1
Ujrzawszy ptaszek chłopczyka,
Jak się z siatkami przymyka,
Skoczył po rozum do głowy,
I temi zaśpiewał słowy:
5«Widzę, masz na mnie chrapkę, ślęczysz nie daremnie
Lecz cóżby ci przyszło ze mnie?
Zbawiłbyś mię swobody, zamknąłbyś mię w klatkę,
A ja mam matkę.
Matkę, którą kocham tkliwie,
10Teraz słaba, ja ją żywię,
Pośród wygód w twojej klatce,
Myślałbym tylko o matce.
A udręczon z każdej strony.
Zginąłbym osierocony.
15Pomyśl, gdyby rozbójniki,
Nie dbając na płacze, krzyki,
W swej złości zapamiętali
Od matki cię oderwali!
Gdyby cię to nieszczęście w tej chwili spotkało,
20Jakby ci się też wydawało?
Bóg mi dał życie; na życia osłodę
Przydał swobodę,
Cieszę się z tego daru, nie chciałbym umierać,
A ty biednej ptaszynie chcesz życie wydzierać!…»
25«Nie, rzekł chłopczyk wzruszony, żyj ptaszku kochany,
Nie doznawaj w szczęściu zmiany,
Bądź pociechą drogiej matki,
Poniszczę już moje siatki.
I ty i twoi towarzysze mili,
30Będziecie spokojnie żyli.
Niechaj ci piórka odrosną,
Ucz się śpiewać, wzbijać w górę;
A z każdą wiosną,
Nowym wdziękiem swych pieni ożywiaj naturę.»