1
Zagadka rysunku trzeciego przed nami
którego punkty nie tworzą żadnej całości
Wszystkie linie rysunkowe zwiędły
jak je połączyć ornamentami w czytelny rysunek?
5Poprośmy, może ktoś z widowni nam pomoże
może komuś uda się to, uda się to uczynić ręcznie
zgadnąć cokolwiek z domniemanego rysunku
Trzy szkice w teczkach woskowych noszę
spoglądam sobie na nie czasem nerwowo
10Próbowałam łączyć te paprochy, te zabrudzenia
w solidne całości, ale umyka wszystko śpiesznie
Tych gwiazd w żadne gwiazdozbiory nie złożysz
umieralność ich największa w przestrzeniach
Z trzecim rysunkiem były same problemy
15wpierw został zgnieciony, potem zapomniany
Kryję w spoconych dłoniach jego przechowywanie
Oto rysunek niemożliwy, lękliwie uciekający
uciekający samochodami dalekobieżnymi w dal
Rysunek rwie się, napinany do granic nieprzekraczalnych
20lepi się do wszystkiego, pieczętuje swoją obecnością
Me pisaki są tu porzucone, wielki śmietnik ustników
W ogniu pieśni zakrywają swe śpiewne oblicza przed sobą
wobec tego brunatnego nowotworu tu ulokowanego
Paczki dobrze sklejone dochodzą do piekła w trzy dni
25Mamo, prześlij mi, proszę, te ciepłe kapcie uszyte z wełny
do grobu prześlij mi je, bym mogła szurać po parkietach
woskowanych na wysoki połysk z okazji śmierci wiecznej
Rysowanie rozpada się mi w rękach, one też się rozpadają
Nic tu nie bywa odcinkami, odległości uciekły zawstydzone
30Już w sumie próbowałam ciężki rysunek nanosić na ziemię
za pomocą schodołazu, chodzików dziecięcych, starczych
za pomocą swych niewidocznych podpórek szkicować jakiś kres
wszystkie były pokryte białym aksamitem i czekoladą
tym bardziej były luksusowymi materiałami plastycznymi
35Patrzę przez ich nieszczelne struktury na mą słabość
na moje potykanie się, czołganie ze wzrokiem ku ziemi
Chodzę z głową gniecioną do dołu, przyglądając się wykopom
Te linie prowadzone na końce jak zagony gnilne, zmrożone
rytmicznie i równo rozkopywane ze znikomymi śladami pulchności
40Zagony rytmiczne umykają teraz już pomału, w zaciemnieniu
zachodzą z blaskiem słońc schowanych za horyzontami
liniami się w nas wrysowują, dzieląc nas ozdobnie w okolicach zera