Władysław SyrokomlaRymy ulotneGwarinosStara hiszpańska ballada
I
1Ej Francuzi! czyż nie boli
Roncewalska was przegrana
[1]?
Padli trupem lub w niewoli
Bohatéry Karlomana.
5I Gwarynos stracił wieńce
Dawnych zwycięstw skroni męskich,
Dzień potyczki dał go w ręce
Siedmiu królów saraceńskich —
Kość rzucili siedém razy,
10A los jedno wciąż stanowi;
I Gwarinos siedem razy,
Przysądzony Marlotowi.
Król z radością jeńca bierze,
Bo on droższy mu od złota,
15«Słuchaj — mówi — słów Marlota,
Chrześcijański bohaterze!
Zrzuć z twych piersi krzyż ten słaby,
Przyjmij świętą cześć proroka,
Będziesz wodzem nad Araby,
20I źrzenicą mego oka.
Dam ci skarby niezliczone,
Odziedziczysz tron mój w spadku,
Jedną córkę bierz za żonę,
Drugą oddam ci w dodatku».
25— «Cześć ci królu za twe słowa,
Za twe łaski, za twe dary,
Lecz niech Chrystus mię uchowa
Od przyjęcia twojéj wiary!
Nie chcę żony, łask, nadziei,
30Nie chcę Maurów wieść na boje;
Z tamtéj strony Pirenei,
Król, kochanka, wszystko moje…»
Złość okrutna wstrzęsła Maura…
«Gardzisz złotem, szczęściem, władzą!
35Niech mi zaraz tego giaura
Do wiezienia odprowadzą!
W najstraszniejszy loch pokuty
Niech zawiedzie go odźwierny,
W sześć łańcuchów mocno skuty
40Niechaj gnije pies niewierny.
A gdy święte dni nadbiegą,
Zwołać trąbą naród mnogi,
I gdzie ulic cztéry drogi,
Smagać do krwi niegodnego…»
II
45Płyną lata!… on w ciemnicy,
Przyszedł dzień świętego Jana,
Dzień to święty bez różnicy,
Dla Araba i Hiszpana.
Składa modły tłum narodu,
50I w meczecie, i w kościele,
Syn zachodu i syn wschodu,
Po ulicach kwiaty ściele.
Król Marlotes siadł w purpurze,
I zabawą lud weseli,
55Kazał tarczę przybić w górze,
Rzucać kopiję do celi…
Kilka godzin już igrzyska,
Nikt nie trafił w celi oko:
Każdy Arab włócznię ciska,
60Ale meta za wysoko.
Gniew na króla osiadł czole,
Ogień w oku, groźba w mowie,
I straszliwą jego wolę,
Ogłaszają heroldowie:
65«Ssać nie mogą niemowlęta,
Jeść ni pić usta niczyje,
Póki cel nie będzie tknięta,
Póki tarczy kto nie zbije!»
Powstał w mieście okrzyk dziki,
70Aż pod ziemię jęki płyną;
«Ach! co znaczą te okrzyki?»
Sam do siebie rzekł Gwaryno!
«Czy to radość jakaś żywa?
Czy się żeni kto z królewną?
75Albo trąba lud przyzywa
I mię smagać będą pewno!»
Maur, podziemnych stróż sklepieni,
Rzekł mu na to: «Jesteś w błędzie,
Nikt z królewną się nie żeni,
80Ciebie smagać nikt nie będzie;
Dzisiaj wielkie Jana święto,
Ciska włócznie młodzież nasza,
Dotąd celu nie draśnięto,
A król gniewny tak ogłasza:
Niech nikt nie je ani pije,
Ani starzy, ani mali,
Póki mety kto nie zbije,
Póki tarczy nie powali!»
85Więc Gwarinos drży tajemno:
«Ej strażniku, gdyby zbroja!
Gdyby śnieżny koń mój ze mną,
I stalowa włócznia moja!
Włócznia, co służyła godnie,
90W Karlomana świętej sprawie,
W zakład głowę moją stawię —
Zbiłbym tarczę niezawodnie!»
— «Jak to! ufasz twojej ręce?
Twojej sile? twemu oku?
95W tej katuszy inni jeńce
Nie przeżyli ani roku…
Twoją szyję w ciężkiéj sforze
Siedem lat jak łańcuch mula,
Chcesz? pobiegę wraz do króla,
100I żądanie twe przełożę».
Stróż zatrzasnął stalne wrota,
Aż zawyła podziem głucha,
I pośpiesza do Marlota,
I tak szepce mu do ucha:
105«Ten Gwarinos co w sklepisku
Siódmy rok w kajdany dzwoni,
Chce zbić tarczę na igrzysku,
Prosi swego konia, broni».
Król zakrzyknął: «On? w téj chwili?
110Jeszcze w lochu nie zgnił marnie?
Chyba żeście mu szczędzili,
Głodu, więzów i męczarnie?!
Niech tu przyjdzie! hola straże!
Dać mu jego strój orężny!
115Gdy go dźwignie, cud pokaże,
Jeden więzień niedołężny!»
Zbroję więźnia rdza przejadła,
Koń lat siedem piasek woził.
On podobny do widziadła,
120Szedł przed króla… okiem groził…
I uzbroił się z pośpiechem;
Dosiadł konia… przejrzał broni…
A Marlotes parskał śmiechem:
«No! obaczym cud twej broni…»
125Twarz wybladła i znędzniała,
Wnet się płoni i rozchmurza,
Więzień ożył… męstwem pała….
Ruszył w harce jako burza.
Rumak zarżał… bo widocznie
130Wspomniał bitwy, poznał pana,
Więzień silnie cisnął włócznię,
Spadła tarcza potrzaskana…
Powstał gwar zazdrośnéj wrzawy,
W górę mieczów błysło wiele,
135Ale miecz Gwaryna rdzawy,
Naokoło trupy ściele —
Silnie konia spiął ostrogą…
Stary koń w podkowę dzwoni,
Maury w pogoń lecą drogą…
140Więzień umknął od pogoni. —
Dobiegł Francji, tam go szczérze
Spotkał wiernych tłum wasali,
Tam go damy i rycerze
Z uwielbieniem powitali. —