Spis treści
Z myśli wieczornychKędy płyną dwa złote ruczaje…
1Sprzecznościom życia dziwisz się. Śmiechowi, co zadzwonił wśród krzyków tragedji, lichej glinie w pokładach drogocennego marmuru, rdzawej skazie na płatku róży białej — dziwisz się.
2O, drogi! Twory życia to zlepy marmuru i gliny, uploty sznurów pereł i sznurów korali.
3Perłowe gamy śmiechu, — koralowe strugi krwi;
4cień chmury na jutrzni porannej, — złota gwiazda nad wieczorną zorzą;
5śmiech lekki, u którego tonów, na sznurach łez kołyszą się ciężkie westchnienia;
6łzy ciekące po złotogłowiu, — konwalja pachnąca na grobie;
7skaczący i wybielony klown, — w ponurej celi smutku;
8świst dyscypliny pokutnej, przerzynający pieśń Anakreonta;
9pieśń Anakreontowa, brzmiąca w czasie biesiadnych pochodni, gdy w jasności jutrznianej skowronek dzwoni i skowronkowo, pod błękitami, modlitwę poranną śpiewa dzwonnica kościelna…
10Czyś nigdy nie czuł bólu, który z samego siebie się śmieje i śmiechu, który nad sobą samym ogromnem łkaniem płacze?
11Czy nie widziałeś grzechu, męką serdeczną dźwiganego ku ogromom cnoty, i cnoty, którą złość serca w rozdoły grzechu spychała?
12Na zachód idąc, nie umierałżeś nigdy z tęsknoty za wschodem, a gdy ku temu kroki obróciłeś, czyliżeś się wichrem żalu na wschód nie zwracał?
13O, drogi! w tym zlepie, w tym splocie, w tych wiecznych bojach życia, jedno tylko oko Boże rozróżnić zdoła glinę od marmuru, sznur pereł od sznura korali, łzę oka od złotogłowiu szaty, rdzę na płatku róży białej od spalonego w żarach słonecznych jej serca, — i niech ono jedno tylko gromem gniewu druzgoce i spala to, co dla wszechświatłości Jego jest ciemnością.
14 15Lecz zważ jeszcze. W muzyce tej bezdennej, którą rozlega się świat, im narzędzie muzyczne kunsztowniejsze, bogatsze, im pierś jego szersza i struny liczniejsze, im cieńsze, lotniejsze, na myśl muzyczną wrażliwsze palce, które po strunach przebiegają…
16 17Czy słyszysz tam w dali, u skraju równiny grającą fletnię pastuszą?
18Jedna, druga, trzecia nuta! jedna, druga, trzecia nuta! wciąż te same… te same…
19Umilkł instrument prostaczy, ubogi.
20 21Rozegrała się, rozśpiewała, rozdzwoniła harfa kunsztowna, bogata, pierś zasnutą złotemi struny wystawiająca na błyskawice, gromy, słońca, podmuchy, szelesty, pogody, pieszczoty i miecze, chmury i błękity nieba, ziemi, duszy własnej, — duszy głębokiej, a po brzegi pełnej nieba i ziemi…
22O, drogi! w tej ulewie, w tej burzy, w tym zgiełku, w tych nieskończonych bojach tonów, jedno tylko ucho Boże rozróżnić zdoła potępione od błogosławionych i niech jedno tylko Słowo Boże ku tym grzmi: zgińcie! ku tamtym: śpiewajcie!
23 24Wznieś na dłoni amforę i pójdźmy, kędy śród szarych piołunów płyną dwa złote ruczaje…
25Miodną patoką miłosierdzia i oliwą przebaczenia płyną.
26Zanurz w ruczajach wargę amfory, niechaj z nich pije — i poniesiemy ją między harfy świata, by łkające ich struny słodyczą miodu sycić i zgrzytające namaszczać oliwą pokoju.
27Potem amforę oddamy rękom bratnim, aby ją pochyliły nad strunami — naszych harf.