1Daleko i blisko pod mym ramieniem słyszę popiskiwanie
Żałosne, nerwowe moje drapanie w tym miejscu, gdzie swędzi
Głos spokrewniony usłyszałam wbity we mnie, tak daleki
Śpiewak fałszujący drżał, srał w majtki bawełniane z domieszką
5po nogawkach rajstop ściekał mu mocz ze strachu przed sobą
Wciśnięcia w głębokości nieodkryte przez żadne wehikuły
Byliśmy dawno napełnieni ambrozją i nektarem kradzionym
Szeleszczą części skołtunione mocno, pod spodami
Słyszę świsty jak pieśni powlekane żałością wyczynową
10Bóstwa spokrewnione tłoczą się w tym niemiejscu, we mnie
Przekrzykiwania na ścianach przepaści, noszę ją w sobie
Nienawidzę ich, a oni mojej obecności, jednakże zmuszeni
Skóry po nas zostają, po bóstwach leśnych, prehistorycznych
Posłyszałam głos pojedynczy, zdał mi się jakoś rozpoznawalny
15Szepcząc w mym uchu, umiejscowił się jak w niewygodnej pufie
Ten pisk, syczący torturował precyzyjnie dźwiękiem nieznośnym
Jego głos, trzeszcząca dźwignia kości zginająca, kości zrywająca
Zasypcie grubą warstwą żwiru to gnojowisko smrodem oszałamiane
Wszystko od niego ucieka, nawet on od siebie ucieka lękliwie
20To gardło jest tu tak zwężone, nie ma przełykania i oddychania
Nie wbijesz w to rurki, by uratować mu życie, by mu uratować śmierć
by uratować jego pieśni charczące przed każdorazową destrukcją
po szepnięciu jednostajnym, od razu niszczone są przez połykających
To najmniejsze terytorium bóstw zapomnianych w starych mitologiach
25Zaśpiewaj mi swą piosnkę zdolnego szambiarza uwikłanego w zagadkę
Nadchodzisz, w mordzie trzymając swe kości zmiażdżone jak puchar
twym własnym pyskiem i tonowym naciskiem na siebie samego
Twój wątek przeplata się gdzieś we mnie rozpiętej i zgniecionej
mieni się w okolicy, dając znać, że się jawił kiedyś jako Pseudohelios
30okrutnie biczujący swymi promieniami twarze pobielone rozpaczą
rytmicznie uderzając w ich skóry, jak w bębny bolesno-dźwięczne