Spis treści
Z myśli wieczornychW ogniu pracy i łez…
1Brzemieniem snów bezpowrotnych obarczony, niemocą w ścianach zamkniętych więziony, stałem u okna domu swego i oczyma w ogniu pracy i łez spalonemi patrzałem na ludzi, idących krzepko, raźnie, wesoło.
2Szli parami, gromadkami, w rozmowach poufnych poruszały się ich usta, w białem powietrzu zimowem zaróżowiały się ich twarze, stopy lekko odrywały się od ziemi.
3Piękny, pogodny, słoneczny dzień zimowy; krzepcy, raźni, w pogodzie złotej kąpiący się ludzie!
4Nagle z łańcucha bezpowrotnych snów moich oderwał się, stanął przedemną jeden. Wspomniałem.
5Jam także niegdyś, w takie same dnie cudne, po tej samej ulicy, tak samo raźnie i wesoło chodził, z taką samą rozmową poufną na ustach, twarzą zarumienioną w białem powietrzu zimowem.
6 7Wtedy może… pewnie… nawet niezawodnie, przez okno tego lub tamtego domu, z pod brzemienia niepowrotnych snów, z więzienia niemocą zamkniętych ścian, jak teraz moje na tych przechodniów, patrzały na mnie jakieś oczy, spalone w ogniu pracy i łez.
8Jam ich nie widział tak, jak teraz ci przechodnie nie widzą moich.
9Powstają pod czołami ludzkiemi oczy wesołe i oczy żałosne.
10Powstają i przemieniają się jedne w drugie.
11Przemieniają się, przemijają, wnet przez inne zastąpione.
12Gdy przemijają, na wieki usypiają, gasną, o Panie! czy tam powracasz dni białe i złote, czy powracasz tam siłę i radość duchowi, który je tu spalił w ogniu pracy i łez?