Jan KochanowskiPieśń VIII[1][2]
1Kiedy sie rane zapalają zorza,
A dzień z wielkiego występuje morza,
Przyszedłem na brzeg, kędy Wisła bieży,
A tam siedziała na wysokiej wieży,
5Podjąwszy
[3] rękę, smutna białagłowa
I pocznie z płaczem narzekać w te słowa:
«Takżem ja barzo niefortunna była?
Takżem ja wiele szczęściu przewiniła?
Że temu k woli
[4] być nieboga muszę,
10Który jako grzech mierzi moją duszę.
A ten
[5] gdzieś siedząc, narzeka z daleka,
Przed którym nie mam milszego człowieka.
Ślub mi przywodzą
[6], poniewolne słowa
[7],
Na które nigdy nie zwalała
[8] głowa;
15A ono było lepiej serca pytać,
Które gdy nie chce, słów sie prózno chwytać.
Niech sie tym cieszy, że mię ma w niewoli,
Ręce mógł zwięzać, myśli nie zniewoli.
Bogu tajemne nie są ludzkie sprawy,
20Ten z nieba widzi, kto krzyw, a kto prawy.
Ja nie mam komu krzywdy swej powiedzieć,
Jeślibych miała, i to trudno wiedzieć
[9].
Jednęż mam wolność w swej ciężkiej niewoli,
Że sie wżdy mogę napłakać do woli.
25Więc mię to zewsząd szczęście
[10] pokarało,
Wszystko mi zaraz, com miała, pobrało.
Ojczyzny nie mam, matkim ostradała,
Samam sie w ręce okrutne dostała.
Cóż mię gorszego mogło potkać w boju
30Nad to, co cierpię, nieboga, w pokoju?
Czasem bych rada żałość swą pokryła
[11]
A na lepszą sie postawę zdobyła;
Ale smutnemu trudno śmiech przychodzi,
Trzeźwi
[12] w pijanych sprawy nie ugodzi.
35I mnie nieszczęsną łzy moje wydają,
Które mi z oczu płynąć nie przestają.
Tegom też pewna, że mię nie miłuje;
Nie mam mu ze złe, mnie w tym naszladuje.
On wie, co myśli, świadom, o co stoi;
40Ja go nie sądzę, ani mi przystoi
[13],
Wszakoż sie k temu zawsze będę znała
[14]:
Mił mi nie będzie, bych
[15] dziś umrzeć miała.
A ty, mój bracie, wzorem stryja twego
[16],
Pomści mej krzywdy i zelżenia swego.
45Uczyń, co twej krwi szlachetnej przystoi,
Miłość przy tobie nieomylna stoi.
Jać albo zdrowia w tym frasunku zbędę,
Albo na koniec twoją żoną będę.