
Józef Ignacy Kraszewski
Stara baśń, tom pierwszy
— Musiałem, choćby życie ważąc — rzekł przybyły. — Musiałem przybyć z oznajmieniem… Nie chciałem, aby niespodzianie spadło...
— Musiałem, choćby życie ważąc — rzekł przybyły. — Musiałem przybyć z oznajmieniem… Nie chciałem, aby niespodzianie spadło...
Porwali się wszyscy, biegnąc ku niemu. Zsunął się wtem z konia, wołając głosem wielkim.
— Synowie...
Stary Miłosz leżał pod dębem na uboczu, za drugim Leszko z Biełką siedzieli o gruby...
Wtem do wrót gwałtownie się dobijać poczęto i wołanie za nimi słyszeć się dało — aby...
Kiedyby baran znał i rozumiał ludzką mowę, a był przy tym, jako go okiem ważą...
Puścił się największym pędem po stoku, który opadał ku zamkowi. Stuletnie drzewa obrzeżające drogę podwójnym...
Pies-widmo począł biec szybciej, poczuwszy pod nogami niepokojące drgania. Żelaznym mostem wstrząsnął dreszcz, jak gdyby...
Niedaleko od brzegu na ogromnych drzwiach, wyrwanych z jakiejś zburzonej stodoły, trzymając się kurczowo występów...
— A w ostatnich dniach ten upiór, co mi grozi zadławieniem, przybiera coraz uchwytniejsze formy. Doktor...
Ten, kto wybrał los Mistycznego Rybaka, niech sprawi sobie jeszcze skafander i zapadnie na dno...
Fascynujące jest, w jak wielu różnych zjawiskach upatrywano potencjalne niebezpieczeństwo i jakie dawano recepty, by go uniknąć. Niektórzy jednak z premedytacją szukają niebezpieczeństwa, by wypróbować swą odwagę, hart ducha i tężyznę cielesną.