Jacek PodsiadłoWychwyt GrahamaKult ciała
I
1Biała rzeźba chmury spiętrzonej jak lodowiec. Świetlana
postać, sferyczna przodownica, nieskalana Swietłana
prze naprzód. Zmienia swe proporcje
jak siłacz zapracowujący na pamiątkowe proporce
5godzinami mordęgi nad każdym modułem muskulatury
poddawanej co miesiąc, w świetle, osądom jury. Niezawisłe chmury.
Busoł kołuje nad łąką. Wróble, szara, dziarska
gromada rozsypuje się na asfalcie niczym szaradziarska
kombinacja punktów, które połączywszy gmatwaniną linii,
10otrzymasz klarowny obraz. Ciamka, oblizuje się, ślini
leszcz jadący sprzedawać się w Berlinie, prawdziwe widowisko, jak zmysłowo je gruszkę.
Przed snem pocałunek: wyciera starannie usta o plecak służący mu za poduszkę.
Ja wysiadam niedługo. Też sobie pozwolę na luksus
soczystego owocu, wciąż czuję w żołądku ostry kuksaniec kuksu.
15O, trzymający w dłoniach gędziebne naczynia, wolni od trup i grup
powietrzni muzykanci, gdzie mój trup znajdzie grób?
Kto odda niesprawiedliwość wymyślonym zaletom?
Kto mnie opłacze waletą? Kto pójdzie za lawetą? Damy przeciwko waletom?
II
Kiedyś strażnicy grobu nieznanego żołnierza, odporni na wiatr i żarty
20rekruci sztywni jak knoty zastaną przy zmianie warty
odwalony kamień. Oszaleje wojskowa żandarmeria. Tłumnie
zwalą fotoreporterzy, by uwieczniać pustkę w urnie czy trumnie.
Już widzę, jak główny strateg stratą gieroja się martwi.
A to może i dobrze, że po wszystkim jesteśmy tak niedoskonale martwi.
25Znam takich. Z papierosem w zębach i w dresie
młody sukinkot trafia raz za razem, pewnie pewien, że się
nie zestarzeje, przenigdy. Obwieszcza to niebu krzykiem.
Za pięć lat będzie kolejnym chodzącym nieboszczykiem
z trudem trafiającym do domu, co dopiero do kosza. Że też się nie zmęczy,
30znów wsadził piłkę od góry i zawisł na obręczy.
Cóż znaczą w tej pożodze nasze sknocone ciała, woskowa żandarmeria
moralnych zasad, stearyna starań? Żądam berła
i buławy, ogniotrwałej motyki, strażackiego bosaka i idę jak w dym,
na bosaka, przez labirynt mowy. I wracam niepyszny, ucięty jak męski rym.
35Śmierć, to ci figura. A jaki cień. Myślałem, że gdzieś poleciała.
Lecz przesuwa się ku mnie, na wolne pole ciała.