Mieczysław BraunPrzemysłyWspomnienie o Żeromskim
1W kawiarni, przy stoliku, w światku literackim,
Gdzie drobna muza pije szklanki czarnej kawy,
Pamiętam, rozmawiano kiedyś o Słowackim
I powszednie złośliwie poruszano sprawy.
5Niespodzianie wszedł cichy, wielki i dostojny,
Spojrzał ku nam milczącą, pełną troski twarzą, —
Ucichliśmy, jak dzieci, które próżno gwarzą,
Gdy kroki ojca spłoszą gwar dziecinnej wojny.
Łaskawie usiadł z nami i mówił najprościej,
10Chwaląc film «Atlantydę» z przyjaznym uśmiechem.
Miał wtedy w oczach mądrość najgłębszej miłości
I twardą pracę, która umie walczyć z grzechem.
Na czole myśl cierpliwa wyryta jest blizną,
Serca łomot się głuszy rękami obiema.
15Ale wiem — Atlantyda jest marzeń ojczyzną,
Atlantyda jest Polską, której jeszcze niema!
Już nie przyjdzie tu więcej ten, który swe ręce
Jak Tomasz wkładał w rany bolesne i chore, —
I w rozkoszy piekielnej, jak w piekielnej męce,
20Musi światła mieć więcej. — «Żono, odsuń storę».
Już żałobne chorągwie targa wiatr jesienny,
I głuchy dzwon na trwogę jęczy w całem mieście.
— Już sami zostaliśmy w czuwaniu bezsennem…
25Zabierzcie czarną trumnę i dalej odwieźcie.
Wykonać nam testament zostaje ostatni,
Gorące proste słowa, — milczące najgłośniej, —
W pocałunku ojcowskim lub uścisku bratnim
Zwiastujące — jesienią budzone przedwiośnie.
30Po tym trudzie straszliwym pot spływa na czoło.
Niech wieczny odpoczynek zdejmie wieczną troskę.
Oddajmy wielką pracą hołd Jego popiołom,
Na serce, które pękło, połóżcie mu Polskę.