Edward PasewiczDolna WildaMat o brzasku
1
Wypiliśmy trochę, więc zaszło słońce.
Przed przejazdem kolejowym ustawiona szachownica.
Dróżnik jak kot. I gubiłem się w zakurzonej szybie,
sądząc, że ty się odbijasz, nie ja.
5
Resztę milczenia we mnie otwierał ten widok:
taksówki ciągnące pod górę, wyjące jak w procesji,
przy każdym zakręcie.
Mówiłem ci:
święto ciała zaczyna się o tej porze,
10włosy stroszą się i elektryzuje skóra.
Kto posłał te metalowe chrząszcze, ażeby błądziły
po wąskich drogach? To jedynie cię zajmowało:
ruch skoczka i przegrana, za pierwszym razem
przełknięta jak zimna herbata.
15
Tego się spodziewałem.
Ryku silników, powolnego dudnienia, kurzu na wargach.
Mówiłem: jadą z pobliskiego miasteczka,
mówiłem: oczyść się, rękawem przetrzyj, albo
wstań i umyj.
20Odpowiedź zawsze była ta sama.
Świecisz w ciemnościach chłopcze,
masz mata.