Justyna Radczyńska-MisiurewiczObwieszczenie
1Człowiek rozbija się o półki z girlandami, tonie w zaułkach po to, żeby w końcu
w uroczystej głuszy odnaleźć obwieszczenie, które być może wisiało w tym
miejscu od dawna, na tak zwanym widoku, a które w procederze wytrwałych
eliminacji i koncentracji na migotliwych obserwablach
[1], co mila potykając się na
5drodze o kamienie węgielne, przeoczył chcący albo i nie, ze ślepą premedytacją
lub dlatego, że był gapą od urodzenia. Może nawet gdyby wyrżnął głową
w obwieszczenie, nie dostałby przedwczesnego oświecenia.
I teraz u kresu wykorzystanych możliwości stoi i czyta jak ktoś, kto zdawał
egzamin na studia dzienne. I okazuje się, że wszystko się zdawało i było na nic,
10a w gruncie powszechnym rzeczy każdy czarny szlak albo choćby na niego pomysł
nie nazywał się inaczej niż bolesny powróz do nierozwiązania. Więc cóż mu
pozostaje w tej malkontentnej klaustrofobii, w tej nadętej sferze notorycznego
przesądzenia, w napuszonym inflacją
[2] kosmosie, który udawał tylko klasyczny
niedeterminizm i skomplikowanie. Jakaś kwiecista beletrystyka, bukiet poezji
15kobiecej czy może rozpaczliwie zapoznawczy wieczorek?
Żaden projekt mu nie wystarczy, tylko czysta radość — różanopalcy
[3] uśmiech
niebios. Radość, która trwa i jest prawdziwym bohaterstwem, słodycz zaś i rozkosz
bezcennymi darami niezrozumienia. I tu lekceważymy wszystkich posępnych
belfrów chorych na rozmaite formy przymusu, racjonalizm i prężne nerwice.
20Wszystkich za jednym hurtowym zamachem. Nie szkodzi, że byli naszymi
wychowawcami, że starali się nam wpoić prawidłowe zasady życia i współżycia
oraz pojęcia świata w zarysie i że dotąd należycie okazywaliśmy im na pozór
wielki szacunek. Ich nauki nadają się na podpałkę zdarzeń, a my nie jesteśmy
piromanami. To oni zresztą oduczyli nas zabaw z ogniem, dusząc w nas każdą iskrę
25zainteresowania płomieniem, choć niektórzy z nas chcieli w przyszłości zostać
prawdziwymi strażakami.
Więc starliśmy się i staliśmy się jak dzieci od wielu pokoleń, ale zdecydowaliśmy
jak ludzie dorośli nazwać to miejsce od nowa niekońcem wbrew kwaśnym
sugestiom, że trzeba się ze sobą szczerze rozprawić i przyznać do globalnego
30błędu, a następnie zaakceptować. Pokochać siebie w najtrudniejsze dni. Zatem
niekońcem, tylko miejscem własnym, ponieważ mieliśmy władzę w oczach i dar
zapomnienia. I to my wywoływaliśmy najbardziej spektakularne i skandaliczne
rezonanse, nie jakieś podziemne maszyny i dlatego po wszystkim nazywaliśmy się
już całkiem inaczej, więc cóż mogło nam zrobić to albo inne miejsce lub czas.
35Proszę bardzo o więcej zagubionego czasu. Oto ewolucja w czasie — potężna
operacja na obrazie natury w walce z jej niezłomnością. Oto też postępujący
akompaniament i krąg światła na naszej scenie, a na niej nasz ulubiony bohater:
w zaślepieniu ewolucji w czasie — legendarny romantyk, beztrosko zakochany
w muzyce i w tym stanie niezdolny do najmniejszego smutku, do żadnej
40przedżałobnej refleksji, choć czujący na twarzy żar za grzechy.
Oto on w obliczu obwieszczenia staje na palcach pod kolorową banderą
najświeższych, zbuntowanych orchidei i rzuca w świat flagę z promienia jak
oszczep, finałową flarę wielkiego koncertu. I podpisuje się pod nim jakby miał
na wszystko pieczątki urzędowe, grzecznie w prawym dolnym rogu,
45mrówkowatym charakterem pisma jako
Ja — Twój mały niezmiennik.