1
Zwiotszała
[1] kuźnia wśród rozstajnych dróg.
Za dnia nie ujrzysz jej —
hej — hej —
5wyje wiatr.
Noc mroźna — wiatr wyrywa pnie,
sosny do ziemi gnie.
Za cmentarzem bije młot —
głuchy grzmot.
10Kuj żelazo,
kuj żelazo —
okute serce nie pęka.
Skradam się — pod chaszczą
[2] zwalonych drzew —
przez rozorane nawałnicą skiby
[3] —
15do samej ściany, gdzie połyska żar.
Dziura jest w dylach
[4]: widzę —
niski człowieczek —
(chwilami wyrasta nad chmury)
z oczyma jak dwa lochy bez dna —
20w wyschłych piszczelach rąk
dźwiga młot —
i podnosi z wolna —
jak nakręcona figura woskowa —
zaś opuszcza nagle z potęgą —
25w straszne zębate kowadło,
na którym się wzdryga
Ona oddycha, jak serce —
ona się przyczaja w sobie — i kurczy —
30w blasku rozbryzganych płomieni
twarz bledsza od lilij
wschodniego księcia.
Oczy gasną cicho, jak księżyc na morzu,
tuląc się w wiekuisty bezmiar czarnych szafirów.
35Ziemia się rozwarła
i jęło
[6] zapadać oberwisko
[7] meteorów
w ziejącą wśród głazów szczelinę.
A straszny ślepiec odepchnął kupę żużli nogą
i przez bór pędzi —
40i znowu powraca —
sosny szumiące ugina jak rżysko.
Moje oczy stały się podobne do dwojga
zamarzłych okien.
On nie widzi —
45nie ogląda się —
lecz szuka czegoś niewidomy —
i wygrzebuje coś skrytego w ziemi —
wtem wicher uderzył żelaznym skrzydłem
i runął — zawalił się dach.
50— — — — — — — — — —
Idę śpiąc —
nogi mam jak ciężkie czarne trumny.
Słyszę dźwięk trąbki
i skowyt ogarów —
siadłem w rowie —
55głowa mi opadła:
idę już tak od wieków —
przeklęty — bez winy.
I obudził mnie mróz:
szumi las —
60gdzie iść?
droga tu —
droga tam —
Wlecze się za mną brzydka ropucha.
Szatany z piskiem, jak szczury,
65osuwają się po drzewach —
zmyliłem szlak —
Senwróciłem w miejsce, gdzie kuźnia.
Popiół zimny —
kładnę
[8] się na kupie żużli,
70sen okrąża mnie, jak ryś —
nie wchodząc
do wnętrza zmartwiałej, nieruchomej ciszy.