Wioletta GrzegorzewskaOrinokoZa górami
1Kiedy wracaliśmy autobusem z Blatnicy,
wszystkie drogi prowadziły do strumieni.
Powietrze było podchmielone i góry
tak wielkie, że można się do nich modlić.
5Koza przywiązana sznurkiem do sosny,
ledwo trzymała się stoku. Klęczała
przed listkami mniszków, jakby prosiła
o inne życie. Ja też obudziłam się inna
w cygańskiej dzielnicy, obok internatu
10z niedoboru jodu zmieniłam się w kosmitkę,
plątałam sie po Martinie jak orawski przysmak.