Władysław Stanisław Reymont
Chłopi, Część pierwsza - Jesień
a przecież rodowy był… gospodarski syn… nie znajda żaden… nie obieżyświat, a chrześcijan prawy, katolik...
a przecież rodowy był… gospodarski syn… nie znajda żaden… nie obieżyświat, a chrześcijan prawy, katolik...
Siedli na kraju łąk pod krzami, Hanka pokarmiała dziecko, bo płakać poczęło, a Antek skręcił...
— Prawdę mówię, bo tak stoi w gazecie wypisane, wyraźnie jak wół… Nie tak ludzie żyją...
I kiedy roznosili świece, bo nabożeństwo było z wystawieniem i procesją, Kuba wyciągnął śmiało rękę...
— Bóg zapłać, gospodarzu… Ostać, to bym się ostał, ino… ino…
— Postąpię ci coś niecoś!…
— Przydać...
— I cóż, do urzędu pójdzie?…
— Co? Mój Jaś do urzędu, na pisarka? Nie po tom...
Jakoż i sąd wszedł; najpierw gruby, wysoki dziedzic z Raciborowic, a za nim dwóch ławników...
— Przeciek pan Jacek dał mu dziesięć chojarów.
— Dał mu? Powiadali mi coś o tym, ale...
— Wójt także powinien z nami iść! — zauważył któryś, ostrugując kij.
— Do powiatu wezwał go naczelnik...
Wiele wypowiedzi w tekstach literackich może służyć zdobyciu wiedzy na temat tego, jakie w różnych czasach były wyznaczniki wysokiej lub niskiej pozycji społecznej, co służyło jej zachowaniu (taką moc utwierdzającą miało często np. odpowiednie małżeństwo), jakie były możliwości zmiany tej pozycji — a jeśli takie możliwości w ogóle istniały, jakimi sposobami tego dokonywano. Hasło to wprowadziliśmy na naszą listę, aby umożliwić wskazanie fragmentów pozwalających czynić takie archeologiczno-antropologiczne obserwacje.