierzA gdy tak idzie, na rogu zaułka starzec stoi zgarbiony.
58— Panie — powiada — drugi dzień mija, gdy nic w ustach nie miałem. Starym żołnierz, paniczu, pod Sommosierrą byłem, pod Smoleńskiem, pod Moskwą, przy księciu Józefie pod Lipskiem — poratuj mnie!
59Pojrzy Lutek na starca: inwalida bez ręki, a na piersiach błyszczą mu wstążeczki orderowe: Legia honorowa i Virtuti militari.
60Sięgnął do kieszeni, wyciągnął garść złota, dał starcowi.
61— Bóg–że ci zapłać, paniczu! Bóg ci zapłać! Będziesz szczęśliwy i bogaty!
62 63Mignęła przed oczami Lutka księżniczka zaklęta.
64— Nie dotrzymałeś obietnicy, nie dla siebie wydałeś pieniądze!
65 66Rozejrzy się szewczyk: dziad stoi, jak stał poprzednio — i rzecze:
67— Pieniądz, Praca, Szczęście, ZdrowieNie dukat, paniczu, daje szczęście, ino praca i zdrowie. Ten pieniądz wart coś, co zarobiony, a darmocha na złe idzie.
68Powrócił Lutek do domu rad i wesół. Ocknął się rankiem bez grosza w kieszeni. Wydał na siebie z dziesięć dukatów, a resztę oddał starcowi, ale też od tego czasu wiodło mu się, jak nigdy. Wyzwolił się wrychle[23] na czeladnika, niebawem majstrem został, ożenił się z panienką piękną i zacną, dzieci wychował — i żył długie lata w zdrowiu, w dostatku i w szczęściu.
69A o złotej kaczce słuch zaginął. I dzięki Bogu! Bo Polakzła to musiała być boginka, kiedy za warunek stawiała: sobie, nie komu!
70Nie tak! Nie tak myśleć i czuć po polsku trzeba! My rządzimy się inaczej: naprzód biednemu, potem sobie!
71A wtedy każdej pracy Pan Bóg dopomoże.
Przypisy
Napoljon — (gwarowo zniekształcone:) Napoleon; chodzi o Napoleona Bonaparte, cesarza Francji w latach 1804-1814, 1815; wybitnego wodza i prawodawcy; pod jego rozkazami walczyły m.in. polskie legiony Dąbrowskiego, przyczynił się do utworzenia po kilkunastu latach zaborów kadłubowego państwa polskiego, Księstwa Warszawskiego; Nopoleon cenił wysoko odwagę i umiejętności żołnierskie, nagradzając je często wysokimi awansami. [przypis edytorski]
wyzwolił — uwolnił spod władzy majstra szewskiego, stając się samodzielnym pracownikiem. [przypis edytorski]
grenadierskie — przeznaczone dla grenadierów, czyli członków wojskowych oddziałów pieszych, których zadaniem było rzucanie granatów ręcznych. [przypis edytorski]
przydybać — złapać, schwytać, spotkać (nieprzypadkowo, ale szukając wcześniej lub czekając na okazję do spotkania). [przypis edytorski]
noc świętojańska — dawn. noc Kupały, wiosenne pradawne święto obchodzone nocą między 21 a 22 czerwca, potem powiązane z chrześcijańskim patronem świętym Janem (stąd nazwa: święto–jańska) i przesunięte na 23 czerwca. [przypis edytorski]