Justyna Radczyńska-MisiurewiczNieopanowany
1Spróbujmy sporządzić rysunek wiersza
jak na robótkach odręcznych w psychiatryku.
Czytało się układem krążenia i płakało zawsze
na tej stronie, która była niezmienna.
5Wtedy świetlica zmieniała się w czeluść.
Po jednej stronie gwiezdny odwyk, po drugiej
apokalipsa i winylowe kwiatuszki na tapecie.
Nic nie było na dnie — żadnej pieśni pod pieśniami,
szukało się wszędzie, lecz nie znalazło. A wyobrażenie
10koturnów płomienia niezmiennie przerażało. I te rzeki iskier,
które płynęły za nami, wypalając ślad jak grawerunek na śniegu.
Nie podpływały zbyt blisko, wystarczyło tupnąć,
a ich języki ustępowały jak liście spłoszonej mimozy.
Pełzały korzystając z faktu, że oczy nie otwierają się
15z tyłu głowy. Pseudomim kręcił na świat te różne, smukłe ognie,
biegające po śladach wczorajszej komety — w poziomie, by
uniknąć kolizji
z taflą jeziora albo nawet z hosanną przeszklonego nieba.
I żeby nie skonać w zenicie, bo kto by tak chciał?
Więc spadały gładko za serdeczny horyzont.
20Wyszłam na ten boski pokaz w cienkiej sukience bez rękawów.
Drżałam trochę z zimnego strachu. Więc wymówiłam: dobranoc.
A pomyślałam:
to już koniuszek rewii, nie związanej z życiopisaniem.
Teraz czas na megahistorię i jej wysokie standardy.
25Kupiłam czteropak tiktaków z różowym goździkiem diody.
Kasuje się telefony, których nie chce się zastosować,
ale ktoś zawsze podaje ci je do wiadomości w szkicu,
eseju albo szczerym dzienniku. Bo wiadomość to coś,
co ktoś wie i z czasem rozpowszechni.
30Jakaś głupia ryba gapiła się na mnie, więc to z pewnością
nie był tuńczyk. One tak się nie zachowują. Ziewała przy mnie.
Tuńczyk jest nieopanowany.
Ja postępuję tak dalej — do wiosny, do jej pierwszego ceremoniału.
Potem będę budować śnieżne podstępy w ogrodzie różanym.
35Różnie się mówi, że jest nieopanowany.