Edward PasewiczDolna WildaRano
1
Dziura w piersiach po przebudzeniu rankiem
zalana kawą z trzech łyżeczek, nie bardziej
doskwiera niż strupek po komarze.
A jednak jest pusto. Wieczorem czytana
5gazeta już zsunęła się ze stołu
i niczego nie wypełnia, płasko opadła
na podłogę i trwa tam jak flądra na dnie.
Nie chcemy się zauważyć nawzajem.
Ciśnienie pewnie spada, bo sen nie
10odkleja się od świadomości, tylko
ciągnie ku sobie, jakby chciał przeciągnąć
linę na piknikowym konkursie.
Gorąca kawa wygrywa, choć
ciągle jest jeszcze tępo, płasko i brudno.
15Ostatnie zdanie ze snu ciągle nęci,
choć jest tylko strzępkiem:
„ulica Nieszawska w prawo i przez krzaki”.
Reszta jest zamazana, dziury, luki, braki.