1
Trzy minuty Czyśćca, zdycham ostatecznie
Zdycham w twych ramionach jak w okowach
jak w ostatnim okopie w błocie wyżłobionym
Czy wiesz, że to przez ciebie te trzy minuty
5przez to rozbicie pryzmatem twojego wzroku
twojego mdłego spojrzenia na mnie prowadzonego
Zostałam potępiona i zbawiona, bo nie umiałam
trzymać cię za rękę, nie odpowiedziałam ci
Widzisz, wszyscy mi mówili, że teraz będę płakać
10że przypomnę sobie gorzkie wypełnienie tabletek
choć ich pozór, choć ich powlekanie jakże słodkie
Gdyby istniało tu jakiekolwiek ostre narzędzie
zabiłabym się wiele razy, z satysfakcją umierania
aż w końcu byś zlitował się nade mną i pochwycił
15łapiąc za mą dłoń, stanowczo mi tego zabraniając
Już nigdy więcej bym tego nie zrobiła dla ciebie
Nie szantażowałabym cię swym płaczem, histerią
W wersji sproszkowanej już mnie nie chcesz za bardzo
teraz ta niepotrzebność, samotność wzgardzona
20Nie ma jak pokutować, nie ma narzędzi tortur
Nie ma kół zębatych śmiejących się nieszczerze
Nie ma klatek z owocami rekordowo gorzkimi
Nie ma nic, tylko wielkie pogorzelisko wokół
Ten strup właściwy ciągle się goi i sklejony jest
25z plastrem, jeszcze trzy minuty gojenia się
Daj mi właściwy powód mego czekania
W krainie zwęglonej baśni wszystko jest marne
Wszystko jest spalone, ze wstydu kryje swoje twarze
w kąty za karę
30Tych kątów do odczekania miliardy, same kąty
Stoję bez ruchu, prawie jak umarła w kącie
Liczę do stu, liczę na ciebie, ojcze, liczę na liczenie
Zniszcz mnie lub zbaw, niech już nie będzie
trzech minut zapomnianych przez wszystkich
35Czekam na litość
Wyciągam swe żebracze ręce, błagam o ruch
Z kartką pogniecioną informuję przechodniów
że jestem ciężko chora i nie mam nic
Mam temperaturę w cieniu bardzo niską
40Czekam na litość bażancich spojrzeń na boki
Wyciągam się żebracza jak żagiel zwieszony
błagając o szept, co poruszy wielkie ciężary
Czy widzisz moje sczerniałe ręce z węgla wykute
z węgla, dobry jest na przeczyszczenie
45Czekam na litość, zbieram na lekarstwa