- Miłosierdzie: 1
- Ofiara: 1
- Pokusa: 1
- Trup: 1
Władysław SyrokomlaGawędyPocztylionGawęda gminna
1— Tu piją i gwarzą, ty jeden w téj wrzawie,
Wyglądasz jak jeniec w niewoli; —
Weź czarkę, weź lulkę, siądź tutaj na ławie,
I powiedz, co tobie tak boli
[1]?
5Ni dzwonek, ni trąbka, ni kraśne
[2] dziewczęta,
Nie mogą rozerwać twéj nudy
[3];
Dwa lata tu żyjesz, a nikt nie pamięta
Ażebyś był wesół jak wprzódy.
— O! bo też mi gorzko, bo smutno mi wszędzie,
10Nie miło na świecie, nie miło;
Daj czarkę! przy czarce odważniéj mi będzie, —
Posłuchaj co mi się zdarzyło:
Gdym przystał na pocztę, zbyt jeszczem był
[4] młody,
Lecz dusza dość miała swéj mocy;
15Nie znało się wprawdzie wygody, swobody,
Nie było ni święta, ni nocy.
Od ranka do zmroku, od zmroku do ranka,
Woziłem pakiety i pany, —
Dostałem złotówkę; o! wtedy hulanka,
20Wesoły i syt, i pijany!
Zwodziłem dziewczęta, skarbiłem przyjaciół,
Z pisarzem jak z równym i kwita;
I konie mię znały, jak gwizdnął, jak zaciął, —
Rwą moje siwaki z kopyta.
25Wesoło wieźć pocztę! zatrąbię na moście:
Tu kogoś się spędzi, tam spotka,
Tu wiozę panicza, tu młode imoście,
O! wtedy pewniutka dwuzłótka!
Lecz serce me jednéj oddałem dziewczynie, —
30Mieszkała w wioseczce o milę.
Bywało wracając nigdy się nie minie,
Choć krótką przepędzę z nią chwilę.
Raz woła mię pisarz, w północnéj cóś porze,
Budzę się natychmiast, przychodzę, —
35A była to zima, mróz tęgi na dworze,
Zawieja, sumioty
[5] na drodze.
«Powieziesz sztafetę!» — «Oj licho przywiodło!» —
Tak sobie odchodząc mruczałem.
Za pakiet, za trąbkę, za konia, za siodło,
40I w moment puściłem się czwałem. —
A tutaj wiatr świszcze, śnieg kręci i ciemno,
A przytém okrutne bezdroże;
Dwa słupy wiorstowe mignęły przede mną,
45Wśród wichru poświstów, głos z płaczem zmieszany,
W bok drogi gdzieś woła pomocy;
Myśl piérwsza — pomogę! któś pewno zbłąkany,
Brnie w śniegu i zginie wśród nocy.
Zwróciłem już konia — wtém jakby mi zda się
50Któś szepnął: «a tobież co po tém?
Ej lepiéj godzinkę zyskawszy na czasie,
Odwiedzić twą dziéwę z powrótem
[6]».
Strach serce ogarnął, zaledwiem mógł dyszeć,
Pot zamarzł kroplami nad czołem;
55Jam w trąbkę uderzył, by jęków nie słyszeć,
I daléj siwego zaciąłem.
Wracałem o świcie — trzy wiorsty od domu,
Strach znowu ogarnął mię skryty;
Duch zamarł, a serce szepcąc po kryjomu,
60Stukało jak dzwonek rozbity.
Przy słupie koń czmychnął — zjeżyła się grzywa
Na drodze, pod płachtą powiewną,
Pod warstwą sumiotu — kobiéta nieżywa,
Skostniała, bezwładna jak drewno.
65Strząsnąłem płat śniegu na białéj jéj szacie,
I trupa wywlokłem na drogę;
Otarłem śnieg z lica — to była… ach! bracie
Daj czarkę, dokończyć nie mogę —