Jerzy JarniewiczProsty wiersz o miłości
1Zrzuciliśmy ubrania
i zaczęliśmy się kochać tak rewolucyjnie,
że zadrżał gmach banku narodowego,
sięgnął dna indeks giełdowy,
5a maklerzy zawyli z ognia, który trawił im
trzewia i portfele.
Wtargnęliśmy w siebie do szczętu, aż runęły mury
przepełnionych zakładów poprawczych,
i wyszli mściciele z kijami do bejsbola, i poszli
10pod ministerstwo spokoju wewnętrznego.
Rozpierzchły się szturmowe bataliony policji,
gubiąc po drodze tarcze, kaski i notesy,
zostały po nich tylko czarne polonezy.
Dosiadłaś mnie tak wyzywająco, że inwestorzy
15zaczęli w panice pakować walizki,
i wracali do domów tanimi liniami,
wywożąc naprędce oleje Sasnala,
cały dorobek swojej nadwiślańskiej misji
(dziesięciokrotne przebicie w cenie
20w ciągu pięciu lat).
Połykałem cię jak anarchista, aż w gruzach legły
gotyckie galerie Tesco i Carrefouru,
roztopiły się w ścianach pancerne bankomaty
PKO BP, Pekao SA,
25Lukas Banku, Citi Banku, Amerbanku,
Millenium, Śląskiego, WBK, Alioru,
Inteligo, Deutsche Banku, BPH,
Multi Banku, Fortis Banku, ING i Pocztowego,
a ognisty podmuch przewiał na wylot
30kręte korytarze towarzystw ubezpieczeniowych.
Kocham cię — nasze nagie ciała krążą po Europie
jak nieopierzony, niewinny komunizm.