Bruno JasieńskiBut w butonierceMorga
1Przyjechali czarną, zamkniętą karetką.
(Był wieczór… jesienny wieczór…
Błoto — spleen — zapatrzenie…)
Wynieśli coś ciężkiego, nakrytego płachtą.
5Postawili nosze na kamienie.
Robili rzecz zwinnie.
Lampa oświetlała ich jasno, biało.
Było cicho… Deszcz śpiewał w rynnie…
Konie cłapały kopytami…
10(… Coś się stało… Coś się stało…)
Przystanęło kilku ciekawych.
Patrzyli. Pytali.
Dolatywały pojedyncze słowa.
Jakaś rozmowa urywana, krótka,
15Prowadzona ściszonym staccatem…
… 25 lat… Prostytutka…
… sublimatem…
Podnieśli nosze. Weszli do sieni.
(Deszcz padał… krople tłukły o dach…)
20Jeden świecił im z przodu latarnią.
(… Taniec cieni…)
Ponieśli w dół po lepkich, wyślizganych schodach
Do ogromnej, sklepionej piwnicy.
Nosze stały rzędem.
25Coś czarnego mignęło … przepadło…
Może szczur?… Może cień z ulicy?…
Jeden świecił latarnią.
Przystanął.
Postawili pod ścianą.
30Wytarli głośno nosy.
Wyszli.
Klucz zgrzytnął w zamku…
Jeszcze ciche oddalone głosy…
Jeszcze kroki cichnące na górę…
35(… Jak myśli… jak myśli…)
Potem turkot po bruku za bramą…
I nic…
Cisza…
Ciemno…
40Zostawili SAMĄ, zupełnie SAMĄ…
Samą jedną na uboczu.
Nosze stały szeregiem nieruchome, nakryte.
Noga przy nodze.
Z kąta błysnęła para zielonkawych oczu…
45Jedna… Druga…
Wpatrywały się długo, badawczo…
Coś szeleściało po mokrej kamiennej podłodze…
Na górze paliły się lampy.
Chodnikiem wlókł się jakiś pijany robotnik,
50Wieczny po oceanach ulic argonauta.
Ulicą z świstem syren ścigały się auta.