
Józef Ignacy Kraszewski
Stara baśń, tom drugi
Wtem nad lasy, nad dolinami, zarumieniło się coś, na chmurze, która górą płynęła, trysła jakby...
Wtem nad lasy, nad dolinami, zarumieniło się coś, na chmurze, która górą płynęła, trysła jakby...
Chwostek poszedł, milczący, i synów do piersi przycisnął.
— Niech choć zostaną do jutra…
— Nie, nie...
Naprzód — rzekł — tom ci ja niemal stawił życie, wioząc wam tu towar do dworu. Niezdrowo...
— Musiałem, choćby życie ważąc — rzekł przybyły. — Musiałem przybyć z oznajmieniem… Nie chciałem, aby niespodzianie spadło...
Porwali się wszyscy, biegnąc ku niemu. Zsunął się wtem z konia, wołając głosem wielkim.
— Synowie...
Stary Miłosz leżał pod dębem na uboczu, za drugim Leszko z Biełką siedzieli o gruby...
Wtem do wrót gwałtownie się dobijać poczęto i wołanie za nimi słyszeć się dało — aby...
Ot przykład: pokój uchodzi wśród ludzi za największe dobro, a jak ogromnie mało mają tyrani...
Kiedyby baran znał i rozumiał ludzką mowę, a był przy tym, jako go okiem ważą...
Nie było jak dojść do furtki cmentarza — tylko po ścieżce, wzdłuż której uwiązano konie wiernych...
Fascynujące jest, w jak wielu różnych zjawiskach upatrywano potencjalne niebezpieczeństwo i jakie dawano recepty, by go uniknąć. Niektórzy jednak z premedytacją szukają niebezpieczeństwa, by wypróbować swą odwagę, hart ducha i tężyznę cielesną.