Bianka RolandoBiała książkaCzyściec Pieśń trzydziesta druga. Bok
1
W szarości skóry jęczmiennej
plączę swe nogi, stepując jednocześnie
trochę nierytmicznie mi to wychodzi
Wzrasta przede mną bok w miarę uderzeń
5konstrukcja z czarnego grafitu, magnezu
W belkach konstrukcyjnych i wspornikach
wielopiętrowe mieszkalnictwo komunalne
Wybijane kamieniami otwory drzwiowe
wilgotne ościeżnice w przeciągach
10Podwiewa mi sukienkę chłód dziwny
Uderzasz mnie mocno w bok, przechodzę
W ciemnym korytarzu ramiona powtórzone
Piętra te same, podzielone tak samo na porcje
Bądź teraz, szukaj mnie, teraz ty mnie
15Brudzę się grafitem ścian i rysuję na czarno
z ołowianym połyskiem łapię jeszcze błyski
Ślizgają się na mnie te larwy przejrzyste
zależne od źródła macierzystego, zależne
Piętro po piętrze biegnę po laur ściśnięty
20Po korytarzach wlekę swoje ciało za rękę
ono opiera się siłą i się wyrywa do wyjścia
Uderzasz mnie mocno w bok, przechodzę
Jestem w ostatnim wolnym pokoju z rezerwacją
Czuję mnożącą się obecność, tysiące nad i pod
25z boku i zewsząd czuję ich niecierpliwość
Przede mną tylko okno, w którym ustawiam się
we właściwym miejscu, pod właściwym kątem
Posłusznie, z spuszczoną głową patrzę w dół
w przepaści głębokie i tęskne, tak tęskne
30Topnieje tu popiół zmiatany pod rogi dywanu
Kto tu zagląda zgięty do środka, ten tak wygląda
Uderzasz mnie mocno w bok, przechodzę
W milionach okien stoją poeci z otwartymi usty
żadnych dźwięków samodzielnie nie wydają już z siebie
35Zgarniani, zbawiani grupowo w pośpiechu przypływów
Rozgrzeszenie w tłumie przeoczą ich dawne pozdrowienia
dla szatana z wakacji, listy, które wysyłali spod swych ud
bo się im dziwnie pomylił adresat, może to wina poczty
Ramionami tak szerokimi zbierani z głębokich wykopów
40wyżłobionych w wapieniach przybrzeżnych, podmytych
w ramach stawki, którą zabiera zwycięzca za partię
gry w kości za kości
Uderzasz mnie mocno w bok, przechodzę